Hej
Oto kolejna część mojego opka. Starałam się wcielić w życie wasze rady, szczególnie o charakterze mojej bohaterki (faktycznie miałaś rację carmel, więc wielkie dzięki). Mam nadzieję, że się poprawiłam .
P.S. Wiem, że poniektórych wnerwia to, że Cassidy uwierzyła we wszystko z taką łatwością. Rozumiem, ale wytłumaczenie tego chciałabym dodać dopiero w późniejszych częściach.
Miłego czytania (mam taką nadzieję ).
Było już późno, ale ja wciąż nie mogłam zasnąć. Nie chciałam. Bałam się, że kiedy rano otworzę oczy to wszystkie niezwykłe zdarzenia dzisiejszego dnia okażą się tylko snem. Dlatego też leżałam na łóżku próbując ogarnąć co się wydarzyło i co się ma wydarzyć. A więc, wyruszam na niebezpieczną misję, której celem jest odnalezienie okrętu Argo II oraz trójki zagubionych herosów. Towarzyszyć mi mają Percy – przystojny brunet oraz jego dziewczyna Annabeth. To właśnie w jej domku Chejron – opiekun obozu kazał mi zamieszkać. Widziałam po jej minie, że nie była tym faktem zachwycona. Od razu zrozumiałam, że nie przypadłam jej do gustu. Ja rozumiem, że mogła być na mnie zła za ten tekst o Jacksonie, ale moim zdaniem trochę przesadza. W końcu skąd miałam wiedzieć, że to jest jej chłopak, po za tym ja już tak mam, często zdarza mi się palnąć coś niestosownego. Mam nadzieję, że kiedy się bliżej poznamy, nasze stosunki się poprawią. Niech jednak nie myśli, że będę się oto strasznie starała. Na pewno nie ja. Nigdy nie ubiegałam się o czyjąś przyjaźń, po prostu albo koleguję się z kimś będąc przy tym sobą, albo unikam tej osoby jak ognia. Prawdopodobnie dlatego nie mam wielu znajomych. Według centaura było to najlepsze rozwiązanie, gdyż skoro wybieramy się razem na misję to wypada się lepiej poznać. Przez kolejne pięć dni moi towarzysze mają mnie przygotowywać na nieuniknioną walkę z potworami. Chłopak zajmie się moją sprawnością fizyczną natomiast dziewczyna (jak przystaję na córkę Ateny) wypełni moje braki w wiedzy o mitologii, ale nie tylko, ma także jak najprościej streścić mi fakty z ich historii, które powinnam znać za nim wyruszę. To pierwsze nie powinno okazać się z mojej strony klapą. Raczej mam dobrą kondycję, no i zawsze chciałam nauczyć się walczyć. Co do lekcji z Annabeth to może przekona się, że mogę się na coś przydać. W końcu mam (według mnie) dużą wiedzę na te tematy. Po upływie określonego czasu wyruszamy na misję. Zastanawiałam się jeszcze co zrobić z rodzicami oraz ciuchami na zmianę. Z tym drugim problem rozwiązał się od razu. Dostałam obozowe T-shirty. Natomiast sprawę z rodzicami komplikuję fakt, że na terenie obozu nie można nie można korzystać z telefonów ani z internetu, ponieważ przyciąga to uwagę potworów. Chejron zaproponował abym napisała do nich list, który później dostarczy im osobiście Hermes. Najwyraźniej bogowie traktują mnie strasznie poważnie, co mnie trochę nie pokoi. Jestem skrytą osobą, więc nie lubię być w centrum uwagi. Poza tym nie chcę nikogo zawieść. Chwilowo mam inne zmartwienie. „Co mam napisać w tym liście? Z pewnością nie prawdę”. Mam czas do jutra wieczór, więc zajmę się tym potem, bo czuję, że już dłużej nie dam rady. Powieki same mi opadają, poddaję się temu i wkrótce zasypiam.
