Dla każdego, kto to czyta. Następna dedykacja dla każdego, który odpowie na pytanie pod tekstem prawidłowo.
Pozdrawiam i dziękuję za komenty. carmel
Rozdział IX
,,Dlaczego zawsze moje klony są ładniejsze ode mnie?”
,,Ci, którzy nie pamiętają przeszłości, skazani są na jej powtarzanie.”
Autor nieznany
Siemanko! Jak wiecie poznałam Maję, która okazała się fajna i Jake, którego zamorduję za łaskotanie mnie. I nareszcie znalazłam dobry miecz! Ale jak go dotknęłam, to stało
się coś dziwnego… . Do tego wcześniej w obozie było mini trzęsienie ziemi! A moi przyjaciele są jacyś niemrawi i coraz bardziej mnie denerwują.
No dobra, żegnam się. Mam nadzieje, że nie na zawsze.
Nagle pojawiłam się w tym wielkim, białym budynku.
Wyglądał on jednak inaczej. Na ścianach znajdowały się bukiety kwiatów, był tam też zegar z kukułką.
Ale tego wcześniej nie było.
Zdezorientowana, podeszłam do okna. Ujrzałam tam Obóz.
Jednak inny.
Było tam jedynie dwanaście domków, a on sam cechował się tym, że nie należał do największych.
Nie to co ten normalny.
Do tego słońce dopiero wschodziło, a wcześniej przecież było popołudnie.
O co tu chodzi?
Usłyszałam kroki na schodach. Zjeżyłam się i już miałam szukać kryjówki, kiedy przypomniało mi się, że przecież wyjątkowo nie zrobiłam nic złego.
No wiecie, taki odruch.
Po bukowych schodach szła śliczna dziewczyna. Posiadała czarne, nieco falowane włosy i złotą opaleniznę. Charakteryzowała się smukłą sylwetką podkreślaną przez kwiatową sukienkę.
Gdybym była chłopakiem pewnie bym zagwizdała.
Lub dostała palpitacji serca.
Czarnowłosa nie patrzyła jednak na mnie, tylko poprawiała fałdy swojego ciuszka.
Ale po chwili podniosła głowę.
Miała pełne wargi oraz miękkie rysy.
I moje oczy.
Jak zawsze dziwne, w przeróżnych odcieniach niebieskiego.
Ale to nie mogłam być ja! Przecież stałam tu! A może to mój zły klon?
Tylko taki opalony, ładniejszy, zły klon.
Extra. Zazdroszczę swojemu klonowi.
Pewnie ktoś go stworzył, żeby mnie zdołować.
– Hej! Jestem Mel, nowa. Zgubiłam się i… . – nie dokończyłam. Dziewczyna nie zwróciła na mnie większej uwagi.
Lecz szła wprost na mnie. Właśnie miałam złapać ją za ramię, gdy przeszła przeze mnie. Poczułam wtedy okropne zimno i zrobiło mi się nie dobrze.
,,On ma chyba rację…. . To na pewno ja. Ale jakim cudem? Przecież to niemożliwe… .” – ku mojemu przerażeniu, to nie były moje myśli.
Czarnowłosa nie zwróciła na mnie dalej uwagę. Kierowała się natomiast do salonu.
Z bijącym sercem, niczym zjawa poruszałam się tuż za nią.
Mój oddech był nierówny, oczy zaszklone. Byłam chyba w jakimś cholernym horrorze! Może to zemsta Hermesa za dręczenie jego dzieci? Błagam Hermesie! Wymyśl sobie inną karę!
Bo ta się sprawdza aż za dobrze.
W największym pokoju nie było pingponga tylko stary stół. Siedział przy nim Chejron na wózku inwalidzkim.
Wyglądał jak zawsze z tymi inteligentnymi oczami i długą brodą.
Na jego widok dziewczyna przygryzła wargę i westchnęła, ale usiadła tuż obok niego.
– Chejronie, ja się zgubiłam i czy mógłby pan mnie zaprowadzić do drzwi? – zapytałam na jednym wydechu.
Nawet na mnie nie spojrzał.
To się zaczyna robić wkurzające i monotonne.
Chcą sobie poudawać, że mnie nie słyszą?
Nie ma tak dobrze.
Zaczęłam, więc robić to co mi przyszło pierwsze do głowy.
Czyli śpiewać starą piosenkę z przedszkola:
,,Chcesz się dowiedzieć, kto zaprosił w tany kalarepę?
To posłuchaj wiersza:
Na marchewki urodziny wszystkie zeszły się jeżyny.
