Zaczynam z trochę innej beczki, żeby osoby, które nie czytały mojego poprzedniego opowiadania mogły się w tym odnaleźć. Bardzo przepraszam za jakiekolwiek błędy i inne niezgodności.
Dedykuję to wszystkim, którzy chcą to czytać, a przede wszystkim Avery – bardzo rozbawił mnie twój komentarz! ;D
maya
Nie tylko wścibskie kościelne babcie potrafią zatruć człowiekowi życie. Wyobraźcie sobie… Albo jednak nie, nie wyobrażajcie sobie Caroline, bo będzie Wam się śnić po nocach.
Paskudna, wredna zołza! Nie ma dnia, żeby mi nie przypomniała o tym, jak bardzo tu nie pasuję.
Powinnam chyba zacząć wszystko od początku, powoli:
Faktycznie mam na imię Maya Castellan, zdziwko co? Do tej pory wiedziało o tym tylko grono moich przyjaciół, ale przez tą cudowną personę wie o tym połowa tego cholernego autobusu. Gdyby tak zostało, to wierzcie nie robiłabym z tego problemu, ale to naprawdę małe miasto. Jutro zapewne się dowiem, że jestem seryjnym mordercą, albo moi rodzice są tajnymi agentami i ukrywają swoją tożsamość, a prawda jest zupełnie inna…
Nie znam swoich rodziców, a przynajmniej tak myślę, bo do wieku lat pięciu mam w głowie wielką pustkę, tak jakby ktoś wyssał mi wspomnienia odkurzaczem. Nawet nie wiem, jak znalazłam się w domu rodziny zastępczej. Cóż… To trochę tak, jakby wielka czarna dziura dobrała się do Waszych wspomnień.
Nigdy nie robiłam z tego tajemnicy, zawsze jeśli ktoś pytał, to otrzymywał odpowiedź, jednak nie uważam, żebym miała się tym chwalić na prawo i lewo. Niektóre pytania były niewygodne i męczące.
Weźmy na przykład moje wyjście z autobusu…
Pisząc SMS’a do mamy (oczywiście tej przybranej) usłyszałam pierwsze magiczne pytanie:
– Naprawdę masz na nazwisko Castellan?
Podniosłam wzrok znad telefonu i ku mojemu zdziwieniu ujrzałam twarz pana Nico di Angelo i zrozumiałam, dlaczego Jess tak wzdychała.
Jego twarz w porannym słońcu była tak blada i nieskazitelna, że wydawała się niemal przeźroczysta. Skórę pod oczami miał nienaturalnie siną, co komponowało się z czernią jego tęczówek.
– Mniej więcej – odparłam na niewygodne pytanie, licząc na to, że się odczepi.
– To mniej, czy więcej? – drążył.
Jeeeny, jacy ludzie potrafią być upierdliwi. Co miałam mu powiedzieć? Nawet gościa nie znam i nie wiem, czy chcę poznać. Oczekiwał, że będę mu się zwierzać z porażki mojego życia?
– Książkę piszesz? – zirytowałam się lekko.
Roześmiał się. Chyba bawił go mój gniew.
– Nie, po prostu znałem kiedyś chłopaka o podobnym nazwisku.
Przytaknęłam. Też chciałabym znać kogoś o tym nazwisku, uwierzcie…
* * *
W budynku śmierdziało stołówką, starymi książkami i wilgocią, czyli tym, co każdy szanujący się uniwersytet. Przechodząc korytarzami unikałam ciekawskich spojrzeń i dwuznacznych szeptów.
– Gdzie mamy pierwszy wykład? – spytał ktoś obok.
– Sala nr 201 – odpowiedziałam mimochodem.
W jednej chwili przez mój nos przeleciał smród padliny. Nie pytajcie skąd wiem, jak śmierdzi padlina. W każdym razie, nie uważacie to za dziwne?… Ja też tak uważałam.
Chyba nie tylko ja to poczułam, bo połowa korytarza skrzywiła się z obrzydzenia.
Nagle mnie olśniło, że ten zapach pojawił się, kiedy przechodziliśmy obok sekretariatu.
Pan przystojny – di Angelo nie opuszczał mnie na dalej niż pięć metrów, pomyślałam, że może mu się spodobałam, albo, że chce się ze mną umówić. Nawet nie macie pojęcia, jak bardzo się myliłam.
Szliśmy dalej mijając sale o numerach od 130 do 190. Każde miały inne zastosowanie. Jakaś kobieta (chyba zastępca dyrektora) opowiadała o historii budynku. Było to tak nudne, jak flaki z olejem. Niechcąco ziewnęłam.
– Smacznego – szepnął mi na ucho Pet.
Uśmiechnęłam się do niego.
Był moim przyjacielem i UWAGA, UWAGA! – Jedynym! Zabawne, że człowiek z takim osiągnięciami w dziedzinie psikusów (czytaj: ja) , miał jednego przyjaciela (nie licząc jego dziewczyny).
Czasem miałam wrażenie, że on i Jess byli jedną osobą. Ich słodko-pierdzenie doprowadzało mnie po prostu do szału!
