Hej, zaskoczył mnie pozytywny odzew z waszej strony Cieszę się, że się podobało. Kolejny rozdział chciałabym zadedykować wszystkim, którzy skomentowali poprzedni rozdział. Tak, wiem, problem z interpunkcją. Mam nadzieję, że stopniowo sobie z tym poradzę, ale dość ciężko jest eliminować błędy kiedy pisze się falami. Z reguły mam dwa razy do roku okres kiedy przez tydzień albo dwa mam ochotę cały czas pisać po czym następuje długi czas kompletnego odcięcia się od tego. No ok. nie zanudzam was tylko zapraszam na część drugą opowiadania. Wydaje mi się, że jest gorsza niż rozdział pierwszy ale mam nadzieję, że to tylko „wydaje mi się”.
Jak się odkochać? 2/3
– Ta historia opowiada o tym jak w obozie planowana jest pewna misja. W pewnej chwili jeden z obozowiczów ma rzucić ironicznie, że być może potrzeba im pomocy wyroczni, bo jak wiadomo przed misją potrzebna jest przepowiednia. Pozostali uznają to za świetny pomysł. W końcu trzeba czymś zająć główną zainteresowaną. I wtedy nadchodzi Rachel, to znaczy Amanda, która ją gra. Co jakiś czas za plecami Rachel mają przebiegać aktorzy, którzy organizują dla niej przyjęcie ale do samego końca nikt o tym nie wie. W tym czasie każdy stara się odwrócić uwagę Rachel od organizowanej „misji”, zwracając się do niej z prośbą o wygłoszenie przepowiedni. Niektórzy pytają się o głupie rzeczy w stylu jaki rozkład ma dnia Dionizos, inny stosuje grę słów np. „nie wiem, czyli co wiem? Nie wiem, że wiem, bo nie wiem…”, a na przykład ja mam grać zakochaną dziewczynę, która nie może odnaleźć się z chłopakiem. Ta historia ma się skończyć teoretycznie dobrze, ale nie wiem czy można powiedzieć, że coś skończy się dobrze przy Zachariasu, który gra mojego ukochanego. – Annika wzięła głęboki oddech po skończonym monologu.
Callie pokiwała głową, udając, że wszystko zrozumiała. Z tego co zrozumiała sztuka ma mieć ręce i nogi, a ponadto odnosić się do prawdziwych wydarzeń. Współczuła tylko Annice tego, że musi grać z Zachariasem. Co z tego, że był nie najbrzydszy? Mógł uchodzić nawet za przystojnego, ale nie był ideałem jej przyjaciółki. Ona wolała pewnych idiotów z brązowymi loczkami, którzy są wyżsi od niej o głowę a nie dwie.
– Nie przejmuj się. Wszystko pójdzie dobrze – powiedziała, poprawiając misternie związanego koka. – Ann, muszę o coś zapytać.
– No to pytaj – ta skinęła tylko głową.
– O co chodzi z Louisem? To już zamknięta sprawa, prawda?
– Pewnie. Zapomniałam o nim, co nie?
Wypowiedziała to za szybko. Callie czuła, że ma powody do zmartwień. Nie chciała po raz kolejny stracić przyjaciółki. Rozumiała, że ktoś mógł jej zawrócić w głowie ale dlaczego musiał to być Andrews? Przecież wiadomo, że taki związek nie miałby szans. On jest prawie dziesięć lat starszy i zapewne nie pamięta nawet jej imienia. Annika mówiła, że nigdy nie zdarzyło mu się powiedzieć do niej po imieniu tylko zawsze sformułowaniem „Ty”. W ogóle ich relacja była dość dziwna. Nikt nie zauważał co się między nimi dzieje. Kiedy on spoglądał w jej stronę, a zdarzało mu się nawet uśmiechać centralnie do niej, to ona uciekała wzrokiem. Gdy natomiast gotowa była wytrzymać całą wymianę spojrzeń to on nagle miał co innego w głowie. Callie nie mogła tego zrozumieć i pozostawało jej mieć nadzieję, że przyjaciółka pójdzie po rozum do głowy i nie zakocha się po raz drugi.
– Wiesz, jeżeli będziesz potrzebować z kimś pogadać, to zawsze możesz zwrócić się do mnie.
