Dobra, nie wiem co to jest. Nie wiem, czy to jest epilog, czy ostatni rozdział. Nie wiem, nie bijcie x,x
Ale to już na 100% koniec „Bliźniaczek”. Postanowiłam i tak będzie.
Żegnam :’3
Dla Mari za wszystkie komentarze, a szczególnie ten ostatni (ja się prawie poryczałam ;__;. Ten komentarz był czymś wyjątkowym, bo przeczytałam to, o czym marzyłam zaczynając pisać pierwszą część. Spełniły się wszystkie moje marzenia związane z tym opowiadaniem, dziękuję.), dla Piper77- moja jaraczko, wiesz za co, Snakix- masz gwarantowaną historię Oliwii i wszystkich dziewczyn, które tak mnie od pisarzy wyzywały i spełniały marzenia co do oceny efektów mojej pracy: Grupowa (oj jasnowidzu ty jeden) Monik.m, Pani D., Eos.
[Jane]
Miałam nadzieję, że ci tam na górze dobrze się bawią, świętują swoje zwycięstwo, nie zamartwiają się mną i… no, powiedzmy sobie szczerze- moją śmiercią.
Umarłam. Dziwne nie? Stałam w Erebie i jedyne, co miałam w głowie to ‘ O kurde, umarłam! Nie żyję.’ Czy widziałam całe swoje życie? Tak, coś tam mi pojawiało się w głowie. Czy byłam zła, że nie żyję, opłakiwałam to, co straciłam, żałowałam? Nie… Zginęłam, bo ratowałam moją siostrę. Dla niej, jestem w Podziemiu.
Na same wspomnienie tych piegów, loków, uśmiechu coś ukuło mnie w sercu. Zaraz? Czy dusze mają serce? Niebijące już, ale mogą mieć… Ale jakoś trudno było mi myśleć o Mirandzie. To, jak ją traktowałam, jak zło ostateczne, jak podła byłam dla niej, ile musiała ścierpieć, jak dzielna była ratując mi dupę… Nie zdziwię się jak mimo wszystko trafię do Tartaru.
Poświęciłam się, by ratować ją. Inaczej by zginęła. Albo ona, albo ja. A tak to ja, moja ofiara…mogłam się na coś przydać.
Skąd wiedziałam, że któraś z nas musi zginąć? Pfff… No przepraszam, te cukiereczki Emily nie są odporne na wszystko! Sny firma Atena przebiją wszystko… Sny nadal miałam, jak na prawdziwego Herosa przystało. Przyśniła mi się Atena, moja stara, kochana babunia. I jak na starą, kochaną babunie przystało zaczęła na mnie drzeć mordę, potem już tylko dyskutować a na końcu tłumacząc postać rzeczy. Broniłam się przed nią. W śnie nadal byłam omamiona. Jednak fakty do mnie docierały- w szesnaste urodziny zginie któraś z nas, albo ja, albo Miranda. Wtedy uznałam to za przychylność losu: „Wredna siostra i tak umrze, buahahahah!!!”. Jednak tyle się nagle zmieniło. Jedno spojrzenie na tą dziwną sowę, wisiorek od Ateny. Jedno spojrzenie na plecy Emily, mierzącą mieczem w półprzytomną Miri. Jedno postanowienie. Jeden celny cios, oraz… jeden błąd. Błąd, który kosztował mnie życie. Czy gdybym mogła się cofnąć, to dobiłabym Emily? Nie. Ona miała mnie zabić. To tylko pomogło Mirandzie zwyciężyć, mogła pokazać postawę herosa. Wiem, jestem skromna. Widać niektóre rzeczy nawet po śmierci zostają w człowieku, a raczej już duszy.
Miałam nadzieję, że jej się udało. Miałam nadzieję, że moja siostra geniusz załapała o co chodzi, co ma zrobić. Miałam nadzieją, że Miri zdobyła to, co należy jej się za utratę siostry. Jednak nadal miałam wrażenie, że ona nie będzie już chciała nazwać mnie siostrą. Tyle rzeczy jej powiedziałam, tak mocno ją zraniłam, wbiłam jej sztylet w plecy, jak głęboko? Da się go jeszcze wyjąć?. Może i da, ale rana zostanie. Nawet w kimś tak świetnym jak Miranda.
Ale wracając do teraźniejszych problemów… Czy ci idioci tam na górze, planują mnie pochować? No, pogrzeb niech sobie robią kiedy chcą i jeżeli chcą, ale obolem lub drachmą bym nie pogardziła. Powinni wsadzić do ust Jane, mojego ciała tą kasę, bo Charon mimo wieku nie jest ślepy i za każdym razem wywala mnie z tej przeklętej łódki nawet jak chowam się za innym zmarłym.
Więc stałam w wielkim holu i czekałam na cud. Oczywiście- mogłam zwiać do miasta, droga wolna. Ale nie miałam ochoty patrzeć na żyjących ludzi. To by bolało, byłam tego pewna. Mimo jak najlepszych chęci, byłam smutna, że bezpowrotnie straciłam życie.
Rozgoryczona usiadłam na fotelu. Dziwne, że wejście do Podziemia, było jak hol w hotelu. Wszędzie wygodne krzesła, ‘recepcja’ a za nią Charon. Charon z niestety bardzo dobrym wzrokiem. Zapadłam się w miękkie oparcie i skrzyżowałam ręce na piersi. Dobra, teraz tylko czekać aż sobie o mnie przypomną. O ile przypomną. Nie, na pewno o mnie pamiętają. Przecież poświęciłam się dl a nich. Miranda może być innego zdania. Zraniłam ją przecież… Ale będzie pamiętać! De facto, to gdyby nie ja, to by nam się nie udało. Więc co- święta prawie jestem!!! Ale misja to jedno, uczucia to drugie. Mimo, że uratowałam Mirandę, mimo, że się poświęciłam i dzięki mnie może żyć, to czy będzie chciała o mnie pamiętać?
