Zaczynało się ściemniać, szare chmury zakryły niebo. Nyx[1] otuliła smoliście czarnym całunem łagodnie wznoszące się wzgórza i pagórki, zerwał się mocny wiatr i ciężkim podmuchem sprawił, że wysoka, sczerniała trawa ugięła się pod jego dotykiem. Górujący nad wybrzeżem księżyc w pełni wdzierał się do budowli zbudowanej z czarnego, lśniącego kamienia wznoszącej się wśród nagich skał; bezcielesne promienie lodowatego blasku zalewały puste sale ziejące śmiercią, zdobione freskami i arabeskami ściany, z których spozierały upiorne twarze o drwiących uśmiechach i głębokich oczodołach. Drobiny kurzu wirowały dookoła w wąskich smugach światła wpadającego przez strzeliste, kamienne okiennice pozbawione framug. Zimny księżyc, niczym nieziemski obserwator rzucał zagadkowe cienie na oblicze siedzącego w półmroku mężczyzny; podpierał on twarz na wewnętrznej części dłoni i w zamyśleniu patrzył przed siebie, dookoła niego unosiły się bezgłośne Demony ocierając się o bazaltową posadzkę i pojękiwały cicho, domagając się niewinnych umysłów, które mogłyby spętać, zniszczyć, uwięzić w szale, strachu i beznadziejności.
Młodzieniec zmrużył oczy o atramentowych tęczówkach i obrócił głowę w stronę zamkniętych wrót, tym samym zasłaniając ciekawskie spojrzenie księżyca i mrugających gwiazd; jego wzrok powoli błądził po otaczających go freskach, po misternej rycinie namalowanej na znajdującej się naprzeciw niego ścianie. Przedstawiała ona, nadzwyczaj realistycznie, swego rodzaju mapę; na środku odznaczały się niewyraźne kontury sylwetki niewiasty stojącej z szeroko rozłożonymi ramionami, długa, obszerna szata falowała dookoła jej drobnej postaci, ciemne loki przesłaniały enigmatyczną twarz. W prawej dłoni trzymała ona w szczupłych palcach jasny półksiężyc, w lewej zaś szkarłatne słońce.
Zniecierpliwiony założył ręce na plecy, wstał i zaczął się przechadzać po komnacie, jego buty wyściełane wilczym futrem stukały rytmicznie na nagiej, gładkiej powierzchni posadzki. Jego uważny wzrok zatrzymał się na urywek sekundy na okrągłym medalionie zawieszonym na złotym łańcuszku; musnął go dłonią z nabożną czcią i zmarszczył lekko czoło, ciemne brwi spotkały się nad surowymi oczami niczym szerokie skrzydła kruka.
Naraz wrota rozwarły się z impetem, a do środka wkroczyły dwie strzeliste postaci; ich blade twarze zakryte były upiornymi maskami w kształcie ostrych, ptasich dziobów, przez niewielką szparę na wysokości oczu błyskały szkarłatne tęczówki. Między sobą niosły młodą kobietę, której nogi widoczne spod podartej szaty szurały głośno po ziemi pozostawiając za sobą cienkie strużki krwi. Słudzy dotarłszy do jego stóp i otrzymawszy bezgłośny znak brutalnie rzucili niewiastę na posadzkę i w ukłonach wycofali się kilka kroków w tył, zlewając się z mrokiem. Kobieta podniosła głowę i złociste oczy obrzuciły go wzgardliwym spojrzeniem; na jej doskonałej twarzy jedyną skazę stanowiło głębokie zadrapnie ciągnące się wzdłuż policzka aż do prawego oka, delikatne wargi były pęknięte, a skóra na nadgarstkach obtarta aż do kości.
– Miło cię widzieć – jego cichy głos odbił się echem po sali, syk Demonów wypełnił uszy niewiasty, która skuliła się z rozpaczy próbując odwrócić wzrok: nie pozwoliła jej na to najeżona kolcami obroża, którą założono jej na szyję. Srebrna łuna otaczała jej szczupłą postać rzucając cienie na potargane, spływające na ramiona czarne włosy. Gwiazdy odbijały się w jej zamglonych oczach. Przez kilka niezmiernie długich chwil klęczała z opuszczonym wzrokiem w plamie błękitnego światła. Obserwował ją w zadumie. Wreszcie podszedł bliżej i bardzo powoli pochylił się lekko do przodu, by przyjrzeć się swej niewolnicy; podziwiał jej łagodny profil, ocienione długimi rzęsami oczy i nieco wypukłe usta.
Powiedz mi, gdzie ona jest.
Jednak jego myślowe polecenie nie podziałało na nią; jej nieprzytomny wzrok błądził dookoła, śledził otaczające ją Demony, których chichot brzmiał niczym odgłos nienaoliwionych zawiasów.
– Powiedz mi, Pytio, gdzie ona jest – powtórzył nie odrywając od niej wzroku. Wyrocznia zdobyła się na pełen wycieńczenia uśmiech i pokręciła głową.
– Nadal nie pojmuję skąd u ciebie ta ogromna przemądrzałość, przekonanie, że oszukałeś wszystkich. Nikt prócz twych sługusów nie jest ci posłuszny tak, jak to sobie wymarzyłeś na jawie, z otaczającymi cię zamkami ze złota i Olimpem u twych stóp.
Mężczyzna nie dał po sobie poznać, że uderzyła go jej odpowiedź. Wstał i odwrócił się do niej plecami w zamyśleniu.
– Odważne słowa, przyznam. To nie zmienia faktu, że należy mi się twój szacunek. Twoje przypuszczenia na temat bogów okazały się mylne, zdrada szerzy się pośród Olimpijczyków.
Zadrżała z wyczerpania i westchnęła głośno, jej oddech był ciężki i chrapliwy.
