Hejka!
Bardzo mnie zmotywowaliście do napisania następnej części więc oto ona :3
[Lucas]
Pierwsze odkrycie tego mega dziwnego dnia?
Mój trener jest pół-kozą.
Drugie?
Meg wiedziała co nas zaatakowało.
Chodzi mi o to, że zazwyczaj to Tailon wszystko wie. Po mimo ogromnego ADHD i usposobienia „najpierw robię potem myślę” uwielbia czytać. Zna na pamięć chyba całą mitologię…
No więc nie spodziewałem się tego po mojej drogiej przyjaciółce.
Tak czy siak. Po tym jak ta kobieta zamieniła się w potwora do sali wparował trener Hedge z kijem zamienionym w maczugę. Dodatkowo był boso i na miejscu stóp miał kopytka. Zgubił swoją czapeczkę i zobaczyłem małe różki. Pomyślałem, że to nie możliwe. To miał być jakiś głupi żart?
Stałem jak osłupiały z (zapewne) komicznym wyrazem twarzy. Z tego stanu wyrwał mnie krzyk mojej dziewczyny. Tailon upadła na ziemię. Rana na jej ramieniu była okropna. Hedge uderzył empuzę od tyłu po czym krzyknął.
– Na co czekacie misiaczki?! Bierzcie kije i mi pomóżcie!
Otrząsnęliśmy się i chwyciliśmy kije do hokeja. Ku mojemu zdziwieniu najlepiej walczyła Meg.
Tailon zapewne wam ją opisała. Brązowe włosy, błękitne oczy, bla bla bla… Chodziło mi raczej o jej posturę. Wysoka, szczupła, ale patrząc na nią nie można powiedzieć o niej silna. Dlatego tak zdziwiła mnie jej skuteczność w walce.
W końcu trener zadał jej ostatni cios i potwór zamienił się w złoty piach.
– Ha! – krzyknął Hedge i splunął w piach – Dobrze jej tak! Następna kreatura wysłana do Tartaru!
Tartar? Nie, no spoko. Tyle, że ja skądś tą nazwę kojarzyłem. Zastanowiłem się i mnie olśniło, ale chyba tylko mnie.
– Eee, Tartar? Dobrze usłyszałem? – zapytał się Henry – To jest jakieś magiczne miejsce? Kraina wróżek?
-Tartar to takie miejsce w podziemiu. – odpowiedziałem – Według mitologii greckiej trafiały tam potwory i dusze najgorszych ludzi.
-Ty też Lucas? – zapytał mnie mój najlepszy przyjaciel. Chyba miał na myśli, że gadam jak Wikipedia.
– Ej, chłopaki, może byście mi pomogli? – zapytała Meg powoli podnosząc Tailon.
Pomogłem jej, cały czas zastanawiając się co tak naprawdę się stało. Z opresji wybawił mnie Henry.
– I co teraz? Nasz trener zamienił się w fauna…
– W satyra Anderson! W satyra!
– No dobra, ale w Narni był faun. – upierał się dalej.
– Już nieważne – dał za wygraną trener – idźcie się przebrać i spakujcie rzeczy. Zaraz będzie tu nasz transport.
– O nie. – pomyślałem –Transport by Hedge the Satyr?
Nie brzmiało to wcale przekonująco. Wyobrażałem sobie wielką ciężarówkę z kratami zamiast szyb, w której bagażniku pełno będzie stokrotek czekających na splecenie w wianki.
Poszliśmy się przebrać w normalne ciuchy, a gdy wróciliśmy Tailon nadal leżała na ziemi tyle, że z jej raną było znacznie lepiej. Wtedy usłyszałem chłopięcy głos.
– Witam trenerze!
Zobaczyłem latynoskiego elfa. Dosłownie. Był niski, miał szpiczaste uszy i diabelski uśmieszek na twarzy. Jego włosy były kręcone i czarne a skóra lekko brązowa. Był ubrany w wojskową kurtkę, jeansy i biały, brudny t-shirt.
– Valdez! – krzyknął trener.
– Czekał pan na transport?
– No jasne! Zabierz ich na pokład!
Wyszliśmy na zewnątrz przez wielką dziurę w ścianie, która pojawiła się tam, gdy ogromny smoczy łeb postanowił zdemolować naszą szkołę. Zdziwiłem się, że nikt nie przychodzi zatłuc nas za demolkę. W końcu to chyba niecodzienna sytuacja.
– Jestem Leo, – zaczął chłopak – a wy?
-Lucas. – przedstawiłem się – a to są Henry i Meg.
– A ta dziewczyna, która zemdlała?
– To Tailon. Gdzie nas zabieracie?
Zacząłem się nad tym zastanawiać. No bo gdzie można zabrać trójkę nastolatków i nauczyciela odpowiedzialnych za zniszczenia pierwszej klasy?
– Do obozu.
OBOZU?! JEST WIOSNA?! ODBIŁO MU CZY CO?!
– Obozu? – zapytałem – Co to za obóz? Dla dyslektyków z ADHD?
– A żebyś wiedział.
Nie wiedziałem czy to miał być żart czy naprawdę.
Przestałem się zastanawiać gdy ujrzałem ogromny latający statek.
Był GENIALNY! Ze smoczą głową na dziobie i metalowymi tarczami na burtach oraz rzędami kusz.
– Okey… – taka mądra odpowiedz przyszła mi na myśl.
– Zapraszam na pokład.
Lecieliśmy około pół-godziny. W między czasie dowiedzieliśmy się, że jedno z naszych rodziców jest greckim bogiem + wszystkie stare mity są prawdą.
Zastanawiałem się czy moja mama o tym wiedziała.
W końcu Tailon się obudziła i opowiedziała nam o jakimś dziwnym śnie z lodowym olbrzymem i Brunhildą, na co my odpowiedzieliśmy jej naszą nowo zdobytą wiedzą.
–CO?! MÓJ OJCIEC JEST BOGIEM?! – ją chyba najbardziej zdziwiła ta sytuacja. Poza tym ona wiedziała o większości potworów, których może się spodziewać w tym dziwnym świecie. Szczerze jej żałowałem.
Statek wylądował na wzgórzu z ogromną sosną. Staliśmy wpatrując się w najnormalniejszą na świecie plantację truskawek.
– Witamy w Obozie Herosów! – powiedział Leo wpatrując się w plantację jakby to było nie wiadomo co.
szczerze jej żałował- raczej szczerze jej współczuł ;3
Dopiero teraz przeczytałam pierwszą część, ale nieźle się zapowiada 😉 czekam na CD 😀