Iga odwróciła się i ujrzała arenę. Nie, nie arenę. To było coś, co kiedyś owszem, można by nazwać areną, ale chwilowo było wielkim szokiem dla córki Ateny. Ktoś wrzasnął „NIESPODZIANKA” i dziewczyna wylądowała pod toną konfetti.
Na piasku stali wszyscy obozowicze, w oddali ustawiono podwyższenie, poustawiano jakieś instrumenty. Nad Areną rozciągała się jaką niewidzialna bariera, bo widać było padający śnieg, jednak ten nie spadał na obozowiczów. Po prostu znikał. Wszędzie było pełno balonów, konfetti, wstążek oraz innych dekoracji.
Iga zakryła rozdziawione usta rękoma i zaczęła się śmiać, cała zrobiła się czerwona. Nie wiedziała czy płakać, czy się śmiać. Oczywiście płakać ze szczęścia.
– Mówimy jej teraz, czy po imprezie, że ona będzie to zamiatać?- spytał Mike, kopiąc balony obok jego stóp.
– Nie, poczekajmy, aż trochę wypije- odrzekł Nathan.
Iga miała ochotę skakać ze szczęścia i wyściskać wszystkich znajomych kolejno. Poczuła czyjąś rękę na ramieniu. Obok niej pojawiła się Natalie, szczerząc się bezczelnie.
– No, Igulec.- Popchnęła ją do przodu.- Masz swoje ‘party hard’, wedle życzenia!
Natalie z uśmiechem patrzyła, jak Iga prawie omdlewa z wrażenia. Stała obok Lilly ze skrzyżowanymi rękoma na piersi. W tym momencie dzieci Apolla uruchomiły sprzęt i z ogromnych głośników rozległa się głośna muzyka.
– Lilluś, zdejmij kurtkę, bo się przeziębisz- mruknęła do niej Nat.- Przegrzejesz się, potem wyjdziesz na mróz i będziesz chora.
– Śmiej się, ja przynajmniej nie biegam w zimę bez kurtki.
– Ale teraz na poważnie. Zdejmij ją, popraw makijaż i ruszaj na łowy.
– Co? Ja się nie maluję. I jestem pacyfistką!
Natalie spojrzała na nią unosząc sarkastycznie jedną brew. Ruchem głowy wskazała na grupkę chłopaków, stojących przy barku z napojami. Wśród nich było kilku chłopaków, za którymi Lilly szalała od miesiąca.
– Naprawdę? Nie idziesz na łowy? Bo wiesz, ja bardzo chętnie…- zaczęła, ale Lilly przerwała jej, wręczając kurtkę.
– Zamknij się, oni są moi- odrzekła i się zaśmiała.- Dla takich ludzi mogę przestać być pacyfistką.
Lilly ruszyła przed siebie, mijając Jane, która w ostatniej chwili chwyciła ją za łokieć i przyciągnęła.
– Widziałaś gdzieś moją siostrę?- spytała córka Hermesa, patrząc na Lilly z góry, ale uśmiechając się delikatnie.
– Nie, a co?
– Bo szukam Nathana.
– A po co ci do tego Miri?- zapytała Lilly, gubiąc się w rozumowaniu Jane.
– Bo ona pewnie siedzi gdzieś z Mikiem. A Mike i Nathan zawsze włóczą się gdzieś razem.
– Logiczne- podsumowała Lilly wzruszając głową.- Mika widziałam na scenie, jak montował głośniki.
Jane kiwnęła głową i w kilka sekund znalazła się na scenie. Oczywiście nikogo tam nie było. To znaczy ani jej siostry, ani chłopaka jej siostry, ani Nathana. Cudnie, pomyślała przeczesując ręką włosy. Czyli teraz mogę szukać go tylko w tłumie tych rozwrzeszczanych dzieciaków tańczących kaczuszki…
– Zostaw mnie w spokoju, bo inaczej gwarantuję ci, że nie przeżyjesz tego dnia!
Albo mogę zdać się na instynkt, dodała w myślach, zeskakując ze sceny. Nie myliła się. Wylądowała na ziemi tuż obok Mika i Mirandy. Obok był też Nathan. Chłopak stał rozeźlony, zabijając wzrokiem Mika. Ten, razem z Mirandą, byli już cali w konfetti i serpentynach. Mike miał na głowie czapeczkę z napisem ‘wzorowy imprezowicz’ a Miranda w ręku jakąś butelkę.
