Hej wszystkim
Chciałam podziękować za tyle miłych komentarzy pod moim prologiem. Oczywiście wzięłam sobie do serca wszystkie uwagi i postarałam się je poprawić. Tą część dedykuje moim kochanym przyjaciółkom Zeusce i Kirze, dzięki którym odważyłam się cokolwiek napisać.
Tego ranka promienie słońca przebijały się przez okna mojego pokoju. Nadawały mu ciepłą i przytulną atmosferę. Nie było jednak gorąco, wręcz przeciwnie, świeże powietrze wpadało przez otwarte okno. „Nareszcie wakacje” pomyślałam. Leżałam w łóżku rozglądając się po niedawno wyremontowanym pomieszczeniu. Ściany pomalowane na kolor pomarańczowy świetnie komponowały się z jasnymi meblami, które stały przy ścianie naprzeciwko łóżka. Na środku leżał wielki dywan, który wraz z pozostałymi dodatkami był koloru turkusowego. Właśnie to uwielbiam w wakacjach – świadomość tego, że nie muszę się niczym przejmować, nigdzie się nie spieszę, robię tylko to na co mam ochotę. Delektowałam się tą chwilą jeszcze przez jakiś czas, aż w końcu zegar wybił godzinę jedenastą i stwierdziłam, że pora wstawać.
Założyłam czarne rurki i miętowąbluzkę z krótkim rękawem. Do tego dobrałam czarne kolczyki w kształcie kwiatów oraz bransoletkę w tym samym kolorze. Swoje długie, lekko falowane włosy jak zawsze pozostawiłam rozpuszczone. Na koniec pomalowałam rzęsy. Ostatnie spojrzenie w lustro i gotowe.
Zeszłam do kuchni na śniadanie. Była ona niewielka, cała w bieli, tak jak to sobie wymarzyła moja mama. Wlałam do miski zimne mleko i wsypałam do niego czekoladowe płatki. Z chęcią je zjadłam, a następnie pozmywałam naczynia. „Czym by się tu dzisiaj zająć? ” Rodziców cały dzień nie będzie. Zostali oni zatrudnieni jako informatycy w jednej z nowojorskich firm i teraz pracują dzień i noc. Nie przejmuję się tym faktem, a nawet się cieszę. Lubię zostawać sama w domu, bo przynajmniej nikt się mnie o nic nie czepia. To nie jest, że ich nie kocham, ale nie ma między nami zbytniej zażyłości. Wiem dobrze, że mama pragnie, aby było inaczej, ale pomimo bardzo podobnego wyglądu jesteśmy zupełnie innymi osobami. Moja mama – Melinda jest typową kobietą. Godzinami mogłaby przesiadywać w sklepach przymierzając ciuchy i buty. Dla mnie to totalna nuda. Dawno temu stwierdziłam, że swój charakter odziedziczyłam po tacie – Christopherze. Jest on średniego wzrostu szatynem. Tak samo jak ja nie lubi zbyt dużo rozmawiać. Jest konkretny i strasznie uparty. Uwielbiam nasze wspólne wypady do kina. Mamy podobny gust, więc bez problemu wybieramy repertuar.
Z rozmyśleń wyrwał mnie dzwonek do drzwi. „Kto to może być? ” pomyślałam „Nikogo się nie spodziewam”. Szybko poszłam to sprawdzić. Na ganku stał listonosz. Musiał być on jednak nowy w pracy, ponieważ nigdy wcześniej go nie widziałam. Był to wysokiego wzrostu, szczupły mężczyzna. Ubrany był w uniform, jaki zwykli nosić ludzie jego zawodu. Z pod jego czapki można było dostrzec szpakowate włosy. „ Dziwne, nikt w domu nie wspominał, że oczekuje jakiejś przesyłki”.
– Dzień dobry, czy zastałem panią Cassidy Blake? – zapytał listonosz.
– Tak to ja – odpowiedziałam odrobinę zdziwiona. Nie przypominam sobie, abym cokolwiek zamawiała. Ktoś musiał się pomylić. – A Pan w jakiej sprawie?
– Mam dla ciebie przesyłkę – powiedział jednocześnie wyjmując coś ze swojej wielkiej, brązowej torby. Było to małe, kwadratowe pudełeczko, które zostało owinięte w błękitny papier ozdobny na którym widniały białe chmurki. Wyciągnął rękę chcąc, abym je odebrała. Nie zrobiłam tego jednak.
