Nic nie widzę. Jedynie ciemność, a do uszu dochodzą mi niepokojące dźwięki. Zamykam oczy, a gdy znów je otwieram, patrzę na białe światło, które z czasem się otwiera. Nie mogę się poruszyć, ani nic powiedzieć. Przeszywa mnie zimno, jakiego jeszcze nigdy nie poznałam. Ktoś się do mnie zbliża. Próbuję dojrzeć kto to, ale mój wzrok słabnie. Gdy ta osoba jest już wystarczająco blisko, abym mogła ją dotknąć, wysuwając ramie do przodu, patrzę na nią. Przede mną stoi dumny i majestatyczny mężczyzna. Zerkam mu w oczy, a jedyne co widzę to chłód, smutek i pustka. Szybko odwracam wzrok, lecz wspomnienie dalej we mnie pozostaje. Słyszę jęki. Ludzkie jęki. Coraz wyraźniej i głośniej. To okropne! Niech ktoś to weźmie!
On bierze mnie za rękę. Próbuję mu się wyrwać, lecz mi to nie wychodzi. Uścisk jest silny niczym stal. Poddaję się i opuszczam głowę w dół. Idę tak kilkaset metrów, lecz zauważam, że idę po ludzkich… kościach. Wymijam je, lecz mi to nie wychodzi. Jest ich za dużo!
Nagle docieram do wielkich drzwi. Gdy się w nie wpatruję widzę nicość. Wprowadza mnie do środka. Jestem pod wrażeniem. Nie sądziłam, ze w takim upiornym miejscu może być coś tak… pięknego. Srebrna podłoga, po środku Sali trzy trony: czarny, czerwony i trochę mniejszy, złoty. Na drugim i trzecim zasiadły dwie piękne kobiety. Bardzo podobne do siebie. Może matka i córka? Patrzą na mnie z ciekawością i współczuciem. Po chwili rozglądam się uważnie po Sali i widzę więcej ozdób. Szara, a wręcz grafitowa podłoga, która lśni, przez co mogę ujrzeć światło ze świec. Dwie, duże srebrne fontanny są po bokach, niczym kolumny, a leje się z nich jakiś czerwony płyn, jakby krew. Spoglądam z niepokojem na pana w czerni, a ten podchodzi do kobiet i mówi:
– Przyprowadziłem ją. Oto Elizabeth Briv- mruknął.
– Ona? Ta chuderlawa dziewczynka jest moją wnuczką?- uśmiechnęła się wrednie.
– Matko, proszę…- zgromiła ją spojrzeniem. Następnie przeniosła wzrok na mnie i uśmiechnęła się delikatnie.- Elizabeth… Tęskniłam za tobą- podeszła do mnie i przytuliła. Nie mogłam się poruszyć. Czułam, że nie znam tej osoby, ale… Czułam również, że jest mi bliska. Powoli odwzajemniłam uścisk.- Liz… Liz… Wiesz, ze jestem twoją mamą, prawda? To ja, twoja mamusia…- załkała.
– Już? To świetnie- wywrócił oczami ten mężczyzna, który mnie przyprowadził.- Czas na egzekucje…- szepnął cicho z uśmiechem psychopaty. nie docierało do mnie co powiedział, aż w końcu… poczułam zimno. Spojrzałam na moją białą, płócienną koszulę i zauważyłam czerwoną plamę, która ciągle się powiększała. Zrozumiałam… Zabił mnie… Ale co mi z tego? I tak już bym nie wróciła do domu, a teraz mogę być przynajmniej z nią. Z moją rodzicielką. Jedyne, z czego mogę się śmiać to to, że od zawsze moim marzeniem było, aby nikt się nie dowiedział o mojej śmierci. A teraz… Umarłam w krainie umarłych…
Czemu tego jeszcze nikt nie skomentował? Podoba mi się pomysł, jest wręcz świetny 😀 Ale mimo wszystko mogłaś się bardziej rozpisać. Nie mówię, że jest źle, bo nie mnie to oceniać. Sama z pewnością nie zrobiłabym tego lepiej. Rozumiem co znaczy ,,jednopartówka”, ale to aż się prosi o CD. Przemyśl to 😉 Życzę weny
Ja tez sadze,ze moglabys napisac cos wiecej. I brakuje troche uczuc,bo opisy sa,ale nie ma powiazania miedzy nimi a uczuciami ;D