Już druga część mojego opowiadania. Tytuł został jaki był, już trudno. Tym razem dedykuję ją Annabeth1999, Melii, carmel, Nożownikowi i wszystkim innym, którzy mieli jakieś rady i skomentowali poprzednią część Mam też dedyczka dla Shady Eyes (czy może ShadyEyes, już nawet ona dokładnie nie pamięta) za spędzanie ze mną mnóstwa czasu na naszym boskim chat’cie 😀 Jakby co – ten kto zgadnie czyją córką jest Alex dostanie dedyka w następnej części 😉
***
Z niewiadomych przyczyn od razu zaufałam George’owi. Zaimponował mi tym, że „od tak” zabił te dwie gorgony, które niemal zabiły mnie. Ciekawiło mnie gdzie się tego nauczył i skąd on właściwie wziął ten swój miecz? Nigdy nie potrafiłam trzymać języka za zębami, od zawsze była to moja największa wada.
Spojrzałam na chłopaka. Był wysoki, miał brązowe włosy i duże, niebieskie oczy. Ubrany był w luźne jeansy i niebieską koszulę w kratę. Wyglądał mi na jakieś 13-14 lat. Szczerze powiedziawszy całkiem mi się podobał. Wydawał mi się miły, ale też trochę się go bałam.
– Gdzieżeś się nauczył tego… no wiesz… WSZYSTKIEGO?! – wrzasnęłam tak głośno i gwałtownie, że chłopak aż podskoczył.
– No… na Obozie Herosów, oczywiście – odparł drapiąc się po czole i rozglądając się nerwowo.
– Na Obozie Herosów? Czyli gdzie dokładnie? – zapytałam przestępując z nogi na nogę. Nigdy w życiu nie słyszałam o żadnym Obozie Herosów. Trochę mnie to zdziwiło, ponieważ mój tata był przewodnikiem w Nowym Jorku i… cóż znał całe miasto.
– Znajduje się na Long Island. Młodzi herosi się w nim szkolą i uczą – choć ufałam George’owi jakoś nie byłam w stanie mu uwierzyć. Ta odpowiedź kompletnie mnie zszokowała. Obóz Herosów na Long Island? Zerknęłam na George’a, który jak gdyby nigdy nic, przecierał swój miecz szmatką. Czułam, że raczej mnie nie oszukał, ale wszystko co mówił było absurdalne. Postanowiłam głębiej się zastanowić. Powinnam mu wierzyć, bo – zabił dwie gorgony, uratował mnie i wyglądał na szczerego. Powinnam mu nie wierzyć, bo – gadał jakieś bzdury, wmawiał mi, że na Long Island jest jakiś Obóz Herosów i twierdził, że jego ojcem jest Eol. Postanowiłam dokładniej wypytać chłopaka.
– W takim razie twierdzisz, że na Long Island jest jakiś obóz – zaczęłam przygryzając wargę i wbijając wzrok w moje stopy. – Mój tata pracuje jako przewodnik. Zna każdy zaułek w tym mieście. Nigdy nie słyszał o żadnym Obozie Herosów.
– Do obozu mogą wejść tylko osoby półkrwi – odparł George znad swojego miecza. No i znowu o tych „osobach półkrwi”. Najpierw Euriale wmawiała mi, że jestem półboginią, a teraz George ględzi o czymś kompletnie nie z tej ziemi.
– No dobra – westchnęłam nadal niczego nie rozumiejąc i porzucając chęć w ogóle tego zrozumienia. – Ty idziesz sobie do tego obozu, „osobo półkrwi”, a ja wracam do domu.
– Do jakiego domu? – zapytał mnie George wytrzeszczając oczy. Z taką miną wyglądał śmiesznie. Rozejrzał się nerwowo po zaułku. Podszedł do mnie. – Jedziesz razem ze mną do obozu.
Parsknęłam. Spojrzałam w niebieskie oczy chłopaka. Jeśli mam być szczera to powiem od razu, że chciałam z nim pojechać. Wiedziałam tylko, że tata będzie się bardzo martwić. Poza tym, nawet nie mogłabym do tego obozu wejść. Nadal nie wierzyłam, że jestem półboginią.
– Nie, George, nie jadę – zaprotestowałam. Trochę głupio mi było, ale chciałam postawić na swoim. – Mam dużo spraw do załatwienia, nie mogę.
– Ale Chejron kazał mi cię zabrać. Ze względu na wszystko – wymamrotał George. Popatrzył na mnie błagalnie. Chyba było dla niego bardzo ważne żebym z nim pojechała, co wydawało mi się dziwne. Chłopak ledwo co mnie poznał, nie wiedział nic o mnie i już chciał mnie zabrać ze sobą na jakiś obóz.
