Zawsze się zastanawiam co napisać w przedmowie. Pewnie równie dobrze mógłbym jej nie pisać, ale taki zwyczaj panuje na rr, więc tego nie pominę.
Długo (ponad rok) zwlekałem z napisaniem kontynuacji tego opowiadania. Co prawda poprzednia część spotkała się z entuzjazmem z Waszej strony, ale miałem wątpliwości czy pisać dalej. W ciągu tego czasu często wchodziłem na bloga myśląc: „w końcu muszę napisać tego <<Syna Wiatru>>”, ale gdyby nie wsparcie jednej osoby nigdy bym tego nie zrobił.
Tak więc mam zaszczyt wam przedstawić „Syna Wiatru”.
Opowieść tę dedykuję Chione, bez której pewnie nigdy bym tego nie napisał.
Bitwa o sztandar
Gdy tylko dano nam znak do bitwy, udaliśmy się do naszej bazy. Mieściła się ona na średniej wielkości wzniesieniu po środku lasu. Stała na polanie, a więc dookoła niej nie było zbyt wielu drzew, za to na niej samej było ich dość sporo, więc było gdzie się kryć. Niestety, miało to swoje ujemne strony, na przykład takie, że jeśli przeciwnicy przedrą się przez obronę u stóp wzniesienia, to też będą mieli dobre kryjówki. Na szczęście, zanim by się tam wdarli, większość można by odstrzelić na polanie. Flaga została umieszczona na wielkim kamieniu, na samym góry. Gdy tam dotarliśmy, Annabeth zaczęła rozdzielać zadania.
-Percy! Ty, razem z domami Zefira, Skirona i Lipsa nachodzicie ich od zachodu. Taktyka „orzeł”! I Bill!-zwróciła się do wysokiego, ciemnowłosego chłopaka.- Pamiętaj, że to bitwa i że nie możesz zarywać do dziewczyn od Afrodyty! – wszyscy się roześmieli, bo Bill Withers, syn Zefira, znany jest z tego, że próbuje poderwać każdą dziewczynę w obozie. Następnie córka Ateny spojrzała na niską, jasnowłosą dziewczynę o łagodnych, zielonych oczach.– Diane, ty będziesz ze swoim domkiem pilnować flagi i udzielać pomocy medycznej, w razie potrzeby. Nie chcę cię urazić, ale nie sądzę, by Demeter była dobra w walce. Anne, ty z Blake’iem, Georgem i Admetem pilnujecie przejścia granicznego. –komenderowała dalej. – Kiedy ktoś będzie chciał przejść przez polanę, strzelajcie, ale tylko strzałami ogłuszającymi. Nasłuchujcie sygnału. Ja z domami Apeliotesa, Eurosa i Kajkiasa nachodzę ich od wschodu. Notos, wy chronicie bazę, a mój domek jest w odwodzie. Wszystko jasne?-zapytała.
-Jasne, jasne. Omawialiśmy to już dziesiątki razy. Nie denerwuj się tak Ann – odpowiedział Percy swobodnie oparty o drzewo i sprawiający wrażenie, że nie słuchał absolutnie niczego, co mówiła Annabeth.
Annabeth w zamian zmierzyła go lodowatym spojrzeniem. – Wiesz przynajmniej co masz robić? – spytała na pozór spokojnie.
– Oczywiście! – odpowiedział Percy wesoło. – Który to raz ja dowodzę? Dam sobie radę.
-No dobra – dała za wygraną Annabeth. – A teraz szczęśliwej drogi i niech bogowie mają was w swojej opiece. Do boju!
Po tych słowach rozbiegliśmy się na swoje stanowiska. Ann i George wlecieli (dosłownie) na drzewa, których już wcześniej kilkakrotnie używaliśmy jako wież obserwacyjnych, i rozmieścili się tam w dogodnych do strzału pozycjach. Ja z Blakiem mieliśmy za zadanie chronić bazę w walce wręcz, chociaż obaj mieliśmy także łuki zarzucone na ramię i kołczany przypięte na modłę mojego domku, przy biodrach (wspominałem już, że tak jest wygodniej?). Percy razem ze swoim oddziałem pobiegł w las, a po chwili także złotowłosa córka Ateny udała się na wschód, aby zajść ich od przeciwnej strony niż syn władcy mórz.
