Dla Artemis435. W tej części nie ma za durzo akcji. Ale postaram się to nadrobić następnom częściom.
Premus
Anarchia Wielkich cz.3
…Stałem w jakiejś grocie. Wokół nie było nic, tylko wszechobecna ciemność. Ruszyłem przed siebie. Coś kazało mi iść. Trafiłem. Jedną rękę położyłem na ścianie. Była zimna i wilgotna. Poruszałem się chwile wzdłuż niej. W pewnym momęcie zrobiło się jaśniej. Spojrzałem przed siebie. Wielki ciemny kleks. Którego ktoś zrobił na czarnej kartce. Ciągle zmieniał swój kształt. Nie dawał światła, wręcz przeciwnie. Wyglądało to tak jakby zasysał mrok z tego miejsca. I teraz wyróżniał się odcieniem. Było w nim coś strasznego.
-…Nie zrobię tego- ktoś tam był oprócz mnie.
Oderwałem się od kamiennej ściany, do której wcześniej nieświadomie się przyciskałem. Spojrzałem w stronę z której dochodził głos. W tym dziwnym ,,połysku’’ wyraźnie rysowała się czyjaś sylwetka. Był to człowiek. Na szczęście. Bez wątpienia był to mężczyzna. Wywnioskowałem to z tonacji jego głosu oraz, rosłej postury.
-Zrobisz, to twoje przeznaczenie- Ten głos zmroził mi krew w żyłach.
Włosy stanęły mi dęba. Z powrotem przylgnąłem do ściany. Zacząłem powoli się wycofywać.
-Czujesz… Ktoś nas podsłuchuje- O ile wcześniej się bałem, to teraz byłem po prostu przerażony.
Rzuciłem się pędem przed siebie. Jaskinia się zatrzęsła. Mrok sunął w moją stronę w zastraszającym tempie. Nie miałem szans ucieczki. O dziwo nie wpadłem na żadną ścianę. To coś było coraz bliżej. Poślizgnąłem się i wylądowałem w błocie. Wstałem i ruszyłem ponownie. Za późno, ciemność była już tylko parę centymetrów ode mnie.
***
-Nieee!- krzyknąłem, niemal podskakując na łóżku.
To był sen. Tylko sen. Nie ma żadnej potwora, nie byłem w żadnej jaskini. Jak się okazało nie byłem też u siebie w pokoju. Usłyszałem szybkie kroki dochodzące z za drzwi. Skutki mojej nagłej pobudki ujawniły się. Myślałem że głowa mi eksploduje. Usiadłem. Do pokoju wszedła Olis.
-Miło że się obudziłeś. Nie musiałeś się jednak tak drzeć- powiedziała lekko nerwowym głosem.
Wstałem, za szybko. Zrobiło mi się słabo. Pewnie bym upadł, gdyby mnie nie złapała.
-Co robisz? Koniecznie chcesz nowego guza?- zaśmiała się.
-I jak z nim?- Drzwi otworzyły się ponownie. A do środka wszedł… koń.
To znaczy się nie koń, tylko pół człowiek pół koń. Znów zrobiło mi się słabo. Upadłem. Tym razem jednak nie zostałem podtrzymany. Uderzyłem głową o podłogę i znów ,,zasnąłem’’.
***
Powoli uniosłem powieki. W oczy uderzył mnie snop światła. Na początku nic nie widziałem. Zamrugałem parę razy. W końcu ujrzałem słaby obraz. Stała nade mną. Jej piękne blond włosy, niemal dotykały moich policzków. Szare oczy spoglądały na mnie rozbawione.
-Czy to już niebo?- Zdziwiłem się słysząc nutkę żartobliwości w moich słowach
.
-Zależy jak je sobie wyobrażasz- jej usta wykrzywiły się w ciepły uśmiech.- Tylko mi tu nie mdlej.
Usiadła na krześle obok. Chciałem się podnieść.
-Leż, chyba że znów chcesz wyładować na podłodze-w jej głosie usłyszałem coś na kształt troski.
-Dzięki, ale dam sobie rade- postanowiłem jednak chwile sobie poleżeć.
