Sorka, za długą nie obecność. Usprawiedliwię się tym, że moja siostra wylądowała w szpitalu i musiałam zamieszkać u babci, a tam nie ma netu >.<
Opko zmierza ku końcowi, ale nie cieszcie się- mam pomysł na następne…hmm…przynajmniej 10 rozdziałów? Nie wiem… Ale podsumuwując, nie pozbędziecie się Miri i Jane zbyt szybko 😀
Wybaczcie za błędy (i dziwne odstępy, które mogą się pojawić, przez pisanie niektórych fragmentów na telefonie). Dedyka dla Wenus1999, Elli, anabeth9999, Gosi_l., mojej (chwilowo chorej) siostry, która męczy mnie od tygodnia, bym pozwoliła jej przeczytać ‚Złodzieja Pioruna’ oraz Hestii, za komentarze, które działają na mnie jak doping. Dziękuję Wam wszystkim 😀 Miłego czytania.
[Miranda]
Nie wiem czemu skoczyłam. Tak po prostu chciałam to zrobić. Kojarzycie takie uczucie, kiedy stoicie gdzieś wysoko, np. na balkonie i macie ochotę skoczyć w dół? Jeżeli tak, to powinniście mnie zrozumieć. Chociaż skok z balkonu różni się od tego, co ja zrobiłam. Jak zeskoczysz z balkonu lecisz na łeb i szyję w dół. Co najwyżej wpadniesz na drzewo. Natomiast ja czułam się tak, jakbym zjeżdżała na sankach z górki. Tylko, że bez sanek… Poza tym, ja bardziej stałam i osuwałam się w dół. Potem, kiedy straciłam równowagę, starałam się nie robić nic. Po prostu siła rozpędu spychała mnie bezwładnie w dół.
Bogowie wiem, że nie macie tutaj mocy, ale błagam was, sprawcie, żebym przeżyła. Bez sensowne i nie możliwe. Ale jak się spada po kamieniach na kamienie to trudno myśleć logicznie.
Następne co pamięta to ciemność. Przestało mi huczeć w uszach i nie czułam wiatru z grudkami piachu na twarzy. Czy ja umarłam? Nie no, świetnie. Umarłam w samobójczym zjeździe z górki a nawet nie spotkałam żadnego półboga z tego obozu. Serio? Boże, to jakaś paranoja!
Otworzyłam oczy. Nie, nie umarłam.
Pierwsze, co zobaczyłam to była noga Jane. Odepchnęłam ją i usiadłam. Przede mną rozciągał się dość dziwny widok. Cała dolina, która z góry wyglądała na pustą, teraz była pełna budynków. Nie przypominało to Obozu Herosów. No, może było tu słonecznie i nie padało, ale architektura była zupełnie inna. Jak można coś takiego zaprojektować?! Domy, wyglądały jak kwadraty, które ktoś poustawiał obok siebie, po jednej stronie. Nie różniły się niczym od siebie- wszystkie szare, z małymi oknami i ozdobione graffiti. Ozdobione, to za dużo powiedziane. Malowidła albo przedstawiały olimpijczyków, którzy zostali pozbawieni głowy, albo umierali bolesną śmiercią. Oprócz rysunków, dało się dostrzec różne napisy. Większość z nich, było groźbami skierowanymi do Precy’ego, Annabeth, Thali, Hoodów, Nica di Angelo oraz wielu innych herosów, których znałam albo ich imiona obiły mi się o uszy. Pozostałe napisy wysławiały jakieś osoby.
Na prawo od tych ohydnych baraków stał większy budynek, który owszem, był projektowany przez jakiegoś niezwykle wybitnego architekta, wśród wygnańców, ale i tak na widok tego… tego czegoś, robiło mi się nie dobrze. Budynek wyglądał jak kula ze spiżu i miał tylko jedno okno, rozciągające się poziomo przez całą długość budynku, czyli mniej więcej jakieś dwadzieścia metrów szerokości. Z mniej więcej połowy okna, wychodziły schody, co musiało oznaczać, że gdzieś tam są drzwi. Jednak najbardziej przykuwającym uwagę miejscem była ogromna arena. Wielkością zachwycała i widać było, że wykonanie jej było bardziej pracochłonne niż postawienie osiedla szarych kwadratów.
Szłam przed siebie, starając się nie potknąć. Miejsce przerażało. Wyglądało jak największy koszmar. Nie, nie wyglądało to strasznie ze względu na rysunki ozdabiające ściany, ale ze względu na ciszę. Cisza… Nic nie słychać. Wydawało się, że nikogo nie ma w pobliżu. Cały czas idąc przed siebie oderwałam jedno z piórek. Zaraz potem w mojej ręce spoczywał miecz.