Bałam się odpowiedzi na to pytanie. Postanowiłam więc, pomyśleć o czymś innym. Zamknęłam oczy i… masz babo placek. Pierwsza rzecz, a raczej osoba, która pojawiła mi się przed oczami to? No a któż innym, Nathan we własnej zajebistej osobie.
Nie chciałam go zostawiać. Nigdy bym tego nie powiedziała na głos, nie z moją dumą, ale zabujałam się w nim od razu. On był taki piękny… Te jego czarne włosy, czarne oczy, ten urzekający spokój na twarzy… No jeszcze chwila a się rozkleję…
Siedziałam tam, siedziała i czekałam aż w buzi pojawi mi się moneta. Czytałam kiedyś taką wersję, że zmarłemu wsadzano monetę do ust, więc wolałam jej teraz nie połknąć ani jakoś nie pociągało mnie, zastanawiać się, jakim cudem to pojawi mi się w buzi. Ale to jest życie herosa, tego nie ogarniesz…
Z nudów, zaczęłam bawić się nitkami wystającymi z moich szortów. Były teraz lekko wyblakłe i przezroczyste jak cała moja osoba. No cóż, byłam duszą. Plusem tej całej sprawy, było to, że nie zabrali mi moich kochanych spodenek. To sprawa Apolla. Wiedział, czym grozi zadarcie ze mną w tej kwestii.
Czas mijał a ja nadal czekałam. Chyba przysnęłam. Obudził mnie jakiś ruch obok mojego ramienia. Nie otwierając oczu, podrapałam się w nos.
Widocznie jakaś dusza też czeka na pogrzeb. Przykre, że jest nas aż tyle. O mamo, jaka ja solidarna nagle się robiłam… Jeszcze chwile w tym miejscu a zacznę jako wolontariusz holować tych zmarłych przez Styks!
Spróbowałam znów zasnąć, ale ktoś, kto usiadł obok mnie, cały czas się wiercił. Widocznie heros z ADHD. Przekręciłam głowę na bok chcąc uciec od hałasu, jaki tworzyła ta osoba, gdy nagle usłyszałam pytanie.
– No, może byśmy już się zbierały, zaczynam się nudzić.
Westchnęłam cicho, z żalem, że to nie do mnie pytanie. Chciałam się stąd już wyrwać.
– Nie wzdychaj mi tu, tylko podnieś swój przeźroczysty tyłek z fotela i idziemy do wujcia, co ty na to Jane? Chciał nas Hades? To teraz ma.
Gwałtownie otworzyłam oczy i obróciłam się. Jeszcze nigdy nie byłam tak zdziwiona ani tak szczęśliwa na widok Mirandy.
– Miri?!- wydusiłam z siebie.
No a kto inny, zganiłam się w myślach. No oczywiście, że ona. Stała przede mną, szczerząc się głupio. Ubrana była w jakąś zwiewną grecką sukienkę, która falowała przy ziemi. Na twarzy miała kilka zadrapań i małych otarć, takich, jakich miała pełno na rękach, ale i tak wyglądała cudnie. Włosy rozczesane i jakoś wyjątkowo schludnie ułożone, a niezwiązane w warkocza.
– No raczej, że ja- posłała mi szczery uśmiech przytulając się do mnie.- Haha, wyglądasz jakbyś ducha zobaczyła!- zawołała śmiejąc się z własnego żartu. Odwzajemniłam uściski, ale zaraz oderwałam ją od siebie. Jakbyś ducha zobaczyła…
– Zaraz, skoro tu jesteś to znaczy…- powoli łączyłam fakty.- Nie, idiotko, czemu…?
– Jane- westchnęła, a uśmiech zniknął z jej twarzy.- Kiedy się nauczysz, że bez względu w jak wielkie łajno się wpakujesz, ja wpakuję się w nie za tobą?
W moich oczach pojawiły się łzy. Byłam na nią wściekła. Zmarnowała życie. Jednak miała słuszność. Ja zrobiłabym to samo. Raz w życiu, postanowiłam byś wyrozumiała i nie egoistyczna- daruję jej kazanie. Skoro ja mogłam umrzeć za nią, to ona też powinna móc.
– Jejku, Miri, przepraszam- powiedziałam zupełnie się rozklejając.- Za wszystko, wiesz za co. Jest mi tak cholernie głupio…- przerwała mi zatykając mi usta.
– Nie ma sprawy, przywykłam. Masz teraz wieczność na poprawę, więc w końcu nie będziesz musiała już za nic mnie przepraszać. A teraz choć, bo mi po dziesięciu minutach w tym miejscu zaczęło odwalać. A ty tu siedzisz już prawie całą dobę.
– No- pokiwałam głową.- Mogłaś się pospieszyć.
– No ej!- szturchnęła mnie łokciem. Potem pomachała mi przed oczami dwoma drachmami- Ty sobie na takie rzeczy moja droga nie pozwalaj, bo wiesz, kasę teraz mam ja.
Jednym sprawnym ruchem wyrwałam jej z ręki monetę.
– Ojć, już nie.
– A jednak- uśmiechnęła się tajemniczo i nagle poczułam jak oba pieniądze, same, wyszarpują mi się spomiędzy palców i dosłownie wlatuję na wyciągniętą dłoń Mirandy. Wytrzeszczyłam oczy.- Nadal ja jestem przy kasie.
– Jak…? Ty, kasa… Lata… moc… Miranda, ty jakiś mutant jesteś!! Ale zajebiście!
– Opanuj się Jane- skarciła mnie.- Ale moc fajna, co? Odkryłam ją jak umarłaś.
Zabrzmiało to dziwnie. Jak umarłaś. No cóż, muszę się przyzwyczaić, że nie żyję, jestem trupem.
– Dobra, idziemy- powiedziałam do niej.
Moja siostra zapłaciła Charonowi za przejazd. Mężczyzna przyglądał mi się badawczo. Natomiast ja się do niego wyszczerzyłam z satysfakcją, że w końcu mam, czym zapłacić. Na jego twarzy widać był niezadowolenie, że mnie przepuszcza, ale cóż… życie takie bywa, nawet po śmierci.
Stanęłyśmy w kolejce do przeprawy.