– No, no siostruś- skarciła ją, zabierając zacny trunek.- Jesteś nieletnia, nie możesz tego wypić.
– Mogę- uśmiechnęła się dziewczyna, odbierając butelkę.- Choćby dlatego, że to szampan dla dzieci.
– Truskawkowy- mruknął Nathan.- Jane, chcesz może…
– To my się zmywamy- rzuciła Miri i chwyciła Mika pod rękę.- Mike, co ty na to, żeby zamatować karaoke?
– Pod warunkiem, że zaśpiewasz ze mną w duecie.
– Pomyślę, czy chcę, żebyś się tak bardzo ośmieszył.
– To na razie chodź zatańczyć.
– Makarenę!!!
– Pff, miałem nadzieję na coś wolniejszego i romantyczniejszego, ale jak wolisz.
W końcu zniknęli w tłumie. Nathan popatrzył się na Jane z wdzięcznością.
– Dzięki- jęknął, strzepując z włosów jakieś kolorowe papierki.- Omal nie zostałem wcielony do zespołu Mika.
– On ma zespół?- spytała Jane.
– Tak- potaknął chłopak i uniósł w górę butelkę szampana dla dzieci.- Oraz słabość do wszelkiego rodzaju napojów tego typu.
Jane uśmiechnęła się rozbawiona i wzięła butelkę. Etykietka była zdarta, jak każda, żeby nikt nie kwestionował, że szampany dla dzieci są niedobre. Dziewczyna powąchała a potem spróbowała.
– Coś mi się nie wydaje, żeby to było ‘Piccolo’ czy inne świństwo, którym faszeruje się dzieci na urodzinach…
– Mi też.- Nathan uśmiechnął się do niej delikatnie.- Rozumiem, że jak zapytam się, czy chcesz tańczyć, nie zgodzisz się, nie?
– Yhym- przytaknęła.- Dlatego musimy odnaleźć zapas tego ‘Piccolo’.
– Niby czemu?
– Po pierwsze- odparła Jane, przedzierając się przez tłum- żeby żadne biedne dziecko poniżej szesnastki nie wypiło tego świństwa.
– Czemu szesnastki? I tak są nieletnie.
– Ponieważ ja mam szesnaście, a ja mogę to pić- mruknęła i przyłożyła mu palec do ust jak chciał coś powiedzieć.- Nawet nie próbuj powiedzieć, że nie mogę. A po drugie dlatego, że widziałam, co Mike z Mirandą potrafią odwalić po ‘Piccolo’ w wieku piętnastu lat, więc co to będzie, jak teraz wypiją więcej?
– Troszczysz się o nich.
– Nie. Tylko pilnuję tego, żebym i ja też mogła się trochę pobawić.
– No to trzeba znaleźć Louisa.
– Niby czemu? Chcesz się z nim… pobawić?- spytała oszołomiona, wpatrując się w swojego chłopaka jak ducha. Ten tylko wywrócił oczami.
– Następna mnie od homo wyzywa- jęknął.- Nie! Chcę tylko znaleźć Natalie.
– Pogrążasz się- zauważyła córka Hermesa, wpatrując się w niego spod przymrużonych powiek.
– Źle odbierasz to, co chcę ci przekazać- poprawił ją.- Myślisz, że kto zorganizował ‘Piccolo’?
– Natalie- Jane uśmiechnęła się łobuzersko.- I sugerujesz, że może mieć też coś mniej płynnego, ale równie fajnego jak ‘Piccolo’? Za to cię kocham.
– Kochasz mnie?
– Ciii, zachowajmy pozory.
Impreza była znakomita. Wyjątkowo nie było nikogo, kto by stał pod ścian, czy siedział na trybunach. Wszyscy obozowicze, tańczyli, wystrzeliwali w siebie armatki z konfetti (tylko jeden przypadek utraty przytomności) albo po prostu stali na uboczu, gadając i śmiejąc się. Muzyka grała non stop, Natalie zadbała o dostarczenie płyt z normalnymi piosenkami, ale też hitami roku. Niekoniecznie fajnymi. Nie zabrakło starych przebojów ani obciachowych kawałków. Travis i Connor Hood, którzy byli odpowiedzialni za muzykę, kłócili się co sekundę o to, czy puszczają kawałek Green Day’a, czy ‘Jedzie pociąg z daleka’. Natalie osobiście była za Green Day’em, ale nie protestowała, kiedy dzieci Apolla ściągnęli jej braci ze sceny i osobiście zajęli się muzyką. Było to o tyle fajne, że sami zaczęli grać. Natomiast jej grupowi wylądowali w misce pełnej ponczu. Cenny i rzadki widok.
