Prezent dla Melii od PassAuf, Leona99, Annabelle, Eurydyka.
Droga Melio, to co za chwilę będziesz czytała, to nasz urodzinowy prezent dla Ciebie, więc masz się cieszyć, bo się starałyśmy. Trochę spóźniony, ale wiesz jak ciężko u Dresów z czasem… tyle wpi*dolu i komórek. Więc jeszcze raz WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO, dużo słońca, weny i spełnienia marzeń.
Poniższe kilkaset słów opowiada urywek historii niejakiej Melii o smaku podstarzałej, mdłej i popieprzonej lukrecji. Żebyście się jednak bardziej wczuli w tę opowieść, najpierw szybkie przybliżenie postaci głównej bohaterki:
Pełne jej imię to Meliakochajejkota. Ma kota. Drugie imię to Wincenty, ale zwykła mówić o sobie Sadełko. Lubi pesymistyczne myśli i czci Grumpy kota. Wyznaje Wielką Pandę. Ma obsesję na punkcie jednego murzyna z kurczakiem tańczącego na tęczowym tle. Ma brzydki zwyczaj zaspamowywania chatowiczów dziwnymi linkami o pseudośmiesznej tematyce. Ku mojej radości, zalicza się do grona okularników (posłuchaj piosenki Osieckiej).Ostatnio do mody weszło zapisywanie jej imienia z błędem, na co dziewczyna reaguje głośnym fochem z przytupem. Staczała się raz na Dno Absolutne, ale wypełzła z niego i obecnie przesiaduje na wyżynach społeczeństwa. Uważa się za nieśmiałą i sarkastyczną jednocześnie. Ostatnio odkryła pradawną prawdę, mówiącą, że „Jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o seks.” Wykazuje predyspozycje nimfomanki, co wnioskuję po uwielbieniu do powyższej pradawnej prawdy. Niedawno doszła do wniosku, że ze zgaszonego światła w Tartarze (obecnej miejscówce Percy’ego i Ann) będą wkrótce małe półbożki. Uwielbia wyśmiewać gimbusów, modnisie i faszonistki. Ubiera w porozciągane bluzy, które uważa za wygodne. Postać stanowczo dziwna i podejrzana.
Przygoda Mel zaczęła się pamiętnego dnia, gdy jej kot po raz enty prześlizgnął się szparą w drzwiach jej mieszkania i uciekł w stronę niewielkiego lasku w okolicy. Sadełko ruszyła za nim w pogoń, bo okoliczne koty miały na niego bardzo demoralizujący wpływ (To od czasu pierwszej ucieczki zaczął nienawidzić ludzi ubranych w dresy, co dziewczyna uważa za nawyk pożyczony od rówieśników zwierza). Kot, uradowany możliwością zabawy w chowanego i berka jednocześnie (Nawyk pożyczony od okolicznych psów) dał nura w gąszcz niewysokich krzewów. Wincenty przeklęła pod nosem i rzuciła się za kotem. Wpadła w krzaki, jak się okazało, pełne robali wszelkiego rozmiaru i maści. Gałązki podrapały jej twarz i ręce, a z gołych kolan zdarła się skóra, w wyniku przykrego lądowania. Kot tymczasem gnał dalej. Melia podniosła się z trudem i kontynuowała pogoń. Biegła po liściach i błocie. Przeskakiwała zwalone gałęzie i wspinała się po drzewach. Gdzieś podczas pościgu z oczu spadły jej okulary. Szybko podniosła je z ziemi. Prawe szkiełko było pęknięte. „No oczywiście!” – sarkastyczna myśl przebiła się przez niemą litanię przekleństw w jej głowie.
– Poddaję się! – krzyknęła zasapana, podnosząc ręce na znak bezradności – Uciekaj sobie, za dobrze ci ze mną. Ja ci daję jeść, czeszę, głaszczę i prawie regularnie czyszczę kuwetę! Ale wolisz żyć na ulicy, czy tam w lesie, gdzie nikt o ciebie nie zadba. Nie ma sprawy!
