Obóz Herosów jest nawet fajny. Miałem szczęście, bo kiedy przyszedłem do domku nr jedenaście, to akurat zwolniło się jedno łóżko i nie musiałem spać na podłodze. Był jeden minus: nie miałem poduszek. Poduszki mieli ci na podłodze, żeby było im wygodniej, ale szybko sobie z tym poradziłem. Wziąłem koc, złożyłem go w kwadrat, napompowałem balon, położyłem go na łóżku, a na niego dałem koc. Taka poduszka była całkiem wygodna. Travis i Connor Hood(grupowi domku Hermesa), pogratulowali mi pomysłu i sami tak zrobili. Przysięgli też na Styks(taka rzeka w piekle, jak się na nią przysięgnie, a się nie wypełni, to się stanie coś złego), że nie będą mi robili żartów, a jak się dowiedzą, że ktoś z ich domku, ma mi zrobić psikusa, to go(albo ją) odciągną od tego pomysłu. Codziennie są różne zajęcia, jak np: kajakarstwo, szermierka, strzelanie z łuku, bieganie. W podanych godzinach dany domek ma czas wolny. Raz w miesiącu są wyścigi rydwanów. Raz w roku w wakacje, jest bitwa o sztandar. Jeśli chodzi o tą ostatnią, to mieliśmy mieć dzisiaj. Trochę się denerwowałem, byłem jednocześnie poddenerwowany i podniecony. Miały być dwie drużyny: Demeter, Posejdon, Atena, Hefajstos, i Hades vs Hermes, Apollo, Afrodyta, Ares, Dionizos. Walczyłem przeciwko Aklymenosowi(Atena go uznała), ale po mojej stronie była Laura(córka Apolla). Domek Hermesa, miał odebrać sztandar Atenie. Z tego co usłyszałem, najgroźniejsi mogą być Percy Jackson(syn Posejdona), oraz Annabeth(córka Ateny). „Każdego da się kiedyś pokonać” – powiedziałem Travisowi, gdy mi o tym mówił. Dali mi średniej wielkości zbroję, oraz średni miecz. Powiedzieli, że tak będzie dla mnie najlepiej. Mnie oraz niektórych dzieci Apolla(w tym Laure), wysłano na środek, w celu odwrócenia uwagi wroga. Kiedy będą nas atakować, większa reszta grupy atakującej, atakuje prawą i lewą flankę. Szedłem z dziećmi Apolla w milczeniu. Cały czas miałem wrażenie, że ktoś na nas cały czas patrzy. Gdy stanęliśmy na chwilę, żeby się zorientować w terenie, i wtem 10 osób wyskoczyło na nas z każdej strony i w bardzo krótkim czasie nas obezwładnili i wrzucili do przygotowanej wcześniej klatki.
-Ktoś im musiał powiedzieć. – powiedziałem zaciskając zęby, bezowocnie próbując wyrwać kraty.
-Może po prostu się domyślili. – powiedziała Laura podchodząc do mnie. – W końcu mają domek Ateny w drużynie.
-Nie wściekasz się, że całą rozgrywkę siedzisz w klatce i nic nie robisz? – powiedziałem z wściekłością.
-Przyzwyczaiłam się. – powiedziała ze spokojem – Jestem na Obozie już 3 lata. Zawsze wpadałam w pułapkę, czy coś w tym stylu.
Ona się przyzwyczaiła, ale ja byłem wściekły. Pierwszy raz biorę udział w takiej grze i już przegrywam.
„O nie” – pomyślałem – „Nie będę tkwił w klatce. Nie wiem jak, ale jakoś muszę się stąd wydostać.
„Chcesz się stąd wydostać?” – usłyszałem głos w myślach – „Nieważne jak? Skoro tak chcesz to masz.”
Głos był niski i przypominał trochę syk. Nie wiedziałem czemu, ale skądś znałem ten głos. Wtedy mnie zmroziło. Od stóp do głów. To był głos smoka. Szafirowego Smoka.
Poczułem, że po moim ciele rozchodzi się fala mocy. Czułem się silny. Tak silny, że mógłbym pokonać każdego samego Heraklesa.