-Proszę- wyciągnęła w moją stronę kubek. Wyglądał jak każdy inny, czarny z wystającą rurką.- Poczujesz się lepiej.
Chciało mi się pić, to był fakt. Ale co było w kubku? Tego mogłem się już tylko domyślać. Chwyciłem go w obie ręce. Nie chciałem wylać na siebie napoju. Tylko tego mi brakowało. Zbliżyłem go sobie do twarzy. Wyglądał jak najzwyklejszy sok pomarańczowy.
-Tylko pij powoli- Zupełnie jakby to miało znaczenie.
Skierowałem słomkę do swoich ust. Głowę musiałem lekko podnieść żeby się nie oblać. Nie była to najwygodniejsza pozycja do picia. Zacząłem zasysać napój. Powoli, nie spieszyłem się. W końcu ciecz dotarła do moich ust. Pierwsze co poczułem to przyjemny chłód mrożonego napoju. Sekundę później moje kubki smakowe oszalały. Nieziemska rozkosz wypełniała całe moje ciało. Zagościło we mnie wspaniałe ciepło. Moje mięśnie odżyły. Rytm bicia mojego serca przyśpieszył. Wróciła utracona energia. Nawet nie zauważyłem gdy kubek opróżnił się do ostatniej kropli. Usiadłem na łóżku. Olis odebrała mi pusty pojemnik. Tym razem w jej ręce zagościło ciasteczko.
-Nie wiem czy mogę ci je dać-jej palec wskazał pusty kubek.- Miałeś wypić powoli. Czego nie rozumiesz w tym zdaniu?
-Wybacz nie mogłem się powstrzymać.
Zerknęła na mnie z ukosa. Przełamała ciastko na pół i podała mi jedną połowę. Drugą schowała do swoich dżinsów. Tym razem zastosowałem się do jej zaleceń. Bardzo powoli zjadałem podany mi produkt. Jego działanie było podobne do tej substancji którą wypiłem. Smak miało nieopisywalny. Wyobraźcie sobie coś pysznego. Dzieło sztuki kulinarnej. Pomnóżcie smak tej potrawy sto razy. To może chociaż trochę wyobrazicie sobie jego smak. Zmęczenie opuściło mnie całkowicie, senność odpłynęła. Teraz wypełniała mnie energia.
-Co to było-wskazałem na pusty kubek.
-Nektar, a to ciastko to ambrozja-powiedziała jakby to było oczywiste.
-Co proszę?- Myślałem że sobie ze mnie żartuje.
-No wiesz, pokarm bogów.
-Wiem o co chodzi. Ale przecież coś takiego nie istnieje.
-A więc co w takim razie przed chwilą ci podałam?- zadrwiła ze mnie.
-Nie wiem?- wzruszyłem ramionami.
-Dobra spieszy mi się-to mówiąc teatralnie spojrzała na zegarek.-Więc słuchaj uważnie.
-Ale czego?- byłem zdezorientowany.
-Tego co mowie półgłówku- rzuciła od niechcenia.- Dobra to może być dla ciebie szok, i tak dalej. Przejdźmy do rzeczy. To miejsce to obóz- chciałem się o coś spytać, ale jej wzrok powiedział mi że mam jej nie przerywać.- Ale nie taki zwykły, tylko… Obóz Herosów!
-Że co?- miałem ochotę zakończyć te żarty.
-Nie przerywaj mi- wycedziła przez zaciśnięte zęby.- Jak już mówiłam, jest to Obóz Herosów. A ty, jesteś herosem. A bogowie naprawdę istnieją!
-Ta, a drzewa mówią- byłem bliski śmiechu.-Dobra, a tak naprawdę gdzie jestem?
Spojrzała na mnie jak na idiotę. Po chwili zaczęło do mnie dochodzić że to nie był żart. Ale przecież nic takiego nie istniało. Nie ma na świecie ambrozji, czy jakiegoś nektaru. Nie ma herosów i żadnych bogów. Chociaż, potwory które mnie atakowały też nie miały prawa istnieć. Moje rany nie mogły się zagoić. Ale to był przecież absurd.
