Spóźnione świąteczne opko. Jak ktoś nie zna bohaterek, to nic nie traci. Jak ktoś zna, to…no, tylko lepiej je zna i na tym koniec Spóźnione: Wesołych, rodzinnych Świąt, żebyście byli wypoczęci i zadowoleni
Dedykacja dla mojej Piper77 i Hestii (która jak mi nie napisze czego chce na urodziny, to sama wymyślę. Hestuś, pisz ma annabeth24@op.pl zamówienie ;_; czekam… )
Annabeth24
Natalie niepewnie spojrzała się na Lilly. Jej przyjaciółka nie była tak przestraszona, jak dziewczyna. Lilly od opuszczenia granic obozu, marudziła tylko, że zaraz zje ją jakiś potwór, ale szybko jej przeszło. Teraz to Natalie, mogłaby marudzić, że zaraz wywali Lilly przez okno autobusu, bo nie może patrzeć na tą radość na jej mordzie. Czy była zazdrosna? Może. Zazdrościła Lilly tej pewności, że wszystko będzie dobrze. W obozie to Lilly była ta opanowana, zagubiona i spokojna. Natomiast tu? To było dziwne. W normalnym życiu, gdzie kiedyś Natalie czuła się równie dobrze, mogła robić tu prawie wszystko-nagle pojawiły się jakieś niewidzialne bariery. Strach przed innymi i tym co będzie. A chwilowo strach przed powrotem do domu na święta.
Autobus, którym jechały od godziny wreszcie zatrzymał się na ich przystanku. Wysiadły, stając w środku ogromnego miasta, które kiedyś byłoby normą, ale teraz wyglądało nierealnie. Natalie przywykła do Obozu Herosów. Łąki, pola truskawek, zatoka, las. A nie jakieś metropolie. Odcięła się od tego życia.
– Natalie, musimy się zbierać- usłyszała głos Lilly.- Nie martw się, będzie dobrze.
– Wiem- skłamała.
– Już składałam ci życzenia w obozie, na kolacji pożegnalnej dla tych, co wyjeżdżają na święta, ale jeszcze raz- uśmiechnęła się poprawiając torbę na ramieniu.- Życzę ci idiotko, byś była tak samo bezczelna jak jesteś, byś miała odwagę, byś zawsze szła na przekór wszystkiemu, robiła wszystko co chcesz i nie dawała się zatrzymać przez zdanie innych ludzi. Byś przeżyła ze swoim rodzeństwem, nie zakatowała naszej biednej Es…
– O to będzie trudno- uśmiechnęła się na chwilę.
– Wiem- roześmiała się Lilly.- Ale oprócz tego życzę ci jeszcze żeby ci się z Louisem udało.
– Spadaj, to idiota, tępy prostak.
– A jednak spędzasz z nim większość czasu- uśmiechnęła się Lilly, patrząc na nią z politowaniem.
– To teraz ja. Życzę ci, żeby te dwa mięśniaki od Aresa cię pokochały.
– Oni mają imiona, nie mów na nich mięśniaki.
– Żebyś miała więcej możliwości się o nich ocierać, jak przechodzą obok ciebie, żebyście wreszcie pogadali. Do tego, żebyś się odważyła robić to co chcesz i nie była taka nieśmiała.
Lilly pokręciła sceptycznie głową. Dziewczyny się mocno uściskały. Natalie pomyślała, że mogłaby tak spędzić Święta- z Lilly, na przystanku autobusowym, napychając się coli i żelków. Jest pełnoletnia, Lilly ma dziewiętnaście lat- mogą nawet kupić sobie coś żeby rozluźnić atmosferę… Ale nie.
– Twoja mama się ucieszy, że przyjechałaś, uwierz mi, będzie jak dawniej.
– Lilluś, tak już nie będzie nigdy- westchnęła ponuro.
– Ale może być podobnie. Ej, to ty zawsze byłaś tą poprawną optymistką- dała jej kuksańca łokciem, śmiejąc się cicho.
– Widać, to też się zmieniło- dodała poprawiając okulary.- Dobra głąbie, pozdrów tatę, powiedz, że jakby było bardzo źle, to niech szykuje łososia, bo wpadnę.
– Jasne. Pozdrów ciocię i brata. Oraz tego…no…jak mu tam? Ten nowy narzeczony cioci Anie?
– Nawet nie wiem- warknęła Natalie, ale szybko się uśmiechnęła z powrotem.- Kocham cię głąbie, wesołych świąt.
Uściskały się i Lilly poszła w swoją stronę. Natalie stała jeszcze przez chwilę, patrząc się za przyjaciółką, która z maleńką torbą na ramieniu, ciepłą kurtką i wysokich kozakach znika za samochodami na parkingu przed jej blokiem. Westchnęła i ruszyła przez alejki w parku. Szła wolno. Bała się wrócić do domu. Nie było jej tam od roku. Herosem była od trzech lat. Znaczy się, trzy lata temu, na wiosnę, w dniu wycieczki szkolnej na postoju Lilly nagle odwaliło i zaczęła ciągnąc ją do lasu. W lesie Lilly wpadła w pułapkę a tam zaatakowała ich banda herosów. Obie postanowiły zostać w obozie na stałe przez rok, ale w drugim roku, zgodziły się przyjąć misję- udać się do jednej z większych szkół w Ameryce i szukać herosów. Wtedy Natalie mieszkała w akademiku, ale miała kontakt z mamą. Spotkała się z nią kilkanaście razy w jakimś barze, czy parku. W obozie pisały ze sobą. Jako dziecko Hermesa, Natalie miała ułatwioną korespondencje- przemycanie listów, ojciec który jest szefem poczty- nic trudnego. Ale potem mama napisała jej, że jest w ciąży. Ma od roku nowego chłopaka. To wszystko zmieniło. Natalie porzuciła misję, wróciła do obozu razem z Lilly, bo ta jej nie opuściła.
