Tekst pochyły opisuje wydarzenia, których główny bohater nie był świadkiem. Te, które widział dzięki psychometrii (percepcji pozazmysłowej, daru do uzyskiwania informacji jedynie siłą woli) są odzielone od reszty napisami Psychometria i Koniec psychometrii. To jest opko bez dedykacji. Buahahaahaa.
Usiadłem na łóżku. Nie myśłałem, że nawet MNIE, Błogosławionemu przez Atenę, męczonemu przez bogów śmiertelnikowi może się przyśnić tak porąbany sen. Litości! Król Julian? Nyan Cat? Kruki Albinosy? Ta, zdecydowanie mój mózg nie jest normalny. „Całe szczęście, że to przyłapanie nie było naprawdę.” pomyślałem. Nagle poczułem dziwny ucisk na wysokości trzustki. Spojrzałem więc w tamtym kierunku. Zobaczyłem, że spiżowa kulka zawieszona na mojej szyi błyszczała nienaturalnie miedzianą poświatą. Jednak po chwili zgasła. Znów była ciemna.”Co to do gaci Hadesa jest?” zastanowiłem się. „A jeśli to coś niezbyt bezpiecznego?”.
Rozległo się ciche pukanie do drzwi, wyrywając mnie z zamyślenia. Dokładnie po dwóch sekundach drzwi otworzyły się z lekkim skrzypnięciem, a Agatha, Abigail oraz Danny weszli do pokoju.
-Obudź się. Już…- przerwali, widząc, że już byłem obudzony.
-Mamy iść do Niedorozwiniętej i przygotować się do misji. Zabierz odpowiednie rzeczy- poleciła śmiertelniczka. Wszyscy mieli na sobie te same chitony, ale przy pasie przypięli: Danny długi na pół metra miecz o dziwacznym, lśniącym na złoto ostrzu, Abigail dwudziesto-pięcio centymetrowy sztylet, a krewna mojej przyjaciółki zwinięty, srebrzysty bicz. Potomek bogini mądrości spojrzał na mnie poważnie swoimi szarymi oczami. Nie przypominały za bardzo moich, czy oczu dzieci Ateny na Obozie Herosów. Były bardziej stalowe. Jakby krążyła za nimi jedna myśl, a nie miliony jak u jego braci i sióstr. I znajdowały się w nich o wiele jaśniejsze punkty przypominające błyskawice. Spojrzenie dziewczyny nadal wesoło się zieleniło, ale ta radość była trochę dziwaczna. Taka sztuczna, jak po rozśmieszającym gazie u dentysty. No i te naszyjniki. U nich łańcuszki były krótsze, sięgały do miejsca gdzie łączyły się obojczyki, a u mnie poniżej mostka. Ozdoby były bardzo blade, jakby odpłynął z nich kolor. Tylko Agatha wydawała się nadal normalna. Z jej niebieskich oczu promieniowała lekka niepewność, czy się uda, ale też determinacja, że pomoże nam w misji. Widziała to w przyszłości, więc nie miała się co sprzeciwiać.
-Dobra, już idę- powiedziałem i wstałem z łóżka. Sprawdziłem, czy Erates jest grzecznie przypięty do mojego uda, a miecz, o którym prawie zapomniałem, nie wypadł z pochwy. Przywołałem na próbę łuk i kołczan, które posłusznie się pojawiły. Nie zauważyłem żadnego ubytku w uzbrojeniu, więc skinąłem głową i podążając za przyjacielem Agathy, wyszedłem z pomieszczenia. Nastepnie zapukaliśmy do drzwi Moniki. Nie było odpowiedzi, więc wparowaliśmy do środka i najprawdopodobniej obudziliśmy córkę Hekate. Skąd to wiedziałem? Czarne płomienie uderzyły nas ze straszną siłą i oplotły wężowymi splotami. Po chwili już leżeliśmy na dywanie związani i zakneblowani żelkami-glistami.
-A! To wy- stwierdziła, patrząc na nas rozbawionym spojrzeniem. Była już gotowa do kradzieży. Oprócz ukrytych ostrzy miała także wyczarowany miecz na plecach. Pstryknęła palcami, a jej wielokolorowe oczy stały się na chwilę ciemne. Nasze okowy zniknęły z cichym pyknięciem.- Chodźmy!- zawołała i przeszła pomiedzy nami.
Kiedy dotarliśmy do pomieszczenia numer dziewięć i właśnie chcieliśmy zastukać w drewno, drzwi otworzyły się wąsko. Ze szpary wychyliła się głowa Nicole. Sprawdziła badawczym wzrokiem, czy ktoś nie nadchodzi. Kiedy się upewniła, wpuściła nas do pokoju. Lodowe sztylety trzymała w rękach i wygladała na zdenerwowaną. Źrenice jej fiołkowych oczu były wieksze niż zwykle, jakby działała w niej adrenalina, skóra była jeszcze bledsza niż normalnie. Niemniej wyglądała bardzo ładnie.
