~*~
Oto część ósma Listów śmierci. Mam nadzieję, że się wam spodobają i liczę na komentarze.
Z dedykacją dla wszystkich komentujących w ,,Dopisz kolejne zdanie…”. Nie przestawajmy go pisać, kochani.
Raisa
~*~
~3~
Anagram.
To on jest kluczem do mojej tajemnicy.
Do jego tajemnicy.
Anagramy to niezwykłe słowa. Każdy wyraz może okazać się czymś zupełnie innym, nieznanym. Tajemnicą do rozwikłania. Mogłabym być Rosalie Nadabus. Nieistniejącą. Nieznaną. Rozpływającą się jak dym. Nieuchwytną jak nicość.
Więc kim jest Nail Condogie?
Kim jesteś, znajoma tajemnico?
*****
W szafce w kryjówce Edyma ukryłam wszystko, co zamierzałam zabrać ze sobą, kiedy Aida by po mnie przyszła, czyli moją torbę z całą jej zawartością, ubrania na zmianę i książkę. Mimo wszystko nie czułam się pewnie, nie wiedząc, przed czym ona próbuje mnie chronić.
Każdy kolejny dzień mojego nędznego życia był identyczny. Dnie spędzałam z Edymem na lekcjach tańca, spacerach, czy lekcjach. Pomimo jego awersji do innych ludzi, tolerował mnie. Był cierpliwy. Powoli pokazywał mi jak las odradza się po zimie. Uczył roślin, chodząc jemu tylko znanymi ścieżkami. Wtedy czułam się jak we własnym śnie na jawie. Dopiero powrót do pokoju powodował moje zderzenie z przykrą rzeczywistością. Nocami wypłakiwałam sobie oczy do drugiej czy trzeciej nad ranem, zanim popadałam w niespokojny sen. Za dnia jednak ukrywałam swój mały dramat za tajemniczym, delikatnym uśmiechem, który tak lubił Edym. Lecz w przeddzień balu coś się zmieniło. Zanim odeszłam spytał mnie czy mógłby mi jutro towarzyszyć, a ja się zgodziłam… Zrobiłam to, chociaż wiedziałam, że wraz ze świtem nadejdzie mój ostatni dzień. Więc, dlaczego się zgodziłam? Byłam egoistką, ale mimo to tej jedynej nocy nie płakałam, nie spędziłam jej też bezsennie, czy na rozmyślaniach. Po raz pierwszy od wielu dni przespałam całą noc.
Poranek przyniósł ze sobą nowe siły i ciepło wiosennych dni. Przeciągle ziewając, wstałam. Lekko zaspana poszłam do łazienki i wzięłam szybki prysznic. Lawendowy zapach przywołał wspomnienie Belli, przez co wycierając się szybkimi ruchami, myślałam tylko o niej. Naga podreptałam do pokoju po świeżą bieliznę. Wychodząc z łazienki rzuciłam tylko szybkie spojrzenie na zasłonięte okno. Kiedy grzebałam w szufladzie szafy, rozległo się pukanie do drzwi. Zawstydzona złapałam podomkę, którą szybko zawiązałam. Uchyliłam drzwi, przeklinając w myślach swoją głupotę.
-Tak?
-Dzień dobry- mruknął Edym, lustrując mnie szybkim spojrzeniem. Nie wiedziałam, czemu, ale po chwili na jego twarz wpełzł rumieniec. Przygładziłam mokre włosy, odrzucając je do tyłu, żeby nie moczyły mi przodu podomki.- Madame kazała mi cię zawiadomić, że jej dziś nie będzie w domu z powodu przygotowań, a ty masz po śniadaniu kilka przymiarek i spotkanie z jakimiś kobietami- wyrzucił z siebie jednym tchem, uparcie wpatrując się w swoje buty.- Muszę już iść.
-Do zobaczenia na śniadaniu- rzuciłam za nim, kiedy znikał na schodach.
