Specjalne świąteczne opowiadanie a’la Kira!
Chciałabym życzyć Wam cudownych, niezwykłych, rodzinnych świąt, dużo prezentów, szalonego Sylwestra, dużo weny w nowym roku i wszystkiego, wszystkiego dobrego! Wesołych Świąt kochani!
Gwiazdka razy Sześć
Eva
Dziewczyna właśnie kończyła ubierać choinkę. Wspięła się na krzesełko i założyła na czubek dużą gwiazdkę. Arya spała na kanapie przy kominku, brzuchem do góry. Mama blondynki była w kuchni i lukrowała ciasta. Z radia leciały świąteczne piosenki, wprowadzając miły nastrój. Eva spojrzała na ubraną choinkę. Wszystkie ozdoby, bombki, lampki i łańcuchy, były wyłącznie czerwone i złote. Eva sprzątnęła puste kartony oraz pudełka i wyniosła je do schowka na strychu. Kiedy zeszła z powrotem na dół, rozległ się dzwonek do drzwi. Zaskoczona dziewczyna spojrzała na zegar. Spodziewały się gości, braci jej mamy, ale dopiero wieczorem… Dzwonek rozległ się po raz drugi i Arya uniosła z ciekawością łeb.
– Eva, idź zobacz, kto to!
Pierwsza dopadła drzwi whippetka. Eva przekręciła zamek i w progu stanął wysoki, jasnowłosy mężczyzna, z lekko wystającym brzuchem i szerokim uśmiechem na twarzy.
– Wu… wujek Stephen? – wyjąkała blondynka. Czterdziestolatek roześmiał się i zamknął Evę w niedźwiedzim uścisku.
– Eva! Mi się zdaje, czy z roku na rok, jesteś coraz ładniejsza? – zapytał, oglądając ją z każdej strony. Wtedy, zaciekawiona głosami matka Evy, wyszła z kuchni i widząc gościa zamarła. W ręce trzymała drewnianą łyżkę, a na nosie miała plamy z mąki i czekolady.
– Stephen! – krzyknęła uradowana.
– Elizabeth, siostrzyczko! – rodzeństwo padło sobie w ramiona, całując się w policzki.
– Mieliście przyjechać za jakieś… trzy godziny.
Mężczyzna machnął ręką.
– Nie mogłem już dłużej wytrzymać. Kazałem Jo pakować walizki i proszę! Już jesteśmy!
Eva otworzyła szerzej oczy.
– To ciocia Jo jest…
– Tutaj!
Niska szatynka w okularach, obładowana prezentami i torbami, weszła do przedpokoju.
Kiedy wszyscy się już rozgościli, ktoś znowu zadzwonił do drzwi. Eva posłała mamie znaczące spojrzenie. Kobieta pogroziła córce palcem i poszła otworzyć. Po chwili dał się usłyszeć jej zaskoczony głos:
– Patrick, Sara!
Evangelina nie wytrzymała. Roześmiała się głośno, zakrywając sobie usta. Zapowiadały się naprawdę niezwykłe święta.
Jamie
Albert Benett dorzucił drewna do kominka, po czym poprawił gałązki ostrokrzewu i stroik, którymi ozdobiony był front paleniska. Większość pomieszczeń była świątecznie ozdobiona. Na zewnątrz było już ciemno, więc zapalił światła oraz kilka zapachowych świec w świeczniku. Nagle do pokoju wszedł Jamie, niosąc na rękach biały obrus. Chłopak zdążył się już przebrać do kolacji. Ubrany był w ciemne, materiałowe spodnie i błękitną koszulę, na którą założył biały sweter w granatowe śnieżynki i renifery. Prezent od Rozi. Blondyn rozłożył obrus na stole i poczuł trącenie w nogę. Adamai patrzył na niego wyczekująco z dołu, merdając ogonem. Jamie roześmiał się.
– Gdzie masz piłkę, co? No, gdzie jest piłka? – zapytał, pochylając się nad pupilem. Pies szczeknął i chwycił, leżącą koło jego legowiska, piłeczkę tenisową. Jamie wyjął mu ją z pyska, podrzucił do góry, złapał, po czym poturlał po podłodze. Adamai od razu popędził za zabawką. Chłopak pokręcił głową, lekko się uśmiechając, po czym poszedł do kuchni. Albert właśnie wkładał do piekarnika chleb. W powietrzu roznosiły się cudowne zapachy potraw i wypieków. Jamie poczuł, że do ust napływa mu ślina, ale wiedział, że musi jeszcze trochę zaczekać.
