Rok 1816, gdzieś w Niemczech
Był mroźny, listopadowy wieczór. Ciemne, granatowe niebo przysłonięte było deszczowymi chmurami. Wiatr szarpał koronami drzew. Lada moment miał runąć deszcz. W miasteczku było cicho, wszyscy mieszkańcy pozamykali się w swoich domach. Jedynie z karczmy na końcu ulicy dobiegały wesołe okrzyki i śmiechy. Z chwilą gdy pierwsza błyskawica przeszyła niebo i spadły pierwsze ciężkie krople, do izby weszły dwie zakapturzone postacie. Nieznajomi otrzepali buty, po czym zdjęli peleryny. Oczom wszystkich ukazali się trzydziestoletni mężczyźni o jasnych włosach, bystrych niebieskich oczach i krzaczastych brwiach. Nie ulegało wątpliwości, że byli braćmi. Usiedli przy jednym z dwóch wolnych stolików, a chwilę później podszedł do nich pięćdziesięcioletni właściciel karczmy.
– Witam szanownych panów – powiedział – czego sobie panowie życzycie?
– Dwa gulasze z kaszą – odparł jeden z mężczyzn.
– Coś do picia? Piwo?
Obaj pokręcili przecząco głowami.
– Chcielibyśmy tylko wynająć pokój. Jeśli jest jeszcze jakiś wolny, oczywiście – dodał po chwili drugi z braci. Karczmarz uśmiechnął się pod nosem.
– Oczywiście. Tylko, że…
– Cena nie gra żadnej roli.
Pięćdziesięciolatek zamrugał oczami, roześmiał się, po czym skinął głową i odszedł do kuchni. Lubił konkretnych klientów, więc ci dwaj szczególnie przypadli mu do gustu. Bracia nachylili się do siebie i pogrążyli w cichej rozmowie. Pozostali zgromadzeni zerkali na nich od czasu do czasu. Nigdy wcześniej nie widzieli tych przybyszów. Ich stroje wskazywały na to, że dużo podróżują, co jeszcze bardziej podsycało ciekawość ludzi. Jakiś czas później, karczmarz przyniósł im zamówione jedzenie. Kładąc talerze na stole, zerknął na niższego z mężczyzn. Jego oczy momentalnie stały się wielkie jak spodki.
– Ależ drogi panie, ty krwawisz!
Blondyn owinął rękę serwetą i schował ją pod stołem.
– To nic wielkiego, nie przejmujcie się tym gospodarzu
– Przecież taką ranę trzeba opatrzyć! Janina! – krzyknął w stronę kuchni. – Przynieś…!
Mężczyzna powstrzymał go gestem dłoni i stanowczym tonem powiedział:
– Naprawdę, nie trzeba.
Po tych słowach spokojnie zaczął jeść. Karczmarz spojrzał na jego brata, który pokiwał uspokajająco głową i również zabrał się do jedzenia.
Pół godziny później, nieznajomi udali się do przydzielonego im pokoju. Było to małe pomieszczenie oklejone bladożółtą tapetą. W środku znajdowały się dwa łóżka, na których leżała biała pościel, małe sosnowe biureczko, dwa krzesła i pojemna szafa. Na biurku stała lampa naftowa, dająca przyćmione, pomarańczowe światło. Bracia rzucili swoje rzeczy na krzesła. Ten ze zranioną ręką sięgnął do torby i wyjął z niej buteleczkę z kryształu, ze złocistym, lśniącym płynem w środku. Odkorkował ją i upił dwa łyki.
– Nie ma to jak ambrozja…
– Tylko nie przesadź Jakubie. Wiesz jak to się może skończyć – upomniał go Wilhelm.
Jakub wywrócił oczami, ale schował fiolkę z powrotem. Wilhelm usiadł przy biurku, kładąc na nim obszerną księgę oprawioną w brązową skórę. Na pierwszej stronie starannie napisano:
„Baśnie braci Grimm”
– To, kogo spotkaliśmy dzisiaj? – zapytał.