***
Był piękny poranek. Siedziałam na schodkach domku numer 6. Annabeth i reszta jego mieszkańców poszła już na śniadanie, ja jednak chciałam jeszcze zrobić jedną rzecz. Napisać list do rodziców. Najgorsze było to, że myślałam nad nim już od trzydziestu minut, a wciąż miałam pustkę w głowie. Co miałabym im napisać? „Mamo, tato nie martwcie się o mnie”. I tak będą się zamartwiać. „ Nie szukajcie mnie, nie długo wrócę”. Na pewno zawiadomią policję. Zresztą sama nie wiem jak długo zajmie mi ta misja i czy w ogóle z niej wrócę. „ Przestań tak myśleć Cassidy” skarciłam się „ Wrócisz na pewno. Musisz”. Nie miałam już więcej czasu, więc napisałam tylko dwa zdania:
U mnie wszystko w porządku.
Kocham was.
Cassidy
***
Przed wyjściem blond włosa córka Ateny powiedziała mi, że śniadanie tak jak i reszta posiłków odbywa się w pawilonie jadalnym. Był to duży plac otoczony marmurowymi kolumnami. W środku znajdowały się stoły. Przy każdym z nich siedziały dzieci wybranego boga. „ To trochę głupię” pomyślałam „ A co jeśli jakaś córka Apolla chciałaby usiąść z córką Demeter, bo na przykład się przyjaźnią? Nie mogą, bo regulamin zabrania”. Prawdopodobnie gdyby to o mnie chodziło zrobiłabym to na co miałabym ochotę. Nie należę do osób szanujących zasady, wręcz przeciwnie, uwielbiam je łamać. Na szczęście tym razem nie musiałam tego robić. Nie jestem dzieckiem żadnego z bogów, dlatego mogę wybrać miejsce, które tylko mi się podoba. Rozejrzałam się dookoła. Nie sądziłam, że jest aż tylu obozowiczów. Z pewnością było ich ponad setkę. Niektórzy siedzieli w liczniejszych grupach, niektórzy w mniejszych. Nagle zauważyłam Percy’ego. „ Dziwne, siedzi zupełnie sam”.
Podeszłam do niego. Właśnie pochłaniał kanapkę z jakąś niebieską polewą.
– Można się przysiąść?- zapytałam miło.
– Jasne – odpowiedział- Jak widać nie narzekam na tłumy.
– Właśnie zauważyłam. Dlaczego siedzisz sam?
– Powiedzmy, że bogowie wielkiej trójcy nie mogą mieć dzieci.
Wielka trójca- czytałam gdzieś o nich. Byli to Zeus, Hades i Posejdon. To właśnie oni sprawowali, a raczej sprawują główną władzę na Olimpie.
-Dlaczego?- jak zwykle w takich momentach moja ciekawość brała górę.
– Herosi z takich związków byli zbyt potężni, co nie bardzo im się podobało.
– A jednak ty żyjesz – i za nim zdążyłam porządnie pomyśleć wypaliłam- Czyżby Posejdon zaliczył małą wpadkę?
Zaśmiałam się lekko, ale widziałam już po minie chłopaka, ze to wcale nie było śmieszne. „Następnym razem powinnam ugryź się w język. Mimo to wiem, że przy kolejnej sposobności wypalę coś równie głupiego.
-Lepiej mi powiedz jak tu zdobyć coś do jedzenia, bo umieram z głodu- zapytałam się chcąc zmienić temat i nie tyko, bo faktycznie byłam strasznie głodna.
– Wystarczy pomyśleć, a jedzenie samo zjawi się na talerzu – widać chciał być dla mnie miły. Pewnie dlatego, że niedługo wyruszamy na wspólna przygodę. Jakaś część mnie chciała, żeby to nie był jedyny powód jego uprzejmości. Coś mnie do niego ciągnęło. I nie mam na myśli ZABÓJCZEGO wyglądu. Chyba chodzi o to, że dobrze mi się z nim gadało. A uwierzcie mi, to nie jest u mnie częste.
