Dedykuję tę cześć Melii, Elli, carmel, sandrze11, Hestii, Nozownikowi7, Annabeth24 i wszystkim pozostałym, którzy kiedykolwiek skomentowali to opowiadanie. Dziękuję Wam za wszystkie miłe słowa oraz komentarze. Dla takich ludzi aż chce się pisać J
PS. Powtórzenia są celowe
John Cuthbert przytknął miecz do gardła Mary. Kobieta leżała na trawie i wpatrywała się w twarz syna Hermesa z obłędem w oczach. Ze wzroku starszej pani aż kipiało szaleństwo. Nie próbowała uciekać. Nie poruszała się. Nie drgnął ani jeden mięsień jej ciała. Zamiast tego córka Merkurego wykrzyknęła:
– Oddaj mi mapę!
John spojrzał na nią smutno.
– Nie mam jej Mary.
– Kłamiesz! Zabrałeś ją! Zabrałeś! – krzyknęłabez opamiętania.
Profesora z żalu zabolało serce. Kobieta leżąca na ziemi już nie była tą samą osobą, którą znał. Ta była ogarnięta żądzą zdobycia nieśmiertelności i wiedzy absolutnej. Żądzą zemsty. Ta kobieta była szalona.
– Wybacz mi Mary. To dla twojego dobra.
Uniósł miecz, a wtedy Mary podniosła się i rzuciła na mężczyznę. Broń wypadła mu z ręki, po czym upadła gdzieś na ziemię. Dorośli półbogowie potoczyli się po trawie.
– Oddaj ją! Oddaj! – wrzeszczała brunetka, szarpiąc Johna za koszulę. On próbował się jakoś uwolnić, ale kobieta była zdumiewająca silna. Nagle puściła jego ubranie i poderwała się na nogi. Wyciągnęła sztylet, który znajdował się przy jej pasie.Następnie, wolnym krokiem, ruszyła w stronę mężczyzny. Profesora na chwilę ogarnęła panika. Oto obłąkana kobieta, która kiedyś była jego przyjaciółką, zbliża się do niego z zamiarem dokonania morderstwa. Poczuł, że drgają mu kolana, ale zmusił się żeby wstać. Od Mary dzieliło go jedynie kilka kroków. Podszedł do niej na miękkich nogach, zmniejszając dystans między nimi.
– Mary przestań – powiedział stanowczo i złapał ją za rękę w momencie, gdy chciała go dźgnąć. Spojrzeli sobie w oczy. Nagle twarz kobiety złagodniała, a z oczu zniknął obłęd. Zadrżała na całym ciele.
– Puść – wyszeptała normalnym głosem. – Puść mnie.
– Nie.
– Puszczaj! – jej głos był tak stanowczy i histeryczny, że John mimowolnie posłuchał. Wtedy kobieta wbiła sobie sztylet w brzuch. Materiał brązowej koszuli momentalnie przesiąknął krwią. Stało się to tak szybko, że syn Hermesa nie zdążył jej powstrzymać. Zdołał jedynie rozszerzyć oczy i otworzyć usta.
– Mary…
Kobieta uśmiechnęła się, a na twarzy zagościł jej wyraz ulgi. Zamknęła oczy i upadła na kolana. Potem opadła bezwładnie na ziemię. John nie wiedział czy naprawdę usłyszał słowa „przebacz” i „dziękuję”, czy tylko mu się wydawało.
Herosi znaleźli profesora przed domem. Kucał przy Fraxinusie i opatrywał mu tylną łapę. Obok nich siedziały whippety. Niektóre wylizywały sobie zadrapania i małe rany, a Balto gryzł wiotkie ciało spiżowego bazyliszka. Na dźwięk kroków John Cuthbert podniósł głowę. Michel był strasznie blady, a na jego pozbawionej koszuli piersi znajdowała się rozległa rana.Jack i Jamie pomagali mu iść. Syn Posejdona miał zadrapania na nosie i lewym policzku. Blondyn wyglądał podobnie. Z rany na łydce Ginny spływała cienka strużka krwi. Córka Apolla miała poszarpane nogawki spodni, a Rozi kilka nie głębokich cięć na prawym przedramieniu. Profesor na widok Miśka powiedział tylko jedno:
– No ładnie.