„Nie chcę.” – powiedziałem w myślach.
„Chcesz, ja wiem że chcesz” – usłyszałem głos Smoka.
Zmiany nie były tylko wewnątrz. Na moim ciele pojawiła się zbroja, złoto-szafirowa. W mojej ręce pojawił się miecz. był doskonale wyważony. Czułem się z nim świetnie.
Wszyscy patrzyli na mnie z wyważonymi szczękami. Podszedłem do krat i machnąłem mieczem. Miecz przeszedł przez kraty, jak nóż przez masło.
-Jak ty to zrobiłeś? – spytała Laura patrząc na mnie z podziwem.
-Trzeba było uważać. – Powiedziałem z uśmiechem na twarzy. Czułem się pewny. Wiedziałem, że mogę zrobić wszystko. – Chodźcie, drużyna, jeszcze wygrałem.
Poszli za mną słusznie. Gdy pod biegliśmy pod wartę, uderzyłem strażnika w głowę tarczą(którą też dostałem). Zemdlał a ja wziąłem jego duży młot, który trzymał w ręce. Wiedziałem, że będzie mi potrzebny. Następne oddziały, które spotykaliśmy, rozgramialiśmy od razu. I tak w końcu doszliśmy do flagi. A przy fladze stał… Nie uwierzycie! Aklymenos! Stał i patrzył w kierunku przeciwnym i wypatrywał. pomyślałem chwilę i powiedziałem.
-Laura!
Dziewczyna pojawiła się tuż obok mnie.
-Co?
-Uwiedź go.
-Że co? – zapytała z oburzeniem.
-Słuchaj jeśli go uwiedziesz, to nie będzie krzyczał, ani nic. Idź go uwiedź. Zaknebluj, obezwładnij, bierz sztandar i biegnij na naszą stronę będę tam czekał.
Już miałem biec w stronę rzeki, gdy powiedziałem.
-I jeszcze jedno. Jeśli byś mogła, to weź z kolegami go jakoś upokórz, ale tak porządnie, dobra?
-Masz moje słowo.
Pobiegłem w stronę rzeki. Gdy tak biegłem zapytałem w myślach.
„Ej, smoczku, jesteś tam jeszcze?”
„Czego byś chciał Eliocie.” – odpowiedział Szafirowy Smok
‚Skoro jesteś taki wszechmogący zrób dla mnie jedną rzecz.”
„Dobrze, ale będziesz mi wisiał przysługę.”
„Niech ci będzie.”
„No to czego chcesz?”
„Zrób tak…”
Gdy dobiegłem do rzeki, rozejrzałem się. Nikogo na razie nie było. Dobrze. Mój plan, jeszcze miał szansę zadziałać. Czekałem tak, gdy usłyszałem po obu stronach szelest w krzakach. Prawie równocześnie z krzaków wybiegły: ze strony naszej, Annabeth ze sztandarem, a ze strony wroga Laura, ze sztandarem wroga. Całe oddziały, ze wszystkich stron, przyszły zobaczyć, która z dziewczyn, pierwsza dobiegnie na swoją połowę. Widać było gołym okiem, że Annabeth będzie pierwsza. Kiedy przebiegała obok mnie, walnąłem ją z całej siły w brzuch z młota, który zabrałem temu herosa. Jak już ją walnąłem zrobiła, wielkie oczy, zatoczyła się i upadła. Laura bez większych problemów przeskoczyła na drugą stronę. Wtedy przygalopował Chejron.
-Wygrał domek Hermesa!
Wszyscy zaczęli wiwatować. Annabeth zapytała zaskoczona:
-Kto to zrobił?
„Usuń ten efekt.” – powiedziałem w myślach.
Gdy się pojawiłem przed córką Ateny, zapytała?
-Jak ty to zrobiłeś?
-Trzeba było uważać. – odpowiedziałem ze śmiechem.
Czułem jak moc uchodzi ze mnie. Wraz z mocą zobaczyłem, ze znika ze mnie zbroja, oraz miecz i zamieniają się w… złoty zegarek kieszonkowy mojego dziadka!