– Powiedz Chejronowi, że wystraszyłam się ciebie i zwiałam, a tobie nie udało się mnie dogonić – podsunęłam. Kimkolwiek był ten Chejron (jeżeli w ogóle był ktoś taki) lepiej żeby myślał, że zwiałam George’owi, niż, że George mi odpuścił i po prostu mnie nie zabrał.
– Nie zamierzam – stwierdził stanowczo chłopak. – Jesteś pewna, że nie chcesz iść?
– Tak – odparłam uśmiechając się lekko. – Na sto procent.
Odwróciłam się i już miałam odejść, kiedy nagle George zawołał:
– Nie daj się zabić!
– Nie zamierzam! – odkrzyknęłam patrząc na chłopaka przez ramię i szczerząc do niego zęby. To, że tak się o mnie martwił było miłe z jego strony. Z czystej grzeczności dodałam jeszcze – Dam sobie radę. Ty też postaraj się nie umierać, dobra?
– O mnie się nie martw, znam się na rzeczy – powiedział odpowiadając mi niepewnym uśmiechem. On naprawdę się o mnie martwił. Pomachał mi na pożegnanie ręką i dziwnym sposobem wleciał w powietrze. Do mojej listy „za uwierzeniem George’owi” dodałam „umie latać, a to nie jest normalne” Tak naprawdę to jedna część jego opowieści trzymała się kupy. Jego ojcem rzekomo był Eol i chłopak umiał latać. Eol był władcą wiatrów. Może jego „syn” też mógł „władać” wiatrami i kazać im unosić się w powietrze? Co do reszty – nadal uważałam to za kompletną bzdurę.
Zdałam sobie sprawę, że nie mam po co już stać w zaułku, bo George odleciał. Rozejrzałam się jeszcze dookoła, zawieszając wzrok na kilku zardzewiałych kubłach na śmieci, które były jedynymi rzeczami, które tu stały. Podrapałam się po ręce i szybkim krokiem opuściłam zaułek.
Wyciągnęłam z kieszeni spodni telefon. Spojrzałam na wyświetlacz, przygotowując się do tego, że będę miała mnóstwo nieodebranych połączeń. No i tak jak myślałam – tata dzwonił 7 razy. Wpisałam szybko numer i przyłożyłam słuchawkę do ucha.
– Alex? – usłyszałam znajomy głos. Tata jak zwykle się denerwował. Tym razem może i słusznie, zwłaszcza, że przed chwilą prawie umarłam.
– To ja. Cześć, tato – odpowiedziałam spokojnie. Mój ojciec taki już był – robił z igły widły. Nie wiedział, że zaatakowały mnie potwory, martwił się o mnie tylko dlatego, że późno wracałam do domu.
– Na szczęście… Jest już 23.30 moja panno, gdzie ty się podziewasz? – zapytał tata, a po samym tonie jego głosu wyczułam, że się uśmiecha.
– Idę do metra. Byłam, ee, u koleżanki – skłamałam nerwowo. Chyba od razu mi uwierzył, bo nie zadawał żadnych pytań.
– To idź, idź – powiedział. – Czekam w domu.
– Pa! – pożegnałam się krótko po czym wsadziłam telefon z powrotem do kieszeni i ruszyłam w stronę stacji metra. Trochę głupio mi było, że okłamałam własnego ojca, ale nie mogłam powiedzieć mu prawdy. Dostałby chyba ataku serca gdyby dowiedział się, że zaatakowały mnie gorgony.
Tak w temacie ataku serca – w obecnym momencie to ja byłam bliższa dostania go. Ciągle rozglądałam się w poszukiwaniu jakichkolwiek potworów. Mam lekką manię prześladowczą od urodzenia. Tym razem po prostu czułam się zagrożona i wiedziałam, że słusznie.
Z wielką ulgą zauważyłam w oddali stację metra i ruszyłam biegiem w jej stronę. Na szczęście teraz nic mnie nie goniło. Gdy wreszcie udało mi się wejść bezpiecznie do pojazdu stwierdziłam, że tak czy inaczej nic by mi się nie stało. Już stwierdziłam, że gorgony, George i cała ta dziwna reszta były jedną, wielką halucynacją. Rozsiadłam się wygodnie w metrze i odprężyłam się całkiem już spokojna.
Na pewnej stacji do pociągu wszedł wielki, umięśniony facet. Miał krótko przystrzyżone, czarne włosy. Ubrany był w rozciągnięty, szary dres. Nadal byłam święcie przekonana, że gorgony i potwory mi się przywidziały, więc uśmiechnęłam się do niego beztrosko. Spojrzał na mnie dziwnie i przez chwilę miałam wrażenie, że ma tylko jedno brązowe oko. Szybko odrzuciłam jednak od siebie tę myśl i ponownie rozsiadłam się wygodnie na krześle.
Podróż do domu bardzo mi się dłużyła. Mam ADHD i trudno mi wysiedzieć długo w jednym miejscu. A już długo siedziałam w tym metrze. Wystarczająco długo, żeby mieć już dość.