Zauważył, że nie jestem co do tego przekonana. Miał rację, nie bardzo chciało mi się w to wierzyć.
– Mówię serio. Spróbuj.
-Ok.
Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie dwa tosty.
– I po sprawie – Usłyszałam rozbawiony głos Percy’ego. Szybko otworzyłam oczy. Na moim talerzu znajdywały się dwa tosty, dokładnie takie same jakie jadam w domu. Spojrzałam na bruneta, a ten z trudnością próbował ukryć śmiech.
– No co? – zapytałam z lekkim oburzeniem.
– Następnym razem pamiętaj, że nie trzeba do tego zamykać oczu – odpowiedział.
-No co ty nie powiesz.
Z początku byłam na niego trochę wściekła, ale w sumie nie powiedział tego tak, jakby się ze mnie wyśmiewał, po prosu go rozbawiłam. Szczerze mówiąc to nie tylko jego. Gdy sobie wyobraziłam jak to musiało dziwnie wyglądać, sama wybuchłam śmiechem, do czego on się przyłączył.
Resztę śniadania zjedliśmy w milczeniu. Zdziwiła mnie jedna rzecz. Percy nie dokończył swojej kanapki, tylko wstał podnosząc talerz. Chyba chciał się z tym gdzieś udać.
– Już nie możesz? – spytałam się.
– Nie, to nie oto chodzi. Widzisz to ognisko – wskazał dość duże palenisko przy którym stało paru nastolatków – Jest taki zwyczaj, aby każdy heros wrzucił do niego odrobinę swojego posiłku. Coś jak ofiara dla któregoś z bogów. Najczęściej swojego rodzica. Rozumiesz?
– Chyba tak.
Uwielbiam mitologię. Jest taka barwna i ciekawa, ale część w której zabijali zwierzęta na ofiarę dla bogów mnie zawsze przerażała. „Przynajmniej to tylko zwykłe śniadanie”.
– Radziłbym ci też coś wrzucić- dodał. – Nigdy nie wiadomo kiedy przyda ci się ich pomoc.
– Jasne- odpowiedziałam z uśmiechem (no i lekkim sarkazmem).
Podeszliśmy razem do ogniska. Chciałam najpierw zobaczyć jak to się robi, więc chłopak zaczął pierwszy. Najpierw przystanął bliżej ogniska. Nie wrzucił od razu jedzenie, z czego wywnioskowałam, że chyba w myślach powiedział coś Posejdonowi. Gdy ofiara trafiła już do ogniska płomienie na sekundę buchnęły z większą mocą.
– I gotowe – Jackson uśmiechnął się i wykonał gest, jakby właśnie zakończył jakiś pokaz. W pewnym sensie tak było.- Teraz twoja kolej.
Kiedy znalazłam się bliżej ogniska pomyślałam „ To jakieś wariactwo”, ale i tak zrobiłam to co powinnam. Wydało mi się to najrozsądniejsze w mojej sytuacji. „Tylko do kogo mam się wzrócić?” Przecież nie mam boskiego rodzica. Nagle wpadła mi do głowy pewna myśl. Spotkałam już pewnego boga. Wydawał się być dziwny, ale mimo to był dosyć miły. „ Hermesie, jeśli mnie słyszysz, dzięki za paczkę, która obecnie odmienia moje życie”. Wrzuciłam ostatek tostu do ognia, który po chwili wysoko uniósł swe płomienie. „To chyba była najdziwniejsza rzecz jaką w życiu zrobiłam”.
Wróciłam do bruneta.
– I jak gotowa na trening? – po wyrazie jego twarzy wywnioskowałam, że oczekuje nie złego ubawu.