Schowałem go do kieszeni.
Gdy wszedłem do domku Hermesa (upewniając się, że nie ma tam wiadra z wodą), przywitały mnie burze oklasków i wiwatów. Niektórzy wzięli mnie na ręce i rzucali do góry.
-Ej puśćcie mnie! – krzyknąłem – Zaraz walnę głową w sufit! Przestańcie! Co ja jestem?! Królowa Anglii?!
Po kwadransie w końcu postawili mnie na ziemie, ale każdy osobiście mi gratulował. Niektóre dziewczyny dały mi buziaka w policzek, aż się zarumieniłem.
-Co, dziewczyny na ciebie lecą i nie masz czasu dla koleżanki. – usłyszałem głos Laury.
Uśmiechnąłem się.
-Chcesz iść na spacer? – zapytałem.
-Dobra
Wyszliśmy z domku Hermesa i udaliśmy się w stronę lasu.
-U ciebie też tak cię przywitali.
-Na pewno nie tak bardzo jak u ciebie powiedziała.
Zaśmialiśmy się. Fajnie było być w towarzystwie Laury. Była ładna, miła, mądra, umiała dobrze strzelać z łuku, mieliśmy podobne zdania an różne tematy. Gdy szliśmy po plaży, miałem ochotę ja pocałować. Wtedy do głowy przyszłą mi myśl. „Nie możesz tego zrobić. Aklymenos jest w niej zakochany!” – krzyczała część mojego mózgu. – „Jeśli podkradniesz mu jego miłość będziesz ostatnią świnią!” Tak mój mózg toczył walkę z sercem, gdy zapytałem:
-Pamiętasz jak prosiłem cię, żebyś upokorzyła trochę Aklymenosa?
-Tak
-To co mu zrobiłaś?
Laura zamyśliła się przez chwilę. Potem zrobiła wielkie oczy i zaczęła biec do lasu.
-Czekaj, co się stało?
-Zostawiłam go w lesie.
Zachichotałem. Laura zostawiła Jima w lesie. Boki zrywać!
Biegliśmy tak przez las, aż doszliśmy na polanę, na którym był sztandar Ateny. Gdy spojrzałem wyżej zobaczyłem… Aklymenosa zwisającego głową w dół bez spodni! Widać że musieli go przywiązać do drzewa za stopy, ale bez spodni? Bardziej bym się spodziewał tego po dzieciach Hermesa. Usta miał zakneblowane, dlatego nie mógł krzyczeć, żeby go rozwiązali.
Laura podbiegła do drzewa i go szybko rozwiązała. Gdy upadł na ziemię i zaczął się wić. W jego oczach można było wyczytać gniew i furię typu „Rozwalę wszystko co siedzi na mojej drodze”. Balem się trochę go rozwiązać, więc powiedziałem:
-Może załóżmy mu spodnie i podrzućmy go do domku Ateny?
Laura nie zgodziła się na ten pomysł. Podeszła do niego i rozwiązała mu knebel. Przekleństwa przy tym rzucane, raczej nie nadają się do użytku publicznego. Potem rozwiązała mu ręce. Wstał. Wziął swoje spodnie założył je i uciekł w stronę Obozu.
-No ten spacer nie należał do najprzyjemniejszych.
-Co racja, to racja.
Wtedy zauważyłem na drzewie coś dziwnego. Jakby złote pazury, a do nich przymocowany był chwytak wypełniony futrem.
-Widzisz to? – zapytałem Laurę.
-Co? – zaczęła się rozglądać.
-Tam – pokazałem jej miejsce na którym leżały te złote pazury.
Zauważyła je.
-Co to jest? – zapytała.
-Nie wiem.
Podszedłem do tych „złotych pazurów” i założyłem je na rękę. Nic takiego się nie stało.
-Myślisz, ze od kogo są te pazury? – zapytałem Laury.
-Od tygrysa. – powiedziała ze śmiechem.
