ROZDZIAŁ IV: „Wszystko układa się nie tak jakbym chciał”
Siedziałem na plaży. Było ciepło, powoli zachodziło słońce i woda przyjemnie szumiała. Nareszcie mogłem trochę odpocząć od tego wszystkiego, jednak zamiast lepiej – było mi coraz gorzej. Przepowiednia ciągle przewijała mi się w głowie i wydawała mi się coraz bardziej przerażająca. „Los twych przyjaciół w twym ręku jak kostka”- nie brzmi to najlepiej, co? Zawsze starałem się unikać odpowiedzialności, a tutaj miałem w dłoni los Annabeth i Grovera. Byli moimi najcenniejszymi towarzyszami, w sumie mogę powiedzieć: jedynymi przyjaciółmi. Oczywiście nie licząc Tysona, no ale on jest moim bratem i jest bezpieczny u taty. Jak coś pójdzie nie tak i któremuś z nich coś się stanie, nigdy sobie tego nie wybaczę. „Poprowadzisz ich w głębiny Hadesu. Uważaj, zbyt wielu doszło tam kresu.” Jeszcze lepiej… Chyba wolałbym sam zginąć na tej misji, może wtedy byłoby łatwiej…
– Percy… – Annabeth zaszła mnie od tyłu. Zawsze robiła to tak cicho, że gdy się później odzywała serce podskakiwało mi do gardła. Tym razem też tak było. Starałem się udawać niezaskoczonego i odwróciłem się w jej stronę.
– No tak mam na imię… – odparłem. Oj dobra, nic innego nie przyszło mi do głowy! Usiadła obok mnie.
– A nie Glonomóżdżek? – zaśmiała się, ale mi nie było do śmiechu – Wiesz, ta Puszka Pandory… Pestka, odnajdziemy ją, zniszczymy i po krzyku, przecież robiliśmy dużo gorsze rzeczy…
– Wiesz, mi też nie wydawało się to takie straszne dopóki nie przyszła ta zeschnięta Wyrocznia i nie namotała mi o cierpieniu, zagładzie, utrapieniu…
– Oj Wyrocznie już tak mają, lubią dużo nakręcić, żeby heros ciągle się zamartwiał i myślał nad sensem jej słów. Chcą, aby nikt o nich nie zapomniał, a nawet je czcił, a tak naprawdę to starocie snujące domysły, które nie zawsze się zgadzają…
– Jak do tej pory Wyrocznia się nie myliła…
– Ale tym razem nie musi… Poza tym jest dużo niejasności. Na przykład „Przyniesiesz zagładę albo zbawienie”- i to ma być przepowiednia?
– ”Nagrodą będzie utrapienie”– tutaj już wyboru raczej nie mam…- odetchnąłem ciężko – Najbardziej dręczy mnie ta część z losem przyjaciół… Wiesz jak coś się stanie… Nie daruję sobie…
– Percy, nie jesteśmy dziećmi, potrafimy o siebie zadbać, jak coś się stanie to nie będzie twoja wina. – objęła mnie. Tak, dobrze przeczytaliście – „objęła”. Nigdy tego nie robiła, aż przeszedł mnie dreszcz. Ale przeżywam… Przecież to normalny odruch przyjacielski… Dobrze mówię? Przyjacielski?
– No dobra pora szykować się do kolacji – szybko wstała i zaczerwieniła się. Zresztą tak samo jak ja… Odruch przyjacielski?
Nim podniosłem się z piasku i otrzepałem się, Annabeth już dawno nie było. Ruszyłem powoli w stronę swojego domku. Chciałem jeszcze przed kolacją zadzwonić do mamy. Miałem odwiedzić ją w tym tygodniu, ale sytuacja się nieco zmieniła i pasowałoby jakoś wspomnieć jej o tym. Pewnie znowu się bardzo ucieszy… Oczywiście mówię to mając na myśli odwrotne znaczenie. Rzadko się z nią widuję i nie częściej dzwonię. Mama się skarży, że nie jest mi już potrzebna, a kiedy próbuję ją przekonać, że się myli – każe mi to jakoś okazywać, na przykład „telefonując”. Tylko po pierwsze nie jestem skarbnicą Drachm, a po drugie po incydencie, gdy zadzwoniłem, kiedy mama była w sklepie i jakaś pani najpierw zaczęła krzyczeć a potem straciła przytomność (podejrzewali, że mama rzuciła się na nią z jakąś szmatką i chciała ją udusić; kobieta potem pojechała do szpitala a mama na komisariat) bałem się, że znowu namieszam mamie w papierach.