„ Po moim trupie”
– Czy jestem gotowa? Wręcz nie mogę się doczekać- co w sumie było prawdą. – Tylko przedtem muszę zanieść list Chejronowi.
– Nie ma sprawy. W takim razie spot…- nie zdążył skończyć zdanie, ponieważ w słowo wszedł mu inny chłopak.
– Cześć Percy i nowa koleżanko Percy’ego.
Przywitał nas miło duży, dobrze zbudowany, wysoki chłopak. Miał brązowe włosy. Ubrany był w schodzone już jeansy oraz koszulkę obozu. Od razu rzuciły mi się w oczy jego oczy, a dokładnie OKO. To był cyklop. Nie powiem, trochę się wystraszyłam, ale nie chciałam tego dać po sobie poznać. Szczególnie, że Percy zachowywał się, jakby to było coś zupełnie normalnego. „ Hello, znajdujesz się w obozie mitycznych herosów, kro wie kogo albo co tu jeszcze spotkasz”.
– Hej Tyson – nagle cyklop uściskał mocno syna Posejdona.- Już wystarczy wielkoludzie, bo mnie udusisz.
„Musieli się naprawdę bardzo lubić”.
– Cassidy poznaj mojego przyrodniego brata – przedstawił nas sobie – a to, jak już zdążyłeś zauważyć jest moja nowa koleżanka.
„ ONI SĄ BRAĆMI?!”, ale nie miałam czasu się nad tym zastanowić, gdyż Tyson nagle zerwał się w moją stronę mówiąc:
– Przyjaciele Percy’ego są moimi przyjaciółmi
Odruchowo się cofnęła. Brunet musiał zauważyć moje przerażenie, dlatego wkroczył do akcji.
– Hej, hej, hej. Bez przesady chłopie. Zrozum ona jest nowa, więc nie należy jej zbytnio straszyć.
– Ale ja nie chciałem nikogo przestraszyć, po prostu chciałem być miły- Odniosłam wrażenie, że cyklop zaraz się rozpłacze. „ To już jest przesada”
– Jakim cudem wy jesteście rodzeństwem?- zapytałam wciąż oszołomiona.- Sądziłam, że Posejdon nie mógł mieć więcej dzieci?
– Faktycznie, ale jedynie ze śmiertelniczkami- to prawda, gdzieś coś słyszałam o tym, że cyklopi są dziećmi boga mórz i… No właśnie, kogo? Mój mózg chwilowo przełączył się na wyszukiwanie mitologicznych informacji, co było dobre, bo przynajmniej szok po woli mijał.- To dłuższa historia.
Odniosłam wrażenie, że sam jej nie do końca rozumie.
– No, o wiele dłuższa. Mój kochany braciszek uratował mnie, a później cały świat…- Tysonowi już się polepszyło.
Przypominał mi bardziej małe dziecko niż strasznego cyklopa. Raczej nie jest groźny.
– Nie zanudzajmy Cassidy – szybko wtrącił Percy. Widać nie chciał kontynuować tego tematu, ale ja byłam strasznie ciekawa przeszłości chłopaka.
– Zanudzać? Skądże. To bardzo ciekawe.
– A ty nie śpieszyłaś się do Chejrona- „ Sprytne posunięcie”- Zmykaj, on nie będzie wiecznie czekał i ja też nie. Za godzinę widzę cię na arenie.
Nie zamierzałam się już więcej spierać, ponieważ heros miał rację.
***
Na ganku Wielkiego Domu zastałam Chejrona oraz Pana D. (wciąż nie mogę się przyzwyczaić, że to najprawdziwszy Dionizos) grających w brydża. Dyrektor obozu był ubrany identycznie, jak w dniu, kiedy go poznałam. Czyli wczoraj. „ Ile przez jeden dzień może się zmienić w życiu człowieka”. Bóg wina w swojej ręce trzymał puszkę dietetycznej coli. „ Zawsze sądziłam, że bóg wina pije wino, a nie colę… w dodatku dietetyczną. Później zapytam o to Annabeth”. Centaur tym razem nie był w swojej całej okazałości. Siedział na swoim wózku inwalidzkim. „ Szkoda, bo gdy miałam przed oczami jego koniowaty tułów przynajmniej miałam dowód na to, że nie zwariowałam.