Melia wolnym krokiem wróciła do domu. Gdy otworzyła drzwi, poczuła obcy zapach. Coś w rodzaju mieszanki gałki muszkatołowej, cynamonu i róży. Perfumy. „Cholera. Rodzice mają gości? A ja wyglądam jak ostatnie popychadło…” Dziewczyna przejrzała się w lustrze stojącym w przedpokoju. Włosy czesane wiatrem, jakby na jej głowie uwił sobie gniazdo jakiś ptak. Nawet miała kilka gałązek i liści we włosach. Bluza i szorty całe ubłocone. Kolana zdarte, skóra na nogach, rękach, a nawet na twarzy poprzecinana to małymi, to znów większymi zadrapaniami. Okulary pęknięte. Oczy zaczerwienione. Faktycznie, ostatnie popychadło.
– Skarbie, już wróciłaś? Poznaj moją koleżankę z collage’u… – Mama i jakaś kobieta wyszły do przedpokoju i zaniemówiły.
– Jak ty wyglądasz…? – wydukała wreszcie matka Mel
…Akurat w chwili, gdy nad głową dziewczyny pojawił się trójwymiarowy hologram przedstawiający białego gołąbka otoczonego serduszkami.
– Aaa! – krzyknęła dziewczyna i zaczęła wymachiwać rękoma – To infiltracja mózgu!
Okularnica potknęła się o własne nogi i poleciała przed siebie. Pewnie wylądowałaby na ziemi, gdyby w porę nie złapała jej ta obca kobieta. Melia zwisała uczepiona kurczowo jej wąskich, smukłych ramion. Mimo pękniętych okularów, z łatwością dostrzegła powalająca urodę nieznajomej. Miała ona bowiem jasną, delikatną cerę, złote pukle loków opadające na ramiona, duże i przejrzyste niczym dwa jeziora niebieskie oczy, które skrywały się pod wachlarzem czarnych rzęs, prosty nos, pełne malinowe usta i wspaniały uśmiech.
„Jakbym miała, to by mi teraz stanął.” – pomyślała dziewczyna i skarciła się za takie myśli
– Nic Ci nie jest? – spytała spokojnie blondynka
Melia niepewnie pokiwała głową i ustała prosto.
– Co się stało? – spytała matka dziewczyny i poprawiła córce okulary.
– Kot uciekł. Pewnie daje dupy – odparła bezceremonialnie.
– Melia! – skarciła ją matka, ale ta tylko wywróciła oczami.
– Co to było to nad moją głową? – spytała zmieniając temat.
Obie kobiety wymieniły między sobą porozumiewawcze spojrzenia. Wyglądało, jakby czytały sobie w myślach. Sadełko tego nie rozumiała. Ona w ogóle rzadko kiedy coś rozumiała. Jeszcze raz przyjrzała się nieznajomej. Blondynka ubrana była w białą sukienkę, podobną do tej słynnej, którą nosiła Marylin Monroe. Strój podkreślał idealną figurę kobiety. Melia by czegoś takiego nie założyła. Może i było ciepło, ale bez przesady. Dziewczyna zlustrowała wzrokiem obie kobiety i aż zachciało jej się śmiać. Były one swoimi całkowitymi przeciwieństwami. Jej mama wyglądała tak normalnie, przeciętnie. Ubrana w jeansy i luźny sweterek niczym się nie wyróżniała. Za to blondynka robiła piorunujące wrażenie. Roztaczała jakiś blask, aurę…
– Nad głową latał mi gołąb, widziałam! – powiedziała dziewczyna, bo nikt nie zwracał na nią uwagi – Gołębie robią na ludzi! – dodała i w panice dotknęła swoich roztrzepanych włosów.
– To był znak. – oznajmiła spokojnie niebieskooka kobieta.
– Czego? – zapytała zaintrygowana Melia.
– To może ja zrobię herbatę! Wy usiądźcie i sobie zaraz porozmawiamy! – zaproponowała matka dziewczyny i klasnęła ze zdenerwowania.
