And all the lost souls say…
Every day I wake up
Every day I wake up alone
(Kill me, just kill me)
Or get me out of the sun
Every day I wake up
Every day I wake up alone
(Kill me, just kill me)
Someone get me out of the sun
The Pretty Reckless – Kill Me
Zawsze miałam się za osobę o silnej psychice.
Odziedziczyłam to po mojej matce – zimnokrwistej bizneswoman. Chociaż ta niziutka blondynka sprawiała wrażenie niepozornej, nic nie było w stanie zakłócić jej spokoju ducha. Hermes lubił żartować, że gdy pierwszy raz wdał się z nią w dyskusję, chciał uciekać gdzie pieprz rośnie.
Właśnie ta myśl zaświtała w mojej głowie, kiedy patrzyłam na zmasakrowane ciało heroski. Odruchowo cofnęłam się, gdy zauważyłam krople krwi zabitej na swoich butach.
Jedna z nimf stojących za moimi zemdlała i uderzyła głucho w ziemię. Ktoś wrzasnął.
-Rozejść się!- rozkazał Chejron nieznoszącym sprzeciwu głosem.
O dziwo, nikt nie zaprotestował.
Przerażeni obozowicze oddalili się w kierunku jadalni, dyskutując zawzięcie o zaistniałej sytuacji.
Spojrzałam pytająco na centaura, próbując opanować dreszcze wstrząsające moim ciałem.
Chejron zbliżył się do trupa i uważnie mu się przyjrzał.
-Florence Byrne, córka Demeter – stwierdził po chwili, drżącym głosem. Widok był tak wstrząsający, że nawet jemu puściły nerwy.
-Jaki potwór mógł to zrobić? – zapytałam.
Nauczyciel wzruszył ramionami, wciąż patrząc na wisielca.
-Musimy ściągnąć tu Pana D. – zwrócił się do mnie. – Nowicjusze zaczną napływać koło godziny jedenastej, więc mamy jeszcze trochę czasu na ceremonię pogrzebową- głos uwiązł mu w gardle.
Przytaknęłam i wyszliśmy ze zbrojowni.
W ostatniej chwili obejrzałam się za przez ramię – głowa dziewczyny spoglądała na mnie pustym wzrokiem.
W czarnych oczodołach zauważyłam błysk zielonego światła, a w moim umyśle pojawiła się twarz owego chłopaka, który obserwował mnie przy ognisku.
Momentalnie się odwróciłam i przerażona podążyłam za centaurem.
`*`
Cały obóz zgromadził się na środku teatru aby pożegnać Florence Byrne. Jej całun miał jasnozieloną barwę i był haftowany w piękne, wielokolorowe azalie.
Dzień, jak na złość, starał się zwrócić naszą uwagę wspaniałą pogodą. Jednak wszyscy myśleli tylko o jednym – o tragedii, która miała miejsce w zbrojowni. Podobno harpie sprzątające miały spory kłopot z doprowadzeniem miejsca zbrodni do stanu sprzed tych zdarzeń.
Niewielu herosów wiedziało o tym, co tam się stało – Pan D. zakazał rozgłaszania tych wieści, w obawie przed falą paniki, która mogłaby wybuchnąć wśród tłumu.
Poprawiłam swoją jedyną spódnicę, którą włożyłam na specjalną okazję. Chejron właśnie skończył mowę pogrzebową i skinął na grupowego domku Demeter. Z szeregu wystąpił krótko ostrzyżony chłopak. Podobnie jak reszta dzieci bogini rolnictwa miał oczy zaczerwienione od łez.
Powoli ujął w dłonie pochodnię i podpalił całun zmarłej, który niemal natychmiast spowiły płomienie.
Iskry i dym wznosiły się ku bezchmurnemu niebu.
Zmówiliśmy modlitwę za duszę Florence i Dionizos poprosił wszystkich o rozejście się do domków i przygotowanie ich na powitanie nowych obozowiczów.
Ja jednak zamiast do placówki Hermesa, skierowałam się w stronę Wielkiego Domu. Podobnie postąpili grupowi.