– Dzień dobry – przywitałam się miło – przyniosłam ten list jak się umówiliśmy.
Podałam mu kopertę.
– Och tak, przypominam sobie – odebrał ją ode mnie. Na jego twarzy widać było uśmiech i spokój. „Ciekawe czy zawsze taki jest?” – Jak ci się podoba u nas na obozie?
Trudno było powiedzieć, w końcu nawet nie spędziłam tu jeszcze pełnego dnia. Ograniczyłam się więc tylko do krótkiej odpowiedzi.
-Jest spoko. Muszę już iść bo Percy na mnie czeka.
– O, dobrze, że poruszyłaś ten temat, panno Capity – odezwał się Pan D. „ Naprawdę można było zapomnieć o jego obecności”
– Cassidy – poprawiłam boga. „Chyba nie mam aż tak trudnego imienia?”
– Nie ważne. Powiedz temu swojemu przyjacielowi, że dobrze wiem co razem z panną Cheese wyprawiają po nocach. Jest to naruszenie regulaminu obozu, więc jeśli nie chcą mieć kłopotów to niech lepiej przestaną.
Chyba chodziło mu o Annabeth, chociaż ta ma na nazwisko Chase. Najwyraźniej bóg ten nie miał dobrej pamięci do imion. Spojrzałam ukradkiem na Chejrona. Z trudem powstrzymywał śmiech, co potwierdziło moje przypuszczenia. Chodziło mu z pewnością o ten punkt w regulaminie, który mówił, aby wszyscy herosi w nocy zostawali we WŁASNYCH domkach. „ Z pewnością nie zamierzam przekazywać takiej wiadomości Jacksonowi”.
– Jasne, przekaże- odpowiedziałam z udawanym uśmiechem, po czym odeszłam. „Oby bogowie nie czytali w myślach, bo raczej nie wypada okłamywać jednego z nich”.
***
Arena do ćwiczeń była wielkim placykiem, na którym znajdowały się m.in. manekiny ćwiczebne oraz tarcze do strzelania. Najbardziej przykuła moją uwagę ściana wspinaczkowa. Była ona bardzo wysoka. Od czasu do czasu spływała po niej lawa, a kamienie, po których można było się wspinać, magicznie znikały. „ Fajnie by było się po niej wspinać – zawsze kręciły mnie sport ekstremalne, choć nigdy nie miałam odwagi spróbować- o ile bym nie spadła”.
– Na to na razie musisz poczekać.
Percy tak niezauważalnie pojawił się koło mnie, że podskoczyłam lekko z zaskoczenia. Miał na sobie zbroję koloru srebrnego. Wolałam go w luźnych, obozowych ciuchach.
– Musisz się tak skradać jak jakaś kaczka? – jeszcze nie udało mi się wyjść z szoku. „ Ostatnio łatwo mnie wystraszyć – co nie jest do mnie podobne”
– Kaczki się raczej nie skradają- dodał zdezorientowany.
Dopiero teraz dotarł do mnie sens moich słów. A raczej jego brak.
– Tak mi się powiedziało, nie musisz mi tego wypominać, ok? – moją obroną od zawsze był atak, choć wiem, że dlatego często wychodzę na osobę obcesową, ale nie potrafię nad tym panować.
– Ok. Bez nerwów – po jego minie mogłam wywnioskować, że zdziwiło go moje zachowanie.
– Sorki, po prostu mnie zaskoczyłeś- chciałam szybko rozładować napięcie, więc dodałam.- To od czego zaczynamy?