-To co robimy?-spytała.-Wogóle czemu jeszcze nie idziemy? Nie mamy na co czekać- oznajmiła, patrząc podejrzliwie na trójkę nowo poznanych magów.
-Właśnie! Dobrze mówi, polać jej!-wykrzyknęła Monika. Przez moją twarz przeszedł lekki uśmiech.
-Yyyy… No, bo my… chcieliśmy- zaczął się jąkać Danny.- No dobra, poddaję się, po prostu idźmy.
Tak właśnie uczyniliśmy. Wyszliśmy z pomieszczenia i skierowaliśmy się w ten sam korytarz co we śnie. Miałem nadzieję, że on sam się nie powtórzy, bo nie miałem ochoty na wyciąganie z gobelinu Nicole ubranej w strój fanki J****** B******. Miałem takie déjà-vu, że łeb wręcz mi pękał. Na każdym kroku wrażenie powtarzania się wszystkiego uderzało mnie falą, wpychając się przez uszy, nos i usta. Dźwięk skwierczących pochodni, zapach starych dywanów, smak powietrza pełnego magii. No i obrazy: znajome kontury, kolory. Wszystko było o tyle niepokojące, bo bałem się, że cały sen się powtórzy. Razem z przyłapaniem, na które pod żadnym pozorem nie mogliśmy pozwolić. Nagle poczułem mrowienie w głowie, tylko silniejsze niż dotychczas.
Pojawiły się wizje. Mroczne pochodnie, chwytające mnie pazurzaste łapy, ziejący oparami sfinks, pluśnięcie srebrnego ogona, machnięcie potężnym kilofem, intensywnie czerwone jabłko, rubinowe światło, rozlatujący się sztylet. AAA! Strumień blasku uderzył w ostrze, które pęknęło niczym szkło i rozleciało się na milion kawałków. Rozległ się ogłuszający wrzask, tak podobny do mojego… Padłem na kolana, zrobiło mi się ciemno przed oczami. Wizja czy jawa? Przyszłość czy teraźniejszość? Po chwili nagła ostrość przecięła mój nos, odrzuciła głowę. Zaraz wstałem. Rzeczywistość powróciła.
Z trudem ustałem na nogach. Na czoło wypłynęły krople potu. Opadłem lekko i oparłem się o ścianę, by złapać równowagę. Mózg zawirował jak na rollercoasterze.
-Ech…- jęknąłem. To było naprawdę trudne do wytrzymania.
-Coś ci jest?- zapytała Monika, podchodząc do mnie z zatroskaną miną.
-Psychometria. Ta, to jest czasami mocno irytujące- wystękałem. Odepchnąłem się od muru i z niejakim trudem utrzymałem się w pozycji stojącej. Wiedziałem, że sny połączone z déjà-vu i zwariowanym darem od Ateny są mocno wyczerpujące. Żeby się uspokoić dotknąłem Eratesa, który był kojąco ciepły. Miłe uczucie rozlało się po ciele, wzmacniając organizm i pomagając wydostać się z otępienia wywołanego natłokiem informacji.
-Przeżyjesz- machnęła ręką i uśmiechnęła się rozbrajająco. Oczy błysnęły przyjacielsko.
-Zobaczymy-odgryzłem się, w odpowiedzi szczerząc zęby i ruszyłem dalej za resztą grupy, która jakby nigdy nic szła dalej. Nicole gadała z Danny’m, chichocząc, co wywołało rozgrzanie mojego sztyletu do temperatury patelni gotowej do robienia jajecznicy. Najwyrażniej reagował na moje emocje, bo w tej chwili byłem wściekły. Ledwo co powstrzymałem się od rzuceniem nożem albo zastrzeleniem syna Ateny wybuchową strzałą. „Wdech, wydech, Staś. Spokojnie, nie denerwuj się, nie rób masakry, nie zabijaj tego biednego i wrednego nastolatka.” pomyślałem, mrużąc oczy i zacisnąłem pięści tak mocno, że paznokcie wyryły na wnętrzu dłoni małe półksiężyce.
-Hej!- wepchnąłem się pomiedzy nich ze sztucznym uśmiechem na ustach.-Jak tam wam się udaje misja?
Oboje otworzyli i zamknęli kilka razy usta jak ryby wyjęte z wody i zgodnie odpowiedzieli:
-Dobrze, no i BĄDŹ CICHO!- chyba byłem za głośny. Ale co wy byście zrobili na moim miejscu? Zajęty rozmyślaniem cóż by to zrobić by zaimponować Nicole, wpadłem na Agathę, która powstrzymała przekleństwo i walnęła mnie pięścią w ramię. Ała.