-Złote pazury tygrysa. – powiedziałem wyniośle, przy czym obaj się zaśmialiśmy. – Chodź do Obozu Herosów. – i machnąłem za sobą pazurami. Usłyszałem jakiś taki dziwny świst, a na plecach poczułem mały dreszcz zimna. Odwróciłem się. Za mną był jakiś szkarłatno-fioletowy… portal?.
-Co to jest? – powiedziałem.
-Ale o co chodzi? – zapytała Laura o odwróciła się. Patrzyła się na to przez chwilę i powiedziała:
-To wygląda na jakiś portal. Jak to zrobiłeś?
Chciałem powiedzieć „Trzeba było uważać”, ale sam nie wiedziałem jak.
-No, powiedziałem „Złote Pazury Tygrysa” i powiedziałem, że idziemy do Obozu Herosów.
-To ja chyba wiem jak to działa. Powie się nazwę tej rzeczy, czyli „Złote Pazury Tygrysa” i się powie miejsce, gdzie się chce być.
-Skoro powiedziałem „Obóz Herosów”, to znaczy że jak tam wskoczymy, to się tam przeniesiemy?
-Chyba tak.
-To złap mnie za rękę. – powiedziałem
Gdy Laura dała mi rękę, poczułem się nieskończenie dobrze.
-Na trzy. – powiedziałem – Raz, dwa, trzy!
Wskoczyliśmy do portalu. Zamknąłem oczy. Poczułem chwilowe zimno. Gdy zimno ustąpiło, otworzyłem oczy. Stałem przed domkiem Hermesa.
-Ciekawe, nie? – powiedziałem.
-Racja. – Laura wyglądała na zamyśloną.
Niedaleko przechodził Aklymenos. Gdy nas zobaczył, spojrzał w dół. Nie wiem co tam zobaczył, ale wyglądał jakby serce mu się ścisnęło. Stał przez chwilę w miejscu, a potem poszedł szybko do swojego domku. Nie wiedziałem o co mu chodzi, więc też popatrzyłem w dół. Dowiedziałem się, czemu Aklymenos tak się zachował. Nadal trzymaliśmy się z Laurą za rękę. Szybko ją puściłem.
-Musisz już chyba iść do swojego domku. – powiedziałem jej.
-Skoro tak, no to idę. Cześć.
Pożegnałem ją. Widać chciała coś jeszcze mi powiedzieć, ale zrezygnowała i udała się w stronę domku nr 7.
Gdy wszedłem do swojego domku, od razu rzuciłem się do łóżka. To co mi się śniło, nie zaliczało się do najprzyjemniejszych snów.
Tym razem nie było żadnych ciemnych pomieszczeń. Od razu stałem przed smokiem.
–Witaj Eliocie. – powiedział, a jego głos zmroził mi krew w żyłach. – Znalazłeś już drugie Shen-Gong-Wo. Gratulacje. jeszcze tylko kilkadziesiąt.
-Co to są te Shen-Gong-Wo? – zapytałem.
-To rozsiane po całym świecie, mające zapewnić równowagę w świecie, magiczne rzeczy. Każdy z tych przedmiotów zawiera jakąś moc. Jedne z strzelają piorunami, inne czynią niewidzialnym. inne pozwalają latać. oraz pozwalają zawładnąć wodą, ziemią, ogniem i powietrzem. Ty posiadasz już dwa Wo. Oko Mistrza Dashi, które rzuca piorunami. Jest to twój naszyjnik. Drugie to Złote Pazury Tygrysa, pozwalające na przemieszczanie się w dowolne miejsce na Ziemi. Żeby aktywować Wo, trzeba powiedzieć jego nazwę.
–Jak się powie Szafirowy Smok, to nie zioniesz, zamieniającym ludzi w zombie gazem.
Jakby na moje słowa smoku zaczęło dymić granatowym dymem z ust.
–Idź już Eliocie Carey’u. – powiedział – Jeszcze się kiedyś spotkamy.
Gdy wyrwałem się z objęć Morfeusza, rozejrzałem się. Wszyscy spali. Spojrzałem na zegar. Była 5:13. Znowu przespałem cały dzień! Coraz częściej mi się to zdarzało. Cóż, nie miałem księgi hipnotyzerskiej, więc spróbowałem zasnąć normalnie. O dziwo, udało mi się, a dalszy sen przebiegał bez żadnych koszmarów. Gdy się obudziłem większość osób, była już na nogach.