Ten wręczył mi zbroję oraz miecz. Nie wyglądały na zbytnio nowe.
-To naprawdę konieczne? – nie miałam ochoty jej zakładać. Z tego co kojarzyłam są one ciężkie i nie wygodne, co utrudni mi jakąkolwiek koordynację ruchową.
– Absolutnie- powiedział z przekonaniem. – Rozejrzyj się.
Faktycznie wszyscy herosi zgromadzeni na ćwiczeniach mieli dokładnie takie same kolczugi. Bez większych sprzeciwów założyłam ją na siebie. Jak się wcześnie domyśliłam była tak ciężka i nie wygodna, że optymistyczne nastawienie powoli zaczęło znikać. „ Nie rób obciachu”.
– Co mam robić?- zapytałam z (udawanym) zapałem.
Chłopak pokazał mi parę ciosów mieczem, uników oraz podcięć i kiedy już je załapałam, zaczęliśmy ze sobą walczyć. Właściwie to nie była walka, tylko ćwiczenia. Na przemian napieraliśmy na siebie. Raz mi udało się wykonać uderzenie mieczem, raz jemu. Niektórych z nich udało mi się uniknąć, niestety innym razem zdawałam sobie sprawę, dlaczego potrzebna była zbroja. Jak to Percy ładnie określił szło mi poprawnie. Nie przejmowałam się tym faktem, ponieważ już po godzinie skapnęłam się, że to nie jest mój konik. Nie było to zbytnio ekscytujące, ani nawet ciekawe. Trzeba było jedynie odpierać lub unikać ataki, po czym samemu je wykonywać. Osobiście mnie to nudziło, co heros zauważył i zaproponował przerwę. Ucieszyła mnie ta propozycja, bo byłam totalnie zmęczona. Usiedliśmy na trawie.
– I jak ci się podoba?- zapytał, choć na pewno znał odpowiedź.
– Szczerze to nie za bardzo- odpowiedziałam miło, przecież to nie jego wina. On tylko próbuje nauczyć mnie przetrwać.
-Dlaczego? – widocznie go tym zaciekawiłam.
– To jest nudne.
– Nudne?- powiedział totalnie zdziwiony, chyba nie takiej odpowiedzi się spodziewał- Jakim cudem szermierka może być nudna. Cały czas musisz uważać, na szybko obmyślać taktykę, przewidzieć kolejny ruch przeciwnika. Jak to może się znudzić?
Domyśliłam się, że Percy uwielbia walkę na miecze. Opowiadał o tym z takim entuzjazmem.
– No chodzi mi o to, jakby to powiedzieć… – z pewnością nie mogłabym zostać nauczycielką. Nie cierpię tłumaczyć innym swoich myśli. Sprawia mi to trudność.- Powiedzmy, że spodziewałam się czegoś bardziej… ambitnego.
– Ambitnego?- Jak się mogłam domyślić nie zrozumiał o co mi chodzi.
– Nieważne. Zapomnij o tym. Wracamy do ćwiczeń?- Moim zadaniem było nauczyć się obrony i to też zamierzałam zrobić.
-Nie no poczekaj. Z doświadczenia wiem, że na misji najlepiej mieć broń, która idealnie ci pasuje, z którą czujesz się pewnie. Może powiesz jaka broń jest według ciebie… jak to ujęłaś…ambitna.
Nie musiałam nad tym długo myśleć. Odkąd pamiętam strasznie podobało mi się łucznictwo. Podziwiałam tych, którzy z długich odległości potrafili celnie trafić do celu.
– Łuk
– To się da zrobić- uśmiechnął się do mnie. Od razu wyczaiłam, że wpadła na jakiś pomysł.
