Siema blogowicze. Jak Wam wakacje mijają? 😀 Przepraszam bardzo za moją długą nieobecność. W zamian za moje niedbalstwo w rekompensatę oddaję Wam takie moje wypociny ;3 Nie wiem czy zrobię tego kontynuację, bo nie wiem czy Wam się to spodoba, a to jest opko z takim chwilowym natchnieniem po opowieści dziadka. Nie przedłużając, dedyka dla: Ann24 i Chione. Mam nadzieję, że się spodoba 😉 Z góry przepraszam za błędy i długość. Wysyłam to z ipada xD
Hestia
[On]
Zamykam oczy, lecz wciąż widzę to samo. Przerażająco jasne światło ogarniające wszystko. Jedną sekundę zmieniającą moje życie, jedną bombę burzącą spokój. Wybuch, napadający mnie każdego razu, gdy tylko zamknę powieki. Mój młodszy brat zginął w pierwszej sekundzie, siostrę rozerwało na kawałki przy drugiej fali, ojciec został wysłany do niemieckiego getta, a mama jest… jest w interesach, w drodze od zawsze na zawsze, w drodzę do nikąd – różnie to określa tata, a gdzie się znajduje naprawdę, mogę tylko przypuszczać. W końcu to bogini.
Jeżeli chodzi o mnie to wiem tylko tyle, że jestem ofiarą, ofiarą jedną z wielu. Wojna zabiera moje szczęście każdego dnia, tak szybko jak śmierć pochłania moją rodzinę. Sam już nie wiem czy żyję, czy lewituję między światami. Wiem jednak, że niestety moja dusza i ciało są nieubłagalne, powiedziałbym też przeklęcie niezniszczalne. Może to się wydawać dziwne jak uparte staje się serce herosa, kiedy ten pragnie śmierci. Nie chce zatrzymać się samo, coś mu musi to bardzo dokładnie zasugerować. Od wielu dni pozostaje mi jedno, modlić się o litość morderców, o tę jedną kule, która zakończy moje cierpienie. I o tę jedną, która nigdy nie nadejdzie.
Jest jeszcze jedno ,,ale”. Nie mi dane jest umierać. Moja matka to Lachesis, jedna z Mojr, trzech bogiń życia i śmierci. Ta, która strzeże losu człowieka. Właśnie dlatego nigdy jej nie spotkam, musi śledzić nici i pilnować kiedy Atropos ma je przeciąć. Jest to też wyjaśnienie dlaczego nie mogę umrzeć. Ja po prostu nie mam swojej nici. Dla dziecka Mojry, nikt nie przygotował losu, więc nigdy nie będzie można go zakończyć, a dopóki Atropos nie wyrzuci resztek życia, Śmierć nie ma prawa nikogo zabrać. Takie bagno…
Nie pamiętam nic więcej, ani ile mam lat, ani skąd pochodzę, ani na jakich ziemiach się znajduję. Nie umiem pisać, nie mam pojęcia o kontynentach, krajach, władzach i innych bzdetach. Jedyne czego sam się nauczyłem to obrona i atak. Skradanie się tak perfekcyjnie, że nikt nie jest w stanie mnie zobaczyć ani usłyszeć. Wtapianie się w cienie i całkowita cisza nawet przez długie godziny. Pomimo tego codziennie i tak doświadczam nowych tortur. Zaznałem już tyle okrucieństw, że nie wiem nawet kto jest gorszy, człowiek, potwór, czy ogarnięci samozachwytem cholerni Bogowie. Chyba wszystko się uzupełnia.