Zamknęłam drzwi na klucz za sobą. Nie rozumiałam, o co mogło mu chodzić, dopóki nie spojrzałam w lustro. Podomka przylgnęła do mokrego ciała, bardziej pokazując moje kształty niż je ukrywając. Zażenowana szybko włożyłam bieliznę i zarzuciłam na wierzch luźną pastelową sukienkę w kolorze pudrowego różu, którą przepasałam skórzanym paskiem. Włosy postarałam się sprawnie wysuszyć, ale i tak związałam jeszcze trochę mokre w prosty warkocz, zanim zeszłam spóźniona na śniadanie.
Nie patrząc na Edyma, usiadłam, witając się zdawkowym skinieniem. Skupiłam się na wysączeniu gorącej czekolady i zjedzeniu pomarańczy. Zestresowana nadchodzącym balem, nie potrafiłam nic więcej zjeść lub choćby wysiedzieć spokojnie, a jeszcze bardziej irytowało mnie rozbawione spojrzenie Edyma.
-Co dziś będziesz robił beze mnie?- spytałam, starając się prowadzić naturalną rozmowę z maską powagi.
-To i owo.
-A co kryje się pod tym i owym?- drążyłam.
W jego oczach rozbłysły delikatne iskierki rozbawienia.
-To i owo. Sądzę, że będziesz miała dość czasu, żeby mnie o to przepytać na balu, a teraz powinnaś już pójść na przymiarkę.
Z trudem powstrzymałam się od kąśliwej uwagi. Wstałam i już miałam wyjść, kiedy przypomniałam sobie.
-Gdzie mam przymiarki?
-Ostatnie piętro, trzecie drzwi po prawej- rzucił, maskując swoją wesołość kaszlem.
Z dumą odwróciłam się i wyszłam z resztkami mojej godności. Maszerując schodami na górę, minęłam dwie z siedmiu pokojówek. Wszystkie zawsze widziałam przez mgłę, która kiedy opadała widziałam piękne dziewczyny o włosach zaplecionych wokół głowy w wymyślne fryzury niczym z greckich malunków. Ale nie to było najdziwniejsze, czy to ich dziwne ubrania niczym z firanek, lecz ich smutek. Kiedy padał deszcz, a ja przechodziłam obok nich czułam tak dojmujący smutek, że miałam ochotę usiąść i płakać. Raz słyszałam jak nasz rogaty ogrodnik poprosił jedną z nich o więcej śniegu, a następnego dnia były już trzy centymetry białego puchu. Mimo to zatrzymałam jedną z nich o imieniu Amra, co odkryłam, że oznacza w języku hindi ambrozję. Ona kojarzyła mi się tylko z jedzeniem greckich bogów i imieniem jednej z Hiad.
-Przepraszam.- Zatrzymała się, ale nie podniosła na mnie swojego smętnego spojrzenia.- Wiesz może, czy panie, z którymi mam się spotkać na górze już dotarły?
-Tak, Duradarsi, moje siostry już na ciebie czekają- odparła, zanim zbiegła na dół.
-Duradarsi?!
Niestety nie uzyskałam odpowiedzi, dlaczego mnie tak nazwała. Szybkim krokiem weszłam na ostatnie piętro i skierowałam się do wskazanego mi pokoju.
Było to obszerne pomieszczenie krawieckie z wieloma lustrami i podestem na środku. Pod ścianą, gdzie stała ogromna szafa, szukały w niej czegoś dwie dziewczyny, a trzy dziewczyny- Kori, Fao i Ajsy porządkowały narzędzia, choć kiedy weszłam szczupła, niska, dziewczyna o krótkich, blond włosach podeszła do mnie.
-Witaj, ale nie jesteśmy jeszcze gotowe- oznajmiła Fao.- Będziemy musiały wprowadzić wiele poprawek, ale mamy na to całe popołudnie.
-Nic nie szkodzi- odparłam.- A czy Amra i Yudora też będą wam pomagać?