Syn Aresa został ulokowany w jednej z wolnych sypialni. Profesor Cuthbertpodał mu trochę ambrozji i znane tylko jemu samemu leki. Potem Misiek zasnął. Pozostali dostali dziwną, pomarańczową maść, którą mieli posmarować rany. Przyjaciele spojrzeli na nią niepewnie. W końcu Rozi wzięła słoiczek i powąchała zawartość.
– Pachnie jak dzika róża – stwierdziła i wzięła odrobinę na palec. Posmarowała przedramię i poczuła przyjemny chłód, który złagodził szczypanie. Dziewczyna aż westchnęła z rozkoszy. Reszta poszła w jej ślady i doznała tej samej ulgi. Zeszli do salonu, do profesora. Mężczyzna siedział w fotelu i w zamyśleniu patrzył przed siebie niewidzącym wzrokiem. Przy jego nogach leżał Frax, który sapał cicho przez sen. Herosi stali w pokoju, nie bardzo wiedząc jak wyrwać profesora z rozmyślań. W końcu Ginny chrząknęła znacząco. Gdy to nie poskutkowało, podeszła do nauczyciela i położyła mu dłoń na ramieniu. Profesor mrugnął i rozejrzał się dookoła, jakby chciał sobie przypomnieć gdzie się znajduje.
– Wszystko dobrze profesorze? – spytał Jack.
– Tak. Tak, oczywiście – odparł mężczyzna, ale wypadło to mało przekonująco. – Wiecie co, moi drodzy… niech pani Macready poda nam coś do jedzenia i… chodźmy spać.
Mówiąc to podniósł się z fotela, wyminął córkę Ateny i wyszedł z pokoju. Nastolatkowie rzucili sobie zaniepokojone spojrzenia.
Po posiłku, podczas którego profesor nic nie zjadł, staruszek zwrócił się do podopiecznych:
– Zanieście coś Michaelowi, dobrze… Potem idźcie spać. Zasłużyliście na odpoczynek. Wykonaliście naprawdę dobrą robotę – po tych słowach odszedł do swojego gabinetu, nie pozwalając herosom zadać ani jednego pytania.
Eva zapukała do tymczasowej sypialni Miśka. Chłopak nie odpowiedział, ale mimo to weszła do środka. Pokój był raczej mały. Zmieściło się w nim łóżko, stolik nocny z lampką i wąska szafa, nie pozostawiając za wiele wolnej przestrzeni.Ściany pomalowano na jasną zieleń, a na podłodze leżał sztywny, szary dywan. Blondynka postawiła na stoliczku tacę z jedzeniem i przysiadła na skraju łóżka. Rudzielec wyglądał już o wiele lepiej. Na twarz wrócił mu rumieniec i nie oddychał już tak płytko. Za to ślad na piersi został. Była to bardzo dziwna rana. Wyglądała jak oparzenie, a skóra w tym miejscu była dziwnie szorstka i wrażliwa jednocześnie. Chłopak jęknął cicho przez sen i przewrócił się na plecy. Jego zwykle sterczące, rude włosy, opadły chłopakowi na czoło. Eva pod wpływem impulsu odgarnęła mu je z twarzy. Gdy uświadomiła sobie co zrobiła, zaczerwieniła się, serce zabiło jej szybciej i wybiegła z pokoju. Nie zauważyła, że syn Aresa uniósł jedno oko i uśmiechnął się z rozbawieniem, po czym wyszeptał: „czyli jej zależy.”
Dziewczyny już spały.Ginny z Blue za plecami, a Rozi z Leią. Jej suczka też już leżała na łóżku dziewczyny. Eva uspokoiła oddech, a następnie wsunęła się pod kołdrę. Po chwili zasnęła.