– Natalie, chodź.- Chris, który stał na scenie, podał jej rękę.
– Po co ja wam tam?- zdziwiła się.
– Właśnie, po co ona na scenie?- zapytał Louis, zjawiając się nagle obok. Natalie zrobiła wielkie oczy, patrząc się na niego. Skąd on się tu wziął, przed chwilą było tu pusto, nikt nie stał…
– Bo ktoś musi gadać- uśmiechnął się syn Apolla, nadal wyciągając rękę w kierunku Natalie.- No, wskakuj. Wszyscy wiemy, że gadać to ty umiesz.
Natalie pokiwała głową i podała mu rękę. Kątem oka zobaczyła jak Louis wywraca oczami i wsadza ręce do kieszeni czarnych spodni. Chris wciągnął ją na scenę i nachylił się, żeby wziąć gitarę.
– Chris, nie wiem, czy wiesz, ale ja nie gram na tym czymś- oznajmiła Nat, wskazując palcem na instrument.
– To nie dla ciebie, śliczna- posłał jej uwodzicielskie spojrzenie, a gitarę rzucił synowi Hadesa.
– Louis, orient!- krzyknął. Instrument omal nie zabił chłopaka, ale ten na szczęście szybko się odwrócił i chwycił tuż nad swoją głową, cofając się trochę do tyłu.
– Nie, nie będę na tym grać- oznajmił, wyciągając gitarę w stronę nastolatków stojących na scenie.- I nie, nie zmusicie mnie do tego.
– Oj, stary- zawołał Mike, wyłaniając się z tłumu. Obok niego kroczyła Miranda, uśmiechając się wesoło.- Nie daj się prosić. Zastąp mnie! Ja za dużo wypiłem i nie dam rady.
– To jest szampan dla dzieci- odparł sceptycznie Louis, patrząc na butelkę, którą trzymał w ręku Mike.
– Dla dzieci, czy nie, działa jak należy- uśmiechnął się chłopak.- A teraz wskakuj na scenę, bo skończysz jak Nathan- dodał, ponaglając go ruchem ręki.
– A jak skończył Nathan?- spytała Natalie.- Jeszcze przed chwilą, widziałam go razem z Jane, przyszli do mnie po towar.
– Nie!- zawołała oburzona Miranda.
– Co ‘nie’?- powtórzyła zdziwiona Natalie, patrząc na nią z góry ze sceny.
– Nie wierzę!- zawołała dziewczyna i spojrzała na Mika.- Natalie dała towar Jane i Nathanowi!
– No dałam- potwierdziła Natalie.- Chcieli, to dałam.
– Nie wierzę!- zawołał Mike, chwytając Miri za rękę i wyciągając w górę butelkę niczym miecz, szykując się do ataku na wroga.- Idziemy odbić! „Marsjanki” są nasze!
– Dokładnie- Miranda w końcu wybuchła śmiechem.- A więc chodź, mój ty bohaterze! Idziemy po „Marsjanki”!- zawołała i posławszy wszystkim piękny uśmiech znikła w tłumie.
– Trzy sprawy.- powiedział Mike, pokazując wszystkim trzy palce.- Po pierwsze, jak coś zostanie, to nie liczcie na to, że dostaniecie „Marsjanki”. Po drugie, ty- wskazał na Louisa- za trzy sekundy jesteś na scenie i słyszę jak grasz.
– Ale…- zaczął Louis, ale ten mu przerwał gestem dłoni.
– A po trzecie: słyszeliście?! Jestem ‘bohaterem’!- zawołał i zaraz za swoją ukochaną zniknął w tłumie.
Chris spojrzał na Natalie unosząc wysoko brwi. Ta tylko wzruszyła ramionami.
– No cóż, nie wszyscy synowie Apolla są tak fajni- odparła, a Chris się uśmiechnął.
– Dzięki.
– Mówiłam o twoim bracie.- Natalie roześmiała się, widząc jego cierpkie spojrzenie.- No co? Nigdy nie naćpałeś się szczęściem, jedząc „Marsjanki”?
