To jest albo prolog, albo jednoczęściówka. Wiem, że wyszło strasznie krótkie i mam mało opisów, no ale stworzyłam takie coś:
Wiedziałem, że ona nie będzie się zachowywać jak typowa psychopatka. Zawsze była cicha i nieufna. Teraz to wszystko nasiliło się jeszcze bardziej. Po tym, co przeszła, miała prawo zwariować. Też bym zwariował.
Ona jednak nie zbzikowała. Jeszcze bardziej zamknęła się w sobie. Tak jakby ostatnie światełko w niej, już zgasło.
Kiedy otwierałem drzwi, spodziewałem się zobaczyć wariatkę z horroru, a nie niobecną duchem dziewczynę.
Siedziała plecami do mnie, w jedynym oświetlonym miejscu w pokoju. Jak zwykle ubrana w pomazaną długopisami, błękitną koszulę i czarne dżinsy. Na przeciwko niej stała sztaluga. Na szarym tle namalowana była czarna gałąź i kruki. Stado wznosiło się w powietrze. Tylko jeden został na drzewie. Jego skrzydło było złamane. Ptak wyglądał bardzo realistycznie. W tym obrazie musiało być jakieś przesłanie, ale jeszcze nie wiedziałem jakie. Byłem zbyt przytłoczony… tym wszystkim.
Wokół roznosił się zapach farb, pasteli i… krwi. Tak, to na pewno była krew.
Całe pomieszczenie było bardzo ciemne, zimne i brudne. Przy ścianie leżał stary, rozpadający się materac. Jakieś pokryte sadzą prześcieradło wisiało ma oknie niczym zasłona. No tak, Ona zawsze miała fobie na punkcie Księżyca. Pokój nie wyglądał jak ten z katalogu ,,Przyjaznego ośrodka dla chorych na umyśle”.
Bezszelestnie podszedłem do dziewczyny. Dotknąłem jej ramienia. Drgnęła, lecz nie przestała malować. Dopiero, gdy dokończyła ostatnie szczegóły, powoli odwróciła się w moją stronę.
Jej niegdyś roziskrzone srebrzysto-szare oczy, teraz były ,,martwe”. Wpatrzone w punkt, którego nie ma, w bezkresną przestrzeń. Długie, karmelowe włosy, jak zawsze roztrzepane, skleiły się. Na niektórych pasmach połyskiwała ciemno czerwona maź.
Ona jednak nie zbzikowała. Jeszcze bardziej zamknęła się w sobie. Tak jakby ostatnie światełko w niej, już zgasło.
Kiedy otwierałem drzwi, spodziewałem się zobaczyć wariatkę z horroru, a nie niobecną duchem dziewczynę.
Siedziała plecami do mnie, w jedynym oświetlonym miejscu w pokoju. Jak zwykle ubrana w pomazaną długopisami, błękitną koszulę i czarne dżinsy. Na przeciwko niej stała sztaluga. Na szarym tle namalowana była czarna gałąź i kruki. Stado wznosiło się w powietrze. Tylko jeden został na drzewie. Jego skrzydło było złamane. Ptak wyglądał bardzo realistycznie. W tym obrazie musiało być jakieś przesłanie, ale jeszcze nie wiedziałem jakie. Byłem zbyt przytłoczony… tym wszystkim.
Wokół roznosił się zapach farb, pasteli i… krwi. Tak, to na pewno była krew.
Całe pomieszczenie było bardzo ciemne, zimne i brudne. Przy ścianie leżał stary, rozpadający się materac. Jakieś pokryte sadzą prześcieradło wisiało ma oknie niczym zasłona. No tak, Ona zawsze miała fobie na punkcie Księżyca. Pokój nie wyglądał jak ten z katalogu ,,Przyjaznego ośrodka dla chorych na umyśle”.
Bezszelestnie podszedłem do dziewczyny. Dotknąłem jej ramienia. Drgnęła, lecz nie przestała malować. Dopiero, gdy dokończyła ostatnie szczegóły, powoli odwróciła się w moją stronę.
Jej niegdyś roziskrzone srebrzysto-szare oczy, teraz były ,,martwe”. Wpatrzone w punkt, którego nie ma, w bezkresną przestrzeń. Długie, karmelowe włosy, jak zawsze roztrzepane, skleiły się. Na niektórych pasmach połyskiwała ciemno czerwona maź.
,,Ona mnie nie poznaje” pomyślałem. Po kilku minutach wreszcie spojrzała mi w oczy. Posłała pytające spojrzenie.
Od początku czułem się dziwnie. Miałem nadzieję, że gdy mnie zobaczy, wszystko wróci do normy. Dziewczyna jednak spowrotem spuściła wzrok, odeszła w głąb pokoju. Spod materaca wyjęła kolejne płótno i znów zaczęła malować.
Zawiedziony, zdruzgotany tym, co zobaczyłem, otworzyłem drzwi i wyszedłem. Kompletnie się załamałem. Miałem ochotę nawrzeszczeć i zadźgać kogoś, kto jej to zrobić. Byłbym do tego zdolny. Zbyt wiele razem przeszliśmy.