Kiedy w końcu dojechałam na miejsce wprost rozsadzała mnie energia. Tak rozpaczliwie potrzebowałam się zmęczyć, że poleciałam do mieszkania mojego i taty biegiem. A ono znajduje się na piątym piętrze w budynku, w którym nie ma windy.
Moje pragnienia zostały zaspokojone bo zanim dobiegłam na to piąte piętro już miałam kolkę i dyszałam ciężko. W między czasie już całkowicie wyrzuciłam z głowy wszystkie sprawy związane z półbogami. Wyciągnęłam z lewej kieszeni kurtki klucz od mieszkania i podeszłam do naszych lekko odrapanych drzwi frontowych. Nie zdążyłam jednak otworzyć ich sama, ponieważ mój zdenerwowany do granic możliwości tata czekał na mnie na progu. Uśmiechnęłam się do niego. Mój tata nazywał się Hugh Hayward. Był średnio wysokim, chudym człowiekiem o brązowych oczach i gęstych, rudych włosach. Miał dość dziwne poczucie humoru i czasem był nadopiekuńczym rodzicem.
– Cześć tato – powitałam go radośnie.
– Jak było u koleżanki? – zapytał podejrzliwie. Potrafił wyczytać nastrój z wyrazu twarzy. – Nie podobało ci się?
– Nie, no co ty… – uspokoiłam go szybko. Przed oczami znów miałam widok Euriale gotowej do skoku. Uśmiechnęłam się trochę sztucznie. – Było całkiem fajnie.
Weszłam do mieszkania. Rozejrzałam się po przytulnym i nieco zagraconym przedpokoju. Zdjęłam buty i kurtkę. Kurtka wylądowała na wieszaku, a buty w szafie. Tata już zamykał drzwi gdy nagle zza naszych pleców rozległ się spokojny głos.
– Proszę chwilkę zaczekać – odwróciłam się gwałtownie. Na klatce schodowej stał wózek inwalidzki, na którym siedział mężczyzna w średnim wieku. Miał rozwichrzoną brązową bródkę i głębokie brązowe oczy. – Jestem Chejron.
***
Takie zakończenie dziwne. Mam nadzieję, że się podoba Przy okazji mam też nadzieję, że walnęłam mniej błędów tym razem 😉
Fajne, bo inne. Nie spotkałam się jeszcze z opkiem, gdzie bohaterka odmawia pójścia do Obozu Herosów. Punkt dla ciebie 😉 Ogólnie to fajnie. Lekko się czyta. Podobało mi się.
No, punkt dla ciebie 😉 Mi się podoba, nie mam żadnych zastrzeżeń. Ten chłopak jest ciekawą postacią
No, dla mnie też jest spoko. Nawet bardzo spoko.
Mi się podobało 😀
No właśnie chciałam porzucić ten schemacik 😉
No i to jest super!
Bardzo fajne. Jedynym błędem były powtórzenia. Ale tak to spoko. Dziękuję za dedykację. A co do tego czyją jest córką, to może Atena? Albo Demeter?
Atena.
Wygrałaś dedyczka 😀
Fajnie.
O,nie poszla z nim? A Chejron pofatygowal sie do niej osobiscie? Gruba ryba z niej 😮 xd
Wizyta Chejrona mnie zaskoczyła i ciekawa jestem jak akcja się dalej potoczy. W porównaniu z pierwszym rozdziałem widać postęp
Chejron pofatygował się i przyjechał do domu dziewczyny? No kochana, teraz to MUSISZ dać dobry powód. Bohaterka musi być lekką sławą, tak to nazwijmy. Inaczej Chejron nie ruszyłby się po nią osobiście. Jedno, co mnie razi, to, że ten syn Eola poddał się tak od razu i jej nie namawiał. Ale ważne, że porzuciłaś schemat.
Wiem już co z nią zrobię. Hłe hłe hłe C:
no, no plusik za końcówkę. Widzę, że użyłaś mojej rady i się z tego powodu raduję 😉 A na Atenkę bym chyba nie wpadła. Opko fajne, nowy pomysł jest, więc możemy Ci gratulować ^^
Coś mi tak nie pasuje ta odmowa. Jeśli jest córką Ateny, to powinna skojarzyć, że czeka na nią więcej potworów, ale jeśli postanowiłaś porzucić schemat, to powinna chociaż być bardziej zszokowana czy coś. Czegoś mi w tym opku brakuje, tylko nie wiem jeszcze czego…
No i nieśmiertelne: opisów!
To już lepsze Tylko zgadzam się z Melią. Czegoś tutaj brakuje…
Główna bohaterka odmawia pójścia do obozu? Ciekawie to wymyśliłaś.
Tylko faktycznie syn Eola nie powinien tak łatwo odpuścić. Chyba, że miał ku temu ważny powód.
Jestem bardzo ciekawa, jaki będzie dalszy ciąg i o co chodzi z tą wizytą Chejrona.