Chris tylko machnął ręką, uśmiechając się szeroko i ruszył montować nagłośnienie. Natalie wyciągnęła rękę w kierunku Louisa, który nadal stał metr niżej, patrząc na nią z dołu.
– To jak?- spytała.- Grasz? Trzy sekundy minęły.
– Niech będzie- mruknął, wrzucając gitarę na scenę, a potem sam wskoczył na podest, zupełnie ignorując wyciągniętą dłoń dziewczyny.- Ale tylko jeden kawałek.
– Dobra, będzie fajnie- uśmiechnęła się wesoło.
– Nie grałem od dwóch lat.
– I tak pewnie grasz beznadziejnie.
– Lepiej od ciebie.
– Nie umiem grać. Ale pewnie i tak jestem lepsza- posłała mu szyderczy uśmieszek.
Louis pokręcił głową, przedrzeźniając ją, ale zarzucił na ramię pasek od gitary i zabrał kostkę jednemu z synów Apolla. Natalie poczekała, aż Chris oznajmi, że nagłośnienie jest gotowe. Kiedy chłopak pomachał jej, że jest okej, chwyciła mikrofon i podeszła bliżej krawędzi sceny.
– Panie i Panowie- zaczęła, żeby zwrócić wszystkich uwagę. Herosi przestali gadać i wszystkie oczy zwróciły się w jej stronę.- Zebraliśmy się tu dzisiaj, bo pewien skrzat ma urodziny. Igulec, pozwól tu- oznajmiła. Wszyscy zaczęli się rozglądać, wyszukując dziewczyny wzrokiem.- Igulec? Bo jak się nie pojawisz to bezkarnie opowiem wszystkim o kilku śmiesznych sytuacjach z twojego życia. Mam mikrofon- ciągnęła Natalie, rozglądając się za córką Ateny w tłumie- mam publikę, oni mają przyjaciół, szybko się rozniesie o paru twoich przypałach. O, tu jesteś!- zawołała, kiedy dostrzegła brunetkę, która stała przy bufecie i, korzystając z okazji, że wszyscy odsunęli się od lady, napychała się żelkami.- Iguś, odpuść, mam dla ciebie więcej żelków. Na razie chodź no mi tu na scenę.
Iga zrobiła smutną minę, ale odsunęła się od bufetu, nabierając w garść trochę słodyczy. Po chwili stała uśmiechnięta na scenie obok córki Hermesa.
– Więc, z okazji tego, że masz dziś urodziny, mamy dla ciebie niespodziankę- uśmiechnęła się, obejmując ją ramieniem za szyję po przyjacielsku.- Oceniając nawzajem umiejętności nas wszystkich, talenty wokalne, oraz uzdolnienia artystyczne, wspólnie i prawie jednogłośnie wymyśliliśmy, że… nie będziemy cię katować i nie usłyszysz ‘sto lat’ w naszym wykonaniu!- powiedziała do mikrofonu.
Obozowicze zebrani pod sceną zaczęli potakiwać, kilka udało obrażonych, a jeszcze inni chyba się szczerze fochnęli. Natalie nie przejęła się tym za bardzo, tylko kontynuowała.
– Chcemy ci wszyscy życzyć wszystkiego naj i innych formalności. Żebyś się uśmiechała, nadal miała to swoje wspaniałe ADHD, żeby twój optymizm zaraził wszystkich. Szczególnie ciebie, Jane!- krzyknęła wskazując na szatynkę, która zaczęła coś odkrzykiwać, ale jej chłopak, Nathan, szybko zasłonił jej usta.
– Jane dziękuje za wyróżnienie- zawołał, uchylając się przed ręką Jane, która próbowała się wyrwać.- Nie przeszkadzajcie sobie, ona tylko przedawkowała ‘Piccolo”.
Wszyscy wybuchli śmiechem. Iga ze skrajną radością obserwowała to wszystko, nie mogąc się nadziwić, że przyjaciele stoją pod sceną tylko i wyłącznie dla niej. To było cudowne uczucie, czuła się jak pani świata, mogła wszystko.