– A więc tak to się skończyło- milczenie przerwała Miranda. W jej głosie czuć był lekki żal, ale szybko zamaskowała go pogodnym uśmiechem. Kogo ona próbowała oszukać własną siostrę? Przecież widziałam, że jej szkoda tego co ją ominie.
– Nie Miruś, to dopiero początek wieczności.
– Ale jak to? Jane, czeka nas Sąd a po nim…- Tym razem to ja przerwałam jej zatykając je usta swoją ręką.
– Jaki sąd, przestań bzdury gadać. Ja żadnego adwokata nie będę zamawiać. Idziemy prosto do wujcia.
Na jej twarzy znów pojawił się wyszczerz- ten szczery, łobuzerski wyszczerz, który był i będzie od zawsze jej wizytówką. W jej nadal niebieskich oczach pojawił się niebezpieczny błysk.
– No faktycznie. Chciał nas, to teraz ma. Ciekawe jak szybko pożałuje, że zachciało mu się nas tu ściągać.
– Chciał jedną z nas.
– Najpierw zabrał nas obie, pamiętaj. Reklamacji nie przyjmujemy.
– Nie, jesteśmy tylko w zestawie.
Po raz pierwszy, odkąd umarłam pomyślałam, że może być nawet znośnie. Co z tego, że nie zobaczę przez najbliższe kilkadziesiąt lat przyjaciół- Mika, Clarisse, rodzeństwa ani Nathana. Mam siostrę. To się liczy. Mam taką osobę na świecie, z którą mogę wszystko. Zaczynając na rozwalaniu poduszek, przez zabijanie potworów i gigantycznych słoni, kończąc na wkroczeniu w mroki Podziemia, tak jak właśnie to zrobiłyśmy.
Razem, ramie w ramie, równo postawiłyśmy pierwszy krok. Nie ma odwrotu, wujaszku, nadchodzimy. Razem.
Byłyśmy we dwie. Ona ze mną ja z nią. Byłyśmy razem, ale jako jedność. Jako my, jako dwie bratnie dusze, na pozór inne a rozumiejące się bez słowa, gotowe oddać za siebie życie. Byłyśmy jako siostry, które urodziły się tego samego dnia, jako dwa ciała, ale jako jeden umysł, jeden rytm dwóch serc. Byłyśmy razem, jako my, jako Bliźniaczki.
[Mike]
Miranda odeszła. Ogień ją zabił, ale ciała nie tknął. Po najgorszej minucie mojego życia, patrzenia jak Ona płonie a ja nie mogę nic zrobić…to znaczy mogłem, ale Ona mi zakazała. To było jeszcze gorsze. Jednak uszanowałem Jej wolę. Patrzyłem jak nagle płomienie gasną a bezwładne ciało dziewczyny upada się na podłogę. Osunąłem się na ziemie siadając przy niej. Płacz i łzy utrudniały mi widoczność, ale podniosłem ją na ramiona i przycisnąłem sobie do piersi. Była zimna. Nie czuć było oddechu, który zawsze kiedy była przy mnie przyspieszał, bicia serca, które w mojej obecności łomotało jak oszalałe, a na bladej twarzy nie pojawiły się rumieńce, które tak kochałem.
Poczułem czyjąś dłoń na ramieniu. Odwróciłem głowę nie puszczając Jej. Nathan stał nade mną i z ponurą miną pokazał głową, że trzeba iść. Nie chciałem iść. Bałem się, że jak pójdę to Jej już nigdy nie zobaczę. Cóż, taka jest prawda. Ona… Mir umarła.
Pokiwałem głową. Nie wiadomo skąd pojawił się nagle Hermes, już normalnych rozmiarów. Nie wiadomo, kiedy z moich ramion zniknęło Jej ciało i nie wiadomo jak znalazłem się w windzie zjeżdżającej na dół z Olimpu. Przypominam sobie, że wsiadłem do furgonetki, którą przewożono truskawki. Tej samej, którą jechaliśmy na Manhattan zaczynając misję. Właśnie misja. Chyba się udała. Lud Kronosa żyje sobie w Obozie. Ciekawe, czy ktokolwiek z nich, będzie pamiętał, co się wydarzyło na Arenie, jak ciężko było ich tu ściągnąć, albo jak wiele to kosztowało tych, dzięki którym Wygnańcy się tu znaleźli. Czy kiedykolwiek, ktokolwiek z nich podejdzie do mnie i powie symboliczne ‘dziękuje’?
W obozie przywitała nas cisza. I dobrze. Niby czemu mieliby świętować. Misja się udała. Ale jakim kosztem? Kosztem dwóch nie winnych dziewczyn. Jane Hillewy i Mirandy Hillewy. Obie umarły. Obie pożegnały się z życiem.
Moje rodzeństwo zachowało się w miarę normalnie. Oczywiście ucieszyli się na mój widok. Żadne z nich nie było na Olimpie podczas narady, bo grupowym byłem ja, więc jeszcze nie wiedzieli. Kiedy otworzyłem drzwi usłyszałem radosne okrzyki, kilka osób rzuciło się mnie witać, ale potem zobaczyli, że nie jestem zbyt chętny do tego wszystkiego. Minąłem ich, kiwając tylko głową na ‘cześć chłopie’, ‘fajnie cię widzieć stary’ albo ‘Mike, dawno cię nie widziałam, jak dobrze, że nic ci nie jest’. Jak to nic mi nie jest? Straciłem swój cel, świat mi się zarwał…
Następny miesiąc w obozie był ciężki. Nie to, żebym wiele pamiętam. Całe dnie, spędzałem na ławce, na której siedziałem z Mir jak wróciłem z poprzedniej misji, jak spotkaliśmy się po przerwie. Teraz sterczałem tam sam jak palec. Nie odzywałem się do nikogo, nikt nie odzywał się do mnie. Co prawda, próbowali, ale ciężko jest gadać do osoby, która udaje głuchą. Chejron odpuścił mi zajęcia, niczego nie musiałem. Nie musiałem walczyć, brać udział w Bitwach o Sztandar, nawet jak przyjechały Łowczynie, nie musiałem się z nimi witać. Z tego, co słyszałem, to przestałem być grupowym. Pewnego popołudnia przyszedł do mnie Chris, taki osiemnastoletni, wysoki blondyn i spytał, czy miałbym coś przeciwko, gdyby mnie zastąpił. Tłumaczył się, że nie chce mnie wrabiać i korzystać z okazji póki ja się załamałem, tylko chce mi pomóc. Pokiwałem głową. Było mi obojętne, kto będzie grupowym. Wszystko było mi obojętne.