– Zaraz, zaraz. – Sadełko machnęła lekceważąco ręką – Ja się muszę najpierw ogarnąć, bo mam tu tyle gałęzi, że mogłabym być pokusą dla niejednego dendrofila. – dodała i śmiejąc się pod nosem ruszyła w stronę łazienki.
Zamknęła za sobą drzwi, wyjęła z kieszeni telefon i puściła swoją ulubioną piosenkę Eminema. Okularnica błyskawicznie zrzuciła ubrania i weszła do szybko napełniającej się ciepłą wodą i pachnącym olejkiem wanny.
„Nie chce mi się do nich iść. Jak mama chce sobie sprowadzać koleżanki, to spoko, ale ja nie muszę z nimi siedzieć. W ogóle! Zaraz Violetta leci! Jak się spóźnię, to się pochlastam łyżką! Leon jest taki sexy! Tomas w sumie też! Wzięłabym ich obu! Leon będzie moim mężem, a Thomas kochankiem! Cholera, żebym się tylko zaraz nie utopiła!”
Melia wyszła z wanny, pośliznęła się na kafelkach i gdyby nie przytrzymała się umywalki, na pewno skończyłoby się to dodatkowymi siniakami. W sumie, nie przeszkadzałoby jej to. Zawsze mogła powiedzieć, że się z kimś pobiła. Niczym Dres.
Dziewczyna owinęła się mięciutkim ręcznikiem. Ustała przed lustrem i zaczęła robić śmieszne miny. W jej szkole robiono zdjęcia i chciała wypaść jak najlepiej. Nie musiała się za bardzo starać, bo z natury była bardzo ładna. Sadełko nie należy jednak do osób, które myślą naprzód i nie przygotowała sobie ubrań na zmianę. Jej plan zakładał przebiegnięcie z łazienki do swojego pokoju w stylu ninja, tak by nikt nie zauważył jej paradującej w samym ręczniku. Położyła dłoń na okrągłej klamce i nagle usłyszała fragment rozmowy między jej mamą, a tą obcą kobietą. Fragment, który bardzo ją zaniepokoił…
– Ona musi pojechać na obóz. – powiedziała blondynka. Nawet jej głos ociekał seksapilem.
– Ma już jeden zarezerwowany na Mazurach. Jej znajome będą zaniepokojone jeśli nie przyjedzie. – odpowiedziała jej stanowczo mama Sadełka.
– Mówisz o tej kiepskiej imitacji? Naszemu obozowi nie dorasta do pięt. Co do znajomych nie ma się czym martwić. Inni bogowie też mogą odwiedzać swoje dzieci, co właśnie robią. Na obozie nauczy się samoobrony i dowie się prawdy o swoim dawnym życiu.
„ Moja mama jest bogiem? Może i jest fajna, ale Wielka Panda jest tylko jedna i w tym momencie siedzi zamknięta w Narnii. Więc o co chodzi z tą całą gadką o bogach?”
Nadal przysłuchując się dziwnej rozmowie, najciszej jak mogła, przeszła do swojego pokoju. Bardzo utrudniała jej skrzypiąca podłoga. Klnąc pod nosem weszła do pokoju i zamknęła cicho drzwi. Ubrała kremową bluzkę i krótkie spodenki (nie zapominając o seksownej różowej bieliźnie), wyszła na korytarz i ignorując rany na plecach zjechała po poręczy. Zaskoczone kobiety przerwały rozmowę.
– Co za obóz? Jaka prawda? – spytała groźnie mierząc je wzrokiem. Położyła ręce na biodrach starając się wyglądać groźnie. Średnio jej to wychodziło. Razem z mamą popatrzyły na blond supermodelkę. Ta westchnęła cicho i zaczęła się tłumaczyć.
– Miałaś się dowiedzieć dopiero na obozie. Obozie dla herosów takich jak ty. Okłamywałyśmy cię. To nie jest twoja matka. – powiedziała patrząc na mamę Wincentego, która zdenerwowana przekładała coś w dłoniach. – Ja za to tak. Dowodzi tego znak nad twoją głową, ponieważ gołębica jest moim symbolem. Jestem boginią miłości, a ty jako moja córka – półboginią.