Hahahaa, świetnie. Ja przybywam tu, gotowa na wszystko, a ci Wygnańcy się chowają…
Poruszaliśmy się w milczeniu, starając się nie robić hałasu. Wszyscy byliśmy gotowi do ataku, z bronią w ręku. Nawe Emily. Powoli doszliśmy do tego ohydnego budynku w kształcie koła. Z drzwi wystawały ogromne schody ciągnące się jakieś pięć metrów w górę.
Zaczęłam się naprawdę bać. Jestem tu już jakieś kilka minut i nikt ani nic nie próbuje mnie zabić? No nieźle, nieźle. Albo się mnie boją, albo jak zwykle wpakuję się w jakąś pułapkę.
-Dzień dobry!
Poskoczyłam przerażona spoglądając w górę. Ze szczytu schodów schodziła jakaś postać. Z daleka widziałam tylko, że to dziewczyna w eleganckim garniturze- marynarce ze spódnicą do kompletu. Wyglądała jak prezes jakieś firmy.
Nieznajoma z pełną gracją schodziła ze schodów. Kiedy była już blisko, dostrzegłam, że jest to trzynastolatka z blond włosami, które spięte w kucyk, prawie na czubku jej głowy, kołysały się w rytmie jej kroku. Blondi, wyglądała na starszą, przez poważne ubranie i dwudziesto centymetrowe szpilki. Jak zobaczyłam, co ona ma na nogach, to nie wiedziałam czy się śmiać, czy płakać, że ja tak nie umiem chodzić w butach na obcasach. Pfff, ja nawet w nich nie chodzę, tylko staję a zaraz potem ląduje twarzą na ziemi.
Wycelowałam miecz w jej stronę, gdy stanęła na ostatnim stopniu. Zachichotała i uniosła ręce w geście poddania się.
-Spokojnie, nie zjem was. Chcę was tylko powitać w Domu!
-Że gdzie?- spytała Jane.
Pani Prezes spojrzała na nią swoimi zielonymi oczami, które przysłaniała równiutko przystrzyżona grzywka.
-W Domu- powtórzyła spokojnie.- A wy jesteście nowymi, rekrutami, którzy chcą się do nas dołączyć- uśmiechnęła się.
-Eee…Tak, właśnie tak- bąknęłam. Przez chwile cieszyłam się, że jakoś wybrnęłam i nawet zaczęłam układać sobie w głowie plan, co dalej, ale szybko mój optymizm opadł.
-Tak, jesteśmy zwykłymi rekrutami- przytaknęła Emily. No i oto powód, dlaczego przestałam się cieszyć. Coś, co potwierdza Emily, nie może być dobrym pomysłem.
-A więc witajcie w Domu!
-Jaki kurde znowu dom?- spytałam.
-To jest Dom- dziewczyna machnęła ręką wokół siebie.- mieszkają w nim herosi, którzy tworzą Rodzinę. Jedną wielką Rodzinę, ale w tej naszej wspólnocie jest kilka mniejszych rodzin. Do której trafisz, decyduje nasza hmmm… można powiedzieć, że Siostra jest kimś w rodzaju naszej królowej albo matki.
-Czemu akurat ‘Siostra’?- zapytał Mike.- Przecież to się tak kojarzy z kościołem.
-‘Siostra’, bo jest naszą przyjaciółką i nam pomaga- zaszczebiotała Blondi. Wyglądała jak przesłodzona sekretarka, która próbuje wcisnąć swoim klientom jakąś promocyjną ofertę, albo sprzedać pralkę.- Do tego jest siostrą naszego poprzedniego przywódcy.
-Kogo?- spytałam.
-Nie ważne. Pozwólcie, że was oprowadzę- zawołała wesoło.
-Czekaj- powiedziałam i znowu podetknęłam jej miecz pod gardło. –Ja nawet nie wiem, kim ty jesteś.
Zaśmiała się nerwowo i odsunęła niepewnie moją broń.
-Ach, ja jestem Julia. Należę do rodziny pięknych, bo tam przydzieliła mnie Siostra.
-Widzę, że wasza Siostra, jednak popełnia błędy- mruknął Mike a ja stłumiłam chichot.
Julia poczerwieniała, ale szybko odzyskała powagę i znów wyglądała jak Pani Prezes, wciskająca nam gwarancje na pralkę.
-Chodźcie. Pokaże wam Dom.
Niechętnie ruszyliśmy za nią. Dziewczyna poginała w tych swoich szpilkach jakby miała najwygodniejsze buty na świecie. Szła przed siebie a jadaczka jej się nie zamykała. Zatrzymywała się co jakiś czas wskazując na coś, lub po prostu by nas ponaglić.