Natalie wyparła się swojej matki. Czuła się odrzucona, a tym samym, ona sama odrzuciła mamę. I teraz dała się namówić na dwa tygodnie w domu. Lilly bardzo chciała. Ona tęskniła za swoim ojcem cały czas, pan Alen był czarującym człowiekiem, który spomiędzy swoich książek, nie dostrzegła nic prócz Lilly. Córka była jego oczkiem w głowie, dumą, wszystkim co miał. Nat myślała, że jej mama też tak sądzi o swojej córce. Ale jak widać, znalazła sobie coś nowego, fajniejszego. No bo po co komu córka, która jest jakimś herosem, mieszka w Obozie. Nie potrzebna.
Natalie szczelniej otuliła się swoim płaszczem i poprawiła kolorowy komin na szyi. Nie miała żadnej torby, pod pachą ściskała jedynie paczkę w której znajdowały się trzy prezenty. Dla mamy, dla jej nowego brata, którego nigdy nawet nie widziała i narzeczonego jej mamy. Dla mamy kupiła bransoletkę w jakimś drogim sklepie. Trafiła tam przypadkiem, kiedy była na ‘włamie na ludzi’ z Tommy’m i przemycali do obozu kilkanaście paczek coli i czekolady. Wracając do obozu około dziesiątej, na jednej z świątecznych wystaw znalazła cos cudnego. Czarny rzemyk z niebieskimi trzema koralikami. Kupiła ją mamie od razu. Tommy marudził, że jemu tak drogiego prezentu nie kupiła, ale cóż… W końcu matka to matka. Dla małego miała pluszaka a dla nowego narzeczonego mamy książkę. Nic wielkiego…
Na co ona jeszcze? Czy Święta w takim gronie nie wystarczają? Ona będzie czuła się odrzucona. Ba, już się tak czuje.
Stanęła przed drzwiami klatki schodowej. Kod nadal pamiętała. Bez problemu wspięła się na pierwsze piętro. Teraz od tego momentu dzieliły ją tylko proste, drewniane drzwi.
Ojcze, błagam cię, jeżeli choć trochę mnie kochasz, zrób coś, żebym nie musiała naciskać tego dzwonka, pomyślała, wpatrując się z przerażeniem na guzik.
W tym momencie usłyszała dźwięk przekręcanego klucza w zamku. No tak, dzięki tato. Spraw, żeby mama mi bez dzwonienia otworzyła te drzwi, ofuknęła w myślach ojca. Niemal widziała, jak Hermes śmieje się z tej sytuacji.
– Natalie?
– Cześć mamo- uśmiechnęła się.
W drzwiach stała wysoka kobieta. Była ładna, choć stuknęła jej już czterdziestka. Zmarszczki, głównie przy oczach od uśmiechania się nie były widoczne. Miała na sobie prostą, czarną sukienkę do kolan i luźny, wełniany sweter. Czarne włosy spięte w kok z tyłu głowy.
– Wchodź skarbie, wchodź- powiedziała pani Tomlineks. Wyglądała na szczęśliwą.- Tak się cieszę, że przyjechałaś. Musisz nam wszystko opowiedzieć. Mark jest bardzo ciekawy jak to jest być herosem, cały czas się mnie o to wypytuje, ale z listów co pisałyśmy kiedyś, mało da się opowiedzieć. Jej, jak wyrosłaś! Wypiękniałaś myszko!
Och, a więc on wie, że jestem ‘inna’? Miło wiedzieć… Tak, jest bardzo ciekawy. Szkoda by było, jakbym ja nie była chętna do gadania o sobie jako o obiekcie testowania mutacji chemicznych…Ale jak widzę, on jest chwilowo najważniejszy, myślała Natalie, ściągając płaszczyk i wieszając na wieszaku.
– Mark z Fredem poszli do rodziców Marka, ale ja wolałam poczekać na ciebie- uśmiechnęła się mama, kiedy z Nat znalazły się w salonie. Dziewczyna, widząc, że mieszkanie się nie zmieniło, rzuciła paczką na kanapę sama klapiąc obok.
– Cieszę się- powiedziała krótko.- Przynajmniej tyle z myślą o mnie.
– Kochanie, ja wiem, że to musiało być dla ciebie trudne.
– Nadal jest- przerwała jej sceptycznie.
– Ale zrozum. Byłam sama. Nie miałam nikogo…
– Rozumiem- westchnęła poprawiając ręką włosy. Była cała mokra, nie czuła się w tym domu jak w swoim własnym. Czy to możliwe, że to już nie jest jej dom?- Mamo, ja tylko… Jestem zazdrosna- wypaliła nie wiedząc jak to wytłumaczyć. Lepiej skłamać niż powiedzieć coś, co mogłoby okazać się nieprzyjemne dla nikogo.
Anie Tomlineks spojrzała na córkę uśmiechając się. Błyskawicznie znalazła się obok i mocno ją przytuliła. Natalie o mało się nie rozryczała. Brakowało jej tego. Cholernie brakowało.
– Dziubas, nie masz o co być zazdrosna- powiedziała kobieta, gładząc głowę córki.- Tylko ty jesteś moją córką i nikogo nie kocham tak jak ciebie, jasne?
– Jasne- uśmiechnęła się Natalie. W duszy, obiecała sobie, że wytrzyma te kilka dni. Choćby miała ochotę skoczyć przez okno, to wytrzyma. Dla mamy.- Przywiozłam wam upominki. Znaczy się… Mikołaj przywiózł.