– Rozumiem- powiedziała Natalie, kiwając głową i spacerując po scenie.- Ale wracając do życzeń- dodała i spojrzała na Igę tak, jakby chciała ją ocenić.- To spróbujmy złożyć ci życzenia od wszystkich. Zagramy w grę- zawołała, prostując się i ręką przywołując Igę do siebie. Dziewczyna musiała przyznać, że Nat była wspaniałym mówcą, wszyscy słuchali jej zainteresowaniem.- Ja udaję kogoś z was i składam Idze życzenia, a wy wrzeszczycie kto to, okej? Od razu mówię, że wybieram tylko charakterystyczne osoby i nie oszczędzam.
Tłum zawrzał, każdy zaczął wrzeszczeć imię osoby, którą Natalie mogłaby pokazać. Iga uśmiechnęła się jeszcze szerzej i z niecierpliwością patrzyła, jak Natalie rozpina górne guziki w swojej koszuli, tak, że widać było jej dekolt <myślę, że Louisowi się to bardzo spodobało ^> . Od razu rozległy się wiwaty, głównie w męskiej części areny. Natalie posłała im buziaka i próbowała się nie roześmiać .
– No więc, kochaniutki- zaczęła Natalie, przesłodzonym i zalotnym głosikiem.- Hmm, życzę ci, żebyś była tak piękna jak ja- poprawiła okulary na nosie i obróciła mikrofon w ręku.- żebyś miała takie wzięcie jak… hmmm… ja, mogła pochwalić się taką urodą jak… no nie wiem… może jak ja- zaszczebiotała, przeczesując ręką włosy i mrugając do obozowiczów, cały czas, przechadzała się po scenie, kręcąc biodrami.- Kochaniutki, Kochaniutki. Nie jesteś idealna, bo takim ideałem, jak ja nigdy nie będziesz.
Natalie podeszła do Chrisa, który stał z boku uśmiechając się szeroko. Dziewczyna zarzuciła mu ręką na szyję i podniosła jedną nogę wyżej. Syn Apolla obrócił ją zgrabnie i Natalie wylądowała nachylona głową nad ziemią, w takiej pozycji jak kończy się wiele tańców. Na chwilę straciła równowagę i przestała robić słodkich oczek, ale Chris trzymał ją mocno, więc delikatnie, niby zalotnie pstryknęła go w nos i posłała buziaka.
– Jednak życzę ci takiego powodzenia u chłopaków jak ja, kochana- dodała wstając i kiwając z wdzięcznością na Chrisa.
Iga prawie tarzała się na deskach sceny ze śmiechu, zresztą tak jak wszyscy pozostali. Tylko (z niewiadomych przyczyn) dzieci Afrodyty miały skwaszone miny, szczególnie pewna grupka. Jednak <ja bym to „jednak” wyrzuciła> Natalie ukłoniła się nisko, zapięła guzik w koszuli, który rozpięła dla lepszego efektu artystycznego. Wszyscy zaczęli się przekrzykiwać kogo udawała.
– Drew!
– Drew!
– Esmeral!
– Jack, zginiesz!
– Drew!
– Pan D.!
– Przed państwem wystąpiła nasza…- Natalie przerwała i wyciągnęła mikrofon w stronę herosów, którzy zaczęli się drzeć jeszcze głośniej-… Drew! Brawa dla niej!
Iga odszukała wzrokiem dziewczynę, która patrzyła na Natalie z oburzeniem. Miała lekko otwartą buzię, zmarszczone brwi i rządzę mordu w oczach.
– To teraz dalej- zawołała Natalie i zrobiła przerwę, zęby tłum się uciszył.
W tym czasie dziewczyna wygładziła koszulę, którą dopięła na ostatni guzik pod szyją, wciągnęła całkowicie w spodnie, nie pozostawiając żadnego luzu i stanęła prosto. Szybko zrobiła sobie z włosów coś na kształt grzywki.
– No to teraz życzenia ode mnie- powiedziała opanowanym, spokojnym tonem- Iga, chciałam ci życzyć dużo zdrowia, miłości, radości- rzekła, poprawiając grzywkę.- żebyś się często uśmiechała, była spokojna, odnalazła wewnętrzny spokój- ponownie charakterystycznie poprawiła włosy.- Pamiętaj, że w życiu potrzebna jest harmonia, przyjaciele i miłość. Oraz żebyś była pewna swoich racji- powiedziała, podchodząc do jubilatki kładąc rękę na ramieniu. Uśmiechała się pogodnie, melancholijnym wzrokiem. Iga z trudem nie wybuchła śmiechem.- Życzę ci jeszcze dużo rudej farby… O mój Boże!- zawołała nagle, że prawie wszyscy podskoczyli.- Iga, obczaj tego kolesia w czarnej koszuli!- Natalie wskazała na przypadkowego herosa.- O bogowie, jaki seksiak!