-Ach, zgaduję, że panienka w czarnym trafi do rodziny walecznych albo ciemnych. Natomiast panienka w niebieskim, powinna zostać przydzielona do sprytnych lub mądrych…
Coś wewnątrz mnie krzyczało wyraźnie: Uciekaj!, jednak wiedziałam, że to nic nie da. Poza tym, byłam ciekawa skąd tak dziewczyna tyle o nas wie. Przecież prawie nas nie zna..
-To podstęp- usłyszałam szept za sobą.
-Wiem, Mike, ale co mamy zrobić?
Nie odpowiedział.
-O ósmej pobudka, ale śniadanie zaczyna się od dziewiątej- trajkotała córka Afrodyty. To znaczy- dziewczyna z rodziny pięknych? Głupio to brzmi…
-Możemy uciec… Mir, damy radę.
Szybko, dasz radę! On ma rację.
-…Punkt pierwsza spotykamy się na polanie, aby ćwiczyć techniki zabijania a potem chętni idą na kurs pieczenia muffinek. Ostatnie, jakie upiekłam były przepyszne. Choć bywa to niebezpieczne, bo kiedyś jeden chłopak wysadził koleżankę w powietrze, bo…
-Nie, Mike, nie damy rady.
-…Zabijanie tych niewychowanych herosków jest najwspanialszą rzeczą n świecie! Nawet bawienie się czyimiś uczuciami, jest nudne przy tym…
Kobieto, dasz radę! Wystarczy jeden cios i po Blondi! Wtedy uciekniecie i spokoju wymyślicie co chcecie zrobić.
-Damy! Zawsze dajemy…- powiedział a w jego głosie dało się słyszeć lekki strach.
On ma trochę racji. To może się udać. Nie… Emily przeszkodzi…
-Chciałabym, żeby tak było i teraz- szepnęłam tylko.
-…placki ziemniaczane są pyszne! Najlepsze robi…
Ucieknij, będziesz bezpieczna. Uratujesz Jane…
-Mir, proszę cię. Julia nie wygląda na porządną dziewczynę. To podstęp, wiesz przecież- powiedział zrezygnowany. Oczywiście miał rację. Ale ja tak się bałam, że nie wiedziałam, co robić. Strach paraliżuje. Bałam się, że źle wybiorę i moi przyjaciele wpadną w tarapaty. Nigdy bym sobie tego nie wybaczyła…
-Nie… Nie uda nam się.
Byłam przerażona. Myśli kłębiły się w mojej głowie i prawie ją rozsadzały od wewnątrz. Byłam tak zamyślona, że nie zauważyłam, że Blondi zatrzymała się pośrodku jakiegoś placu. Przed nami rozciągała się ogromna arena.
-Czemu stoimy?- spytała Jane, zaciskając palce na swoim mieczu.
-Oto nasza duma- powiedziała.
-W czym ta duma?- zapytałam.
-To tu Siostra przydziela nas do rodzin oraz przelano tu wiele krwi – nasza Pani Prezes, która trajkotała jak nakręcona uniosła głowę, patrząc się na nas chełpliwie. Wyglądała tak, jakby przedawkowała kawę i teraz cala jej twarz wykrzywiała się w uśmiechu a oczy tryskały energią. -Po Wojnie Tytanów zginęło na niej tylu głupich herosów z Obozu. Teraz też odbywają się w nim walki jeńców oraz walki nasze z tymi durniami.
-Co? Przecież to wy przegraliście-zauważyła Jane.
-Ale to nie wpłynęło na to ile jeńców zdobyliśmy. Osobiście kilku zabiłam!- pochwaliła się, co według mnie, było kompromitujące.- Fajnie było, jednak jeden heros o mało mnie nie zabił. Był podobny do ciebie-zwróciła się do syna Apolla. Chłopak zbladł.-Ale, spokojnie, jak widzicie, jednak przeżyłam!
-A j-jak się nazywał ten chłopak? Czyim był synem?
-Proszę mi wybaczyć, ale nie interesują mnie imiona moich ofiar. Wiem tylko, że miał około osiemnastki i umiał kontrolować promienie słoneczne. Oślepił mnie nimi, dacie wiarę? Mnie!
-Nie dziwię się mu- mruknęłam pod nosem. Julia widocznie nie dosłyszała, bo zamęczała teraz pozostałych historią budynku.
-Wszystko dobrze?- zapytałam niepewnie.
-Tak. Tylko to mógł być mój brat.
