Napisane pod wpływem chwili i inspiracją „Piosenki Drewnianych Lalek”, w wykonaniu Bunny Kou. Dla Pallas Ateny i Melii, za wszystko, a przede wszystkim
za to, że są. Mam szczerą nadzieję, że to hmm… coś… się Wam spodoba. Powtórzenia, które dało się zauważyć w niektórych miejscach były celowe.
Ludzie mówią, że nie mamy duszy,
Ludzie mówią, że nie znamy łez,
Lalki z drewna przecież nic nie wzruszy…
Lalka nie ma serca, czy to prawdą jest?
Całe życie zawieszani
Na sznurkach cieniutkich,
Czyimś ruchem poruszani,
Dla uciech malutkich,
Wszystko z drewna,
Więc drewniane życie.
Wciąż nie pewna w życiu dola twa,
A piosenka którą tu słyszycie,
Dziś w drewnianej duszy
Marionetki łka!
Ludzie mówią: nie znają czułości,
Ludzie mówią: lalki nie kochają,
Są drewniane nie znają miłości…
Mówią ludzie tak czy racje mają?
Cover: Bunny Kou, oryginał: Monika Malec –
„Piosenka Drewnianych Lalek”
Mała Charlize bawi się w wielkiej Sali teatralnej. Otwarte na oścież okna wpuszczają do środka ciepłe, letnie powietrze. Ale ona przecież nie wyjdzie na zewnątrz… Nie może. Spogląda ze smutkiem na wózek inwalidzki, na którym siedzi. To był zwykły wypadek. Wybiegła na ulicę w pogoni za kartkami papieru zapisanych jej opowiadaniami. Chciała je złapać, nie mogła pozwolić by przepadły… A później przepadło wszystko. I jej krótkie historyjki i jej zdrowie. Dziewczynka wzdycha. Jej matka – bogata aktorka,
co miesiąc wynajmowała największą salę w teatrze na cały weekend, by niepełnosprawne, ośmioletnie dziecko mogło zaznać choć trochę szczęścia. Bo Charlize
kochała teatr, niemal tak samo, jak kochała kiedyś pisarstwo. Jednak po wypadku to się skończyło. Nie miała pomysłów, ani weny. W jej głowie ziała pustka.
Później poszła zobaczyć matkę na przedstawieniu teatralnym i tu zaczęła się jej pasja… Pasja na całe życie.
Pięćset teatralnych lalek. Dziś wybrała postacie z działu: osoby mitologiczne. Mitologia była ciekawa.
Interesowała ją. Mała spróbowała dosięgnąć leżącej dwa metry dalej laleczki, przedstawiającej dziewczynę o długich, blond lokach i szarych oczach. Nie udało jej się. Wychyliła się z wózka jeszcze bardziej, próbując złapać postać małymi paluszkami. Ta próba także się nie powiodła. Charlize poczuła łzy spływające jej po policzkach. Ta bezsilność… Złapała sześć najbliższych, leżących na deskach sceny lalek i cisnęła nimi o ścianę.
Upadacie.
****
– Nie! Percy, nie! – wrzask Annabeth przebił się przez ogólny hałas panujący na polu bitwy. – Uważaj! – Było już jednak za późno. Dziewczyna poczuła gorące łzy
na policzkach, gdy syn Posejdona, wraz z pięcioma innymi herosami, został chwycony w pasie i rzucony na ziemię przez odrażającego potwora o głowie ślicznej
dziewczynki i ciele ogara.
Czy coś mu się stało? Czy żyje? Z odpowiedziami na te pytania musiała jeszcze zaczekać. W tej chwili nie było jej dane dotrzeć do niego. Leżał na ziemi dwadzieścia
metrów dalej, pośród trupów, krwi i pyłu. Nie ruszał się. Córka Ateny bała się najgorszego, jednak miała przed sobą ścianę walczących, co chwila nacierały na nią potwory…
***
Charlize podjeżdża wózkiem do marionetki o blond włosach. Trzyma ją w rękach, gładzi po włosach.
