Dobra. Trzecia część tego żałosnego opowiadanka. I nie, Cassandra nie jest ze Zwiadowców, aczkolwiek już mam tą książkę (wujek google pomógł w wytłumaczeniu słowa „zwiadowcy”). Pochyłe wyrazy to w tym przypadku historyjka. Niektóre powtórzenia są celowe. Dedykacja dla…. no niech będzie dla tych, którzy mi dają rady i wspierają w moich zmaganiach z pisaniem. Czyli Nożownikowi7, Leonie99, Melii, Annabeth24, Annabelle, Zyi i pozostałym, których przez przypadek pominęłam. Dziękuję <3.
CASSANDRA
Szłam na śniadanie. Drżałam z niecierpliwości. Chciałam jak najszybciej opowiedzieć wszystko Kendrze. Jak ona zareaguje na sen? Nasze mamuśki rozmawiające ze sobą o jakiś mocach czy coś. To nie mogło dobrze wróżyć. Tak się zamyśliłam, że wpadłam na moją przyjaciółkę.
– Och, hej! – powiedziałyśmy równocześnie. Miałyśmy czasem z tym kłopot, ale ja to nawet lubiłam.
-Muszę ci coś… – zaczęłyśmy i wybuchnęłyśmy śmiechem.- No błagam – powiedziałyśmy.
Już chciałam się odezwać, ale Kendra zatkała mi usta dłonią.
– Może ja pierwsza powiem, że mam ci coś do powiedzenia- rzekła z uśmiechem.
– Myfymyf… – próbowałam jej odpowiedzieć.
– Ojć… sorry – wyszczerzyła się do mnie i wzięła swoją rękę.
– Dziękuję – parsknęłam śmiechem. – Jak tam? Znam cię. Pewnie wczoraj beczałaś pod poduszką?
– Ja? Skąd… – wiedziałam, że kłamie. Zbyt długo ją znałam, żeby się teraz na takie coś nabierać. – A ty? Zalałaś swój domek łzami?
Spojrzałam na nią.
– Nie. Czemu ci to przyszło do głowy?- posłałam jej uśmiech.
– Haha! Znam cię! Wystarczy na ciebie spojrzeć – spoważniała nieco. – Dobra, wcinamy śniadanko, bo jestem głodna, a z pustym brzuchem ciężko rozumować. A później- zamyśliła się na chwilę.- Później sobie opowiemy, co mamy do opowiedzenia.- dokończyła.
Skinęłam głową.
– Dobra, szarooka – odwróciłam się na pięcie i już chciałam pójść do swojego stolika, gdy Kendra złapała mnie za ramię.
– Cassandra, a gdzie się spotkamy? Może tam, pod tym drzewem? – wskazała duży dąb.
– Nie, znajdziemy się – teraz naprawdę poszłam.
************
Usiadłam przy moim stole obok Issabelle. Jadalnia wyglądała nieco dziwnie. Kilkadziesiąt stołów, przy niektórych tylko jedna czy dwie osoby. Przede mną leżał talerz. I co? Mam walić nim w swoją głowę, żeby dostać jedzenie? Czy może jeszcze w kogoś rzucić? No, tego bym nie zrobiła.
Na podest wgalopował Chejron. Ciągle nie mogłam się przyzwyczaić, że on jest w połowie koniem. Ciekawe jak się czuje. No bo chyba nieco ciężko mieć koński zadek, czyż nie? Ja chyba nie wytrzymała. Chociaż biorąc pod uwagę to, że jest on centaurem od kilku tysięcy lat to może się przyzwyczaił. Brrr, nie chciałabym być w jego skórze.
– Herosi. Chciałbym tylko przypomnieć, że jutro zdobywanie sztandaru.
Jutro? Zdobywanie sztandaru? Ciekawe, co to jest. Gra jakaś, czy co?
– A teraz smacznego – dokończył Chejron.
Spojrzałam bezradnie na swój talerz. I gdzie to jedzenie? Głód mi doskwierał. Wczoraj walczyłam z chimerą (no dobra, stałam z boku, ale też się denerwowałam!), miałam jakiś pokręcony sen, straciłam dużo wody przez płacz i oni oczekują, że nie będę głodna?!
