Z góry pragnę przeprosić za taką obsuwę i że musieliście tyle czekać na ten rozdział. Naprawdę przepraszam i mam nadzieję, że mi wybaczycie.
Byłam strasznie ciekawa, czy Gabrielle podczas jej pierwszego dnia wyglądała tak samo jak ja. Czy też stała i wpatrywała się w Chejrona wielkimi oczami, próbując pojąć to, co się wokół niej działo? Stwierdziłam wtedy, że na pewno się o to zapytam.
Ale do dzisiaj tego nie zrobiłam.
Wątpię, czy Gabrielle chce ze mną rozmawiać. Czy chce rozmawiać z kimkolwiek.
O tej sytuacji i rozłamie, przez który przechodzi nasza grupa, opowiem wam później. Nie chciałabym teraz się zdradzać ze szczegółami zbyt wcześnie. W końcu, to ekscytująca historia, czyż nie?
Pragnę od razu was uświadomić, że w tej historii nie będzie happy endu. Każde z nas musi poczekać na to, aż wszystko się ułoży. Na własne szczęśliwe zakończenie.
Ja jednak chyba nie mam na nie szans.
Chejron uśmiechnął się na mój widok. Nie wyglądał na zbytnio zaskoczonego moją dość „drastyczną” reakcją.
– To pan jest… nauczycielem… Heraklesa? – wyjąkałam, kompletnie nie wiedząc, gdzie skupić swój wzrok.
To było takie niewiarygodne. Zostałam powitana przez mityczne stworzenie, które uczyło tak wielu herosów. Achilles, Jazon, Eneasz. Przez mityczne stworzenie, które zgodnie z zasadami racjonalnego i logicznego myślenia nie powinno istnieć.
– Tak – odrzekł Pan Koniowaty. – Centaur Chejron. Zgadza się. Mój zad był trochę mniejszy w czasach Heraklesa, ale wciąż jestem Chejronem. A ty zapewne jesteś Ree Johnson?
Nie wiedziałam, skąd centaur znał moje imię i szczerze mówiąc, wolałam nie wiedzieć. Nawet się nie dopytywałam. Do dziś uważam, że dobrze zrobiłam. Wiecie, o niektórych rzeczach nie powinniśmy się w ogóle dowiadywać. Zwłaszcza, jeśli to grozi uszczerbkami na zdrowiu psychicznym.
– Taa – odparłam niezbyt pewnym głosem.
Przyjrzałam się mu uważniej, wciąż nie mogąc się nadziwić, jak istnienie kogoś takiego jak centaur jest możliwe.
Centaury to stworzenia z mitologii greckiej, o czym wam zapewne wiadomo. Mają postać pół konia, pół człowieka. Górna część ciała to ciało ludzkie, dolna przypomina ciało konia. Są zazwyczaj umięśnione i wyglądają, jakby chodziły na najlepsze siłownie w Stanach. Niektóre są jednak trochę inne i zamiast imponującej muskulatury mają raczej dobrze rozwinięte „mięśnie piwne”.
Zazwyczaj były rubasznymi stworzeniami, które kochały wszelkiego rodzaju zabawy i nie traktowały życia zbyt poważnie. (Chyba mam jakiegoś przodka z rodziny centaurów) Z tego, co dowiedziałam się na języku angielskim, gdy mówiliśmy o mitologii, to była bardzo stara rasa. Bardzo lubiąca zamieszanie. (Chyba mam jakiegoś przodka z rodziny centaurów razy dwa) Nasza anglistka opowiadała o centauromachii – walce między centaurami i herosami, która wywiązała się na pewnym weselu. Centaury zostały na nie zaproszone i gdy już dobrze dały sobie w palnik, próbowały porwać pannę młodą i resztę kobiet z wesela.
Ten przede mną nie wyglądał na hulakę, któremu tylko jedno w głowie. Wręcz przeciwnie – mądrość życiowa i inteligencja, którą się odznaczał, wprost dały się wyczuć. Nie znałam go, ale czułam, że to bardzo mądry człow… półkoń. Godny zaufania. Takich ludzi lubiłam, choć nie często miałam okazję z nimi obcować.