Wszyscy obozowicze zaczęli się śmiać, a chłopak w czarnej koszuli wskazał na siebie dumnie i przeczesał ręką włosy. Herosi dostali jeszcze większej głupawki, a Natalie przywróciła się do porządku.
– To chyba nie będzie trudne- powiedziała.- Kto to był?
– Ja wcale nie zapinam koszul na ostatni guzik!- zawołał ktoś w tłumie.
– Fakt- mruknęła Natalie.- Ty nosisz tylko przykrótkie sweterki.
Iga dostała porządnej głupawki, zaczęła się śmiać, prawie płakać. Natalie poklepała ją po plecach.
– Nie garb się, to bo będziesz mieć skoliorę.
– Skoliozę- zawołała naburmuszona Lilly.
Nastolatkowi ryknęli śmiechem, ci stojący najbliżej niej zaczęli coś do niej mówić, a niektórzy przedrzeźniali ją, poprawiając włosy, tak jak ona swoją grzywkę. Natalie jednak nie przyglądała się jej długo, bo wymyśliła następną osobę. Podkasała rękawy wyżej i stanęła triumfalnie przed Igą.
– Więc masz urodziny- mruknęła do mikrofonu.- Cóż, jeden rok więcej na tym podłym świecie, co? Bogowie, ty jesteś taka niska, bo jakiś trol na ciebie nadepnął? Hmmm? Trzeba było go zabić. Ja bym go rozwaliła od razu- żachnęła się, machając na dziewczynę lekceważąco ręką.- Ale ja to ja, a ty to ty. Dobra. Życzę ci, żebyś umiała porządnie komuś przywalić. Tylko mocno. I żebyś dożyła jakieś mocnej jatki na miecze. No, tego możesz już nie przeżyć, ale przynajmniej poczułabyś, co to jest bitwa. Aghh, kocham zabijać. Zaraz pewnie zawołam, że zabiję Natalie, bo robi sobie ze mnie jaja.
Tym razem tylko najwięksi śmiałkowie roześmieli się. Inni z niepewnością rozglądali się, szukając osoby, która była przedstawiana. Ta natomiast stała oparta o ścianę i uśmiechała się krzywo.
– Dobra, wszyscy chyba wiedzą, że to ja, bo się nie śmieję- zawołała Clarisse w stronę sceny, unosząc wyżej kubek, w którym miała jakiś napój.- Biorąc pod uwagę, że to urodziny, daruję wam. Jutro przetopię cię w jeziorze.
– W jeziorze?- spytała Natalie, już normalnym tonem. Iga wyczytała z jej miny, że zaraz powie coś, z czego Nat będzie dumna, a Iga już wiedziała, że mimo dumy będzie miała też problemy.- Z tego co słyszałam, kiedyś zamiast jeziora preferowałaś toalety. Byłaś znana ze spłuczek dla pierwszorocznych.
– Natalie- jęknęła Iga, wiedząc, że historia z wybuchającą toaletą nie należy do ulubionych wspomnień córki boga wojny.- Ja bym ci radziła przestać.
– Oj tam- rzekła Natalie.- Nie martw się, złociutka, nadal jesteś znana ze spłuczek. Popatrz. Ja już drugiego dnia wiedziałam, jak prawie nie utopiłaś się w eksplodującym sedesie przez Percy’ego Jacksona.
Clarisse posłała jej nienawistne spojrzenie i pokazała gest ręką, który można by uznać za jeden z takich, których nie powinno się przytaczać w tym tekście. Potem tylko odwróciła się i spokojnie wmieszała w tłum.
– Ostatnie- powiedziała Natalie. Rozległy się pomruki, buczenia i oznaki niezadowolenia.- Ale za to będzie trudne.- Natalie rozejrzała się szukając kogoś w tłumie, kogo łatwo sparodiować, aż w końcu pstryknęła zadowolona palcami.- Mam!
Okej zaczynam.
Iga spojrzała na nią zaciekawiona, kiedy Natalie stanęła przed nią i powiedziała.
