~*~
To coś na kształt miniaturki. Mało miniaturowa jak na miniaturkę, ale równie depresyjna jak mój nastrój. Nie jestem pewna jak powinna wyglądać prawdziwa miniaturka, wiec byłabym wdzięczna za rady w komentarzach. Im więcej tym lepiej.
Więc życzę miłego czytania.
Raisa
~*~
Szalony wiatr zamiatał chodniki i ulice. Wesołe tornada liści wirowały pod nogami przechodniów. Ciemne chmury zbierały się nad miastem. Wszyscy spieszyli się, żeby zdążyć przed burzą. Kobieta w ciemnym płaszczu wybiegła z kościoła i przeleciała tuż przed nadjeżdżającym samochodem ciężarowym.
-Samobójca- krzyknął kierowca, ale ona nie zwróciła na to najmniejszej uwagi.
Szybkim krokiem przemierzyła wąską uliczkę. Postawiła kołnierz, chowając się przed zimnym wiatrem. Niebo przeszyła błyskawica, a po chwili ogłuszający grzmot wybił się ponad inne dźwięki. Gdy poczuła na skórze pierwsze krople deszczu, wpadła do holu motelu. Rękawiczki wsunęła do kieszeni, wchodząc po schodach. W pokoju zdjęła wysoko sznurowane buty i płaszcz. Przeszła do łazienki, zrzucając z siebie po drodze spodnie i ciepły wełniany sweter. Ochlapała twarz wodą. Spojrzała w lustro. Z odbicia spoglądała na nią krótko ścięta brunetka o delikatnych rysach twarzy. Przejechała palcami po cieniach pod oczami. Z westchnieniem wyszła z łazienki. Ubrała się w bawełnianą sukienkę. Usiadła na łóżku, spoglądając na zegar.
Kolejna minuta.
Wskazówka powoli przemieszczała się po za dużej tarczy.
Zegar wybija kolejną minutę.
Skrupulatnie obejrzała każdą ścianę pokoju. Położyła się, wtulając w poduszkę. Jakby pochłaniała jej zapach. Niczym wspomnienie.
A ja siedzę bez Ciebie.
Przewróciła się na plecy, wpatrując się uporczywie w sufit. Mrugała co raz szybciej jakby powstrzymując łzy.
W ciąż czuje tylko smutek.
Już nie jest mi jak w niebie.
Nagle rozległo się bicie dzwonu za oknem. Miarowy, irytujący dźwięk. Informacja o upływie czasu.
Zegar wybija kolejną godzinę.
Usiadła, wycierając łzy z policzków. Pociągała nosem raz za razem. Nagle zabrzmiał dźwięk telefonu, ale kobieta się nie ruszyła. W końcu usłyszała głos automatycznej sekretarki.
-Ann? Cześć, to ja, Sarah. Ja dzwonie, bo… Skarbie nie potrafię sobie wyobrazić co czujesz, ale jeśli chciałabyś pogadać to dzwoń, chodźmy w środku nocy…
I teraz chce być szczery.
Wyobraź sobie,
że kocha Cię ktoś.
I teraz w mękach umiera…
-Ann? Proszę cię zadzwoń do mnie i nie zrób nic głupiego, skarbie.
Kobieta beznamiętnym wzrokiem spojrzała na telefon. Wstała i podeszła do stołu, stojącego pod oknem. Leżały na nim szczotka do włosów, książka telefoniczna i półmisek jabłek z nożem wbitym w jędrny, soczysty, żółtozielony owoc. Sok spływał po ostrzu, tworząc na nim smugi. Kobieta wzięła do ręki książkę i wróciła na łóżko. Wśród żółtych stron papieru jedną pustą kartkę. Z szafki nocnej stojącej obok łóżka, podniosła długopis i zaczęła pisać.
Osobiście uważam, że twierdzenie jakoby życie było ciągłą wojną, w której trzeba walczyć jest błędne. Często przecież można ominąć pola walki i czekać aż inni wystrzelają się na śmierć. Jednakże niekiedy czasu braknie i nie można przeczekać piekła.
Ubóstwiam noce. Kocham śnić, bo tylko wtedy nie myślę o cierpieniu, a gdy się budzę jestem zawiedziona, że muszę przetrwać kolejny dzień w walce z własnymi myślami i upośledzonymi gestami wszystkich tych nikczemników, którzy nazywają siebie ludźmi, a są dzikimi chodzącymi i żyjącymi wirusami na czterech literach społeczeństwa. Bo życie, jak mniemam, to właśnie walka, a śmierć to zakończenie bezużytecznego latania po tym świecie jak duch, a i tak popiół tylko zostaje po tym wszystkim.