Miałem na sobie ciuchy w wczoraj, ale i tak postanowiłem się przebrać. Gdy już się wszyscy przebrali i( ci co mieli) pościelili łóżka. Udaliśmy się w stronę pawilonu jadalnego. Gdy już zjedliśmy śniadanie, a Chejron ogłosił parę nie za bardzo ważnych spraw, mieliśmy w harmonogramie teraz iść na arenę razem z domkiem Hadesa (w którym była tylko jedna osoba).
Travis i Connor uczyli nas paru trików, oraz sztuczek i jak najlepiej walczyć. Potem zrobiliśmy taki turniej. Każdy wylosuje jakąś osobę i będzie z nią walczył. I tak dalej, i tak dalej, aż w końcu zostaną dwie osoby i będą ze sobą walczyć. Ten kto wygra, będzie najlepszym szermierzem z domku Hermesa i Hadesa. Wpierw miałem walczyć z jakąś dziewczyną. Mimo tego, bałem się, bo można było zauważyć, że w jej oczach jest furia. Mógłbym bez problemu zgadnąć, że to nieokreślona córka Aresa. Runda się zaczęła. Chodziliśmy wokół siebie, czekając, aż przeciwnik na chwilę spuści broń. Nikt z nas tego nie zrobił. Dziewczyna była gdzieś około mojego wzrostu. Czarne włosy spływały jej na ramiona. Miała czerwone(Pewnie skutek uboczny bycia córką Aresa) oczy, w których malowała się furia. W ręku trzymała włócznie, a w drugiej miała tarczę. Do pasa przymocowana była pochwa* z mieczem. Spojrzałem w dół w prawym bucie był sztylet. Jeszcze jej tylko łuku brakuje. Ja sam się bardzo nie przygotowałem. Nacisnąłem przycisk na zegarku kieszonkowym i zamienił się on w złoto-szafirową zbroję z tarczą, oraz mieczem. Mogliśmy chodzić tak nieskończoność, aż w końcu zdecydowałem się na dość szalony plan. Rzuciłem mieczem w dziewczynę. Spojrzałem kątem oka na „widownię”. Wszystkie spojrzenia mówiły jasno: „Głupek”. Nie wiedzieli, że miałem plan. Kiedy miecz odbił się od tarczy, pobiegłem w stronę dziewczyny. Tuż obok niej zrobiłem wślizg na ziemi. Uśmiechnęła się. Chcąc wbić we mnie włócznie, ale byłem szybszy i włócznia wbiła się dosyć mocno w ziemię za mną. Szybko wstałem pociągnąłem włócznie i trzymałem się jej mocno. Zluźniłem uchwyt, a włócznia pociągnęła mnie w stronę dziewczyny, która nie zdążyła się odwrócić, przez co kopnąłem ją w plecy. Przewróciła się, a ja wziąłem swój miecz oraz włócznie.
Po „widowni” przeszedł dreszcz uznania. Dziewczyna wyjęła miecz z pochwy. Na jej twarzy malował się wyraz twarzy „Zaraz będą cię zeskrobywać ze ściany. Była wściekła co znacznie ułatwiło mi zadanie. Zaszarżowała na mnie. Zrobiłem unik i rzuciłem jej włócznię między nogi. Potknęła się, a ja szybko do niej pobiegłem i wyjąłem jej sztylet z buta. Wykręciłem jej ramię i przyparłem sztylet do jej szyi. Chciała się wyrwać, ale ja wtedy mocniej przykładałem sztylet i bardziej wykręcałem jej ramię. Krzyczała z bólu, a ja nie puszczałem.
-Koniec walki, wygrał Eliot Carey! – usłyszałem nagle głos Travisa.
Puściłem dziewczynę. Masowała swoje ramię, a ja podszedłem do niej i powiedziałem.
-Nieźle walczyłaś. – powiedziałem do niej. Spojrzała na mnie morderczym wzrokiem, ale uśmiechnęła się i powiedziała:
-Dzięki, ty też.
