ROZDZIAŁ V: „Miecz”
To była najgorsza noc w moim życiu. Bardzo często miałem koszmary, ale nigdy nie wydawały mi się tak realistyczne.
Zaczęło się niewinnie. Szedłem wraz z Groverem i Annabeth przez las. Była noc, ale niebo było usłane gwiazdami i wraz z księżycem oświetlało nam drogę. Milczeliśmy nasłuchując, czy w pobliżu nie czai się żaden potwór.
Odruchowo sprawdziłem, czy mam w kieszeni Orkana. Był. Ścisnąłem go mocno, tak jakbym chciał się upewnić, czy to na pewno on i wyjąłem rękę z kieszeni. Kiedy to zrobiłem, poczułem straszny ból w dłoni. Spojrzałem na nią. Była cała we krwi. Nie mogłem ruszać palcami, były sparaliżowane i ciągle płynęła krew, chociaż nie mogłem znaleźć źródła skąd się wydobywa.
Czułem jakby życie wypływało ze mnie. Upadłem na kolana, chciałem krzyknąć „pomocy” do moich przyjaciół, ale nie mogłem wydusić słowa. Podniosłem głowę i zobaczyłem ich stojących kilka metrów ode mnie wśród drzew, byli zdyszani jakby przed chwilą przed kimś uciekali ale przecież dopiero co szliśmy razem!
Annabeth była przerażona, nigdy jej takiej nie widziałem, łzy płynęły jej po policzkach. Wcale nie zwracali na mnie uwagi. Grover trzymał w ręku wielki miecz, długi na co najmniej dwa metry. Nie miałem pojęcia skąd go wziął.
Niebo pociemniało. Spojrzałem w górę i nie zobaczyłem już ani gwiazd ani księżyca, wszystko zasłaniały ciemne chmury.
Ból palił całe moje ciało, podniosłem się chwiejnie na nogach. Krew spływała teraz już nie tylko z mojej dłoni, lecz ze mnie całego, tak jakby ktoś wylał na mnie jej wiadro, ale gdzieś w głębi siebie czułem, że to moja krew.
Słyszałem jakieś szepty, z których nic nie mogłem zrozumieć, coś mi podpowiadało, że to szepty zmarłych, którzy wołają mnie do siebie.
Chciałem podejść do moich przyjaciół, ale kiedy robiłem krok do przodu oni się oddalali. Patrzyłem na nich błagalnym wzrokiem, pragnąłem, aby mnie zobaczyli.
Nagle oboje odwrócili wzrok w stronę z której przybyliśmy, odruchowo spojrzałem za nimi. Z początku widziałem tylko czarną chmurę, która snuła się blisko przy ziemi prosto na mnie. Przyjrzałem się dokładniej, chociaż moje oczy przysłaniała mi czerwona mgiełka wyczerpania. Chmura się powiększała, słyszałem szum i krótkie komendy wymawiane w nieznanym mi języku przez głosy, które sprawiły, że mimo iż nie widziałem kto je wypowiada – czułem paniczny strach przed ich właścicielami. Obłok pędził bardzo szybko. Nie mogłem się ruszyć z miejsca, serce biło mi jak oszalałe, byłem cały sparaliżowany, próbowałem pokonać ból i uciec, ale ciało odmówiło mi posłuszeństwa. Znowu upadłem na kolana. Teraz widziałem, że ta chmura tak naprawdę jest armią złożoną z wielkich na trzy metry czarnych zjaw, okrytych pelerynami z wielkimi kapturami, które zasłaniały im twarze.
Ostatkiem sił sięgnąłem do kieszeni, aby dobyć Orkana. Ręka płonęła mi bólem, lecz mimo wszystko starałem się go wydostać, ponieważ wiedziałem, że od tego zależy moje życie. Nagle zdałem sobie sprawę, że go tam nie ma, spojrzałem na kieszeń. Była pusta. Rozejrzałem się dookoła zdezorientowany.
Zjawy pędziły prosto na mnie. Ich odgłosy były coraz głośniejsze i bardziej przerażające. Nie wiedziałem co robić. Nagle usłyszałem krzyk Annabeth. Spojrzałem w jej stronę. Razem z Groverem wyglądali jakby właśnie mnie zauważyli. Nie mogłem nic powiedzieć. Chciałem pokazać im aby uciekali, ale właśnie w tej chwili coś odepchnęło mnie mocno do tyłu. Czułem jak kamienie przedzierają mi skórę. Poleciałem kilka metrów do tyłu i jedyne do czego byłem zdolny to spojrzeć w stronę sprawcy.
