Dobra, zacznijmy od tego, że nie zastosowałam się do niektórych rad. Chodzi o rady Shays. Do niektórych się zastosowałam ale nie do wszystkich. Było ich sześć:
1. Za dużo imion- no według mnie, to można mieć tyle. Pierwsze, drugie i trzecie z bierzmowania.
2. Opisy niby są a ich nie ma- masz rację, zabrakło ich. Wydaje mi się, że tu się poprawiłam, ale ocenę zostawiam tobie.
3. Źle zapisane dialogi- poprawiłam. I tak na marginesie, to dziękuję za tą uwagę, bo choć widzę to teraz w książkach, wcześniej nie zwróciłam na to uwagi.
4. ‚Złe’ bohaterki- rozumiem, możesz ich nie lubić. Jednak ja trochę specjalnie je takie stworzyłam, bo taki humor mnie osobiście śmieszy. Chciałam to opko zrobić inne- nie z głębokim morałem, niewiarygodnie trudną misją i milionem zagmatwanych wątków tylko proste. Takie życiowe. Opowiadające o dwóch nastolatkach, które chodziły do gimbazy a tu nagle wpadają do tego świata. Chciałam opisać ich przeżycia, przypały, problemy na skale uczuć nastolatki, nie herosa typu- „czemu ten gość mnie nie lubi?, jak zwinąć Pany D. colę, bo się założyłam?, kto jest moim rodzicem?, czemu nie mogę wrócić do domu?”. Oprócz dostałam wiele komentarzy, które głównie wychwalają bohaterki. Więc nie wiem, czy piszecie tak, przez grzeczność, czy one serio wam się podobają?
5. brak powagi- wiem, tego brakuje. przyznam się, że zapomniałam o tym pisząc tą część i już nie poprawiałam. Od następnej zrobi się bardziej poważnie.
6. zbyt szybko przyjęły to wszystko do wiadomości- faktycznie, masz racje. rozpędziłam się i pominęłam ten moment. Mój błąd.
Takie dostałam zarzuty. Dziękuję za nie, serio. Choć nie lubię krytyki, jak widać jest mi potrzebna. 😀
Ten rozdział też wyszedł długi, ze zbyt dużą ilością dialogów. Rozpędziłam się, ale następny już piszę według powyższych wskazań.
Mam nadzieję, że nie wystraszycie się długości… Dedykacja dla Shays.
*
Dobra, Lilly nie do końca zrozumiała co się stało. Weszli do jakiegoś dużego domu, (w wspaniałym stylu,) ale to co działo się wewnątrz to było… Dziwne! Nie zrozumiała nic, a teraz gdzieś idą. Na jakieś ognisko. Dobra, może warto wyluzować. Po co się spinać….? To i tak nie pomoże w tym, co się dzieje.
– Natalie, czemu tu jesteśmy?- zapytała przyjaciółki, która szła obok zadowolona podśpiewując pod nosem jakąś piosenkę.
– Bo mnie tu zaciągnęłaś. Nie podoba ci się?
– No nie wiem…
– Lilly, daj spokój! Potraktuj to jak naszą wycieczkę! No, tylko w innym miejscu, z innym celem, z innymi ludźmi. A, no i z nowymi prawdami świata. Możliwe, że z nowym rodzicem też, o ile można to tak nazwać.
– No, ty jesteś nadal ze mną…
– Oj, miła jesteś.
– To miał być jeden z minusów tej sytuacji- wyszczerzyła się. Natalie roześmiała się i pokiwała potakująco głową.
– Wiesz, ja mam tu ciebie, więc nie marudź. Chyba mam gorzej….
Lilly bardzo się bała, ale postanowiła nie histeryzować. Może być naprawdę miło. Da radę. I tak będą musieli ją w końcu stąd zabrać, a na razie trzeba przeżyć. Dziewczyna zawsze dopinała swego, więc teraz wystarczyło sobie postawić zadanie: przetrwam to, dam radę!
Szli powoli, nie spiesząc się przez pola truskawek. Lilly rozglądała się i niemal pożerała wzrokiem architekturę tego miejsca. Nigdy nie lubiła zwiedzać budynków, nie pociągało jej to. Natomiast tu… to było niesamowite! Czuła jakby cofnęła się w epoce i teraz, znajdowała się w starożytnej Grecji. Niewiarygodne… Kiedy doszli do wspaniale prezentującego się amfiteatru, Chris, wskazał im wąskie przejście na środek. Gdy przeciskały się przez korytarzyk między nastolatkami, Lilly czuła na sobie ich zaciekawione spojrzenia, słyszała szepty. Nagle zrobiło się cicho. Nawet ten uroczy mężczyzna w jeszcze bardziej urokliwej koszuli, którego spotkały na altance, zmilkł. Lilly uśmiechnęła się niepewnie do niego. Chris podszedł do mężczyzny i gestem ręki przywołał do siebie dziewczyny.