-Mam nadzieję, że w następnej walce pójdzie ci lepiej.
-Dzięki.
Podszedłem do ławki i usiadłem. Według Travisa i Connora, każdy będzie walczył dzisiaj dwa razy. Potem były różne walki. Były mniej i bardziej ciekawe od mojej, mimo to cieszyłem się że wygrałem. Uwierało mnie tylko to, że z dziewczyną, no ale co, wygrana to wygrana. Na rybach i na wojnie wszystkie chwyty pozwolone. W końcu nadszedł ten czas, kiedy musiałem walczyć drugi raz. moim przeciwnikiem miał być jakiś starszy ode mnie o 2 lata syn Hermesa. Miał blond włosy oraz niebieskie oczy. Miał na oko gdzieś 1.80 cm, czyli z jakieś 13 centymetrów więcej ode mnie. Na plecach miał łuk, a w ręce tylko miecz. Trudno jest strzelać w czasie ruchu, więc będę musiał być cały czas w ruchu aby unikać jego strzał. Jak Travis ogłosił początek rundy, zacząłem biegać dookoła chłopaka. Patrzył tylko na mnie i napinał łuk. Kiedy zatrzymałem się na chwilę strzelił, a ja zrobiłem unik. Tym razem strzelał raz za razem, a ja cały czas robiłem uniki, w czym przeszkadzała mi tarcza. Poczułem nagły ból w nodze. Trafił mi w nogę strzałą, ale nie taką zwykłą. To była strzała z trucizną. Poczułem rozchodzący się po moim ciele ból. Coraz trudniej mi było się poruszać. Syn Hermesa wyjął miecz i ze złodziejskim uśmieszkiem, zaczął się zbliżać w moją stronę.
-I co? – zaczął śmiać się syn Hermesa. -Niby taki dobry, a tak łatwo można go pokonać.
Usiadłem. Zaczęło mi się robić ciemno przed oczami. Widziałem jak zbliżał się do mnie śmiejąc się parszywie. Wtedy przypomniało mi się, co mówił smok:
Ty posiadasz już dwa Wo. Oko Mistrza Dashi, które rzuca piorunami. Jest to twój naszyjnik… …Żeby aktywować Wo, trzeba powiedzieć jego nazwę.
Resztką sił zdjąłem z szyi naszyjnik. Wycelowałem w nadchodzącego chłopaka.
-Myślisz, ze ten naszyjnik mnie odpędzi. Ha ha. Jakie jaja! – i zaczął iść szybciej.
Zamknąłem oczy. Skupiłem całą swoją moc na naszyjniku. Poczułem jak przepływa przez niego energia. Ścisnąłem naszyjnik mocniej i krzyknąłem ile mi sił w płucach:
-Oko Mistrza Dashi!
Widziałem tylko blask i usłyszałem dźwięk jakby coś z całym impetem walnęło w ścianę. Otworzyłem oczy. Z mojej dłoni, tej którą trzymałem Oko Mistrza Dashi unosił się swąd.
Ciało chłopaka(mam nadzieję, że żywe) zostało wbite w ścianę z naprawdę ogromną siłą. Wszyscy się na mnie patrzyli. Szybko schowałem naszyjnik do kieszeni i powiedziałem:
-Eee… koniec treningu. – powiedziałem i szybko uciekłem z areny.
Quickdroo
Wow. Zamurowało mnie. Fajne. Pisz dalej. Co do tekstu myślę że nie było błędów choć nie wiem.
A tak dobrze się zapowiadało… T.T
To znaczy, opowiadanie wciąga, jest fajnie napisane, ale nie jestem w stanie go czytać, bo bohater to jedna z najbardziej irytujących postaci, o jakich w życiu czytałem.
Jest po prostu idealny. Ciągle wygrywa, a i tak głównie dlatego, że sobie odnalazł artefakty z kreskówki. Chodzący ideał. Przepraszam, ale od tej postaci chce mi się wymiotować. Nic na to nie poradzę.