Delikatnie dotyka twarzy, wyobrażając sobie, że postać jest żywa i jest jej przyjaciółką. Ale to przecież niemożliwe. Charlize nigdy nie miała przyjaciół…
Nagle wyrywa z włosów szpilkę i wbija ją lalecze w ramię. Nie może się opamiętać, wyładowuje na drewnianej osóbce cały swój żal, nazbierany przez całe życie. Chce żeby cierpiała, mimo że wie, że ona nigdy nie miała duszy, nigdy nie poczuje bólu. A
może jednak…? Dziecko odrzuca sadystyczne myśli i delikatnie umieszcza blondyneczkę na ziemię.
Cierpicie.
****
Potwór łapie Annabeth za ramię. Dziewczyna krzyczy i wyrywa się, próbując oddać sztyletem… Nic to nie pomaga. Jest za duży. Zbyt silny. A ona jest słaba.
Mała. Nic nieznacząca. Jest lalką na wielkiej scenie, zwanej światem. Płacze cicho, szykując się na ostatnie chwile swego krótkiego życia. Nagle dziewczyna
czuje ból. Potworny, obezwładniający ból. Gdzieś tam prawdopodobnie umiera Percy. Druga, lecz największa miłość jej życia. Ona też zaraz umrze.
Ból rozprzestrzenia się. Nagle zdaje sobie sprawę, że emanuje on z jej lewej ręki. To pazur potwora przebił się przez jej mięśnie i ścięgna, docierając aż do kości.
Córka Ateny wrzeszczy. I nagle zostaje upuszczona na ziemię. Tak po prostu. Tak zwyczajnie. Jakby była laleczką, rzucona przez znudzone zabawką dziecko…
***
Charlize po chwili wahania podnosi jednak drewnianą osóbkę z ziemi. Na sznurkach prowadzi ją do marionetki-chłopca o czarnych włosach i zielonych
oczach, ubraną w szatę greckiego kroju. Wyobraża sobie, że tamci są parą. Że chłopiec został ciężko ranny, a dziewczyna spieszy mu na pomoc, poprzez pole walki.
Ze go kocha i zrobi wszystko, by nie zginął.
Miłujecie.
***
Annabeth nie zważając na krew spływającą obficie z ramienia biegnie przez środek bitwy, co chwila odpierając atak jakiegoś potwora. Musi dotrzeć do Percy’ego, po prostu musi! To, że potwór pozwolił jej odejść było cudem… Znakiem, iż musi uratować syna
Posejdona. I nie podda się póki tego nie zrobi.
Wreszcie dobiega do niego. Nikt się nim nie interesuje, wszyscy myślą, że chłopiec już nie żyje. Może to i prawda, ale ona musi się przekonać na własne oczy.
Bada mu puls. Bije, ale słabo. Ale jednak bije, a to znaczy, że Jacksona da się jeszcze uratować. Zabijając równocześnie potwora o ciele skorpiona, Annabeth wyciąga z kieszeni bandaż i obwiązuje nim krwawiącą głowę swojego chłopaka. Po chwili podtyka mu pod nos sole trzeźwiące. Percy budzi się.
***
Charlize porzuca postacie blondynki i chłopca o czarnych włosach. Zgarnia z podłogi cztery inne lalki, przedstawiające Hydrę, Cerbera, Meduzę i Polifema.
Drewnianymi marionetkami otacza spoczywającą na ziemi, w jej wyobrażeniach parę. Nagle ciągnie za sznurki dziewczynę i podrywa ją z desek sceny, po czym zaczyna tłuc jej rękoma Cerbera. Czarnowłosy chłopak leży na ziemi i pustymi szklanymi oczami
patrzy się w sufit teatru. Nagle Charlize atakuje go Polifemem na sznureczkach, próbując go udusić, tak jak można udusić lalkę, czyli na niby. Po jego drewnianym policzku spływa łza…
Walczycie.