– Herosi!- zawołał doniosłym głosem.
-No i nie będzie śpiewania!- zawołał ktoś ze schodów amfiteatru. Wszyscy wybuchli śmiechem, ale Chris ich szybko uciszył.
– Percy, daruj sobie. I tak nikt nie chce słuchać jak ty śpiewasz- dodał i ponownie wskazał ręką na dziewczyny.- Oto dwie nowe obozowiczki. Natalie i Lilly. Dziś, kiedy jak zawsze, po zajęciach po południowych, patrolowaliśmy las, znaleźliśmy je. Uciekły z wycieczki i weszły do lasu od drugiej strony.
Rozległy się pomruki, nerwowe głosy. Jednak pojawiły się też śmiechy, słowa uznania za ucieczkę.
– Nie są określone- ciągnął Chris.- Dlatego, niech wystąpią wszyscy grupowi, wszystkich domków.
– Eee… Chris, ale wiesz, że tego będzie dość sporawo, nie? Możemy zrobić to jutro?- powiedziała wstając jakaś ruda dziewczyna. Spokojnie zeszła ze schodów amfiteatru, przeszła obok chłopaka i uśmiechając się uroczo wyciągnęła rękę ściskając Lilly i Nat. –Jestem Rachel, obozowa wyrocznia.
– Eee… Lilly.
– O kurde, przepowiadasz przyszłość?!
– Natalie!- zawołała Lilly, a wszyscy, razem z Rachel zaczęli się śmiać.
– Nie do końca. Ja tylko czasem mam lekki odpływ i daje herosom przepowiednie na misję.
– Też fajnie.
– Chris, mówię poważnie. Zaraz zrobi się naprawdę ciemno, dziewczyny lepiej by się czuły widząc grupowych, prawda?
– Sugerujesz, że mam się bać tych całych ‘grupowych’?- zapytała Lilly, co ponownie wszystkich rozśmieszyło.
– Nie, nie!- zaprzeczyła Rachel nerwowo odgarniając z twarzy rude kosmyki.
– Rachel, masz rację- przerwał jej Chris.- Jutro, po śniadaniu, ktoś z was- wskazał na herosów- weźmie Lilly i Natalie i pójdziecie do każdego domku kolejno. Myślę, że przynajmniej jedną z nich uzna ich boski rodzic. Ktoś chętny?
Ku wielkiemu zdziwieniu Lilly, zgłosiła się większość męskiej populacji. Krzyczeli, że oni chętnie zajmą się nowymi, a niektórzy nawet wstali.
– Cisza!- wrzasnął koleś w oczojebnej koszulce w hawajskie kwiatki.- Nawet ja, Pan D., mam was już dość!- zawołał marszcząc czoła a z tłumu rozległy się rozbawione okrzyki.
– Dopiero teraz?
– Myślałem, że to już od dawna uprzykrza nam pan życie, bo ma pan coś do nas.
– Przymknąć się tam z tyłu! Mam zły dzień i nie będę tolerow…
– Te dni się coś panu często zdarzają.
Lilly spojrzała na Pana D., który raz robił się fioletowy a raz czerwony. Ten mężczyzna musiał być chyba jakimś ważnym człowiekiem na obozie, ale szybko dawał się wyprowadzić z równowagi. Dziewczyna z przerażeniem spojrzała na Natalie, która stała przy ognisku, a płomienie delikatnie oświetlały jej twarz. Nat zakryła sobie usta dłonią, żeby nie widać było, jak niezdarnie próbuje się nie roześmiać.
– Jak ktoś się jeszcze raz odezwie, skończy, jako delfin w zatoce!- wydarł się a herosi umilkli.
– Haha, jaka groźba- zaśmiała się Natalie. Mężczyzna powoli odwrócił się w jej stronę.
– Czy panienka właśnie coś powiedziała, co miało na celu zwątpienie w moje moce?
– Yhmy. No, bo to nie możliwe, żeby taki miły pan, umiał zmienić kogoś w delfina. To przecież nie możliwe.
– Chcesz się przekonać?!
– No nie wiem. Nie umiem pływać, więc…
– Dionizosie, wystarczy!