– Nie wierzę ci. Nie masz dowodów na to, co mówisz – odparła zapalczywie. Roześmiał się i odrzucił głowę do tyłu, a potem zaledwie uniósł palce; odgłos cichych kroków skłonił Pytię, by spojrzała w przeciwną stronę.
Z mroku wyłonił się wysoki młodzieniec. Z początku widziała wszystko jak przez mgłę, nie od razu go rozpoznała, wreszcie otworzyła usta w niemym krzyku. Odziany w ciemny płaszcz, młody mężczyzna miał bladą i gładką jak marmur skórę, intensywnie szmaragdowe oczy; złociste loki ułożone w lekko zmierzwione fale opadały mu nonszalancko na czoło, na pąsowych wargach boga wojny czaił się drwiący, okrutny uśmiech.
– Wzywałeś mnie, mój Panie? – odezwał się Apollo i klęknął przed Hadesem. Wyrocznia popatrzyła na niego nic nie rozumiejąc. Ogarnął ją przejmujący strach, jęknęła i poruszyła skutymi kajdanami dłońmi.
– Widzisz? – chwycił Apollona za ramiona i nakazał mu powstać – Jest doskonały! Silny, Nieśmiertelny i potężny. Czyż nie jest wspaniały? Jest mi wierny, podlega mojej władzy…
Wyrocznia patrzyła na niego i po raz pierwszy od momentu, w którym sługusi Hadesa ją tu przyprowadzili, zrozumiała, że nie ma już ocalenia. Ares miał obojętny wyraz twarzy, nie patrzył ani na swego pana, ani na nią.
– To, co zrobiłem z Apollonem, mogę poczynić z każdym z bogów. Jeden po drugim legną w mroku. Helladę zaleje fala gorącej krwi tych, którzy mnie zlekceważyli. Wyobrażasz to sobie, Pytio? Czy potrafisz to zobaczyć? – ujął jej twarz dłońmi i ujrzała obłęd w jego oczach. – Umiesz dostrzegać przyszłość… pokaż mi moją! Rozkazuję ci!
Jego głos odbił się echem od skały i poniósł daleko po całej budowli. Wyrocznia milczała.
– Nie – wykrztusiła.
– Nie zapominaj kto pozwolił ci żyć. Jesteś mi coś winna… – przesunął palcem po jej policzku, ale odtrąciła jego dłoń i skrzywiła się.
– Twój widok doprowadza mnie do szaleństwa. Brzydzę się tobą i tym, co zrobiłeś. Wracaj do swych piekieł razem z twymi Demonami – wysyczała głosem ociekającym jadem. Atramentowe tęczówki Hadesa zapłonęły rozdrażnieniem.
– Powiedz mi, gdzie ona jest, Pytio – rzekł twardo.
Czuła je wyraźnie. Demony zataczały kręgi dookoła nich; ogarnęła ją bezdenna desperacja, mimo, że próbowała jej się opierać.
– Nigdy. Wolę umrzeć, jeśli taka jest wola bogów – wycharczała. Przez kilka sekund patrzył jej w oczy i nic nie mówił głęboko zamyślony. W sali panowała niczym niezmącona cisza, nikt się nie poruszył. Wyrocznia czekała. Splotła drżące dłonie, przyglądając się na wpół połamanym paznokciom. W końcu Arhen wstał i pstryknął palcami w powietrzu.
– Zatem niechaj stanie się wola bogów… Zaspokójcie swój głód!
Upadła twarzą na posadzkę mocno uderzając głową o lodowaty kamień, gorąca krew wypłynęła spomiędzy otwartych do krzyku warg i zaczęła spływać z drobnej brody na ziemię tworząc rozległą kałużę i mocząc kasztanowe pukle leżącej na wznak kobiety.
Demony zawyły donośnie, przeszywając jej uszy upiornym dźwiękiem, który wypełnił przeraźliwą melodią cały pałac, od mrocznych lochów, aż po puste, ziejące chłodem pomieszczenia. Ostatnim, co zobaczyła w myślach był pęknięty zbroczony krwią granat.
Nareszcie dobre opowiadanie, które mogę bez bólu oczu czytać! Czytanie twoich tekstów jest niczym picie zimnej coli w upalny dzień.
Wspaniałe opisy, zauroczyły mnie. Czyta się szybko, przyjemnie i miło. Wszystko dopracowane, idealne pod każdym względem. Świetne.
Bardzo fajne opowiadanie.
Opisy – są.
Błędy – nie ma.
Długość – jest.
Dialogi – są.
Wszystko świetnie, przeczytałabym CD…
Jedna z najlepszych stylizacji jakie tu czytałam. Coś jak baśń, legenda… Sam styl wprowadza klimat i to już jest Coś. Wkradło się kilka drobnych, choć nieoczywistych błędów (postacie raczej nie są strzeliste, i jeżeli już wkraczają to postacie), plus kilka powtórzeń, aczkolwiek nie wpływają one bardzo źle na całość. Ładny tekst, a i fabuła odbiega znacząco od tutejszych schematów. Cóż rzec, jak nie to, że świetne?
Chyba nie muszę Ci mówić jak bardzo kocham twoje opowiadania prawda? Już z tego, że w pierwszym czy tam drugim zdaniu wymieniłaś nawet moją kochaną boginię to cudownie <3
W końcu jakieś opowiadanie, które jest dobrze napisane a nie ecie pecie
Gratuluje naprawde udanego opowiadania.
Zgaduje,ze raczej nie wyslalas tego tutaj,by sie szkolic w pisarstwie,bo niezbyt duzo juz ci brakuje do perfekcji
Gdy zobaczyłam tytuł, od razu skojarzyło mi się z Czerwieniem Rubinu <3. Co do opka bardzo mi się podobało 😀