Annika uśmiechnęła się niepewnie po czym odwróciła w stronę Amandy, która właśnie podeszła. Miały do obgadania sprawę z kostiumami i Callie nie zamierzała się w to mieszać. Postanowiła zająć się swoim kolejnym numerem gazetki. Musiała nanieść na niego ostateczne poprawki i skserować.
Na werandzie Wielkiego Domu zauważyła Dionizosa. Ten stary piernik, jak często go nazywała, wyjątkowo jej nie lubił i to z wzajemnością. Gdy tylko ją zauważył znad swoich kart wymruczał pod nosem coś, co zapewne w zamyśle miało przypominać powitanie, a faktycznie było wiązką kilku przekleństw. Siedzące obok niego dwa satyry spuściły wzrok. Callie kiwnęła im głową na powitanie całkowicie ignorując boga greckiego. W głowie zaświtała jej myśl aby napisać artykuł o niesprawiedliwym traktowaniu satyrów. Tak, Dionizos z wdzięczności zamieniłby ją zapewne w kupkę popiołu uprzednio obdzierając ze skóry.
-Dzień dobry! – zawołała, stając w progu Wielkiego Domu.
Odpowiedziała jej cisza. W środku widocznie nikogo nie było. Zrobiła kilka kroków do przodu, zamykając za sobą drzwi. Rozglądnęła się dookoła, sprawdzając czy coś się zmieniło od zeszłego tygodnia. Wszędzie panował nienaganny porządek co zapewne oznaczało, że któryś z herosów coś przeskrobał i musiał odpracowywać swoją karę, sprzątając Wielki Dom. Uśmiechnęła się na wspomnienia swoich wybryków po czym skierowała się w stronę gabinetu Chejrona. To tam znajdywała się kserokopiarka, na którą dał się namówić kilka lat temu.
Gdy weszła do środka stanęła jak wryta. Rudowłosy chłopak stał do niej tyłem i próbował tańczyć, wycierając jednocześnie kurze na biurku. Na uszach miał słuchawki więc pewnie słuchał muzyki. Dopiero teraz dosłyszała, że cicho nucił coś sobie pod nosem ogromnie fałszując.
– David!
Chłopak zatrzymał się po czym powolnie odwrócił w jej stronę. Słuchawki zsunęły mu się z uszu, zawisając na chudej szyi. Jego orzechowe oczy zabłysły radosnymi iskierkami na jej widok.
– Callista! – wykrzyknął uradowany, rzucając za siebie brudną szmatkę.
– Nie mów do mnie Callista! – zawołała ze śmiechem. – Co takiego zrobiłeś, że teraz tu sprzątasz?
– A.. Nic takiego. Twoi bracia mnie wrobili kiedy próbowałem z nimi podejrzeć tą nową od Afrodyty – wybąkał nieco zmieszany. – A ty co? Pewnie przyszłaś drukować to swoje pismo.
– Czytasz mi w myślach – uśmiechnęła się do niego. – To co? Pomożesz mi?
David z szerokim uśmiechem na ustach zabrał od niej teczkę z artykułami po czym wziął się do roboty. Callie usiadła na blacie biurka i obserwowała pracę przyjaciela. Od samego początku pomagał jej z przygotowaniem i roznoszeniem gazetki więc teraz był dla niej niczym prawa ręka. Świetnie się przy nim bawiła i przeważnie mogła na nim polegać.
– Wiesz, że Rachel ma w przyszłym tygodniu urodziny? – zapytała w pewnej chwili, przyglądając się zdjęciu ich rudowłosej wieszczki, które wisiało wśród innych na ogromnej tablicy korkowej.
– Pewnie. Chyba wszyscy o tym wiedzą – stwierdził w dalszym ciągu majstrując przy kserokoparce. – A co?
– Ja nie wiedziałam – powiedziała nieco nadąsana. – Nie rozumiem w jaki sposób mi to mogło umknąć.
– Tobie umyka wszystko co jest związane z Louisem Andrews. Gdyby nie Annika to pewnie aż do spektaklu nie wiedziałabyś, że on tu jest.
– Przesadzasz. Ja po prostu za nim nie przepadam.
– Ty za nim nie przepadasz, a on nawet nie wie, że istniejesz – David odłożył ostatnie egzemplarze na stos kartek. – Za to wydaje mi się, że niedługo stracisz przyjaciółkę.
– Co?! Niby dlaczego?! – zeskoczyła z biurka na równe nogi. Z tego pośpiechu strąciła na ziemię ponad połowę gazetek.