-Bogowie?- pytanie samo wyskoczyło mi z ust.- Znaczy Zeus, Posejdon, Hades i inni?
-Brawo, jak to tego doszedłeś?- Jej usta wykrzywiły się w półuśmiech.- Mógłbyś nie wypowiadać tych imion bez powodu. Oni tego nie lubią.
Zerwałem się na równe nogi. Miałem na sobie ubrania które wcześniej od niej dostałem. Tylko teraz były poszarpane i brudne. A do tego okropnie przepocone.
-Jesteś stuknięta-z tymi słowami pobiegłem do drzwi.
Chciałem stąd uciec. Uciec z tego domu wariatów. Chwyciłem za klamkę. Pociągnąłem drzwi. Nie były zakluczone, otworzyły się bez trudu. Wpadłem do pokoju obok. Podłoga była z drewna, zresztą ściany też. Ale nie to zwróciło moją uwagę. Zwrócił ją ktoś inny. Stał przede mną i mierzył mnie wzrokiem. Zacząłem wycofywać się do pokoju.
-Witaj- uśmiechnął się serdecznie.- Myślałem że już mu to wyjaśniłaś.
-Wyjaśniłam, ale on mi nie wierzy- rzuciła Olis.
-Coś tak zbladł. Pierwszy raz widzisz centaura?- zaśmiał się z swojej ironicznej wypowiedzi.- Jestem Chejron.
-Ppp.. Percival- Z trudem się opanowałem.- Chejron? Ten z mitologii?
-Tak, dokładnie ten.
Przyjrzałem mu się uważniej. Patrzałem na mężczyznę w średnim wieku. O brązowych włosach. Oraz przyjaznych rysach twarzy. Normalnie wzbudził by moją sympatie. Czułem jednak niepokój względem jego. Działo się tak ponieważ jego tułów, był koński. Tak właśnie tak. Zamiast nóg miał on koński tułów, koloru białego
-Ale to niemożliwe- no bo to było niemożliwe. Ten.. Jak on się nazwał? A tak. Ten centaurn nie istniał. To pewnie przez to co mi padali. Nie trzeba było tego pić.
-Oprowadź go po obozie. Może to go przekona.
-Czemu ja?- naburmuszyła się niczym mała dziewczynka.- Przecież wiesz że nie lubię niańczyć nowych.
-Olis- powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu.
-Dobra, już dobra. Nie musisz się od razu denerwować- odpowiedziała zgryźliwie.- Może niech wpierw się umyje, co?
-To zaprowadź go do łazienki- ruszył w stronę drzwi.- Kąpiel na prawdę by ci się przydała chłopcze- Miał racje. Okropnie śmierdziałem. Nie do wiary ile może zdziałać parę godzin bez kąpieli.- Ubrania są w szafce.
– Rusz się, nie mam ochoty dłużej cię wąchać- pomachała sobie rękom przed nosem, dając mi do zrozumienia że śmierdzę.
Po drodze zahaczyliśmy o szafę z ubraniami. Nie czułem się w tym domu swobodnie. Nie wiedziałem gdzie jestem. I przede wszystkim dla czego tu jestem. Więc jak miałem się czuć swobodnie? Mimo to kąpiel wciąż była kuszącą propozycją. W końcu pod prysznicem mnie nie zabiją. Raczej. Poprowadziła mnie pod jedne z drzwi. Tak jak pozostałe były drewniane, z metalową klamką.
-Jak coś to jestem przed domem- oznajmiła.
Otworzyłem drzwi. Łazienka niczym nie różniła się od innych. Zwykły prysznic. Zwykła podłoga. Wiele zwykłych rzeczy. Ustawienie odpowiedniej temperatury wody zajęło mi chwilkę. Po paru minutach byłem już czysty. Moje nowe ubrania składały się z czystej bielizny. Zwykłych dżinsów, oraz pomarańczowej koszulki. Na koszulce widniał napis ,, Obóz Herosów’’. Wydostanie się na zewnątrz nie stanowiło dla mnie problemu. Olis siedziała na krześle obok jakiegoś mężczyzny. Miał na oko około czterdzieści lat. Wyglądał jakby dawno się nie golił. Rozmawiała z nią o czymś. Ale wyglądało to tak jakby chciał się jej pozbyć. Dopiero po chwili zwrócili na mnie uwagę.
