Byłam w Obozie Herosów już od dwóch dni, a dalej myślałam, że to jakiś głupi i dziwny sen, i że za niedługo się obudzę. Chciałam, żeby z mojej pamięci wymazało się wszystko na temat bogów, półbogów i potworów, a ogólniej mówiąc, mitologii greckiej.
Dalej mieszkałam w domku numer jedenaście i zaczynałam mieć go dość. Zawsze był przepełniony i nie miałam w nim prywatności. Powtarzałam sobie w myślach, że może właśnie tego dnia dowiem się kto jest moim boskim rodzicem i wyprowadzę się z niego.
Kiedy tak leżałam na moim łóżku (tak, dostałam łóżko) i rozmyślałam, podszedł do mnie grupowy domku Hermesa. Był to niezbyt wysoki chłopak z długim nosem, włosami koloru blond i zielono-szarymi oczami. Według mnie miał jakieś dziewiętnaście lat. Widać było, że dużo ćwiczy i walczy, ponieważ był bardzo umięśniony.
– Idziemy na obiad – powiedział i odszedł. Nie przepadał za mną.
Wstałam z łóżka z westchnięciem, które nie uszło uwagi Roberta, mojego nowego kolegi. Był może rok młodszy ode mnie i również nieokreślony. Przebywał w Obozie dwa tygodnie dłużej niż ja. Mówił, że są tu ludzie, którzy spędzają w nim cały rok, ale w tym roku jest ich szczególnie dużo, bo potwory nie dają nikomu spokoju. Szczęście, że była wiosna, bo zimy bym tu nie przeżyła. Wracając do Roberta, miał ciemną karnację, bardzo ciemne blond włosy i brązowe oczy. Nie był tak umięśniony, jak Natan, nasz grupowy, ale jednak miał więcej tkanki mięśniowej niż większość chłopców chodzących ze mną do klasy.
Wyszliśmy z domku. Była piękna pogoda i bezchmurne niebo. Miałam nadzieję, że będzie padać, bo mieliśmy dzisiaj ćwiczenia z szermierki na arenie, moje pierwsze zajęcia w Obozie. Osobiście nie uważam szermierki za coś ciekawego, bardziej pociąga mnie łucznictwo. I oczywiście te właśnie zajęcia miał poprowadzić Chejron, który był nieobecny przez te dwa dni kiedy tu byłam, i którego jeszcze nie poznałam. Robert powiedział mi, że jest on centaurem. Zdążyłam niestety spotkać się z Panem D., znaczy Dionizosem. Niestety, ponieważ gość jest niesamowicie wredny i złośliwy oraz, zapomniałam dodać, upierdliwy.
Doszliśmy do pawilonu jadalnego, który już był pełny różnych odgłosów jedzenia i wyśmienitych zapachów. Cieszyło mnie to, że mogliśmy jeść cokolwiek byśmy zapragnęli. Usiadłam koło Roberta. Było nas tak dużo, że ledwo mieściliśmy się przy stole. Wypatrzyłam Mike’a siedzącego przy stoliku Posejdona, a on odwzajemnił moje spojrzenie i uśmiechnął się do mnie. Oprócz niego siedział tylko jego młodszy brat, który wyglądał jakby przydarzyło mu się coś naprawdę złego, a tak naprawdę pewnie się pokłócili, i to już drugi raz od kiedy tu jestem.
Poprosiłam mój talerz, żeby dał mi pieczonego kurczaka, takiego jak robi moja mama, a do picia wzięłam sok pomarańczowy, którego nie lubię, ale powiedziano mi, że jest zdrowy. Przed zjedzeniem złożyłam w ofierze kawałek swojego jedzenia. Oczywiście w ofierze dla swojego rodzica, kimkolwiek on jest.