***
Syn Posejdona kazał na siebie czekać przy jednej z tarcz do strzelania. W między czasie obserwowałam jak inni obozowicze ćwiczą. Niektórzy byli słabsi, inni lepsi, ale wszyscy trenowali ile tylko mieli sił. „ Ciekawe czy tak wygląda ich codzienne życie w obozie? Ćwiczenia i tylko ćwiczenia. Może mają też inne rozrywki?” Percy wrócił po jakimś kwadransie, niosąc ze sobą łuk i strzały.
– Sam nie wiem zbyt wiele o łucznictwie, ale popytałem trochę Willa, jednego z synów Apolla, a on wytłumaczył mi podstawy.
– Ok, no to jak używać tego cudeńka? – wzięłam do ręki łuk. Był on dosyć lekki, wygodny w trzymaniu.
– Prawą, nie czekaj lewą ręką przytrzymaj przód łuku, a drugą naciągnij tą linkę, o tak – pokazał mi, na drugim zestawie, jak mam to dokładnie złapać, ale widać było, że to nie jest jego ulubiona broń.
-Następnie przyłóż do tego strzałę, trzymaj w ten sposób i wypuść.
Jego strzał nie był celny, ale mimo wszystko wystrzeliło.
– Taa, nie powiem, że mam do tego talent- nie wyglądał tym faktem zmartwiony, pewnie dlatego, że mieczem bez problemów pokonałby przeciwnika.- Teraz twoja kolej.
– No to do roboty.
Powtórzyłam czynności chłopaka, gdy już miałam wypuszczać strzałę ten mi nagle przerwał.
– Sorki, ale o czymś zapomniałem. Will dodał jeszcze, że przy wybieraniu celu należy się mocno skupić i wziąć głęboki oddech. Liczysz się tylko ty i punkt, w który chcesz trafić, czy coś takiego… ogarniasz? – sądzę, że sam nie wiedział o co dokładnie chodziło synowi Apolla.
– Tak myślę.
Wzięłam w rękę łuk, naciągnęłam strzałą. Spróbowałam powstrzymać ręce od jakichkolwiek drżeń. „Tylko ja i niebieska kropka na tarczy, oznaczająca jej środek”. Wypuściłam strzałę. Co prawda nie trafiła ona w sam środek, ale i tak była blisko.
-Nieźle jak na początek- pochwalił mnie heros.
-Dzięki- odpowiedziałam z uśmiechem- To co, jeszcze raz?
Musiałam przyznać- to coś stworzone jest dla mnie. Choć zdawałam sobie sprawę, że jeszcze dużo ćwiczeń przede mną, to wiedziałam, że będzie nie zła frajda.
Nie pomyliłam się. Ćwiczyliśmy jeszcze przez trzy godziny, z początku do samej tarczy, następnie do ruchomych celów. Szło mi coraz lepiej, z czego byłam bardzo dumna. Jednak najfajniejsze momenty były wtedy, kiedy przypadkiem trafiłam innego obozowicza. Było to bardzo zabawne. Mogłabym spędzić na tym cały dzień, ale niestety czekała mnie jeszcze lekcja z córką Ateny. Nie sądziłam, że czeka mnie na niej taka zabawa.
***
Po drodze do domku numer 6 spotkałam Rachel – obozową wyrocznię.
– Cześć, muszę z tobą porozmawiać – po jej minie nie zapowiadało się na miłą rozmowę- ale ma to zostać między nami, jasne?
– Cześć Rachel i jasne- to z pewnością mogłam jej obiecać. Nie cierpię ludzi, którzy wypaplają każdy sekret, który ktoś im powierzy. W takich sytuacjach należy trzymać język za zębami.
– Przestań flirtować z Jacksonem. Ja rozumiem, że może ci się podobać, ale zostaw go w spokoju. On jest z Annabeth i po tym wszystkim co razem przeszli należy im się spokój, więc nie waż się tego psuć.
„ Po tym co razem przeszli- ciekawe co miała na myśli”
-Czekaj chwilę, po pierwsze to nie jest twoja sprawa, po drugie nie zamierzam z nikim gadać na tematy sercowe, i po trzecie jak już chcesz wiedzieć to z nikim nie flirtuję- odpowiedziałam jej tym samym oskarżycielskim tonem.