A marchewka gości wita i o zdrowie grzecznie pyta.
Kartofelek podskakuje, burak z rzepką już tańcuje.
Pan kartofel z krótką nóżką biegnie szybko za pietruszką.”*
Ludzie! Oni nie zwracają uwagi na moje fałsze! Aż mi zaschło w gardle.
Ale trzeba przyznać, że byli nieźli – zazwyczaj wszyscy drą się na mnie, żebym się zamknęła.
– Masz chyba rację. To muszę być ja. Ale ja w życiu bym tego nie zrobiła! Ani ja ani żadne moje wcielenie! – dziewczyna miała taki sam głos jak ja. Ale ona płakała, a ja nie.
– Przykro mi Julio, lecz wszystko na to wskazuje. – Chejron wyglądał na zmartwionego.
Więc ta dziewczyna nazywała się Julia. To na stówę nie ja!
Ale o co chodzi z tymi wcieleniami?
– Zniszczyłam ten Obóz! Jestem potworem. – szlochała.
Zrobiło mi się jej żal. Może i mnie bezczelnie ignorowała, ale współczułam jej.
Nie wyglądała na taką, która dawała papierosy sierotą czy paliła cudze Obozy.
Widać, że okładka może mylić.
– To nie byłaś ty. To była ona. Ty jeszcze wtedy nie żyłaś. – oświadczył Chejron.
Skoro to nie ona, to dlaczego się obwinia?
– Ale Chejronie, ona jest we mnie. Tak jak każde jej wcielenie przed nią. – rzekła drżącym głosem, a następnie schowała twarz w dłoniach.
– Nie bój się Julio, nigdy nie będziesz taka jak ona. Gwarantuję Ci to. – mój wychowawca poklepał Julię po plecach.
– Będą chcieli mnie zabić. – wyszeptała.
– Nie pozwolę im na to. – Chejron był bardzo pewny siebie. – Ale nikt nie może się o tym dowiedzieć.
– Tak. Nikt nie może się dowiedzieć, że to Isabelle zniszczyła obóz Herosów. – Julia szepcząc to patrzyła wprost na mnie.
Isabelle. Kojarzyłam to imię. Ale skąd?
Głos.
Nazywał mnie Isabelle. Nazywał mnie tak jak tą, która zniszczyła dom większości herosów.
Dlaczego?
Przerażona i zagubiona wpatrywałam się w oczy Juli.
Identyczne, a jednak kompletnie inne.
Julianna Distroyide.
Tak się nazywała.
Nie wiedziałam, skąd to wiem.
A jednak byłam tego pewna.
Nagle obraz się rozmazał i zobaczyłam jasne światło.
Ból głowy sprawił, że wrzasnęłam.
A po chwili stałam przed jakimś domem.
Duży, wykonany z ciemnego kamienia wbijał się we wzrok. Nie posiadał on okien, ani drzwi. Miał natomiast czekoladowy, okrągły dach. Dookoła tego budynku zostały zasadzone potężne świerki.
Pachniało tu właśnie nimi i krwią.
Teraz słońce nie wschodziło, ale zachodziło. Czerwienie, róże i pomarańcze otaczały ściśle złotą kulę.
– Dream! Zaczekaj! – krzyknął ktoś.
Na dźwięk imienia Dziewczyny z Koszmarów pobiegłam i schowałam się za drzewo.
Wstrzymywałam przez parę sekund oddech. Po chwili w świetle zachodzącego słońca ujrzałam Dream. Była taka sama jak w koszmarze. Złoto-rude loczki zaczesała w warkocz. Karmelowa cera w
błyskach ostatnich promieni słonecznych zdawała się trochę ciemniejsza. Oczy niczym z płynnego złota lśniły. Jej ostre rysy zdawały się teraz kombinacją cieni.
Zauważyłam, że na lewym policzku miała zakrzepłą krew.
Nie wiedziałam czemu, ale odezwałam się we mnie instynkt macierzyński. Chciałam do niej podejść i przeczyścić tą ranę.
Ale choć miała twarz posiadała w sobie coś przerażającego.
Jednak na swój sposób była urocza.
Kiedy się wahałam, podbiegła do niej jakaś dziewczyna.
Była wyższa i dobrze wysportowana. Cechowała się ciemnymi włosami zaczesanymi w kucyka i bardzo jasną cerą. Jej rysy były klasyczne, dobrze widoczne w tym świetle. Uśmiechnęła się do
Dream malinowymi ustami, a gdy ta odwróciła się od niej wywróciła oczami.