Ku wielkiej radości Lilly, przygalopował Chejron. Lilly go bardzo polubiła, nabrała do niego zaufanie już w Wielkim Domu, a teraz, jak uratował Nat przed zostaniem ssakiem morskim, to normalnie pokochała gościa.
– Dionizos?- zapytała z niedowierzaniem Nat.- Pan, jest tym bogiem wina, zabawy i teatru?
Pan D. nie odpowiedział tylko wykrzywił twarz w złowrogim grymasie i dosłownie rozpuścił się w powietrzu.
– Coś drętwy, jak na boga hulanek- mruknęła Nat, a herosi zaczęli się śmiać.
– Chejronie…- zaczęła Rachel, która do tej pory stała obok Lilly, ale centaur jej przerwał.
– Tak, jutro jeden z grupowych oprowadzi dziewczyny po Obozie Herosów.
Lilly zerknęła na schody amfiteatru i zobaczyła kilka zadowolonych męskich twarzy i miło uśmiechających się dziewczyn. Widać grupowi tych jakiś domków, pomyślała. Pozostała część chłopaków siedziała naburmuszona i obrażona. Lilly wywnioskowała, że to muszę być zwykli herosi, a nie grupowi, cokolwiek ten tytuł oznacza.
– A teraz, wracajcie do siebie. Odwołuję dzisiejsze ognisko, natomiast jutro ogłaszam Bitwę o Sztandar. Wyjątkową.
– Na czym polega ta wyjątkowość?- zapytał ktoś.
– Na czym polega to coś tam o sztandar?- spytała Natalie.
– Na czym polega ta bitwa?! Bitwa? Serio bitwa?!- zawołała przerażona Lilly.
– Dowiecie się jutro. Na razie Travis i Connor, zaprowadzą was do jedenastki. Chłopcy, mogę na was liczyć?- spytał Chejron i błagalnie zerknął na dwóch brunetów, szczerzących się szeroko na tyłach schodów. Lilly wydała z siebie ciche jękniecie i zrezygnowana podeszła do nastolatków.
Natalie nerwowo przeczesała włosy. Po uroczystości, Chejron powiedział, że dziś będą spały w jakimś domku nr. 11. Potem podeszło do nich dwóch chłopaków, na pierwszy rzut oka wyglądających identycznie, ale o dziwo okazało się, że jeden jest starszy od drugiego. Chyba Travis był starszy, ale Natalie nie przyłożyła do tego zbytniej uwagi. Chłopcy byli starsi od dziewczyny może dwa lata. Uśmiechali się łobuzersko a w oczach tańczyły chochliki. Travis i Connor byli bardzo uprzejmi, pomocni i wytłumaczyli dziewczyną różne sprawy w drodze do domku. Oprócz tego, jeden z nich, chyba ten młodszy, Connor, usilnie próbował poderwać Lilly. Natalie z rozbawieniem patrzyła, jak jej przyjaciółka stara się byś miła i jak z wysiłkiem dobiera słowa.
– Nie jest to dla was niezręczne, że mieszkają w waszym domu nieznajome osoby?- spytała nerwowo Lilly, łypiąc podejrzliwie na młodszego z nich.
– Nie. Z reguły są to porządni ludzie, często przychodzą z portfelami, a jeżeli są drętwi, to łatwo ich rozruszać
– No więc, dopóki was starzy nie uznają, zamieszkacie u nas.
– Czemu?- zapytała zdziwiona. No, może nie liczyła na własny domek, ale na osobny pokój, to owszem.- W waszym domku? Tylko wy dwaj i my dwie?- spytała Natalie.
– Nie!- zaprzeczył Connor. -Choć mogłoby być miło.
– Zboczeniec- mruknęła Lilly.
– Święta się odezwała. Akurat ty Lil, nie powinnaś na to narzekać- zaprotestowała Natalie śmiejąc się pogodnie.
– Nasz domek, dzielimy z jeszcze innymi dzieciakami. Chwilowo mamy piątkę rodzeństwa- czterech braci- Jack, Johnny, Tommy i Michael, oraz jedną siostrę Esmeral- ciągnął Travis.
– No, bracie, nie zapominaj o kochanej Jane i Miri. Obecnie są na misji, więc ich nie ma.
– Są, więc ich nie ma… Co masz z angielskiego?
– Oj Lilly… – westchnęła Natalie.
– W domku mieszka jeszcze jedna dziewczynka, ma osiem lat i jest nieokreślona jak wy. Nasz stary jest patronem podróżników, więc jedenastka stanowi coś w rodzaju hotelu dla nieokreślonych.
