To tak… Opowiadanko powstało podczas robienia pierników. Zastanawiam się na całą serią o tym tytule, ale najpierw chciałabym poznać Wasze zdanie czy warto. Przepis na chleb jest autentyczny, autorstwa mojego kochanego starszego kuzyna, który bardzo lubi fizykę i te sprawy. Ze specjalną dedykacją dla Chione, za to, że o mnie pamiętała.
Serigala
Droga Mamo,
Jak się macie? Kontaktował się z Tobą ktoś z Obozu? Obecnie jesteśmy w okolicach Chorwacji. Trzeba przyznać, że jest tu całkiem ciepło. Myślę, że fajnie byłoby się tu kiedyś wybrać na wakacje, jak myślisz? W każdym razie, obiecałem Ci, że będę Cię informował o tym co się u nas dzieje, tak więc teraz chciałabym wywiązać się ze swojej obietnicy.
Dzisiaj my – to jest ja, Jason, Frank i Leo – postanowiliśmy udowodnić dziewczynom, że wcale nie jesteśmy takimi nieudacznikami i potafimy coś więcej niż tylko wymachiwanie bronią i zdzieranie sobie gardeł na wojennych okrzykach. Tak więc uwaga, bo dzisiaj postanowiliśmy… własnoręcznie zrobić kolację!
No dobrze, to wszystko zaczęło się tak…
Zaraz po wieczornym spotkaniu w mensie zostawiliśmy gadające o czymś dziewczyny (czy mi się wydawało, czy padło słowo „Prada”? Czy to przypakiem nie jest jakieś państwo?) i poszliśmy do okrętowej kuchni. Jakoś tak jeszcze nigdy tu nie byłem… Dotychczas jedzenie albo czekało na nas w pokoju spotkań albo Piper wyczarowywała je ze swojego rogu obfitości… W każdym razie okazało się, że Leo odpowiednio wyposażył to miejsce nowoczesnym sprzętem kuchennym (na Zeusa, skąd on to wytrzasnął?!) jak również zadbał o pełną lodówkę.
– No dobra, panowie. To co mamy w menu? – spytał z niebezpiecznym błyskiem w oku Valdez.
– Hmm… Może na początek coś prostego? – zaproponował niepewnie Frank.
– A konkretniej? – próbował myśleć były pretor Obozu Jupiter.
Zastanowiłem się. Chciałem, żeby Annabeth była zachwycona… Z powodu braku pomysłów rozejrzałem się po pozostałych.
Leo gapił się w okno i mechanicznie rozkładał i składał jakieś kuchenne ustrojstwo.
Jason ze zmarszczonym czołem ślepił się na lodówkę licząc chyba, że ta nagle przemówi i coś mu podpowie.
A Frank…. Khem. Frank wzorem Kubusia Puchatka stał na środku i pukał się ręką w czoło. To plus jego misiowaty wygląd dawały, hm… ciekawy efekt.
Westchnąłem. Robienie kolacji, to jednak dość trudne zajęcie. Spróbowałem sobie przypomnieć, co takiego Ty robiłaś nam do jedzenia. Na szczęście po tych kilku minutach namysłu ustaliliśmy co następuje, a mianowicie, że na kolację podamy: świeży chleb, jajecznicę, kiełbaski i jakąś sałatkę.
No i się zaczęło. Najpierw zajęliśmy się pieczywem, gdyż jak Ci wiadomo (albo i nie) zajmuje on najwięcej czasu. Frank znalazł gdzieś taki przepis:
CHLEB
Skłaniki:
- 232 g mąki graham
- Dopełnienie do 1,8 kg mąką pszenną
- 2 łyżki soli
- 8 dag drożdży
- ½ łyżeczki cukru
- 5 szklanki wody ciepłej
- ¾ szklanki kefiru
- Parę garści płatków kukurydzianych
- Ziarna słonecznika
- Woda na rękach
Robota:
- 1. Mąki połączyć, uzyskując preparat (1)
- 2. Wykonać preparat (2) rozdrabniając drożdże w osobnej misce
- 3. Do (2) dodać cukier (cały)
- 4. Do (2) wlać wodę, uzyskując roztwór z grubsza jednorodny
- 5. Sól wsypać do (1)
- 6. (2) wlewać do (1), mieszając – efekt to papka
- 7. Kefir doddać do (1+2), mieszać
- 8. Płatki umieścić tamże, wciąż mieszać
- 9. Mieszać
- 10. Rozdzielić na posmarowane masłem blaszki (tu niespodzianka – trzeba mieć masło)
- 11. Wykorzystać wodę na rękach do uformowania w przybliżeniu płaszczyzny we wszystkich blaszkach
- 12. Posypać ziarnem słonecznika
- 13. Upiec
- 14. Zjeść
- 15. Wzór na pęd relatywistyczny: pr=
Nie do końca rozumieliśmy o co w tym chodzi jak również nie byliśmy pewni do czego nam ten cały pęd, ale daliśmy radę i zapakowaliśmy nasze dzieło do piekarnika.