– Może ci w czymś pomóc? – zaproponował.
– Jeśli ta pomoc ma polegać na potłuczeniu kolejnych talerzy, tak jak w zeszłym roku… – zaczął mężczyzna.
Chłopak roześmiał się, dodając:
– I dwa lata temu…
– I trzy… – roześmiał się Albert, a wraz z nim Jamie. Kiedy już się uspokoił, powiedział nie znoszącym sprzeciwu głosem:
– Dobra, i tak nie pozwolę ci robić wszystkiego samemu, tato. Daj, ja to pomieszam – blondyn zakasał rękawy i zaczął mieszać w dużym rondlu z sosem grzybowym. Brunet spojrzał na nastolatka z ojcowską miłością. Zawsze się wzruszał, gdy chłopak nazywał go „tatą”. Otarł ukradkiem łzę i powiedział:
– Tylko się nie ubrudź!
– Jasne, jasne…
Rozi
Dziewczyna wsunęła ostatni prezent pod choinkę. Byli z ojcem w domu dziadków. Było to pełne rodzinnego ciepła i miłości miejsce. Pełno to było wygodnych mebli i starych, pięknych przedmiotów i pamiątek. Rozi pogładziła palcem skrzydło ogromnego, porcelanowego anioła w długiej sukni. Jej tata i dziadek właśnie rozstawiali stół w salonie. Przesunęli go na środek pokoju, chwycili za przeciwległe końce i zaczęli się kłócić, jak należy za nie pociągnąć, ponieważ mebel był już dość stary i czasem się zacinał. Rozi wywróciła oczami. Podeszła do nich, chwyciła jeden z rogów, a następnie mocno szarpnęła. Stół rozsunął się bez problemu. Mężczyźni rozdziawili usta, wpatrując się w brunetkę. Rozi roześmiała się.
– Wiecie… dużo ostatnio ćwiczyłam – powiedziała, napinając biceps.
– Oj, ty – tata pocałował ją w głowę.
– Pójdę pomóc babci!
Starsza pani znajdowała się w swoim królestwie. Leia, suczka Rozi wpatrywała się w kobietę z psią miłością, czekając aż kropla czegoś pysznego spadnie na podłogę. Dziewczyna wzięła się pod boki.
– Leia, wyjdź! – rozkazała. Suczka spojrzała na swoją panią, jakby błagając. Heroska pozostała jednak niewzruszona. Whippetka wyszła z pomieszczenia ze zwieszonym łbem. Babcia Rozi roześmiała się:
– Nie musiałaś jej przecież wyganiać…
– Przecież tylko ci tu przeszkadzała!
Kobieta machnęła lekceważąco ręką, po czym postawiła na stole kolejny talerz. Wszystko było już prawie gotowe do kolacji. Nagle starsza pani westchnęła, patrząc na nierozwinięty kwiat na parapecie.
– Zobacz tylko, Rozi! Byłaby to taka piękna roślinka… Naprawdę, nie wiem dlaczego, nie chce rozkwitnąć.
Dziewczyna nachyliła się nad kwiatkiem. „Myślę, że potrafiłabym…” – pomyślała. Nie mogła jednak ryzykować, przyłapania na używaniu swojej mocy.
– Mamo! – krzyknął pan Ferron, tata Rozi. – Gdzie masz te srebrne sztućce?!
– W kredensie w trzeciej szufladzie od… A zresztą, zaczekaj chwilę Rob!
Sześćdziesięciopięciolatka poszła do pokoju. Wtedy Rozi wsunęła palce w ziemię, zamykając oczy. Zmarszczyła lekko brwi. Kwiat powoli, bardzo powolutku zaczął rozwijać swe płatki. Dziewczyna była z siebie bardzo zadowolona. Wyszła z kuchni, mijając babcie. Nagle usłyszała jej okrzyk:
– Niemożliwe! To chyba jakieś czary!
Rozi uśmiechnęła się do siebie.
– Wesołych świąt…
Michael
– Szlag!
W całym domu zrobiło się ciemno. Misiek westchnął i po omacku dotarł do kuchni. Odsunął szufladę i wyciągnął z niej latarkę.
– Gdzie jesteś wuju? – zawołał.
– W hallu!
Gregory Lewis zakładał buty i narzucił na siebie kurtkę. Chłopak spojrzał na niego zdziwiony.