Weszłam do środka po niewysokich schodkach i zajęłam miejsce na jednym z krzeseł, ustawionych wokół okrągłego stołu. Przybyli herosi siadali dookoła w milczeniu, kierując wzrok na Chejrona i Pana D.
-Jak już wiecie Florence została zamordowana tu, w Obozie Herosów. Nie wiemy jeszcze kiedy się to stało ani czyja to sprawka – zaczął ostrożnie Dionizos, wsłuchany w szlochy dochodzące z miejsca grupowego Demeter. – Cokolwiek za tym stoi na pewno nie poprzestanie na tej jednej ofierze.
Jego spojrzenie padło na kartkę papieru, którą trzymał w dłoni : tę z cyfrą „1”, znalezioną przeze mnie na miejscu zbrodni.
-Musimy być czujni i przede wszystkim nie dopuścić do wybuchu masowej paniki- zaznaczył Chejron, splatając palce pod brodą.
Zgodnie pokiwaliśmy głowami.
-Na razie możemy tylko czekać i podjąć dodatkowe środki ostrożności : przekażcie podopiecznym, że na ten czas obowiązuje zakaz opuszczania domków po godzinach wieczornych. Nie trzeba narażać się na dodatkowe niebezpieczeństwo.
Kręciłam się niespokojnie na krześle. Bardzo chciałam jakoś poruszyć temat zaginięcia Jack’a jednak nim udało mi się zabrać głos, narada się skończyła. Herosi popędzili do swoich domków, aby nadzorować ostatnie przygotowania przez przyjazdem wakacyjnych obozowiczów.
-Zaczekaj, Johanno- usłyszałam za plecami głos Chejrona.
Podeszłam do niego powoli, starając się nie patrzeć mu w oczy.
-Wiem, że bardzo niepokoisz się zniknięciem Jack’a ale w obecnej chwili nie jesteśmy w stanie nic zrobić. Nie mamy żadnych wskazówek ani pomysłów gdzie chłopak może się obecnie znajdować.
Przytaknęłam.
-Gdy tylko wyjaśni się ta szopka z zabójstwem, obiecuję że zajmiemy się sprawą pana McKeane. Osobiście tego dopilnuję.
Chciałam zaprotestować, ale udało mi się tylko wydać z siebie pełen rozpaczy jęk. Podziękowałam jednak centaurowi, który wciąż patrzył na mnie strapionym wzrokiem.
-Jestem pewien, że Jack jest cały i zdrowy- próbował pocieszyć mnie Chejron.
Pożegnałam się z nauczycielem i ruszyłam do domku Hermesa, przygotowując się mentalnie na gniew Oliviera, który prawdopodobnie wywoła jeszcze większy uraz w mojej psychice.
„Cały i zdrowy, opcjonalnie martwy” dodałam w myślach.
`*`
Samo wejście do domku Hermesa okazało awykonalne, z powodu istnego stada nieokreślonych czekających na schodach.
Patrząc na masę dzieciaków, doszłam do wniosku, że udawanie niedysponowanej może być całkiem niezłym pomysłem. Potarłam rękawem policzki, aby się zaczerwieniły i wyglądały na spieczone gorączką. Niestety, mój plan spalił na panewce, bo już po chwili zauważył mnie Olivier. Z gracją przeciskał się przez tłum podekscytowanych nowicjuszy. W dłoni ściskał cynowy kubek z parującą kawą, do której zwykł dosypywać kilkanaście łyżeczek cukru. Miał podkrążone oczy, a jego włosy w kolorze popielatego blondu sterczały we wszystkie strony. Jednak wyglądał całkiem nieźle, jak na kogoś, kogo zadaniem było zapanowanie nad tym całym bajzlem.
Celował we mnie oskarżycielsko palcem, ale uprzedziłam go:
-Byłam na naradzie, na którą sam mnie wysłałeś – przypomniałam mu.