Po obiedzie poszliśmy na chwilę do domku, żeby przebrać się na ćwiczenia z szermierki. Po krótkim czasie wyszliśmy na arenę. Był to okrągły plac, na którym z jednej strony poustawiane były kukły dla początkujących, a po drugiej była pusta część, gdzie odbywały się pojedynki między herosami. Każdy z nas dostał do ręki drewniany miecz. Postawili mnie przy jednej z kukieł, potem Natan pokazał mi jak mam wykonywać cięcia. Szczerze mówiąc zajęcia z szermierki okazały się taką porażką, jak się obawiałam. Po cięciach na kukle przydzielono mnie do Roberta. Ja miałam go atakować, a on się bronić. Oczywiście nie mógł się powstrzymać i parę razy dźgnął mnie mieczem i nabił mi trochę siniaków, a ja nawet go nie drasnęłam. Zastanawiałam się, czy to ja jestem taka beznadziejna, czy on taki dobry. Mimo wszystko podczas walki z Robertem dobrze się bawiłam. Po chwili zauważyłam, że ktoś nas obserwuje. Była to średniego wzrostu dziewczyna z kręconymi blond włosami. Zdziwiłam się, gdyż wydawała mi się znajoma, nie wiem tylko dlaczego. Odwróciłam się, bo akurat Natan przechodził obok nas, a gdyby zobaczył, że nie walczymy pewnie by nas za to zbeształ, ale kiedy znowu się obejrzałam nie było jej.
– Jak myślisz, będziemy dziś mieli zajęcia z łucznictwa? – zapytałam Roberta.
– Pewnie nie – odpowiedział. – Chejron jeszcze nie wrócił.
***
Późnym wieczorem, kiedy prawie wszyscy posnęli, wyszłam przejść się po Obozie. Było chłodno i trochę ciemno, jednak mi to nie przeszkadzało. Po prawej stronie, nad horyzontem, widać było wschodzący księżyc. Brakowało mu jeszcze kilka nocy do pełni. Ruszyłam w stronę plantacji truskawek. Wystraszyłam się, gdy przede mną wyrósł jakby z pod ziemi ogromny kształt przypominający konia. Dopiero po chwili zauważyłam, że to coś miało tułów człowieka, a resztę ciała końską. To był centaur, nie wiedziałam tylko, czy ten co myślę. Miał długie, siwe włosy i brodę tego samego koloru. Jeśli dalej nie wierzyłam, że to wszystko to sen, to właśnie w tym momencie oprzytomniałam. Z tego wszystkiego odjęło mi mowę.
– Witaj, Saro – powiedział.
Przełknęłam ślinę. Mimo, że powiedział to bardzo łagodnym tonem, wystraszyłam się go.
– Dobry… wieczór – wykrztusiłam. – Pan… zna moje… imię?
– Oczywiście, że znam.
– A kim Pan jest, jeśli mogę spytać? – odzyskałam pewność siebie.
Centaur zaśmiał się, a po chwili rozległo się ciche prychnięcie. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że nie był on sam. Po jego prawej stronie stał chłopak, którego rozpoznałam, kiedy mu się lepiej przyznałam. To był Natan.
– Przecież to Chejron, a teraz idź do domku – powiedział grupowy.
Odeszłam nie chcąc mu się narażać. A poza tym było mi głupio, że nie rozpoznałam naszego mentora. Postanowiłam, że przeproszę go na jutrzejszych zajęciach. Wróciłam do domku i poszłam spać.
***
Biegłam korytarzem mojej szkoły. Nie wiedziałam przed czym uciekałam. Wiedziałam tylko, że to coś strasznego, i że nie mogłam się zatrzymać. W korytarzu panował półmrok. Ledwo widziałam swoje blade dłonie, które przeważnie świecą w ciemnościach. Obejrzałam się, a to co zobaczyłam sprawiło, że jeszcze przyśpieszyłam.
Sunął się za mną cień, ale nie taki zwykły. Wydawał się pochłaniać wszelkie kolory, a od samego patrzenia na niego rozbolały mnie oczy. Nie wiedziałam co się może stać kiedy cień mnie do goni i nie chciałam się przekonywać. Mimo, że starałam się biec coraz szybciej on z każdą sekundą był bliżej. Mój strach rósł i rósł, aż nagle wszystko się skończyło. Tak po prostu. Obudziłam się.
Przeciągnęłam się i wstałam, wyjrzałam za okno. Na zewnątrz zbierało się na burzę choć słońce nie zaszło jeszcze za chmury. Dopiero wschodziło, co oznaczało, że jest dość wczesna godzina. Grupowy zabrał nas na śniadanie, a potem na zajęcia. Po wczorajszym nocnym spotkaniu nie miałam ochoty spojrzeć na Natana.
W Obozie panowało poruszenie, które na początku uszło mojej uwadze, gdyż myślałam nad swoim snem. Zastanawiałam się co on mógł oznaczać. Kiedy doszliśmy na strzelnicę Robert szepnął do mnie, żebym popatrzyła kto stoi obok Chejrona. Była to wysoka dziewczyna z brązowymi włosami i zielonymi oczami. Przypominała mi kogoś tylko nie wiedziałam jeszcze kogo. Centaur przedstawił nam ją. Była to Nina Roberts, która ponoć bardzo się przysłużyła Obozowi Herosów parę lat temu. Chciałam wiedzieć dlaczego, ale nie spytałam.