– Wybierasz się gdzieś? Może na spacer?
Mężczyzna popukał się w czoło, zasuwając suwak.
– Wywaliło nam korki – wyjaśnił. – Muszę zejść do piwnicy, sprawdzić bezpieczniki.
Otworzył drzwi i złapał za obrożę Balto, który chciał wybiec na klatkę schodową. Kiedy wuj wyszedł, Misiek postanowił kontynuować przerwane zajęcie. Po chwili zaprzestał nalewania zupy do misek jedną ręką, trzymając w drugiej latarkę. Położył się na kanapie, a na nim pies. Już prawie przysnął, kiedy usłyszał pukanie. „Zapomniał kluczy, czy co?” Niechętnie wstał i otworzył drzwi. Korytarz był pusty. Misiek poświecił dookoła latarką, szukając żartownisia. Nie zobaczywszy nikogo, już miał wrócić do mieszkania, gdy na wycieraczce dostrzegł paczuszkę, którą zaczął obwąchiwać Balto.
– Co to?
Pakunek był dość ciężki i miał doczepioną karteczkę:
„Świąteczna usługa Hermes-Express –
dostarczanie przysyłek w kilka chwil.”
Rudzielec rozerwał papier. Jego oczom ukazała się blacha ciasta. A konkretnie makowca. Obok leżała kolejna kartka.
„Jakoś tak wyszło, że upiekłyśmy z Mary-Kate za dużo ciasta…
Wesołych Świąt, Misiek!
Pozdrów wujka.
Ginny”
Chłopak roześmiał się.
– Dzięki Ginny – powiedział głośno.
Wtedy znów zapaliło się światło, a chwilę później wrócił Gregory. Ale nie był sam… Obok niego stała ładna kobieta z krótkim czarnymi włosami, o zielonych oczach. Misiek uniósł brew.
– Dobry wieczór… – przywitał się, po czym uśmiechnął się do wuja. Mężczyzna zaczął wyjaśniać:
– Michael, to jest Nika, moja dawna przyjaciółka. Niedawno wprowadziła się do naszego apartamentowca. Tak się składa, że biedaczce odwołali lot do domu i musiałaby sama siedzieć w…
Misiek uniósł rękę.
– Okej, okej rozumiem – przerwał wujowi jego monolog. – Będzie nam bardzo miło, jeśli pani z nami zostanie.
Kobieta uśmiechnęła się nieśmiało.
– Naprawdę nie chciałabym…
– Ależ daj już spokój! – zawołał Gregory.
Nika westchnęła.
– No dobrze. Ale… – spojrzała na Michaela z radosnym błyskiem w oku – błagam, nie mów do mnie „pani”! Wystarczy Nika.
Chłopak skinął głową i poszedł dostawić dodatkowe naczynia. Jednak zanim to zrobił, szepnął wujowi do ucha:
– Czy aby na pewno nie będę ci przeszkadzał na tej randce?
Wuj zrobił obrażoną minę i żartobliwie trzepnął siostrzeńca w głowę.
Jack
Brunet trzymał Lucy, która klęczała na parapecie. Chłopak obejrzał się przez ramię i zobaczył, że mama i dziadek jeszcze nie skończyli podkładać prezentów.
– Jesteś pewna, że nic nie widać? – zapytał przyrodnią siostrę, próbując odciągnąć jej uwagę od zamieszania za ich plecami.
Lucy wydęła policzki.
– Przecież ci mówię, że… Zaraz! Jest, jest wiedzę ją!
Jack również wyjrzał przez okno. Wysoko na niebie, przebijając się przez chmury, jaśniała jedna, jedyna gwiazdka. I wtedy zaczął padać śnieg. Rodzeństwo wstrzymało oddech, uśmiechając się do siebie. Śnieżynki wirowały, niczym w szaleńczym, zimowym tańcu. Był to piękny widok.
– A skąd się to wzięło?! – zawołała Jane Overland. Dziesięciolatka pisnęła z radości, zeskakując z parapetu, nie czekając aż zdejmie ją Jack i pobiegła do salonu. Chłopak ruszył za nią. Dziadek uśmiechał się, gładząc długą, białą brodę.
– Dobra robota – powiedział bezgłośnie do wnuka. Jack puścił mu oczko. Lucy czytała bileciki i rozdawała każdemu jego prezenty.