Jego entuzjazm trochę ostygł, ale z jego miny wywnioskowałam, że nie ma argumentów do kłótni. -Powinnaś mi podziękować – rzekł z wyniosłą miną. – W tym roku mamy istne zatrzęsienie nowicjuszy, ale wziąłem pod uwagę twoje obecne położenie i przydzieliłem ci tylko jednego do opieki.
Wywróciłam oczami.
-Gdzie on jest? – zapytałam, strosząc sobie grzywkę.
Olivier odwrócił się i gestem ręki przywołał kogoś z wnętrza domku.
Pierwsze co mnie uderzyło w wyglądzie tego chłopaka, to jego wiek.
Wyglądał na jeszcze starszego niż ja, mimo iż w styczniu stuknęły mi dwudzieste pierwsze urodzinki.
Miał bladą cerę, a bardzo długie, czekoladowe włosy związał z tyłu czerwoną kokardą. Ubrany był trochę staroświecko : w białą koszulę i ciemne spodnie z dopasowanym do kompletu płaszczem.
Na rękach zauważyłam białe rękawiczki.
Największą uwagę zwróciłam na jego oczy, które zerkały na mnie speszonym wzrokiem spod szkieł okrągłych okularów, podkreślających jego rysy. Zielone tęczówki były dwukolorowe, podobnie jak u tajemniczego chłopaka z ogniska.
-Nazywam się Webster Hewitt – zdjął rękawiczkę i nieśmiało podał mi dłoń, którą uścisnęłam.
-Johanna Whannell, jednak w obozie wbrew mojej woli przechrzczono mnie na Joy- kątem oka zauważyłam, że Olivier dyskretnie się ulotnił.
Po prostu super.
Rozejrzałam się po zatłoczonym pomieszczeniu, czując że robi mi się niedobrze. Taki już żywot cierpiących na klaustrofobię. Jakiś dupek podpalił sztucznym ogniem włosy jednej z nieokreślonych, a ona w odwecie zdzieliła go ciężkim martensem. But odbił się od jego głowy i przeleciał długą drogę w powietrzu, w końcu wypadając przez okno na podwórko. Herosi wrzaskiem gratulowali dziewczynie celu.
Westchnęłam głęboko i zerknęłam na Webstera, który przyglądał się temu widowisku z zakłopotaną miną.
-Chodźmy, panie Hewitt. Mamy sobie dużo do opowiedzenia.- wyszłam z domku, nie oglądając się za siebie.
`*`
Jako iż najbliższe zajęcia rozpoczynały się o godzinie piętnastej, miałam sporo czasu aby przekazać Websterowi. Zabrałam go na plażę, która okazała się jedynym miejscem wolnym od herosów.
Usiedliśmy na mokrym piasku.
-No więc jak ci się tu podoba? – zapytałam chłopaka, zdejmując buty. Zanurzyłam bose nogi w morskiej wodzie.
Wzruszył ramionami wpatrując się w pofałdowane i nieskalane zwierciadło wody.
-A twoi rodzice? Mieszkasz z mamą czy z ojcem? – nie odpuszczałam.
Spojrzał na mnie jak na idiotkę.
-To jakiś test, czy coś w tym stylu?- zapytał z grzecznością w głosie. – Czy istnieje opcja abym go oblał?
-Nie – odpowiedziałam. – Po prostu staram się domyślić kto jest twoim boskim rodzicem, To wszystko.
Patrzyłam jak szczena opada mu na kolana. Teraz naprawdę patrzył na mnie jak na idiotkę.
-Boskim rodzicem- powtórzył bardzo powoli. – MOIM boskim rodzicem.
-No tak. To przecież Obóz Herosów. Jeżeli byłeś w stanie przekroczyć jego granice, nie jesteś śmiertelnikiem- nadal nie wyglądał na przekonanego. – Webster, uczyłeś się kiedyś mitologii greckiej?
Pokręcił głową.
Wymownie spojrzałam w niebo.