-Nie- zaśmiała się słodko.- Ani Amra ani Yudora, a nawet Dio i Kori nie będą uczestniczyć w przymiarkach.
Pokiwałam głową, choć nie widziałam tego tak oczywistym jak ona.
-Chodź.- Wskazała na parawan stojący w rogu pokoju.
Tam musiałam się rozebrać do bielizny, co było dość krępujące. Mimo to zrobiłam, o co mnie proszono. Następnie zostałam dokładnie zmierzona w każdym miejscu, zanim zobaczyłam suknię, w której miałam się pokazać. Kiedy wsunęłam na siebie kreacje nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Miałam na sobie suknie w żywo czerwonym kolorze. Składała się z gorsetu, bez ramiączek, sięgającego miednicy i spódnicy, na którą składały się zwoje lekkiego materiały, spływające falami w dół rozlewając się u moich stóp. Nie mogłam uwierzyć, że tą suknie madame chciała, abym założyła.
-Musimy ją zwęzić- stwierdziła wysoka, koścista dziewczynach o włosach jasnych jak platyna.- Wybacz nam, ale będziesz musiała stać tutaj, dopóki jej nie skończymy.
-Postaram się nie ruszać…
-Ajsy.
-Wybacz, ale wciąż trudno mi was spamiętać.
Zdawkowo skinęła i z siostrami kucnęły przy mnie, ręcznie poprawiając i wykańczając suknię. Pracowały sprawnie oraz jak mi się wydawało szybko, ale po niedługim czasie ścierpły mi nogi. Żeby się czymś zająć obserwowałam ich pracę. Niestety w polu mojego widzenia znajdowała się tylko Polys. Miała ona niesamowicie długie włosy. Jej ciemnoblond warkocz wił się po ziemi, kiedy na klęczkach wykańczała miękkie fale mojej sukni. Patrząc na tego węża powoli odprężyłam się. Przymknęłam powieki, spowalniając oddech. Ciche szepty dziewczyn, czy inne odgłosy zniknęły, zastąpione przez miłą ciszę.
Fala gorąca objęła moje ciało przyjemnym dreszczem. Poruszyłam ramionami, lecz nie swoimi, a wręcz wydawało mi się, że to zrobiłam. Ja widziałam jak on to robi. Stałam na ubitej ziemi obok Carla. Nie widziałam nic, prócz niego. Za nim były tylko rozmazane obrazy budowli. Skupiłam się na nim. Był ubrany inaczej, choć miał swoje, znoszone skórzane spodnie, to nosił pomarańczową koszulkę z dziwnym napisem jakiegoś obozu. Ale mimo wszystko pozostał taki, jakim go zapamiętałam. Długie włosy miał związane w kucyk, choć jedno pasmo wysunęło się, poruszając z wiatrem przez piwnymi oczami, wpatrzonymi w coś za mną. Podążyłam za jego spojrzeniem. Naprzeciwko niego stał szczupły młodzieniec o czarnej, kręconej czuprynie i brązowych, szklistych oczach szaleńcy. Miał chorobliwie oliwkową skórę z ciemnymi cieniami pod oczami. Był ubrany na czarno, wręcz pospolicie, choć uwagę przykuwał miecz, który miał u boku. Znowu poczułam lekkie zawroty głowy tak, jak wtedy, gdy przedzierałam się przez mgłę wokół osób.
-Odwołaj to- warknął Carl. Spojrzałam na niego zaskoczona. Jego oczy stały się ciemne od gniewu, który stał się moim gniewem.
-Nie- mruknął i odwrócił się.
-Nie masz prawa…!- ryknął Carl, ruszając na młodzieńca.