Przystaję. Znajduję się w lesie, ale mam przeczucie, że zaraz coś stanie się właśnie w tym miejscu. Wbrew pozorom nie boję się bólu, który ktoś może mi zadać, lecz istot pozbawionych sumienia, które go bezwachania zadają. Jestem ciekawy jaki tym razem typ tortur ześlą na mnie władcy. Może wreszcie wysilą się na oryginalność. No bo ile do choroby można zsyłać na mnie koszmarów i ,,przypadkowo” stawiać na mojej drodze potwory. No wydaje mi się to już z lekka przereklamowane. Sądzę, że tu się niedługo wydarzy coś odmiennego, co będzie miało wpływ na moje życie. Jestem niemal całkowicie pewien, że tym razem będzie to związane z ludzmi. Nie wiem czy skać ze szczęścia, czy szlochać
Po dokładnym sprawdzeniu czy nikt nie znajduje się w pobliżu wdrapuję się na drzewo. Robię to jak zwykle bezszelestnie i zręcznie (z podziwem dla mojej skromności przy opisywaniu tego). W parę sekund jestem na wysokości czterech metrów skąd dobrze widać pozacieraną leśną dróżkę. Czekam, wstrzymując oddech. I po chwili moje ciało przeszywa mrożący krew w żyłach, dziewczęcy pisk, który tłumi moje przekleństwo. Hmmm to żeście wygłówkowali…
$£$
[Ona ]
Biegnę przez las. Księżyc na niebie oświetla mi drogę. Wszędzie wokół mnie słychać wycie potworów. Wiem, że już długo nie wytrzymam. Strach porzera mnie od środka gasząc każdą iskierkę nadziei.
Jestem cała poobijana i zmęczona. Z mojego ubrania unosi się swąd spalenizny. Moje czarne spodnie są postrzępione i całe w błocie. Płaszcz zaskakująco dobrze się trzyma lecz też zafundował sobie farbowanie. Włosy jak zwykle w nieładzie i utrudniające widzenie. Serce wali mi jak młotem. Standardzik.
Staję i próbuję złapać oddech. ,,No to co jeszcze pare potworów, trochę tortur i ta noc odhaczona c’nie Zeusku? ” Staram się jak najciszej poruszać, ale pokryta drobnymi gałązkami ścieżka leśna nie pozostawia złudzeń. Rozglądam się, lecz szczwana bestia idealnie wpasowuje się w otoczenie. „Dobra, więc tak. Po prawej stronie drodzy państwo rozciąga nam się malowniczy krajobraz. Widać: drzewo, krzak, drzewo, krzak, krzaczek, krzaczunio, drzewunio i… teraz uwaga bo będzie ostro: tumdururum roślinke. Po lewej stronie można dostrzec ten sam repertuar. Wracając do prawej części przed chwilą stało się tam coś poruszającego! Jeden komar…”
Nie zdąrzam dokończyć mojego pouczającego wykładu, gdyż nagle coś z lewej strony łapie mnie za kark i podnosi wysoko ponad wierzchołki drzew. Zaczynam piszczeć bardziej zdziwiona niż przerażona. Potwór wybija mi pazury w plecy i prawie miażdży żebra. Przez jego oddech cuchnący starym, spleśniałym oscypkiem, nieświeżą rybą, jajkiem i krwią (jak to przeżyje żywcem go zaciągnę do dentys. Przysięgam na honor mojego kota), moje włoski na całym ciele stają dęba. Zaczynam się wyrywać raniąc się jeszcze bardziej.
Czuję jak strach paraliżuje mnie całą, wyrywając oddech z płuc i uszkadzając zdolność szybkiego podejmowania decyzji. Co robić?! Staram się lekko odchylić pazury bezlitośnie wbijające się w mój bok, lecz stal nie chce nawet drgnąć. Ej ja nie chce być jego przytulanką! Powoli ogarnia mnie furia, przysłaniając tępe pulsowanie na całej powierzchni mojego ciała, i dodając mi sił. Zaczynam wiercić się, kopać, gryźć, walić w podstawę pazurów, aż z gęby stwora wydobywa się ryk niezadowolenia. Łapa zaczyna mną trząść, podrzucać, mocniej się zaciskać, poluzowywać i zadawać mi dwa razy większy ból. Urządza mi śmiertelną karuzele przy której żołądek podchodzi mi do gardła i widowiskowo opada wykonując salto w moim brzuchu.