-Uważaj jak leziesz, sowi łbie- syknęła. Odsunąłem się trochę od niej i poszedłem na koniec pochodu, by nikomu nie przeszkadzać. Po przejściu następnych kilkunastu metrów ucieszyłem się, bo zamiast jednych drzwi jak we śnie, było ich dwoje. Skręciliśmy w te po lewej stronie i zatrzymaliśmy się, wpadając na osoby przed sobą. „Co jest?” zastanawiałem się. Córka Hekate stała o dwa centymetry od jakiegoś kamiennego stwora-gargulca. Nerwowo popatrzyła na niego i powoli odsunęła się. Dopiero w tamtym momencie dostrzegłem, że maszkaron ma lśniące, żółte oczy i skrzydła, które delikatnie falowały. Czym prędzej cofnąłem się do poprzedniego przejścia, rozszerzając oczy ze strachu.
-Co to było?-zapytała zdumiona Nicole, unosząc nóż.
-Potwór-skała. Ożywił się jak do niego doszliśmy- wyjaśniła Abigail i wyczarowała bluszcz na drzwiach, żeby stworowi trudniej było sie wydostać. Rzeczywiście, po chwili rozległo się głuche uderzenie w drewno. Natychmiast wyszliśmy z tego korytarza przez drugie przejście i natrafiliśmy na normalny- o ile korytarz w szkole magii może być normalny-korytarz.
-Uf- odetchnęła Monika i w spokojnym tempie dalej maszerowała za naszymi przewodnikami. Oczywiście Ta Parka Co Mnie Doprowadza Do Szału dalej gawędziła, jakbyśmy nie byli na morderczej misji tylko na spacerku po parku. „Kompletny brak profesjonalizmu.” pomyślałem i zaraz po tym potknąłem się o dywan. „No nie, ja to mam farta…” stwierdziłem w głowie, kiedy wszyscy obrócili się w moim kierunku i patrzyli na mnie karcącym wzrokiem. Miałem ochotę po prostu się odciąć w jakiś wyjątkowo błyskotliwy sposób, ale czerwony na twarzy wstałem z puchatego materiału, kopiąc go przy okazji- a niech ma za swoje!
Pogrążyłem się w odmętach własnego umsyłu, by obmyślić jakiś niezywykle chytry plan pokonania wiedźmy, ale miałem za mało danych. Zająłem się więc moim snem z Lasu George’a Washingtona i zapytaniem: Kim są te wodne przyjaciółeczki? Widziałem łuski, więc coś z rybami… Hmmm… Zaraz, zaraz : Łuski, ogon, kobiety, woda? To mi się z czymś skojarzyło. W chwili kiedy byłem naprawdę blisko rozwiązania i chciałem już wykrzyczeć triumfalne „Eureka!”, poczułem niezwykle silny ucisk na ramionach i brzuchu. Spojrzałem na te części ciała i dostrzegłem blade dłonie zakończone długimi szponami. Momentalnie zbladłem. „Tak jak z wizji…” stwierdziłem ze zgrozą i właśnie chciałem krzyknąć, kiedy ręce pociągnęły mnie wprost do gobelinu. I zamiast walnąć w ścianę, zapadłem się w miękki mrok…
Z arrasu przedstawiającego perłowe smugi i dłonie wyskoczył Staś ubrany tak samo jak przed wpadnięciem: chiton, luźne spodnie i czarne Martensy. Rozejrzał się czujnie szarymi, niczym morze podczas sztormu, oczami i przesunął palcami przez ciemnozłote, pofalowane włosy, po czym dołączył do reszty, która wogóle nie zauważyła jego zniknięcia. Blada skóra lśniła nieco nienaturalnie, ale nikt na to nie zwrócił uwagi. Podszedł do Moniki, która zaczęła opowiadać mu żart o dwóch herosach rozmawiających o bliznach. Nie rozumiejąc żartu, roześmiał się sztucznie, by nie wzbudzać podejrzeń i dalej drałował przez korytarze Akademii.
Wepchnął się– ponownie- pomiędzy chichoczących Nicole i Danny’ego.
-Danny, ile już potworów zabiłeś?- wycedził, szczerząc się drwiąco.
-Yyyy, zero… A ty?- zapytał syn Ateny.
-Och, zaraz… Ten rycerz i piekielny ogar, Lype, Ponos, dużo rycerzy…- wywyższał się nad nim.
-Prawda, byłam przy nim jak to zrobił– potwierdziła Nicole, odrzucając do tyłu krucze włosy
i błyskając fioletowymi oczyma.
Staś nachylił się nad Danny’m, jakbychciał go nastraszyć. Nie wyszło to jednak najlepiej, bo syn Ateny był od niego wyższy o pół głowy. Jakieś mroczne siły właśnie ten moment wybrały na atak. Pochodnie zgasły, zdumchnięte potężnym tchnięciem zimna. Ciemne macki walnęły wszystkimi o ziemię. Wszystkimi oprócz przyjaciół Agathy. Stali w samym środku tej zawieruchy, promieniejąc niczym anioły śmierci. Oczywiście nikt oprócz bardzo bystrego, wszechwidzącego, przystojnego, inteligentnego, zabawnego i skromnego obserwatora tego nie zauważył.