– Życzyłabym ci sto lat, moja niekochana Ido, ale życie herosów jest do dupy, a w wieku stu lat praktycznie nic nie można zrobić, więc ci nie życzę stu lat.
– Pan D.- powiedziała Iga, uśmiechając się pogodnie.- To było proste, a miało być trudne.
– Przykro mi, tak bywa w życiu. To tyle z życzeń.
– A prezenty?- zawołał ktoś w nastolatków. Natalie wzruszyła ramionami i wymownie wręczyła Idze mikrofon.
– To może potem…?- spytała niepewnie córka Ateny.- Bo teraz to i tak wszystko zgubię.
– Albo ktoś ci zabierze…- zasugerowała Natalie, kaszląc znacząco.
Lilly w ciągu ostatnich dwóch godzin doszła do bardzo ciekawych wniosków. Po pierwsze: Natalie nie umie poprawiać grzywki. Żadnej. Nawet takiej sztucznej. Po drugie: jak gada przez mikrofon to hipnotyzuje i wszyscy jej słuchają. Po trzecie: na Lilly to nie działało, bo była zbyt zajęta obserwowaniem syna Aresa, który stał dwa metry dalej. Po czwarte… dowiedziała się, jak ma na imię! Ten syn Aresa to był Charlie! No, to teraz mogę już wychodzić za mąż, pomyślała zadowolona.
Lilly podeszła do sceny, z której najpierw zeskoczyła wyszczerzona Iga, a potem powinna Natalie, ale ta wpadła na jeden ze swoich genialniejszych pomysłów.
– Ej ludzie!- zawołała do mikrofonu.- Złapiecie mnie?!- zapytała, uśmiechając się jak wariatka, która uciekła z psychiatryka.
Lilly popatrzyła na nią błagalnie, ale ta jej nie widziała.
– Ona się kiedyś zabije- jęknęła brunetka, załamując się przyjaciółką.
– No, bardzo możliwe, że któryś jej z pomysłów ją zabije- potwierdziła jubilatka, kiwając głową. Lilly już chciała ją wyściskać, bo wreszcie ktoś podziela jej zdanie, ale Iga powiedziała:- Ale pomyśl sobie, w jakim zajebistym stylu to zrobi. Jak nie teraz, skacząc ze sceny na ludzi pod nią, to może jutro wymyśli coś jeszcze lepszego.- Nie wyglądała na załamaną. Prędzej zazdrosną, że też tak chce.
W tym czasie, kiedy Lilly się nią załamywała, Natalie zdążyła rzucić się ze sceny.
– Mogłoby jej się coś stać- zauważyła dziewczyna, kiwając z politowaniem głową.- Nie, że źle jej życzę, ale gdyby tak złamała nogę, to łatwiej byłoby o nią dbać, nie?
Odwróciła się, żeby zapytać Igę o coś, ale tej już nie było. Lilly mruknęła coś pod nosem i zaczęła przeciskać się przez tłum do miejsca, gdzie Natalie albo mogła leżeć martwa, poobijana lub tylko nieprzytomna, albo nic jej się nie stało. Muzycy na scenie zaczęli grać, ku radości Lilly, coś normalnego, a nie kaczuszki czy inne hity, kiedy jej tata był młody. Dziewczyna musiała przyznać, że dzieciaki od Apolla umiały grać i śpiewać. No, Louis też dobrze grał na gitarze elektrycznej. A ten perkusista to niczego sobie, tak swoją drogą…
– Przepraszam… pardon… wybacz- mruczała pod nosem, mijając ogarniętych szaleństwem i dobrą zabawią herosów.- Ja tu służbowo… O, witaj Walt. Es siedzi pod sceną… Ludzie, zróbcie przejście!
W końcu zobaczyła Natalie szczerzącą się i gadającą z jakąś grupką osób.
– No wiem, wiem, mogłam lepiej. Ale wybacz, nie miałam już pomysłu na ostatnie- paplała wesoło.
– Hej wszystkim- uśmiechnęła się Lilly, wciskając obok Natalie.- Wybaczcie, porywam waszą wieczorną gwiazdę- dodała, chwytając Nat za rękaw podwiniętej koszuli i ciągnąc w stronę Charliego.
Natalie nie opierała, dała się prowadzić przez tłum przyjaciółce. Zajęło im to dość dużo czasu, bo córka Hermesa co chwila przyjmowała gratulacje udanego skoku, bądź, jak to wolała nazywać Lilly, nieudanej próby samobójczej.
