Gdzieś tam podczas przerwy w czytaniu Ani z Avonlea pomyślałam sobie, że mogłabym, dla odmiany, napisać jakieś pozytywnie nastawiające opko. Coś nie wyszło. Tak się to zrodziło. Z dedykacją dla wszystkich Cytrynowych Dziewczyn.
Ps. Jest w tym opowiadaniu pewien błąd, głupota ze strony głównego bohatera. Zapewniam, że nie trzeba nie-wiadomo-jak-pilnie wertować tekstu szukając tej pomyłki, wystarczy, że przeczytacie, a potem na chłodno wszystko przekalkujecie.
Wspiął się bezgłośnie po ścianie bloku, w którym mieszkała, niczym pająk. Nie sprawiało mu trudności odbijanie się od beczki pod budynkiem, łapanie parapetów i stawanie na niestabilnych antenach, które spokojnie wytrzymywały jego sześćdziesięciokilogramowy ciężar. Czarny T-shirt i spodnie, a także ciemne włosy ukrywały go skutecznie w cieniu. Najbardziej wścibski i spostrzegawczy sąsiad nie miał szans go dostrzec.
Wdrapał się wreszcie na pożądany parapet i wszedł przez niedomknięte okno. Dziwiło go, że zostawiła je otwartym. Nie powinna być tak nieostrożna. Wiedziała przecież, że jej życiu zagraża niebezpieczeństwo. Wiedziała, że ktoś na nią poluje. Wiedziała, prawda…?
Pokój pogrążony był w mroku, ale jego oczy już zdążyły do niego przywyknąć i bez problemu rozróżniał żółty kolor ścian, dwa plakaty nieznanego mu zespołu i biurko zawalone toną papierów, podręczników szkolnych i kubków, wciąż pełnych fusów po herbacie. Pomieszczenie wypełniał intensywny zapach cytryn. W końcu to Cytrynowa Dziewczyna. W zachodnim koncie stało łóżko, a ona spała w nim, jakby nie przejmując się niespodziewanym gościem w pokoju. Podszedł bezszelestnie i pochylił się nad nią.
Jej ciemnobrązowe włosy rozlewały się miękko na poduszce, nadając dziewczynie wygląd anioła. Rozchylała delikatnie wargi, a kąciki jej ust unosiły się prawie niewidocznie, w uśmiechu dla pewnego czarnowłosego chłopaka ze snu. Żałował, że powieki opadały na jej niezwykłe, zielone oczy, które tak bardzo pragnął zobaczyć. Gdzieś w środku miał cichą nadzieję, że zastanie ją jeszcze przed snem.
Kołdra zsunęła się na podłogę, a ona ubrana była tylko w kusą koszulę nocną odkrywającą jej zgrabne nogi. Nagle poruszyła się niespokojnie, jakby wyczuła jego obecność. Tym jednym ruchem wyrwała go z transu, w który wpadł, a za który później przez długie lata się obwiniał. Zamknął usta, które nieświadomie rozchylił, wpatrując się tęsknie w jej.
Wyprostował się i wyjął z tylnej kieszeni spodni złożoną bawełnianą chusteczkę, nasączoną środkiem usypiającym. Przyglądał się jej chwilę, zastanawiając czy na pewno chce to zrobić. Odpowiedział sobie twierdząco. Przykrył kawałkiem materiału jej usta i nos. Pozostało mu czekać. Pięć minut pełnych spoglądania na jej pełne, malinowe usta przykryte bawełnianą chustką. Pięć minut gryzących wyrzutów sumienia.
Wpatrywał się w nią z utęsknieniem. „Zwykły zakochany szczeniak” – usłyszał w głowie głos matki. „Wal się, zdziro”. Jego ręka powędrowała do jej policzka. Zamarł, gdy jego palce musnęły jej ciepłą skórę. Co on właściwie robił? Zerknął na zegarek. Pięć minut minęło. Już czas.
Wsunął dłonie pod jej kark i krzyż. Podniósł ją, jakby nie była cięższa od piórka. Trzymając na rękach jej kruche ciałko stanął przed otwartym na oścież oknem. Złożył usta w dzióbek i gwizdnął przeciągle. Zaczął liczyć w myślach. Sto dwadzieścia jeden. Sto dwadzieścia dwa. Sto dwadzieścia trzy. Po równo trzech sekundach pod oknem pojawił się wielki orzeł, którego dziób połyskiwał złowrogo, jak świeżo wypolerowany.