Zaczęliśmy zajęcia, a ona je prowadziła, ponieważ Chejron musiał gdzieś się udać. Przez moją głowę przemknęła myśl, że przeproszę go innym razem.
Wzięliśmy łuki w dłonie. Podobało mi się uczucie trzymania go w rękach. Dość ciężko się naciągało cięciwę, ale mi to wyjątkowo łatwo poszło. Kazano nam wycelować do tarcz, więc wycelowałam, a potem zwolniłam cięciwę. Strzała przecięła powietrze i trafiła w sam środek tarczy. Nina podeszła do mnie i zapytała czy uczyłam się wcześniej strzelać z łuku. Odpowiedziałam, że nie, a ona pogratulowała mi świetnego strzału i powiedziała, żebym to powtórzyła. Ponownie nałożyłam strzałę na cięciwę, naciągnęłam linkę, wycelowałam i strzeliłam. Kiedy to zrobiłam stało się coś dziwnego. Kiedy strzała leciała zaczęła tworzyć się wokół niej złota poświata. Im bardziej kawałek drewna zbliżał się do celu tym bardziej ona jaśniała. Aż kiedy zostało już tylko parę centymetrów do tarczy wybuchła, a potem utworzyła coś na kształt rydwanu słonecznego. Nie wiedziałam co się stało dopóki Nina nie powiedziała:
– Określona.
Wtedy uderzyło to do mnie z całą swoją siłą. Chodziło mi po głowie tylko to, że jestem córką Apolla. Wszyscy mi gratulowali, a ja nie wiedziałam czy się cieszyć czy się załamać. Ostateczne zdecydowałam się na to pierwsze.
– A Ty czyją jesteś córką? – zapytałam Niny.
– Również Apolla.
Teraz już wiedziałam kogo mi przypominała. Widziałam podobną twarz za każdym razem, kiedy patrzyłam w lustro, choć rudy kolor włosów odziedziczyłam po mamie. Przypominała mi mnie. Podszedł do mnie Robert. Też mi gratulował. Naprawdę nie rozumiałam dlaczego wszyscy mi gratulowali.
– Cieszę się, że już jesteś określona, chociaż szkoda, że będziemy teraz mieszkać w osobnych domkach.
No cóż, nie można mieć wszystkiego, pomyślałam.
***
Leżałam na łóżku i rozmyślałam. Poznałam już swoje rodzeństwo. Trzy dziewczyny i czterech chłopców. Najbardziej polubiłam młodszą ode mnie o rok Jo. Jej pełne imię brzmiało Johanna, ale powiedziała, że mam do niej mówić Jo. Ona chyba też mnie polubiła. W każdym razie spodobało mi się w nowym domku, a Mike i Robert obiecali, że często będą mnie odwiedzali. Pierwszy raz poczułam, że Obóz to mój drugi dom i mam nadzieję, że tak będzie zawsze.
Raz uźywasz ,,był” , a potem ,,jest”. Często powtarzasz ,,był”. Wystąpiło też ogólnie parę powtórzeń np. Wiedziałam, mogłaś to zastąpić zdawałam sobie sprawę itp. Zgubiłaś przecinek w zdaniu o burzy i słońcu.
Powiem ci, ze w porównaniu z pierwszą częścią nastąpiła dość duża poprawa. Pojawiły się uczucia. Opisy też są, choć mogłabyś je mocniej rozbudować, ale jest coraz lepiej. Jednak miałam problem z wczuciem się w bohaterkę. Zabrakło takich rzeczy jak jej obiektywnych spostrzeżeń ,,Natan może i był złośliwy, ale nie dziwiłam się córką Afrodyty, że za nim latały” itp. Do tego przemyślenia. To mi trochę bardziej pod niektórymi względami przypominało bardziej narrację 3-osobową, a nie powinno. Przydałoby się, gdyby do danej kwestii pojawiło się choć troszkę myśli np. ,,Ludzie, nie wiedziałam, czemu ciągle mnie tak męczą tą szermierką. Nie starczyło im to, że umiałam strzelać z łuku?”