– To musi być jakaś pomyłka – w zamian odpowiedziałam. – Niczego nie zamawiałam.
– Uwierz mi JA nigdy się nie mylę. – powiedział to z taką pewnością siebie, że prawie mu uwierzyłam. Prawie. Gdyby nie jeden wyjątek – niczego nie zamawiałam.
– Kochaniutka, jeżeli w przesyłce widnieje nazwisko Capifi Blake i ty nią jesteś, to na pewno paczka jest dla ciebie.
Niespodziewanie odezwał się niski, piskliwy głosik. Rozejrzałam się wokoło, ale oprócz listonosza nie było w okolicy nikogo. „Może mi się tylko przesłyszało” pomyślałam. Lecz jednak dobrze usłyszałam, gdyż za chwilkę odezwał się drugi głos. Tym razem był on grubszy. Wydaje mi się, że należał do jakiegoś chłopca.
– Nie Capifi tylko Cassidy idiotko, naucz się czytać.
„To już było co najmniej dziwne”. Postanowiłam dowiedzieć się czy nie zwariowałam.
– Słyszał Pan te głosy?
– Co? A tak. Tyle lat już musze to znosić, że powoli zaczynam się przyzwyczajać. Weź to proszę.
Podał mi paczkę, którą tym razem, nie zastanawiając się przyjęłam. Bardziej byłam skupiona na tym, co teraz wyciągnie z torby. W końcu nie powiem, ciekawiło mnie skąd pochodzi źródło głosów. Jak się okazało był to telefon komórkowy, ale nie taki zwykły. Po dwóch jego stronach znajdywały się dwa ruchome węże.
– To dosyć nietypowa komórka- wypaliłam głupio. Chociaż właściwie co miałam powiedzieć? Nie na co dzień widuje się takie rzeczy.
– Nietypowa? Patrzcie państwo. A czego byś chciała dwóch pająków na smyczy?
TE DWA MINI ZWIERZAKI GADAJĄ!!! Coś tu jest totalnie nie w porządku.
–Nie przejmuj się Marto, nawet wtedy nikt by nas nie docenił.
– A coś ty się nagle taki miły zrobiłeś Gregorze? Pewnie znowu coś knujesz, przyznaj się.
– Ja? Knuję? I bądź tu miły dla kobiety.
– Och przestańcie już! Od tylu lat te same śpiewki!
– Mówi Pan do swojego telefonu? – starałam się, aby to pytanie nie zabrzmiało jakoś niemiło, dlatego zmusiłam się do lekkiego uśmiechu na twarzy. Tak naprawdę w środku zaczynałam odczuwać pewien niepokój. Mimo tego ciągnęłam rozmowę dalej. Moja wrodzona ciekawość zagłuszyła cichy głos rozsądku.
– Owszem, ale jak sama wcześniej zauważyłaś jest to nietypowe urządzenie – „Gościu ewidentnie ze mną pogrywa”. Widać to po jego uśmiechu, który jak nic przypisałabym najgorszemu łobuzowi w szkole.
– A skąd ją Pan wytrzasnął?
– Sorki, że się wtrącamy, ale masz nową wiadomość – ponownie odezwał się jeden z węży. Ten z męskim głosem. Zaraz dołączył do niego drugi.
– Szefuńcio chce wiedzieć, czy dostarczyliśmy już paczkę?
– O bogowie czy on kiedykolwiek przestanie być taki niecierpliwy?
-Tak, no cóż nie chce przerywać waszej pogawędki, ale wciąż nie odpowiedział Pan na moje pytanie? – nie daję za wygraną.
– Życie jest pełne tajemnic, czekających tylko na to by ktoś je odkrył.
Teraz to faktycznie zbił mnie z tropu.
-Chwilkę, to nie jest odpowiedź na moje pytanie – powiedziałam już lekko podirytowana.
– Przykro mi, ale dzisiaj innej nie dostaniesz. Nasz czas się kończy. Sama słyszałaś. Obowiązki wzywają. Żegnam.
Sekundę potem szedł już w kierunku furtki.
Oszołomiona tą całą dziwną rozmową zdążyłam jedynie krzyknąć za listonoszem – Wypadałoby normalnie odpowiedzieć!!! Chyba nie zadałam aż tak trudnego pytania?! – lecz on nie odwrócił się ani na moment, a po krótkiej chwili całkowicie zniknął mi z pola widzenia.