Sadełko podbiegła do swojej nowej mamy i zaczęła macać ją po głowie. Miała w tym naprawdę wielką wprawę.
– Pando, pando! Gdzie ukryłaś swoje czarne uszka? – krzyczała, skacząc wokół niej jak po siedmiu mocnych kawach.
– Jestem Afrodyta! Bogini piękna i miłości, a nie jakieś puchate zwierzątko! – odpowiedziała kobieta, odsuwając ją od siebie.
Mel opadła na podłogę całkowicie wyciśnięta z emocji. To nie miało znaczenia, że właśnie dowiedziała się, że ma inną matkę. Jej marzeniem było poznać Wielką Pandę i po raz kolejny się zawiodła. Siedziała cicho, co było wręcz niemożliwe jak na nią.
– Wracając do tematu. – powiedziała seksbomba poprawiając swoje loki. – Na obozie dowiesz się jak używać swoich mocy, strzelać z łuku, posługiwać się mieczem. Jest tam wiele atrakcji i nowych przyjaciół. Obozowicze, nimfy i satyrowie są bardzo mili.
Sadełko czytała kiedyś książki o mitologii. Wiedziała, że satyrowie to ci włochatotyłcy wielbiciele przyrody i nimf. Kolejna garstka szalonych dendrofili. Co najgorsze ona często cała była w liściach i trawie.
– Prędzej kot Grumpy zacznie się uśmiechać, niż ja pojadę na ten spaczony obóz! – powiedziała gniewnie, wstając z podłogi i krzyżując ręce na piersi. Miała niby zostawić swojego mężulka z powodu jakiegoś obozu? Afrodyta uśmiechnęła się tylko pobłażliwie.
– Myślisz, że to była propozycja? Ty tam jedziesz i koniec. Przyszłam wam tylko o tym przypomnieć. – Spojrzała na opiekunkę Wincentego. Kiwnęły do siebie głowami i bogini miłości znikła, zostawiając po sobie tylko mocny zapach róż.
Sadełko stało jeszcze przez chwilę w miejscu, jak jej znajomi żule pod monopolowym, którzy żebrali na „bułkę”, jednak po chwili do jej mózgownicy napłynął świeży i jeszcze niezużyty tlen, który wybił ją z transu zombie. A raczej prawie zombie, bo mózgów to ona jeszcze nie zjadała. Jeszcze. Spojrzała zza szkiełek swych okularów na matkę, która tak naprawdę nią nie była i wybuchła tak donośnym śmiechem, że sam Hades, by się go nie powstydził.
– Wiedziałam, że nie powinnam była jeść tych grzybków, wiedziałam po prostu! W sumie, nie wyglądały aż tak podejrzanie, ale co, by wyjaśniało taki obrót sprawy? – Dziewczyna gadała sama do siebie, nie zważając na okoliczności. – A może, to jest sen? Taki dziwny, bardzo dziwny. To w takim razie…
Mówiąc, to rozejrzała się po pomieszczeniu, a na jej usta wpełzł uśmiech szaleńca, którym dziewczyna w głębi duszy była. Jej usta z każdą sekundą powiększały się coraz bardziej, aż w pewnej chwili można było stwierdzić, że zajmują jej już całą twarz, ale one wciąż się nie zatrzymywały w miejscu, tylko brnęły w górę po jej zacnej twarzy. Nagle i niespodziewanie dziewczyna podskoczyła w górę i ruszyła biegiem do przodu na bliskie spotkanie z brązowa ścianą. Spytasz się czemu to zrobiła? Ta wiedza zapewne pozostanie w jej głowie i zabierze ją aż do grobu, ale trzeba przyznać, że było to niezwykle śmieszne widowisko. Jej ciało uderzyło z wielką mocą w przeszkodę i odbiło się od niej z głośnym hukiem. Dziewczyna podniosła się z podłogi, otrzepała z kurzu jakby nigdy nic i ponownie rozejrzała się po pokoju, tym razem bardziej zaskoczona i zagubiona. Podeszła do ściany i zaczęła ją macać niczym pedofil małego chłopczyka.
