Z dedykacją dla Ziji, Leony99, carmel, shays i melii. To opko wyszło mi trochę gorzej (czytaj beznadziejnie). Nie wiem czemu, ale w połowie zmieniłam narrację z trzecioosobowej na pierwszoosobową Caitie. Kiedy się zorientowałam, ciężko już było mi ją zmienić, więc zachowałam.
Mała dziewczynka huśtała się na huśtawce. W górę i w dół, brązowe warkoczyki podskakiwały w rytmie. Żółte sandałki już dotykały najniższych gałęzi wiśni. Ale dziewczynka huśtała się coraz wyżej.
– Zejdź już – z boku stanął niski chłopczyk. Miał okrągłą twarz, czarne włosy i brązowe oczy. Dziewczynka nie lubiła go, zawsze rzucał piaskiem w inne dzieci lub zabierał im zabawki. Był silniejszy od większości z nich, więc przychodziło mu to z łatwością. Nawet teraz trzymał w rękach małą piłkę, którą zabrał dziecku, płaczącemu obok.
– Nie – chłopczyk usłyszał cienki stanowczy głos. Zdziwił się, dziewczynka nie bała się go, nie chciała zejść.
– Ale ja chcę się pohuśtać! – krzyknął.
– Teraz moja kolej – dziewczynka huśtała się coraz wyżej, nie zważając na krzyki króla placu zabaw.
Chłopiec poczerwieniał ze złości. Chwycił ręką sznurek huśtawki, zaczął ją zatrzymywać.
– Przestań! – krzyknęła dziewczynka. Teraz nie uda się jej dosięgnąć ręką gałęzi wiśni.
Chłopczyk śmiejąc się, zaczął spychać dziewczynkę z huśtawki. Wiedział, że w końcu wygra, przecież był od niej silniejszy.
– Przestań! – wrzasnęła jeszcze głośniej.
Nagle chłopiec przestał ją pchać. Chwiejąc się usiadł na piasku, trzymając się za głowę.
– To boli, już dość – wychrypiał, jego oczy były szeroko otwarte z przerażenia.- Już nie chcę…
Dziewczynka patrzyła na niego tak samo przestraszona. Co ona zrobiła?
Chłopiec zaczął machać rękami w różne strony, po czym zemdlał. Po chwili z drugiego końca placu przybiegła jego niania.
– Co się stało? – spojrzała na dziewczynkę, która rozglądała się bezradnie dookoła.
Uklęknęła przy chłopcu, sprawdziła tętno.
– Zemdlał – stwierdziła – to pewnie udar słoneczny. Nie martw się – powiedziała do dziewczynki – zadzwonimy po pogotowie, wszystko się ułoży. Nie raz dzieci mi mdlały, gdy było tak gorąco.
Dziewczynka skinęła głową i pobiegła w najdalszy kąt placu. Schowała się pod zjeżdżalnią i zaczęła cicho pochlipywać. Wiedziała, że to co się stało, nie było udarem. To była jej wina.
– Ja tylko chciałam się pohuśtać – myślała – a nie, żeby coś mu się stało.
Płakała jeszcze długo, przez cały czas, gdy chłopiec zbył niesiony do karetki, kiedy samochód odjechał z nim na sygnale. Płakała, aż nie mogła złapać tchu, aż wylała wszystkie łzy.
Siedziała skulona, obejmując barierkę.
– Powiem to mamie – stwierdziła – może ona będzie wiedziała, co się stało.
Wytarła twarz rękawem, pociągnęła kilka razy nosem i wyszła spod zjeżdżalni. Dzieci ustępowały jej z drogi, gdy szła do furtki, bały się jej. Teraz to ona była nową królową placu.
* * *
Głośny odgłos samochodu przejeżdżającego przez ulicę, wyrwał Caitie ze snu. Dziewczyna zamrugała kilka razy i spróbowała przyjrzeć się pokoju, w którym spała. Poprzedniego dnia była tak zmęczona, że rzuciła się na łóżko od razu jak przyszła. Nie miała nawet siły zdjąć butów.
Rozejrzała się dookoła. Pokój był mały, pomalowany na zielono, jedna ściana była wyklejona plakatami zespołu rockowego. Przy oknie stał niewielki stolik z dwoma krzesełkami, obok znajdowała się drewniana szafka wypełniona książkami. Było ich tak dużo, że nie mieściły się na półkach, leżały jedna na drugiej. Ten, kto tu wcześniej mieszkał musiał lubić czytać – stwierdziła. Oprócz tego, na środku pokoju stała żółta kanapa, na której spała.