Takimi samymi jak moje.
– No weź, Dream, nie gniewaj się. Przecież Tobie mówiłam, że te cyklopy prawie wyginęły. – miała mój głos. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że mój ton i mojego
kolejnego klona (znowu ładniejszego ode mnie) różni się od głosu Juli.
Akcentem.
Ale byłam pewna, że już gdzieś słyszałam Julię… .
– Nie, powiedziałaś, że cytuję: ,,Te cyklopy wyginęły.” Bez prawie. – Dream dalej była obrażona, ale mówiła normalnie. Ostatnim razem jej słowa przypominały krzyk dzikiego potwora.
– Ale sobie poradziliśmy! Widzisz jakie my zgrane? – czarnowłosa wyszczerzyła się.
– Tylko dzięki Twojemu medalikowi od ostrzegania. – Dream wzięła do ręki okrągły, płaski naszyjnik ze złota.
– Nie-e. To dlatego, że mam super słuch. Ale sztylet możesz mi już oddać. – mój klon nr. 2 wyciągnął rękę.
Dream z westchnięciem oddała jej granatowy sztylet.
Ten, który mi się spodobał.
Z trudem powstrzymałam się od zemdlęcia.
– Ale możesz mi go częściej dawać. – Dziewczynka z Koszmarów puściła do niej oko.
– Jak będzie jakieś niebezpieczeństwo, to zgoda. – rzekła tamta z bananem na twarzy.
– Trzymam Cię za słowo, Isabelle.
Słysząc imię tej czarnowłosej prawie nie zemdlałam.
Boże. To. Jest. Isabelle. Ta. Która. Zniszczyła. Obóz. Herosów.
Wam też między wyrazami tworzą się takie fajne pauzy?
Ale kontynuując: to ona.
I jest identyczna jak ja.
Nogi odmówiły mi posłuszeństwa, serce biło jak oszalałe.
Wtedy pojawiła się po raz kolejny przed moimi oczami biała strona.
Ale teraz widziałam nad sobą jakieś ładne, niebieskie.
* – to zwrotka z piosenki ,,Urodziny marchewki”.
Sporo info, w jednej części, co? 😉
Jak myślicie, gdzie Mel słyszała Julię?
Opko- jak zwykle c-u-d-o-w-n-e. Masz świetne pomysły 😉 Uczucia i opisy- są. Wszystko jest 😀
A co do pytania- z pewnością się mylę (na sto procent źle napiszę, nie ma bata, żeby było inaczej) to wydaje mi się, że głos Julii jest TYM Głosem. Tym, który siedzi w jej głowie. I mówi na nią Isabelle. Robi się ciekawie 😀
Superowsko siostrzyczko 😉
Opowiadanie świetne. Ja myślę, że Mel słyszała Julię w swojej głowie i że to Ten Głos.
Wiiii!!! Avery triumfuje i jest…. druga. Aż mi cholesterol podskoczył. Opko extra, opisy dobre, dialogi (chyba) dobrze napisane (nie chciało mi się drugi raz sprawdzać 😉 ) ale „Ból głowy” oraz „który” zmyliły mnie.
Co do głosu zgadzam się z Piper77, bo innej możliwości raczej nie ma.
Sorki za pomyłkę, długo nie odświeżałam strony, a tak poza tym…
Wiiiii! Avery triumfuje i jest… trzecia. Zawsze coś 😉
przeróżnych- przeróżnych 😉
ból- nie wiem co to miało być xD
tą ranę- tę ranę
który- co ty masz tym „ó” O.o
Wracając do opka, zaciekawiłaś mnie ;3 Jestem ciekawa co się stanie potem, więc to oczywiste, że CD ma się pojawić, wyrażam się jasno :D? Co do głosu jestem za „tym” głosem i za wizją/ snem (zwał, jak zwał) :p
Wyjeżdzam na trochę i nie wiem, kiedy CD.
Dziękuję za wszystkie komentarze – dla takich czytelników chce się pisać.
Przepraszam też za wszystkie te dziwne błędy. Nie wiem, może wy ich nie macie, ale ja na tablecie je mam. One to np. CBó, a było to słowo ból. Choć wysyłałam to z tego tableta i może to on poraz setny robi mi nieśmieszny dowcip :-/
Ok. Troszkę się wyjaśniło. Ale te nowe informacje stworzyły tylko większe zagadki. Normalnie wiem, że nic nie wiem. I tym bardziej chcę czytać. Czekam na kolejną świetnie napisaną część 😀