Najbliższe dwie godziny spędziłam na wyjaśnianiu Websterowi kim są bogowie i jakie pokrewieństwa ich łączą. Muszę przyznać, że okazał się bardzo dobrym słuchaczem, chociaż jego niewiedza była trochę uciążliwa. Po pewnym czasie zaczęłam mu opowiadać o swoim życiu : o mojej śmiertelnej rodzinie, o jedenastoletnim już pobycie w Obozie Herosów oraz o Jack’u i jego zaginięciu. Nieokreślony heros bardzo wykazał duże zainteresowanie tym tematem, więc pokrótce streściłam mu co wydarzyło się obozowej zbrojowni. Mimo iż łamałam przyrzeczenie złożone panu D. , poczułam że ten chłopak może być niezwykle pomocny przy śledztwie, które miałam zamiar przeprowadził.
Nawet się nie obejrzałam, a dźwięk konchy zawołał nas na obiad. Tym oto sposobem Webster Hewitt dowiedział się o mnie wszystkiego, a ja nadal nie wiedziałam o nim nic.
`*`
Gdy wszyscy zgromadzili się już w pawilonie jadalnym, Chejron wygłosił długą mowę powitalną. Ktoś głośno skomentował obecność wałka do włosów na ogonie centaura, ale ja bardzo ograniczone pole widzenia i nie miałam jak przekonać się o tym na własne oczy. Nasz stolik jak zwykle był najbardziej zatłoczony
Gdybym mogła, nigdy nie wybrałabym Hermesa za ojca, właśnie przez wszechobecne zamieszanie i ścisk. Cierpiałam na silną klaustrofobię i teraz siedziałam wciśnięta między stremowanego Webstera a umięśnionego chłopaka, który z nudów gryzł oparcie swojego krzesła. Nie wyglądał na myśliciela.
Wychyliłam się i zauważyłam, że pan D. jest nieobecny. Zastanawiałam się właśnie czy musiał złożyć raport dotyczący Florence Byrne, gdy mimowolnie popatrzyłam na stolik Afrodyty. Miejsce Jack’a zajęła ciemnoskóra dziewczyna z kocimi oczami. Poczułam ukłucie smutku w sercu, a przed oczami ujrzałam twarz mojego najlepszego przyjaciela : jego zawsze przylizane włosy w ciepłym odcieniu, wesołe oczy o brązowych tęczówkach i serdeczny uśmiech, którym zawsze potrafił mnie pocieszyć.
Z chwili błogiego rozmarzenia wyrwał mnie mięśniak, który rozlał swój sos czosnkowy na mój sweter. Otumaniona przemówiłam do talerza:
-Kelner, pół litra farby akrylowej i trzy miarki gumijagód.
No i ciekawe dlaczego nie zadziałało.
Wobec tego zmuszona byłam do konsumpcji hot-doga i raczenia się sokiem porzeczkowym.
Webster nawet nie tknął jedzenia a gdy już wszyscy się posilili, pociągnęłam go ze sobą w stronę areny.
Szermierka to jedyna dyscyplina w której byłam dobra.
Przypomniał mi się dzień, w którym poznałam mojego boskiego ojca. Hermes pojawił się na moich piątych urodzinach i to wtedy rodzice przekazali mi całą wiedzę na temat półbogów. Do Obozu Herosów matka wyprawiła mnie dopiero gdy skończyłam dziesięć lat, kiedy drakina zaatakowała nas podczas zakupów.
Puściłam rękę Webstera dopiero wtedy, kiedy dowlekliśmy się do zbrojowni. Po jego minie wywnioskowałam, że nie dane są mu mistrzowskie wyniki w walce na miecze, a po mojej opowieści boi się tej szopy na broń jak ognia. Co do mnie, to samo miejsce mnie nie przerażało. Gorzej już ze zmasakrowanym ciałem Florence, które będzie śnić mi się po nocach.
Otworzyłam skrzypiące drzwi i doszłam do wniosku, że harpie odwaliły świetną robotę. Nigdzie nie zauważyłam ani śladu krwi.
-Teren czysty- zwróciłam się do mojego podopiecznego. – Możesz wejść do środka, tchórzu.
Webster z obawą przekroczył próg pomieszczenia, a ja zastanowiłam się nad tym, jaka broń mogłaby do niego pasować.