Potem wzięliśmy się za kiełbaski. Tym razem to ja grzebałem w lodówce, gdzie udało mi się znaleźć ok. 20 sztuk potrzebnego nam składnika, które to następnie wrzuciliśmy na patelnię i polaliśmy olejem.
Nadszedł czas na sałatkę. Leo zaczął kroić zielone coś, co podobno było sałatą lodową, ja obierałem pomidory, Jason smażył cebulę, a Frank przygotowywał sos.
W efekcie:
- Sałata miejscami miała szkarłatne plamy, gdyż nasz ognioodporny przyjaciel jak zwykle nie uważał, przez co pokaleczył się nożem;
- Udało mi się obrać dwa z dziesięciu dostępnych pomidorów – pozostałe rozprysnęły mi się w dłoniach, a i te, które ocalały nie wyglądały najlepiej;
- W pewnym momencie całą kuchnią zatrzęsło. To syn Zeusa chcąc „podsmażyć” cebulę (którą jak się potem okazało, również należało obrać. Ups!) trzasnął w nią piorunem. Otrzymaliśmy w ten sposób węgielek, masę rozsypujących się łupin i mały pożar, który udało mi się szybko ugasić;
- Podłoga, ściany, sufit i meble pokryte były dziwną, grudkowatą breją, która w założeniu miała być sosem tatarskim. Przy okazji mamy mikser i blender (co to jest, na Hadesa?!) w stanie lekkiej destukcji.
Z sałatki zrezygnowaliśmy.
Kiedy już chcieliśmy zabrać się za robienie jajecznicy, okazało się, że ani kiełbaski, ani chleb się nie upiekły. Dopiero po chwili wpadłem na genialny pomysł, że te pokrętła na piekarniku chyba jednak do czegoś służą. Coś tam ponaciskaliśmy i się włączył.
Co do kiełbasek, to Leo stwierdził, że nie będzie czekał, aż się upieką. Zakrył patelnię rękami, które po chwili zapłonęły. Pozwól, że jego wrzasków nie będę przytaczał, bo były one cokolwiek niecenzuralne. Kiełbaski nie wytrzymały temperatury i po prostu wybuchły obryzgując nas olejem i swoimi smętnymi szczątkami. I folijkami. Okazało się, że to były parówki.
Nie zniechęcając się niepowodzeniami, wzięliśmy się za jajecznicę. Leo nalał na patelnię olej, a następnie wbił kilka jajek.
– Yyyy… – wymamrotał Frank – Jesteś pewien, że te jajka to miały być wraz ze skorupkami?
Syn Hefajstosa zerknął do książki kucharskiej (znaleźliśmy ją w którejś szufladzie podczas poszukiwania brytwann na chleb).
– Przecież tu jest jak byk napisane: „jajka CAŁE” – odparł po chwili ciszy.
Osobiście nadal nie byłem pewny czy to tak powinno wyglądać, ale skoro tak pisało w przepisie…
Zadowoleni z siebie usiedliśmy i zaczęliśmy sobie gadać o różnch rzeczach.
Zupełnie niespodziewanie coś tzasnęło, hukęło i nagle całą kuchnię wypełniły latające czarne okruchy czegoś twardego gęsty dym. Na szczęście Jason wezwał te swoje wiatry, więc się nie udusiliśmy. Tylko, że kuchnia była wręcz w opłakanym stanie. Drzwi piekanika kołysały się smętnie na jednym zawiasie, na ścianie naprzeciwko była wbita patelnia, a obok nas leżało coś, co było kiedy formą na chleb. Każddy cal pomieszczenia pokrywały przypalone, trudne – o ile nie niemożliwe – do rozpoznania substancje. Plus cała masa większych lub mniejszych pożarów.
Przerażeni rzuciliśmy się to sprzątać. W tym stanie znalazły nas dziewczyny dziewczyny, które przybiegły myśląc, że zaatakował nas jakiś potwór. Przez chwilę stały z rozdziawionymi ustami i osłupiałe gapiły się na nas i na pomieszczenie. No cóż… chciałem zrobić wrażenie na Annabeth, ale na Zeusa, nie takie!
W międzyczasie spróbowałem ukrakiem ugasić ogień. Wszyscy staraliśmy się wyglądać, jakby nic wielkiego się nie stało, jednak nic z tego nie wyszło. Kiedy już pod ich komendą wszystko posprzątaliśmy, musieliśmy przysiącna Styks, że do końca podróży nie zbliżymy się do kuchni i nie będziemy próbowali czegoś upichcić. Chcąc, nie chcąc obiecaliśmy im to, a potem poszliśmy się wyczyścić.
