Rozdział 2
CERBER
„Wąż podrzuca jabłko”
Drodzy czytelnicy, na Olimpie niespełna dwa dni temu odbyła się impreza. Oczywiście nie obyło się bez ogromnej awantury. Nasi reporterzy dostaną się wszędzie, przedrą się nawet do tak chronionego miejsca jak pałac Zeusa i sala balowa (nie muszę chyba wspominać, jak źle była udekorowana), dzięki czemu możemy przedstawić Wam krótki przebieg wydarzeń. Eris, pięknie wyglądająca w stroju ze skóry węża, postanowiła urozmaicić nudną imprezkę i rzuciła na stół złote jabłko z napisem „Dla najpiękniejszej”. Mimo banalności tegoż numeru próżne boginie jak zwykle się nabrały. Tym razem jednak nie trzeba było wybierać sędziego, gdyż córka Ateny, wszystkim znana przyszła laureatka nagrody Boba Budowniczego zjadła owoc, pozostawiając sam ogryzek i rzucając go w stronę Afrodyty. Chyba nie trzeba pisać, jak się oburzyliśmy. Amelia, ubrana jak zwykle beznadziejnie, mieszkająca w małym kiczowatym domku (jej projektu) śmie w ten sposób obrażać piękną Afrodytę? Do tego pomiędzy stronami wybuchła bitwa. Powyższe zdjęcia przedstawiają (od lewej): Lunę, nasze beztalencie z dość śmieszną miną, strzelającą z.. ręki (?) prosto we wspaniałe oblicze bogini miłości. Na drugim widnieje Mel z buzią jak chomik, oczywiście wypełnioną złotym jabłkiem, a na ostatnim widzimy Eris z szyderczym uśmiechem na twarzy i szaleńczymi błyskami w oczach.
Pani W
Najnowsze wydanie plotkarskiego Cerbera wylądowało w kominku. Nie mogłam tego czytać. Po wydarzeniach na imprezie dwa dni trwałam w szoku. No bo kto się spodziewał takiego wyskoku? Oczywiście Eris, znów niezaproszona, musiała wyskoczyć z tym swoim złotym jabłkiem. Nie mogła się powstrzymać? Akurat ja wyszłam z bójki całkiem nieźle. Mam tylko siniaka po stoczonej walce z drzwiami. Jakiś geniusz zamknął je, a ja tego nie zauważyłam. Przed poważniejszymi obrażeniami ocaliło mnie to, że szybko biegam. No cóż… Niby walczę dobrze, ale pomyśl drogi czytelniku, jak rzuca się na ciebie sześć bogów, a pozostali członkowie twojej drużyny szczęśliwie uciekli, to niestety pozostaje tylko jedno wyjście – bezzwłoczna ewakuacja. Gdyby tylko drzwi były otwarte… Inni skończyli w szpitalu pod zbitym psem z urazami wewnętrznymi oraz złamaniami. Nie myśleliście chyba, że bogów nie da się zranić? Mel miała większego farta. Posiada skrzydła, wielkie skrzydła z rudymi piórami. Dlatego często pomaga tacie i teraz też ich użyła. Moje użalanie się nad sobą przerwał dźwięk dzwonka.
Poczta!
Moja skrzynka jest ogromna, a dziś była wypchana po brzegi paczkami. Rozwoziła je Mel co znaczy, że jest na mnie obrażona. Zawsze mi je segreguje oraz wpada na chwilkę. Nie wiecie, o co się pokłóciłyśmy? No tak, przecież reporterzy o tym nie napisali, są ślepi. Otóż ja stanowiłam trzecią stronę konfrontacji. Uważałam, że owoc należy się mi, a nie Amelii czy tam Afrodycie.
