Leżałam sobie spokojnie, nikomu nie wadząc, aż nagle usłyszałam uderzenie drzwiami. Zirytowana, nie otworzyłam nawet oczu. Następnie jakieś okrzyki i dziewczęcy wrzask. Ludzie, oni nie umieją się nawet zachować, gdy większość z nich śpi. Horror!
Podniosłam głowę i z morderczym spojrzeniem luknęłam na dzieci boga złodziei. Do ręki wzięłam także sztylet, ale po chwili odłożyłam go jeszcze raz na półkę nocną. Kiedy idioci to zobaczyli zmieszali się i ucichli oraz ustawili się w kolejności wiekowej. Na przodzie był Thomas, bardzo nieśmiały chłopak w wieku siedemnastu lat, syn Her…wiecie kogo! Natomiast z tyłu stał Kevin, mój ulubieniec. Niezwykle wredny i chciwy, ale też posłuszny siedmiolatek.
Z zadowoleniem stwierdziłam, że w porę zainterweniowałam i jeszcze nie zdążyli niczego zniszczyć/rozwalić/zepsuć. W domku dalej utrzymywał się jakiś porządek.
– Kto ty? – zapytała mnie jakaś dziewczyna, która wyszła sprzed szereg dzieci Hermelino, czy coś tam.
Na stówę fanka ciemnej mocy.
– A co Cię to? – rzuciłam, siadając na okropnie niewygodnym łóżku.
– Widocznie coś mnie to, skoro pytam. – warknęła, zła.
– Kobieto, po co się wpieniasz? Złość piękności szkodzi. Choć Ci już nawet ona nie może nic zrobić. – teatralnie spojrzałam na jej twarz i się skrzywiłam.
Kilka osób zachichotało.
– Mówi ta, która nawet makijażu nie umie robić. – odparowała. Nieźle.
Parsknięcia.
– Ja przynajmniej z nim nie przesadzam.
– Bo pewnie nawet nie wiesz, co to jest zmywacz.
Śmiech.
– Odezwała się panda. Brakuje ci tylko jeszcze białego futerka, choć resztę wymagań spełniasz. Czarna sierść już jest, koła do okoła oczu można odznaczyć, beznadziejny gust widać na kilometr. Weź jeszcze bambusa i możesz lecieć do ZOO. Choć pewnie stamtąd Cię wypuścili na wolność. Nawet oni nie chcieli takiego dziwadła. – mierzyłyśmy się wzrokiem.
Salwy wesołości doprowadzały mnie do szału. Wrzasnęłam:
– Zamknąć się!!! – ku mojemu zaskoczeniu per ,,Panda” też się wydarła.
– Nie rozkazuj moim niewolnikom! – zmrużyła oczy.
– To moje sługusy! Choć wiesz co? Weź sobie ich. Oni i tak byli koszmarnymi popychadłami. – odrzuciłam włosy, poirytowana. Bardzo proszę, byli twoi.
– Taa, wiem, są beznadziejni. Nawet kilogram chipsów nie umieją przynieść. – wzdycha z obolałą miną Gotka.
– I sześciopak coli to też dla nich problem! – wołam.
– Oraz kwaśne żelki! – zawołałyśmy ponownie razem. Następnie prychamy.
– A kim ty właściwie jesteś? – ciekawość bierze górę.
– Aronia – grupowa tych osłów. – powiedziała.
– A ty?
– Mel, nieoznaczona.
Przez chwilę się nie odzywamy. Udało nam się złapać nic porozumienia i chyba raczej wolałabym ją podtrzymać. Więc co miałam powiedzieć?
– Jesteś wygadana, a ja potrzebuję partnerki do komentowania meczu siatkówki. Co ty na to?
– C-co? – udało mi się wydukać. Ja?!
– Wiesz, pamiętam jak chwilę temu się ze mną wykłó… . – nie dałam jej dokończyć.
– Fajnie wiedzieć, że nie masz zaników pamięci. – mruknęłam.