Większość osób, z którymi ja się zadawałam, było niebezpiecznymi dla siebie i otoczenia wariatami. Swój swojego znajdzie, jak to się mówi.
Chejron wpatrywał się we mnie swoimi ciepłymi, brązowymi oczami, jakby chciał odczytać, kogo tym razem mu przywiało i jakim jestem materiałem na „herosa”. Pewnie widział, że raczej kiepskim. Coś jednak w jego oczach błyszczało, jakby czuł, że pomimo tego, że jestem najgorzej przygotowaną na bycie herosem osobą we wszechświecie, czeka na mnie coś wyjątkowego.
Mężczyzna uśmiechnął się, widząc, że wpatruję się w niego zszokowana. Najwidoczniej musiało go to bawić – moje zakłopotanie i zdziwienie.
– Pewnie widuje takich świeżaków jak ja codziennie… –pomyślałałam.
Mimo tego, że zdawałam sobie sprawę, że nie jestem pierwszą osobą, która doznaje szoku wskutek doznania olśnienia i dowiedzenia się o tym, że świat greckich bogów istnieje, wciąż czułam się, jakby tak właśnie było.
Jakbym ja jedna nie rozumiała tego, że dzieci bogów ze śmiertelnikami to rzeczywistość, a nie tylko mitologia omawiana na lekcjach angielskiego. Oni wszyscy to doskonale pojmowali.
Gabrielle rozmawiała sobie z półkoniem, jak gdyby nigdy nic. Jej matka to bogini miłości i piękna – szczyty normy. Szara rzeczywistość, chciałoby się rzec. Ona budzi i kładzie się spać ze świadomością, że jej życie jest całkowicie normalne i poukładane.
Ja jednak nie mogłam tego przyjąć do wiadomości. Ciągle wypierałam to ze swojego umysłu. Miałam wrażenie, że za chwilę zabrzmi budzik i obudzę się ze snu.
Wiecie co? Do dzisiaj nic się zmieniło.
Ciągle mam wrażenie, że rzeczywistość wokół mnie to cholerna fikcja. Że tak naprawdę nie ma ani Gabrielle, ani herosów, ani mojej nieszczęsnej matki, ani Deana, ani przeklętej, niech ją szlag weźmie, Allison.
I ciągle czekam, aż zadzwoni budzik. I jak woń owsianki rozejdzie się po mieszkaniu, a tata przyjdzie do mojego pokoju i powie, że muszę już wstawać.
To byłoby cudowne. Obudzić się z koszmaru ostatnich kilku dni i stwierdzić, że wszystko jest na swoim miejscu. Że Dean i Gabrielle się ze sobą przekomarzają, że Allison i ja robimy sobie z nich żarty. Tak jednak nie będzie. Każde z nas poszło w swoją stronę. Przez jedną rzecz, która zmieniła wszystko.
Nie, teraz o niej nie powiem. Musicie trochę poczekać na to, aż opowiem wam o tym, co właściwie spowodowało, że żadne z nas nie chce się odzywać do tych pozostałych.
– Gabrielle, mogłabyś oprowadzić Ree po Obozie? – powiedział, nadal przypatrując mi się uważnie.
Nie wiedziałam, co widział we mnie takiego wyjątkowego, żeby tak uważnie mi się przyglądać, ale nie przerywałam mu tego. Niech ogląda, najwyżej zauważy, że jestem kompletnym przeciętniakiem i ten obóz to jedna, wielka pomyłka – pomyślałam.
Gabrielle zagryzła wargę, jakby zdenerwowana i spojrzała na Chejrona trochę nerwowo. To chyba miało znaczyć ‘nie’.
– Przepraszam, Ree, ale nie mogę. Jest trochę… zamieszania – powiedziała, zakładając rękę za kark.