On nawet się nie odwrócił, kiedy Carl się potknął o nowopowstałą dziurę w ziemi. Poczułam nagłą ochotę walki. Każda cząstka mojego ciała błagała o jego krew. Zawładnęła mną żądza mordu. Wyczułam, że coś mnie przyciągnęło do Carla, wchłaniając. Nie opierałam się temu, lecz pozwoliłam mu na to. Pragnęłam się z nim połączyć, aby być jego oparciem i pomocą jak zawsze.
: Jestem z tobą.
Nasze zmysły się wyostrzyły. Razem wyciągnęliśmy ręce, aby przetoczyć się i wstać.
: Nie wiesz, o co walczę!– Usłyszałam gniewny głos w umyśle.
: Każda twoja wojna jest moją, bracie.
Wyczułam nutkę zadowolenia i dumy w morzu gniewu. Nakazałam jego kolanom się ugiąć i wyprostować jak na moich treningach, zanim, wyskoczyliśmy na niego.
: Kim on jest?
W moim umyśle pojawiło się imię.
Nico di Angelo.
Obrazy zawirowały, kiedy poznawałam przeciwnika w chwili wspomnień. Jego tajemnicze zniknięcia, brak misji, czymkolwiek były, mroczna przeszłość, tabu.
Usłyszałam słodki dźwięk stali, gdy wyciągną miecz. Ustawił go pod takim kątem, że na pewno Carl nadziałby się na niego, ale nie był sam. Oddałam mu swoją zwinność, dzięki czemu zmienił trajektorię skoku, wyciągając skądś miecz, który odtrącił ostrze Nico. Dostrzegłam zaskoczenie w jego oczach, które zastąpiła rządza.
-Nico, przestań!- nakazał stary, choć ciepły głos za nami. Nico wyprostował się, chowając miecz do pochwy. Odszedł, mrucząc coś pod nosem.
Zanim Carl odwrócił się do właściciela głosu, usłyszałam cichy głos.
: Odejdź. Wkrótce nawiąże połączenie. Odejdź, siostro.
Z wydechem Carla wróciłam do swego ciała. Jęknęłam cicho, wracając do rzeczywistości. Siostry wciąż krzątały się wśród fałd materiału. Czułam serce obijające się w mojej piersi, kiedy starałam się zapanować nad oddechem.
-Dobrze się czujesz?- Delikatny głosy przyciągnął moją uwagę.
Spojrzałam na Fao, wpatrzonej we mnie nieziemsko chabrowymi oczami. Przełknęłam głośno ślinę.
-Tak, po prostu zdrętwiałam- odparłam niemrawo.
-Och! Wybacz nam- wtrącił się Ajsy.- Byłaś taka nieruchoma, że zapomniałyśmy o tobie.
-Dziękuje?
-Przejdź się- poradziła Polys, zarzucając warkocz na plecy.
Ostrożnie zeszłam z podwyższenia, uważając na suknie. Była zbyt długa dla mnie, lub moje nogi były zbyt krótkie dla niej. Drogę zastąpiła mi Polys z zagadkowym wyrazem twarzy.
-Podnieś ją- nakazała, trzymając w rękach parę szpilek. Uniosłam lekko materiał, pomagając jej założyć mi buty, co było dość trudne, biorąc pod uwagę to, że nie widziałam własnych stóp. W nich przybyło mi przynajmniej dziesięć centymetrów i choć nieprzyzwyczajona do takiego obuwia powinnam mieć trudności z chodzeniem, to było mi w nich wygodnie. W nich suknia lekko muskała podłogę, a nie leżała na niej jak szmata.
-Niezwykłe- szepnęłam, starając się skupić na balu, a nie rozważać sprawę Carla.
-Nie podoba ci się?- Polys spojrzała na siostry niespokojna.- Madame mówiła, że potrzebujesz sukni innej niż twoje poprzedniczki. My nie…
-My nie uszyłyśmy tę suknię dla osoby spokojnej- wtrąciła Ajsy, kiedy załamał się głos jej siostry.
-Uszyłyśmy ją do tańca- dodała Ajsy.
Wybuchłam śmiechem, udawałam, że nie mogę się powstrzymać, choć czułam się aktorką.