-No bez przesadyzmu! Ja mam kości, a nie taki luksus jak ty, że se bez nich żyjesz!- upominam potwora, którego pyska nadal nie widzę.
Sądzę, że tym razem niejedzenie nic przez cały dzień okazało się korzystnę… Starając się nie zwrócić mojego nieistniejącego drugiego śniadania, rozpaczliwie chwytam się pnia drzewa. Szczęśliwym trafem potwór nie uznał za możliwe żebym się wydostała, więc z przyzwyczajenia leciutko poluźnia chwyt zamierzając wbić się jeszcze głębiej w moje ciało, podczas gdy ja wyślizguję się z jego uścisku. Są dwie możliwości. Albo już tak bardzo pokryła mnie własna krew, że stałam się śliska ( o fuuuuu) albo pot też wykonał swoją robotę. Mam nadzieję, że to ta druga opcja.
Ta chwila nieuwagi potwora wystarcza bym niczym pijawka uczepiła się rośliny. Z gałęzi widzę jeszcze jak potworna łapa lwa w rozmiarze dużo ponad XXXXXXL wykonuje ruch podobny do próby rozcięcia nieba w połowie. W środku drogi bestia orientuje się, że mnie nie ma, bo rąsia staje i korkociągiem opada w dół. Wyobrażam sobie jak ogromny kociak funduje sobie facepalma z pazurem i aż się wzdrygam. Gapię się jak głupia na to zjawisko, kiedy adrenalinowy kop mija. Z trudem przytrzymuję się gałęzi mocno osłabiona stratą aż tak dużej ilości krwi. Moje ciało tak jakby dopiero przypomnina sobie, że jest umierające i zaczyna ulegać drgawką. Podczas jednej z konwulsji przez przypadek zerkam na ziemię znajdującą się z dziesięć metrów pode mną i na cieniutką gałązkę, która niebezpiecznie wyginao się przez mój ciężar…
,,O kurde, o w mordę, nie, nie, nie ja wcale nie mam lęku wysokości. Ogarnij się i tylko nie patrz znowu w dół, nie patrz w dół, ufff eeeee spokój, zachwaj spokój eee wlazł kotek na płotek i… i… Szialala nic, nic się nie dzieje. Nie patrz w dół!”- wspomniałam już może, że mam lęk wysokości? TRZASK! O cholera…
Zaciskam powieki modląc się o cud. A teraz zgadywać co się stało? Nie, nie lecę na pegazie w siną dal. Nie, nie używam swoich super mocy tylko, co? Tylko moje jak zwykle zgrabne cielsko spada w dół. Drobne gałązki i pęd powietrza drażnią rozległe rany, strach sprawia, że nie orientuję się, kiedy zaczynam wrzeszczeć. Świat zwalnia, a ja trącam nogą jakiś konar i lecę teraz głową w dół. Liczę sekundy. Włosy błądzą w powietrzu co rusz opadając na moją twarz, a kaptur miota się pomiędzy plecami, a głową. Jeden… dwa… trzy… jakaś wielka szyszka rozbija się o moją twarz, a ja zaczynam jeszcze głośniej wrzeszczeć. Serce bije mi jak oszalałe. Marzenie dożycia do końca tej nocy chyba nie ma szans na spełnienie. Sześć… siedem… osiem.. Uświadamiam sobie, że przestałam spadać już dobre pare sekund temu. Czy to już jest koniec? Czy nie zdąrzyłam się zorientować kiedy gruchnęłam o ziemię? Delikatnie uchylam powieki. Wiszę głową w dół na wysokości jakiś czterech metrów. Płaszcz uratował mi przed chwilą życie zaplątując się w konar. W sumie to jak se człowiek tak troche podynda to zdaje sobie sprawę, że: Pomimo mocno krwawiącej, śmiertelnej rany, świadomości tego, co może się zdarzyć po upadku z czterech metrów i lekkiego kręćka w głowie, to to jest nawet przyjemne.