– Na rydwanie zaprzężonym w pegazy, co?
– Niestety- potaknęła dziewczyna śmiejąc się, wyjmując z paczki trzy prezenty i układając je pod choinką, która stała w rogu pokoju, przy wielkim oknie i kominku. Zawsze to ona z mamą ubierała tą choinkę, ale w tym roku, jak widać, ktoś ją wyręczył.
– Stety córcia, stety. Cieszę się, że jesteś- powiedziała szatynka klepiąc miejsce obok siebie.- Chłopcy powinni zaraz być. Choć, pogadamy o naszych babskich sprawach- dodała uśmiechając się tajemniczo.
– Lileńka?!
– Tatulek!!
Lilly z impetem wpadła w ramiona swojego ojca. Profesor Alen ze łzami w oczach wyściskał córkę. Lilly też była bliska płaczu. Tak strasznie tęskniła!
– Pyśka, córeńko, urosłaś.
– Troszeczkę. Mam teraz metr sześćdziesiąt siedem.
– Ale mi chodziło, że w bok. Wreszcie trochę tłuszczyku nazbierałaś- zaśmiał się, widząc obrażone spojrzenie Lilly.
– Kurde, następny sobie ze mnie jaja robi- żachnęła się, ściągając buty i rzucając je na bok.
– W tamtym miejscu też cię gnębią jak ja?- zapytał, gdy usiedli w kuchni.
Lilly zajęła swoje ulubione miejsce przy kuchennej wyspie, gdzie miała widok na ojca, który wstawiał wodę na herbatę. Z uśmiechem patrzyła na znajome cztery kąty. Wszystko było takie same, takie sentymentalne, takie…jej. Jej i taty.
– Można by tak powiedzieć- odparła, kręcąc się na obrotowym krześle barowym.- Oczywiście, dowcipów moich współlokatorów nie można uznać za podobne do twoich, ale mogę cię zapewnić, nie miałam spokoju.
– I bardzo dobrze. Chcesz herbatę malinową, z cytryną..?- spytał, wyglądając za otwartej szafki.
– Malinową z cytryną.
– Podoba ci się tam?
– Bardzo.- Przez chwilę zastanowiła się czy nie kłamie. Nie, podoba jej się tam bardzo, co nie zmienia faktu, że czasem wolałaby nigdy nie uciec w tej nieszczęsnej wycieczki i nigdy nie trafić do tego miejsca. Ale to tylko czasami…
– Opowiedz mi coś o tym, Lileńka. Może tak mi się spodoba, że kiedyś tam z tobą pojadę.
– Nie- powiedziała stanowczo Lilly patrząc na niego morderczym wzrokiem. Po chwili pan Alen wybuchnął śmiechem.
– Żartuję. Co ja bym tam robił. No, chyba, że te córki Afmo…Afre…
– Afrodyty- poprawiła go.
– Właśnie. Chyba, że jej córki są całkiem, całkiem, to może bym dla nich tam się wybrał…?
– Nie!- powtórzyła stanowczo dziewczyna.- Poza tym, większość z nich to puste plastiki.
– Szkoda. A jak tam u ciebie? Rok temu, mówiłaś, że jest miło.
– Jest tak nadal.- Dziewczyna kiwnęła głową w geście podziękowania, kiedy ojciec postawił przed nią kubek z herbatą.- Mam wielu przyjaciół, chyba żadnych wrogów…
– Córcia, ja wiem, że masz przyjaciół. A miłości? Ilu przez ten rok zdążyło ci się spodobać? Jak chodziłaś do szkoły to dziennie potrafiłaś mi opowiadać o trzech… jak ty to nazywałaś? „Seksiakach”?
– Tato…- jęknęła Lilly, śmiejąc się.- Przestań…
– No to jak, Lileńka? Stu ich będzie?
– Przestań! Może dwóch…
– Widzę, że dojrzałaś- zaśmiał się wesoło, podsuwając jej pod nos półmisek z pierniczkami. Lilly chętnie chwyciła jednego i ugryzła. Smakowały domem.
– Trochę przypaliłem, bo nie miałem nikogo, kto by mnie pilnował.
– Czuć- zaśmiała się.- Za rok przyjadę wcześniej i upieczemy ciasteczka razem, dobrze?
– Będę czekać- uśmiechnął się pięćdziesięcio latek wesoło, opierając się łokciami o blat, naprzeciw niej.
Lilly pomyślała, że mimo to, iż jej ojciec nie jest już najmłodszy, to nadal jast bardzo przystojny. Szczupły, wysoki, Chwilowo ubrany w wełniany sweter, nie jakiś obciachowy, tylko naciągany przez głowę, z podciągniętymi za łokcie rękawami, szary oraz w zwykłe dżinsy.
– Lilly?
– Tak tato?- spytała, pociągając łyk herbaty.
– Masz dużo rodzeństwa?- spytał. Lilly od razu zrozumiała, że jest ciekawy…no, jest ciekawy, czy jej mama a jego dziewczyna miała dużo partnerów przed nim.
– Nie. Jestem jedyną jej córką. Wcześniej w Obozie nie było dziecka takiego jak ja- uśmiechnęła się. Przywykła. Była wyjątkowa, przynajmniej tak najpierw pocieszała ją Nat. I Lilly starała się w to uwierzyć.
– To mieszkasz sama?- zdziwił się jej ojciec.- Bo z tego co mi tłumaczyłaś, to rodzeństwo mieszka w tych domkach, każdy bóg ma swój domek…
– Tak, masz rację- przerwała mu. Doskonale wiedziała, że jej tatuś jest przerażony tym, że jego córka jest herosem. Starał się tego nie okazywać, ale Lilly wiedziała, że czasem patrzy na nią zaciekawiony, tak jak na wiele swoich książek. Była dla niego zagadką. Lilly często wytykała mu to, że nie ma pojęcia o mitologii greckiej. Nic. Nie wiedział wcześniej nawet kto to jest Zeus, czy Posejdon.