Wyjąłem ostatnią Złotą Drachmę z kieszeni i krótko mówiąc – zatelefonowałem. Usłyszałem głośną muzykę Green Day’a przekrzykiwującego mikser i nieudolne śpiewanie mojej mamy. Mama słucha Green’a? Mama śpiewa Green’a?! Nim doszedłem do siebie, skończyła miksować. Usiłowałem przekrzyczeć jakoś radio, co było bardzo trudne, machałem, krzyczałem, ale na domiar złego mama po dosypaniu niebieskiego proszku do miski znowu włączyła mikser.
– Mamo!!! – wydarłem się, aż byłem pewny, że cały Obóz usłyszał. Podziałało.
– Och kochanie, nie zauważyłam cię!
– Co ty powiesz?
Wyłączyła mikser i ściszyła radio. Cała była w niebieskim proszku, fartuch jej sie przekrzywił a palce miała w cieście. Była bardzo szczęśliwa, oczy jej się śmiały i miała zmarszczki przy ustach.
– Co tam u Ciebie kochanie! Właśnie piekę ciasteczka, jak przyjedziesz to spróbujesz, mam nowy przepis! Percy jak ty słabo wyglądasz! Zamęczyli cie tam! Czy ty w ogóle coś jesz? Nie możesz spać po nocach? Masz podkrążone oczy…
– Mamo… Tu jest świetnie, jem, śpię w nocy bez problemów – tak było do tej pory – walczę, zabijam potwory – rutyna… A co u ciebie?
– Och u mnie bez zmian, tylko strasznie za tobą tęsknię! Kiedy przyjeżdżasz? Już się nie mogę doczekać!
– Wiesz mama, chyba trzeba będzie trochę z tym poczekać…
Od razu posmutniała. Skoro sam fakt, że nie przyjeżdżam do tego doprowadził, to co będzie jak jej powiem DLACZEGO nie mogę…
– Percy co się dzieje?
– Nie, mama.. wiesz… No znaczy… Bo Chejron zaprosił na obóz jakiegoś sztukmistrza walki. Będzie on tutaj przez dwa tygodnie, no i to jest taki kurs… Wiesz, nie mogę w nim nie uczestniczyć…
– Och, rozumiem… – usiadła na krześle.
Wcale nie czułem się dobrze okłamując ją. Wiem, że nie powinienem. Jak dowie się później prawdy, to moje życie dobiegnie końca. Ale nie byłem w stanie powiedzieć jej o tym wszystkim. Była taka szczęśliwa, mam nadzieję, że jakoś mi to wybaczy.
– Więc przyjeżdżasz za dwa tygodnie?
– Tak oczywiście, jak tylko skończy się kurs. Wiesz on zawsze może się skończyć wcześniej!
– Albo później…
– No… też… Mamo, przepraszam, po prostu nie mogę…
Przyjrzała mi się dokładnie. Nie jestem zbyt dobrym kłamcą, ale miałem nadzieję, że nie zauważy, że coś jest nie tak.
– Kochanie, na pewno niczego przede mną nie ukrywasz? – no masz, świetnie i co teraz?
– Nie mamo… – głos mi się łamał – Po prostu też mi trudno się z tym pogodzić.
Odetchnęła głęboko i poprawiła sobie fartuch.
– Dobrze… No to jakoś to wytrwamy co nie? – zmusiła się do uśmiechu – Nie bój się, nim przyjedziesz upiekę nowe ciasteczka. Nie będziesz musiał jeść tych.
Też się uśmiechnąłem, chociaż wcale się tym teraz nie przejmowałem. Wolałbym zjeść stare ciasteczka, niż mieć w rękach los całego świata.