Wielka gromada zjaw stała przede mną. Spod peleryn wysunęły wielkie czarne szpady. I wtedy między mnie a armię wyskoczyła Annabeth. Była taka mała i bezbronna w stosunku do nich. W ręku trzymała miecz Grovera, po policzkach płynęły jej łzy, szlochała głośno. Jedna ze zjaw wystąpiła do przodu. Chciałem wstać, zrobić cokolwiek, ale mogłem tylko patrzeć.
Czarna szpada uniosła się do góry. Uderzenie było bardzo szybkie. Zjawa cofnęła się do tyłu. Nie wiedziałem co się stało. Annabeth nawet nie zdążyła się poruszyć. Wydawało mi się, że przecież powinna odparować cios, ponieważ szpada celowała prosto na jej uniesiony miecz. I dopiero wtedy zdałem sobie sprawę co się stało. Połowa miecza upadła z brzękiem na ziemię. Szpada bez problemu przecięła go na pół. Później upadła także Annabeth. Po jej ciele płynęła krew. Nie żyła.
Ciężko mi opisać co wtedy poczułem. Byłem bardziej niż zrozpaczony. Chciałem krzyczeć, lecz mogłem tylko wydawać nieporadne jęki.
Do Annabeth podbiegł Grover, beczał głośno i cały się telepał. Chciał ją podnieść, nie wierzył, że nie żyje. Ja też nie mogłem w to uwierzyć. Spojrzał ze wściekłością na zjawę, lecz ona tylko machnęła swoją szpadą i Grover upadł obok Annabeth. Wydał z siebie jeszcze jedno nieporadne beknięcie i wyzionął ducha.
Zjawa podeszła do mnie. Wyciągnęła swoją kościstą rękę i podniosła mnie bez problemu do góry. Moja twarz była zaledwie kilka centymetrów od jej „twarzy”. Patrzyłem prosto w jej oczy. Były czarne z czerwoną źrenicą. Przewiercały mnie na wylot, czułem okropną nienawiść, jaką do mnie czuła.
– Czy teraz jesteś zadowolony? – wychrypiała zjawa. Jej głos był przeszywający i pałający złością.- Twoi przyjaciele zginęli przez ciebie. A teraz umieraj i ty.
Czułem jak sztylet powoli przebija moje ciało. Ból był nie do zniesienia. Kiedy byłem przebity na wylot, zjawa szarpnęła nim i wyciągnęła go.
Obudziłem się. Podniosłem się z łóżka. Byłem cały zalany potem. Obiecałem sobie, że już się nie położę. Do pobudki zostało mi jeszcze dwie godziny. Wziąłem do ręki Orkana. Odblokowałem go i przejechałem ręką po ostrzu. „To był tylko sen, ty nie możesz zniknąć”.
Kiedy budzisz się po złym śnie i w pokoju jest ciemno, ogarnia cię strach i masz wrażenie, że to wszystko może się wydarzyć. Kiedy pomyślisz o tym z rana gdy już jest jasno nie czujesz już tego co w nocy. Całe dwie godziny jakie mi pozostały spędziłem siedząc na łóżku, trzymając mocno w ręku Orkana i rozmyślając o śnie. Kiedy zrobiło się jasno wcale mi nie ulżyło. Nie chodzi tu o sam koszmar, bo starałem się myśleć, że to tylko mój wytwór wyobraźni, ale o to co naprawdę mogło się wydarzyć. Moi przyjaciele mogą zginąć z mojej winy tak jak to się stało we śnie.
Usłyszałem stukanie do drzwi.
– Proszę… – wychrypiałem przez ściśnięte gardło.
Drzwi uchyliły się i do środka wszedł Chejron.
– Widzę, że wstałeś już to dobrze.
Spojrzałem na niego krzywo. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że ciągle macham przed sobą Orkanem. Wstałem pośpiesznie i schowałem go do kieszeni.
– Chejronie… Czy istnieje jakakolwiek możliwość… Żeby Orkan zniknął sam z mojej kieszeni?
– Nie Percy, nie ma. Rozmawialiśmy już o tym. Zbieraj się szybciej, zaraz po śniadaniu chcę cię widzieć przed Wielkim Domem. Wszystko w porządku?
– Tak… Przyjdę jak najszybciej.
***
Nie miałem ochoty na śniadanie, ale zdawałem sobie sprawę, że czeka mnie cały dzień ćwiczeń i muszę je zjeść. Usiadłem przy swoim stole i wpychałem w siebie jakąś potrawkę, która nawet nie wiem z czego była. Z niecierpliwością czekałem na Annabeth i Grovera. Wiedziałem, że na pewno im nic nie jest, ale wolałem się upewnić.