– Nie czujesz się samotna?- zapytał zmartwiony.
– Nie, bo nie mieszkam sama. Natalie mnie przygarnęła i mieszkam z jej rodzeństwem. Stwierdziłam, że bez sensu, żeby budowali domek dla mnie jednej. I tak bym się tam mieszkać sama a tak to mam miłych współlokatorów. Natalie nie musiała ich namawiać.
– A ona jest córką…?- zapytał, nachylając się, by wyłączyć piekarnik.
– Zgadnij- zaśmiała się patrząc na niego z wyższością.- Najpierw opisz Nat a potem dopasuj do boga. Teraz zobaczymy ile ja, zdążyłam cię nauczyć.
– Nie katuj mnie- zaczął marudzić, ale Lilly nalegała.
Tata pokręcił głową i spojrzał na nią niezadowolony. Napił się trochę swojej kawy i wsadził sobie do buzi pierniczka, odgryzając biednemu ludzikowi głowę.
– No to, moja druga córka Natalie- przerwał by połknąć. Lilly przywykła, że nazywa Nat ‘swoją drugą córką’. Dziewczyna spędzała u nich dużo czasu i zawsze wesoło gawędziła z panem Alenem, który pokochał ją jak własne dziecko. No, nie. Poprawka. Lilly zawsze była najważniejsza. Potem książki a na końcu Nat. -Jest ona bardzo wesoła, lubi się śmiać. Do tego, jest cholernie bezczelna i uparta. Ma powodzenie w grach, zawsze mnie ogrywa w chińczyka. Nie gramy z nią w karty, bo nas ogrywa.
– Bo oszukuje.
– Naprawdę?- zdziwił się.- Nie zauważyłem!
– Bo umie kantować.
– Kiedyś też zwędziła nam cały zapas czekolady na twoje urodziny.
– Zorientowałeś się po roku. Na przyszłych urodzinach, gdy zapomniałeś prezentu dla mnie i myślałeś, że załatwisz sprawę pięcioma tabliczkami czekolady.
– Jak nazywa się ten bóg, od złodziei i żartów?
– Na ‘H’- podpowiedział Lilly.
– Hermes?
– Brawo tato, jestem z ciebie dumna- zaśmiała się całując ojca w czoło.
– Najwyższy czas. Chodź pysiek, pośpiewamy kolędy. Dla ciebie ściągnąłem na ipada coś po łacinie.
– Ale ja jestem greckim herosem.
– Naprawdę?
Natalie stała w swoim pokoju. Taaa, swoim, pomyślała sceptycznie. Wyglądało to, jakby właściciela tego pokoju już nie było wśród żywych. Wszystkie ciuchy spakowane do tekturowych pudełek, niektóre zaklejone taśmą. Rzeczy z biurka zniknęły. Jej rysunki, szkice, prace- zniknęło. Nie było nic. Tylko meble i w rogu, przy oknie sterta pudeł.
– Mm, super- mruknęła sama do siebie i zrezygnowana wyszła z pokoju. To było smutne. I nie mogła o to nikogo winić. Jak już, to samą siebie. To wkurzało ją jeszcze bardziej.
Weszła do salonu i wzięła do buzi garść orzeszków. W tym samym momencie usłyszała pukanie do drzwi. Zamarła, niemal dławiąc się orzeszkami. Stała na środku salonu i wpatrywała się z przerażeniem w drzwi. Jej mama uśmiechnęła się do niej i kiwnęła głową na zachętę.
– Pięknie wyglądasz- powiedziała i ruszyła do drzwi.
Natalie szybko poprawiła elegancką spódnice do połowy uda, podciągnęła rajstopy w świąteczne wzorki. Upewniła się, czy ta nieszczęsna koszula w czerwoną kratkę nie wystaje zza paska. To było jej jedyne w miarę eleganckie ubranie. Kupiła ją sobie i chodziła cały czas w Obozie. Przywiązała się do niej. I teraz możliwe, że jak ten koszmar się skończy spali ją, żeby zapomnieć o dzisiejszym dniu.
Usłyszała wesołe powitanie w holu. Dźwięk zamykanych drzwi i rozsuwanie suwaków w kurtkach. Przełknęła ślinę. Raz się żyje, pomyślała. Jeżeli to przetrwam, przysięgam na Styks, że nigdy nie powiem Lilly, że rude jest brzydkie, obiecała sobie i w kilka sekund znalazła się w przedpokoju.
– Dobry wieczór- starała się brzmieć pewnie, ale zabrzmiało to jak bełkot przedszkolaczka, który zobaczył ducha. No pięknie…
Mark, który akurat wypinał małego Freda z nosidełka, uniósł głowę i spojrzał na nią. Był wysokim brunetem, bardzo szczupłym. Przypominał Hermesa, trzeba to przyznać mamie, że gust ma jeden i cały czas ten sam. Natalie widziała ojca raz, a Mark miał pewne podobne cechy. Uśmiechnął się do niej promiennie.
– Natalie- oznajmił uśmiechając się szeroko i patrząc na nią z sympatią.
– No, przynajmniej nie pamiętam, żebym zmieniała imię- bąknęła, delikatnie chwytając jego wyciągniętą rękę.- Miło mi cię poznać.
– Nie żartuj, pewnie jesteś na mnie wściekła, że wtryniłem ci się do twojego domu kiedy cię nie było w nim, co?- zaśmiał się patrząc na nią z politowaniem. –Nie zdziwiłbym się.