Tak samo lśniły oczy Stasia, który jednak i tak ledwo trzymał się na kolanach. Rozszerzył usta w psychodelicznym uśmiechu, uniósł nóż i schował go do pochwy. Mrok dziwacznie zniknął, a Abigail i jej partner padli na ziemię, by nie zostać rozpoznani. Ciemność chowała się przed inną, wylatującą z rąk Moniki. Magia uderzyła w zły urok, który zbladł i wydał dziwny dźwięk przypominający syk ognia.
(Tak by to wyglądało jakby to napisała Chione : W powietrze wyleciały lśniące iskry. Zaczęło robić się ich coraz więcej. Osiadały na ścianach, ludziach i podłodze. Staś odskoczył od źródła. Mimo to na jego skórze zdążyło osiąść ich kilka. Wrzasnął – poczuł, że płonie mu ramię. Zaczął odprawiać straszny taniec, mający na celu strzepnięcie z siebie niosących cierpienie iskier. Nie powiodło się. Po jego policzkach spływały słone łzy bólu. Zacisnął szczękę, żeby nie pozwolić uciec wyrywającemu z jego ust niemal zwierzęcemu wyciu.
Jego twarz tonęła w pocie – grube krople spływały mu po całym ciele. Ostrymi paznokciami zaczął na ślepo zdrapywać sobie skórę, w nadziei, iż usunie w ten sposób zalążki tortur. Rzecz jasna – nie udało się. Ba! Sprawił sobie swoimi czynami jeszcze większe katusze! Upadł na kolana i ukrył twarz w dłoniach. Staś nie pamiętał, by kiedykolwiek zaznał TAKIEJ gehenny*. Owszem, wiele razy już go bolało. Ale nigdy w tej sposób.
I nagle poczuł na ramieniu lodowatą rękę. Męki ustały. Dłoń przynosiła mu ukojenie. Po całym jego ciele rozchodził się przyjemny chłód, gasząc ból. Jeszcze nigdy nie czuł takiej ulgi. Gdy podniósł wzrok, napotkał jej spojrzenie. Patrzył w jej przerażone, fiołkowe oczy. Widział w nich troskę o siebie. Pochylała się nad nim. Nicole.
Gehenna: 1. długotrwałe cierpienia, bolesne przeżycia
2. dawniej: piekło
Ale że to opko jest pisane przeze mnie, a nie przez Chione, to nic się takiego nie wydarzyło)
Kiedy nie został już żaden ślad po klątwie, wszyscy wstali.
– Co to miało być?!- zapytała z furią Agatha, która spadła policzkiem na dziwaczną plamę na podłodze. Teraz wysuszała skórę magią.
– A skąd mam wiedzieć?- odpowiedziała pytaniem Monika, wybawicielka. Potrząsnęła głową.
– Czar zabezpieczający- uciął rozmowę Danny i ruszył dalej, nawet się nie oglądając na resztę. Abigail zaraz w podskokach pogalopowała za nim. Chcąc- nie chcąc pozostali także zaczęli iść. Do biblioteki mieli jeszcze dwa dwudziestometrowe korytarze.
– Mam nadzieję, że nie napotkamy już niczego, bo to już jest irytujące- zrzędził Staś, ocierając Eratesa o chiton. Cała grupa była już nieco zmęczona. Ich kroki wybijały na posadzce zgodny rytm. Powieki się lepiły. Każde z nich najchętniej wskoczyłoby pod kołdrę. Agatha i Monika z nudów gadały o różnych grach komputerowych i wyczarowywały postaci wielkości lalek. W końcu urządziły bitwę pomiedzy nimi. Miniaturowe miecze i strzały świstały, kule ognia i błyskawice lśniły dziesiątkami iskier. Nicole rozpoczęła rozmowę ze Stasiem.
– To musi być niezły szok, prawda?- zapytała.
– Ale co?- zdziwił się.
– Misja- odparła.- Ostatnio strasznie dużo osób wychodzi na misje, np. Ewa Holt…
– Serio?- chciał wiedzieć.
– No, zupełnie jakby ktoś z góry zmuszał ich do robienia tego. Zresztą herosów jest teraz mnóstwo. Jakby ich ktoś wymyślał. Co kilka dni spada jakiś z nieba, dostaje przepowiednię i idzie na misję. Jak w jakimś opowiadaniu- stwierdziła.
– Rzeczywiście dziwne- pokiwał głową, chociaż nie słuchał tego wywodu. Zajął się myśleniem o sabo… „Nie, nie myśl o tym. Musisz czekać, a dostaniesz nagrodę.” pomyślał i uśmiechnął się obleśnie.