„Chyba nie flirtuję” Tak naprawdę to nie znam się na tych sprawach, więc jeśli nawet tak było (co faktycznie mogło się wydarzyć) to nie zrobiłam tego specjalnie.
– Wiem co widziałam na arenie- powiedziała stanowczo.
„ Co mogła tam zobaczyć, jedynie to, że się dobrze bawiliśmy, wygłupiając się i śmiejąc. Czy naprawdę to w ten sposób wyglądało?”
– Słuchaj jak już wcześniej powiedziałam to nie jest twoja sprawa, a ja nie rozbijam cudzych związków, cześć. – Wytrącona z równowagi jak najszybciej udałam się do domku Ateny.
***
Lekcje z Annabeth przebiegały w ciszy i … ciszy. Oprócz tematów dotyczących mitologii oraz obozu praktycznie nie rozmawiałyśmy. Uzupełniłam swoje braki w wiedzy (nie były duże, ale jednak), dowiedziałam się wielu ciekawych informacji o bozie oraz teoretycznie, które potwory moglibyśmy spotkać na misji( Meduzę, Erynie, Chimerę itp.). Nie pocieszyło mnie to, wręcz przeciwnie, coraz bardziej napawało lękiem. „Nie wycofam się z tego- powtarzałam sobie- za żadne skarby”. Chciałam wypytać się o przeszłość jej i Percy’ego, ale zbywała mnie za każdym razem, dokładnie taj jak chłopak przy Tysonie. „ Ciekawe co się takiego wydarzyło?”. Poznałam także imiona trzech herosów, którzy zaginęli: Leo Valdez (od Hefajstosa- to właśnie on zbudował Argo II), Piper McLean (od Afrodyty) oraz Nico di Angelo (od Hadesa- ma gościu pecha). Po jej zachowaniu zrozumiałam, że byli dla niej bardzo ważni. „Musimy ich uratować”.
***
Tak właśnie mijały moje dni w Obozie Herosów. Rankiem ćwiczyłam łucznictwo, a po południu obmyślaliśmy strategię z Annabeth. „ Najchętniej bym z stąd nie wyjeżdżała”. To miejsce było bajkowe. Ludzie i atmosfera wspaniała. Pomijając Rachel i Annabeth. Mimo to wiedziałam, że nie mogę tu przebywać wiecznie. Nieuchronnie zbliżała się nasza misja, która z pewnością odmieni moje życie, albo je zabierze.
Hue Hue Hue Pierwsza !! 😀
No więc tak…
… Podobało mi się….
… Bardzo mi się podobało…
… pisz jak najszybciej CD. 😀 😀 😀
Jestem zmęczony więc widziałem tylko jeden błąd, a mianowicie:
Od kiedy Percy jest dziewczyną? On „wpadł”, a ty napisałaś wpadła.
Daiewczyna ma już troszkę więcej życia w sobie, ale brakuje jej i tak charakteru. Rozmowa z Rachel jest pusta i sucha, nienaturalna. Mogłaś dodać jakiś opis np. ,,Zielone oczy Rachel wpatrywały się we mnie czujnie, a jej usta była zaciśnięte w prostą kreskę”, czy coś takiego. No i samo zachowanie bohaterki – mogła się pokłóci z Rachel, a jeśli już zwiewała to powinna odczuwać jeszcze głębszy szok, powinno ją ,,zamurować”. A narracja pierwszoosobowa wymaga przemyśleń!
Przepraszam, zjadłam słowo w ostatnim zdaniu; ,,Narracja pierszoosobowa wymaga jeszcze więcej przemyśleń” 😉
Chwila chwila chwila. Czemu Apollo powiedział, żeby popracować nad haiku, jak nawet nigdy go nie układała.