– Powiedz talerzowi, co chcesz i to dostaniesz. – podpowiedziała mi Issabelle.
– Mmm… no dobra. E… tosty…? – oniemiałam. Na moim talerzu pojawiło się owo danie. Co mi zależało? Porwałam jednego w rękę i zatopiłam w nim zęby. Pyszne.
– Mmm… pyna! Fo jemt dobe! – powiedziałam z pełnymi ustami. Obok mnie siostrzyczka pożerała swoją zupę mleczną. Poszukałam wzrokiem Kendry. Akurat zmagała się z wielkim chessburgerem. Pokręciłam głową z dezaprobatą. Znając ją, pewnie chciała wziąć lody, ale ktoś ją powstrzymał. Tak jak ja zwykle.
************
– Amciu, amciu, mniam, mniam – skomentowała Kendra, dopadając do mnie po śniadaniu.
– Ciekawie – parsknęłam śmiechem, jednak zaraz spoważniałam. – No dobra, muszę ci o czymś powiedzieć- byłam pełna wątpliwości, czy mi uwierzy. Opowiedziałam jej o moim pokręconym śnie. Opisałam wszystkie detale. Gdy skończyłam wpatrywała się we mnie z otwartymi ustami.
– Jesteś tam jeszcze? – pomachałam jej przed nosem ręką.
– Taa… to wszystko się zgadza – mruknęła. Jakie zgadza? Co jej strzeliło nagle do łba?
– O co ci biega? – spytałam, lekko przerażona.
– Też miałam sen – wyjaśniła mi i opowiedziała mi go. Otworzyłam szeroko oczy.
– O rany – mruknęłam. – A ja myślałam, że jestem nienormalna. Kendra, to o nas!
Nie wyglądała na przekonaną.
– No, nie wiem. Skąd masz pewność? My? Wielkie? Z mocami? Jeszcze ciebie to rozumiem, ale ja? Jestem zwykłym, nic nie wartym dzieckiem. I ja mam wyruszyć na misję?
Już chciałam jej odpowiedzieć, ale zatkało mnie. Nie pomyślałam o tym.
– Cassandra, mam jeszcze z tuzin rodzeństwa. Ty też. Jesteśmy tu jeden dzień.
W sumie mówiła sensownie, ale ja nie dałam za wygraną. Przedstawiłam jedyny argument, jaki miałam.
– To czemu akurat my miałyśmy te sny, hę?
Teraz ją zamurowało.
– Może i masz rację – odezwała się. – Nie mamy stuprocentowej pewności. Zostawmy to – poprosiła.
KENDRA
– Żeby było jasne – nie palę się na żadną misję. – dodałam, drapiąc się po głowie.
Cassandra westchnęła.
– Dobra – powiedziała z rezygnacją.
Nagle zobaczyłam pędzącą w moją stronę Sarah. Zatrzymała się tuż przy nas.
– Dziewczyny – zaczęła. – teraz macie trenować i wybrać swoją broń z chłopakami, Filipem i Sebastianem. Strasznie się do tego palili. Ja niestety nie mogę was pouczyć, bo mam jakieś małe bachory.- wywróciła oczami.- A Issabelle ma jakieś ważne zebranie. To ja się żegnam.- i odbiegła, zanim zdążyłam się zapytać, gdzie ich znależć.
– Super. – burknęłam. – A oni są…?
– Em, tutaj! – usłyszałam obok siebie męski głos. No jasne, kochaniutki Filip.
– Super – warknęłam. – A szybciej się nie dało. – naprawdę, to dołujące, dopiero co dowiadujesz się, że jesteś herosem, a już ci każą walczyć. Cudownie.
– Chodźcie już. – mruknął stojący koło Cassandry Sebastian
************
To była duża szopa
Drewniana, przy moim domku. A w niej- od cholery broni. Łuki, sztylety, miecze, nawet pistolety. Sebastian zaczął grzebać w jednym ze stosów.
– Cassandra, w czym gustujesz? – spytał, przerzucając broń.