***
Straciłem całkiem apetyt. Wszystko układało się nie tak jakbym chciał. Aż całą zawartość mojego talerza wrzuciłem do ognia „Posejdonie przyjmij moją ofiarę”. Chciałem powiedzieć coś jeszcze ale brakowało mi słów. Miałem nadzieję, że tata wie co czuję i będzie mi pomagał.
Grover podbiegł do mnie i spojrzał na mój talerz a potem na swój: pełen puszek, których nawet nie mógł utrzymać.
– Nie jesteś zbyt hojny dla bogów? – Spytał oblizując się. Ruszyliśmy w stronę mojego stolika.
– Nie jestem głodny, to czemu nie miałbym się podzielić? – usiadłem ciężko.
Grover stał przez chwilę nade mną. Wziął do ręki jedną ze swoich puszek i położył na moim talerzu.
– Zjedz chociaż trochę…
Spojrzałem na puszkę a potem na satyra.
– Miło z twojej strony, ale obawiam się, że mój żołądek nie zaakceptowałby takiego pokarmu…
– Uh.. Trudno – wziął pospiesznie puszkę i połknął ją nim zdarzyłem się odwrócić – Mmm… Taka pyszna, jak można ich nigdy nie spróbować? Musze przyznać, że jakbym miał taki twój żołądek, to chyba wolałbym umrzeć – wziął kolejną puszkę i zaczął przeżuwać.
– Wiesz Grover, wydaje mi się, że po misji z Puszką Pandory też stracisz na nie apetyt.
Skwaśniała mu mina. Popatrzył podejrzliwie na puszkę i przełknął ciężko ślinę.
– Oj, co ty gadasz to nie to samo – rzucił się na zawartość swojego talerza z podwójnym apetytem.
– Percy – Chejron wyłonił się zza drzewa – chodź, przejdziemy się do lasu.
Wstałem posłusznie i pożegnałem się z Groverem, który nawet nie przerwał swojego opychania się puszkami. Poszedłem za Chejronem. Zaczęliśmy oddalać się od ogniska. Centaur milczał dopóki nie odeszliśmy na tyle daleko, że nie było słychać odgłosów kolacji. Kluczyliśmy po lesie, aż w końcu nie wiedziałem gdzie jesteśmy.
– W środę wyruszycie – odezwał się Chejron- Wiesz gdzie macie zmierzać.
–„W głębiny Hadesu”– tak jak powiedziała wyrocznia – odparłem nieco zrezygnowany.
– Tak, polecicie na pegazach. Wy pójdziecie do podziemi, a one wrócą do obozu.
– Chejronie – zatrzymałem się – ale jak wrócimy? Przecież wiesz, że stamtąd nie da się wyjść… Ostatnio mieliśmy…
– O to się nie martw. Jutro dostaniecie wszystko co się wam przyda. Waszym zadaniem jest odnaleźć mapę, puszkę i… i przeżyć – dość optymistyczne, pomyślałem.
Szliśmy przez chwilę milcząc.
– Mam nadzieję, że powiedziałeś o wszystkim matce…
Zawahałem się przez chwilę.
– Tak… Bardzo się przejęła…
– Porozmawiam z nią, nie przejmuj się tym, skup się na zadaniu.
– Nie, nie!- krzyknąłem. Świetnie teraz wszystko się wyda – To znaczy, mama się przejęła, ale dojdzie do siebie. Poza tym jest teraz bardzo chora, to strasznie zaraźliwe. Jest wykończona. Opiekuje się nią sąsiadka i myślę, że rozmawianie z nią teraz o tym wszystkim, to byłby zły pomysł. Starałem się przekazać jej to jak najdelikatniej i rozdrapywanie tego tylko by pogorszyło jej stan…
Chejron popatrzył na mnie z troską. Zacząłem obmyślać odpowiedź na pytanie, dlaczego kłamię.
– Mam nadzieję, że wiesz co robisz. – Nie bardzo wiedziałem o co mu chodziło, ale pomyślałem, że lepszym pomysłem niż ciągnięcie tego dalej będzie zmiana tematu.