***
Annabeth czuje się obserwowana. Nagle odwraca się od rozbudzającego się Percy’ego. Otaczają ich potwory. Meduza, Hydra, Polifem i Cerber. Teraz ona i Percy nie
mają szans, doskonale o tym wie. Jednak chce umrzeć w walce, z honorem, a nie w bezczynności. Zaczyna młócić sztyletem Cerbera, chcącego odgryźć jej dłoń. Do
Percy’ego zlatuje się reszta potworów. Polifem usiłuje go udusić… Annabeth odpycha na chwilę kopniakiem trójgłowego strażnika Podziemia i wbija sztylet w potylicę króla cyklopów. Ten rozlatuje się w pył.
***
Charlize jest zmęczona. Rozgrywa walkę między herosami, a potworami po swojemu, jednak chce jej się jeść. Za chwilę zresztą przyjdzie po nią matka i wrócą razem do domu. Bez ojca, którego nie znała. Bez rodzeństwa. Same.
Dziecko znów wyciąga z włosów szpilkę. Teraz tę najostrzejszą. Przez chwile trzyma ją w ręce i patrzy z powątpiewaniem, lecz po chwili po kolei wbija ją w
tułowia marionetek: czarnowłosego chłopca i blond dziewczyny. Z ich piersi wytryskuje krew…
Ośmiolatka krzyczy, po czym najszybciej, jak może, gna na kołach wózka inwalidzkiego w stronę wyjścia z sali. Kolejnego dnia zostanie zaprowadzona do psychologa i zostawiona z faktem, że musiało jej się to przywidzieć lub przyśnić.
Umieracie.
***
Annabeth nawet nie wie, kiedy to się dzieje. Po prostu…
Życie zostaje z niej gwałtownie wydarte. Meduza wyszarpuje z jakiegoś trupa na polu bitwy miecz i przebija jej nim serce, gdy córka Ateny próbuje obronić Percy’ego. Za późno. Po chwili on też nie żyje. Byli nic nieznaczącymi lalkami na sznurkach, na jednej, wielkiej
scenie nazywanej po prostu „Świat”. Zginęli, bo takie było ich przeznaczenie.
Upadacie. Cierpicie. Miłujecie. Walczycie. Umieracie.
To wasze przeznaczenie. Nie uciekniecie od niego.
Nigdy. A może Ty też jesteś marionetką…?
Taaa. Może się podobało, a może nie. Przypominam:
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Zadanie domowe: rozkmińcie, czy Wy też jesteście
marionetkami.
Buziaczki
Chione
Oryginalny pomysł. Ta dziewczynka… Historia jest spójna, aczkolwiek najpierw nie skumałam, o co chodzi. Marionetki. Cóż, myślę, że każdy trochę jest marionetką, obojętnie, kto nim steruje. obojętnie, czy jest marionetką w rękach Boga, żądnego władzy człowieka czy swoich. tak czy inaczej, ktoś kieruje jego losem.
A więc tak. Jestem marionetką.
blond dziewczyny – lepiej brzmiałoby blondwłosej
Wkradło się trochę spacji w sensie akapitów, że mamy tekst i nagle go urywa. Ale to chyba nie twoja wina.
Podobało mi się, aczkolwiek z piosenką mam złe wspomnienia (szkolny chór, taa…)
A, i jeszcze jedno coś. Napisałaś
„Dziewczyna krzyczy i wyrywa się, próbując oddać sztyletem…”
Co? Lepiej by brzmiało: „Dziewczyna krzyczy i wyrywa się, próbując oddać sztyletem cios…” Chociaż oczywiście to, co napisałaś, też jest poprawne 😉
Jeszcze poprawniej brzmi wersja:
“Dziewczyna krzyczy i wyrywa się, próbując oddać cios sztyletem…“
Tak bardziej po “polskiemu“ :P.
Podobało mi się. Oryginalne. Bardzo fajnie połączone. Dobry pomysł z tymi np. ,,Umieracie” itp. Jednak od czasu do czasu pojawiał się akapit w środku zdania. Pisz więcej takich opek 😉
PS. Ja raczej nie jestem marionetką – do osób uległych lub takich, które łatwo można podpuścić, nie można mnie zaliczyć. Bo jak już to ja podburzam kogoś, a nie on mnie.