Może jedynie stwierdzenie, że życie jest chorobą, a śmierć zaczyna się już w chwili urodzenia, jako, iż każdy oddech, każde uderzenie serca jest odrobiną agonii, krokiem ku unicestwieniu, jest poprawne.
Przecież nawet każde życie jest takie same. Zaczynamy jako pełni pasji, pomysłów i wielkich marzeń buntowniczy, którzy chcą stoczyć walkę z życiem. Kończąc zaś jako grubi, pomarszczeni i siwi lub łysi zrzędy. Kiedyś miałam jedynie nadzieję, że gdy mój czas przyjdzie i śmierć zapuka do drzwi. Patrząc w przeszłość powiem do niej ze łzą w oku i z serdecznym lub szyderczym uśmiechem ‚ Niczego nie żałuję, wiesz? Wygrałam walkę z życiem…’
Ale teraz wiem, że nigdy nie wypowiem tych słów, bo byłyby to tylko kłamstwa.
Ostatnio przeczytałam ciekawe przemyślenie, nawet nie wiem czyje, ale je zapamiętałam.
Tam, gdzie wyobraźnia tam i blask świata zniesiony przez politykę dzisiejszych lat.
Tam, gdzie szczęście, tam za łzami i jękami kryje się strach podczas walki z życiem. Tam, gdzie uśmiech tam i fałszywość, zakłamanych, dwulicowych istot żywych.
Tam, gdzie życie tam i śmierć zbliżająca się w zadziwiająco szybkim tempie.
Dawno nie byłam tak samotna by prowadzić wewnętrzne dialogi, czy pisać listy. Jakobym tylko ja byłam rozmówcą na poziomie mojej marniejącej indolencji. Patrzę w głąb, ale nie widzę. Nie widzę niczego, co mogłoby pozwolić mi na chwile zapomnienia. Czuję się jak na wirtualnej smyczy, założonej dziecku, przez nadto opiekuńczych rodziców. W dobie tego co we mnie, tego co zasadniczo nadto, moralność jest zbędna. A jej sumienne przestrzeganie zadziwiająco niszczy moje styki w mózgu zwane neuronami, czy innymi Neronami. Ale czy ja cokolwiek obiecywałam? Prócz walki, by życie trwało, a nie powoli wyniszczało i tak już wystawiony na próbę organizm, podobno mój. Chwile cierpienia permanentnego miałam mieć za sobą. Miałam, może i mam. Przecież mówię/ piszę tylko do/dla siebie. To jeszcze nie powód do paniki. To podobno, jeszcze nie powód do śmierci.
Podobno.
Cóż, w końcu jedna śmierć to tragedia, a milion to statystyka, więc czym ja bym była.
Czym był on?
Codziennie czuję, że umieram z samotności, z miłości, z rozpaczy, z nienawiści – ze wszystkiego, co może mi zaoferować ten bezrozumny, brutalny świat.
Pamiętam, co mu obiecałam, że będę go kochać do końca życia, a jeżeli jest coś potem, będę go kochać także po śmierci.
A teraz myślę, że to najgorsza głupota jaką powiedziałam w życiu, bo czy teraz nie czuję przez niego najbardziej agonicznego bólu, jaki zadał mi los. On mi cię zabrał.
Dziś znalazłam w Internecie taki tekst:
Rozdałeś dziś kilku osobom po kawałku siebie, ofiarowując im w ten sposób nowe życie. Teraz cząstki Ciebie będą w innych ludziach. To tak trudny, ale jednocześnie piękny dar pośmiertny… Pokój Twojej Duszy [*]
*Ku pamięci Dominika (1987r), który po kilku dniach walki odszedł z tego świata ale Jego śmierć podaruje życie innym.
Czy i nas ktoś tak kiedyś wspomni?
Kobieta odłożyła kartkę do szuflady szafki nocnej na stos podobnych, nigdy nie wysłanych listów bez adresata. Książkę i długopis zaniosła na stół. Podeszła do telefonu, szybko wybierając numer.
-Recepcja? Czy przyszła już paczka do pokoju 303? Dziękuję, jakże pan uprzejmy. Oczywiście, że zaczekam- powiedziała do recepcjonisty.
Potem poszła ponownie do łazienki. Wzięła szybki, zimny prysznic. Włożyła na siebie śliczną, czerwoną sukienkę z miękkiego materiału i delikatny wisiorek w kształcie ptaka na złotym łańcuszku. Na bosaka przemierzyła kilkakrotnie włosy, układając je w znośne fale. Następnie sprzątnęła w pokoju i otworzyła okno na oścież. Lodowaty wiatr wtargnął do pomieszczenia. Duże krople deszczu moczyły część stołu. Rozległo się pukanie do drzwi.