-Wiem. Przykro mi, na prawdę- szepnęłam i delikatnie poklepałam go po ramieniu. Chłopak chciał coś dodać, jednak najwyraźniej zmienił zdanie. -Musisz być dzielny. Zginęło tu wiele więcej twoich przyjaciół, taka jest prawda.
-Tak, ale…Wiem, nic mi nie jest- szepnął i na jego twarzy pojawił się wymuszony uśmiech.
-…I tak powstało! Teraz odbywają się w nim walki gladiatorów, przydzielanie oraz ważne wyrażenia. Ostatni mieliśmy tu też karaoke oraz zawody salsy. Wygrałam!
-Świetnie- warknęła Jane. Widać, że Blondi ją irytowała (nie tylko ją), co sprawiało, że wpływ Emily na nią stawał się coraz mniejszy. Niestety dziewczyna też to zauważyła i szybko nafaszerowała moja siostrę tymi cukierkami.
-…więc teraz tutaj, też mamy treningi. A, zapomniałabym!- zawołała Julia klaszcząc z zadowoleniem w ręce. -Dziś jutro w południe odbędzie się Walka Czasów.
-Co?- zapytała Jane.
-Walka dwóch potężnych półbogów- powiedziała uśmiechając się chytrze. Coś było nie tak, w jej spojrzeniu. Po raz kolejny dzisiaj, przyłożyłam jej swój miecz do szyi i złapałam za kołnierz marynarki.
-Weź się kobieto jaśniej wyrażaj- warknęłam.
-Oczywiście! Co wytłumaczyć?- zaszczebiotała, jakbym nie zrozumiała jakiegoś punktu z jej świetnej oferty na pralkę.
-Czyja walka to będzie i po co- odpowiedziałam rozeźlona. Pani Prezes, działała mi na nerwy.
-Ależ moja droga, jak to czyja?- uśmiechnęła się, nawet nie próbując się wyszarpać.
-No tak to. Wyobraź sobie, że nie wiem.
-I pytasz się, jakich herosów, tak?
-Tak. Gdzie oni są?
Julia zaśmiała się cicho i jej twarz wykrzywił szyderczy uśmiech. Jeszcze trochę i dorówna mistrzyni, zwanej Emily.
-Zadajesz takie proste pytania: Gdzie są? Kto to?- powiedziała i wskazała ręką przed siebie.
Zamarła i powoli odwróciłam głowę. To, co zobaczyłam, nie poprawiło mi nastroju. Uliczką, za moimi plecami, maszerowała armia zbrojna. Każdy wojownik miał na sobie zbroję a ręku coś, co wcale nie przypominało kwiatka lub prezentu, którym chcieliby powitać nowych gości.- Ja na twoim miejscu, zapytałabym, jak zwyciężyć, tę walkę- odpowiedział mi spokojnie Blondi.
Żołnierze kroczyli ku nam.
Byli coraz bliżej i bliżej. Spojrzałam się na moich przyjaciół i Emily. Oni też wyglądali na przerażonych.
Spojrzałam się z odrazą na Julię. Nadal trzymałam ją za marynarkę. Widać, nie przeszkadzało jej to, jakby miała gwarancje, że nic się jej nie stanie.
-Uciekamy!- wrzasnęłam, uderzając dziewczynę płaską częścią ostrza w głowę. Widać nawet gwarancje nie są wieczne. Kto, jak kto, ale ktoś taki jak Pani Prezes, powinien to wiedzieć. Dziewczyna osunęła się na ziemię a ja odrzuciłam ją na bok.
Armia coraz bliżej.
Widziałam jak moi przyjaciele wyjmują broń. Jak Nathan łapie się za głowę i prawie upada na kolana, ale Mike, podtrzymuje go jedną ręką za łokieć. Widziałam jak Emily uśmiecha się najbardziej przeraźliwe odkąd ją znam i odwraca się w stronę Jane.
Nie myślałam długo, tylko podbiegłam i chwyciłam moją siostrę za nadgarstek. Muszę ją zabrać jak najdalej od Emily…
Wrzeszcząc, żeby się ruszyli, pobiegłyśmy w jedną z wąskich uliczek pomiędzy szarymi barakami.
Za późno na odwrót, trzeba improwizować…
Wreszcie! Następna cześć! Bardzo dziękuje Ci za dedyczkę 😉 błędów albo nie było, albo dzisiaj nie mam do nich głowy. Koniec suuuerowy, a pomysł z panią Prezes extra 😀 pisz szybko CD, proszę, ponieważ do doczekać się nie mogę, aby zyskać wiedzę o następnych wydarzeniach
Już to pisałem, ale napiszę po raz kolejny: twój styl jest niebiański i przypomina mi książki Riordana. I tak sobie myślę: Jeszcze tylko chwila, a Emily będzie [kch przesuwa palcem po szyi] 😀 A najlepsze jest to, że masz oryginalne pomysły i nie wiem co dokładnie będzie później. Fajnie piszesz!