Moglibyście teraz zadać pytanie: na czym polega ta taktyka orła? Jest to specyficzna taktyka opracowana przez mnie, Ann i Percy’ego. Zastanawialiśmy się kiedyś jak dopracować „kleszcze”, bo choć jest to dobra formacja, to już oklepana i łatwo ją przezwyciężyć. Podczas narady mój wzrok padł na rysunek orła narysowanego przez Annabeth. To mnie natchnęło.
Widzicie skrzydła? To są dwa oddziały; Percy’ego i Annabeth. To kółko (nie ma go na prawdziwym obrazie) to baza przeciwników. Przeciwnicy zostaną zaatakowani ze wschodu i z zachodu. Kiedy wrogowie spróbują ich odeprzeć, oni zaczną się wycofywać i postarają się ich wciągnąć w walkę z dala od flagi. Na dany sygnał, my, to znaczy mój domek, zaatakujemy. W założeniu ma to przypominać orła w locie. Najpierw, gdy orzeł macha skrzydłami, dziób zostaje w tyle, a potem skrzydła się wycofują, a głowa „atakuje” powietrze przed sobą. W razie kłopotów z łatwością wschodnie i zachodnie skrzydła cofną się i przegrupują, ponieważ „dziób”, gdy będzie w ataku w każdej chwili będzie mógł ruszyć na pomoc wybranemu oddziałowi. Taktyka nigdy wcześniej nie testowana w bitwie… Dużo może nie wyjść, ale jeśli wygramy, to na sztandarze po raz pierwszy, od powstania naszego domku, pojawi się znak Boreasza, głowa o dwóch twarzach. Widzicie więc jak ryzykujemy obierając tę strategię.
Mijają minuty. Czas wlecze się niemiłosiernie. Wsłuchuję się w delikatny szum drzew w nadziei, że niedługo dosłyszę hasło do ataku. Liście falują na delikatnym wietrze. Ten widok mnie trochę uspokaja, ale nadal czuję, że nerwy mam napięte do granic wytrzymałości. A co, jeśli się nie uda? Niby nic się nie stanie, nie pierwszy raz przegramy, ale to ja wymyśliłem tę taktykę, to na mnie będzie skierowany gniew innych. Zaufali mi, a jeśli nawalę… „Dosyć! Nie myśl o tym!”– nakazuję sobie. Nagle słyszę okrzyki orła. Liczę je. Raz… Dwa… Trzy… To był znak! Szybko przekazujemy stanowiska obronne Notosowi i ruszamy do ataku. Przemykamy się lekko między drzewami. Nie słychać naszych kroków. Jeszcze jedna zdolność od naszego taty. Możemy się poruszać bezszelestnie i szybko jak wiatr. Nagle słyszę kroki i szelest liści pod czyimiś stopami. Daję znak do ukrycia się. W pewnej chwili zza drzew po prawej stronie ode mnie wynurzają się bracia Hoodowie razem z kilkoma swoimi braćmi i siostrą. Idą prosto na naszą bazę. Jak najciszej wyjmuję strzałę z kołczanu i nakładam na cięciwę. Kątem oka widzę, że reszta mojego rodzeństwa robi to samo. Prawie niedostrzegalnie kiwam głową. Napinamy cięciwy i oddajemy strzał. Obaj grupowi domku Hermesa padają, a wraz z nimi trzech innych. Dwóch, których nie dosięgły nasze strzały rzucają się do ucieczki. Anne i ja jednocześnie naciągamy łuki i wypuszczamy strzały. Uciekinierzy, jasnowłosy chłopak i ruda dziewczyna, padają. Nie mamy czasu, aby coś z nimi zrobić. Już i tak mamy lekkie opóźnienie. Jak najszybciej powstajemy i ruszamy biegiem. Po pięciu minutach biegu dochodzi do nas szczęk broni i okrzyki. Po chwili naszym oczom ukazuje się walka oddziału Percy’ego z domkiem Aresa. Żałujcie, że tego nie widzieliście. Clarisse z ogniem w oczach naciera na syna Posejdona, a on z niewielką burzą dookoła siebie równie zażyle paruje jej ciosy. Widzę, że połowa jego oddziału padła z rąk dzieci boga wojny, ale nasi również poczynili znaczne straty u przeciwników. W tym chaosie udaje się nam niepostrzeżenie przejść obok walczących i dobiegamy do naszego