W oczach dziewczyny było widać autentyczną skruchę. Nie chciała się wymigać od oprowadzania mnie i wyjaśnienia mi tych wszystkich rzeczy. Po prostu coś ją nagliło.
Miałam trochę żalu o to, że nie mogła mnie oprowadzać po obozie, zwłaszcza, że to ona mnie znalazła i w zasadzie zaprowadziła. Najwidoczniej jednak miała jakieś pilne sprawy do załatwienia, a ja nie byłam numerem jeden na jej liście priorytetów.
– Chejronie, mógłbyś znaleźć kogoś na moje zastępstwo? Naprawdę, teraz nie mogę jej niczego wytłumaczyć… Jest dużo pracy, a sam wiesz, że niedługo mamy Afrodyzje… Wszystko musi być dopięte na ostatni guzik.
Uniosłam brew nieco zaskoczona. Afrodyzje? Co to właściwie było? Coś na zasadzie Dionizji, urządzanych na cześć boga wina, Dionizosa? Kompletnie nie wiedziałam.
– Może Dean? – spytał Chejron.
– On jest zajęty… Robi coś z Peggy– odparła dziewczyna.
Zauważyłam, że przy wzmiance o tajemniczej Peggy jej czoło marszczy się w gniewnym wyrazie. Kimkolwiek była tamta dziewczyna, ona i moja nowo poznana koleżanka nie były raczej w przyjaznych stosunkach.
– Allison?
– Ta z kolei ma aż nadmiar czasu wolnego – Gabrielle uśmiechnęła się szerzej. – Pewnie włóczy się niedaleko domku. Każę jej tu przyjść, dobrze?
– W porządku. – Chejron skinął głową i pozwolił dziewczynie odejść.
Dziewczyna uśmiechnęła się, odgarnęła burzę blond włosów zasłaniających błękitne oczy na bok, zaś jej usta prawie bezgłośnie wyszeptały „Nie daj się zabić”.
Dziękuję, Gabi, na pewno skorzystam z twojej rady – miałam ochotę odpowiedzieć. Niestety, nie zdążyłam, bo zanim się obejrzałam, Gabrielle wybiegła z pomieszczenia. Przechyliłam się w kierunku drzwi, bo ją dojrzeć – przepychała się przez tłum ludzi w pomarańczowych koszulkach z okrzykiem „Przejście dla VIP’a”.
– Wariatka – powiedziałam cicho, z trudem powstrzymując śmiech.
Gabrielle, kimkolwiek była, sprawiała wrażenie trochę ekscentrycznej, aczkolwiek dość przyjaznej dziewczyny. Jakby to ująć, lubiłam ją. Jeszcze jej nie znałam, a już ją lubiłam. Takie „lubienie” nie jest może zbyt rozsądne, zwłaszcza, że na każdym kroku czają się ludzie, którzy chcieliby skopać mi tyłek, ale pozwoliłam sobie tym razem na nieprzejmowanie się konsekwencjami. Choć powinnam o tym pomyśleć.
Nowe rzeczy, nowi ludzie, nowe otoczenie.
Pełno potencjalnych wrogów i przyjaciół.
Nie przejmowałam się zazwyczaj zbytnio tym, czy ktoś mnie lubi czy nie. To był zazwyczaj problem tej osoby. Miał wybór – polubić tą szurniętą dziewczynę, którą jestem, albo ją znienawidzić. (Opcji ‘pokochać’ z oczywistych względów nie brałam pod uwagę. Żaden chłopak nie zwróciłby na mnie uwagi, nawet, gdyby nagle wyrósł mi biust wielkości dorodnych arbuzów) Tak czy inaczej, nie chciałam, aby i tutaj powtórzył się mój los. Naprawdę nie chciałam być outsiderką, której nikt nie lubi i wszyscy się jej boją.
Tak naprawdę, chciałam przyjaźni i… trochę miłości.
Dziewczyny na przerwach plotkowały o tym, jak świetnie się ze sobą bawią, o jakich rzeczach rozmawiają, jakich kosmetyków używają i jaki świetny jest ich chłopak i że na pewno będą razem do końca życia.