Wspólną decyzją wyeliminowaliśmy włócznię, topór i sztylety. Następnie odpadły miecze oraz zatrute strzałki. Tony odrzuconego sprzętu walały się po podłodze, gdy zrezygnowana zapytałam Webstera, którą bronią chciałby się posługiwać.
-Hmm, myślę że pasowałaby mi piła mech… to znaczy jakiś dobrze wykonany łuk. Tak, łuki to świetna sprawa – poprawił się pospiesznie.
Chwyciłam pierwszy lepszy łuk oraz kołczan strzał i rzuciłam w stronę chłopaka. Instynktownie dotknęłam krótkiego miecza, który zawsze miałam przymocowany do spodni.
Od jedenastu lat bronił mnie przed potworami i wyjątkowo nieprzyjemnymi dziećmi Aresa. Przesunęłam palcem po klindze i wyczułam małe zagłębienie – pojawiło się ona tam wtedy, gdy w napadzie furii wybiłam siekacz jednemu z synów boga wojny. Na samo to wspomnienie zrobiło mi się weselej na duchu.
W przypływie radości przewróciłam stojący nieopodal statyw na tarcze.
-Bierz dupę w troki, i tak jesteśmy już spóźnieni- wycedziłam gdy ciężki krążek metalu upadł mi prosto na stopę.
Gdy nieokreślony wyszedł ze zbrojowni, spostrzegłam na pod ziemi małą karteczkę papieru, dotąd ukrytą na jednej z półek. Wzięłam ją w dłoń i spróbowałam odczytać zapisane słowa. Serce zabiło mi szybciej, gdy rozpoznałam charakter pisma Jack’a.
Big Ben
Westminster,
London SW1A 0AA,
Wielka Brytania
Skończyłam czytać notkę i złożyłam ją w kostkę, a następnie schowałam do kieszeni.
Nareszcie wiedziałam, gdzie mogę go szukać! Teraz tylko musiałam wybłagać u Chejrona pozwolenie na misję i być może uda mi się sprowadzić go z powrotem do Obozu Herosów.
Uradowana wybiegłam z szopy i dogoniłam swojego nowego znajomego.
Jak się potem okazało, Webster był największą ciotą po tej stronie Missisipi jeśli chodzi o szermierkę. Swoim mieczem posługiwał się raczej jako kijem hokejowym, ciągając go po trawie.
Moje rady i wskazówki nie dawały większego efektu. W pewnym momencie chłopak próbował zablokować mój cios i zamachnął się ciężkim ostrzem do tyłu. Miecz pociągnął go za sobą i Webster zatoczył się wprost na stertę świeżo wypolerowanych włóczni, łamiąc swoim tyłkiem większość z nich. Syn Hefajstosa, który właśnie skończył czyszczenie broni, zwymyślał Webstera po grecku słowami, których nie mogę użyć, bo małe dzieci mogą to czytać, po czym zabrał się do naprawy uszkodzonego sprzętu. Ten drugi zaś zerwał się na równe nogi, wyjął z kieszeni długi kawałek sznura i zręcznie skręcił z niego pętlę.
-Mój żywot jest bezowocny- zaczął teatralnym głosem. – Zakończę go więc i odpokutuję swoje winy.
Po tych słowach zawiązał pętlę na drzewie i wsunął w nią szyję. Dopiero po dłużej chwili zebrałam szczenę z podłogi i zorientowałam się, że to nie wygłupy, a całkiem poważny zamiar.
Doskoczyłam do niego w momencie, w który wisiał już kilka centymetrów nad ziemią. Zręcznym ruchem przecięłam linę i ponownie umożliwiłam temu idiocie wzięcie głębokiego oddechu.
-Żarty sobie stroisz, debilu? – Podniosłam do góry rękę, w której ściskałam sznurek z rozciętą pętlą na końcu.
Spojrzał na mnie z wyrzutem.
-Ja nigdy nie żartuję- powiedział obrażony.- Sama widzisz, że do niczego się nie nadaję.
-Ale to nie jest powód do samobójstwa- rzuciłam, dusząc się ze śmiechu. – Jeśli nie masz zamiaru odwalać lepszych numerów, to śmiało możesz żyć dalej.