Najbardziej podobały mi się te momenty: Upadacie. Cierpicie. Miłujecie. Walczycie. Umieracie. To były świetne zagrywki kierujące nastrojem czytelnika. Smutne i odpowiadające emocjonalnie piosence i melodii. Ta piosenka jest świetna, znałem już ją od dawna. Swoją drogą, nie wiedziałem, że Bunny Cou to śpiewała…
Boskie 😀 Tylko Cerber jest strażnikiem Podziemia. On raczej go nie opuszcza. Ale to twoja historia więc jest OK. Super pomysł od razu skumałam co będzie dalej 😀
Coś się z akapitami dzieje, ale to faktycznie coś z blogiem pewnie.
Raz się strasznie napaliłem, bo myślałem, że zobaczyłem błąd. Niestety, pomyliłem się. XD A już myślałem, że udało mi się znaleźć błąd w opowiadaniu tak świetnej pisarki. No nic, mówi się „trudno”. Opowiadanie jest smutne, zmuszające do refleksji. Delikatnie wprowadza w akcję, stopniowo pokazuje skutki działań bohaterki. Ten moment z przebijaniem igłą jest taki… świetny. Całe opowiadanie jest naprawdę świetne. Trzeba mieć głowę, by wyszukać sens w piosence i pokazać go w opowiadaniu. No i gratuluję gustu. Piosenka jest bardzo fajna. Chociaż trochę taka horrorowata. Naprawdę podziwiam cię za takie opka, siostra. (Oczywiście uwielbiam też twoje wesołe opowiadania)
Pokłony biję.
Pozdrawiam, Nożownik.
Tak, tych akapitów w środkach zdania ja nie zrobiłam. Jest to albo wina bloga, albo mojej bardzo humorzastej skrzynki, która nie dość, że prawdopodobnie rozformatowała to opko do kwadratu, to jeszcze unicestwiła moją ŚLICZNĄ KURSYWĘ, KTÓRĄ BYŁY TU PISANE SCENY Z ANNABETH I PERCY‘M!
>załamka<
Dzięki Tobie poznałam fajną piosenkę i fajny głos, ale nie wrócę do nich już więcej. Jest w tym utworze coś potwornego. Obrzydliwie potwornego.
Co do opowiadania: Podoba mi się, że dziewczynka brała udział w wypadku, bo próbowała uratować swoje opowiadania. To takie inspirujące ^^ Wiesz, że ja też kiedyś napisałam opko, w którym losy ludzi zależą od małej dziewczynki? Tylko u mnie dziecko zabawia się świeczkami, nie marionetkami xP
Gdzieś na początku pomyliły Ci się czasy: najpierw pisałaś w teraźniejszym, potem w przeszłym, a jeszcze później znowu w teraźniejszym. Rozwalił mnie na końcu mały błąd: dopisku od autorki nie oddzieliłaś jakoś specjalnie i wyszło: A może Ty też jesteś marionetką…? – Taaa 😀 Co do pytania, to kiedyś przyszło mi do głowy coś podobnego: „Bóg daje nam wybór, ale jako wszechwiedzący zna wszystkie nasze wybory…” Tutaj jest moment, w którym się wkurzam i robię coś niecodziennego. „I co, przewidziałeś to, Boże?… Przewidział. Na bank” I jestem w kropce. Taka znajomość wyborów bardzo kojarzy mi się z trzymaniem sznurków drewnianych marionetek. Taaak, moje życie religijne jest nieźle pochrzanione…
Btw to chyba jedno z Twoich lepszych opowiadań.
Czy ja jestem marionetką? Ogólnie jestem za zdaniem, że Bóg na górze gra w Simsy, ale to tylko takie moje podejrzenia xD
Dostałam spojler (he he he, leszcze) i bardzo mi się podoba, takie mhroczne xD
Wspaniały pomysł i świetne wykonanie ! Zastanawia mnie tylko jedno – kto nosi bandaż i sole trzeźwiące w kieszeni? ;]
o)___________(o genialne :D. Tak ja jestem marionetkom -,- . moją przyszłością sterują cyferki w kwadracikach, znane jako oceny TT___TT. Opko cudowne i nie mogę się doczekać kolejnych Twoich twórczości ;*
Super opowiadanie. Ja marionetką? Nigdy… no może trochę, ale kto wcina się w szczegóły?