I ja, choć stałam na uboczu i uśmiechałam się drwiąco, słysząc te wynurzenia, w głębi duszy pragnęłam tego, co one miały i nie zawsze tak bardzo doceniały.
– Wyglądasz na mądrą dziewczynę, Ree – Chejron nagle przerwał ciszę.
Ja? Mądra? Może odrobinę inteligentna. Ale na pewno nie mądra i nie rozsądna. To słowa, którymi na pewno nie można mnie określić.
Uśmiechnęłam się zawadiacko, przeczesując palcami swoje brązowe włosy i spojrzałam na centaura z zabójczą pewnością siebie wymalowaną w oczach.
– Pozory mylą, proszę pana – odparłam. – Nie jestem mądra. Nie tak bardzo, jak chcę.
– Może jednak jesteś trochę za ostra w stosunku do siebie – dodał po chwili, uśmiechając się. – Każdy z herosów ma za sobą różne… doświadczenia. Wyrzucanie ze szkół, kłótnie w rodzinie. Życie ciężko was doświadcza.
A na dodatek każdy heros w greckich mitach umiera. Nie po disneyowsku – miałam ochotę dodać, ale się powstrzymałam.
Chejron podrapał się po swojej brodzie w głębokim zastanowieniu, po czym odrzekł:
– Nie jestem tutaj tylko po to, aby nauczyć was, jak walczyć z potworami. Większość z was ma problemy ze sobą. I, choć nie jestem psychologiem, zawsze będę starał się wam pomóc. Rozumiesz?
Skinęłam głową na znak, że doskonale pojmuję, o co mu chodzi. Chejron próbował mnie do siebie przekonać. Najwidoczniej zauważył, że jestem z natury nieufną osobą i chciał mnie przekonać do „swojej” strony. Próżny wysiłek, bo nie ufałam na razie nikomu, nawet sobie. Aczkolwiek to był miły gest.
Przejmowanie się durną małolatą z acne vulgaris i burzą hormonów. Nie każdego na takie coś stać.
Mimo iż nadal byłam zdezorientowana, czułam się co raz bardziej rozluźniona i mniej spięta niż wcześniej.
Może to nie takie złe miejsce, pomyślałam, po czym uśmiechnęłam się nieznacznie.
Przyjrzałam się uważniej Chejronowi. Jego brązowe włosy, które – pomimo niewątpliwie „sędziwego” wieku – pozostawały nieprzerzedzone dobrze komponowały się z umaszczeniem jego „końskiej” części ciała. Był opalony i umięśniony, owszem, miał lekką nadwagę, ale ideałów nie ma, czyż nie? Byłam godna podziwu, gdyż jak na takiego staruszka, trzymał się całkiem nieźle.
Stukał w tarczę swojego zegarka spracowanymi palcami i robił trochę zniecierpliwioną minę. Dziwiło mnie to trochę, wszyscy „tutejsi” wyglądali, jakby się gdzieś bardzo spieszyli. Zastanawiałam się, czemu tak jest, ale wciąż nie mogłam tego rozgryźć.
Chyba to dlatego, że gdy się jest „herosiątkiem”, trzeba zrobić dużo rzeczy na raz, bo następnego dnia można już nie żyć, pomyślałam.
Nawet nie zdążyłam wymyślić drugiego powodu dla tego nadzwyczajnego pośpiechu, gdy rozległ się dźwięk dziewczęcego, wysokiego głosu.
– Sorki, Chejronie. Dzieciaki od Hermesa mnie trochę zatrzymały. Gdzie jest ta nowa?
Choć do tej pory stałam odwrócona plecami do Chejrona i drzwi, więc nie mogłam nikogo zauważyć, po usłyszeniu tego głosu odwróciłam się.
I od razu zwaliło mnie z nóg.