– To dobrze- uśmiechnęła się sarkastycznie.
– Jednak, mam nadzieję, że się polubimy, co?
Natalie spojrzała na niego z zaciekawieniem. Był fajny. Bezpośredni, nie owijał, mówił wszystko wprost. Lubiła takich ludzi. Takie osoby są mniej fałszywe, przynajmniej według niej. Przestała się stresować tak bardzo, przestała rozważać próby zatrucia się kompotem mamy i po raz pierwszy pomyślała, że ten dzień może jednak miło się skończyć. Jednak nadal wyczuwała tą niezręczną barierę. Zastanawiała się, kto w tym momencie jest obcy w tym domu. Mark mieszka tu od prawie dwóch lat, jej od ponad trzech lat w tym domu nie było…
– Ja też- powiedziała, niepewnie bawiąc się bransoletkami na lewym ręku.
Nagle maluch zaczął coś mamrotać, przypominając o swojej obecności.
– Ach no tak. Już cię wyjmuję, chłopie- powiedział mężczyzna i szybko wziął malucha na ręce.
Natalie uśmiechnęła się na widok rocznego chłopca z czarną czupryną w śpioszkach z reniferem. Maluch był rozkoszny. Kim był dla niej? Przyrodnim bratem?
– Natalie, poznaj Freda. Fred, to twoja starsza siostra…- przerwał, widząc szerokie oczy Natalie. Dziewczyna najpierw się oburzyła, potem zdziwiła a na końcu rozczuliła. Ona…Ona jest starszą siostrą. Zawsze chciała mieć rodzeństwo. A Fred? Był taki słodki.- No, oczywiście, jeżeli nie chcesz, to nie ma spra…
– Nie, jest moim młodszym bratem prawda?- uśmiechnęła się szerzej.- Hej mały. Masz słodkie oczy, wiesz?
Natalie zauważyła, że jej mama rozluźnia się. Nie pomyślała o tym, jak stresujący moment mógłby to być dla niej. Starsza córka, nie obecna w domu, heros. Nagle ma poznać swojego prawie ojczyma, młodszego brata, którzy pojawili się pod jej nie obecność. Trudne, to musiało być. Dla każdego.
Lilly stwierdziła, że śpiew dzieci Hefajstosa to nic, w porównaniu z jej tatą. Odwykła od słuchania tych jego… jęków.
– Lilly, czemu nie śpiewasz?- przerwał śpiewanie którejś z kolęd.
– Eee… zamyśliłam się.
– Lepiej się wyłączyć, niż mnie słuchać, prawda?
– Tak- przytaknęła i wstała od elegancko nakrytego stołu.- Mam coś dla ciebie.
Lilly szybko znalazła się w przed pokoju i wyjęła ze swojej torby niewielką paczuszkę. Tylko to znajdowało się w jej torbie nic innego nie miała. Ale to nawet dobrze. Święta to czas obdarowywania tych, których się kocha, prawda? Wróciła do ogromnego salonu. Wszystko w nim było czarno-białe, jasne ściany kontrastowały z ciemnymi kanapami. Nawet choinka, stojąca w kącie miała ozdoby w tych kolorach. Jedyne co w tym domu było nie eleganckie to gabinet ojca- zbiorowisko makulatury ostatnich pięćdziesięciu lat i pokój Lilly pomalowany na pomarańczowo i zielono.
– Taki upominek- uśmiechnęła się, gdy wróciła do ojca i wręczyła mu prezent.
– Lilluńka, nie musiałaś złotko- powiedział pan Alen, patrząc na nią krzywo.- Przecież ty na tym kempingu nie masz czasu na zakupy, nie wychodzisz stamtąd. Mam nadzieję, że nie uciekłaś…
– Nie, nie martw się. Prawdę mówiąc, to ja go dostałam, ale myślę, że tobie bardziej… się przyda- uśmiechnęła się krzywo.- Jest jeszcze twoja ulubiona czekolada, ale ja jej nie kupiłam.
– To skąd ją masz?- zapytał podejrzliwie, ważąc w ręku paczuszkę.
– Natalie i Tommy mi kupili dla ciebie. Zmówiłam sobie u nich, oni zrobili tak zwany ‘włam na ludzi’ i proszę- mam czekoladę.
– To brzmi jakby byli dilerami.
– Czekolady i coli? Owszem. Cały obóz u nich zamawia.- Przez chwilę napajała się widokiem zdziwionej twarzy ojca.- No otwórz już.
Pan Alen zaśmiał się. Lilly z niecierpliwością czekała aż zobaczy to, co dla niego naszykowała. Podkuliła nogi na miękką skórzaną kanapę i oparła brodę na kolanach. Jej tata, powoli rozerwał papier. Najpierw wyjął czekoladę i powąchał.
– Na pewno, da się to zjeść?- zaśmiał się wesoło.
– Otwieraj resztę- ponagliła go brunetka.- Miałam to na sobie raz. Ale stwierdziłam, że mi nie jest potrzebne.
Ojciec Lilly otworzył prezent. Jego oczom ukazała się mała broszka z niewielkim, małym wężem.
– Czy to…?- spytał i spojrzał w zadowoloną twarz córki.- Oj nie znęcaj się, nie kończę, bo nie mam pojęcia co to…
– Haha, od mamy. Jej atrybut- uśmiechnęła się delikatnie.- Dała mi go, jak się spotkałyśmy raz.
– Widziałaś się z nią?- zapytał zdziwiony, obracając w palcach broszkę.
– Tak. Jak mnie uznała. Wiesz tato… mama… jest dość nietypową boginią. Wszyscy się dziwią, że w ogóle ja się urodziłam. Dlatego chciała mi to wyjaśnić osobiście.