Minęli jakiś sporawy trawnik, kilka innych domków, aż Connor otworzył drzwi do jednego z nich. Przepuścił w drzwiach Lilly, która uśmiechnęła się do niego. W pomieszczeniu stało kilkanaście łóżek, po podłodze walały się papierki po batonikach, wszędzie porozrzucane były ubrania. Natalie stwierdziła, że panuje tu przytulna atmosfera, szczególnie, kiedy jedna z szafek sama się otworzyła, a ze środka wypadła sterta puszek coli, kilkanaście batoników oraz kilka paczek żelków. Na ten widok usta Natalie wykrzywiły się mimowolnie w szeroki uśmiech ukazując rząd białych zębów.
– Eee, tak…- zaczął Connor, nerwowo patrząc na Lilly.- Lekki bałagan…
– Nie no, spokojnie- uśmiechnęła się Natalie.- Mój pokój wygląda podobnie.
– No, moja krew- Travis poczochrał ją po włosach i wyszczerzył się. Chłopak zdążył już polubić roztrzepaną brunetkę, która w dość zadziwiający sposób pokazywała światu, że ma własne zdanie i lubi być niezależna. Niektórym mogło to wydać się wredne, ale według chłopaka wydało się całkiem spoko i ta wesoła postawa dziewczyny urzekła starszego z braci.
Natalie rozejrzała się zadowolona. Na początku, bała się, że będzie mieszkać z jakimiś pedantami, ale tu miła niespodzianka! Bajzel jak w domu! Dziewczyna spojrzała na bladą jak kreda Lilly. Ach, no tak. Lilly jest pedantką. Westchnęła i z zaciekawieniem wyczekiwała na jej reakcję. Uniosła znacząco brwi, czekając aż coś powie.
– Nie jest źle… Nat ma gorzej w pokoju…
– Hahah, kochana, na twoje przyjście, to ja sprzątam.
Dziewczyna wyszczerzyła się. Dopiero teraz zauważyła grupkę nastolatków koczujących na łóżku w kącie. Dziewczynę z blond włosami, jakaś ośmiolatka z czarnymi, prostymi oraz czterech chłopaków starszych od niej. Wszyscy wysocy, szczupli, przystojni. Kiedy dostrzegli nowe, zerwali się i rzucili się witać.
– Johnny jestem!
– Jack!
– Kurde, chłopaki, kto mi zdeptał stopę?!
– Nie jęcz!
– Miło mi was poznać, Michael jestem.
– Ała, znowu!
Natalie i Lilly zaczęły się głośno śmiać. Chłopaki uspokoili się nieco i teraz ściskali im ręce.
– Fajne imiona. Który z was to ‘Ała, znowu?!’- spytała ironicznie Lilly.
Chłopcy uśmiechnęli się. Każdy z nich był inny, ale cała czwórka czymś przypominała siebie. Jack miał kręcone blond włosy i chyba był najniższy a oczy miał takiego samego koloru jak jego brat, Tommy. Tylko, że Tommy, był brunetem z prostymi włosami, sięgającymi za uszy i grzywką, która utrudniała mu chyba widzenie. Michael, najwyższy miał krótkie włosy, lekki zarost i niebywałe, czarne oczy. Johnny, najchudszy i najdrobniejszy z synów Hermesa, jako jedyny, wiedział co to szczotka do włosów. Włosy z tyłu głowy miał przycięte a te na czubku lekko postawiane na żel. Chłopaki szczerzyli się do Natalie i Lilly, a ich oczy błyszczały łobuzersko. Ten uśmiech ich łączył, to było pewne. Jak włosy i oczy mieli inne, to wyszczerz na pół mordy identycznie szczery i wróżący kłopoty… Resztę wieczoru spędzili na opowiadaniu sobie horrorów. Natalie i Lilly dostały łóżka w drugim kącie, blisko drzwi, ale za to obok siebie. Esmeral dała im jakieś bluzki, w których mogłyby spać i obiecała jutro załatwić im nowe ciuchy. Nat, była strasznie szczęśliwa, że ją polubili, a do tego Lilly już wynormalniała i nie traktowała tego wszystkiego jak zła ostatecznego. Siedziała na łóżku i co jakiś czas mówiła coś śmiesznego. W domku Hermesa, nie było momentu, żeby się nie śmiać. Te kłótnie Hoodów, marudzenie Johnny’ego. Wszystko było takie naturalne, jak w rodzinie. Esmeral, jedyna córka Hermesa, okazała się być normalną nastolatką, która całkiem dobrze radzi sobie z braćmi. Mimo, że była młodsza od Michaela, Hoodów i Tommy’ego, ci również się jej słuchali. Nat z podziwem patrzyła, jak na jej polecenie, wszyscy kładą się do swoich łóżek. No, nie licząc Jacka, który zasnął na podłodze podczas opowiadanie sobie horrorów.