Do wysokich drzwi biblioteki zostało jeszcze kilka metrów. Danny i Abigail przyspieszyli i stanęli przed nimi. Były wykonane z białego niczym śnieg drewna ozdobionego złotymi wzorami. Układały się one w (jak wszystko tutaj) abstrakcyjne pędy roślin. Dwa bursztynowe uchwyty lśniły jak słońce. Po obu stronach wrót, stały na podestach małe sfinksy. Miały głowy nastolatek i ciała młodych lwic. Z grzbietów wyrastały skrzydła. Oczy przerażały jadowitozielonym kolorem, włosy były barwy piasków pustyni. Rysy twarzy miały królewskie, idealnie się komponujące z niezwykle jasną cerą. Czerwone wargi zapewne ukrywały ostre kły. Wywoływały niezwykły strach. Monika, Staś, Agatha i Nicole zbledli jeszcze bardziej i spocili się jak myszy. Rzeźby otworzyły usta i zionęły trującym dymem. W tym samym momencie z podłogi wystrzeliły grube korzenie i oplątały Agathę i Nicole. Zaraz pojawiła się chmura burzowa. Danny i Abigail ze świecącymi oczami zwrócili się w stronę reszty. Ich naszyjniki lśniły.
Porwania mnie przez jakieś durne łapy nie mogę zaliczyć do najlepszych wydarzeń w życiu. Porwanie? „Jestem taki ważny?” pomyślałem. Niemożliwe. Śmiertelnika nie warto porywać. „Chcą sabotować misję?”. „Pewnie tak.” odpowiedziałem sobie.
Miejsce, w którym się znalazłem było mroczne, no i właściwie… Go nie było! Wisiałem w powietrzu, otoczony egipskimi ciemnościami. Poruszyłem się na próbę i odkryłem, że mogę się poruszać. Uczucie nieważkości było niesamowite. Kwintesencja wolności. Wcześniej już odkryłem, że okradziono mnie z sztyletu, łuku, kołczanu i plecaka.
Nagle jakaś siła niczym taran wdarła się do mojej głowy. Mentalny młot zdzielił mózg i rozdarł tarczę ochronną umysłu. Wielka ilość obrazów zaczęła się pojawiać, latając we wnętrzu czaszki jak metalowe piłki. Obijały się o wszystko, jakby ich marzeniem było sprawić mi jak największy ból. Nie byłem w stanie się skupić.
Po chwili sytuacja zaczęła się normować. Pociski osłabiły swój impet, a obrazy przybrały jedną formę.
Psychometria
Zobaczyłem moją drużynę. No i Stasia… „Co za niedorobiony klon! Niech jego dusza płonie w piekle!” wściekłem się. Poza tym było jeszcze coś dziwnego, choć nie do końca, bo właściwie to trochę się tego spodziewałem. W każdym razie, Abigail wyczarowywała pędy, bluszcz i korzenie wokół Nicole, która rozcinała to sztyletami i zamrażała rośliny wokół. Wystrzeliła strumień mrozu prosto w twarz śmiertelniczki. Ona, jednak, uniosła tarczę z silnego, kwitnącego krzewu. Zimowy wiatr tylko oprószył śniegiem gałązki i płatki.
Monika za to walczyła z Danny’m, który strzelał piorunami. Niektóre podpalały gobeliny, inne muskały moją przyjaciółkę, tak że włosy i spodnie miała przypalone. Na szczęście tworzyła też tarcze z mroku, które odbijały błyskawice. Niestety, syn Ateny był na nie kompletnie odporny. Walczyła, więc też ukrytymi ostrzami, mieczem i różnorakimi zaklęciami.
Agatha, uwolniona przez córkę Chione, waliła biczem jednego sfinksa, z drugim bardzo nieudolnie walczyła moja podróbka, i próbowała zdezorientować go iluzjami lub unieszkodliwić czarami przemieniającymi. Trujący gaz wypalił dziury w dywanie, a córka Hekate musiała użyć Uroku Kontr-toksycznego, by go zneutralizować.
Fałszywy Staś nie potrafił się poruszać z moją gracją, a do tego ciosy wymierzone przez niego były wolne i słabe. „Przecież masz łuk, debilu!”, aż zazgrzytałem zębami. Jego sfinksa powaliła kula elektryczności odbita przez Monikę. Ja bym go powalił w trzech ruchach! Co za palant…
Ach, ta moja wrodzona skromność.
Ten gamoń wypiął pierś dumnie jak kogut, jakby pokonał właśnie wszystkich gigantów i Kronosa na dokładkę. Nie przewidział niestety, że drugi sfinks może strzelić gazem. Właściwie to strzelił w Agathę, ale ona zrobiła unik i trucizna owionęła kopię. Źrenice stały się trójkątne, a on zawołał:
-Obronię, cię, Smerfetko!- i skoczył na córkę Hekate. Ta, zdziwiona, sprawiła, ze znieruchomiał, jakby czas się wokół niego zatrzymał. Następnie zamachnęła się biczem, który ze świstem przeciął powietrze. Okręcił się wokół łapy potwora. Silnym pociągnięciem czarodziejka zrzuciła go z podestu i znowu cięła batem. Dostrzegłem tylko jak srebrny błysk uderza w szyję sfinksa, zmieniając go w kupkę piachu. Następnie siostra Moniki rzuciła Urok Kontr-toksyczny na klona, który upadł niezdarnie na ziemię.