Przyjąć propozycję, czy nie? Przecież będę złą komentatorką! Nie znałam się na tej grze!
– Ze złości tak zacisnęłam rękę, że aż sobie złamałam paznokieć… . – kolejny raz przerwałam:
– Szkoda, że nie kręgosłup.
– Posłuchaj mnie. Będzie grał mój były – Jake, syn Zeusa, a ja chcę go ośmieszyć i potrzebuję kogoś, kto prawdopodobnie go wpieni swoimi odzywkami. – była niezadowolona, że musi się ze mną dzielić planem.
Rozejrzałam się i zobaczyłam, że dzieci tego na H nam się przyglądają. Coś mi jednak mówiło, że nie odważą się nas wydać.
Miałam świetną okazję wkurzyć Tego-który-był-Idiotą. Jak myślicie, co odpowiedziałam?
– Kiedy zaczynamy? – uśmiechnęłam się do niej szatańsko.
Odpowiedziała mi równie diabelną minką.
* * * * * * * * *
Razem z Aronią leciałyśmy szybko w stronę budki komentatora. Znajdowała się ona obok dużego boiska stworzonego z piachu. Nad miejscem do gry jakieś trzy metry nad ziemią wisiała srebrna sieć. Kiedy ją zobaczyłam aż się zatrzymałam. Wow! Ona mi przypomina jakąś bajkę o pająku kukiełce. A kukiełki mi się kojarzą z ,,Ulicą Sezamkową”. Nienawidziłam tej Ulicy! Pacynki miały dziwne głosy i były przerażające. Jedynie lubiłam Ciasteczkowego Potwora. Ja też jadłam mnóstwo łakoci i czułam, że w nim mogłabym odnaleźć bratnią dusze.
Moje przemyślenia zakończyła Aronia, która wskazała trybuny. Duże, wykonane z drewna i pomalowane błękitną farbę z mnóstwem miejsc zapełnionych po brzegi.
– Czy Adrian i Cassidy siedzą razem? – wytrzeszczyła gały. Chyba nawet w Obozie ich nienawiść była znana.
– No. To moi przyjaciele. Zobaczysz, padną gdy usłyszą nasze głosy przez mikrofon!
– Nie tylko nasze. Komentatorem jest jeszcze Denis, syn… .
– Tanatosa? Znam gościa. A tak w ogóle to miała być siatkówka, a to coś – pokazałam ,,sieć” – nie jest do tej gry!
– Powiedziałam, że gramy w siatkę. Ale w naszą.
Czy tylko mi się wydaje, czy nie zostałam w pełni poinformowana?
* * * * * * * * *
Siedziałam teraz na wygodnym skórzanym fotelu. Po bokach zajmowali miejsca Denis oraz Aronia. Obojgu błyszczały oczy, a policzki były zarumienione z ekscytacji. Rozejrzałam się. Było to małe pomieszczenie, gdzie najbardziej wzrok przykuwały te siedziska. Na ścianach wisiało mnóstwo starych, sportowych plakatów. Wyjrzałam przez okno na przeciwko mnie. Och, sorry. Wyjrzałam przez lustro na przeciwko mnie. Tak, zwierciadło weneckie.
– Dobra, Mel, posłuchaj. Gracze mogą używać trzech piłek. Jedna to Kijowa, czyli do niby kijów, druga Meczowa, czyli normalna, a trzecia to Wybuchająca – jeśli trzymasz ją dłużej niż dziesięć sekund w ręce zaczyna wytwarzać dziwny, mdły zapach od którego ludzie zasypiają. W każdej drużynie jest ośmiu zawodników. Jeden od pałki, trzech od wybuchającej i czwórka do zwyczajnej gry. Kapitanowie tych drużyn to Jake i Cristian, syn Apolla. W drużynie Jake”a są: Emma, Alex, Ella, Matt, Adam, Oliver i Lena. Natomiast Cristian gra z Wolrivem, nie rób takiej miny, tak, istnieje takie imię – Denis mnie uprzedził zanim zdążyłam otworzyć usta – Bellą, Ashley, Michaelem, Shanem, Danielem oraz Emilii. Dobra, no to jeszcze ta Meczowa piłka musi przejść nad siatką, Wybuchowa pod, a Kijowa obok. Chcesz o coś zapytać?