– Niesamowite, niesamowite – mruczała sama do siebie, kręcąc się w kółko. – Po prostu niesamowite, ten sen jest tak bardzo realistyczny!
Pokręciła się jeszcze chwilę, po czym podeszła do starej, ogromnej szafy, która wzięła się niewiadomo skąd. Szybkim ruchem otworzyła drzwiczki, prawie wyrywając je z zawiasów – trzeba dodać, że szafa była już bardzo stara, mięśnie Melii to sama galareta, więc nie byłaby w stanie wyrwać nawet chwastów z ogródka – i weszła do środka, rzucając się na poranione kolana.
– O Wielka Pando! Usłysz me wołanie i otwórz drzwi do Narnii, abym mogła się z tobą spotkać! – krzyknęła wpatrując się w górę, zapewne w niebiosa, i czekając na cud, który nie nastał, to ją, jednak nie zraziło i zaczęła jak opętana walić dłońmi we wnętrzu szafy, krzycząc o tym, że w końcu znajdzie te zakichane ukryte drzwi. Nagle do jej uszu dotarł głośny dźwięk, a raczej huk, jakby…
– Wielka Panda! – Po domu rozniósł się krzyk uradowanej Melii. Wyszła (czyt. wyczołgała się z trudem) z szafy i już miała wbiec na piętro, jednak zatrzymała się w bezruchu. Przed jej oczami stała jej opiekunka, a obok niej niewielka pomarańczowa walizka na kółkach, którą niedawno dziewczyna zakupiła z myślą o Obozie na Mazurach. Osobiście wolałaby słodką i różową , jednak takiej w sklepie nie było, więc musiała zadowolić się… tym czymś co leżało teraz na podłodze.
– Wyjeżdżasz gdzieś? – spytała.
– Nie, to ty wyjeżdżasz moja droga, na Obóz, zapomniałaś już? – rzekła jej opiekunka i podała jej niewielką walizkę. – Spakowałam ci najpotrzebniejsze rzeczy, trochę ubrań, koc, twojego ulubionego miśka, przenośną lodówkę, zestaw garnków, gdybyś chciała coś ugotować i takie tam drobiazgi jak odtwarzacz, książki, album rodzinny, pukiel twoich włosów, który został po pierwszym strzyżeniu, twojego kota, który się przypałętał cały brudny i jego kuwetę.
Melia chwyciła za ucho, a walizka upadła z hałasem na drewnianą podłogę. Była ciężka, strasznie ciężka i ledwo co zapięta, a galaretowate ręce dziewczyny nie mogły jej utrzymać.
– Ale mamo, Afrodyta nie powiedziała, że mam już jechać, po za tym, podwieziesz mnie prawda? – spytała z nadzieją w głosie.
– Wiem, ale im szybciej tam dotrzesz, tym lepiej dla ciebie, a teraz zmykaj, mój serial się zaczyna – mówiła, wypychając ją siłą z domu.
– Ale mamo! – krzyczała nastolatka, próbując na powrót wejść do domu, z marnym skutkiem. Jej opiekunka była niezwykle silna, więc z łatwością wyciągnęła ją z domu i wypchała na taras po czym rzuciła jej walizkę.
– Pamiętaj, żeby pisać! – krzyknęła i zamknęła dziewczynie drzwi przed nosem.
– Świetnie – mruknęła do siebie i pociągnęła walizkę za sobą. To był niezwykle dziwny dzień, a to tego sama nie wiedziała, gdzie Obóz się znajduje. Nie wiedząc co począć, skierowała się w stronę lasu, do którego wcześniej uciekł jej kot, który jak na złość strasznie miałczał. Może nie podobało mu się w walizce?