Szczęśliwie Webster nie odstawił więcej „lepszych” szopek.
Podczas zajęć artystycznych wyrzeźbił imponujące popiersie przystojnego mężczyzny. Swojemu dziełu nadał nazwę „ 50 twarzy S.M.”.
Na ściance wspinaczkowej trochę poparzył sobie ręce, ale udało mu się pokonać przynajmniej połowę drogi w górę.
Po ognisku udaliśmy się na spoczynek.
Uważnie obserwowałam twarz Webstera, ale wydało mi się, że jego pierwszy dzień w Obozie Herosów nie należał do najgorszych.
Olivier przydzielił mu łóżko tuż obok mojego, więc miałam pewność, że będzie spał spokojnie. To trochę dziwne, że tak troszczyłam się o kogoś, kto jest ode mnie z pięć lat starszy. Z drugiej strony wciąż nie dowiedziałam się w jakim wieku jest Webster, więc ta myśl wyleciała mi z głowy.
Skupiłam się natomiast na kawałku papieru, znalezionym przeze mnie w miejscu zbrodni. Rozłożyłam karteczkę i zaczęłam wodzić palcem po słowach zapisanych niebieskim atramentem.
Tak, to pismo Jack’a, nawet jeśli wyglądało na nakreślone w bardzo dużym pośpiechu. Cicho westchnęłam z ulgą. Może jeszcze są jakieś szanse, na odnalezienie go. Sięgnęłam po długopis i zapisałam sobie na ręce, że muszę poprosić Chejrona o zgodę na misję (skleroza nie wybiera).
Schowałam papier do kieszeni piżamy, odłożyłam pisak na szafkę i zerknęłam przelotnie na Webstera. Rozpuścił swoje długie włosy i wygrzebał z torby podróżnej przytulankę. Była to średniej wielkości lalka-szmacianka z włosami z czarnej włóczki i oczami z równie ciemnych guzików. Lalka miała szerokie usta zszyte cienką nicią, co w moim mniemaniu upodobniało ją do Jokera z filmu Mroczny Rycerz.
Chłopak dostrzegł moje zdziwione spojrzenie.
-To Sebcio – powiedział mocno tuląc przytulankę. – Mój talizman na szczęście.
-Pamiątka z domu?- zapytałam.
-Można tak to nazwać- odparł z przebiegłym uśmiechem na twarzy.
Gdy Webster już smacznie już spał, jego chrapanie zlało się z dźwiękami wydawanymi przez resztę herosów w domku Hermesa. Sięgnęłam po swoje tabletki na bezsenność, jednocześnie zakrywając twarz poduszką.
Czekała mnie kolejna ciężka noc.
Najpierw miałam koszmar, który przeniósł mnie do opuszczonej sali tronowej, udekorowanej w różnych odcieniach złota. Na bogato zdobionym zdobionym tronie siedziała wysoka postać, ukryta w cieniu. Z plamy ciemności byłam w stanie odróżnić jedynie oczy w kolorze czerwieni, które intensywnie się we mnie wpatrywały. Pomieszczenie wypełnił zimny, piskliwy śmiech.
-Już niedługo się spotkamy, moja droga herosko – wysoki głos wwiercił się w moje uszy. – Na razie masz szansę sama podjąć decyzję o swoim losie, a ja nie mogę w niczym ci przeszkodzić. Mam tu jednak coś, co powinno zachęcić cię do podjęcia ryzyka…
Ogromna siła zaczęła napierać na moje ciało i zmuszona zostałam do zbliżenia się w kierunku tronu. Gdy byłam już wystarczająco blisko, zobaczyłam, że siedział na nim Jack. Był nieprzytomny i zakrwawiony. Z mojego gardła wydobył się cichy jęk. Próbowałam chwycić ręką bezładną dłoń Jack’a, ale wtedy cienie z całej sali uformowały się na kształt trupich żołnierzy i ruszyły w moja stronę.
Sen się zmienił.