Jack zaczął rozpakowywać swoje. Nowa obroża dla Hige, którą od razu mu założył, szara bluza z kapturem, płytę 30 Seconds to Mars i… małe pudełeczko. Chłopak posłał dziadkowi i mamie zdziwione spojrzenie. Kobieta uśmiechnęła się.
– No, otwieraj – ponagliła go. Dziadek przytaknął zachęcająco.
W środku znajdowały się kluczyki z malutką przywieszką w kształcie trójzębu. Jack wpatrywał się w nie jak oniemiały. Nagle podniósł wzrok na dorosłych.
– Czy to…
Oboje skinęli głowami. Brunet zerwał się z podłogi i popędził do garażu. Reszta rodziny, za nim. Chłopak otworzył drzwi na korytarzu, prowadzące do tamtego pomieszczenia. Koło samochodu stał granatowo-srebrny ścigacz. Jackowi opadła szczęka. Odwrócił się i rzucił mamie na szyje, zupełnie jakby miał pięć lat. Pocałował ją w policzek, szepcząc:
– Dziękuję, dziękuję!
Potem objął dziadka. Mężczyzna poklepał go po plecach.
– To co, może go przetestujesz? – zaproponował Jackowi. Nie musiał go dwa razy zachęcać.
Ginny
Blondynka jeszcze raz podziękowała macosze za laptopa i pobiegła do swojego pokoju. Podłączyła sprzęt do sieci i włączyła drukarkę. Z pokoju dobiegały śpiewy jej rodziców i szczekanie suczki. Ginny uśmiechnęła się. Musiała przyznać, że to były naprawdę udane święta. Sięgnęła po telefon, podłączyła go do laptopa i zaczęła przeglądać pliki. Kiedy znalazła to co chciała, uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Drukarka zaczęła pracować i po jakimś czasie zdjęcia były gotowe. Ginny zebrała je wszystkie, po czym przypięła je do wielkiej tablicy korkowej. Większa jej część była już zajęta przez inne fotografie. Dziewczyna przyjrzała się swojemu dziełu. Obrazki przedstawiały całą ich szóstkę. Najnowsze przedstawiały po kolei: Jacka z ramionami owiniętymi świecącymi lampkami i czapką Mikołaja na głowie, Rozi ubrudzoną mąką, Miśka w fartuchu w choinki z tasakiem w jednej i indykiem w drugiej ręce, Evę przebraną za elfa na jakiejś akcji charytatywnej oraz Jamiego całego w śniegu. Były tam też zdjęcia z przed kilku lat. Pierwsze zrobiono kiedy mieli dwanaście lat. Stali przed sosną Thalii i szczerzyli się do aparatu. Jack dorabiał Rozi rogi z gałęzi, a Michael miał czerwony policzek, ponieważ chwilę wcześniej próbował skraść całusa Evie, trzymając nad jej głową jemiołę.
– Ginny! Chodź tu na chwilę. Musisz to zobaczyć! – usłyszała głos taty.
– Już idę! – odkrzyknęła córka Ateny i wybiegła z pokoju.
PS. Na razie zawieszam pisanie Igrzysk Olimpijskich. Jakoś straciłam wątek tego opowiadania, ale pewnie kiedyś do niego wrócę. Teraz zabieram się do pisania Stowarzyszenia braci Grimm i… nowego opka z Szóstką. Na razie zdradzę wam tylko tytuł: Pitch Black… Bądźcie cierpliwi, a ja niedługo wrzucę prolog!
Kira
Szóstka forever <333 Szkoda, że zrezygnowałaś z igrzysk, ale czekam na braci Grimm i Pitch 😉
Nie ważne jaki tytuł, nie ważne gdzie akcja, ważne jest to, że będzie Szóstka.
I Misiek i Eva <3
Ze mnie się robi jakaś psychofanka xD
Ślicznie napisane. Chyba na początku powtórzyłaś "było", ale to taki mały szczególik 😉
Szkoda, bo spodobał mi się pomysł na "Igrzyska Olimpijskie". Ale czekam bardzo niecierpliwie na Pitch oraz Stowarzyszenie Braci Grimm 😀
Cudowne Święta. Mam nadzieje, ze nie dlugo wstawisz SBG 😀 😀
ej, oni mają lepsze święta ode mnie! to za piękne, by było prawdą! (spokój emi, spokój)
świetnie piszesz. już cię widzę jako drugą Rowling. życzę zostania miliarderem, jak ona!
Miiiisieeeeeek *-* kocham gościa. hahha super Bardzo fajne 😀