– No chłopaki, i dziewczyny- Esmeral podniosła się z łóżka Connora, a za nią Lilly, która bardzo polubiła blondynkę. –Myślę, że pora iść spać.
Na te słowa, automatycznie rozległy się ciche przekleństwa, błagania i jęki.
– Pfff… po co?
– Esmi, nie bądź taka…
– Siostruś, noc jeszcze młoda!
– Ty mi tu z żadną siostruś Michael nie wyjeżdżaj- zaśmiała się. –Ale serio, jest prawie trzecia rano. Nie wstaniemy.
Natalie z niechęcią zeszła z parapetu, który do tej pory okupowała razem z Katins, nieuznaną ośmiolatką. Mała zasnęła już dawno z głową na kolanach Natalie, ale ta nie dała odnieść Kat do łóżka, tylko delikatnie rozczesywała palcami czarne jak noc włosy dziewczynki. Teraz jednak Michael wziął małą na ręce i delikatnie położył ją do jej łóżka. Natalie patrzyła na jej blade policzki i maleńkie rączki. Wydało jej się takie niesprawiedliwe, że dziewczynka musi tu być, nie ma nikogo, a rodzic jej nawet nie uznał. Pokręciła zrezygnowana głową i powlokła się do swojego łóżka. Inni zrobili tak samo. Usłyszała ciche marudzenie, ale gdy odwróciła się leżąc już pod ciepłą kołdrą, zobaczyła, że wszyscy są na swoich miejscach.
– Kto gasi światło?- zapytał Tommy.
– Connor!- krzyknął Travis.
– Spadaj. Sam gasisz debilu.
– To może Johnny?
– Chyba zasnął…
– Jeżeli chcecie mnie zmusić do gaszenia, to tak- śpię!
– Lilly?- zasugerował ktoś.
– No żeby damę?- żachnął się Connor. Wszyscy zrobili głośne ‘Uuuuu’ a Lilly zakryła rumieńce kołdrą.
– Wy tak zawsze, czy na pokaz?- zapytała Natalie patrząc na nich z politowaniem.
– Zawsze.
– Na pokaz.
– Ale o co chodzi?
– To my gasimy światło?
– Aha…- mruknęła Nat. Wygramoliła się spod kołdry i ruszyła w stroną włącznika światła.
– Natalie, zostań naszą siostrą, skoro lubisz gasić światło- powiedział Travis leżąc już z zamkniętymi oczami.
– Mam nadzieję, że nie- dziewczyna wywaliła język w stronę Travisa.
– Ja też mam nadzieję, że nie!
– Dzięki Johnny…
– Zawsze do usług, słonko.
Natalie chwyciła pierwszą lepszą poduszkę z pustego łóżka i rzuciła w chłopaka. Ten odrzucił, ale nie wcelował. Zamiast tego strącił z parapetu jedyną doniczkę, która stała przy oknie. Gliniane naczynie z głośnym trzaskiem rozbiło się na podłodze.
– Natalie, powiedz, że gasisz światła i sprzątasz doniczki, to osobiście namówię Hermesa, żeby cię adoptował- westchnęła z rezygnacją Esmeral i usiadła na łóżku, żeby ocenić straty, jakich dokonał jeden z jego braci. Natalie wywaliła do niej język.
– Nie. Nie mam zamiaru tego sprzątać. Niech Johnny to zrobi jego wina!
– Tak, najłatwiej zwalić winę.
– A kto rzucił poduszką? Ja?
– No de facto to tak, ty!
– Oj tam, szczegóły! Ja przynajmniej mam cela- żachnęła się Nat i zwinnie przeskoczyła przewrócone krzesło.
– Po co wam pusta doniczka w pokoju?- zapytała Lilly, siadając na łóżku. Haha, ta jak zwykle trzeźwo myśląca, zaśmiała się w duchu Nat.
– Bo ziemie się trudniej sprząta.
– Żebyś miała się o co pytać- wyszczerzył się Johnny. Natalie z rozbawianiem patrzyła jak balerin brunetki przelatuje przez cały pokój i trafia chłopaka w głowę. Kilka sekund później po domku latały przedmioty takie jak ten nieszczęsny balerin (Lilly go szybko nie odzyska), szczotki, czyjeś majtki (Nat wolała nie wiedzieć czyje…), puszki, przeterminowany karton soku, który chyba niechcący wyleciał przez otwarte okno i wiele innych rzeczy.