-Ty pewnie jesteś ten Pier…
-Per. Właściwie to nazywam się Persival- zwróciłem mu uwagę.
-Mniejsza o to- zirytował się.- Witam cię na obozie, bla, bla, bla. Bardzo się cieszę że do nas dołączyłeś. Jestem tu Dyrektorem. Nie chcemy tu kłopotów, więc zachowuj się grzecznie- mówił to z niechęcią i udawaną radością.- Dobra, to chyba wszystko.
-A jak mam się do Pana zwracać?
– No cóż moje imię to Dionizy- wypiął dumnie pierś.- Ale w ostateczności może być Pan D.
-Dionizy? Znaczy się ten bóg pijaków?- Olis zaczęła się śmiać. A Pan D wyglądał jakby chciał mnie zabić.
-Nie, nie jestem bogiem pijaków- mocno dał mi do zrozumienia że jest wkurzony.- Jestem bogiem teatru, winna. Różnych przyjęć, prywatek. Czy jak to się teraz zwie. Ale nie jestem bogiem pijaków!- wrzasnął mi w twarz.
-To my już pójdziemy- Olis ledwo opanowywała się od śmiechu.- Chodź Per.
Kiedy odchodziłem Dionizy zmierzył mnie wzrokiem. Chyba nie przypadłem mu do gustu. Mimo iż próbowałem znaleźć logiczne rozwiązania tego co się działo. Nic nie przychodziło mi do głowy. Bo jak wytłumaczyć smoka pilnującego sosny, na której leżało jakieś runo ze złota. Bądź Satyrów. Pół ludzi, pół kozłów. Spotkaliśmy ich na polu truskawek. Grali jakieś melodie na fujarkach. Rośliny reagowały na to rosnąć. Inna sprawa, truskawki były pyszne. Widziałem też Driady i Najady. No cóż, można się nieźle przestraszyć jak ci taka wyskoczy niewiadomo z skąd. Oprócz tego zwiedziliśmy arenę, ścianę wspinaczkową z lawą. Kuźnie oraz zbrojownię. Mam nadzieje że nie wyślą mnie na arenę. Walka na prawdziwe miecze, w ciężkiej zbroi niezbyt mi się uśmiechała. Tak samo zresztą jak wspinaczka nad gorącą lawą. W obozie było mnóstwo osób. Wszyscy śmiali się i bawili w najlepsze. Mi jednak nie było do śmiechu. Wciąż nie mogłem uwierzyć w to co się dzieje. Dla mnie to było niemożliwe. Chore. Musiałem z tond uciec. Nie teraz, ale gdy zdarzy się okazja. W końcu trafiliśmy do miejsca w którym obozowicze mieli swoje domki.
-Nie zostałeś jeszcze uznany, więc jak na razie zamieszkasz w domku Hermesa- stwierdziła.- Zaprowadzę cię.
-Hermesa? Czemu akurat tam?- ruszyłem za nią.
-Myśl idioto- westchnęła- Hermes jest bogiem podróżnych. Dla tego.
Minęliśmy parę domków. Ich wystrój był przeróżny. W końcu stanęliśmy pod domkiem numer jedenaście. Był nieco normalniejszy niż inne. Nie miał jakiś dziwnych ozdób. Był większy niż pozostałe. Na drzwiach wisiał znak Hermesa, kaduceusz. Nie wiedziałem skąd u mnie ta wiedza, ale po prostu znałem jego nazwę. Chwyciłem za gałkę. Przekręciłem ją i wszedłem do środka…
dlatego*
stąd*
dużo*
następną*
częścią*
Ogółem fajne. Nie widzę więcej błędów jak to ze mną jest. Te które uderzyły w moje oczy wymieniłam.
Pisz dalej, a może będzie świetne.
hmm… A! I proszę pisz w jakimś wordzie czy coś, gdzie podkreśla wyrazy, które są źle napisane, bo te błędy ortograficzne raziły w oczy x.x
Pozdrawiam
Zgadzam się z Annieee.