celu, którym jest sterta głazów, z jednej strony okolonych strumieniem, z drugiej tak gęstymi krzewami, że nie sposób się przez nie przedostać. Prowadzi tam tylko jedna ścieżka, dosyć mocno obwarowana, aczkolwiek sporo obrońców ruszyło za Ann i Percy’m. Jak na komendę rozwijamy skrzydła i przelatujemy strumień, manewrując między strzałami oddawanymi przez synów i córki Apollina. Blake dostał i spadł do wody. W ostatniej chwili udało mi się go pochwycić falą, bo jako wnuk boga mórz mam częściową władzę nad wodą. Udaje się nam przedrzeć przez zaskoczonych obrońców. Rozbrajamy bez większych problemów domek Hekate, ale Anne dostaje strzałą ogłuszającą od jakiegoś Apollinowca. Wściekli, ruszam na nich razem z Georgem i pokonujemy domek boga sztuki. To takie wymoczki, że bez problemów ich rozgramiamy. Ten dom nigdy nie był zbyt dobry w fechtunku. Porywam flagę, daję sygnał Annabeth i Percy’emu, aby nas osłaniali i ruszamy z powrotem. Szybko dobiegamy do strumienia granicznego. W biegu skaczę, już znajduję się nad wodą…. Nagle przestają do mnie docierać obrazy i dźwięk z bitwy.
~*~
Stałem samotnie na pustkowiu… Dookoła była tylko pustka. Idealna pustka. Podemną nic nie było, podobnie jak nademną i po bokach… Cisza była absolutna, wypełniała każdy skrawek mojego ciał, wciskała się w uszy i naciskała na mnie ze wszystkich stron. To było nie do zniesienia. Znacie to uczucie, kiedy wokoło was jest napięta cisza, kiedy strony sporu milczą, ale czuć napięcie dookoła nich? Tak było ze mną, tyle, że dziesięć razy mocniej. Nagle wszystko stało się czarne i odezwał się zwielokrotniony głos mówiący:
Dzieci wiatrów ośmiu popłyną w głębiny
Poprowadzi je tam syn wiatru i morza jedyny
Odnajdzie przeciwnika i jeden zwycięży
Syn Wiatru, lub wróg jego najpotężniejszy
Z przyjaciółmi przejdzie próbę szczęśliwie
Lecz bez nich, sam, niechybnie zginie
Droga będzie wiodła przez morza i ziemię
Na końcu wiatr odzyska zagrabione mienie
~*~
Dźwięk wraca i odzyskuję wzrok. Ląduję na ziemi za strumieniem. Wygląda na to, że nikt nie zauważył tego, że straciłem przytomność. Tutaj nawet nie minęła sekunda, a w moja wizja trwała przynajmniej kilka minut.
Odzywa się róg. Koniec bitwy. Wygraliśmy! Czuję jak wiele rąk chwyta mnie i resztę mojego rodzeństwa i podrzuca w górę. Jesteśmy dzisiaj bohaterami. Podnoszę wysoko sztandar z Kaduceuszem. Flaga zamigotała i zamiast laski ze skrzydłami widzimy głowę o dwóch twarzach na tle płatka śniegu. Symbol Boreasza.
Dzisiaj na ognisku wśród naszej drużyny panuje tak doskonała atmosfera, że pieczone kiełbaski pękają od żaru, a chleb trzeba trzymać metr od ognia, aby się nie zwęglił. Nastrój lekko psuje mi wspomnienie mojej wizji. Myślę, że póki co nie należy nikogo niepokoić tą przepowiednią, którą to moje widzenie z pewnością było. Jutro rano pójdę i wyjawię wszystko Chejronowi. On będzie wiedział co robić. Dzisiaj nie warto nikomu psuć humoru. Nawet przeciwnicy gratulują nam dobrej strategii i proszą o wyjawienie jej. Chętnie to robię, bo wiem, że i tak nie zawszę będę walczył z taką drużyną jak ostatnio, więc i tak wszyscy prędzej czy później się o tym dowiedzą od np. Annabeth kiedy będzie w przeciwnej drużynie.
Po dwóch godzinach imprezy i bitwie wszyscy są padnięci i wloką się do łóżek. W domku długo jeszcze leżę i rozmyślam o całym dniu. O bitwie, balandze i mojej taktyce. Te myśli rozpraszają moje zmartwienie wizją i zasypiam powoli przekonany o jednym.