Jamie długo wpatrywał się w sufit. Jego myśli krążyły wokół jego dzisiejszego starcia z Adamem. Cały czas pamiętał to dziwne napięcie, które wytworzyło się między nimi. Ich moce zderzyły się, napierały na siebie, a on czuł jak napina mu się każdy mięsień i opuszczają go siły… Dlaczego tak było? Chłopak przekręcił się na bok, twarzą do ściany. Po chwili zobaczył na niej jasną plamkę. Kropka zaczęła rosnąć i pulsować światłem. Blondyn nie zorientował się, kiedy go pochłonęła.
Jamie zamrugał parę razy i rozejrzał się dookoła. Wokół niego nie było nic. Stał na jakiejś… szklanej podłodze, w bezgranicznej przestrzeni. Dopiero po chwili zorientował się, że nie jest w tym dziwnym miejscu sam. Mężczyzna, który przed nim stał był wysoki i dobrze zbudowany. Mógł mieć jakieś czterdzieści lat. Jasne włosy opadały mu na twarz, ale ich nie odgarniał. Miał delikatny zarost, który dodawał mu uroku. Ale najbardziej intrygujące były jego oczy. Jamie nie potrafił powiedzieć jakiego były koloru. Raz wydawały mu się błękitne, potem prawie białe, a nawet lekko kremowe. Za to na pewno biło z nich przyjemne światło. Ubrany był w białą, lnianą koszulę i takie same spodnie, do tego był boso. Serce podpowiedziało mu, kto to jest.
– Cześć tato – powiedział chłopak.
Eter uśmiechnął się serdecznie, jakby słyszał to z ust syna codziennie.
– Witaj Jamie.
Przez chwilę oboje przypatrywali się sobie w milczeniu. Jamie czuł podekscytowanie. Wreszcie widział swojego biologicznego ojca.
– Urosłeś – mężczyzna uśmiechnął się pod nosem.
Jamie zaśmiał się krótko.
– No wiesz… w końcu minęło już piętnaście lat.
Bóg pokiwał głową.
– Racja… Ale wezwałem cię w innej sprawie – mężczyzna podszedł do syna i spojrzał na niego uważnie. – Chodzi mi o twoją walkę, bo… nie chcesz zabijać tego syna Erebu, prawda?
Blondyn podniósł na niego zaniepokojone spojrzenie.
– Skąd wiesz? To znaczy… – chłopak westchnął i spuścił wzrok – Nie chcę. To… nie byłoby dobre rozwiązanie.
Bóg pokiwał ze zrozumieniem głową.
– Pod tym względem jesteśmy tacy sami – powiedział do syna. – Wolimy unikać śmierci… I dlatego tu jestem. Żeby ci coś pokazać.
Wyciągnął rękę do blondyna, a ten ją pewnie chwycił. Światło wokół nich zamigotało. Po chwili znaleźli się na ogromnej, szerokiej na kilka metrów, skalnej półce. Za ich plecami szumiał wodospad. Jamie wciągnął głęboko powietrze. Na twarzy zagościła mu rozkosz. Ereb wydawał się być równie zrelaksowany.
– A więc… gotów na naukę? – zapytał bóg i usiadł po turecku.
Jamie skinął głową i również usiadł.
– Powiedz mi chłopcze… – Eter wyczarował kulę światła – Czy światło może rozproszyć ciemność?
Blondyn był wyraźnie zdziwiony.
– Jasne, że tak.
– Zgadza się, a czy… ciemność może zgasić światło?
Jamie otworzył usta, ale odpowiedź wcale nie była prosta. Chłopak zmarszczył czoło. Eter uśmiechnął się.
– No właśnie. Czasem wydaje nam się, że jasność została pochłonięta przez mrok. Że nie widać nic oprócz bezgranicznej czerni… Ale przecież światło jest mimo wszystko. Choćby najmniejsze. Prawda? – spojrzał pytająco na Jamiego.