-Podoba ci się?- spytały niemal równocześnie.
-Oczywiście, że tak! Piękniejsze bym sobie nawet nie wymarzyła- odparłam z wyuczonym uśmiechem na twarzy.
Ulga dodała ich chabrowym oczom, lawendowych refleksów.
-Ciesz nas to, Duradarsi.
-Duradarsi?
Siostry spojrzały na siebie zaskoczono, jakbym nie powinna była tego słyszeć.
-Powinnaś już zejść na dół- oświadczyła nieznoszącym sprzeciwu głosem Fao.- Dio i Kori już pewnie przygotowały się w twoim pokoju.
-Do czego?
Nie odpowiedziały mi, ale zdjęły ze mnie suknie i wsunęły na mnie moje ubranie.
-Idź- powiedziała Polys, podając mi moje buty.
Nic nie rozumiejąc, boso przemknęłam do swojego pokoju. Chciałam tylko pobyć w samotności przez choćby godzinę zanim musiałabym się przygotowywać do balu, ale w moim pokoju zastałam kolejną z sióstr. Dziewczyna o płowych włosach upiętych tuż nad karkiem, podniosła na mnie spojrzenie swoich migdałowych oczu. Uśmiechnęła się lekko, kończąc układać jakieś przedmioty na mojej toaletce. Zrezygnowana osunęłam się pod ścianą na kolana. Buty z głośnym łoskotem opadły na podłogę.
-Panienko- wzburzony głos, nakazał mi otworzyć oczy i uspokoić Kori.
-Nic mi nie jest- odparłam dla kolejnej blondynki o chabrowych oczach, która wybiegła z łazienki. Ku mojemu zastanowieniu Dio nie ruszyła się z miejsca i jak zawsze nie powiedziała ani słowa.
-Na pewno, panienko?- spytała, podnosząc mnie z ziemi bez najmniejszego problemu. Długie, zimne palce Kori pozostawiły po sobie gęsią skórkę. Jako jedyna z sióstr nie zaplatała włosów, dzięki czemu wyglądała najbardziej ludzko. A może to przez jej swobodny sposób bycia, nie byłam pewna.
-Jestem po prostu zmęczona i przysiadłam na chwilkę.
-Panienko, może powinnam…
-Przestańcie z tą panienką, bo czuje się jak dziesięciolatka.
-Dobrze, Viv- odparła z uśmiechem.- Dio, byłabyś tak miła i sprawdziła wodę? Przygotowałyśmy kąpiel, po której przygotujemy cię na bal.
Z trudem wykrzesałam odrobinę optymizmu, od którego się uśmiechnęłam.
Zaprowadziła mnie do łazienki i po długiej kłótni udało mi się wyrzucić je z łazienki na czas mojej kąpieli. Muszę przyznać, że byłam tak wyczerpana połączeniem z Carlem, iż prawie zasnęłam w gorącej wodzie. Szybko wytarłam się do sucha i wycisnęłam wodę z włosów. Zanim wyszłam, włożyłam na siebie bieliznę, którą mi zostawiły. Następnie miałam ponad godzinę snu na krześle obrotowym, kiedy one przygotowywały mnie tak, jak życzyła sobie tego madame. Nie wiem jak zasnęłam, ale nawet na takim meblu da się spać. Kiedy się ocknęłam, włosy miałam już wysuszone, a każdy milimetr mojej skóry został pomalowany czymś o miłym zapachu. Czułam się trochę jak lalka Barbie, a odrobinę jak nowo odmalowana ściana.
Ziewnęłam przeciągle, mrugając. Chciałam się przejrzeć w lustrze, lecz zostało ono zasłonięte.
-Moiázei san íroas- szepnęła Kori.
-Słucham?
-Mówiłam, że już skończyłyśmy- odparła, choć byłam pewna, że usłyszałam coś zupełnie innego.
-Mogę się zobaczyć?