Minąłem jakąś pielęgniarkę. Ją też chciałem zabić. Jak można trzymać ludzi w takich warunkach? Skąd tam wzięła się krew?
Wybiegłem z psychiatryka, usiadłem pod drzewem i wpatrywałem się w ziemię mając głupią nadzieję na znalezienie pomocy, rozwiązania. W końcu nadzieja umiera ostatnia…
Sama zaczęłam sobie szukać błędów, szczególnie literówek. Zamiast ,,ma oknie” powinno być ,,na oknie”, i kolejny to ,,kto jej to zrobić”, a nie ,,kto jej to zrobił”. Sorry, nienawidzę pisać ze słownikiem, bo od razu zmienia mi wyrazy. Wiem, że zabijecie mnie za inne błędy i długość, ale chciałam się usprawiedliwić chociaż za te literówki. Ja lubię pisać, ale nie umiem…
Było parę błędów, a opko jest strasznie krótkie i nie wiadomo, o co chodzi. Brakuje przemyśleń. Kim była? Dlaczego się tam znajdowała? No i uczucia. Wydaje mi się, że ta laska była ważna dla bohatera i powinnaś opisać jego uczucia wobec niej. Co przeszli? Mogłaś to opisać wspomnieniami itp. Nie podobało mi się – krótkie, chaotyczne i z błędami.
PS. Oddzielaj swoją mówkę od opka.
Inni tak jak i carmel mogą wymieniać masę błędów: brak uczuć, przemyśleń, długość. Mnie za to nurtuje tylko jedno, bo bez tego nie mam nawet po co zastanawiać się nad resztą: gdzie ty w tym czymś widzisz mitologie? Jeśli to jest prolog to jeszcze zdzierżę, ale jeśli to jednoczęściówka to chyba pomyliłaś bloga.
Zacznijmy od błędów:
– Brak jakiegokolwiek wstępu. Opowiadanie charakteryzuje się zazwyczaj tym, iż jest wstęp, rozwinięcie i zakończenie. Gdzie jest to tu? No gdzie?
– O co tu chodzi? O co? Ogarnij się, zanim coś wyślesz. Nie rozumiem fabuły, sensu opowiadania, tego o czym jest. A dlaczego? Bo NIE NAPISAŁAŚ o czym ono jest! Czytelnik nie jest jasnowidzem, nie wyprorokuje sobie sensu czegoś, co nabazgrałaś! Zrozum to.
– Opowiedz coś o bohaterce. Nie wyjaśniasz niczego. NICZEGO. Twoje opko można streścić w paru zdaniach. Wiesz co?! Nawet to zrobię: „Był sobie pewien chłopczyk, który przyszedł do dziewczynki zamkniętej w psychiatryku. Dziewczynka go nie poznała. Wkurzył się i wyszedł.” Szlus. Więcej nie da się wywnioskować z tego opa.
– Trochę błędów gramatycznych.
– Jest tu totalny chaos.
– Zapytam się o to samo, o co zapytała Leona – czy to ma JAKIKOLKWIEK związek z mitologią? Nie. A więc co to tutaj robi? Odpowiedz sobie na to pytanie sama, bo ja nie znam na nie odpowiedzi.
Dziękuję za przeczytanie komentarza.
Pozdrawiam.
Ups… Z pewnością nie jestem mistrzynią w pisaniu opowiadań, co widać po moich publikacjach, ale nawet ja muszę się zgodzić z opiniami moich poprzedników. Nie mam zamiaru wytykać ci błędów, bo inni zrobili to już wcześniej, ale… JEJKU! Opko czytało mi się bardzo źle.( i nie chodzi mi tu tylko o to, że zanim się wczytałam, to się skończyło, choć z drugiej strony nie jestem zwolenniczką długaśnych opisów) Taka drobna rada ode mnie: PRACUJ, jeśli chcesz coś jeszcze opublikować!!!
Jak dla mnie pierwszym błędem jest brak tytułu. Zwykle to jakoś tytuły określają opowiadanie.
Intery i ortografy sobie daruję bo zrobili to powyżej i dlatego, że sama też nie jestem w nich za dobra.
Opowiadanie składa się z trzech części, ale to, że potniesz tekst dwa razy akapitem to jeszcze nie robi z niego pełnoprawnej wypowiedzi polonistycznej.
Mitologii tu nie widzę, jeśli to część czegoś większego to spoko, ale jeśli nie to…nie ten blog.
Postaraj się, bo z tego jeszcze można wybrnąć.
Hm… nie bardzo wiem, co powiedzieć. Tekst krótki, opisy, uczucia przede wszystkim, wiele niewyjaśnionego, kim są bohaterowie… no, niewyszło. Nie czepiam się już do błędów tam gramatycznych czy innych, bardziej do fabuły. Mam nadzieję, że to prolog, bo ten pomysł można naprawdę ciekawie rozwinąć, i to na wiele sposobów. A Ciebie stać na więcej 😉 Ale… niezbyt mi się podobało. Przykro mi, ale taka prawda. Chaos był wszędzie.
No, ale masz szansę wytłumaczyć, co to ma związanego z mitologią