-Proszę- zawołała.
Do pokoju wszedł młody, przystojny mężczyzna w uniformie motelu.
-Pani paczka- powiedział, poprawiając dłuższe pasma włosów, które przykryły jego mgliste oczy.
-Proszę położyć na stole i wyjść- rzuciła lodowatym tonem, ignorując lubieżne spojrzenie nieznanego mężczyzny.
Kiedy opuścił pokój, zaniosła dużą paczkę do łazienki. Wróciła do stołu i wzięła z niego nóż.
Trzymam w ręce nóż.
Szybkim ruchem ostrza otworzyła pudełko. Wysypała zawartość do wanny i odkręciła kurek z zimną wodą. Z szafki nad zlewem wyciągnęła tabletki, których połknęła garść, zapijając je wodą . Następnie weszła do niej. Igiełki bólu przesyły jej ciało, kiedy usiadła. Drżącą dłonią sięgnęła po nóż. Zacisnęła mocno szczękę, aby nie przygryźć sobie języka, szczekając zębami. Wolną ręka dotknęła wisiorka na piersi. Szybkim ruchem przeciągnęła ostrzem po skórze ręki.
Trzymam w ręce nóż.
Tnę żyły swe.
Przełożyła nóż do drugiej dłoni. Cała ręka wydawała jej się być odrętwiał i ociężała. Z trudem dokończyła cięcie. Odrzuciła nóż na podłogę z zadziwiająco nieznośnym hałasem. Ostrożnie ponownie dotknęła wisiorka.
Tnę, i cieszę się, iż zobaczę Cię.
Powoli wbijam w ciało swe.
Woda przybrała barwę o kilka tony ciemniejszą od koloru mokrej sukienki. Cała łazienka wirowała niczym karuzela.
Widzę jak cieknie krew.
Popadała w stopniowe odrętwienie całego ciała.
Czuje jak idzie śmierć.
Czuła się zmęczona, jakby od wielu dni nie spała. Pociemniało jej przed oczami. Posłusznie mrugała co raz wolniej, nie obawiając się, że w końcu zapomni otworzyć oczu.
Oczy zamykam, czekam na sen.
Gdzie wiecznie trwa noc
i nie wstanie dzień
Czuła przytłaczający ciężar. Jakby z wodą w uszach usłyszała pukanie do drzwi i zaniepokojony głos przyjaciółki. Ostatni raz podniosła powieki, kiedy Sarah wpadła do łazienki z krzykiem. Głowa opadła jej i ciało osunęło się do wody.
Kobiecy krzyk.
Sygnał karetki.
Oślepiająca biel sali.
I głos.
Jego ciepły, opiekuńczy, bezpieczny głos
Głos.
Lecz budzę się.
Patrzę, uratowali mnie…
~*~
W miniaturce wykorzystałam pewne wiersze oraz cytaty i przemyślenia różnych osób.
To jest…. świetne, zachwycające, nie wiem jakich określeń użyć…
Ten moment… Kiedy od miesięcy nie wchodzisz na bloga, masz doła, wbijasz na stronę i widzisz to. W dodatku główna bohaterka jest moją imienniczką.
Jak fajnie.
To było bardzo głębokie i smutne. Za bardzo mnie boli głowa, by napisać coś więcej. Powiem tylko, że mi się podobało.
Dziękuję. Nie byłam pewna, czy jeśli to coś ma tak mało powiązań z RR to czy wart to publikować, ale czemu nie.
Bardzo dobre opowiadanie
Czuj się wyróżniona, bo nie komentuję żadnego opka i gardzę każdym opkiem od zawsze (? XDD).
Całkiem mega, akurat miałam nie za dobry humor. Nie zauważyłam żadnych literówek, te pogrubione wstawki co parę linijek dodają płynności i wprowadzają taką, miłą, hm, atmosferę.
Szkoda tylko, że miniaturka no.
o nie! toż to samobójca! nie skacz nie chcemy cię tutaj. uratowali go. chyba się potnę tępą łyżką ze smutku. jak oni mogli.
jedno zdanie
enter
następne zdanie
enter
budujemy nastrój
enter
czytelnik przewija w dół
enter
spada jak samobójca
i śpi
To jest przykre. Jak można sobie zrobić coś takiego…? Nawet przy ogromie wielkiego nieszczęścia, taki czyn jest według nie czystym strachem, ucieczką od bólu i odpowiedzialności.
Dobrze napisane, brawo. Przykre. Czytałam z pasją, rzadko kiedy to się zdarza. Piękne. Rzadko kiedy też, wstawki, słowa jakiś utworów czy czegoś w tym stylu są czytane jak normalny tekst, nie psują całości