Klasyczna makabryczność Chione. I to lubię 😀
Świetnie napisane, widać, że to przemyślałaś. Na prawdę ciekawa praca. Czekam na więcej takich 😀
Pięknie piszesz i masz niepowtarzalne pomysły!
To było naprawdę dobre, Chione. Ale jednocześnie tak straszne. Przerażające, okrutne, grrr. Kogo ty tak nienawidzisz? Bo wiem, że takie opka oprócz inspiracji piosenką mają też podłoże emocjonalne. Mimo wszystko i tak genialne. Ale proszę napisz też coś mniej strasznego, siotrzyczko ; p
Dzięki, Ann :). Postaram się, ale w moich opkach odbija się mój zazwyczaj zły humor, więc będzie z tym ciężko…
Pomysł bardzo oryginalny, dziewczynka na wózku, te szpilki i walka. To wszystko ze sobą współgra, uwielbiam. I lubię teksty w takim klimacie: śmierć, ból, smutek… A przynajmniej tak mi się to kojarzy.
Podobało mi się, i pamiętam tą piosenkę z chórku szkolnego, zawsze miałam takie uczucia, kiedy ją śpiewaliśmy.
Upadacie. Cierpicie. Miłujecie. Walczycie. Umieracie. Tak, to było dobre.
No wow! Chione to było super! Genialny pomysł z tym połączeniem zabawy dziewczynki z bitwą. Naprawdę interesujące. Czytałam z zapartym tchem. Smutne, ale takie lubię.
„Życie jest sceną
Bóg reżyserem
Człowiek aktorem
Diabeł suflerem” <3
Dobrze, że nie widzieliście WTF‘u na mojej twarzy, gdy późnym wieczorem wchodzę na RR, już nawet nie z laptopa, tylko z komórki i widzę moje opko z szesnastoma komentarzami na szczycie strony… Myślę coś w stylu: “Chione, albo jesteś idiotką i zrobiłaś błędy, których powstydziłby się przedszkolak i wszyscy Cię skrytykowali, albo naprawdę spodobało się paru osobom.“ Na szczęścia bardziej realna po przeczytaniu tych komentów wydaje się druga opcja :).
Dziękuję Wam za miłe oceny i konstruktywną krytykę, u co po niektórych (przyda się w pracy nad jakością opek ;)).
Pozdrawiam
Chione
Kocham. Mimo wszystko przeraża mnie nie to, jaką władzę ma ta mała, ale raczej po prostu pomysł z marionetkami.Brr… dzięki, zafundowałaś mi koszmary .__.
AAAAAAAAAAAAAA, szkoło, znowu mi nie pozwoliłaś przeczytać opka Chio!!! ;________; Już ja cię znajdę!
Okej, przejdźmy do tematu:
Pogryzam sobie spokojnie wafle ryżowe, załadowuję stronę i powoli zaczynam wczytywać się w tekst. Nagle uświadamiam sobie, że żal mi tej dziewczynki. Tyle przeszła… Opowiadanie staje się coraz bardziej ciekawe.
Ej, chwila, wait… CO ONA WYPRAWIA?! Tylko mi nie mów, że to Annabeth! Ej, co się dzieje?! Cholera, muszę wiedzieć, co będzie dalej!
I tym oto sposobem cały tekst przeczytałam w kilka minut.
A wiesz dlaczego?
Przez Twój styl! Widzę postępy! Serio, tylko porównaj sobie swoje poprzednie jednoczęściówki z TYM. Dostrzegasz różnicę? Bo ja tak. I muszę przyznać, że czas teraźniejszy to czas stworzony wręcz specjalnie dla Ciebie. 😛 Pisz w nim jak najwięcej! Okej?
Pomysł sam w sobie jest genialny. Marionetki… Ach, cudownie skłania do refleksji. A co do Twojego pytania… Raczej jestem osobą wierzącą i wierzę, że to Bóg zna los każdego człowieka i tak dalej… Ale kto wie? 😛 Może, gdzieś tam, daleko, siedzi jakaś mała Charlize i steruje moją marionetką?