Jakub zamyślił się na chwilę. Znów sięgnął do torby i wyjął z niej kałamarz oraz pióro.
– Młode rodzeństwo od Ateny. Jasia i… Małgosię?
– Ach tak! Młodych łowców czarownic! – zgodził się Wilhelm. – Sprytne dzieciaki, niezwykle sprytne…
Zanurzył podane mu przez Jakuba pióro w atramencie, po czym napisał na czystej stronie:
„Jaś i Małgosia”
Kolejne dwie godziny minęły braciom na zmienianiu i przekształcaniu prawdziwej historii na bajkę dla zwykłych śmiertelników. Znali swoje zadanie. Ich ojciec, Apollo, wyjaśnił się jasno. „Stwórzcie dzieło, które zmieni świat.” Więc podróżowali po całym świecie szukając natchnienia. Kilka lat wcześniej, właśnie w Niemczech, po raz pierwszy zetknęli się z potworem, o którym nikt wcześniej nie wiedział. Udało im się go zabić, choć z wielkim trudem. Wilhelm i Jakub wiedzieli, że kiedyś powróci i inni herosi będą musieli go znaleźć. Musieli wymyśleć sposób, by ostrzec następne pokolenia. Coś prostego, ale jednocześnie łatwego do zatajenia i ukrycia. Tak zaczęli pisać swoje baśnie. Między wersami ukrywali wskazówki jak odnaleźć i zabić danego potwora. Wiedzieli, że nie każdy półbóg będzie w stanie odczytać te informacje. Zadbali o to. Mgła wymieszana z atramentem była do tego idealnym narzędziem. Heros zdolny do wyśledzenia tych bestii musiał mieć niezwykle rzadki dar patrzenia. Nie chodziło o widzenie przez Mgłę, o nie… Chodziło o coś znacznie, znacznie ważniejszego.
Bracia skończyli swoją nową historię i udali się do łóżek na spoczynek. Rano, karczmarz znalazł na ladzie woreczek z pieniędzmi. Już nigdy więcej nie zobaczył jasnowłosych braci. Ale o nazwisku Grimm usłyszał później wiele razy. Ich bajki czytał swoim dzieciom, wnukom, a nawet prawnukom. Nie wiedział tylko jaką tajemnicę skrywają te opowieści… Ani, że jego niezwykli goście i bracia Grimm to te same osoby.
„Baśnie” zyskały sławę na całym świecie. Czytało i czyta je wiele osób. Ale tylko garstka z nich potrafi odkryć ich prawdziwe znaczenie. Wiele lat po śmierci Jakuba i Wilhelma powstało zgromadzenie herosów, którzy kontynuują ideę braci. Studiują ich dzieła, pobierają nauki od starszych, bardziej doświadczonych poprzedników i szukają bestii, o których mowa w każdej opowieści. A nazywają się „Stowarzyszenie braci Grimm”.
To nie są zwykłe bajki dla dzieci…
Przeniknij przez Mgłę i odczytaj ich prawdziwe znaczenie
No no nieźle mnie zaciekawiłaś Pomysł super – uwielbiam takie połączenia. Pisz szybko cd 😀
Bardzo fajne. Normalnie nigdy nie lubiłam baśni, ale twoja wersja mnie strasznie zaciekawiła. Czekam na CD
Jaś i Małgosia łowcami czarownic… świetne
Apollo ojcem braci Grim… na to też bym nie wpadła
Super! Bardzo mi się podobało. Czekam na CD.
Wow. Świetne opisy i wspaniały, mega pomysł. Wszystko czytało się z przyjemnością, uwielbiam Twój styl, ale jeszcze raz chwalę pomysł. Miły powiew świeżości – wreszcie coś, co nie jest o herosie, który wpadł do Obozu itp. Czekam na CD.
Musze przyznać, że zapowiada się ciekawie. Pomysł ma potencjał i z chęcią zobaczę co ci z tego wyjdzie. 😀