– Ah.. no tak.. Ty się nie interesujesz niczym związanym z Louisem – przewrócił oczami – Tę dwójkę do siebie najwyraźniej ciągnie. Już poprzednim razem było jasne, że tworzy się pomiędzy nimi jakaś chemia. Spoglądali na siebie, a gdy jedno okazywało zainteresowanie to drugie uciekało i na odwrót. Pewnie to tylko kwestia czasu kiedy trafią gdzieś na siebie i może stworzą szczęśliwe love story.
Callie wyglądała jakby miała zaraz zamordować swojego przyjaciela. Szybko schyliła się po porozwalane papiery i gdy już wszystko uporządkowała przerwała ciszę, która zapadła między nimi.
– Nie będzie żadnego love story, jasne? – zapytała, wbijając w niego swoje czekoladowe spojrzenie. – Andrews jest ostatnią osobą, która ma jakiekolwiek prawa do Anniki. Już raz ją zranił i dobrze wiemy jak to się dla niej skończyło.
– No tak, ale..
– Nie ma żadnego „ale”. Musimy sprawić, że się odkocha.
David wsadził ręce do kieszeni spodni. Nie podobał mu się pomysł Callie. Wiedział jednak, że jego protesty na nic się zdadzą i lepiej będzie gdy jej pomoże. Sama mogłaby narobić wiele szkód, a tak przynajmniej ją skontroluje. Miał nadzieję, że Louis i Annika mu to kiedyś wybaczą. Ta dwójka naprawdę mogłaby być razem. Właściwie nic nie stało im na przeszkodzie oprócz tych dziwacznych podchodów.
– Dobra, to powiedz mi w jaki sposób zamierzasz do tego doprowadzić.
– No, ej! – Callie spojrzała na niego z wyrzutem, sięgając po najnowszy numer gazetki. – Nie czytałeś artykułu? Tu jest pełno porad.
– Tak, a najmądrzejsza to, ta gdzie mówią, że najlepiej by było porwać Erosa i wymusić na nim jakieś czary mary – poirytowany David wskazał na jeden z ostatnich punktów. Callie przewróciła oczami.
– Przecież wiesz, że nie o to mi chodziło.
Nabazgrała szybko na kartce informację dla Chejrona, że przyjdzie jutro rano i zabierze swoje papiery. Zaraz po tym bez słowa wyszła z Wielkiego Domu, trzaskając za sobą drzwiami. Zignorowała zaczepki Pana D. i ruszyła w kierunku amfiteatru.
Tak jak przypuszczała próba trwała w najlepsze. Ukryła się za jednym z drzew aby móc obserwować z ukrycia swoją przyjaciółkę. Annika stała na scenie i podpierając się pod boki spoglądała ze wściekłością na Louisa. Z daleka można by uznać, że nie pała do niego sympatią ale Callie nie jedno już w życiu widziała. Tkwiła jednak w niej pewna nadzieja, że przyjaciółka w końcu przejrzała na oczy i okazywana wrogość w stosunku do Louisa jest jak najbardziej prawdziwa.
– Nie musisz jej pilnować – Callie drgnęła, gdy usłyszała przy uchu ciepły głos przyjaciela. Spojrzała na niego uważnie, próbując odgadnąć o co może mu chodzić. David oparł się plecami o konar drzewa, nie spuszczając z niej wzroku. – Przeczytałem ten artykuł i powinniśmy spróbować zadziałać bronią Anniki.
– Co masz na myśli?
– Skoro nie przeszło jej gdy go nie widziała to może trzeba go jej obrzydzić?
Callie zapatrzyła się na amfiteatr. Jej przyjaciółka stała z rękami opartymi na biodrach i spoglądała raz na Louisa a raz na Zachariasa. Mieli jakieś problemy z odegraniem sceny co wyraźnie denerwowało każdego z nich. W pewnej chwili Andrews odciągnął Annikę na bok a przed Zachariasem postawił Amandę. Sam pokazał jak to wszystko powinno wyglądać, przyciągając blisko siebie Ann i trzymając jej rękę przy swojej piersi wygłosił odpowiednią kwestię. Annika była zbyt zszokowana aby jakkolwiek na to zareagować. Bezwiednie poddała się sile Louisa, nie spuszczając z niego wzroku.
– Zgadzam się – powiedziała z mocą, gdy jej przyjaciółka znajdywała się co najmniej metr od Andrewsa. – Mam już chyba pewien pomysł. Musimy jednak zaczekać do wieczora.