Przeniosłem wzrok na Danny’ego i moją przyjaciółkę. Syn Ateny walczył mieczem, a licealistka ukrytymi ostrzami i wyczarowaną przez siebie szablą. Nagle cienisty pocisk zmienił broń czarodzieja w węża. On ze wrzaskiem upuścił gada, który zaraz przeistoczył się w dawną postać. Zanim mag piorunów zdążył coś wymyślić, kolejne zaklęcie przewróciło go i przygwożdżyło do podłogi. Chciałem na nią krzyknąć: „Rozwal naszyjnik!”. Monika, tak jakby mnie słyszała, zwróciła spojrzenie na niepokojący blask naszyjnika. Szybko rozcięła go ciosem magicznego ostrza. Oczy Danny’ego przestały lśnić i przybrały charakterystyczny dla dzieci Ateny rozkojarzony wyraz.
-C-co?- wydusł, a później jego głowa opadła na posadzkę. Zemdlał.
Nicole za to, wyczarowała po raz kolejny małą śnieżycę. Wyglądała zjawiskowo. Te falujące, krucze włosy, blada, świetlista cera i fiołkowe, pełne mocy oczy. Pod każdym kątem promieniowała potęgą. Przycisnęła Abigail do ściany. Śmiertelniczka spróbowała przywołać zaczarowany bluszcz, ale roślinność zaraz zamarzła i umarła. Następnie mroźna mgła otoczyła dziewczynę, a jej ciało porosła gruba warstwa lodu. Ofiara znieruchomiała z wytrzeszczonymi oczyma i rozdziawionymi ustami.
Przypomniało mi się, jak córka Chione załatwiła mnie w ten sposób podczas bitwy o sztandar. Na to wspomnienie, choć było bardzo zimne, zrobiło mi się ciepło. Potomkini bogini śniegu wyciągnęła dłoń ku szyi czarodziejki, która zaraz zrobiła się odsłonięta. Naszyjnik porósł szronem i pękł. Zimowa pułapka zaraz stopniała, uwalniając Abigail. Od razu straciła przytomność.
– Pokonani- oświadczyła Monika z zadowoleniem.- Agatha, ty naprawdę nie zauważyłaś, że byli opętani?
– Nie, zauważyłam, tylko chciałam z nimi powalczyć- odparła sarkastycznie.- Oczywiście, że nie zauważyłem. Przedtem zachowywali się normalnie!
– Dobra, wierzymy ci- uspokoiła ją Nicole.- Trzeba ich będzie tu zostawić, nie sądzę by mieli zaraz się obudzić, a nie mam zamiaru taszczyć dwóch nieprzytomnych worków z piaskiem.
– Tak, zgadzam się- właczył się durny klon. – No to chodźmy, tak?
Podszedł do drzwi biblioteki i pchnął drzwi. Ani drgnęły. Spróbował mocniej. Też nic.
– No to co my teraz zrobimy?- jęknął.
– Przecież jest napisane „CIĄGNIJ”, tak?- Agatha wskazała na jaskrawoczerwoną tabliczkę i pociągnęła klamkę. Otworzyły się. Fałszywy Staś ułożył usta w nieme „Oooo”.
„Nie no, co za półmózg.” pomyślałem. W tej samej chwili transmisja psychometryczna została przerwana.
Koniec psychometrii
– Witamy naszego drogiego więźnia- oznajmił głos tak nasączony jadem, że prawie potrzebowałem surowicy.- Zaskoczony?
– A jak myślisz?- zapytałem. Wtedy zobaczyłem Aenis. Wisiała w powietrzu jakieś dwa metry ode mnie. Kasztanowe włosy ze złotymi pasemkami uwalniały się z luźnego koka, a bursztynowe oczy przeszywały mnie jak zatrute sztylety. Była ode mnie wyższa, o smukłej sylwetce. Alabastrowa, owalna twarz nie dawała po sobie poznać wieku. Peplos w srebrne fale spływał na obute w sandały stopy.
– Porwaliśmy cię w dość szczególnym celu, wiemy, że bez ciebie pokonanie mojej przyjaciółki będzie niemożliwe, a tylko nędznych śmiertelników da się skopiować- oznajmiła przesłodzonym tonem.
– Nie jestem nędznym śmiertelnikiem! Atena mnie wybrała!- powiedziałem, starając się nie zdradzić swojej rozpaczy. „Przecież ona mnie tu zabije…” uświadomiłem sobie.
– A wiesz czemu?- zapytała.
– Bo tak! – zacytowałem boginię mądrości.
– To nie jest odpowiedź. I nie zaczynamy zdań od „bo”, mój drogi.