– Lil, nie to, że coś, ale gdzie mnie ciągniesz?- spytała Natalie w momencie, kiedy Lilly się zatrzymała.
– To on- odparła dziewczyna, robiąc słodkie oczy i wskazując głową na syna Aresa.- Charlie.
– O, fajnie- mruknęła Natalie.- Gadałaś z nim?- spytała przyjaciółkę.
– Co?
Ale zanim zrozumiała zamiary brunetki, ta już stała obok grupki nastolatków i z uśmiechem ściskała rękę Charliego. Lilly wytrzeszczyła oczy. Jak ona… No ona jest chora na umyśle! Wariatka, idiotka, takich trzeba spalić!
W tym czasie Natalie odkryła już dwie rzeczy. Charlie naprawdę nie nazywa się Charlie, tylko Charles. A po drugie używał ładnie pachnących perfum.
– A więc Charles, jesteś synem…- zaczęła Natalie, ale nie dokończyła bo poczuła coś zimnego, w miarę płynnego i lepiącego się na plecach i szyi.
Wszyscy spojrzeli się osłupiali a Natalie dotknęła tego czekać, co miała na karku. Ktoś rzucił w nią ciastem. Dziewczyna uśmiechnęła się do siebie i zaczęła w tłumie szukać sprawcy. Lilly stała bokiem, udając, że z kimś rozmawia.
I w ten oto sposób rozpętała się bitwa na jedzenie. Mało humanitarna dyscyplina sportowa, ale dość ciekawa. Nikt nigdy nie spodziewał się, że rozpętała ją taka mała niepozorna osóbka, jaką jest Lilly, ale wszyscy byli jej wdzięczni. Lilly najpierw próbowała uciec, a jak ktoś rzucił w nią ciastem, to prawie podpadła w histerię. Jednak gdy okazało się, że na podłożu, całym w kremach i bitej śmietanie, łatwo się potknąć i wpaść ‘niechcący’ na Chrisa/Charlesa, zabawa jej się bardzo spodobała. Mike od razu rzucił się na Nathana, który przez przypadek wepchnął Jane na stół z przystawkami. Jak nie trudno się domyśleć, biedny chłopak stał się wrogiem publicznym i z całej sytuacji wyszedł ledwo żywy, cały w eklerkach. Mir początkowo ograniczyła się do przechwytywania babeczek, które nie zostały jeszcze kulami armatnimi i ich pochłaniania, ale szybko została nakryta przez Mika i wykąpana w jednej z beczek pełnych coli. Obok Natalie natychmiast zmaterializował się Louis, a kiedy stwierdził, że jej skok ze sceny był nieprofesjonalny, dostał talerzem z wędliną w twarz. Jednak największą atrakcją został tort urodzinowy Igi. Na arenę wniosły go córki Afrodyty, które go przystrajały. Oczywiście był on rozmiarów pięciolatka, więc nie dziwne, że kilka sekund potem Iga została odnaleziona w tłumie, złapana za ręce i za nogi i wrzucona w ciasto. A potem cały obóz, mimo obietnic, odśpiewał jej głośne i mało rytmiczne sto lat.
O bogowie, ja chcę mieć urodziny codzieeeenieeee ;oooo Też takie chcę!!! ;3 Mega, mega, mega!! 😀 Umarłam ze śmiechu, kilkakrotnie zaczynałam się śmiać na głos, a że czytałam to w szkolę na lekcji, to musieli mieć ubaaw ze mniee ;p Komentuję teraz, bo na fizyce trudno się pisze na telefonie :c Mega <3
Hesttia, jeszcze raz stooo laaaat <3 !!
ło-ho, super Mega śmieszne, kooocham <3 Choć wolę jak są osobno, razem jest tak epicko, ale zbyt chaosowato ;p Hestia skarbie, jeszcze raz sto lat ;D
jak ty masz problem z terminami to spójrz na mnie xD Cudownie jest to przeczytać już po moich urodzinach bo w każdej sekundzie mogłabym ze śmiechu po prostu wybuchnąć :DD „obejmując ramieniem za szyję po przyjacielsku” No dziękuję xD 😀 gdzieś w skrytości ducha i tak mnie chcesz udusić 😀 Straaaasznie ci dziękuję za to opko <3 Kochaaaana jesteś :333
PS kiedy masz urodziny ;3?