I to właśnie był mój pierwszy (jak zapewne sama wiesz) i najprawdopodobniej ostatni raz w kuchni. Już wolałbym gołymi rękami walczyć z Gają niż ponownie postawić choćby stopę w tym pomieszczeniu! Tak, że byłbym Ci bardzo wdzięczny, żebyś – kiedy już wrócę – nie próbowała zaciągnąć mnie do wyżej wspomnianego miejsca. I nie załatwiała mi tego kursu gotowania dla amatorów, o którym wspominałaś w swoim ostatnim liście, ok?
Przesyłam gorące pozdrowienia od Annabeth i reszty naszej wesołej załogi.
Pozdrawiam
Percy
PS. Nie wiem czy zauważyłaś, ale robię o wiele mniej błędów w pisowni niż kiedyś.
PS.2. Podobno w chwili wybuchu akurat miało zaatakować nas coś podobnego do Krakena, ale dostało dymem w pysk i jednak zwiało.
PS.3. Jak tylko znajdę czas, kupię Wam jakieś pamiątki. 😉
PS.4. Leo mruczy coś o tym, że skoro już jesteśmy w Chorwacji, to moglibyśmy przy okazji odwiedzić jakąś jego przyjaciółkę w Polsce. W życiu bym nie pomyślał, że on może mieć jakieś znajomości w Europie! Ciekawe czy zna jakiś tutejszy język… No nic kończę już. Do zobaczenia!
Uśmiałam się to jest genialne 😀
Uśmiałam się 😀 to jest genialne 😀
Nie, nie, nie. Powinien sie zdziwic, „A gdzie jest Polska? To przypadkiem nie gdzoes w Rosjii?”. To przeciez Amerykanin xD
Btw, mam nadzieje, ze mowiac o przyjaciolce w Polsce Leo mial na mysli mnie 😀
Opowiadanie, a w sumie list, fajne, zabawne.
A ten przepis na chleb, coz, niepokojacy xD
Ziya a wiesz? Można by to wykorzystać w późniejszych częściach. Ten tekst Percy’ego w sensie. xD
A co do chleba: dlaczego od razu niepokojący? xD
Zabawne. Miło się czytało. Mam nadzieję, że będziesz to kontynuować, bo jest to świetny pomysł ^ ^ Powodzenia w pisaniu! :3
Błędów nie wypiszę, bo nie jestem w tym dobra :d
Znalazłem tylko jeden błąd, a mianowicie powtórzyłaś słowo, a samo opko w sobie jest fajne. Nawet można by zrobić z niego jakąś serię.
Uśmiałam się – kiedyś miałam podobną akcję:
,, – Czemu mikrofala wydaje takie dziwne dźwięki?
– A skąd mam wiedzieć? Włożyłam tam po prostu ser.
– Chciałabyś chyba powiedzieć; kanapki z serem
– Eeee… .”
Nigdy nie będę kucharką 😀
A opko naprawdę fajne, czytało się doskonale ^^ Z tego można zrobić naprawdę fajną serię xD
Wy nic mi nie mówcie ja kiedyś postanowiłam sobie zrobić breję z roztopionych lodów taką jaką miała moja starsza kuzynka ;_; Tylko ona miała breję, bo wymieszała w misce a ja postanowiłam rozpuścić swojego loda w mikrofalówce… Szkoda, że to był taki lód na patyku xD Bez papierka… A najlepsze jest to, że to było dwa lata temu, jak miałam 11 lat ;_;
Opko miło się czyta i ogólnie bardzo spoko
Hahaha super. Całkiem ciekawe, oryginalny pomysł ja się totalnie z nimi łączę, ponieważ ledwo jestem w stanie równo pokroić chleb, a co dopiero mówić o jajecznicy 😛
Do teraz zastanawiam się, czy ten przepis na chleb jest prawdziwy? Fajne, na prawdę super się czyta 😀
Prawdziwy. Autentyczny. Moja rodzina jest porypana xD
Jakbym czytała moje gotowanie z kuzynami xD
„Ej, co tak śmierdzi?”
„Mmm, ktoś chciał omlety”
„Jesteś pewna, że je dobrze zrobiłaś?”
„Ej, cholera, dziewczyno, czemu tutaj jest DYM”
„Ojć… a miałam nadzieję, że te skorupki jajek się nie przypalą…”
„Dodałaś do omletów jajka?!”
A najmłodszy zaczął śpiewać siwy dym xD
Bardzo fajne opko
*”Dodałaś do omletów jajka ze skorupką?!” – sorry, skasowało mi się 😉
Uśmiałam się. Genialne.