„O, pięknie, odezwała się w niej dusza nauczycielki!”. Usłyszałem pstryknięcie palcami i poczułem wstęgi lodowatej wody na całym ciele. Po chwili wokół mnie miałem już kokon. Tlen mi się kończył, a nie mogłem wziąć oddechu. Płuca wybuchły silnym, piekącym bólem. Napięły się, kiedy jakaś straszliwa siła zaczęła je ściskać. Pioruny cierpienia rozeszły się od całego układu oddechowego. Głowa mi pękała. Chciałem wrzeszczeć, ale nie mogłem. Każda komórka krzyczała „Tlenu!”. Jakby na to rozpaczliwe wezwanie, woda opadła, ale było już za późno. Mój umysł opadł w ciemną otchłań omdlenia.
Nie spałem jednak, psychometria zadziałała i doznałem dziwacznego uczucia, zupełnie jakby na powiekach pojawiły mi się telewizory plazmowe.
Psychometria
Znalazłem się w ogromnej sali wypełnionej regałami z książkami i zwojami. Na suficie znajdowały się wzory przedstawiające po kolei wszystkie litery alfabetu greckiego, łacińskiego i egipskiego. Lśniły różnymi barwami, od śnieżnej bieli, przez krwistą czerwień i szafirowy błękit do atramentowej czerni, którą można było nazwać tylko mhroczną. Ścian właściwie nie było widać spoza półek. Podłoga została wykonana z marmuru inkrustowanego srebrnymi i złotymi wzorami. Było tam kilka stołów z krzesłami, by czytelnicy mogli wygodnie usiąść. Regały zostały wykonane ze starego drewna, o różnym kolorze, w zależności od działu. Były tam nawet takie ewenementy jak fioletowe, zielone czy różowe naturalnie wyglądające drewno. Księgi i zwoje były zazwyczaj stare, pożółkłe, ale zdarzały się też nowoczesne, w kolorowych okładkach.
Zobaczyłem moje przyjaciółki i Sir Jestę-Palantę. Wyglądali na zmęczonych i sponiewieranych przez los. Mieli dużo małych ranek, tak jakby zaatakowały ich kartki papieru. A pod ich stopami leżały… Tak! Spalone kartki papieru! No i mnóstwo różnych przedmiotów, takich jak kamienie, opakowania po batonikach, figurki superbohaterów, igły, kilka ulotek, no i parę pluszaków. Efekty talentu Agathy do transmutacji.
– Jak ja nienawidzę tych klątw- oznajmiła ponuro Nicole i wytrząsnęła z włosów parę stronnic z ksiąg.
– Naprawdę nie rozumiem, czemu dyrektorka tak bardzo chce zniechęcać włamywaczy!- powiedziała Monika, czym wywołała napad śmiechu u wszystkich. Wszystkich, oprócz klona, który oczywiście nie zrozumiał żartu.
– Ta, mówili mi, że czytanie boli, ale nie myślałam, że aż tak- dorzuciła Agatha, rozglądając się.- To gdzie jest ten dział o Niebezpiecznych Przyjaźniach?
– To ty tutaj mieszkasz, siostra!- oburzyła się córka Hekate i wskazała na nią oskarżycielsko palcem.
– Chyba tam- wskazała z niepewną miną kopia. Wisiała tam odpowiednia tabliczka. Ten jeden raz podróbka miała rację. „Brawo! Umiesz czytać!” pomyślałem.
– O, fakt, Staś- Nicole mrugnęła okiem do klona. „To miało być moje mrugnięcie!” zaprotestowałem w myślach.
Weszli do zaułka wypełnionego starymi, pożókłymi zwojami. Regały były limonkowe, ale wyblakłe. Wszyscy zaczęli wyciągać różne zwoje i je przeglądać. Na półkach nie było podpisów. Padały różne komentarze dotyczące tekstów:
– Tego nie da się odczytać!
– A ten jest chyba po pokemońsku!
– Ten to jakaś starożytna wersja Zmierzchu, błe!
– Ten na mnie splunął!
– A z tego wyleciał gołąb. Bądź wolny!
Nareszcie Agatha znalazła zwój zatytułowany „Wiadomość od Ravenny <3”. Monika wzięła go do ręki i roztopiła pieczęć woskową, przy okazji neutralizując wszystkie zaklęcia obronne. Jednak to co było w środku, kompletnie ją zaskoczyło. Pergamin był pusty.
– A to co, do jasnej…- zaczęła, ale przerwała, bo na papierze pojawiły się greckie litery.
„Lorelei.” odczytałem. W tej chwili już wiedziałem na pewno dokąd powinniśmy pojechać i kogo spotkamy.
Zaraz jednak pojawiło się co innego.
– A co to?- zapytała Nicole. „Wiadomość ulegnie samozniszczeniu za…”
„O cholera.”.
3
Monika chwyciła kopię i Nicole za ręce.
2
Złoty blask otoczył Agathę, a resztę mrok.
1
Zmienili się w smugi światła i cienia i przeniknęli przez ścianę.