Zmęczona opadłam na fotel. Mieszkałam w jednopiętrowym pałacu, można uznać, że w dość spartańskich warunkach, jeśli przyglądasz się pozostałym pałacom. Otóż nie przepadałam za wygodami – lampami z lawą, wodnymi łóżkami, wypasionymi telewizorami i innymi podobnymi przedmiotami. Wystarczyła mi sypialnia, łazienka, pokój gościnny, jadalnia i arsenał. Kuchni nie posiadałam, gdyż z niej nie korzystałam. Wolę coś zamówić, niż się otruć. Tak więc myślałam, iż to będzie zwyczajny nudny dzień i że moja podróż opóźni się o kolejny tydzień, aż Amelia przestanie się gniewać. Zamierzałam wybrać się do Nowego Jorku, a po przypatrzeniu się mapie uznałam, że samotna wyprawa źle się skończy. Na początku nie mogłam nic odczytać, aż do momentu, gdy Mel uświadomiła mnie, że trzymam mapę do góry nogami. A później nie potrafiłam znaleźć legendy i do tej pory nie rozumiem, jakim cudem można tak duże miasto zmieścić na tak małym skrawku papieru. Oczywiście podczas przeglądania poczty musiałam oblać się gazowanym mlekiem (Co się tak patrzycie na monitor? Nie spotkaliście się nigdy z gazowanym mlekiem?), więc wściekła ruszyłam w stronę łazienki, aby umyć ręce i wyczyścić bluzkę. Odkręciwszy kran usłyszałam wrzaski, a dokładnie jeden donośny wrzask. Chwilę później do mieszkania wpadł półnagi Alek:
– Zwariowałaś!? Biednych herosów razisz prądem! Co ja zrobiłem?!
No nie! Upił się czy jak? O co chodzi?
– Jesteś nieobliczalna! Mówiłem, że musisz więcej ćwiczyć kierowanie piorunami! – kontynuował.
Aaaaaa. Nie kontroluję swoich umiejętności i niechcący poraziłam go prądem (później zapytam się Amelii, jak to możliwe), gdy brał kąpiel. Przynajmniej tak wnioskuję, widząc jego strój. Zły Alek, to Alek niebezpieczny, biorąc pod uwagę jego funkcję. Pilnuje mgły, która pozwala śmiertelnikom nie zauważać naszej obecności.
– Przepraszam – rzuciłam i szybko ulotniłam się z mojego domostwa.
Ufałam mu, więc nie bałam się, że zostanie sam. Znaliśmy się od dziecka. Ruszyłam w stronę sali treningowej. Ach, jak ja ją kochałam! Nic tylko, walka, walka i walka. Piękne! Postanowiłam wypróbować swoje nowe wynalazki: etkę i iagami. Tak, to miał być nudy dzień spędzony na ćwiczeniach. I nim był przynajmniej do czasu, aż odwiedziłam toaletę.
Wspominałam już o tym, że prześladuje mnie pech, jestem gapą, a nieobecność Amelii kończy się tragicznie? Pewnie już ze sto razy. Otóż, jak się domyślacie, coś wykombinowałam. Ale to nie była moja wina! Kolejny geniusz (muszę go oskarżyć) nie raczył uzupełnić papieru toaletowego i nie miałam czym… no wiecie. Po prostu kombinowałam. Skąd miałam wiedzieć, że chusta, którą użyłam, była akuratnie wspaniałą chustą Afrodyty? No skąd? Leżała sobie bezpańska niedaleko umywalki, a ja czułam pilną potrzebę i stało się. Ale to nie koniec! Wiadomo, papier to papier. Co się z nim robi? Wrzuca do muszli i spuszcza wodę. Tak też zrobiłam. Nie czekając na powrót Afrodyty (nie wiem, jakim cudem później zorientowałam się, że to była jej rzecz. Chyba mi się odpowiednia szufladka w głowie otworzyła) ruszyłam w stronę mojego mieszkania. Gdybyście widzieli, jak zasuwałam. Ho, ho! Na pewno szybciej niż Usain Bolt. Wpadłam do salonu (mojego oczywiście) i znieruchomiałam. Stał w nim odwrócony do mnie tyłem brunet, grzebiący w moich papierach (pewnie i tak nic nie znalazł, to niemożliwe, nie na moim biurku). Cofnęłam się gwałtownie i odruchowo sięgnęłam po etkę, ponieważ szybciej nią celuję.
– Próbujesz mnie zabić?! No nie, uwzięłaś się na mnie! – zaśmiał się Alek.
Alek! Przecież on jest blondynem! No nie! Mrugnęłam kilka razy, ale to nie pomogło. Nadal stał przede mną mój szczerzący się do mnie blondowłosy przyjaciel.
– Co ty tu robisz?- spytałam.
– Czekam na twoje przyjście. Przecież zostawiłaś mnie tutaj, więc się rozgościłem. Zresztą… już nie przeszkadzam, spadam. – Odwrócił się pośpiesznie i zostawił mnie samą z dość dziwną miną.
Zaraz, przecież moje pioruny rażą na odległość co najwyżej pięciu metrów, a on mieszka dwa kilometry ode mnie!