– Możesz powtórzyć? – Denis zrobił zrozpaczoną minę.
– Po co Chejron mi Was dał? Ani ty ani Aronia nic nie wiecie. – wyglądał jakby miał się rozpłakać.
– Ej, nie będzie tak źle. W najgorszym wypadku zepsujemy po prostu mecz. – szczerzę się.
– Chyba w najlepszym. – mruknął.
Wciska jakiś zielony guzik przy naszych trzech mikrofonach i wzdycha, a następnie oznajmia:
– Już nas słyszą. – a po chwili profesjonalnym głosem woła – Witamy! Dzisiaj mecz relacjonuję ja – Denis oraz Aronia i Amelia. Dobrze, no więc się zaczyna! Drużyny zajmują miejsca.
– Nie wiem, o co mu chodzi. Oni wcale nie zajmują miejsc, tylko się rozlatują jak kompletne ćwoki po całym boisku. – syczę do Aronii. Ta się uśmiechnęła i pokiwała głową.
– Mel, mikrofon jest bardzo dobry i oni słyszą nawet Wasze szepty. – Denis wycedził przez zęby.
– No, to ciiii! – rzucam mu groźne spojrzenie.
– Gracze za… .
– Cicho, Denis! – uciszam go.
– Ale… .
– Zamknij się. – warczy Aronia.
– Stop! Przecież… .
Denis złapał się za twarz – Aronie mu przywaliła z lista. Byłam pewna, że ludzie usłyszeli przez mikrofon głośny plask – wszyscy odwrócili głowę w naszą stronę. Wzdycham i podejmuję się wykonania swojej pracy:
– Dobra, teraz ja relacjonuję, bo Denis odbywa rozmowę dyscyplinarną. Ci którzy grają, biegają jak kury bez głowy. Dwóch trzyma jakieś patyki, ehh, to znaczy pałki. Dobra, piłki lecą! Tą normalną, znaczy Meczową łapie jakaś blondyna. Och, pomyłka! Ona dorwała tą od kija. Choć nie, to nielogiczne… No dobra, ktoś z drużyny Crisa, czy coś takiego, ma jakąś kulkę. Natomiast z drużyny Jake”a piłkę także dorywa płeć żeńska! I niby chłopacy są lepsi w sportach. Phh. Idiota to powiedział. I nie, wyjątkowo to nie ty Jake.
– Piłkę do strzelania odbija ten z drużyny Crisa. Wydaje mi się, że nazywa się Wolrimem. – gadała Aria, a Denis dalej trzymał swój policzek.
– On ma chyba na imię Wolerim. – poprawiam.
– Mi się ono kojarzyło z psem, a ci?
– Mi też. – przyznaję – Już wiem! Na niego wołali Wolverine!
– Jak ten mutant?
– Tak! A słyszałaś, że ma być z nim nowy film?
– Z naszym czy z X-menem?
– Z tym fajnym. – odpowiadam, pewna, że wiedziała o kogo chodziło.
– No, obiło mi się o uszy. Podobne będzie coś z Japonią.
– Chyba mieliśmy relacjonować mecz. – przypomniał nam Denis – A tak przy okazji drużyna Jake”a zdobyła punkt. On sam go nabił.
– Pewnie przez przypadek! On ma totalnego zeza! – woła Aronia.
– Zgadzam się! Pewnie od niego wzięło się przysłowie ,,Głupi ma zawsze szczęście.” – świetnie się dogaduję z Aronią.
– Nie. Jake ma dobry refleks. Nie zdziwiłbym się, gdyby były o nim ballady w średniowieczu.
– Raczej o jego braku. – prychnęłam i przybiłam sobie piątkę z Aronią.