Tylko Nathan potrafił mi przemówić do rozsądku. Chłopak w odróżnieniu do mnie nie rozpadł się na kawałki i żył w miarę normalnie. Żył jak każdy inny heros, nawet podobno miał tłumy wielbicielek, którymi jak to on gardził. Jedynie, kiedy ktoś w jego towarzystwie wypowiedział tak drażliwe dla niego imię ‘Jane’, Nathan zataczał się i przez najbliższe kilka godzin znikał gdzieś w lesie, lub bogowie wiedzą gdzie. Jednak nadal o mnie pamiętał, nie stałem się dla niego czymś, co minęło, przestało być fajne. Przychodził do mnie, siadał obok i drażnił się.
– Witaj mój kochany- usłyszałem za sobą to denerwujące powitanie. O nie, znowu on…- Pomyślałem sobie, że zgłodniałeś, co stary?- spytał nie i nie czekając na odpowiedź rzucił mi na kolana talerz z skrzydełkami kurczaka. Usiadł obok mnie, a raczej rozwalił się na całej ławce, wyciągnął nogi przed siebie a ręce oparł na oparciu.
Milczał przez chwilę, po czym znów zwrócił się do mnie.
– Będziesz to jadł?- spytał wskazując głową. Nie odpowiedziałem.
– Uznam to za nie- powiedział obojętnym tonem i sięgnął po kurczaka. Zaczął go jeść, nie marnując czasu na dalsze zachęcanie mnie do jedzenia.
Właśnie dla tego go lubiłem. Nie traktował mnie jak dziecko specjalnej troski, tyko mówił wprost- jak nie jesz, to nie jesz, ja nie nalegam. Więcej dla mnie, nie martw się, nie zmarnuje się.
– Dobra, daj jednego- mruknąłem i sięgnąłem po jedzenie, ale Nathan wolną ręką uniósł talerz nad swoją głowę.
– Teraz to się bujaj. Zasmakowało mi- powiedział z pełną buzią nie patrząc nawet na mnie.
Przez ostatni miesiąc strasznie się zmienił. Był bardziej otwarty, żartował czasem, nie był tak denerwująco obojętny na wszystko. Teraz to ja miałem świat w dupie a on robił sobie ze mnie jaja jak niegdyś ja z niego. Ironia losu, co?
– No ej!- zaprotestowałem sięgając po talerz, jednak Nathan zwolnił drugą rękę zjadając kurczaka i teraz przytrzymywał mnie nią.
– Nie, nie, nie- powiedział spokojnie.- Jeżeli chcesz się zagłodzić, to nie ma wyjątków- nie jemy nic a nic. Pamiętaj swoje motto życiowe, które ci wspaniałomyślnie wymyśliłem, choć o ile pamiętam, to ty jesteś tym od Apolla- wyszczerzył się do mnie.
– Nathan, oj weź, głodny jestem!
– Nie. Twoje motto: Jeśli trupem chcesz już być, porzuć nawyk- nie jedz nic!- zarecytował nadal odsuwając talerz. Powstrzymałem się od parsknięcia śmiechem, ale nie udało mi się nie uśmiechnąć.
– To najsłabsza rymowanka, jaką słyszałem. Nawet ojciec układa lepsze.
– Obrażasz moją dumę- udał obrażonego, ale podał mi kurczaki.- Teraz moje marzenia się rozsypały i będę siedział tu z tobą dzień w dzień i rozpaczał.
– To lepiej powiem, że wspaniała rymowanka, bo nie zniósłbym cię chłopie tak długo.
Nathan pokiwał z politowaniem głową, ale nic nie powiedział. W milczeniu siedzieliśmy jeszcze chwilę. Ja jadłem, bo byłem naprawdę głody, a on z zamyśleniem wpatrywał się w dal.
– Mike- zaczął po chwili.- Mogę cię o coś spytać?
O nie, następny będzie się w psychologa bawił…
– No jasne- powiedziałem.
– Jak myślisz, jest jakiś sposób, żebyś wynormalniał? Bo wiesz, utrata Jane jest bardzo bolesna, ale to, że ty się załamałeś, nie jest zbytnio budujące- dodał nie czekając na odpowiedź. I dobrze, bo i tak by jej nie dostał. Nawet ja jej nie znałem.- Jak Emily ją omamiła, to patrzyłem z podziwem na ciebie. Byłeś tak, wiesz… takim niepoprawnym optymistą. Wierzyłeś, że nam się uda. A teraz nagle osoba, która miała tak cholernie dużo wiary, przestała nawet mieć nadzieję, i siedzi całymi dniami na pieprzonej ławeczce i wzdycha w niebo. Co ci to da? Bo mnie to nic nie daje. To zabrzmi żałośnie, ale boli mnie, jak mój dawny autorytet się zatacza i pozostawia mnie samego w tym, w czym siedzimy razem.
Nathan patrzył się na mnie z wyrzutem. Nie wiedziałem co mu powiedzieć. Zamurowało mnie. Nigdy nie przypuszczałem, że mogłem być jego, jak to sam powiedział- autorytetem. Nie marzyłem nawet o takich honorach.
Najgorsze w tym wszystkim było to, że miał rację. Nie zachowałem się dobrze, ba, nawet nie zachowałem się beznadziejnie. To było poniżej poziomu beznadziejności. Spieprzyłem sprawę, prosto mówiąc.