– Rozumiem, że mam się nie dopytywać, tak?- zapytał smętnie.
Jeden w największych minusów życia herosa, który ma rodzica śmiertelnego- w większości przypadków ten człowiek tęskni za swoim boskim partnerem. Tak było z ojcem Lilly. Pan Alen nie wiedział o boskości kobiety, którą poznał na studiach matematycznych. Obiecał sobie z Lilly, rok temu, że nie będzie próbował się dowiedzieć, jaką boginią była owa studentka. Lilly wiedziała, że jej tato dostałby fioła na tym punkcie i dokopał się do wszelkich źródeł na temat tej postaci w mitologii. Znów by tęsknił dwa razy bardziej, a Lilly tego nie chciała.
– Nie. Ale mama powiedziała mi, że cię naprawdę kochała tato- pocieszyła go.
Przez chwilę panowała niezręczna cisza. Dziewczyna zaczynała się martwić, czy nie postąpiła nie rozsądnie z daniem mu tego.
– Dziękuję skarbie- powiedział w końcu uśmiechając się.- Piękny prezent, słowo- dodał, wkładając sobie broszkę do kieszeni.- Prezent dla ciebie leży pod choinką. A tak właściwie to siedem paczek.
– Tatoo…- jęknęła śmiejąc się. -Miałeś nie wydawać tyle kasy.
– Dziewczyny nie mam, na kogoś muszę- zaśmiał się wesoło.
– Haha, nie mówię nie, bardzo mi się podoba taki układ- powiedziała zmierzając do świątecznego drzewka.- Tato, skąd wytrzasnąłeś papier z logo Obozu Herosów?- zdziwiła się unosząc jeden z prezentów w pomarańczowym papierze.
– Nie wiem, jakiś facet rano przywiózł, powiedział, że dla ciebie.
Lilly uniosła brwi i dokładnie przyjrzała się paczce. Nagle na ziemię spadła mała karteczka. Nie jakąś ozdobna, świąteczne kartka z życzeniami. Nie. Lilly z uśmiechem wzięła do ręki wyrwany kawałek zeszytu w kratkę. ‘Dla mojego kochanego głąba. Zapas rudej farby, bo wiem, że cię nie stać ;* Wesołych Świąt, żebyś znalazła pod choinką kogo tam teraz masz na oku (w tym tygodniu). Nie ściskam rudych, Natalie. PS Jakby mnie nadal nie było, to oznacza, że popełniłam samobójstwo albo nie jest najgorzej”
Idiotka, zaśmiała się w myślach.
– Od kogo to?- spytał pan Alen, rozpakowując czekoladę.- Mmm, da się zjeść.
– Natalie mi przysłała. Pisze, że zapas farby do włosów, ale wątpię.
– Znając ją, to coś pewnie zaraz wybuchnie- zaśmiał się mężczyzna, uważając, że powiedział świetny dowcip.
– Oj tatuś, nawet nie wiesz ile masz racji.- Biorąc pod uwagę fakt, że przez ostatnie trzy lata, Lilly otrzymała z milion wybuchowych paczek, ta by ją wcale nie zdziwiła.- A co dostałam od ciebie?- spytała, odkładając prezent od przyjaciółki na kominek, obiecując, że otworzy go później.
– Otwórz, to zobaczysz.
– Kocham cię tato.
– Ja cię też, pysiek. Cieszę się, że jesteś tu ze mną.
– Ja też. Wesołych świąt.
Atmosfera była napięta. Nat to czuła. Mimo, że Mark był bardzo miły, wielokrotnie dochodziło do mało komfortowych sytuacji. Natalie czuła się jak intruz. Nie dopasowana do tego…nowego miejsca. Jednocześnie przejmowała się tym, że nowy narzeczony jej mamy może czuć się podobnie. Mark był naprawdę, przeuroczym człowiekiem, z poczuciem humoru. Widać było, że Natalie jako heros go ciekawi, ale nie nalegał, żeby ta mu opowiedziała o swojej budowie atomowej. Dziewczyna sama z siebie, żeby rozluźnić atmosferę mówiła mu o jej nowym życiu. Słuchał ją z szeroko otwartą buzią. Starał się nie dopytywać o szczegóły, ale słowa same cisnęły mu się na usta. No bo, Natalie przynajmniej tak sądziła, każdego zdziwiłby fakt, czemu na przykład śmiertelnicy nie widza, że uśmiechnięty piekarz z piekarni na roku może w rzeczywistości być byczogłowym Minotaurem, nie?
– Kochanie, pomóż mi z tym karpiem!- zawołała Anie z kuchni. W tym samym momencie z kanapy poderwał się za równo Mark jak Natalie. Ups i tu jest problem. Kto jest ‘kochaniem’? Kiedyś Natalie, a teraz o kogo chodziło? Obydwoje poczerwienieli.
– Chyba chodziło o ciebie- uśmiechnął się zmieszany mężczyzna, siadając z powrotem na fotelu obok choinki.
– Nie, wątpię.- Natalie starała się być przemiła, nie chciała być nie uprzejma.- Mama wie, że jestem lewa w gotowaniu. Chodziło o ciebie, na pewno.
Mark posłał jej przepraszający uśmiech. Za co mnie przeprasza, pomyślała siadając obok tego dzieciaka na ziemi. To nie jego wina. On nie zrobił z Natalie wyrzutka, tylko jej geny. Westchnęła smutno i podała Fredowi pluszowego miśka. Dzieciak był niezwykle słodki, z niezwykle dużym zapasem śliny w gębie, jak Natalie zdążyła zauważyć. Ślinił się non stop. Siebie i wszystko wokół. Teraz patrzył na nią niebieskimi oczami.