Pierścienie ognia i dymu niczym anioły zemsty rozeszły się we wszystkie strony, rozwalając pomieszczenie w drobny mak. Na posadzce pojawił się napis wypalony magicznymi płomieniami:
„Nie uciekniecie”
„Nigdy”.
Koniec psychometrii
CDN
Uuuu. On jest prawie tak skromny jak ja, a do tego tak lekko przyznam trzeba mieć talent. Opko jest coraz ciekawsze, więc pisz szybko CD!
Epickie super (tu widzisz jeszcze kilka pszymiotników bliskoznacznych odnośnie Opka) to Pisz dalej XD
Już się zabieram za to komentowanie, już! 😛 A więc:
– Wartka, dobra akcja jest.
– Humor (którego tak Ci zazdroszczę) jest.
– Gramatyka poprawna jest.
Czego ma jeszcze być, albo nie być? Nie wiem. Normalnie staram się bardzo mocno krytykować opka, ale tu nie ma wiele do krytykowania.
Po pierwsze: zbyt mi się podoba, bym mogła to skrytykować. Bo pomysł przewodni serii ogółem jest świetny, wciągający i tak dalej. Po drugie: opisy masz tak dokładne, staranne i szczere (widać, że piszesz sięgając do głębi swojej duszy pisarza, jeśli wiesz oczywiście o co mi chodzi), że mnie po prostu niektóre wzruszają.
Po trzecie: opko wali humorem na kilometr. Muszę się od Ciebie uczyć humoru (dobrego, rzecz jasna), bo mi go niestety ostatnio brakuje. Chodzę naburmuszona i zła. I to odbija się na obrazach psychologicznych bohaterów w moich opkach (np. Ewa się tnie co jakiś czas xD).
Po czwarte: kurde, co ja tu miałam napisać… A! Wiem. Masz dorosły styl. Od Twojego pierwszego opka dokonałeś po prostu jakiegoś przełomu, w ciągu zaledwie roku (dobrze mówię?). Niektórzy nie umieją wypracować sobie takiego stylu i po dziesięciu latach (niektórzy znani „autorzy”), a Ty uzyskałeś go po roku. Rozumiesz to? Widać, że się bardzo do pisania przykładasz.
Siostrzyczka jest z Ciebie dumna :’)
Pozdrawiam
Chione
Moją opinię znasz, ale mogę powtórzyć: w niektórych momentach nie wiem o kim mowa, ale to pewnie już moja wina. A tak poza tym, to twój humor mnie za każdym razem powala, i czasami tak odrobinkę ci tego zazdroszczę. Anyway, opko naprawdę genialne <3
Nożownik, chyba wiesz co o tym sądzę :3. Ale jeśli podmienili Cię na pół-mózgiego duplikata to sprecyzuję. To jest genialne po prostu nie da się opisać.
Najlepsze wg/ te opisy jakim to jego duplikat jest idiotą hehhe cudo *.*
Już się nie mogę doczekać opisu ich min (bo ma być :P) Kiedy nie-Staś zrobi coś tak głupiego, że go odkryją, albo jak spotkają się ze sobą kopia i oryginał :D. Kurde to będzie ciekawie hihih . Przerwałeś jak zwykle w strasznym momencie :(. Policja znowu proszę przyjechać na bloga! On się pastwi nad niewinnymi nastolatkami :c
Nie gap się na ten komentarz napisany przez jakąś idiotkę, tylko pisz CD :3
Łoł, szczerze mówiąc nie znam wcześnuejszych części, ale już wiem, że muszę je przeczytać! Jak zaczęłam czytać ten rozdział, to nie mogłam się oderwać. Możesz być pewny, że masz nową fankę tego opka 😀
A ja nie będę tak wychwalał jak inni.
O ile opko jest dobre i fajne, to jednak nie zachwyciło mnie zbytnio i nie wciągnęło mnie. Może to wina, tego, że nie czytałem poprzednich części.
Od strony technicznej jest ok. Opisy są, dialogi są.
I jakoś pogubiłem się na początku w tym fragmencie z niedorobionym klonem. Nie wiedziałem dokładnie jak działa ta psychometria, myslalem raczej, że to jest coś w rodzaju przepowiadanie przyszłości.
Co jeszcze…
„-Przeżyjesz- machnęła ręką i uśmiechnęła się rozbrajająco. Oczy błysnęły przyjacielsko.
-Zobaczymy-odgryzłem się(…)”
Za co miał się odgryzać? Za to, że uśmiechnęła się do niego przyjacielsko?
„Łuski, ogon, kobiety, woda?”
Jeśli chodzi ci o syreny, to greckie syreny to nie było to
Podobało mi się wtrącenie o tym „jakby w jakims opowiadaniu”, czy coś w tym guście 😉
Więcej nie chce mi się pisać, zbyt duż myślenia, a ja jestem zmęczony. Może jutro jeszcze raz to przejrzę.