– Nathan, ja cię przepraszam, ale ja nie umiem- powiedziałem łamiącym się głosem, wpatrując się w pusty już talerz po jedzeniu.- Chcę, ale boję się, że nie dam rady.- Kłamałem mu w żywe oczy. No, może nie umiałem, ale to nie był jedyny powód. Bałem się, że jak dam radę i ‘wynormalnieję’, to o Niej zapomnę. Do tego załamywałem się tym, że gdybym mógł, gdybym jej nie posłuchał, Ona by żyła. Mógłbym ją błagać tak długo, że uległaby i została. Ale wtedy byłaby nieszczęśliwa. A jak Mir była smutna, to ja też, tak solidarnie. Więc jak ja to kurde mogę przeboleć? Nie mogę. Czuję, że zrobiłem dobrze, dając jej to, co chciała, oczekiwała. Sprawiając, że wszyscy są szczęśliwi zapomniałem o jednej osobie, mianowicie o samym sobie.
– Oj Mike, no weź. Spróbuj- Nathan nie ustępował.
– Muszę?- spytałem wzdychając. Tak, muszę spróbować, on ma niestety rację. Spróbuję żyć w miarę normalnie, dla Niej.
– Tak, musisz- powiedział i wyszczerzył zęby. Pod tą szczęśliwą maską, chował siebie, to było widać. Nadal tęsknił za Jane i nadal ją kochał. Ale on się pozbierał, a ja nie umiałem.
– Dobra- westchnąłem unosząc ręce w geście kapitulacji.- Najwyżej będę tego żałował.
– Chyba prędzej ja, ale ok.
– Spadaj.
– Bo co?
– Bo cię przytulę.
– Jak miło znów słyszeć ciebie, a nie ten upierdliwie obojętny cień człowieka- powiedział a ja wstałem. Razem zaczęliśmy iść w stronę pawilonu jadalnego. Byłem głody, cholernie głodny. Nathan zjadł prawie wszystkie kurczaki, zresztą na moje własne życzenie. Co nie zmieniało faktu, że chciało mi się jeść.
– Ty taki byłeś jak cię poznałem, pamiętaj. Nadal pewnie jesteś, ale to chowasz.
– Ja nie chowam nic.
– Ta, to gdzie trzymasz sukienki Julio?
– O bogowie, znowu?
– Sam się o to prosiłeś- uśmiechnąłem się do niego a on roześmiał.
– No dobra, przeboleję.
– Ha, nie masz wyboru!
Następne dni mijały wolniej. Wszystkich zdziwiła moja nagła zmiana. Olałem zdziwione miny mojego rodzeństwa, kiedy dołączyłem do nich przy śniadaniu, ignorowałem ciekawskie spojrzenia, oraz to, jak zachowywali się przy mnie. Rozmowy cichły w moim otoczeniu, nerwowe zerkanie w moją stronę było już ze mną nierozłączne. No cóż. To też ignorowałem. Nie mówiłem za wiele, ale starałem się żyć normalnie. Wszyscy tylko : zacznij żyć normalnie, żyj normalnie, musisz zacząć żyć normalnie. Normalnie, czyli jak? Udawać, że nic się nie stało?
Myślę, że po tygodniu mojego wielkiego powrotu, jak nazywał to Nathan, obozowicze przywykli do mnie i traktowali prawie tak samo jak dawniej. Szczególnie ci nowi. Najdziwniejsze było to, że większość herosów pokazywała mnie palcami i szeptała między sobą: „Te, patrz, to on!”, „Ten, który był na tej misji. No wiesz, gdzie zginęły te dziewczyny, ale uratowały Olimp” albo nawet słyszałem coś w stylu „O mamo, siostra, zobacz! Popatrzył się na mnie!”, „ On jest taki wspaniały, to co działo się na jego misji było niewiarygodne!” oraz „O jeju, on jest taki przystojny i do tego taki dzielny! Słyszałaś o tej misji?”. Mijałem takie rozmowy nie przysłuchując im się. A więc stałem się czymś w rodzaju historii? No nieźle, może jak zdepcze mnie tłum wielbicielek, będę już mega sławny i postawią mi pomnik. Widocznie przez brak dziewczyn- Jane i Mirandy, które dostały tę misję stałem się jej najważniejszym członkiem, dowódcą. Przez to, że One, ja, jako jedyny żyjący uczestnik stałem się legendą. Nathan też budził niemałe zainteresowanie, ale on uchodził za tego, co się nawrócił. Wiecie, tak Bad boy, który się zakochał i dla kobiety porzucił wszystko co ‘złe i nie dobre’ i przeszedł na ‘jasną stronę mocy’. Normalnie jak w jakiejś telenoweli. Za każdym razem, gdy ktoś go tak nazywał na mojej twarzy pojawiał się szeroki uśmiech. Nich ci ludzie żałują, że nie widzieli go kiedyś. To był cenny widok.
Ale sumując, wróciłem. Może lekko zmieniony, poważniejszy, ale wróciłem. Zapomniał- mówili niektórzy. Nie, nie zapomniałem. Kazała mi pamiętać o Niej, więc pamiętałem. Pamiętałem i żyłem normalnie dal Niej. Gdyby Mir się dowiedziała, że tak rozpaczałem, sądzę, że wyczłapała by się z Hadesu, przyszła tu i mnie zabiła. Albo znalazła coś gorszego, bo ginąc, mógłbym może mieć szanse widywać ją częściej.
Siedziałem właśnie sobie spokojnie na pomoście, ciesząc się chwilą spokoju, gdy nagle poczułem czyjąś dłoń na ramieniu.
– Ty jesteś Mike Abreem syn Apolla?- usłyszałem pytanie. Pokiwałem głową i spojrzałem w górę.
– Tak, a przynajmniej nie przypominam sobie, żebym nim przestał być.
Zobaczyłem nad sobą wysoką brunetkę. Na oko mogła mieś tak z trzydzieści pięć lat. Nie wyglądała staro. Była szczupła, miała długie lekko kręcone włosy. Dość ładna kobieta.