– Oczy masz po mamie- mruknęła.- No i co się dziwisz, mam takie same.
– Natalie, weź Freda skarbie. Siadamy do stołu!- usłyszała wołanie z kuchni.
Dziewczyna westchnęła i wstała. Schyliła się i wzięła malca na ręce. Ten od razu chwycił ją za kosmyk włosów i zaczął się ślinić. Uśmiechnęła się, kiedy wtulił się w jej ramie. Albo po prostu się wytarł o nie…
– Chłopie, lubię tą bluzkę- powiedziała i posadziła go sobie na biodrze.- Albo śliń się do woli, i tak chyba ją spalę…
Weszła do jadalni, sadzając brata na specjalnym krzesełku. Tak, młody był jej bratem. A Mark mógłby być nawet ojczymem. Lubiła ich. Tylko… czuła, że problem stanowi ona. Nie potrzebna, nie do pary.
– Dziubas, uśmiechnij się- powiedziała do niej mama, a ona pogodnie się uśmiechnęła. A co innego miałaby zrobić? Rozpłakać się, że jest ciężarem u nóg tej nowej szczęśliwej rodziny? Nie. Jest przecież dzielna.
Już mieli zabrać się za jedzenie, kiedy rozległ się dzwonek do drzwi. Mama westchnęła i odłożyła serwetkę z kolan, ale Natalie zerwała się szybciej.
– Jedzcie spokojnie- uśmiechnęła się.- Ja otworzę.
Otrzymała wdzięczne spojrzenia. Sama poczuła ulgę, że jest do czegoś potrzebna. Powoli, nie spiesząc się dotarła do przedsionka, odblokowała drzwi i nacisnęła klamkę.
– Louis?
– No, chyba nie zmieniałem imienia, nie?
W drzwiach stał Louis. Syn Hadesa, chłopak, który potrafił doprowadzić ją do wściekłości w trzy sekundy a mimo to spędzali ze sobą prawie każdą wolną chwilę w obozie. Natalie stała i patrzyła się na niego z otępieniem i nie dowierzaniem.
– O bogowie, jak się cieszę, że tu jesteś- powiedziała i nie wiedząc chyba co robi, rzuciła mu się na szyję.
Chłopak zdziwiony, objął ją delikatnie.
– Nie sądziłem, że kiedykolwiek coś takiego od ciebie usłyszę- powiedział, klepiąc ją delikatnie po plecach.
– Nie sądziłam, że kiedykolwiek coś takiego do ciebie powiem- odparła odsuwając się.- Tym bardziej, że coś takiego zrobię.
Zaśmiał się.
– Co ty tu robisz? Skąd wiedziałeś, gdzie będę?
– Przyszedłem na święta. Od Lilly jest bardzo łatwo wyciągnąć wiele informacji- uśmiechnął się. -To jak? Wpuścisz mnie? Nie, żebym zwiał z Obozu i nie mam co ze sobą zrobić, bo jak wrócę to Chejron mnie zaje…
– Wchodź- przerwała mu, wciągając do pomieszczenia.- Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że tu jesteś- dodała szczerząc się zadowolona.- Wreszcie nie będę czuła się jak niepotrzebny śmieć.
– Nie- uśmiechnął się do niej zdejmując kurtkę.- Teraz będziesz się czuła jak niepotrzebny śmieć i znowu gorsza niż ja.
Normalnie by mu coś odpowiedziała ale teraz za bardzo cieszył ją widok Louisa. Nadal nie miała pojęcia, co ten kretyn tu robi, ale za żadne skarby by tego nie zmieniła.
– Miło, że przyjechałeś- powiedziała, kiedy już powiesił kurtkę na wieszak. Chłopak spojrzał na nią zdziwiony, szeroko się uśmiechając.
– Jesteś pewna, że grzybowa była świeża?- zapytał drwiąco się uśmiechając i przykładając jej rękę do czoła.- A świeczki zapachowe nic nie zawierały?
– Nie- zaśmiała się.
– Tak też myślałam- mruknął, obejmując ją ramieniem i przytulając.- Wesołych.
– Myślałam, że nie lubisz świąt- mruknęła, wciągając jego męskie perfumy.
– Ja niczego nie lubię.
– To co tu robisz?- zaśmiała się, przyzwyczajona do jego postawy.
– Bo kiedyś jakaś idiotka powiedziała mi, że te wasze święta spędza się z tymi, których się kocha.
– Lilly gada takie głupoty- powiedziała Natalie, odrywając głowę od jego ramienia.
– No i chyba jej uwierzyłem- dodał.
– Ja nie, dlatego cię wpuściłam.
– Aha, jasne- zaśmiał się.- Szkoda, że to ty mi gadałaś o tym przez cały ostatni tydzień, a nie Lilly.
– To chodź, zapraszam cię na święta u mnie.
– Chcesz spędzić te święta ze mną, z tym kretynem, który zawsze jest od ciebie lepszy, ładniejszy, potrafi cię wnerwić w kilka sekund, najczęściej patrzysz na niego z żądzą mordu w oczach? I z nim chcesz spędzić te święta?- zapytał, nadal trzymając blisko siebie Natalie
– No cóż, Święta, cytując moja kochaną rudą przyjaciółkę…
– Gnębić rudych!- przerwał jej Louis, wybuchając śmiechem.
– Dokładnie. Ale cytując ją- Święta Bożego Narodzenia trzeba spędzać z tymi, których się kocha. Więc chyba się zaliczasz.
Louis spojrzał się na nią unosząc jedną brew. Potem nachylił i delikatnie pocałował.