Per aspera ad astra. (łac.) ,,Przez ciernie do gwiazd”. Z cierni się juź wybiłaś, ćwicz, a może dosięgniesz gwiazd 😉
Nie sądziłam, że ktoś jeszcze pamięta o tej pracy i o tym, że to ja ją napisałam. W końcu pierwszą cześć wstawiałam ponad miesiąc temu.
Och, uwierz, ja mam naprawdę świetną pamięć. Zapamiętuje przeważnie tytuły i zawsze pamiętam treść.
Sporo powtórzeń. W niektórych miejscach brakuje przecinków, a czasem jest ich za dużo. Kilka zdań było nie do końca poprawnie ułożonych. Zmieniasz czasy.
Ogólnie to niezłe opko się zapowiada. Chyba nie często spotyka się córkę Apolla jako główną bohaterkę…
Są błędy, to prawda, ale dobrze się to czytało (pan D. – true story :)).
Rzeczywiście, dzieci Apolla są rzadko widywane jako gł. boh., ale ja planuję pisać o córce Persefony. 😉
Przecinki-raz ich nie ma w odpowiednich momentach, a nie raz są ustawione w nieodpowiednich miejscach,
Powtórzenia-sprawdzaj prace przed wysłaniem opka, gdyż powtórzyłaś słowo 3 razy w jednym zdaniu,
Literówka-zauważyłam tylko jedną, ale nawet jedna wpływa na ogół pracy,
„- Pewnie nie – odpowiedział. – Chejron jeszcze nie wrócił.”-i tak wygląda zakończenie wydarzeń z tamtego dnia? Bez sensu.
Opisy-jest ich stanowczo za mało. I nawet gdybyś miała rozpisać się na dwie strony opisując jedną rzecz, byłoby lepiej niż tu.
Uczucia-kompletnie ich tu nie zauważyłam.
Powtarzająca się myśl-To, że tą dziewczynę skądś znała, to powtórzyłaś drugi raz przy kolejnej. Czyli wszystkich zna, ale nie wie skąd? Także bez sensu. Chyba, że napisałabyś to tak–> Dziewczyna wydała mi się znajoma, jednak moja pamięć wcale nie pomagała mi w rozpoznaniu jej. Coś w te sedno xd.
Myśli-gdy je piszesz TEKST przerabiaj na ukośny, tak się robi i będzie robić.
Opko czytałam dość szybko, lecz niespecjalnie przypadło mi do gustu. Widać, że dopiero zaczynasz, ale starasz się uczyć na swoich błędach-I TAK TRZYMAJ DALEJ.
Nieźle. Serio. Bardzo mi się podoba. Może gdzieś tam były błędy interpunkcji, ale ja niestety nigdy ich nie zauważam. Taka moja wada. Cóż, uczucia trochę widać, ale niezbyt, lecz to da się poprawić! : )
Na pewno o wiele lepsze od poprzedniej części. Prawdę mówiąc jestem ciekawa co takiego wymyśliłaś dla niej. Wpiszę sobie na listę opowiadań, które chcę przeczytać. ; )
Lubię Sarah. Taka trochę nie ogarnięta, ale ja to lubię. ^ ^ Ogółem lubię Apollo i jego dzieci.
Carpe Diem i oby tak dalej!
Ps.: Fajny pomysł na określenie
Poprawiłaś się. I to bardzo. Opisy są o wiele lepsze i bogatsze. Oczywiście mogło ich być więcej, ale ja się nie czepiam, bo w ogóle są, a poprzednia część cierpiała na ich brak. Masz mały problem z powtórzeniami i interpunkcją. Ale to przyjdzie z czasem i przestaniesz robić tego typu błędy, nawet o tym nie myśląc.
Styl się powoli ustatkowuje i wychodzi na prostą – widzę, że stosujesz się do rad i sumiennie eliminujesz swoje błędy. Może jeszcze nie wszystkie, ale większość. Jest już lepiej. Tak trzymaj, ćwicz, a dojdziesz do perfekcji.
Opoko ma potencjał, ale jedzie po schemacie. Ilość opisów wzrosła, ale nie jest ona satysfakcjonująca dla większości blogowiczów. Uczucia też kuleją, jak np. te przy uznaniu. Jedno zdanie na kompletną odmianę w jej życiu to zbyt mało. Mam nadzieję, że wykażesz kreatywność, bo poczytałabym jakieś dobre opko o córce Apolla.
Ja komentuję -> Ty komentujesz. Amen. xDD Fajnie jest, pisz dalej