Już mieliśmy wchodzić do sali, kiedy usłyszałam dziwny przeszywający odgłos. Odwróciłam się i dostrzegłam, że Peter pada na podłogę, zostawiając kałużę krwi. Usłyszałam przerażający krzyk Jess.
Byłam w szoku. Wszyscy zaczęli biec do wyjścia, albo po prostu biec, bez większego ładu i składu. Ktoś pociągnął mnie za rękę, ciskając za filar. Chciałam krzyczeć, ale zdałam sobie sprawę, że miałam zasłonięte usta. Po mojej twarzy spływały coraz większe stróżki łez.
– Sza! – nakazał głos.
Zaczęłam się wierzgać jeszcze bardziej.
– Na bogów! Bądź ciszej, bo nas usłyszą! – pożalił się Nico di Angelo.
Nigdy wcześniej nie spotkałam się z tym określeniem. „Na Boga”, „na litość boską”, „rany boskie”, ale „na bogów”? Dlaczego mówił o Bogu w liczbie mnogiej?! Moje serce biło tak szybko, że miałam wrażenie, jakby zaraz miało eksplodować z nadmiaru przetłaczanej krwi.
Przez chwilę pomyślałam, że może to atak terrorystyczny, jakiejś sekty, ale to co zobaczyłam potem obaliło tą tezę.
ciąg dalszy nastąpi…
kocham Nica. Fajne opko. Czyzby glowna bohaterka byla drugim wcieleniem matki lukea? Czekam na cd bo juz chce sie dowiedziec kim ona jest 😛
ale przez tą cudowną personę wie o tym połowa – tę
bo do wieku lat pięciu – dzisiaj jest dzień pleonazmów 😀 Nie wiem, po co pisać „wieku pięciu lat”. „Wieku” jest kompletnie niepotrzebne 😉
– Sala nr 201 – odpowiedziałam mimochodem. – liczby w tekście pisanym zapisujemy słownie
Było to tak nudne, jak flaki z olejem. – „To było nudne jak flaki z olejem”
Niechcąco ziewnęłam. – niechcący
– Smacznego – szepnął mi na ucho Pet. – Co?
Był moim przyjacielem i UWAGA, UWAGA! – Jedynym! Zabawne, że człowiek z takim osiągnięciami w dziedzinie psikusów (czytaj: ja) , miał jednego przyjaciela (nie licząc jego dziewczyny). – zrozumiałam, że powinna mieć setki przyjaciół, czy tak miało być?
Ich słodko-pierdzenie -CO?!
zostawiając kałużę krwi. – brzmi, jakby tę kałużę krwi miał w rękach, a potem ją upuścił i odbiegł, w każdym razie tak to dla mnie zabrzmiało 😀 Chyba chodziło ci o ” tworząc na podłodze kałużę krwi”
tą tezę. – tę tezę
No mała poprawa była, nie powiem, ale wciąż jest dużo rzeczy do poprawy:
Opisy – powinno ich być o wiele, wiele więcej, bo nie było wcale.
Przecinki – albo ich nie ma, albo są w niewłaściwych miejscach
Nienaturalne zachowanie – to mnie dobija. Pomyśl o tym, jak ty byś się zachowała, co powiedziała w danej sytuacji itp 😉
Powodzenia w dalszym pisaniu 😉
Rozkręca się. Akcja rozwija się w ładnym kierunku, ale musisz jeszcze trochę popracować nad warsztatem. Chociażby wzmianka o smrodzie padliny… nie było to drobne napomkniecie, które wzbudza ciekawość, nie rozwinęłaś też mocniej tematu, nie odniosłaś się do tego, więc czytelnik ma w tym momencie wrażenie, że coś nie pasuje. Mam nadzieję, że odniesiesz się do tego w następnej części, bo na razie wydaje mi się to trochę ni z gruchy ni z pietruchy.
Opowiadanie naprawdę mnie zaintrygowało, więc czekam na cd 😀
Po pierwsze dzięki za dedyka (3 razy sprawdzałam czy to jednak ja), a po drugie chwała magiap za wypisanie błędów ortograficznych, bo sama nie mam do tego głowy – zbytnio wciąga mnie opowiadanie. Mam tylko jedną (i nieostatnią) uwagę, ponieważ twoje opowiadania są jak dla mnie za krótkie, a myśl iż kolejna część będzie nie wiadomo kiedy… dramat. Z innej beczki extra opko i błagam ciebie zrób z Nicka i Mayi parę! O bogowie, jeszcze trochę i przefarbuje włosy na różowo, rzygne tęczą i będę pisać „O_mAj_G0$z” tak cię wychwalam… Wracając do mojej mroczniejszej strony… ALBO DO KOLEJNEJ ŚRODY BĘDZIE NASTĘPNE OPKO ALBO WON DO TARTARU!!!!!!!!!! Huh od razu mi lepiej 😉
No, naprawdę się fajnie rozwija. Podobało mi się bardziej niż poprzednia część i jestem ciekawa co będzie dalej