Chłopak ostrożnie wszedł na grzbiet ptaszyska, choć robił to już setki razy. Tym razem jednak nie uśmiechnął się, jak zazwyczaj, do myśli zabawnie absurdalnej i absurdalnie zabawnej. „Syn greckiej bogini w posiadaniu rzymskiego stworzenia”. Mając ją w rękach jakoś go to nie bawiło. Dlaczego? Zawsze przywoływała uśmiech na jego usta.
Nacisnął piętami w boki zwierzęcia, które na ten sygnał przecięło skrzydłami powietrze i wystartowało do góry, po czym łagodnie skręciło w prawo. Nie trzeba go było prowadzić, znał swojego pana i znał trasę. Chłodne, nocne powietrze smagało jego twarz, ale on tylko spojrzał z troską na nią i objął ją ciaśniej ramionami, jakby chciał ochronić ją przed zimnem.
Po kilku sekundach, wydających się mu wiecznością orzeł wylądował na skalistym klifie, jakimś cudem porośniętym gdzieniegdzie kępami trawy. Rozejrzał się i spojrzał na nią. „Tutaj tańczyliśmy”- pomyślał. Ruszył prosto, dość niepewnym krokiem. Położył ją na sporym głazie, bijącym chłodem. „A tutaj mnie pocałowałaś”
Wyciągnął zza pazuchy srebrny, długi nóż z rzeźbioną w paszczę lwa rękojeścią. Przesunął palcem po tępej stronie ostrza i przyjrzał się jej. „Choć ci zabroniłem”
Spuścił rękę w stronę jej gardła, i głęboko ciął gładką skórę jej szyi. Od ucha do ucha. „Cytrynowa dziewczyno”. Poczuł jak jej ciepła jeszcze krew spływa po jego palcach, i dalej, wzdłuż dłoni. Więc to takie uczucie – mieć czyjąś krew na rękach. Ciecz spływała też po jej kusej koszuli nocnej, odsłaniającej zgrabne nogi, farbując ją na czerwono. Przyglądał się temu z nieodgadnionym wyrazem twarzy i mrokiem w oczach.
Dopiero teraz zdjął bawełnianą chusteczkę z jej pełnych malinowych ust. Gdy je ujrzał, załamał się. „Dlaczego się nie obudziłaś? Dlaczego nie obudziłaś mnie? Dlaczego nie otworzyłaś swych zielonych oczu, doprowadzających mnie do szaleństwa? I nie powiedziałaś, że to zły pomysł?” Znał odpowiedź – bawełniana chusteczka zbyt długo moczyła się w środku usypiającym. Mimo to powiedział:
– To twoja wina.
Mówił do jej duszy, a nie do zwłok, czy krwawej koszuli.
Po kilku sekundach, wydających się wiecznością, odwrócił się i wskoczył na grzbiet czekającego posłusznie orła, zapominając zrzucić ją z klifu. I tym razem nie uśmiechnął się do zabawnie absurdalnej myśli „Syn greckiej bogini zbrodni w posiadaniu rzymskiego ptaka”
„Jednak jesteś wart więcej niż zwykły zakochany szczeniak” – usłyszał w głowie głos matki. „Wal się, Ate”
Ładnie, ale dużo tych odstępów. Pozostało mu czekać , <–tu powinien być przecinek-Pięć minut, bla bla bla xd. Lepiej się czyta z przecinkiem, jak dla mnie. I czy istnieje bogini ZBRODNI? Nie słyszałam, a nawet jeśli, to mnie oświeć. Trochę mi tu zabrakło opisu samego ORŁA. Nie rozumiem, czemu nazywał ją Cytrynową dziewczyną, tylko dlatego, że pachniało u niej w pokoju cytrynami i piła dużo herbaty? I lubiła żółty? Nie wiem. Mimo to dobrze się czyta, ale chyba przesadziłaś z tym enterem, pozdrawiam.
http://pl.mitologia.wikia.com/wiki/Ate
Faktycznie, jak tak teraz patrzę, to za dużo enterów 😀 Na górze masz dedyczkę „Dla wszystkich Cytrynowych Dziewczyn” Może nią jesteś, a może nie. Zostawiłam reszcie pole do wyobraźni, sama masz wymyślić, snuć przypuszczenia dlaczego akurat Cytrynowa, a nie inna. Kurde, tylko ja stawiam na niedopowiedzenia, zamiast na żmudne wytłumaczanie każdego wątku czytającym? ^^
Ania z Avonlea rozumiałaby mnie 😀
Zdaje mi się, że tak jak Ania mieszkała na Zielonym Wzgórzu to może ona mieszkała na jakieś ulicy Cytrynowej, czy po prostu uwielbiała cytryny. Trochę za mało opisu orła, ale tak to dobrze ci wyszło. I powiem ci, że się nie spodziewałam się Ate, ale ta bogini idealnie pasuje na matkę naszego mordercy.