* * * *
Callie roześmiała się na cały głos, nie mogąc uwierzyć jak dobrze jej bracia potrafią karykaturować dzieciaki od Afrodyty i ich kwestie, które ukazały się w najnowszym numerze gazetki. Ci złodzieje wykradli z gabinetu Chejrona kilka egzemplarzy i już teraz dzielili się ze wszystkimi przy stole artykułem z poradami. Callie wystawiła język do Bena, który proponował przeprowadzenie z nią sesji terapeutycznej na temat jej złamanego serca, po czym związała swoje miodowe włosy w niedbały węzeł. Rozejrzała się po kantynie, najwięcej uwagi poświęcając stołowi Ateny, gdzie zebrała się większość grupy teatralnej.
Annika siedziała nieco przygaszona i bawiła się serwetką. Callie bez trudu zauważyła, że w pobliżu nie było Louisa, co oznaczało, że czas zaczynać plan. Wstała od swojego stołu i podeszła do przyjaciółki. Ann uśmiechnęła się do niej blado, próbując zachować pozory wesołości. Niestety nie wyszło jej zbyt dobrze, bo o ile mimika twarzy wskazywała na to, że wszystko jest w porządku, to w oczach czaił się niewyjaśniony smutek.
– Chodź, muszę ci coś pokazać.
– Coś się stało? – zapytała Annika, odrzucając na stół czerwoną chustkę.
– Można to i tak ująć.
Już w następnej chwili dziewczyny szły żwirową ścieżką w stronę granicy obozu Herosów. Callie nie chciała niczego powiedzieć dopóki nie znalazły się w pobliżu Sosny Thalii. Gdy podeszły do niej na kilkanaście metrów mogły zauważyć, że ktoś już tam stoi.
– Po co tu przyszłyśmy? – zapytała cicho Annika, rozpoznając w mężczyźnie Louisa.
Callie przez chwilę milczała. Dzięki tej przerwie miały okazję obserwować jak Andrews stoi do nich bokiem oparty o drzewo i z zamkniętymi oczami pali papierosa. W blasku zachodzącego słońca ta scena wyglądała bardzo ciekawie i zapewne nie jeden fotograf chciałby uwiecznić ten moment na zdjęciu.
– Pomyśl sobie jakie to ochydne. Przecież on marnuje swoje zdrowie – powiedziała Callie. Doskonale wiedziała, że Annika jest przeciwniczką stosowania wszelkiego rodzaju używek. Gdy odkrywała, że jakiś chłopak, który pojawia się w kręgu jej zainteresowań, na przykład pali to niemalże od razu tracił w jej oczach.
– Wiesz – zaczęła niepewnie Ann. – Każdy może rzucić palenie. Może wystrczy mu tylko pomóc.
Callie, która już zdążyła dopisać kolejny sukces do swojej listy, w jednej chwili spojrzała zaskoczona na przyjaciółkę. Nie spodziewała się takiej reakcji. Nie podobało jej się to i miała już na końcu języka kilka słów, które powinny przemówić Annice do rozumu.
– Annika? – dziewczyny spojrzały na Louisa, który szedł w ich stronę. – Annika.. – przerwał jakby zastanawiał się nad brzmieniem tego imienia. Callie uniosła pytająco brwi, jednak Louis nie zwracał na nią najmniejszej uwagi. – Annika, tak sobie myślałem, że może moglibyśmy poćwiczyć jutro tę scenę z przepowiednią. Mamy wiele do poprawienia i przydałaby mi się mała pomoc.
Ann błądziła wzrokiem od Louisa do granicy obozu, roztaczającej się za nim. Wyglądała na zmieszaną i wyraźnie nie wiedziała co odpowiedzieć. Callie uważała tę sytuację za co najmniej dziwną. Atmosfera wokół nich była napięta.
– No dobra, wszystko dla dobra sztuki, co nie? – Annika wysiliła się na blady uśmiech.
– To świetnie – Louis odpowiedział tym samym, po czym kiwnął im głową na pożegnanie i wyminął, kierując się w stronę domków. – Do zobaczenia jutro!