– Może jakieś krótkie ostrze – odpowiedziała.
– A ty, Kendra?
– A bo ja wiem? – prychnęłam. – Nie miałam czegoś takiego w ręku, więc skąd mam wiedzieć…
– Szukaj miecza. – przerwał mi Filip.
– Doprawdy, panie znawco? – uniosłam brwi. Co za człowiek.- A ty, panie iście błyskawicowy, jakiego ostrza używasz?
– Miecz podobny do tych, których używali greccy hoplici
– Słucham?!
– Niebiański spiż. -podał mi go.
Miecz był nieco ciężki, miał około metra i rzucał niebieskie błyski. Wąski przy rękojeści, rozszerzał się i przy samym. Poza tym, miałam go pierwszy raz w ręku. Ale jak dla mnie był dużo bardziej wartościowy. W końcu jestem córką bogini sprawiedliwej wojny, czyż nie?
– Załóżmy, że cię rozumiem. – oddałam mu miecz. – A ja, mistrzu broni?
– A ty. – wziął ostrze.
Patrzyłam na niego lekko zniecierpliwiona. No cóż się tak guzdra, ja chciałam już walczyć. JUŻ.
– Masz. – podał mi jakiś miecz. – Xiphos. Ma prawie metr. Większy od innych takich. Z niebiańskiego spiżu. Możesz nim ranić potwory, ale nie zrobisz krzywdy śmiertelnikom.
Przyjrzałam się xiphosowi. Głownia leciutko rozszerzona przy tym czymś, no, jak to się nazywało? To, co ochrania rękę. Jeleń? Nie… Jusiek? Też nie… Jelec! No, wreszcie. A tak to zwykły miecz.
– No, fajny. – wzięłam go do ręki.
Był nadzwyczaj lekki. Rękojeść dobrze leżała mi w dłoni. To aż dziwne, że tak od razu znalazł mi miecz wprost idealny.
– No dobra, a chcesz sztylet? – zapytał mnie Filip.
– Nom. Może by mi się przydał – odpowiedziałam.
– Masz.
Sztylet jak każdy sztylet. Zwykły i prosty. Trójkątny. I znowu idealny!
– Dobra, teraz trzeba się zająć Cassandrą. – Sebastian podszedł do innego stosiku broni.
– Ja chcę tylko sztylet – zastrzegła moja przyjaciółka.
– Tak, wiem. – podał jej trójkątny, cieniutki sztylet. – Niebiański spiż i odrobina cesarskiego złota – poinformował ją.
Przyjrzała mu się. Ja taką malizną na pewno bym się nie zadowoliła, ale to ja i ja jestem dziwna. Po chwili Cassandra pokiwała głową z uznaniem.
– Chodźmy ćwiczyć – wyszczerzyła się do mnie. – Nie mogę się doczekać, by zobaczyć ciebie w akcji.
************
Poszliśmy na arenę. Była wielkości boiska do piłki nożnej, może trochę mniejsza. Dużo mniejsza. Otaczały ją ławki. Dużo ławek.
– Ja ćwiczę najpierw z tobą. – Filip stanął naprzeciw mnie.
– A my się pośmiejemy. – Cassandra pociągnęła za sobą Sebastiana. Usiedli na jednej z ławek otaczających arenę.
Spojrzałam na syna Zeusa. Jego czarne włosy powiewały na wietrze. Był trochę wnerwiający, ale dało się wytrzymać. I nawet przystojny. Nie. Nie. Nigdy się nie interesowałam chłopakami i nie zamierzam tego zmieniać. Próbowałam wyrzucić z pamięci wspomnienie, jak mnie trzymał w ramionach podczas oprowadzki po obozie. Na próżno…
– Walczysz? – spytał.
– Jasne – odpowiedziałam z pewnością siebie.
– Pozycja! – ryknął na mnie. Nie wiem skąd, ale natychmiast zajęłam odpowiednią pozę do walki. Lekko ugięte nogi i wysunięta prawa ręka, w której trzymałam miecz.