Z kuchni dochodził zapach smażonej jajecznicy. Burczący żołądek przypomniał dziewczynie, że nie jadła od bardzo dawna. Wyskoczyła z łóżka jak proca i nie martwiąc się o takie drobiazgi jak przebranie się, czy przeczesanie włosów, pognała do kuchni.
Jack właśnie wyjmował talerze z szafki. Na widok Caitie uśmiechnął się, ale nic nie powiedział. Zaczęli jeść, dziewczyna dopiero po trzech dokładkach przypomniała sobie, że miała się odchudzać. Nagle odezwał się Jack:
– Caitie, wiesz, że nie możemy tu zostać, prawda? – spytał.
Dziewczyna, która wstała po kolejną porcję jajecznicy, znieruchomiała.
– Dlaczego? – zdziwiła się. – A zresztą, dokąd chcesz iść? Tutaj jest dobrze.
– Nieprawda – zaprzeczył Jack. – Nie możemy zostawać zbyt długo w jednym miejscu. Przedwczoraj dostał się do mojego domu jakiś wielki byk, stał na dwóch nogach i chciał mnie nadziać na swoje rogi. Na szczęście nie był zbyt mądry, zamiast mnie zaczął atakować moje odbicie w lustrze. Udało mi się go pokonać tylko dzięki zaskoczeniu, inaczej byłoby po mnie. Chciałem wynieść się stąd już wczoraj, ale spotkałem ciebie.
– Czyli co robimy? – Dziewczyna poczuła, jak coś kuje ją a żołądku.
– Jak chcesz, możesz tutaj zostać – stwierdził po chwili. – ale pewnie potwory cię szybko znajdą. Chociaż jeśli pójdziesz ze mną, będziemy przyciągać ich więcej. Wybór należy do ciebie, zastanów się.
Jak gdyby nic, wstał i zaczął zmywać naczynia.
Ten chłopak mnie denerwuje. Najpierw jest miły, ratuje mnie jak jakiś bohater filmu, a teraz to. Rób co chcesz, i tak zjedzą cię potwory. Przecież nie umiesz walczyć z nimi tak jak ja. Ha, mam miecz, ale nie powiem ci skąd. Palant. I wybieraj między młotem a kowadłem.
Caitie stwierdziła, że zda się na los. Podeszła do wielkiej pelargonii stojącej przy ścianie. Urwała jeden kwiat i zaczęła sobie wróżyć z płatków. Pojedzie z Jackiem. Zostanie. Pojedzie. Zostanie. Płatki sypały się na podłogę. Dziewczyna wyrwała ostatni. Pójdzie z Jackiem.
Odetchnęła i poszła do łazienki. Teraz, kiedy się już zdecydowała było o wiele łatwiej, kłujący ból w żołądku zniknął. A może to była tylko reakcja na jajecznicę?
Spojrzała w lustro, po czym znieruchomiała. Wyglądała koszmarnie. Rozczochrane włosy układały się we wszystkie możliwe kierunki. Oczy były podkrążone, na dodatek rozmazał się tusz do rzęs.
– Niiieeee – głośny krzyk rozległ się po cały mieszkaniu, gdy dziewczyna uświadomiła sobie, że mogła tak wyglądać przez ostatnie tygodnie. Szybko przeczesała włosy i umyła twarz. Czemu nie popatrzyła wcześniej w lusterko?
* * *
Tymczasem Jack siedział w kuchni i szybko polerował miecz. Przystawił ją na chwilę do słońca, by zobaczyć, czy jest dobrze naostrzona. W promieniach słońca połyskiwał napis: „Dla najlepszego przyjaciela, oby potwory cię na zawsze zapamiętały – Alex”
Niespodziewanie do kuchni weszła Caitie i zajrzała mu przez ramię.
– Czyli ten twój tajemniczy przyjaciel nazywa się Alex – mruknęła.
Jack zignorował ją i włożył miecz do plecaka.
– Zdecydowałaś się już? – spytał.
Caitie westchnęła.
– Pojadę z tobą, chociaż pewnie będę tego później żałować. To gdzie najpierw idziemy?
– Do Santa Maria. Tam jest ktoś, kto nauczy cię, jak się walczy.