Przez tą całą sytuację zapomniałam o dostarczonej paczce. Ciekawość mnie zżerała co w niej może być. Postanowiłam odpakować ją na spokojnie w środku.
***
Siedziałam po turecku na dywanie, tak jak lubię najbardziej. Mój pokój, jak zawsze w słoneczne dni był pełen światła. Nie do końca jeszcze ochłonęłam po tej wizycie. W głowie kłębiło mi się mnóstwo myśli. Skąd ten gościu posiadał takie węże. Sprawiały wrażenie, jakby faktycznie były żywe, ale to przecież niemożliwe. Chociaż może… mniejsza o to. Mam teraz ważniejsze rzeczy do roboty. Czas otworzyć paczkę.
Na początek sprawdziłam czy nie ma gdzieś przyczepionego liściku z imieniem bądź nazwą nadawcy. Niestety nic takiego nie znalazłam. Coraz bardziej zaczynało mnie to intrygować. Ostrożnie ściągnęłam papier. Teraz trzymałam w ręce srebrne pudełeczko. Nic mi to nie mówiło. Trzeba zajrzeć do środka. I tak też zrobiłam. Znalazłam tam kartkę zwiniętą w kostkę. Gdy zaczęłam ją odwijać okazało się, że nie jest to zwykły papier. Był on żółty, miększy od zwykłej kartki. „ To chyba pergamin”. Na nim była namalowana mapa. Na ogół nie jestem dobra w te klocki, ale to chyba była mapa Nowego Jorku. Tak, zdecydowanie. Zaznaczony był na niej Empire State Building. Dobrze rozpoznałam to miejsce, ponieważ rok temu byliśmy tam z klasą na wycieczce. Strasznie mi się podobało, a widoki z góry – niezapomniane. Jednak inna rzecz przykuła moją uwagę. Na mapie, wielką literą „x” był zaznaczony las na obrzeżach miasta. „ Dziwne po co ktoś miałby dawać mi tą mapę”. W pierwszym momencie pomyślałam, że to jeden z czyiś głupich wygłupów, ale z drugiej strony kto by to zrobił? I po co? Może nie mam zbyt wielu znajomych, ale też nie mam żadnych wrogów. Po prostu trzymam się na uboczu i nikomu nie przeszkadzam. Intuicja podpowiadała mi, że ta mapa nie trafiła do mnie przez przypadek. Czas to sprawdzić.
***
Pełna ekscytacji wsiadłam do taksówki.
– Poproszę zawieść mnie w to miejsce – wskazałam taksówkarzowi punkt X na mapie.
Starszy mężczyzna popatrzył na mnie zdziwiony. „ Ludzie, czy nikt już nie ogląda filmów? Tam cały czas zdarzają się takie akcje. Kierowca ucieka przed policją, albo ściga jakiś przestępców. Normalka”.
– Jest panienka pewna? Tam nie ma nic oprócz lasu? – zapytał się mężczyzna.
„ A co go to obchodzi? Jak ja nienawidzę takich wścibskich ludzi”.
-Tak jestem pewna – odpowiedziałam oschle Na co kierowca ruszył.
Tak naprawdę to niczego nie byłam pewna. Dokąd jadę. Po co. Nie wiem, może to wariactwo. Mimo tego coś w głębi serca podpowiadało mi, że dobrze robię. To samo coś sprawiało, że czułam się nieziemsko. Czułam, jakbym to właśnie ja wybierała się na przygodę, na własną misję.
***
Znalazłam się na skraju lasu. Nie był on jednak tym ciemnym lasem z horrorów, do którego ludzie bali się wejść. Wręcz przeciwnie, zachęcał swoim wyglądem do przyjemnego spacerku po nim. Drzewa miały piękny, wyrazisty odcień zieleni. Wokoło słychać było śpiew ptaków. W powietrzu wyczuwało się słodki zapach lata. „Idealne miejsce na rodzinny piknik”. Zaczęłam iść w głąb lasu. Przyjemnie jest się tak przespacerować. Jednak wciąż nie dawało mi spokoju to, po co miałabym tu przyjeżdżać. Szłam tak jeszcze dziesięć minut, aż w końcu ukazała się przede mną wieka brama. Wyglądała na bardzo starom. Dokładnie tak jak drzewo obok niej. Było ono inne. Większe, trochę bardziej wypłowiałe. „ Dziwne po co ktoś miałby stawiać taką wielką bramę w takim miejscu”. Gdy tylko uniosłam głowę na sam jej czubek, spostrzegłam napis. Chyba był po grecku. Lecz chwilkę…Nagle litery zaczęły się zmieniać tworząc tym samym napis w moim języku.