– Ej, drużyno Crisa! Pełna mobilizacja! Nie możecie przegrać. – darła się Gotka – Ty od tego kawałka drewna! Przestań ryczeć! Co z tego, że masz złamany nos?! Wracaj na boisko, bekso!
– Ten kto stworzył piosenkę ,,Chłopaki nie płaczą”, to chyba nie wiedział, co robi.
– No, lepiej i prawdziwiej brzmi ,,Dziewczyny nie płaczą”.
– Ale to dziewczyny przeważnie beczą, nie chłopaki. – oświadczył Denis.
– Szowinista! – krzyknęłam, a Aria walnęła go w policzek. Naprawdę, nie zdziwię się, gdy się okaże, że będzie miała patologiczną rodzinkę.
Dalej dyskutowałyśmy tylko we dwie.
* * * * * * * *
Jak zwykle świetne, ten mecz po prostu cudowny. Błędów nigdy u ciebie nie znajduję Mam zaciesz i szczerzę się do ekranu. Ja chce więcej… Pisz szybko, bardzo szybko CD
Super! Jak czytałam o meczu to myślałam, że skonam 😀 A resztę… ja ci już powiedziałam w mailu 😉
Tak przy okazji- przez ciebie mój komputer jest opluty kawałkami tosta 😀 i bardzo dobrze, bo było ironicznie śmiesznie!
No i dziękuję za dedykację 😉
Piper77, też jadłam przed chwilą tosty xd
Omnomnomnom, tosty forever 😀
Och, ja jedyna się wyróżniam, skromniutko jak to ja przyznam 😉 Jadłam bułkę słodką. Ii wiecie co? Dzięki Wam chce mi się teraz tostów. Hmm. Zjem na kolację 😀
PS. Dzięki za komentarze.
PSS. Tosty górą!
Och, dziękuję za dedyczki. 😀 To pierwsze skierowane do mnie na tym blogu i chociaż kompletnie nie wiem za co je dostałam, to i tak się cieszę.xD Znalazłam parę błędów (np. w zdaniu: „(…)niż przyznałabym racją Dzieczynce z Koszmarów” powinno być „rację”, „Ostatnio nie śnił mi się żadne koszmar” – *żaden, „(…) i drugim Einstein – *Einsteinem, zakumplowałam pisze się razem, „(…)kilogram chipsów” – * kilogramy,”Jake”a – * Jake’a, oprócz tego wyłapałam parę literówek, braków zmiękczeń), ale to nic, nie przejmuj się, bo fabuła wszystko przyćmiewa. Akcja nie pędzi, co prawda mieszasz czasy, ale da się przeżyć.xD Jak zwykle humor Mel mnie kompletnie rozwalił, przez co ludzie w tramwaju patrzyli się na mnie jak na wariatkę.;) Moment, gdy dziewczyny komentowały mecz, był zdecydowanie najlepszy. Głos ujawnił nową zdolność, ciekawe co jeszcze potrafi… Ale nie było Dream, przez co mam uczucie niedosytu. No nic, czekam na cd. i liczę na to, że będzie tak samo świetny jak dzisiejsza część.
PS. Pisz więcej.:)
Genialne po prostu genialne pisz jak najszybciej a mecz prze śmieszny i powturze raz jeszcze pisz pisz i pisz wiecej prosze
Jak zwykle świetnie pyszczku :3 Głos coraz bardziej zaskakuje. Mel i Jake ^ ^
Ciekawe zakończenie. Jak zwykle świetnie napisane. Bardzo polubiłam postać Aroni. Czekam na cd z większa ilością perypetii Mel i Aroni.
PS Dziękuję za dedykację 😀
Właśnie niedawno wysłałam CD i jestem z niego zadowolona, szczególnie z końcówki. Choć nie wiem, czy dojdzie – ostatnio mam problemy z pocztą (Pipes, pamiętasz puste e-maile?)
Choć już za kilka części bardzo powoli zacznę roziązywać całą zagadkę. Ale jeszcze całkiem długo poczekacie 😉