Zdaję sobie sprawę, że wpatruję się w czyjeś oczy. Są to bardzo ładne oczy. Czarne, głębokie i dość przyjazne, lecz nieufne. Należą do chłopaka na oko siedemnastolatka o bladej cerze i zadziwiająco wiśniowych włosach i ustach. Nos jakby chciał powiedzieć coś typu: ,,jestem jego dumą!” jest delikatnie zadarty, mały. Nie powiem żeby facet źle się prezentuje. Wyszczerza zęby tak, jakby usłyszał co przed chwilą pomyślałam.
– Może pomuc?- śmieje się na całego, a ja mimowolnie się uśmiecham.
– No mógłbyś- lekko zirytowana gapię się na jego ostrożne, ciche, zgrabne ruchy.
– Nie sądziłem, że to TY się pojawisz. Nie przypominasz kata zesłanego przez Bogów- z goryczą w głosie wypowiada ostatnie słowa łapiąc mnie za ramiona tak bym nie spadła i w mgnieniu oka odplątije moj płaszcz z gałęzi. Puszczam jego poprzednie stwierdzenie mimo uszu, bo nie mam pojęcia co o tym myśleć.
Staram się złapać równowagę na dość śliskiej gałęzi i powoli się prostuję, krzywiąc się przy tym z bólu. Chłopak z dość obojętną miną zaczyna zrywać ogromne liście drzewa obok i mamrocze jakieś niewyraźne słowa. Chyba mówi coś o prośbie uleczenia niewinnej, a wszystko to po grecku. Kolejny standardzik..
– Przyłóż to do ran, powinno się jeszcze dziś w nocy zagoić- podaje mi nasiąknięty dziwną mazią ,,opatrunek”. Jak dają to bierz, jak biją to uciekaj, więc czemu nie.
– Heros?- pytam się przykładając kojące zielsko do boku.
– Taaa, jak to się stało, że przybyłaś do tego lasu?- przykuca opierając się o pień i czeka na moją odpowiedz, która szybko nie nadchodzi.
– Więc ja…- nieśmiało zaczynam, gdyż nie lubię opowiadać o swoim pokręconym życiu.
– No powiedzmy, że…yyy jest to trochę pokręcona sprawa.
– A czy coś w życiu półbogów jest proste?- uśmiecha się łajdacko.
– No wiesz- przygotowuję sobie mocną ciętą ripostę, kiedy dostrzegam, że chłopak blednie jeszcze bardziej wpatrzony w ‚coś’ za mną. Słyszę ogłuszający pomruku niezadowolenia tuż za moimi plecami. Staram się wykonywać jak najdelikatniejsze ruchy i obracam się by spojrzeć na właściciela złego pomruku i staję twarzą w twarz z głową lwa wysokości conajmniej dwa razy mojego ciała (a niska nie jestem). Zaczynam się nerwowo cofać i przełykam slinę.
– Grzeczna kicia…
Pomuc – pomóc
Bardzo fajne, naprawdę. Czytając to mimowolnie się szczerzyłam. Napisanie extra, tak lekko i płynie. Przemyślenia są, akcja jest i opisy jako tako też, choć mało i powinnaś ich więcej dodać. I pisz Cd!!!
Bardzo fajne ciekawy pomysł z tym, że nie ma nici życia 😀 Estem bardzo ciekawa, co się stanie dalej. Wielkie dzięki za dedykację, nie mam pojęcia czym sobie zasłużyłam.
Jak piszesz opowiadania, to one są zawsze takie poukładane u ciebie. Jak potrzeba opisu- jest opis. Dialogou- jest dialog. monologu- jest monolog. Cudowne to jest. A te przemyślenia w głowie bohaterki mnie rozwaliły <3 Czekam na ciąg dalszy, bo mam dziwne wrażenie, że kicia nie będzie za bardzo grzeczna….
Myryry ;3
Oj, mam nadzieję, że będzie ‚Myryry” ;333
Fajne, zaciekawiłaś mnie Czekam na następną część.
Jak dają to bierz, jak biją to uciekaj- moje słowa 😀 Zawsze tak mówię. A opko super. Chcę więcej, bo mnie zaciekawiłaś 😉