Dziewczyny przez chwilę nic nie mówiły. Pierwsza ruszyła się Annika, która skierowała swoje kroki w stronę sosny Thalii. Usiadła pod rozłożystym drzewem, podciągając pod siebie kolana. Callie nerwowo przestępowała w miejscu, nie wiedząc co zrobić. To co przed chwilą się tu rozegrało w ogóle nie mieściło się w jej planach. Czy powinna porozmawiać z przyjaciółką? A może lepszym wyjściem byłoby wycofanie się i pozostawienie ją samej sobie aby przemyślała to i owo? Wydawało jej się, że nie ma idealnej odpowiedzi na to pytanie i to było najgorsze.
Na szczęście odpowiedź przyszła sama. Niestety Callie wolałaby usłyszeć cokolwiek innego.
– Callie?!
Podeszła do granicy i bez pytania usiadła obok niej. Przez następną minutę obie siedziały bez słowa, wpatrując się jedynie w horyzont. W końcu Callie zerknęła na przyjaciółkę. Bez trudu zauważyła, że w jej oczach czają się łzy, które zdradzały, że wszystko zmierza w jak najgorszym kierunku.
– Callie, ja się chyba wcale go nie pozbyłam z mojej głowy – szepnęła Annika, opierając czoło o splecione na kolanach ramiona. – A ja nie chcę znowu cierpieć. Nie dam rady po raz kolejny przez to przechodzić. A co najgorsze wcale nie chcę unikać Louisa.
I co miała na to odpowiedzieć? Banalne, że wszystko będzie w porządku? Przecież jej nie uwierzy. Powinna działać, ale po prostu nie wiedziała jak. Czuła, że jest bezradna. Zamiast cokolwiek powiedzieć postanowiła milczeć, kładąc jedynie dłoń na ramieniu przyjaciółki w geście otuchy. Annika spojrzała na nią błyszczącymi oczami.
– Callie, jak się odkochać?
Uśmiechnęła się niepewnie, próbując znaleźć jakieś odpowiednie słowa pocieszenia.
– Poradzimy sobie. Nie ma rzeczy niemożliwych.
* * *
Jak tylko to zobaczyłam, to się na to dosłownie rzuciłam 😉 Mi się podobało, czytało się miło, naprawdę. Jedynie mogę się przyczepić trochę do przecinków, ale żadne inne błędy nie wwaliły mi się w oczy.
Lubię główną bohaterkę, jest ciekawa i całkiem fajna. I jeszcze raz Ci przypominam, że genialny pomysł. Pewnie to się skończy słitaaaśnia, ale ja osobiście wolałabym tego, aby się odkochała, choć już mi szkoda Anniki i…. Wiesz co jednak nie wiem, jakbym wolała 😀
Szkoda, że jeszcze tylko jedna część ;_;
Cieszę się, że ci się podobało. Oj czepiaj się tych przecinków, czepiaj 😉 Czegoś trzeba. Ale pocieszające jest to, że zwracam na nie coraz większą uwagę. Gorzej, że te jedne z najbardziej rażących błędów i powtórzeń wykryłam kiedy zobaczyłam je opublikowane, a sprawdzałam opowiadanie prawie dzień w dzień przez tydzień.
Jeżeli uda mi się skończyć trzecią część to będzie święto 😉 W życiu skończyłam może ze cztery czy pięć opowiadań i mam nadzieję, że to będzie następne
Hah, ty lepiej nie miej nadziei, a pisz! Inaczej ja i kumpelki z bloga Ciebie dopadniemy i przykujemy do kompa 😉
A z tymi błędami to ja mam identycznie – z czasem to dopiero zobaczysz jakie to wkurzające.
Z przecinkami aż tak źle nie jest, uwierz, widziałam takie masakry, że byś z krzesła spadła. Ale musisz je jeszcze poćwiczyć, choć czasem to zaczyna samo przychodzić i tylko się zastanawiasz, jak wcześniej mogłaś nie wiedzieć, gdzie przecinek, a gdzie nie ^^
Cudowne 😀 A tytuł jest świetny, bo każdy z ciekawości sprawdzi co się za nim kryje. Mam jedną uwagę… Czemu to takie krótkie? Tak się wciągnełam, że nie mogłam uwierzyć, że to już koniec.
I błagam, nie każ mi długo czekać na CD 😉
Bardzo fajne , ja niedawno miałam podobną sytuację do Anniki (zakochana na zabój) ale na szczęście przyjaciółki mnie wsparly i uświadomili że chłopak jest głupkiem
Opko cudo! Nie wiem co więcej napisać, bo nie umiem opisać.
Carmel gdybyś ty zobaczyła moje nie poprawione prace, to… Umarłabyś na zawał