To był dobry dzień.
*złowieszczy chichot* Udało mi się wyszukać błędy. O.o
Podemną- pode mną
Powtórzenie słowa „padają,” i „napięta” i „napięcie” w jednym zdaniu. Zmieniałeś też czas: przy rozdzielaniu zadań przeszły, przy walce teraźniejszy, przy przepowiedni znowu przeszły, później ponownie teraźniejszy i ostatnie zdanie w przeszłym. Nawet nie wiem do końca, czy to był błąd czy jakiś rodzaj dziennika, jakiś środek stylistyczny czy coś w ten deseń, ale mi to nie pasuje. No i szkoda, że nie opisałeś walki z dziećmi Hekate. To mogło być ciekawe i dziwne mi się wydało, że tak łatwo je pokonali, no bo one jednak czarują. Ale taki pewnie twój zamiar, twoja fabuła i właściwie tak też jest bardzo fajnie. Opko jest ciekawe, opisów nie jest za mało, no i świetną strategię wymyśliłeś! Aha, i sorry, że mimo, że jestem od ciebie o trzy lata młodszy i do tego jestem na blogu o wiele krócej niż ty, to i tak ci wytykam błędy. ^^ Ale cóż, mam nadzieję, że moje głupawe rady jakoś ci pomogą. XD Naprawdę boskie opko.
Od czego by tu zacząć… Może po kolei.
Słowa „podemną” n ie byłem pewien, więc je zostawiłem.
Przepraszam za powtózenia, starałem sie ich unikać.
Masz rację co do zmian czasów. Jakoś nie zwróciłem na to uwagi, aczkolwiek mi to nie przeszkadza.
Co do walki z Hekate, też stwierdziłem, że oni czarują, ale jakoś mi nie pasowały te czary. Mogłem zmienić ich na inny domek, ale stwierdziłem, że niech już zostaną.
Co do wytykania błędów, to nie przeszkadza mi to. Dawno nie pisałem opowiadań, więc muszę sobie odświeżyć teorię
ciał – ciała
wciskała się w uszy i naciskała na – bardzo blisko, bardzo podobne wyrazy
kiedy wokoło was jest napięta cisza – nie wiem czy to jest dobrze czy źle, ale (według mnie) lepiej pasowałoby kiedy wokół was panuje napięta cisza
Normalnie szok, że ja, będąca tu krócej od was obu, też znalazłam błędy ^^. Opko bardzo ciekawe i wciągające. Bije głębokie pokłony za wymyśloną taktykę i przepowiednie. Chciałabym kiedyś wymyślić coś takiego. Czekam na kolejną część i nie wahaj się czy pisać dalej i publikować, bo piszesz na prawdę dobrze
Pozdrawiam.
Opko Celahira! Opko Celahira! 😀 Jej!
Już Ci mówiłam, że lubię jak piszesz. Opowiadanie jest rozbudowane, dużo opisów, dużo akcji. Podoba mi się pomysł z wizją, przepowiednia jest ciekawa I nie wahaj się więcej, tylko pisz
Przyznam, że musiałam przeczytać wcześniejsze opka dopiero teraz (bo jestem tu od… 7 miesięcy nie licząc krótkiej przerwy) i jestem zachwycona „epickością” (czyli wszystkim) opka. Pisz dalej!
Nie wkleił sie obrazek orła
Macie link do niego 😉 (nie ja rysowałem):
http://imageshack.us/photo/my-images/541/orzel.jpg/
Wreszcie się doczekałam! Yeah! Aż tak trudno było napisać to CD? Najwyraźniej tak xD. Poprawił Ci się styl pisania. Patrzę na pierwsze opko i porównuję z tym i… po prostu czarna magia :D. Są dialogi, przeżycia, opisy itp., a tego w pierwszej części po prostu nie było [bez obrazy].
Opisy strategii… takowych mogę Ci pozazdrościć. Są po prostu genialne. Jakbym czytała książkę.
Jakieś tam drobne błędy zrobiłeś, ale uważam, iż to opowiadanie jest naprawdę świetną robotą. I masz rację, beze mnie byś tego nie napisał – codziennie „a kiedy napiszesz nowego Syna Wiatru”? Ja mam w zwyczaju męczyć ludzi, aż do skutku :D, nie miałbyś szans tego nie nie stworzyć.