Uderzył Annabeth. A ona z kolei „Ojejujuniu, ale ty jesteś świetny, jak ty to zrobiłeś?”. Naprawdę sądzisz, że KTOKOLWIEK by się tak zachował? Annabeth już w ogóle, w końcu dzieci Ateny są dumne. Ja na jej miejscu bym go zadźgał sztyletem. Powinien się bać.
Odbija dziewczynę Aklymenosowi. Następny strzał w nogę, moja ulubiona postać z tego opka.
Pobija genialnie wyszkoloną dziewczynę od Aresa, będąc w obozie od paru dni. Prawie łamie jej rękę. I ona oczywiście też mu gratuluje i robi ochy i achy jaki to on jest wspaniały.
Kolejnego świetnego wojownika pokonuje, bo go wali piorunem.
Efekt?
Mam wrażenie, że autor jest zakompleksiony na punkcie płci pięknych, która notorycznie go bije, więc w swoim opku staje się damskim bokserem, na punkcie którego dziewczyny szaleją.
Żałosne.
Wiem, że to pewnie nieprawda, ale niestety swoim tekstem wywołujesz we mnie dokładnie takie odczucia. Postaraj się, żeby Eliot był realistyczny, pokonywalny (tak, wymyśliłem to słowo), no i bardziej honorowy. A do tego, ja wiem, niech zacznie okazywać swoją przyjaźń Aklymenosowi. I niech dziecko Ateny (najlepiej córka) go pobije. Tak, żeby się załamał.
Sorry, ale nienawidzę kiedy dzieci Ateny stają się bezmózgimi popychadłami.
Są błędy gramatyczne, ale tym jakoś specjalnie nie będę się zajmować.
Zrobiłeś z bohatera męską Mary Sue <3 Tłucze dziewczyny, dziewczyny go lubią. Nie byłabym miła dla chłopaka, który przyłożyłby mi młotem w brzuch. Szczerze mówiąc, oddałabym trzykrotnie. A Annabeth jeszcze z niego chwali, jeszcze jest dumna, że on tak fantastycznie ją uderzył i ma kisiel w gaciach, że tak to ujmę. Ogarnij się. To Annabeth. Zapewne Percy by mu jeszcze za to dowalił. A bohater co? Nie ma sumienia? Dziewczyn się nie bije, helloł! A już z pewnością nie młotem. Reakcja Annabeth jest tak nienaturalna, że hej. Odebrałam ją tak – AWWWW. PRZYWALIŁ MI Z CAŁĄ PETĄ MŁOTEM W BRZUCH. JEST TAKI MĘSKI! O-EM-GIE! <3
Twój bohaterzyna zachowuje się, jak osoba, która jest pewna, że wszyscy pójdą jej na rękę. Na przykład tekst do Laury. Także zacytuję Ci, jak go odebrałam:
– Laura, uwiedź go!
– Jasne, uwiodę go, o niczym innym nie marzę, już pędzę! Zachowam się jak prostytutka, dla Ciebie wszystko!
Wszystkie reakcje w opie są nienaturalne, akcja kuleje, na dodatek pędzi. Bogatsze opisy proszę. Twój bohater to ideał. Nie! Nikt nie jest idealny! Zwłaszcza heros… Herosi mają masę wad. A to jest Mary Sue, no! Jego niektóre zachowania są po prostu tępe, wszyscy mu ustępują… WAT? Jemu wszyscy powinni robić wbrew, on nie ma sześciu lat.
*Ence pence, w której ręce? Pieprzę wady, bo ideały mogą więcej. Choć wada przychodzi tutaj i chce być mi w ręce, ja przybieram ideał i zaczynam klęczeć. Weź mnie jak chcesz, albo weź me ciało. Ideałem będę, bo strzegę doskonałość! Ja jestem mędrcem, nie zwykłym człowiekiem. A czuję się odmieńcem, gdyż ideałem jestem.*
Okaleczony przeze mnie specjalnie dla Ciebie tekst rapowej piosenki
W następnej części życzę bohaterowi wad!
Przykro mi Quick…Ale muszę się zgodzić z Chio. Tym razem niestety nie mogę wystawić pochlebnego komentarza.;[