-Nie teraz- trącił się nowy głos.
Odwróciłam się, żeby zobaczyć trzy siostry z moją suknią.
-Wstań- poleciła mi Ajsy.
Razem wsunęły na mnie suknię i zasznurowały gorset. Pomogły mi założyć buty. Czułam jak równocześnie ktoś wpinał mi coś we włosy. Dio włożyła mi kolczyki, które tylko błysnęły mi przed oczami, kiedy podawały je z rąk do rąk.
-Nie- powstrzymałam je, kiedy chciały założyć mi naszyjnik. Spojrzały na mnie zaskoczone sprzeciwem. Powoli podeszłam do szafki i wyjęłam z niej wisiorek z czarną perłą.
-Muszę mieć coś czarnego- wyjaśniła, zapinając go sobie.
-Dlaczego?- spytała Kori, wyrażając pytanie swoich sióstr.
-Jestem w żałobie- wyjaśniłam słabym głosem, starając się odepchnąć tę myśl.
-Wybacz nam- powiedział Fao.- Powinnyśmy były zapytać i uszyć ci czarną suknię…
-Nie. Ja nie afiszuje się swoją stratą, lecz wolę przeżyć ją w milczeniu i samotności. Czarna perła wystarczy.
Jej spojrzenie było dziwne, jakby rozważała, jakby one wszystkie rozważały jakąś bardzo ważną kwestie.
-Możesz się zobaczyć- powiedziała ciepłym głosem.
-Nie mamy na to czasu- zaoponowała Ajsy.
-Niestety masz rację- poi wdziała, spoglądając na zegar.- On pewnie już czeka!
Dori zarzuciła mi na ramiona delikatny płaszcz całkowicie ukrywający suknię, a Kori zapięła wszystkie guziczki, kiedy Polys podeszła do nas z kopertówką.
-Znajdziesz tu wszystko, czego mogłabyś potrzebować- rzuciła, wręcz wypychając mnie na korytarz.- Ale to tylko na wypadek.
-Chyba w razie wypadku- zachichotałam, biorąc ją do ręki.
– Eíste sígouroi óti Polykso ?- spytał cicho Ajsy.
– Étsi brávo. Edó̱ Duradarsi- odparła takim tonem, że, mimo, iż szanowałam ich osobiste rozmowy, obejrzałam się przez ramię.- Szybciej! Spójrz, on czeka- powiedziała do mnie, wskazując na hol domu.
Podążyłam za nią spojrzeniem. Serce urosło mi w piersi, na widok Edyma w czarnym garniturze ze srebrnym fularem. Zanim mnie dostrzegł, któraś z sióstr zarzuciła mi na głowę głęboki kaptur.
-Edymie- zawołała wysokim, delikatnym głosem Yudora, wychodząc drzwiami spod schodów.
Spojrzał na nią z zaskoczeniem, kiedy zobaczył ją w lśniącej, satynowej sukni z rozcięciem wzdłuż lewej nogi. Głęboki dekolt przyciągał spojrzenia, a obcasy wydłużyły jej nogi. Długie, proste włosy miała zaplecione w kłosa. Mimo braku biżuterii lśniła.- Jesteście już gotowi?- spytała, wkładając płaszcz.
-Tak- odparłam, ciesząc się swoim wielkim wejściem. Z gracją zeszłam ze schodów, delikatnie poruszając biodrami.- Idziesz z nami?
-Mam być waszą przyzwoitką.
-Naszą?!- spytał ostro zimnym jak zawsze głosem Edym. Z cichą radością patrzyłam jak Yudora skurczyła się w sobie.
-Przestań- szepnęłam.
Na jej szczęście i moje nieszczęście za nią stanęło sześć sióstr.
-Jak śmiesz tak do niej mówić! Jesteś przecież tylko…!
-Wychodzę- rzuciłam neutralnym głosem. Wychodząc delikatnie musnęłam dłoń Edyma.