-Ma ktoś flamaster?- zawoła nagle Natalie. Wszyscy ze zdziwieniem przestali okładać się nawzajem i spojrzeli na piętnastolatkę.- No co? Jack zasnął, wąsik mu się należy, nie?
– Huehuehe, masz smykałką do naszego fachu- wyszczerzył się do niej Tommy i rzucił w jej dłonie gruby marker do tablicy.- Natalie, jeżeli się okaże, że nie jesteś moją siostrą, to zajmuję sobie ciebie i żenię się z tobą.
– Chyba musisz mnie nie kochać, skoro mi to proponujesz- powiedziała dziewczyna posyłając mu promienny uśmiech, po czym podeszła do Jacka. Blondyn leżał na podłodze między łóżkami obu grupowych. Na jej nieszczęście chrapał rozwalony na brzuchu, więc Johnny pomógł Nat go przekręcić na plecy. Dziewczyna domalowała mu wąsy i bródkę i już miała namalować mu coś jeszcze na czole, kiedy Connor wyrwał jej mazaka z ręki.
– Ej!- zaprotestowała.- To mój pomysł!
– Ale mój brat, kochana- uśmiechnął się do niej i domalował mu coś na ręku.
– Karniak? Serio Connor, serio?- zapytał ironicznie Travis.
Natalie spojrzała na niego z wdzięcznością i już miała również powiedzieć młodszemu Hoodowi, co sądzi o jego prostackim pomyśle, ale Travis jej przerwał.
– Bracie, tylko jeden?- zawołał i rozradowany wyskoczył z łóżka i już po chwili obaj wyrywali sobie flamaster, ozdabiając przy tym ramiona i nogi Jacka. Natalie patrzyła na to z uśmiechem. Jak miło widzieć, że jest więcej tak dziwnych ludzi jak ona…
– O mamo… Ja się po prostu załamałam No wiecie co?- powiedziała Lilly ładując facepalm’a.- Otaczają mnie idioci… Natalie, ty chyba serio jesteś ich siostrą.
– Dobra chłopaki- odezwała się Esmeral.- Nie to, że coś, ale ja jestem już śpiąca i pora iść spać. Dziewczyna przekręciła się na drugi bok i otuliła kołdrą.
– Jak myślicie, szybko nas uznają, czy nie?- spytała nagle Lilly. Wszyscy spojrzeli na nią, a Natalie, która jeszcze nie weszła nawet do swojego łóżka wgramoliła się na posłanie Lilly.
– No nie wiem…- zaczął Michael.- Mnie uznali po tygodniu, ale miałem dziesięć lat wtedy…
– Co?!- zawołał Lilly.- Jesteś tu siedem lat?!
– Osiem- sprostował.- Ale teraz bogowie mają uznawać swoje dzieci przed skończeniem trzynastki. Wy macie pewnie trochę więcej, więc może jutro? Na pewno nie długo.
Lilly pokiwała głową.
– Lilly, nie martw się. Będzie dobrze. Zawsze jest dobrze, nie?- powiedziała Natalie przyjacielsko obejmując ją ramieniem.- Zobacz, jesteś tu jeden dzień, tak właściwie to kilka godzin, a ile fajnych rzeczy się wydarzyło.
– Widok tego całego Dionizosa w jaskrawej koszuli nie był fajny…
– Przywykniesz.
Natalie uśmiechnęła się delikatnie i pogładziła Lil po plecach. Dziewczyna spróbowała się uśmiechnąć. Zaczęła szybko mrugać powiekami, jakby chciała zatrzymać płynącą już po policzku łzę, a za nią następną.
– No hej, Lil! Nie możesz się załamać. To ty zawsze byłaś ta mądra i wytrwała. Co ja zrobię jak mi się tu rozkleisz, co?
– Lilly, nie płacz!- zawołała Esmeral siadając na łóżku.- Mnie uznali tego samego dnia co przyjechałam.
– Eee… Es, może nie mówmy o twoim uznaniu. Ty byłaś wyjątkiem.
Lilly zaciekawiona uniosła głowę i spojrzała na dziewczynę. Ta tylko wzruszyła ramionami.
– No tak. Nie każdy jest odprowadzany do obozu przez własnego ojca, który jest bogiem.
Lilly pokiwała ze zrozumieniem głową i znów zrobiła się smutna. Natalie za wszelką cenę chciała ją pocieszyć, ale nie wiedziała jak! Przecież to ona zawsze miała milion wątpliwości, była mniej zdecydowana a to Lilly wiedziała wszystko i to ona podnosiła Natalie na duchu. A teraz? To tak jakby twój wzór zrobił coś złego, a ty to widzisz i tracisz wiarę w tą osobę. Przez co tracisz wiarę w siebie.