KOCHAM! To jest mistrzowskie! Pani Koleżaneczko, musimy poważnie pogadać…
Zacznijmy od tego, że twoje opko jest tak mega, potwornie, strasznie, olbrzymio, cudnie, genialnie zajebiste, że brak słów ^^
Telefonem?! SERIO?! Weź wyjdź, ja nawet w trzech słowach rozwalam wszystko a ty pół opka napisałaś na fonie -,-
1. Nienawidzę cię za talenta
2. Zabiję, za to, że mi powiedziałaś wczoraj, co będzie w następnym rozdziale (wolę mieć niespodziankę!!!)
3. Ja nie uśmiercisz Emily, to ja to zrobię z tobą… WIEM GDZIE MIESZKASZ!!!
4. Jak uśmiercisz, kogoś, kogo lubię to ja uśmiercę również cb…
5. Miłego dnia, który masz poświęcić na pisanie następnej części :3
i serio? tylko tyle komentów?
Tak, spokojnie, juz wszystko ok XD
Boże, to jakaś paranoja!- Bogowie 😛
Nie martw się i nie gniewaj się na mnie, że dzień później, ale mój kochany komp wczoraj postanowił stracić zasięg internetowy xD. Bardzo udany pomysł z Panią Prezes i strasznie się ucieszyłam, że wykorzystałaś wzmiankę o karaoke :P. Nie musisz dziękować za komentarze, po prostu na nie zasługujesz, a reszta nie wiem czy tego nie zauważa czy co xD. Jane ma się otrząsnąć z tego haju bo zadźgam i Emily ma zginąć czy to planujesz, czy nie :D. Czekam na CD i kończyć w takim momencie? Błagam Cię teraz mnie to będzie męczyć aż nie dodasz CD!
Karaoke jest wplątane tak tylko w jednym momencie i miałam trochę wyrzuty sumienia, że je zgapiam z komentarza, ale pisałam ten fragment z myślą o twoim pomyśle. Dziękuję 😀
nie musisz dziękować :P. W końcu po to użyczam Ci moich (lekko mówiąc) rąbniętych pomysłów xD 😀 Jak będziesz pisać takie cudowne opka, to korzystaj sobie z moich pomysłów do woli ;D ;>
Serio? Cztery komentarze? Może byście skomentowali? Bo nie po to wysyła się tu opka, żeby mieć tak mało komentów. Proszę was abyście dali 1% komentarza na Annabeth24. 😀
Heh potwierdzam 😀
O mamo… Dziękuję Wam bardzo :D!!! Tak mi się miło zrobiło, że postanowiłam olać prezentacje na angielski (mój nauczycieli i tak już pewnie zapomniał) i postanowiłam wysłać następną część XD !% komentarza? Ciekawe, ciekawie 😀
Aaa, przepraszam, że nie komentowałam wcześniej, ale mieszkanie na wsi, nie boli -,-
Rozdział- mega! Podpisuję się pod wypowiedzią Moniki.m, a szczególnie punktami 1, 3 ( nie wiem gdzie mieszkasz, ale się dowiem), 4 i 5. Geniusz to ty masz, pomysł też i jak to czytam, to kurde na serio widać, że nie piszesz tego tak z dnia na dzień tylko zastanawiasz się i coś musisz już mieć na następne rozdziały, w swojej głowie XD Mogę ci jedynie zazdrościć i podłączyć się pod fundację 1% na komenty dla cb 😛
„Pierwsze, co zobaczyłam to była noga Jane.” ~rozwaliło mi system XD tak jak pani prezes :3
No, ile można czekac! Ja następnym razem tak długo nie wyślesz to wezmę mój młot, znajdę twój dom i przyjdę. Co po opka to ja je uwielbiam. Masz mi tu napisac szybko CD!
Już dzisiaj, przed sekundą wysłałam. A co znajdowania mojego domu, to czekam 😀 Jeżeli chce ci się latać z młotem (zapewne ciężkim) po polach pod Warszawą, to nie bronię 😛
E, tam w szkole biegamy w parku to po polach bedzie łatwiej
a więc zaczynam sie bać i postaram sie regularnie dodawać rozdziały ;p
Bogowie!! Cudne to!! Mam nadzieję, że takich rozdziałów bd więcej!!!<33
P.S. Dzieki za dedyk :3.