Szesnastolatek pokiwał głową.
– Pamiętaj o tym! Światło może zniszczyć mrok, ale on… nie pokona jasności.
Ton jakim to powiedział przyprawił Jamiego o dreszcze, choć sam nie wiedział dlaczego.
– To była lekcja numer jeden. Teraz… nauczę cię blokować energię…
Jamie otworzył szeroko oczy.
– To tak można? – powiedział z przejęciem. – Przecież…
– Energia to światło – wpadł mu w słowo bóg. A ty potrafisz je kontrolować.
Chłopak zamknął buzię. Wyprostował się i spojrzał ojcu w oczy.
– Jak to zrobić?
– No i to mi się podoba! – zawołał z zachwytem Eter.
Wtedy zaczęli właściwą naukę.
Kiedy skończyli Eter spojrzał uważnie na chłopca. Bogatszy o nową wiedzę wydawał się być bardziej poważny, dojrzalszy. Bóg musiał przyznać, że jest z niego dumny. Dlatego, kiedy Jamie zaczął już zanikać, wracać do domu profesora, krzyknął:
– Powodzenia synu!
Jednak nie dane mu było zobaczyć jego reakcji.
Następnego dniaJamie nie pojawił się na śniadaniu. Za to Misiek czuł się już na tyle dobrze, że zszedł na dół, do przyjaciół. Syn Aresa wydawał się być znowu w pełni sił. Był równie impulsywny, narwany i wesoły jak zawsze. Uśmiechał się do wszystkich i kiedy Ginny spytała go czy ma zamiar dokonać rewanżu, on roześmiał się i zawołał:
– Jakbyś mnie nie znała! – poderwał się, wstał od stołu i wyciągnął przed siebie miecz. – Planuję pokazać mu z kim zadarł! Bo oto ja, Michael Lewis, syn Aresa, przyrzekam na mój honor, że dorwę tego Rzymianina i porachuję mu wszystkie kości!
Jack zaczął mu bić brawo, kręcąc jednocześnie głową. Ginny i Eva próbowały znów posadzić Miśka na krześle, ale ten tak się napalił do swojego planu, że chciał od razu wyzwać swojego przeciwnika na pojedynek. Za to Rozi ciągle wypatrywała Jamiego, mając przy tym bardzo zatroskaną i zaniepokojoną minę.
Córka Chloris szukała Jamiego przez całe przedpołudnie. Sprawdzała wszędzie, ale mimo wszystkonie potrafiła go znaleźć. Pojawił się dopiero około szesnastej, gdy wszyscy zaczęli się mocno o niego niepokoić. Rosalinda była w ogródku różanym. Nagle usłyszała za sobą kroki. Odwróciła się i stanęła twarzą w twarz z synem Eteru.
– Jamie! – zawołała z radością. – Ty wiesz jak się wszyscy o ciebie martwiliśmy? Baliśmy się, że coś ci się stało – powiedziała, a w jej oczach pojawiła się troska.
Chłopak uśmiechnął się przepraszająco.
– Wybacz. Musiałem… przemyśleć parę spraw… – Jamie uciekł wzrokiem w bok. – Posłuchaj Rozi – zwrócił się do dziewczyny z bardzo poważną miną. – Musicie dzisiaj nie wychodzić poza teren domu. Nie wolno wam wkroczyć do lasu, jasne? Ani do lasu, ani na pola za sadem. Macie wszyscy zostać w obrębie posiadłości.
Brunetkę zaniepokoiły te słowa.
– Jamie… o co ci chodzi?
– Po prostu nie przekraczajcie granicy. Ja… – heros znów opuścił wzrok. – Dzisiaj wypełni się przepowiednia.