– Dziewczyny, nie rozklejać mi się tu. Jako grupowy…
– Jeden z grupowych, bracie!
– Tak, niestety- przytaknął Travis i z udawanym smutkiem pokiwał głową. –Ale jako grupowy, ogłaszam, że tu nie można płakać. No, tylko Katins może. Oraz Tommy, gdy podpadnie Esmeral.
– Słyszałem! Ja wcale nie płaczę!
– Nie, w ogóle- żachnął się Connor.- Dziewczyny, na razie będziecie mieszkać tu. Uśmiechnijcie się. Świat się wyjątkowo nie wali!
– Jakoś nie pociesza mnie to, że do tego czasu mam z wami mieszkać. Ja się boję tu zasnąć!- uśmiechnęła się Lilly.
– I słusznie…- mruknęła Esmeral nie otwierając oczu, na co pozostali zareagowali wybuchem śmiechu. Tak słodko wyglądała, kiedy spod pierzyny wystawała jej blond grzyweczka, i mały okrągły nosek.
– Lilluś, ty nawet nie zaznałaś naszego życia- wyszczerzył się do niej Connor.
– Właśnie. Nie grałaś z nami w karty, nie miałaś okazji obudzić się na swoim materacu na środku jeziora, nie wpadłaś do jeziora, bo belka w pomoście się poluzowała, nie wybuchł ci obiad…
– Dobra, Travis, starczy!- przerwała mu Natalie z obawą, że Lilly mogą nie przekonywać takie argumenty, co najwyżej ją wystraszyć.- Idźmy już serio spać, bo nie wstaniemy jutro.
– Oj uwierz… wstaniesz i to dość szybko- uśmiechnął się do niej Tommy.
– Żebyś się nie zdziwił…- odparowała mu Natalie.
Jak ja lubię klimaty domku Hermesa 😀
Na serio- mi się podoba. Lubię ten twój humor.
Zastanawia mnie, kim są rodzice Nat i Lil. Zabierz się za to, następną część chcę widzieć za góra dwa dni. Bo jak nie, to ostrzegam…
W wspaniałym stylu – we wspaniałym
Och tak, nareszcie ktoś użył mojego ulubionego stwierdzenia a ci do kolorów koszuli Pana D. Oczojebne kolory wymiatają 😀
Marszcząc czoła – miał dwa czoła?
Nie możliwe – niemożliwe
Nabrała do niego zaufanie – a nie zaufania?
Nr. 11 – liczby w tekście zapisujemy słownie
Wytłumaczyli dziewczyną – dziewczynom
Byś miła – być miła
Jakaś ośmiolatka – jakąś ośmiolatkę
bo ziemie – ziemię
w tą – w tę
powiedz mi, jak ty możesz tak dobrze i zabawnie pisać? Nie zabrakło mi niczego, a śmiałam się tyle razy, że głowa mała 😀 Po prostu uwielbiam to opko 😛
.
Awwwwww *w* Choćby było nie wiadomo ile błędów, braków, literówek czy pomyłek, nie przestanę tego czytać, póki będą bracia Hood <3 Nie no, nie mam nic przeciwko Nat, Lily czy temu całemu towarzystwu, ale w nich kocham się od samego początku i zostanie tak niezależnie od wszystkiego. Wciąż uwielbiam Natalie, ale skoro dodałaś Hoodów do swojego opka, nie będę za nikim płakać, dopóki oni będą żywi 😀 (Ale nie waż się nikogo zabijać, bo… *wstaw tu se najstrszniejszą ze wszystkich gróźb*. Nie zniosłabym powtórki z Bliźniaczek ;__;).
Podoba mi się, że wplotłaś w całość i swoje, i oryginalne postacie z Obozu, jak w 'Bliźniaczkach', (niektórzy ograniczają się do jednych albo drugich) i że wspomniałaś o Mir i Jane jako mieszkankach domku Hermesa. To ostatnie spodobało mi się chyba dlatego, że chociaż jest to osobna historia, nie rozpoczynasz wszystkiego od początku i nie usuwasz ich z pamięci, ale pozwalasz tym dwóm historiom toczyć się obok siebie.
Ok, oprócz wymienionych już błędów znalazłam tylko przecinki, więc w zasadzie pod względem błędów jest całkiem nieźle A jedenastka wymiata! Nie mogę się doczekać następnej części, chcę więcej akcji z jedenastki, więcej kawałów Natalie, więcej Hoodów, więcej Percy'ego (żeby dać mu jedno zdanie w całym opku, no wiesz :C) i więcej twojego humoru!