– Ach, to dobrze- powiedziała wyraźnie zadowolona i usiadła obok mnie. Trochę dziwnie się poczułem, bo nawet nie wiedziałem, kim ta kobieta jest.- Co tam chłopcze u ciebie słychać?
– Eee… Dobrze. To znaczy nie dobrze, ale mogło być gorzej- odparłem zdziwiony jej zachowaniem.
Brunetka pokiwała w zamyśleniu głową i spojrzała się na mnie. Jej szare oczy zdawały się czytać mi myśli, a do tego były tak podobne do oczu, które kiedyś już widziałem.
– Przepraszam panią, ale pani to kto?- spytałem niezbyt uprzejmie, ale sorry, chyba mogę wiedzieć kim jest nieznajoma osoba, która przysiada się do mnie i wypytuje jaki mam humorek, nie?
– Och, gdzie moje maniery, jestem córką Ateny i kiedyś też mieszkałam w obozie, wiesz?- uśmiechnęła się szeroko. Tak, ten uśmiech też już gdzieś widziałem. Owszem, była podobne do swojej matki, ale nie o podobieństwo do Ateny mi chodziło. Ogółem, widziałem tą kobietę już kiedyś, albo jej kopię. Co najwyżej kogoś podobnego do niej. Tylko nie wiem gdzie i kiedy. Ale miała coś takiego w wyglądzie…
– Wow, nieźle się pani trzyma- wypaliłem bez namysłu. Córka Ateny wybuchła głośnym śmiechem a ja poczułem jak spalam się ze wstydu.- To znaczy… Eee… chciałem powiedzieć, że nie zażarł panią, znaczy się… nie zjadł panią żaden potwór.
– Tak, umiem sobie z nimi radzić- wykrztusiła nadal się śmiejąc. Śmiech też miała od kogoś podobny.- Ale nie po to tu przyszłam, żeby słuchać, jak ‘nieźle się trzymam’.
– Naturalnie, przepraszam- bąknąłem, a w myślach chciałem skoczyć z tego pomostu i się utopić.- To w czym mogę pani pomóc.
– Mam do ciebie sprawę Mike- powiedziała prostując się i poważniejąc. Uśmiech, już mniej szeroki nie znikł z jej twarzy.- Chodzi o misję. Nową.
– Nie wybieram się nigdzie. Ostatnia już wystarczająco zwaliła mi życie, nie, dzięki.
– Ale to bardzo ważne Mike. Chodzi o coś ważnego dla mnie.
Co ona, głucha? Nigdzie nie idę. Zrobiło mi się jej żal, ale nie. Dla mnie też coś kiedyś było ważne, ale potem to przepadło. Wraz słowem ‘misja’ mój miły stosunek do kobiety opadł.
Pokręciłem głową przecząco i spojrzałem się znów na córkę Ateny.
– Naprawdę nigdzie nie pójdę. Przepraszam. Ale w Obozie Herosów jest dużo innych, którzy pewnie marzą się stąd wyrwać na misję. Na pewno kogoś pani znajdzie.
– Nie Mike. Ja potrzebuję ciebie. Tylko ty i Nathan możecie to zrobić.
– Co?
– Tak. Chcę, żebyście odzyskali moje córki. Są w Hadesie ale po części nie słusznie. Ich ojca wrobiona i za karę one zostały tam zesłane. Nie zaprzeczam, ich losy splotły się z tym przekrętem i ich śmierć wydała się naturalna, niemająca nic wspólnego z intrygami pomiędzy Hadesem a ojcem moich córek.
Czy ta kobieta nie zrozumie, że moja odpowiedź to nie? Nie idę. Zostaję tu.
– To naprawdę przykre, ale ja nie pójdę nigdzie. Za żadne skarby świata nie ruszę się z Obozu Herosów.
Spodziewałem się dalszych nalegań, próśb, ale nie. Brunetka westchnęła i rozłożyła bezradnie ręce. Jednak ten łobuzerski uśmiech nadal nie schodził z jej twarzy. Popatrzyła się na mnie powstrzymując śmiech i spytała:
– Siłą cię tam nie zaciągnę.- Spojrzałem na nią z wdzięcznością, że nie próbuje dalej mnie namawiać. No i bardzo dobrze, nareszcie pojęła, że nie ruszę stąd swojego nic nie wartego tyłka, nawet, gdyby ważyły się o to losy planety.
Kobieta przez chwilę nic nie mówiła i wpatrywała się w horyzont. jednak po chwili, jak gdyby nigdy nic rzuciła:
– A wspominałam już, że nazywam się Oliwia Hillewy?
KONIEC
(na razie)
***
I tak oto tu macie doskonały przykład mojej trwałości w postanowieniach…
Annabeth24
Wspaniały rozdział,jak zwykle kocham twoje opka.
Tak się zaczytałam że nawet nie szukałam błądów choć wątpie żeby były.
Jes pierwsza!
Ha, wiedziałam! Wiedziałam, wiedziałam, że to Oliwia! 😀
Pfff, teraz znowu się zacznie, i nie wmówisz mi, że to już koniec 😛
*.* Uwielbiam twoje opka. Mają to coś. Ten czynnik, który sprawi, że w przyszłości, w dniu premiery twojej książki, w Empiku będzie bitwa o każdy egzemplarz. Masz coś co ujmuje czytelników, sprawia, że utożsamiamy się z bohaterami, nawet jeśli są oni od nas kompletnie różni. Wiedziałem, że się tak to nie skończy. Genialna będzie następna część Bliźniaczek. Życzę powodzenia na drodze do zawodowego pisarstwa.
O mamo, padłam. HA! WIEDZIAŁAM, ŻĘ NIE UMIESZ TEGO ZAKOŃCZYĆ!!! Wiedziałam, wiedziałam, wiedziałam! No dobra, nie wiedziałam, ale oj tam.
To jest cudne. Wszystko co napisałaś tworzy coś niesamowitego. Każdy rozdział dodaje więcej informacji i każdy jest wyjątkowy. No zajebiste. Jezju, wiedziałam, że tego nie skończysz. Jaram się, bo nie wyobrażam sobie życia bez Jane i Miri. No i bez moich kochanych chłopców.