Nogi powoli odmawiały posłuszeństwa, ubłocone buty spadały ze stóp, a walizka z jednym już kółkiem, co chwilę zatrzymywała się w miękkiej ziemi. To wszystko nie tak miało wyglądać, a Afrodyta nie odpowiadała na jej modły. Melia coś czuła, że matką roku to ona nie zostanie, a wręcz przeciwnie, dziewczyna już się o to postara. Zmęczona usiadła pod drzewem, rozglądając się uważnie czy w pobliżu nie ma żadnego dendrofila, ci potrafili być wredni, kiedy ktoś pojawiał się w pobliżu ich ulubionych drzew.
Przymknęła oczy i starała się wyrównać swój oddech. Jeszcze chwila a serce wyskoczy jej z piersi i zwieje gdzie pieprz rośnie, była tego świadoma i w pewnym sensie je rozumiała, też by nie wytrzymała, gdyby cały czas musiałaby być w ciele takiej wariatki…
– Pssst. – Usłyszała głos gdzieś obok. Zaniepokojona rozejrzała się dokoła, jednak nikogo nie zauważyła, więc ponownie zamknęła oczy.
– Pssssst. – Głos nasilił się.
Zdenerwowana tym, że ktoś psuje jej święty odpoczynek, wstała i ponownie rozejrzała się z zamiarem zabicia nieznajomego. Odwróciła głowę w prawo, potem w lewo i napotkała spojrzenie czarnych oczu. Oczy należały do ciemnowłosego chłopaka, który… zwisał do góry nogami na drzewie.
– To ile chcesz? – spytał grzebiąc z kieszeni.
– Ale ile czego? – odparła głupio nie wiedząc o co chodzi, już miała się wycofać i pobiec jak najdalej stąd, jednak w tej samej chwili nieznajomy wyciągnął do niej dłoń i podał jej coś. Woreczek z białym proszkiem.
– Dobra, nie mów nikomu, że masz to ode mnie i pamiętaj, najlepiej ćpa się pod prysznicem. – Chłopak zgiął kolana i zniknął w liściach drzewa. „Niezła kryjówka”, pomyślała.
Melia spojrzała niepewnie na woreczek znajdujący się na jej dłoni. Niby gdzie miała teraz znaleźć prysznic? Do domu wrócić nie mogła, nie wiedziała gdzie jest Obóz, a na hotel nie było ją stać. Paranoja. Schowała do kieszeni prezent od nieznajomego i chwyciła walizkę. Chciała ruszyć, jednak nie była pewna gdzie powinna się udać. Z rozmyśleń wyrwał ją głośny hałas, po raz któryś już tego dnia, a następne co pamięta to latające gwiazdki wokół jej głowy.
Ej. Czemu ona dostala prochy za darmo,jak cala reszta musi placic?:<
Najlepszego,Mel.
Jeszcze raz Wszystkiego Najlepszego Melio 😀
Byłoby na stronce już wczoraj, ale w Pon zbyt dużo się naćpałam i rozchorowałam i nie miałam jak pomóc. ;c
A teraz zaprezentuje pomysł Eur i Ann: Zgadnij, która z nas napisała którą część. Ciekawe czy wyłapiesz moje wypociny.
Jeszcze raz wszystkiego najlepszego Sadełko <3
Pozdrawiam
O-BO-GO-WIE.
Dresy, szczena mi opadła. Ale nam to fajnie wyszło!
Mel nas zabije za ruszoffy i Afro 😀
Wincenty, sorry, że z opóźnieniem, ale Dres, który to wymyślił (nazwiskami nie będę rzucać) jest bardzo inteligentny i powiadomił nas dzień przed Twoimi urodzinami, więc się nie wyrobiłyśmy :C Życzenia ode mnie masz na fejsie, dodam więc tylko (Bo zapomniałam o najważniejszym ;__;), kupę kasy na książki i ćpanie, bo wiadomo, dziś wszystko drożeje. Pamiętaj, że najlepiej ćpa się pod prysznicem 😀
Świetne ^^ Skończyłyście w takim momencie, że może zrobicie CD?