Annabeth przyszła pierwsza razem z kompanami ze swojego domku. Śmiała się głośno, włosy rozwiewał je wiatr i wyglądała tak pięknie… To znaczy… Pewnie się wyspała no i… i wyglądała dość dobrze… tak zdrowo. Rozumiecie o co mi chodzi, nie?
Ulżyło mi bardzo jak ją zobaczyłem, ale oczywiście tylko dlatego, że po śnie jaki miałem w nocy fajnie było ją znowu zobaczyć żywą. W takim stanie wyglądała dużo lepiej.
Później przyszedł Grover z wielkim talerzem na którym był gigantyczny stos puszek. Gdy tak szedł chwiejąc się na nogach i przepraszając wszystkich aby się przesunęli jedyna myśl jaka chodziła mi po głowie to: skąd on bierze te wszystkie puszki? Usiadł wśród innych satyrów i zabrał się do jedzenia. Robił to z taką satysfakcją jakby były to co najmniej kremówki polane czekoladą z truskawkami.
Przywitałem się z nim odnosząc talerz. Chciałem pomachać także Annabeth ale nie spojrzała w moją stronę.
***
Kiedy po przebraniu się doszedłem do Wielkiego Domu, moi przyjaciele już tam byli. Annabeth krzyczała coś na Grovera, który muszę przyznać, że nie wyglądał najlepiej i z pewnością nie czuł się tak dobrze jak na śniadaniu.
– Coś się stało? – zapytałem.
– Grover przejadł się puszkami! Widziałaś jaki wielki kopiec dzisiaj zjadł? A mówiłam mu ostatnio, że to się kiedyś źle skończy – pomachała mu gniewnie palcem przed nosem.
– One były takie pyszne… Jak mogłem je tak zostawić?
– No przecież mogłeś sobie zostawić na drugie śniadanie!
– Ale ja mam drugą porcję…
– Już przestańcie – warknąłem i w tej samej chwili wyszedł Chejron z jakimś nieznanym mi dotąd chłopakiem.
– Oto James Abingway. Annabeth pamiętasz swojego starego przyjaciela? – Chejron poklepał chłopaka po ramieniu.
– James?! Jejku! Co ty tu robisz?! – nim zaczaiłem co się stało, rzucili się (oczywiście do przyjaznego) uścisku i wymienili pozdrowienia. Spojrzałem pytającym wzrokiem na Grovera, który wyglądał jeszcze gorzej niż przedtem. Po dość długim przywitaniu z Annabeth, James podszedł do satyra i wyciągnął rękę w jego stronę.
– Mam nadzieję, że nie będziemy się tak gryźć jak ostatnio co kozłonogi?
-Ehee… – wyjęczał w ciągłym szoku Grover. Chłopak chyba uznał to za potwierdzenie i uścisnął mu mocno dłoń.
– A ty pewnie jesteś ten sławny Percy Jackson, tak? Miło mi cię poznać.
– Mi też miło – odparłem, chociaż nie czułem większego entuzjazmu.
– James mieszka w Europie i wraz z grupą centaurów dostarczył do nas kilka cacuszek na misję, która was czeka, no i przy okazji postanowił odpocząć trochę w naszym obozie – powiedział Chejron wyciągając wielką torbę podróżną.
Odwróciłem się do Annabeth, która wyglądała na w Olimp wziętą.
– Percy, chodź pomożesz mi z torbą.
Podszedłem do Chejrona i pomogłem mu zarzucić torbę na jego grzbiet. Wszyscy ruszyliśmy w stronę placu treningowego. James i Annabeth szli przodem gorąco dyskutując i co trochę wybuchając śmiechem. Kilka metrów za nimi szedłem wraz z Chejronem a za nami ciągnął się cały zielony Grover.
– Czyim potomkiem jest James? – zapytałem.
– Hefajstosa. Trafił do obozu mniej więcej w tym samym okresie co Annabeth, razem uczyli się, walczyli i przystosowywali do nowej sytuacji. Później po specjalnym szkoleniu postanowił, że zamieszka ze swoją matką. Klara wyszła za mąż i we trójkę wyjechali do Europy. Mieszkają niedaleko lasów Wielkiego Centaura. Chłopak często odwiedza moich krewnych i pomaga im w pracy. Mają tam pewnego rodzaju zakład kowalski, ale także wyrabiają biżuterię. Hah! Kto by pomyślał, nie? James dobrze się tam czuje i w razie problemów ma do kogo się zgłosić.