Natalie pomyślała sobie wtedy, że te święta nie są jednak aż tak do dupy, jak były godzinę temu. Może okażą się nawet znośne…
– Natalie?- przerwał im głos Anie Tomlineks.- Zgubiłaś się w tym przedpokoju?
– Nie- odkrzyknęła w stronę kuchni.- Mamy tylko niespodziewanego gościa, mamo!
KOCHAM!!! Cudowne, super, ekstra, zajefajne!!!
Ojciec Lilly mnie rozwalił. ‚-Jestem grackim herosem.- Naprawdę?” Umarłam! Przeciwieństwo Lilly. Ej, a teraz to już przesadziłaś. Kto. jest. Mamą. Lilly?!?! Gadaj!!! Hekate? Ja stawiałam na Atenę. Asklepios to wąż, ale Lilly nie wydaje się być jakaś taka…medyczna xD
Natalie… No jak zwykle sama zajebistość *-* Ale mnie zakończeniem to zabiłaś…. Louis… No, jakby nie to, że mam już Mika, to bym za niego wyszła ;3 Ale cóż, muszę go zostawić Natalie.
A teraz pisz co się dzieje z nimi obecnie, bo o ile zrozumiałam one mają tu o 3 lata więcej, misję na swoim koncie i są pełnoletnie. A z tego co pamiętam jestem na etapie, że Nat ma 15, Lilly 16 a dwa tygodnie temu trafiły do obozu… ;* Cudne opko, magia świąteczna jest super ;3
Bardzo ci dziękuję <3 to chyba najlepszy prezent jaki dostałam w te święta i w urodziny :D. Poczułam się tak… nie mam pojęcia magicznie? Cudownie? Genialnie? ;3. Ten sam dreszczyk który nie daje mi spokoju kiedy słucham zajebistej piosenki, poprostu niepowtarzalne ;). I ta dedykacja addgvdbcwjdnckwsnxj strasznie dziękuje :D. Tylko jest jedno ale. Kto do jasnej ciasnej jest mamą Lily -.-? O.o No jak tak można torturować ludki, sadyści, który jako jedyny pamiętał o moich urodzinach ;**?
Ty to traktujesz jako prezent urodzinowy? ;_; Ale… Nieee… Ja ci coś specjalnie dla ciebie chciałam napisać, a nie żebyś dostała świąteczne opko. to tylko dedykacja, napisz co chcesz- dostaniesz to
Naprawdę *u* Och bogowie, nie mam pojęcia co wybrać :o. Możesz zrobć np. Jak to było czyli kulisy pałacu Hadesa xD. Nie wiem Persefona która by się zachowywała jak taka rozwydrzona nastolatka (xD) , trupieparty, przypały Jane i Miri z jakimś duchami. Albo opko z połączeniem twoich wszystkich postaci, albo… No nie mam pojęcia poprostu co tylko ci się w tej genialnej czasy wymyśli ;DD. Ale Impreza musi być i humorek, ale tak u cb zawsze jest ;*
Hestia, opiszesz siebie? nawet wyślij mi na @, jak nie chcesz tu, ale potrzebuję twój opis ;333 (buźka z trzema ‚3’ )
Ale wyglądu? To ci może poprostu zdjęcie wyślę 😉
sprytne…
dobra, wysyłaj adres masz na początku notki
Zrobione, tylko się nie załam mi tutaj xD
super super super super … super!!!!!!!!!!….!!!!!!! Wcale nie żenujące, podoba mi się, dużo głąbów i idiotek 😛
*-* to było cudowne!!! *__* Mega!!! Jesteś niesamowita!
To było niesamowite. te relacje, różne sytuacje, cudowne 😉 Bogowie, ja też chcę takiego Louisa!!! *3*
Kochana Annabeth24, chciałam cię poinformować, że jeżeli zaraz nie napiszesz, kto jest mamą Lilly to cię zatłukę paczką żelków ;_; Gadaj… Nie można tak torturować ludzi… ;_;
To tak drugi raz, ale cały czas nie mogę się nadziwić :3
(a prawdziwy powód jest taki, że nie zauważyłam swojego komentarza i myślałam, że nie skomentowałam ;p wybacz )
Kto jest mamą Lilly? Ja muszę to wiedzieć…
Nie będę przynudzać swoimi teoriami, która to bogini. Chcę następną część xD
Opko świetne 😉
Nie czytałam twojego opka, bo dołączyłam do rr jak już trwało ale ta miniaturka podobała mi się bardzo. Miałaś trochę problemy z „nie” z przymiotnikami i kilka literówek się znalazło ale opko super!
Cieszę się, że ci się podobało, mimo, że nie czytałaś 😉 To fajnie, że ktoś taki to przeczytał
Zanim doszłam to poczytywałam trochę Bliźniaczki ale nie mogłam znaleźć wszystkich prac i przestałam choć bardzo mi się podobało!
amello, też miałam taki problem, bo nadrabiałam jakieś tam opko, a tu mi nagle tagi zniknęły i nie mogłam nic znaleźć ;_; To wtedy, przynajmniej mi się udało, wpisuj sobie w google: „Bliźniaczki(4) Annabeth24 RickRiordan.pl” Najczęściej działa, przynajmniej z opkiem, które ja czytałam, wyszło i dokończyłam
O dzięki!
To jest cudowne *-* przy końcu miałam minę, jakbym oglądała jakiś mega film i miała umrzeć z radości :3 Super! Tatuńek Lilly jest mega, uwielbiam gościa. A co do Natalie to ona… biedna, ale też ma rację, że to ona nie pasuje… Szkoda jej :c Ale za to ma LOUISA *3* Cudne
A ty umrzesz, bo nie powiedziałaś kto jest rodzicem Lilly.