Zimno wieczoru ostudziło mnie trochę. Wyrzuciłam z umysłu zazdrość i irytację. Postanowiłam być tego wieczoru spokojna jak woda i nie pozwolić wytrącić się z równowagi. Ostatnie promienie słońca musnęły moje policzki, pomimo kaptura. Uśmiechnęłam się, czując lekki chłodny oddech wiosny, poruszający gałęziami drzew. Podeszłam do najbliższego bzu. Dotknęłam pąków, wyłaniających się po krótkiej zimie. Takie delikatne. Podskoczyłam, kiedy usłyszałam głuche uderzenie w drzwi. Dłonie miałam zimne jak lód, gdy oddalałam się samotnie od rezydencji z dusza na ramieniu i wyrzutami sumienia. Spokojnym krokiem doszłam do szkoły. Stare mury nie dawały mi już poczucia bezpieczeństwa od czasu mojego dziwnego snu, a spacer po lesie napawał mnie lękiem. Moje rozmyślania przerwał odgłos szybkich kroków za mną.
-Viv?- zaniepokojony głos Edyma wyprzedził jego osobę. Nie zatrzymałam się, ani nie zmieniłam tępa. Powoli zbliżyłam się do schodów, aby wspiąć się do drzwi.
-Viv!- Złapał mnie za rękę.
-Puść mnie.
-Viv, pozwól mi wyjaśnić- poprosił cicho, spoglądając za siebie, gdzie stała Yudora.
-Pozwól n a m wyjaśnić- wtrąciła, patrząc na mnie z nadzieją.
-Puść moją rękę i nie rób scen- powtórzyłam spokojnym głosem. Zmieszany puścił mnie i splótł za sobą dłonie.- Słucham.
-To miał być twój wieczór, dlatego nie chciałem, żeby z nami szła. Opowiadałaś mi o Jasminie i jej przyjaciółkach, o tym, że nie rozumiesz, co dawało im zainteresowanie innych, a ja chciałem, żebyś mogła zabłysnąć i utrzeć jej nosa. To, dlatego… ja…
-On próbuje powiedzieć, że zależy mu na tobie i twoim szczęściu, więc chciał żebyś poczuła się ważna i doceniona. A ja nie pomyślałam. Powinnam była ubrać się w prostą czarną sukienkę i nie zwracać na siebie uwagi, a nie robić to- powiedziała, wskazując na swoja suknie.
-Ale ja mam w nosie Jasminę i innych! Nie obchodzą mnie oni bardziej niż to, co one myślą w ich maleńkich, pustych główkach- wyrzuciłam z siebie, zanim się powstrzymałam.- I ja czuję się doceniona. Codziennie, kiedy uśmiechasz się do mnie, kiedy z twoich oczu znikają chłód i wyższość, kiedy jesteś zakłopotany, kiedy… O rany, zawsze! Odkąd cię poznałam.- Musnęłam jego policzek swoją dłonią, a on przytrzymał ją i ucałował.
-Czy wyświadczy mi pani tą przyjemność i pójdzie ze mną na bal?
Zachichotałam.
-Wejdźmy już- wtrąciła Yudora.- Bo za chwilę przymarznę do tych schodów.
~*~
Moiázei san íroas [Μοιάζει σαν ήρωας]- Wygląda jak heros.
Eíste sígouroi óti Polykso [Είστε σίγουροι ότι Polykso]- Jesteś pewna, Polykso?
Étsi brávo. edó̱ Duradarsi [Έτσι μπράβο. εδώ Duradarsi]- To ona. Oto Duradarsi.
Nie zauważyłam błędów. Opko jest super. Wciąga i nie chce wypuścić. Pisz następną część. 😀
Omg!!!! Świetne!!!! Kocham to! Tylko mam wrażenie, że w poprzednich częściach była jesień… No cóż. Czekam na cd
Co o tym powiedzieć…. Super Wciąga jak nwm! :*