– Jego ojciec wie, że James jest półbogiem?
– Wie – Chejron uśmiechnął się.
Usłyszałem z tyłu jęk i spojrzałem na Grovera. Nigdy nie widziałem go tak bladozielonego. Zasłaniał sobie ręką usta i wybałuszył oczy.
– Ja muszę… na chwilkę – popędził w stronę łazienek w zawrotnym tempie, aż się zakurzyło.
– Co mu się stało? – Chejron patrzył zdziwiony w stronę gdzie zniknął satyr.
– Przesadził z puszkami…
– Oj… przykra sprawa – pokręcił głową i zrzucił torbę na środek placu.
– Delikatnie! – James podbiegł do nas i otworzył torbę sprawdzając czy nic się nie zniszczyło – To nie tylko broń. – Wyciągnął z głębi małą skórzaną sakiewkę i potrząsnął. – Oto nasz ostatni wynalazek! Nazywamy to perłami Hefajstosa.
Z wnętrza sakwy wysypał trzy czarne rzemyki, na których były zawieszone czarne perełki. Rozdał nam po jednym. W tym czasie wrócił Grover. Wyglądał dużo lepiej niż przed chwilą. Wziął do ręki rzemyk i obwąchał go dokładnie.
– Możecie nosić na szyi, albo na ręce. Jak kto woli – uśmiechnął się James. Zawiązałem swój rzemyk na ręce i przyjrzałem się perełce. Wyglądała zwyczajnie – mała, czarna, nic szczególnego.
– Do czego służy?- zapytałem.
– Kiedy się rozdzielicie wystarczy ścisnąć mocno perełkę. Wtedy każde z was będzie wiedziało gdzie znajdują się pozostałe perły i kto puścił sygnał. Możecie też używać tego jako wezwania do pomocy, wystarczy ustalić miedzy sobą kody. Na przykład: uścisk dwa razy kolejno: Pomocy minotaur mnie goni! No i tak dalej. Przetestujcie. – stanął między nami i wyprostował się dumnie. Był trochę wyższy ode mnie. Zwykle mi to nie przeszkadzało ale teraz jakoś mnie to krępowało. Dobrze zbudowany, jasne krótko ścięte włosy. Typ Annabeth – pomyślałem.
Uścisnąłem perełkę dwa razy mocno. Moi przyjaciele odwrócili się natychmiast w moją stronę. Później poczułem sygnał od Grovera. Nie wiem jak to opisać – po prostu nagle byłem pewny, że to od niego i że stoi dokładnie 2 metry i 4 centymetry ode mnie. Fajnie, teraz jak będę chciał pomachać Annabeth po prostu puszczę jej sygnał i będzie wiedziała gdzie ma spojrzeć.
– Istnieją tylko takie trzy perły? – zapytała Annabeth.
– Nie, mamy ich trochę więcej, ale robimy je w takich zestawach po trzy, zmieniamy lekko ilość składników, aby każda perła nie wyczuwała wszystkich innych.
– Ciekawe – przyznała.
-A teraz coś śmiercionośnego! – James rzucił się z powrotem do torby i wyciągnął trzy średniej wielkości zawiniątka. Rozwinął jedno z nich i naszym oczom ukazała się minimalnych rozmiarów kusza.- Najlżejsze kusze świata! Ładowane na trzy spiżowe strzałki. Jedyny minus i plus zarazem jest taki, że nie ma w zestawie worka strzał tylko po wykorzystaniu wszystkich sztuk trzeba je zebrać z powrotem. – rzucił mi załadowaną kuszę. O mały włos a nie złapałbym jej i prawdopodobnie ktoś by na tym mógł ucierpieć. Nigdy nie byłem dobry w strzelaniu z łuku i obawiam się, że kusza nie jest dla mnie zbyt dobrym pomysłem. Wymierzyłem w kukłę na boku placu, zwolniłem zamek i strzała w zawrotnym tempie znalazła się w samym środku „głowy” mojego przeciwnika.
– Dobrze – James przyjrzał mi się dokładniej. – Masz do tego smykałkę.
– Obawiam się, że to jednorazowy fart – zaśmialiśmy się chórem.
– Gdzie mamy to nosić? – spytała później Annabeth.