Miałam wrażenie, że przede mną stoi jakaś cudowna postać z obrazów, nimfa czy coś w ten deseń. Nie będę opisywać, jak bardzo piękna była ta dziewczyna. Mogę przybliżyć bardzo pobieżnie, jak właściwie wyglądała, a i tak dokładnie nie opiszę jej rysów twarzy i nie przekażę za pomocą moich słów, jak bardzo oszałamiające wrażenie wywoływała, choćby samym wejściem.
Chciałam się odezwać i powiedzieć jakieś ‘cześć’ czy cokolwiek, ale zauważyłam, że zabrakło mi tchu. Nie wiedziałam, kim była, ale byłam stuprocentowo przekonana, że to ktoś wyjątkowy.
– Jesteś boginią? – spytałam, wpatrując się w nią jak w święty obrazek.
Choć na początku uśmiechnęła się szeroko, po dłuższej chwili dało się zauważyć, że ma zarumienione policzki.
– Chyba nie jest przyzwyczajona, że ludzie się tak na nią gapią. Z drugiej strony jest tak oszałamiająco piękna, że… Ree, ogarnij się! Przecież to dziewczyna. A nie chłopak… Nie powinnaś mieć aż tak szeroko otwartej szczęki na jej widok– myślałam.
– Nie, raczej nie jestem… Widzisz, Chejronie, to już chyba piąta osoba w tym miesiącu o takiej minie – dziewczyna roześmiała się i przejechała palcami po włosach w kolorze pszenicy. – Jestem Allison. I oprowadzę cię po Obozie.
I choć drugie zdanie było inne w brzmieniu, to byłam święcie przekonana, że chciała raczej powiedzieć „I jestem w stanie uwieść samym spojrzeniem”.
Ludzie, naprawdę dłuuuuuugo czekaliśmy na tą część, ale było warto 😀
Masz świetny styl – jeden z dziesięciu najlepszych na blogu w punktacji carmelka. Samo opko ciekawe, dobre opisy, świetne przemyślenia. Wspaniale opisane jej niedowierzanie. Pisz CD, bo nie mogę się doczekać!
O,kurcze.
Troszke trudno sie polapac,taki troche chaosik…
Ale,czy opis Allison to tylko obiektywna opinia dziewczyny o innej,czy cos wiecej?..
W kazdym razie,robi sie ciekawie :3
Napisałabym, że było dobre, jak zwykle. Ale nie, bo było jeszcze lepsze. Chciałabym tylko, żeby było częściej, ale wiadomo, że nie da się za często i przy okazji dobrze. Nie wiem jak to robisz, ale pomimo, że nic się nie dzieje (niewiele, w porównaniu do pierwszych części), a i przemyślenia Ree nie powalają formą (co wcale nie znaczy, że są złe, po prostu czytałam już lepsze) to i tak mam ochotę pochłaniać kolejne części.
To uczucie kiedy wiesz więcej na temat fanfika nie czytając go w ogóle XD
Czemu nie dałaś mi go wcześniej? Jest ładne ;_;
Bo, o ile dobrze pamiętam, stwierdziłaś, że tematyka percyjacksonowa cię nudzi i dlatego nie dostałaś opka wcześnie.
Mogła mnie zmusić, to bym przeczytała ;p Shay niestety nie jest zbyt perswazyjna.
Próbowałam.
A tak swoją drogą – drodzy czytelnicy, Schiz jest pierwowzorem postaci Gabrielle Podziwiajta.
Boru, jakim ja jestem fejmem *.*
Świetne opko. Nie miałam okazji przeczytać poprzednich części ale ta bardzo mi się podoba. Ree jest podobna do mnie. W szkole zawsze miałam tak samo jak ona… Czekam na Cd
Przeczytałam wszystkie rozdziały dzisiaj i jest tylko jedna rzecz, która mi się nie podoba. Nadal nie wiem kto jest matką Ree.
Sama bohaterka od razu podbiła moje serce. Tak samo jak Gabrielle. Trochę mam nadzieję, że zostaną przyjaciółkami. Ale scenariusza za ciebie pisać nie będę, bo mam ochotę przeczytać twoje dzieło. Trzymaj tak dalej.