– Może powinniśmy wyruszyć już jutro? Hades w każdej chwili może rozszyfrować mapę. Im szybciej ją odbijemy tym lepiej…
– Percy, wyrocznia powiedziała „Pośpiech przyniesie ci zgubienie. Przygotowanie ma największe znaczenie!”. Nie podjąłem sam tej decyzji. Przejdziecie ćwiczenia z nową bronią, która mam nadzieję, pomoże wam w zdobyciu mapy. Poza tym przestudiujemy dokładnie wszystkie informacje jakie udało nam się zdobyć, żebyście wiedzieli gdzie i co szukacie. Co do rozszyfrowania mapy przez Hadesa, uważam, że będzie on potrzebował na to więcej czasu. Jakby dało ją się odczytać bez problemu, Pan Podziemi nie chowałby jej w Hadesie tyko od razu wysłałby poszukiwaczy po Puszkę. „Mapa nie błahostka” musimy zaufać Wyroczni.
– Ona może się mylić – odparłem.
– Wiem, ale wierz mi, w większości przypadków się zgadza i wolę was przygotować niż później tego żałować. Wracajmy już.
Przez całą drogę do obozu nie odezwałem się ani słowem. Chejron też, nawet na mnie nie spojrzał. Szedł przodem i przystawał tylko, kiedy musiałem przepychać się przez krzaki. Było już ciemno, nie mówiąc o tym, że nie wiedziałem w którą stronę jest dokładnie obóz. Gdyby Chejron na mnie nie czekał pewnie ze znalezieniem drogi zeszłoby mi dużo dłużej. I ja mam szukać jakiejś mapy i Puszki? No dobra, udało mi się zdobyć Piorun Piorunów, ale to był przypadek! Mogę mieć tylko nadzieję, że i tym razem „jakoś” nam się uda.
Tak naprawdę od kiedy Chejron powiedział, że jedziemy dopiero w środę, czyli za pięć dni nie licząc dzisiaj, coś innego mnie gryzło. We wtorek jest Dzień Niepodległości – 4 lipca. Fajerwerki i największe randkowisko, na które, chyba mogę tak powiedzieć, zaprosiła mnie Annabeth. Trochę dziwnie wyszło i do tej pory ciężko mi powiedzieć, czy mówiła szczerze, czy żartowała sobie ze mnie. Miałem nadzieję, kiedy wynikła ta sprawa z Puszką Pandory, że wyruszymy od razu na misję i nie zdążymy wrócić… A tu co? Nawet nie zdążymy wyjechać!
Doszliśmy do obozu. Kolacja dawno się skończyła, wszyscy poszli do swoich domków, oprócz dyżurujących. Pożegnałem się z Chejronem i poszedłem do siebie. Jak zwykle przywitała mnie pustka i ciemność. No dobra, nie jak zwykle. Kiedy odwiedzał mnie Tyson zawsze zastawałem go gmerającego w kupie metalu. Brakowało mi go. Pewnie skończył już pracę i kładzie się spać, albo jest z innymi cyklopami… Rzuciłem się na łóżko i zasnąłem.
CDN
Wspaniałe.Ciekawe co się wydarzy dnia Niedpodległości.Czekam z niecierpliwieniem na następną część.;):):):):):):):):):):):):)
porostu cudowne
Świetne opowiadanko. 😉
super
WOW. kiedy kolejne?
to się robi coraz ciekawsze 😛 😀
Opowiadanie świetne:P .Mam pytanie do adminki czy doszło moje opowiadanie bo czekam ponad tydzień.
Super rozdział czekam na następny
Fajowski 😛
doszły moje rysunki? czekam już kilka dni …
Zgadzam się – opowiadanie jest rewelacyjne i odpowiadam pytającym – wszystkie prace doszły.
bardzo fajny pomysł 😉
czekam na następne
moje ulubione opowiadanie 😀
Jeszcze w tym tygodniu wyślę kolejną część 😉
Nie mogę się już doczekać następnej części. 😉
Nie mogę się doczekać następnej.
Jak zwykle świetne. Jak wszyscy tutaj czekam na ciąg dalszy 😉
BOSKIE!!! ;D
„Odruch przyjacielski?” xD
Do Adminki: koszulka już doszła, dzięki.
Wprost nie mogę się doczekać następnej części.