Stary, twoje błędy mnie powaliły i zadusiły. Wybacz, ale ledwo dychałam ze śmiechu, kiedy czytałam niektóre twoje wymysły polonistyczne.
momęcie= momencie
dla czego= dlaczego
wszedła= weszła [ to dziewczyna, ale nie przekręcaj męskich form]
centaurn= centaur
padali= podali
To takie najbardziej rzucające się grupy twoich błędów- literówki, dziwne formy i końcówka ,,-by”. Oprócz tego dokonałeś morderstwa przecinków.
Przed ,,CO” stawiaj przecinek.
Przed ,,ŻE” stawiaj przecinek.
Przed ,,KTÓRY” we wszystkich wariacjach typu w którym, której, z którego etc. stawiaj przecinek.
Przed ,, GDY” stawiaj przecinek.
Przed ,,CHOĆ/ CHOCIAŻ” stawiaj przecinek.
Przed ,,BO/ PONIEWAŻ” stawiaj przecinek.
Po ,, ORAZ/ I/ WRAZ” NIE stawiaj przecinka.
Poza ty – NIE z czasownikami piesze się RAZEM!!!!
Ale ogólni, historia spokojnie się rozwija. Jest więc dobrze. Nie rozumiem tylko, dlaczego miałeś tyle miejsca pomiędzy tekstem, ale sądzę, że, gdyby usunąć je tekstu wyszłyby może 3 strony, mało, choć ujdzie w tłoku.
Pisz dalej.
Czepnę się już dedykacji na początku.
„W tej części nie ma za durzo akcji. Ale postaram się to nadrobić następnom częściom.” – „Dużo”, „następną”. Już zaczęłam się bać…
” W pewnym momęcie zrobiło się jaśniej. Spojrzałem przed siebie. Wielki ciemny kleks. Którego ktoś zrobił na czarnej kartce. Ciągle zmieniał swój kształt. Nie dawał światła, wręcz przeciwnie. Wyglądało to tak jakby zasysał mrok z tego miejsca. I teraz wyróżniał się odcieniem. Było w nim coś strasznego.” – Zdania wielokrotnie złożone coś ci mówią? Przed „który” stawiaj przecinki a nie kropki. „momencie”, nie „momęcie”. „Nagle zrobiło się jaśniej” – ciekawe, bo później nagle mamy wielkiego kleksa, który zasysa mrok i nie daje światła. A zatem co tam było, świetliki?
„-…Nie zrobię tego- ktoś tam był oprócz mnie.” – „Ktoś” z wielkiej
” z za drzw” – zza drzwi jak już
” W tym dziwnym ,,połysku’’ wyraźnie rysowała się czyjaś sylwetka.” – W połysku zasycającego ciemność kleksa. Ciekawe
„Bez wątpienia był to mężczyzna. Wywnioskowałem to z tonacji jego głosu oraz, rosłej postury.” – Wow, mądry ten nasz bohater.
„-Czujesz… Ktoś nas podsłuchuje- O ile wcześniej się bałem, to teraz byłem po prostu przerażony.” – Niepotrzebny wielokropek. Drugie zdanie jest straszne. Serio, nie rób takich, są oklepane
” Nie miałem szans ucieczki.” – „na ucieczkę”
„żadnej potwora” – żadnego
” Skutki mojej nagłej pobudki ujawniły się” – „Wyglądy jak małe diabliki z burzą słomianych włosów. A nie, to była prawdziwa słoma…
„Tym razem jednak nie zostałem podtrzymany. Uderzyłem głową o podłogę i znów ,,zasnąłem’’.” – Nie no pewnie, po co go drugi raz łapać? Jeszcze sobie lakier z paznokci zdrapię. Lepiej jak on będzie miał pękniętą czaszkę, skleimy ją – tak widzę całą tą akcję
„-Czy to już niebo?- Zdziwiłem się słysząc nutkę żartobliwości w moich słowach” – To całkowicie normalne, że nie wiesz co mówisz. Jutro idziesz do krainy wróżek, a nie do psychiatry, kto ci tych głupot nagadał?