Zaatakował. Pchnięcie. Zrobiłam unik i cięłam go. Dostrzegłam przelotny uśmiech na jego twarzy. Wkurzyłam się. Myślał, że sobie ze mną łatwo poradzi? O poczekaj, złotko…
Wykonałam pchnięcie. Zablokował je. On i ja. Tylko nas widziałam. Cały świat jakby nie istniał. Teraz liczyła się tylko walka. Czułam się w swoim żywiole. Przewidywałam jego każdy ruch. Niestety, zbyt późno zdałam sobie sprawę, że atakuję strasznie szybko. On robił to jednostajnym ruchem. Nie powoli, ale też niezbyt szybko. Traciłam siły. Nie, nie pozwolę, żeby mnie pokonał. Stanęłam na jednej nodze i kopnęłam go drugą w brzuch. Zgiął się wpół. Poczułam euforię. Podcięłam go i runął na ziemię. Serce mi waliło w piersi oszalale. Wygrałam. I to pierwszą walkę. Spojrzałam na Sebastiana i Cassandrę. Chłopak zdawał się być oszołomiony. Patrzył się na mnie jak jakiś idiota. Natomiast moja przyjaciółka wpatrywała się we mnie z uwielbieniem. Jej błękitne oczy błyszczały. Nagle poczułam ostry ból w kostce. Po chwili leżałam na glebie. Osz ta świnia. Podciął mnie, cholera jasna.
– Pożałujesz – jęknęłam do Filipa i wstałam. On też się podniósł. Wpatrywałam się w niego jak w kosmitę.
– Dobra, dosyć tych wygłupów. – Sebastian wstał i przeciągnął się. – Cassandra, musisz się oswoić ze sztyletem.
Siadłam na ławce. Córka Demeter osłusznie wstała i podeszła do chłopaka. Obok mnie klapnął Filip.
– Nieźle sobie radzisz – spojrzał na mnie. Zrobiło mi się gorąco.
– Taak? Staram się – odpowiedziałam wymijająco.
Gapił się na mnie. Zaczęło mnie to krępować. Starałam się nie patrzeć w jego uderzająco niebieskie oczy.
– Pokonałaś mnie.
O kurczę. Nie odezwałam się nic. Ale zwykle triumfuję nad moimi „ofiarami”. Nie umiałam tego wtedy zrobić.
– Och, myślę, że miałam szczęście – odważyłam się zerknąć na niego. Lecz nie mogłam się oderwać od patrzenia na niego. Włosy przykleiły mu się do czoła i był cały zlany potem. A jednak był strasznie przystojny. Odruchowo przełożyłam moje loki na prawe ramię. Zaczęłam się bawić kosmykiem moich kasztanowych włosów.
– Myślę, że będziesz świetnym herosem. – przysunął się do mnie.
Zarumieniłam się. Od odpowiedzi wybawił mnie Sebastian.
– Kendra, pozwól. – zerwałam się na nogi i podeszłam do syna Aresa.
– Powalczcie ze sobą. – kiwnął głową na mnie i Cassandrę. – Zobaczysz – zwrócił się do mojej przyjaciółki. – jak łatwo się bronić sztyletem przed mieczem. A ty – popatrzył na mnie.- już będziesz wiedziała, jak łatwo się uderza w taką krótką broń.
– Zwariowałeś?! – krzyknęła Cassandra.- Nie będę walczyła z Kendrą! W życiu!
– Dokładnie. – poparłam ją. Nie będę z nią walczyć tylko dlatego, że Sebastian tego chce!
Chłopak przewrócił oczami.
– Przecież nie będziecie walczyć na śmierć i życie. To tylko rodzaj treningu.
Spojrzałyśmy na siebie z zażenowaniem. Żadna nie odważyła się zaatakować pierwsza. Czułam się, jakbym musiała walczyć z samą sobą. Cassandra uczyniła nieśmiały ruch w moją stronę. Cięłam ją. Mój umysł stawiał pewien opór. Jakby w głowie wrzeszczał mi głos „Porąbana jesteś?!”. Rzeczywiście. Łatwo się zadawało ciosy, ale moja przyjaciółka z równą łatwością je odparowywała. Po kilku minutach nadal żadna nie powaliła drugiej. Nie chciałyśmy.