I teraz także zapytam „a kiedy napiszesz nowego Syna Wiatru?”
Gdy już napisałeś o Billu, nie musiałeś dodawać, że „zarywa do każdej dziewczyny w obozie” bo to wiadome, prawdę mówiąc 😀
Wściekli, ruszam na nich razem – o co chodzi w tym zdaniu?
skrawek mojego ciał – ciała
A teraz drogi Celahirze usiądziesz do komputera i napiszesz następną część, bo ta była tak dobra, tak bardzo, bardzo dobra, że po prostuuu muuusisz dać mi następną część. TERAZ XD
„Wściekli, ruszam na nich razem”
Na początku było „Wściekli, ruszamy na nich razem”, a potem miało być „Wściekły, ruszam”, ale zapomniałem zmienić 😀
Celahirze takty wojenną to ty masz zaczepistą 😀 Super piszesz Elficki pokłon sie należy 😀
Akapit przed przepowiednią pełen powtórzeń: Trzy razy „być” i dwa razy „ciskanie”. jedna literówka, też w tym akapicie. I jeszcze jedno: Nie wiem, czy nie zauważyłeś, cz nie wiedziałeś, ale i tak tłumaczę: Kiedy masz zdanie w dialogu, gdy postać A zwraca się do postaci B (Przeklęta algebra męczy mnie nawet tutaj), przed imieniem na końcu powinien być przecinek, w ten sposób: Nie denerwuj się tak, Ann.
Z błędów na tyle. Widać, że interesujesz się historią czy bitwami, bo inaczej nie zawracałbyś sobie głowy wymyślaniem i objaśnianiem taktyki. Spodobało mi się to. Czytając wcześniejsze części widać, jak bardzo się poprawiłeś. Praktycznie nie ma błędów. Może nie jest to też jakieś niesamowite opko, ale ma w sobie urok. Tak się pisało fanficki dwa, trzy lata temu. Nie twierdzę, że jesteś, nie wiem, zacofany czy niekreatywny. To był po prostu powrót do starego bloga. Aż dziw, że tło jest niebieskie, a nie czarne 😉
O przecinkach wiem, ale tamtego braku nie zauważyłem.
Wiem, że nie jest niesamowite. Pisałem tego typu tekstów niewiele, więc nie mam zbytniej wprawy. Następnym razem się postaram
Wow. Nie czytalam poprzednich czesci,ale biorac pod uwage dlugosc Twojej przerwy,to sie nie dziwie xD
Jest tych kilka literowek,ale to juz chyba wszyscy wypisali. Nawet nie zauwazylam brakow przecinkow,a to juz jest megaosiagniecie xD
Czekam na kolejna czesc i mam nadzieje,ze bedzie szybciej <D
może wyślesz do do Ricka? Może to wykorzysta. Jestem za
Może wyślesz do do Ricka? Może to wykorzysta. Jestem za. Trzymaj się 😉
przerwa była, ale się skończyła i masz mi szykować następną część, a nie te wszystkie spojlery na chacie :D. Ogólnie jestem już tak zmęczona, że znalazłam tylko już wymienione błędy i trochę moich, ale nie chce mi się ich wypisywać :P. Opko ciekawe i ma swój własny styl 😀 raz zabrakło mi jednego akapitu, ale poza tym wszystko cud, miód, herbatka <3
Jak obiecałam, jebię komentarzem.
Ta część ma sens, kiedy czyta się ją w pełni przytomnie i stwierdzam, że jesteś niesamowity, bo chciało Ci się wymyślić strategię i ją opisać tak, abyśmy my niemądrzy ludzie, byli ją w stanie zrozumieć. Pokłon. No i walka też ciekawie opisana, nie było „Pobiegłem tam, uderzyłem mieczem, pokonałem strumyk i rozwaliłem resztę wrogów”. Ktoś już zauważył, że trochę dziwne, że dzieci Hekate pokonali tak łatwo, ale wgłębiać się w to nie będę.
Przepowiednia też ciekawa! Tagg, ubolewam nad faktem, że moje twory są ehm….
Czytałam wszystkie części pod rząd (więc wiem co to prawdziwe czytanie dziffko!), więc widać tą różnicę.
Pozdrawiam, niech Wielka Panda nad Tobą czuwa.
Ahh, i skłamałam, nie jestem w pełni przytomna : D