Nanana, ja już dodałam komentarz gdzie indziej, ale chciałam jedynie dodać, że jak dla mnie biednego orła nie musiałaś dokładniej opisywać. Lubie opisy, ale jak się jednej rzeczy nie opisze, to przecież nie będzie końca świata, prawda?
W kwestii orła zgadzam się z PassAuf
Mi się strasznie podobało! Czyta się płynnie, lekko i przyjemnie. Naprawdę dobre opowiadanie, ale… tak szybko się skończyło! Wkręciłam się, a tu koniec!
I ja, tak jak moja imienniczka z Zielonego Wzgórza, rozumiem Cię i nie potrzebuję dosłownego wyjaśnienia, dlaczego Cytrynowa
Nurtuje mnie tylko jedno pytanie. Dlaczego, mimo miłości jaką ją darzył, zabił ją? Tylko dlatego, że był synem Ate, czy miał inny powód, którego nam nie zdradziłaś?
Tu już do własnej interpretacji i domysłów 😀 Ty mi napisz ^^
Muhahah, nie ma to jak czytanie przedpremierowe, prawda? 😀 Wiesz, jaka jest moja opinia i właśnie, męczy mnie dlaczego ją zabił i dzisiaj na polskim myślałam o Cytrynowej Dziewczynie zamiast o interpretacji wiersza xD
No to Melia jesteśmy dwie 😀 Też się główkuję, czemu zabił Cytrynową Dziewczynę o malinowych ustach. :p
Jak miło, że moje opowiadania męczą kogoś także poza blogiem 😀 Nawet nie wiesz jaką mi sprawiłaś radochę tym komentem! Przedpremiery zawsze spoko ^^
Super ! Opowiadanie geniusz tylko… Wspinanie się po parapetach? WTF?! Jaki hardcore xD
Jesteśmy trzy, bo mnie też to męczy. Ciężko, ciężko… Wymyślę dlaczego i może później podeślę moją beznadziejną interpretację :D.
No i kolejna nieprzespana nocka!
Po naszej wczorajszej naradzie, dobrze wiesz, że będzie bez owijania w bawełnę. Znalazłam ten sławny błąd i chyba jeszcze jakieś powtórzenie, ale jestem zbyt leniwa, żeby napisać. Pomysł fajny, ale znowu się nie wyśpię przez rozmyślanie nad Cytrynową 😀
Jestem oczarowana tym opowiadaniem. Przeczytałam wcześniejsze komentarze i zgadzam się z wszystkimi prawie. Dlaczego ją zabił? Czemu Cytrynowa Dziewczyna? Dlaczego on musiał ją zabić? Skąd on ma takie zdolności wspinaczkowe? Ja też chce takie I skąd on ma tego orła? Te ‚rozmowy’ z jego matka mnie rozwaliły. Nadawały temu opoku taki lekki styl. Fajnie mi się to czytało chociaż czasami drażniły mnie te odstępy. Chętnie bym przeczytałam jeszcze coś z nim w roli głównej. Mam nadzieje, że napiszesz.
Pozdrawiam i weny życzę
I tak po prostu ją zabił…? No nie wieżę, ale cóż. Fajne, tak lekko się czytało, bez zatrzymywaniu się na opisach. Niektóre opka nie potrzebują barwnych epitetów, by zabłysnąć. Wspaniałe…
Nie no, smutne. I to bardzo. ;___________; Zgadzam się z przedmówczynią co do opisów i ogólnie przyznaję rację wszystkim pochwałom :3 Leń ja x.x
Gostek lekko lakoniczny, ale nadaje mu to ekstra charakter, mimo, że jest o nim nie wile wiadomo. I bardzo spodobała mi się też Ate 😀 Tak czy siak, chłopak ma nerwy. Świetne opowiadanie