Byłam tu, w domku Hermesa. W oddali słyszałam świszczący oddech Oliviera, który spał ubrany w piżamę z Muminkami. Wszystko było identyczne, z jednym małym wyjątkiem.
Webster zniknął. Na jego miejscu leżał płasko nieznajomy mi mężczyzna. Miał długie włosy w kolorze krwistej czerwieni i rekinie zęby. Nabrałam powietrza żeby krzyknąć, a on błyskawicznie wyprostował się, odwrócił głowę w moją stronę i otworzył zielone oczy, uśmiechając się szpiczastymi zębiskami.
Ktoś złamał mnie za ramię. Obudziłam się z krzykiem i ujrzałam nad sobą pełną napięcia twarz Elise, grupowej domku Apolla.
-Joy, Chejron chce żebyś natychmiast stawiła się w Wielkim Domu.
Spojrzałam w lewo, ale Webster wciąż smacznie spał i wyglądało na to, że w nocy nie ruszał się z miejsca.
-Gdzieś się pali, czy co? – zapytałam zdezorientowana, wciągając swój ulubiony sweter na piżamę.
Elise była już przy drzwiach.
-Gorzej- odpowiedziała drżącym głosem. – Znaleziono kolejne trzy trupy.
Czy tylko ja nie widzę tego opowiadania?
Nie tyko ty. Ja też go nie mam :/
A tak się ucieszyłam ;___;
Co gorsza ja też nie widzę ;__;
Wydaje mi się, że to blog zawinił. Wysyłałam wszystko tak jak zawsze i na podglądzie wyglądało okej. No trudno, spróbuję opublikować po raz drugi, jutro
Czekamy! 😀
OMG, ja taki ogar… Czemu Olishia wysłała tak przeraźliwie krótkie opko?!? Dopiero potem przeczytałam i skapnęłam się, że treść chyba się nie opublikowała xD
Przyślij dziś wieczorem, pewnie coś się zacięło. No i szybko przysyłaj – teraz mam jeszcze większą chrapkę na tę opko 😉
Super 😀 Podziwiam, że mimo choroby masz chęć i natchnienie do pisania. Mam nadzieję, że za jakiś czas ukaże się CD.
Już jest! Świetne, czytało się dokonale, a końcówka trzyma w napięciu 😉 Lubię Joy – taka fajna dziewczyna ^^ Och, i podobały mi się przemyślenia, gdy znalazła trupa.
A za dedyke dziękuję, kiedyś jak byłam malutka (z 4-5 lat) chorowałam średnio raz na miesiąc na anginę ;-/ i chorowałam też miesiąc temu… .
Cudowne! Klimat trzyma w napięciu, tak jak lubię. Nie mogę się doczekać co będzie dalej.
o, pojawiło się Opowiadanie bardzo fajne, wciąga. Jestem ciekawa, jak połączysz tego chłopaka z tą zagadką i tak szczerze, to przydałoby się jakieś maleńkie wyjaśnienie, czemu nosi np rękawiczki…? 😉 Poza tym, jedyne błędy jakie znalazłam, to na końcu: „Ktoś złamał mnie za ramię. ” powinno być złapał chyba xD
i jeszcze jedna uwaga.Dialogi zapisujemy tak:
– coś tam coś tam. –> ze spacją po myślniku, a nie bez, tak jak ty:
-coś tam, coś tam.
Czekam co będzie dalej 😀 !
Wciąga mnie coraz bardziej…przysyłaj CD!
Twoje opko poleciły mi kumpele i szczerze mówiąc miały rację. Czyta się je jednym tchem:-D Osobiście uwielbiam takie klimaty, więc pisz szybki cd
„ 50 twarzy S.M.” – padłam, kiedy to przeczytałam. XD
I jeszcze przy Sebciu – przytulance.
Bardzo mi się podoba, cieszę się że wrzuciłaś tu kilka smaczków dla fanów Kuro 😉
Błędów specjalnie nie było, masz ciekawy styl pisania, przez który trudno oderwać się od lektury. Czekam z niecierpliwością na CD!
PS. Webster to pseudonim Grella, tak? XD