Hahahah, ja też ubóstwiam Hoodów! Nie przeżyłabym okazji, żeby ich wstawić <3 Oni musza być! A o Percy'm też będzie, ale nie osobiście, bo ja to widzę w momencie 'Zaginionego Herosa'
Ubóstwiam Hoodów. Jaram się nimi. Aj, Annabeth24, zawodowe jaraczki Heh
No jaha, że zawodowe ;3 Tylko trzeba wymyślić jak to zawodowo robić, jak, po co i za co ;**
Się wymyśli, niech główka nie boli 😀
Małe zamieszanie z przecinkami.
– No nie wiem- powinno być : No, nie wiem
– i teraz, znajdowała się w starożytnej…- nie powinno być przecinka po „teraz”.
-Chris, wskazał im…- tutaj nie powinno być przecinka po „Chris” 😀
– Uśmiechali się łobuzersko a w oczach tańczyły chochliki. -powinien być przecinek przed „a”.
A tak poza tym strasznie podoba mi się, że tak wydłużyłaś czas przed zaśnięciem dialogami i opisami. Już nudnawe się zrobiło „Padłam na łóżko, a byłam tak zmęczona, że zaraz zasnęłam.” 😀 Fajnie przechodzisz od jednego wydarzenia do drugiego. Tak się pisze książki. I też jestem ciekawy ojców Lilly i Natalie. Najfajniej by wyszło jakby trafiły na Hadesa i Tanatosa XD. Choć mi się wydaje, że do Nat pasuje Hermes (raczej wymyślisz coś lepszego, jakiś bóg kpin albo inny ktoś), a do Lilly nie mam pojęcia.
Pisz CD, bo nie wyrobię!
Uwielbiam! To był chyba najlepszy rozdział 😀 Dużo zabawnych dialogów. Hood’owie są świetni. Ta atmosfera w domku Hermesa jest najlepsza. Też się głowię nad tym, czyimi dziećmi są dziewczyny, bo jakoś trudno mi je dopasować. Mam nadzieję pyszczku, że wyjaśnisz to już w następnym rozdziale
Przynajmniej w połowie wyjaśnię ;3
No jebłam. Kocham. Nie wiem co ci jeszcze napisać. Sam fakt, że wciągasz w to rzeczywistość z książek Riordana, nie porzucasz ‚Bliźniaczek’ i wszystko łączysz w magiczny sposób sprawia, że to jest już epicki 😀 Kocham <3
Natalie jest mega. Mi nie przeszkadza brak powagi. Jeżeli tak mają wyglądać następne rozdziały, to mi pasuje 😉
Hehe, nie jestem aż taka straszna. W gruncie rzeczy, to jestem całkiem miła. Ale jakoś zawsze piszę długie komentarze z krytyką… Wybacz 😉
To tak odniosę się do swoich rad i cię rozliczę z ich spełnienia.
Opisy – tak, tutaj się poprawiłaś. Wciąż odczuwam pewien niedosyt, szczególnie od „Rozległy się pomruki, nerwowe głosy. Jednak pojawiły się też śmiechy, słowa uznania za ucieczkę.” tego momentu do „Lilly wydała z siebie ciche jękniecie i zrezygnowana podeszła do nastolatków.” Popracuj trochę nad tym.
Dialogi – no brawo, poprawiony sposób zapisu
Bohaterki – trochę mnie irytują nastolatki z gimbazjów, ale w tym opowiadaniu obyło się bez szczególnie wkurzających elementów. Jest lekko, humorystycznie i dowcipnie. Może to nie do końca mój typ humoru, ale przy niektórych żartach chichotałam
Powaga – nie musi być śmiertelnie poważnie, ale hej? One niedawno dowiedziały się, że świat herosów istnieje? Wymaga to trochę powagi. Aczkolwiek mogę ci trochę w tym rozdziale odpuścić, są z dziećmi Hermesa – nie ma opcji, aby było poważnie.
Zbyt przyjęty fakt do wiadomości – trochę uwzględniłaś, że Lilly się bała i wahała, ale Nat ciągle traktuje to jako dobrą zabawę. Trochę mnie to razi, bo nawet największy wesołek w pewnych momentach się trochę zastanawia nad sobą (mówię to z własnego doświadczenia)
Podsumowując – może nie do końca mój typ opka, ale widać, że ludziom się podoba. Dobra robota, aczkolwiek uwzględnij moje rady i pracuj nad sobą