– Stop! – wrzasnął Sebastian. – Widzę, że nic z tego nie będzie. Na razie macie wolne. Jest już – zerknął na zegarek. – czternasta.
Zdziwiłam się. Już? Tak szybko?
– Zaraz będzie obiad. Po nim macie lekcje greki z Sarah. A my was opuszczamy. – dodał Filip.
Obydwaj chłopacy odeszli. Patrzyłyśmy na nich jeszcze długo, aż w końcu ruszyłyśmy się przebrać. Przecież byłyśmy takie spocone.
************
Wieczorem padłam zmęczona na łóżko. Lekcja greki- nic ciekawego. Nudy. Za to byłam wykończona kolejną walką z Filipem. Wyzwał mnie. Oczywiście oboje w końcu wylądowaliśmy na ziemi. Byłam cała poobijana. Siniaki miałam na całym ciele. Porwałam piżamę i poszłam się umyć. Zamknęłam się na klucz w łazience. Rozebrałam się i puściłam zimną wodę. Wlazłam pod prysznic. Zamknęłam oczy. Chłodna ciecz nieco osłabiła ból moich siniaków i zadrapań. Umyłam głowę, wyszłam z prysznica, wytarłam włosy ręcznikiem i ubrałam piżamę. Odświeżona położyłam się do łóżka. Chwilę jeszcze czytałam książkę pisaną greką (ja czytałam, och bogowie, trzymajcie mnie!). Wkrótce przyszło moje rodzeństwo, zrobił się tłok i kolejka do łazienki. Domek wypełniły głosy i szum rozmów.
Przypomniało mi się, jak kiedyś babcia kładła mnie do snu. Tak, moja słynna babcia. Sofia. Tak miała na imię. Zawsze opowiadała mi jakąś zmyśloną historyjkę o mitologii greckiej. Wplatała tam mnie jako bohaterkę. Na przykład historia o Echo: Pewnego słonecznego dnia Kendra spacerowała po lesie…. I tym podobne. Uwielbiałam te wieczory. Babcia zmarła, gdy miałam dziewięć lat. Do końca jej życia opowiadała mi te przerobione mity.
Gdy wszystkie rozmowy ucichły, zasnęłam kamiennym snem.
Mam nadzieję, że się choć troszeczke poprawiłam. Piszcie w komentarzach jakieś rady dla mnie, proszę.
Hhmm. Wydaje mi sie,ze lekko zmienilas charakter Cass. Ostatnio byla strasznie niesmiala,delikatna itd.,a teraz w jej wypowiedzi jest juz sarkazm. Ale moze to mnie cos walnelo i zwracam uwage na takie bzdety 😛 Szczerze mowiac,cos podobnego zrobil Riordan w Kronikach z Carterem- w pierwszym tomie byl soba,a potem zaczal przypominac Percy’ego ;D
Dzieki za dedyka <D
Eeee… szczerze to chyba ten sarkazm z Kendry przeszedł na Cassandrę 😀 Ups, muszę coś popoprawiać, bo raczej tego nie miałam na myśli 😛 Chociaż…
„Ja chyba nie wytrzymała” – Ja bym chyba nie wytrzymała; Ja chybabym nie wytrzymała
„Wąski przy rękojeści, rozszerzał się i przy samym.” – na końcu brakuje „końcu”
„wyszłam z prysznica” – wyobraziłam sobie jej głowę wystającą z słuchawki od prysznica 😀 – wyszłam spod prysznica
Nawet dobrze wyszło i dziękuję bardzo za dedyke. Naprawdę się poprawiłaś. Trening czyni mistrza więc trenuj dalej.
Pozdrawiam 😉
Dziękuję
(och, uwielbiam krótkie komentarze)
Całkiem całkiem się poprawiłaś 😉 Opko jest całkiem niezłe, jednak wciąż czegoś mu brakuje, popracuj trochę i będzie lepiej.
Łooo, według mnie, widać ogromną poprawę pyszczku! Bardzo przyjemnie się czytało.
Dziękuję za dedykację :*