„-Zależy jak je sobie wyobrażasz- jej usta wykrzywiły się w ciepły uśmiech” – zły zapis. Powinna być kropka po „wyobrażasz”, i „jej usta” z wielkiej. Po „uśmiech” kopka
„-Leż, chyba że znów chcesz wyładować na podłodze-w jej głosie usłyszałem coś na kształt troski” – to samo co wyżej
„-Dzięki, ale dam sobie rade- postanowiłem jednak chwile sobie poleżeć.” – radę, chwilę. Poćwicz te ogonki. Znów zły zapis.
„-Proszę- wyciągnęła w moją stronę kubek. Wyglądał jak każdy inny, czarny z wystającą rurką.- Poczujesz się lepiej.” – Mówiłam już coś o złych zapisach? Ja bym nabrała podejrzeń na widok kubka z wystającą rurką.
„Ale co było w kubku? Tego mogłem się już tylko domyślać” – Trucizna? Płynny lek na schizofremię?
„Zbliżyłem go sobie do twarzy.” – I przytuliłem do policzka…
„Zacząłem zasysać napój” – Zupełnie jak odkurzacz!
„Sekundę później moje kubki smakowe oszalały. Nieziemska rozkosz wypełniała całe moje ciało. Zagościło we mnie wspaniałe ciepło. ” – Oki, to jest dziwne. Wypił mrożony napój i poczuł ciepło?
„Rytm bicia mojego serca przyspieszył” – Tylko żeby zawału nie dostał. Ogólnie cały ten fragment jest słaby.
„Smak miało nieopisywalny” – nieopisany
„-Co to było-wskazałem na pusty kubek.” – Brakuje znaku zapytania. I spacje, czemu nie robisz spacji między myślnikami?
„[….] -Nie wiem?- wzruszyłem ramionami.” Inteligenta rozmowa. Interpunkcja!
„-Tego co mowie półgłówku- rzuciła od niechcenia.- Dobra to może być dla ciebie szok, i tak dalej. Przejdźmy do rzeczy. To miejsce to obóz- chciałem się o coś spytać, ale jej wzrok powiedział mi że mam jej nie przerywać.- Ale nie taki zwykły, tylko… Obóz Herosów!” – po raz kolejny zły zapis. Czemu mnie to już nie dziwi?
” Nie były zakluczone” – Zamknięte, nie zakluczone!
Dobra pominę dialog. Kompletny brak interpunkcji i spacji.
„-Dionizy? Znaczy się ten bóg pijaków?- Olis zaczęła się śmiać. A Pan D wyglądał jakby chciał mnie zabić.” – fajnie, Olis się śmieje, a bohater obrywa. Znów brak przecinków.
„Bo jak wytłumaczyć smoka pilnującego sosny, na której leżało jakieś runo ze złota. Bądź Satyrów.” – Znaki zapytania powiny być, a nie kropki.
„Widziałem też Driady i Najady.” – „Driady” i „Najady” z małęj.
„-Myśl idioto- westchnęła- Hermes jest bogiem podróżnych. Dla tego.” – „Dla tego” razem
Podsumowując: Zdania wielokrotnie złożone! Pojedyncze są dobre tylko do opisu akcji, nie całego opowiadania. Przećwicz sobie.
Interpunkcję wysłałeś na wakacje? Bo w ogóle jej tu nie ma. I zapisy dialogów musisz przejrzeć, bo też nie grzeszą poprawnością.
Ciekawe, że bohater zna Olis, a na widok Chejrona mdleje. Poznał ją gdzieś wcześniej i nie wiedział, że jest herosem?
Pomysł oklepany, liczę, że dalej będzie coś ciekawszego.
A interpunkcję i błędy sprawdzaj w Wordzie, będzie się lepiej czytało 😉
O kurcze dzięki kiedy ostatni raz ktoś mi coś zadedykował byłam w podstawówce, więc się nie spodziewałam, a tak po zatym to myślałam że to pomyłka więc sorry za spóźniony zapłon.A opko fajneeee 😀