– Alek!?Alek! Stój, słyszysz? Stój!
Ruszyłam za nim w pościg, ale nie mogłam go dogonić, poruszał się wyjątkowo szybko. Zadyszana postanowiłam zrezygnować i wróciłam do domu. W drodze powrotnej potknęłam się o ogromną, czarną paczkę z dziwacznym znakiem – ogromnym okiem, które zawzięcie się na mnie patrzyło – i napisem „Uważaj na zawartość”. Dlaczego nie przyszła pocztą? Może Mel ją wyłowiła i postanowiła mi przynieść osobiście, żeby nie zaginęła?
Przez okno całej sytuacji przyglądał się wysoki brunet ubrany w czarny płaszcz i tego samego koloru hełm. Uśmiechnął się szeroko, gdy Luna biegła za Alekiem, a po jej potknięciu się na paczce wybuchnął śmiechem.
– Już? czas -szepnął- znaleźliśmy.
***
W czasie gdy Luna przebywała na siłowni, Amelia spacerowała sobie po parku jej własnego projektu. Wokół można było zobaczyć wiele magicznych drzew. Na większości rosły agamy, boskie owoce, przypominające ludzkie banany, ale z zieloną skórką, którą można zjeść. Miąższ był fioletowy, a całość smakowała jak kurczak z rożna. Na Olimpie roślina ta stanowiła jedno z głównych dań. Przez środek tegoż miejsca przepływała rzeka pełna gazowanego mleka, również boskiego specjału. Mel spokojnie przyglądała się okolicy, aż nagle usłyszała szmer i poczuła zapach przypalonego mięsa, lecz nie przejęła się tym. To góra bogów, więc nic nie mogło jej się stać. Nawet nie wiecie, jak się pomyliła.
***
W sali rozległ się donośny ryk:
– Niezdary!!! – Wydałem wyraźne rozkazy!!! – zawołał ktoś donośnym, niskim głosem.
– Panie, nie mogli….
– Nie? obchodzi mnie to! Wydałem rozkaz i ma być wykonywany aż do odwołania.
Natychmiast!
Ogromna, niezwykle czarna brama otworzyła się i wyjechali z niej jeźdźcy na siwych koniach. Wokół słychać było ciche szepty:
„Podobno ją zn…”
„A jednak, myślałem….”
„Przecież Persefona nie chciała, oddała. Chro..”
„A ta druga, podobno córka Ze…”
„Powtórz jeszcze raz cztery ostatnie wersy, nie mogę uwierzyć.”
„Wysyła najlepszych, myślisz, że…”
„Jakaś poczwara, nikt nie wie, co to było..”
„Przeżyła, przecież to córka…”
„A jeśli coś się stało? Jak to możliwe, że tak zaniedbano sprawę?”
CDN
superowe opowiadanie
ciekawe
ZAMORDOWANO OLIMP ?
ekstra.Z humorem.;)
super 😉
Superowe opowiadanie !!!! Nie mogę doczekać się kolejnej części 😀
Ja też czekam. 😉
I ja! Bardzo fajne opowiadanie. 😛
Fajne
Super. Ciekawy pomysł.;)
świetna
Z NIEĆIERPLIWOŚCIĄ CZEKAM NA DALSZĄ CZĘŚĆ 😀
no to poczekasz
świetne. czekam na cd
opowiadanie bardzo fajne i z humorkiem;) ale w pewnym momencie się pogubiłam, czekam na ciąg dalszy
Dziękujemy za miłe komentarze. Artemido, jeżeli pogubiłaś się na końcu, to dobrze 😀 Miało być niezrozumiale. Czekajcie na następny rozdział, może coś wyjaśnimy 😀
coś się stało na olimpie a ona się gdzieś obudziła . może jakaś przepowiednia i jakieś problemy?
Najlepsze opowiadanie na blogu!
Chusta Afrodyty… xD
Naj lepsza ta chusta!!
Adminie napisałeś w wiadomości że już jest moje opowiadanie!A go nie ma!!
Nagroda Boba Budowniczego! Dobre!
Ateno, posłałam do Ciebie maila w tej sprawie
Długo czekam na ciąg dalszy!
Najlepsze było zbezczeszczenie chusty Afrodyty!
Mnóstwo śmiesznych momentów. Fajnie, że unowocześniłaś mit o złotym jabłku.
Bardzo tajemnicza końcówka. Już się nie mogę doczekać ciągu dalszego!