Santa Maria. To chyba w stronę Los Angeles. Ten sen… Muszę o nim powiedzieć Jackowi.
Nie zdążyła. Nagle szyby w oknie pękły, szło rozpadło się na tysiące małych kawałeczków. Do pokoju wpadł dziwny latający stwór. Przypominał staruszkę, połączoną z pterodaktylem.
Miał pomarszczoną twarz i szpony ostre jak brzytwy.
( Mam już doświadczenie w ocenianiu, czy coś jest ostre. W czasie mojego życia tysiące szponów, zębów i pazurów chciało mnie rozerwać na strzępy.)
Dziwny stwór widocznie nie miał pokojowych zamiarów, bowiem rzucił się na mnie z prędkością światła. Na szczęście zdążyłam wyjąć nóż i rzuciłam w potwora. Niestety nie trafiłam i broń wbiła się w ścianę. Monstrum zaczęło się do mnie zbliżać. Kiedy bestia była mną zajęta, Jack wzbił się w powietrze i zaatakował ją z tyłu. Bestia zawyła, ale nie zmieniła się w pył. Zamiast tego zaczęła szarżować na Jacka. Wiedziałam, że nie ma szans, więc zrobiłam pierwszą rzecz, jaka przyszła mi do głowy. Jak każda mądra i inteligentna istota, złapałam chłopaka za rękę i skoczyłam z okna.
Czy naprawdę byłam taka głupia? Tak, dopiero potem sobie uświadomiłam ,że mieszkanie było na trzecim piętrze. Leciałam na ziemię z olbrzymią prędkością. Obok mnie spadał Jack.
* * *
Lena:
Przebudziłam się z krzykiem. Daniel i Eric spojrzeli na mnie przestraszeni.
– Co się stało? – spytał syn Posejdona.
– Nic – miałam nadzieję, że w tej ciemności nie będzie widać, że się zarumieniłam. – Nic takiego. Po prostu miałam zły sen.
– Kolejny minus bycia herosem – stwierdził Eric. – Trudno, spróbuj zasnąć, niedługo ty będziesz stała na warcie.
Zwinęłam się w kłębek i ułożyłam wygodnie. Nie chciałam ich martwić, ale wiedziałam, że to nie był zwykły sen. Sny dzieci Apolla zawsze coś znaczą. W moim śnie dwójka nastolatków spadała z wysokiego budynku. Nie wiedziałam skąd, ale miałam wrażenie, że kiedyś już gdzieś ich widziałam.
Dzieki za dedyka :3
„przyjrzec sie pokoju”- chyba „pokojowi”,tak mi sie wydaje ;P
Hmm,pierwsza osoba jest bardziej naturalna,latwiej wtedy wcisnac gdzies jakies mysli,ale duzo jest pierwszoosobowych opek na rr. Nie wiem,co byloby lepsze xD
Czekam na kolejna czesc,cza poznac Lene i spolke :3
Nie można zmieniać narracji w połowie! A nawet jeśli, to popraw, bo to już jest lenistwo. Tak samo jak „melii”…
jest tam jedno powtórzenie słowa „bestia”, ale opko czyta się bardzo przyjemnie, płynnie przechodzisz z jednego wydarzenia do drugiego, nie wiem, czemu się go czepiasz 😀
Nie napisałaś który z nich to syn Posejdona. Opko fajne, miło się czyta. Jestem ciekawa, co dalej. Postaraj się dobrze opisać spadanie z budynku np. ,,w pewnej chwili zabrakło mi powietrza. Wiatr świstał mi w uszach. Jakby za ścianą lodu słyszałam czyiś wrzask. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę z tego, że mimowolnie sama zaczęłam krzyczeć.” Pisz CD.
PS. Dzięki za dedyke
Polerował (TEN) miecz, ale „Przystawił” JĄ do słońca? Tak btw. to można przystawić do słońca. Może przystawić pod słońce? To już mi bardziej pasuje. Oprócz pokoju znalazłam tylko to. Całkiem miło się czytało. Nawet powiem, że mi się spodobało.
Dzięki za dedykę
Pozdrawiam
Synem Posejdona jest Daniel, napisałam we wcześniejszych opowiadaniach. Melia, przepraszam za małą literę, nie zauważyłam (robi skruszoną minkę) następnym razem napiszę z dużej.
Padam, więc powiem tylko, że mi się podobało. Nie zwróciłam uwagi na błędy, dla mnie jest ok