Sposób jaki zatoczył się Mike, choć meega smutne to było ;_______; to był taki prawdziwy. Biedy. Jeju jak ja mu współczuję.
Jestem choooolernie szczęśliwa, że tak to ‚skończyłaś’. nie wywiniesz się już tera. Jane i Miri powrócą!! Ju-hu!
No, chyba, że je uśmierciz ponownie ;__; Ale nie, nie pozwolę ;**
O, Jane wielki powrót!
„Czy ci idioci tam na górze, planują mnie pochować? No, pogrzeb niech sobie robią kiedy chcą i jeżeli chcą, ale obolem lub drachmą bym nie pogardziła.” – leżałam ze śmiechu. Ona ma w sobie coś tak urokliwie wnerwiającego.
Miri też rozwaliła system. I tu jest twój fenomen: nie zrobiłaś jakich strasznie ckliwych przywitań, długich wywodów, tylko zrobiłaś to po swojemu. Przyszła Mir, usiadła i czekała aż Jane łaskawie się ‚obudzi’ No a że ta ją ignorowała to postanowiła zagadać. No kocham ją.
Fajne było to, że Jane zrozumiała, że Miranda też może zrobić co zechce. Umiała się postawić na jej miejscu i wiedziała, że wtedy zrobiłaby to samo co siostra. Super 😛
Ale za załamanie się Mike, to cię zabiję ;___; Mój biedniusi Mike nie może być smutny… ;c Ojojojojoj smutam przez ciebie. Ale za to fajnie zachował się Nathan. Też po swojemu. Cudownie wdajesz się w bohaterów, nie każdy to potrafi. Ale ty tak. Mike jest smutny, opisujesz świat jako najgorszą karę, ale jednocześnie umiesz usprawiedliwić jego zachowanie, próby wrócenia do ‚normalności’. Jak Jane była na tzw haju cukierkowym Emily, też super opisałaś jej rozterki, początkowo lekkie sprzeczności wewnątrz siebie. Natomiast Nathana też cudnie załatwiłaś. On stara się zapomnieć. już tyle stracił, że boi się pamiętać. Nie chce już cierpieć, a jednak… No i Miri. ona to była w łajnie po łokcie. Z jednej strony życie, z drugiej siostra. Słabo. A wyciągnęłaś ją z tego usprawiedliwiając ją, pocieszając i dając nadzieję. Niesamowite…
Ha, wiedziałam że tego nie skończysz! Wiedziałam! Nie umiałabyś. Nie ty, wiecznie nie zdecydowana osóbka bez silnej woli. Chyba Mir i Jane zbyt przywiązały się do ciebie, mam rację? 😉
” – A wspominałam już, że nazywam się Oliwia Hillewy?”- no i nareszcie wielkie wejście mamuśki!!! Uhu! To oznacza powrót córeczek!! Ogólnie myślę, że sama postać Oliwi może być na prawdę świetna, bo to takie połączenie wielu cech Miri i Jane, co stanowi mieszankę wręcz wybuchową. Np: czarny humor, pyskowanie i bezczelność + ‚ biały humor’, szczerość do bólu i zajebistość w każdym calu= Oliwia <333 Tylko czekać.
Cieszę się też, że postanowiłaś napisać jej historię
Dzięki ci też za dedyczkę.
Ciesze się, że spełniłam twoje marzenia złotko ;** Obym miała więcej powodów by w ten sposób spełniać następne pod następnymi pracami. Choć co do tego nie mam wątpliwości. Przez prawie cały rok osiągnęłaś coś mega trudnego i cudnego.
I ty masz 3 z polskiego na semestr, bo rozwaliłaś wypracowanie- opisz przygodę wymyślonego bohatera??? No ja bym się wstydziła na miejscu twojej nauczycielki, tobie 3 za opowiadanie postawić??? Pfff… pozdrawiam.
Gratuluję Ci tego, co zdobyłaś i co stworzyłaś.
Poszłabym na łatwiznę i całkowicie podpisałabym się pod słowami Moniki.m, ale nie pójdę, bo na to nie zasługujesz.
Szkoda, że kończysz. W senie, myślę, że ten „KONIEC” nie pojawił się tam przypadkiem. ‚na razie’ ma chyba świadczyć o tym, że robisz sobie przerwę, tak? Szkoda ;c
Więc skoro Bliźniaczki są w zawieszeniu, to czekam na historię Oliwii oraz „gdzie ty tam i ja”. Dawno nie wysłałaś nic o mojej Nat ;c
Biedny Mike. Współczuję mu, bo z jednej strony zrobił tak jak prosiła go Mir ale unieszczęśliwił siebie. I nie podoba mi się ten obrót, że Mike zmieni się w mrocznego, wszystko w dupie miejącego chłopaka a Nathan będzie tym śmiesznym. Mike jest ten super, śmieszny i ogólnie megaśny, a Nathan ma wyłączne prawo do bycia zajebistym, niedostępnym i słodkim. To do nich nie pasuje!!! Ale i tak kocham.
Jane, jak ja za tobą tęskniła! A ty wracasz w tak megaśnym stylu! Hahha, padłam, cała Jane.
Miri też rozwaliła, cała ona.
A nie, to cała ty- wszystko po swojemu. Poza systemem, pod prąd oczekiwaniom wszystkich i na pewno nie tak, jak wszyscy myślą, że zrobisz. To jest coś…
Jeżeli wydasz kiedyś ksiązkę, napisz do mnie, nie wiem jak, ale napisz a pomogę ci wykupić wszystkie egzemplarze. Choć myślę, że taka potrzeba nie zaistnieje, bo ludzie będą się bić o tą książkę. Będę miała prezenty dla wszystkich znajomych i rodziny ;3
Nie było mnie kilka dni a na rr pojawiły się Bliźniaczki. Mój mózg nadal nie ogarnia wszystkiego, ale starałam się skupić w czytaniu rozdziału (?) epilogu (?) na maksa. Nie udało mi się za bardzo, ale później przeczytam to jeszcze raz, słowo. Dzięki za to, że napiszesz historię Oliwii. 😉
Rozdział jak zwykle mnie rozwalił. Jane, Nathan biją wszystkich na głowę. Według mnie reakcja Mike była taka w jego stylu. W czasie kiedy przekonałam się do niego, widać w twoim opowiadaniu jak bardzo kochał Miri. Tak jak Miri Jane. Rozwaliła mnie całkowicie Jane i jej reakcja kiedy zobaczyła Miri, oraz jej przemyślenia. „Sny firmy Atena” powala system. 😀
Tak naprawdę to jest najlepsza końcówka jaką mogłaś stworzyć. Pojawiła się Oliwia – juhu cieszmy się 😛 I nic nie jest takie do końca wiadome. Jest Mike i jego nowa wersja, która bardzo podkreśla, że ta misja miała znaczenie i nic po niej nie jest już takie same.