Byłoby fajnie 😉
Dobra Melia, życzę Ci, abyś wyszła za jakiegoś milionera, spełnienia wszystkich marzeń (te o Percym i Ann oraz ich bachorach też może być o.O), dużo książek RR., mnóstwo czekolady (to standard w życzeniach, bo kto nie lubi czekolady lub nie jest uzależniony?) i oczywiście mega dużo weny 😉
Ach, moje ukochane Dresy 😀
Na początek taki wielki wirtualny hug dla was:
http://24.media.tumblr.com/198043df37ece19e5d8cdb294c12617b/tumblr_miebkcv0rH1s3ongao1_500.gif
Okropnie dziękuję wam za życzenia, tak mi się miło zrobiło i z bananem chodzę na twarzy aktualnie 😀 Tak poprawiłyście mi humor i jednocześnie na światło dnia wyciągnęłyście wszystkie moje dziwne zachowania 😀
Ale, ale. Leon jest lepszy xD No rozwaliłyście mnie wam powiem. I racja – najlepiej ćpa się pod prysznicem. No normalnie was kocham 😀
<3
STO LAT MELIA! Życze ci samych sukcesów, masy słodyczy *.* i żebyś od nich nie tyła i mogła je jeść ile chceeesz, samych uśmiechów, dużo prawdziwych przyjaciół i wszystkiego co sobie zapragniesz!
Hmm, wypadałoby złożyć życzenia, ale jakoś nie mam koncepcji na żadne. Nie znam też solenizantki zbyt dobrze, więc trudno mi coś wymyślić. W takim razie (mało oryginalnie) dodam: wszystkiego, co tam sobie chcesz.
SADEŁKO, KOCHANIE WSZYSTKIEGO NAJ!!!!!!! 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀
Jakby to powiedzieć.
Wszystkiego naj i przejścia na Ciemną Stronę mocy czyt. metal 😀
WSZYYYYYYYSTKIEEEEEEEEGGGGGGGGOOOOOOO NAAAAAAAAJJJJJLLLLLLEPSZZZZZEEEEGOOOO (z opóźnieniem xD)
opko mnie rozwaliło i (przyznam się) nie podejrzewałam Cię o niektóre spraw xD. 😀 A więc moja kochana córecko Afro jeszcze raz naaaaaaaaaaaaaaj lepszego :*.
Najlepszego :*
A opko przezabawne :D.
PS. Nie lubię się powtarzać, a przecież już złożyłam Ci życzenia i to nawet w realu, dlatego się tu nie rozpisuję xD.
Super opko. „gdybym miała, to by mi stanął” Ann24 jakbym ciebie słyszała!!!!
Spóźnione życzenia, ale najlepszego! Uhuhu sto lat! Dużo miłości, żebyś znalazła Wielką Pande i ogólnie samych uśmiechów. :3
Hahahaha, to to akurat był mój tekst :p
Melia i to z Leonem też ^ ^
Toś ty?! A ja o wszystkie zboczone teksty Pass obwiniałam 😀
Jasne, wszystko zwalić na Pass xD Nie miałam się jak popisać swoim spaczonym umysłem, następnym razem bardziej się postaram i będzie tyle zboczonych tekstów, że jebniesz na swoją brudną podłogę.
Hahahaha! Teraz to ja jebłam! 😀
No na to cały czas czekam! :*
HAHAHAHAHAH ja też tak mówię ;3
Dobra, to jeszcze raz kochana!
Wszystkiego najlepszego, samych wspaniałych ocen i wiedzy od Ateny, wymarzonego gimnazjum, serialowej miłości od Afrodyty, prawdziwej przyjaźni, talentu i weny od Apolla, dużo zdrowia, prezentów i spełnienia marzeń :* :* :*
P.S. Chyba nie myślałaś, że o Tobie zapomniałyśmy, co? Szkoda tylko, że opko nie pojawiło się w Twoje urodzinki, miałabyś większą niespodziankę 😛
Dres Andżei :*