James wziął kuszę, przysunął się do niej i jednym szybkim ruchem zaczepił jej broń za biodrem na pasku od spodni. Muszę przyznać, że zrobiło mi się przy tym jakoś dziwnie nieswojo i gorąco. Annabeth uśmiechnęła się speszona. Odpięła kuszę, przyjrzała sie jej i powtórzyła naśladując Jamesa. Zrobiłem to samo. Mały uchwyt mocno trzymał się przy spodniach a dzięki lekkości kuszy nie czułem, że ją mam.
– A teraz coś specjalnego!
I w tej chwili serce stanęło mi w gardle. Zrobiło mi się słabo, czułem zimno i gorąco naraz.
– Percy wszystko w porządku? – Chejron złapał mnie za ramię i podtrzymał.
Nie miałem siły nic odpowiedzieć. Patrzyłem się ogłupiały na miecz, który trzymał w ręku James i nie mogłem uwierzyć w to co widzę. Ten sam widziałem we śnie… W koszmarze, który odebrał życie moim przyjaciołom. Byłem pewny, że to był on.
– Chejronie… Obawiam się, że musimy poważnie porozmawiać…
CDN
Czekam na kontynuację
ŚWIETNE świetny ten sen superaśny opis
czekam na następne
😀 😛 😉 😀 😛
Ooo Świetne… Wciągające ;D
Już nie mogę doczekać się następnej części ^^ Bo będzie, tak? ;p
PO PROSTU SWIETNE. NIE MOGE SIE DOCZEKAC KONTYNUACJI . A BEDZIE NIE??
bardzo mnie wciongneło
Ekstra,cool,cudowne ,świetne opowiadanko.Piszesz fantastycznie,interesująco,cudownie,wspaniale,.Nieźle wymyśliłaś z tym starym przyjacielem Annabeth.Percy ma rywala?.
:)Czekam z niecierpliwieniem na następną cześć i dalsze……………
Wprost nie mogę się doczekać.
:):):):):
Ciekawe opowiadanie. Czekam na dalszy ciąg. ;D
Świetne opowiadania . Po prostu cudowne !!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Mam nadzieje , że dawny kumpel Annabeth nie będzie dla Percy’ego rywalem :P.
Czekam na ciąg dalszy 😀
Świetne opowiadania . Po prostu cudowne !!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Mam nadzieje , że dawny kumpel Annabeth nie będzie dla Percy’ego rywalem :P.
Czekam na ciąg dalszy 😀
Pozdrowienia ;P
Super, czekam na następny….Jej jesteś wielki/wielka…xD
Czekam na kolejną część.
genialnie piszesz !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!1
Oryginalne i pomysłowe. 😉
SUPER !!!!!!!!!!!!!
KIEDY NASTĘPNA CZĘŚĆ???
Dziękuję 😉 Oczywiście będzie kontynuacja, wyczekujcie niebawem 😉
ale to niebawem nie będzie długo trwało?Czekam z wytęssssssssssssssskkkkkkkkkkkkkkknnnnnnnnnnnnnnnniiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiieeeeeeeeeeeeeeeeeeennnnnnnnnnnnnnniiiiiiiiiiiiiieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeemmmmmmmmmmmmmmmmmmm ,z bardzo dużym wyęsknieniem na kolejną część.Bardzo,ale to bardzo nie mogę się doczekać.Piszesz super,ekstra.
Dodawaj dalej, bo nie mam co czytać, a to jest takie świetne, że…no najlepsze z takich opowiadań jak te
Zgadzam się z wami
Boże… A ja myślałam, że jak ci się śni twój najgorszy wróg robiący ci sztuczne oddychanie i drugi wróg, który postanowił się ożenić z twoją najlepszą kumpelą to jest koszmar….
A opowieść C U D O W N A!!!!!!!! Może poślijmy ją do druku 😀
Nie przejmuj się Nataliaaa997 to TEŻ jest KOSZMAR!!! A opowiadanie bardzo, bardzo, ale to baaaardzo interesujące
Kiedy następna część, to jest świetne
to jest boskie, heroiczne, romantyczne!!! co za akcja!!! percy-james. james-percy. którego wybierze annabeth??? wielka niewiadoma… po prostu boskie!!!
Percy/James, Percy/James, super!!!
Ale mam pytanko, kiedy pojawi się kolejna część, bo na serio nie mam co czytać.
Super! Piszesz zupełnie jak Riordan! To jes super! Kiedy następna część? Nie każ nam czekać xD
Wysłałam już bardzo dawno kolejną część i mam nadzieję, że ukaże się niebawem 😉 Bardzo mi miło, że wam się tak podoba 😉
przecież w ostatnim olimpijczyku było jak nie macie pójdźcie do Empika i ostatni rozdział se przeczytajcie