Nie pamiętam co miałam napisać, a coś jeszcze było. Jestem tego pewna. No trudno.
Chciałam ci podziękować za tą historię. Jesteś naprawdę wielka. Masz bardzo lekki styl pisania i wierze, że kiedyś twoja książka pojawi się w księgarniach na pułkach. Zasługujesz na to. Mimo, że popełniasz błędy, które też oddają charakter tej historii, wszystko jest takie inne. Wyważone. Nie ma tutaj żadnych ckliwych pożegnań i wszystko jest na swoim miejscu. Jesteś wielka i nic, nikt nie może tego zmienić. Nikt nigdy nie zabierze ci takiego talentu i wyobraźni a to jest najważniejsze w pisaniu takich tekstów.
Pozdrawiam i weny życzę
wow,bardzo (czyt. 3x bardzo) fajne,mam wielką nadzieję,że będzie ciąg dalszy,własnie tak wyobrażałam sobie Olivię jestem tu nowa i chciałabym wszystkim życzyć miłych wakacji
Wróciłam!!! JA! No dobra, streszczam się.
Rozwaliło. Wszystko. Kurde, oddawaj talent 😀
Ja chcę następny rozdział. Bo jak nie… to… wymyślę coś. Ale strzeż się…
Geniuszu ty mój, błagam, wyciągnij je z Hadesu. No bo ja nie lubię Hadesu i w ogóle 😉 Och, mój biedny Mike…
PS. Dzięki za dedykę
HA! I CO?! JEST NADZIEJA! A moje motto życiowe brzmi: Może i nadzieja jest matką głupich, ale umiera ostatnia! (Hip, hip, hura! dla Oliwii Hillewy, która nam ją dała! I jeszcze jedno dla Ann24, bo bez niej Oliwia by nie istniała!) Ja po prostu wiedziałam, wiedziałam, wiedziałam! Teraz czekam na wielki powrót, jutro, za tydzień, za rok, nie zapomnę o moich Bliźniaczkach! Dałaś ludziom nadzieję, to teraz pisz! 😀
Nawet nie wiesz, jak się ucieszyłam, widząc ten tytuł: Wracam po prawie trzech tygodniach nieobecności, przeglądam RR… ‘o, fajny tytuł, aha, to miało niezłą pierwszą część, zaraz przeczytam, o super, to też zaraz przejrzę, i… O bogowie, chyba mam przywidzenia!’ W pierwszej chwili myślałam, że to jakiś żart xP
Przyznaję, że jeszcze przed przeczytaniem miałam wyjątkowo dobry humor, no a gdy skończyłam czytać, i jeszcze ta cudowna dedykacja… Zareagowałam trochę jak nastolatka, która dostała wiadomość od wymarzonego chłopaka: wyszczerz na pół twarzy (i mamine ‘Co ty się tak śmiejesz do tego komputera?’), lecę zamknąć się w pokoju, a potem piski, ‘wiedziałam, wiedziałam’, tańczenie (liczę, że moim sąsiadom podobał się taniec zwycięstwa na balkonie) i tarzanie się po podłodze z radości i na cześć nieistniejącego jeszcze „I żyli długo i szczęśliwie” Bliźniaczek xP Płakać ze szczęścia mi się chciało! I widzisz, jak łatwo jest mnie uszczęśliwić?
No, dobra, może nie tak łatwo, bo napisanie porządnej, zabawnej książki na, a raczej powyżej poziomu (tak, od dzisiaj Bliźniaczki są książką!) raczej nie należy do najłatwiejszych zadań, prawda?
[Tak, od dzisiaj możesz z czystym sumieniem mówić, że napisałaś książkę!]
W każdym razie ja nie odpuszczę, dopóki nie zobaczę pod którymś twoim opkiem słów ‚to kontynuacja Bliźniaczek’, a wiesz dlaczego? Bo ludzie nie uważają, że coś się skończyło, zanim nie będzie szczęśliwego zakończenia (a to raczej szczęśliwe nie jest), a potem… zwyczajnie chcą więcej! 😀
Bogowie, kocham Cię normalnie, Mari ;____________;
Idę na balkon, zobaczymy, którzy sąsiedzi będą mieli lepszy widok tańca szczęścia.
Tego opka na 1000% najbardziej mi brakowało w górach bez zasięgu ;33 Tak wtedy siedzę sobie na paniaku i takie co: się do choroby z nimi będzie działo gadcadfmrkgnurf dajcie mi Bliźniaczki! Czuję niedosycenie po takim końcu z nadzieją więc… Hmmm chcesz się potargować o Bliźniaczki II? 😀 Błaaaaaagam oddaj mi moje ulubione bohaterki A JULIA TEŻ MUSI BYĆ ;3 To teraz siedzę i gapię się w ekran wzrokiem „mam gdzieś że napisałam ten komentarz kilka dni po wspaniałym opublikowaniu i tak masz to przeczytać i zacząć mi pisać II!” 😛 Uwielbiam to opko i siłą mi go nie odbierzesz i tak będę na nie czekać ;D
Hahah no dobrze, dobrze Ahaha, tęskniłam za tobą Hestuś <33
No mam nadzieję bo ja się za Tobą cholernie stęskniłam <3 😀