Rozi patrzyła na chłopaka coraz bardziej przestraszonym wzrokiem. On zaczął jej tłumaczyć:
– Dzisiaj dokona się ostateczne starcie… Nie możecie wtedy ze mną być… To zbyt niebezpieczne! Nie mogę was narazić! – spojrzał na Rozi stanowczym wzrokiem. – Muszę to zrobić sam.
Dziewczynę z jakiegoś powodu zirytowały te słowa.
– Sam? Jamie, jasne to przepowiednia o twoim przeznaczeniu, jednak… – chwyciła jego dłoń – niczego nie musisz robić sam – powiedziała.
– Ale… – Jamie zmarszczył brwi i ponownie spuścił wzrok.
– Jesteśmy twoimi przyjaciółmi i będziemy z tobą choćby nie wiem co – Rozi nie dała mu dokończyć. – Możesz nam zabraniać ile tylko chcesz, ale my i tak przybiegniemy ci z pomocą! – wykrzyknęła, żeby jej słowa wreszcie do niego dotarły.
Jamie spojrzał jej w oczy. Ujrzał w nich pewność i upór. Taką Rozi uwielbiał. Pochylił się i pocałował ją. Dziewczyna otworzyła szerzej oczy, ale natychmiast je zamknęła. Chłopak oderwał usta od warg dziewczyny. Wzruszyły go jej słowa. Ale nie zdołała zmienić jego decyzji.
– Przekażesz to, co ci powiedziałem pozostałym? – spytał.
Rozi kiwnęła głową. Wtedy Jamie puścił jej dłoń. Światło wokół niego zamigotało i zniknął.
Adam był już na miejscu. Opierał się niedbale o swoją broń z cienia – sierp z grotem włóczni po drugiej stronie, i wpatrywał w przestrzeń przed sobą. Gdy dostrzegł Jamiego, uśmiechnął się szeroko i chwycił drzewce.
– No Jamie nareszcie… – oczy ponownie zaszły mu czernią – Tylko ty i ja!
OMG! Extra! Świetnie opisałaś zachowanie Miśka! Tak to by się normalny syn Aresa zachował! Co będzie dalej? Co będzie dalej? Pliiiis – pisz szybko! Czekam na CD!
PS. Głębokie ukłony za dedyke.
Ugh, taki moment? Pocałunek mi się sbodobał, chociaż mógł być dłuższy i mogłaś go bardziej opisać 😉 ale i tak fajna ta cześć, mogłaś rownież opisać naukę Etera… A Miśka dobrze opisałaś, prawdziwie
Bardzo dziękuję za dedykację, czekam na następną cześć z niecierpliwością. Liczę na to, iż pojawi się niedługo.
Pozdrawiam,
Ella
W TAKIM MOMENCIE?! JAK ŚMIESZ XD
Tak się wciągnęłam, tyle czekałam na to opko, no myślami uciekałam z historii 😀 Uwielbiam je i bardzo ucieszyłam się dedykacją I te wszystkie postacie, historia, nie wytrzymam gdy ta seria dobiegnie końca Piszesz niesamowicie
Za koniec w tym momencie mam ochotę zabić. Czytam od początku opka i coraz bardziej się wkręcam, ale ciągle zapominam kto jest czyim dzieckiem. So sad :(.
Jego zwykle sterczące, rude włosy opadły chłopakowi na czoło – trochę dziwnie brzmi 😛
raz pomyliłaś Ereba z Eterem i wyszło, że Ojcem Jamiego był z Erebem xD (tam jak było coś o zrelaksowaniu xD) parę spacji zabrakło i tyle z błędów. tak właściwie to wymieniam błędy, bo o plusach mogę pisać, pisać i pisać :D. Ten styl, historia, opisy .<
Zabiję. W takim momencie? No weź…
Rozdział jak zwykle cudowny, czasem zabrakło spacji czy przecinka, ale jest spoko. Misiek rządzi i Eva :3 dziękuję, bardzo mi milo, ze dedyka też dla mnie 😀 pisz szybko cd, bo zabiję 😀
Dzięki za dedykacje 😉 Pisz CD! To jest super!