– Obóz herosów – przeczytałam szeptem.
Nigdy nie słyszałam o takim miejscu, ale co dziwniejsze nigdy nie widziałam, żeby jakikolwiek napis zmienił się w taki sposób. „ Co tu się dzieje?” Coś jakby magia. Czułam się tak jakbym była jedną z tych postaci filmowych , które po paru latach odkrywają skrywane tajemnice świata. Zazwyczaj są oni przerażeni, wypierają się prawdy. Ja jednak się nie boje. W pewnym sensie odczuwam radość i szczęście, w końcu czy nie tego zawsze chciałam. Odkryć jakieś tajemnicze miejsce. Otóż to, dlatego postanawiam iść dalej.
Przekraczając próg czuję jakby coś nie chciało mnie przepuścić przez bramę. Nie trwa to jednak długo. Już po chwili udaje mi się przejść. Przechodzę rząd drzew i trafiam na małą polanę. Rosnące na niej kolorowe kwiatki nadają urok temu miejscu. Chciałam zostać tu jeszcze przez dłuższy moment, ale postanowiłam odkryć czym dokładniej jest Obóz herosów. Rozglądam się wokoło by zdecydować w którą stronę się teraz udać , gdy nagle słyszę czyjś głos.
– Kim jesteś? – pyta – Bo chyba nie należysz do obozu. Poznałbym cię.
Odwracam się i widzę stojącego przede mną chłopaka. Co ja mówię? Widzę niezłe ciacho!!! Jest on wysoki i szczupły. Na oko dałabym mu osiemnaście lat. Ma zielone oczy i czarne rozczochrane włosy. Ubrany jest w jeansy i pomarańczowy T-shirt na którym widnieje napis „Obóz herosów”.
„ Bingo”- pomyślałam. – „Chłopak na pewno coś wie.”
– Nazywam się Cassidy Blake. A ty?
– Percy Jackson.
Powiem Ci, że lepsze niż prolog. Raz coś strzeliłaś w środku zdania z dużej litery, ale tak to OK. Całkiem fajne opisy i uczucia. Ciekawy pomysł z mapą, choć to nieco nieprawdopodobne, aby się nie zawahała. Każdy by bardziej rozmyślał nad tym czy iść, nawet przy intuicji. Ale tak to mi się podobało. Pisz CD.
Może być. Parę błędów znalazłam ,ale nie przeszkadza to w czytaniu. Zwróć uwagę na to, że raz stosujesz czas przeszły a raz teraźniejszy. Fajnie, że Cassidy odczuwa chęć odkrywania świata i nie boi się wyzwań. Moment z Hermesem – boski (dosłownie :-)). Czekam na ciąg dalszy.
Ty wiesz co ja o tym myśle. Tak samo wiesz ,ze nie pacze na bledy, no moze znalazlam jeden ale to ne wazne. Wazne jest to, ze bardzo dobrze piszesz i wychodzi ci to ekstra. Mi osobiscie bardzo sie podobalo ! 😀 Oczywiscie czekam na CD <3 ^^
P.S. Prosze nie rozdzielaj Pery'iego i Ann 😀
Ty sobie żartujesz ze mnie, tak? Wiedz, że mi się to nie podoba. Kończyć w takim momencie … Z kolejnym słowem czytałam coraz szybciej, bo chciałam wiedzieć co będzie dalej, a tu koniec?
A tak na prawdę piszesz bosko. A akcja z Hermesem.. bomba. Jestem strasznie ciekawa co będzie dalej. I prośba, nie niszcz związku Percy’ego i Annabeth.
Hej ! Świetne Mam prośbę , założyłam stronę na fb 😛 i polajkujecie ? https://www.facebook.com/photo.php?v=485290141562488&set=p.485290141562488&type=2&theater
Autoreklama? Żartujesz? Ogarnij się i nie spamuj! Czy link do strony na facebooku w jakimkolwiek stopniu dotyczy opka, pomaga autorce w zrozumieniu jej błędów? NIE. Nigdy nie spotkałam się jeszcze na tej stronie z czymś takim. Więc proszę – ogarnij się.
Bardzo fajna część Lepsza niż prolog, to prawda :* Tylko weź, serio zostaw Percy’ego i Ann. Bo to się źle skończy. Jak nie Annabeth to my wszyscy cię znajdziemy i coś zrobimy XDD