Dla mazak18, Chione, Elli i Reyny.
– Ostatnia? Co masz na myśli, Chejronie? –zapytałam podenerwowana tym nagłym stwierdzeniem.
– Mówiąc to… chcę przez to powiedzieć, że nie wrócisz z tej misji… Nic więcej. – Odpowiedział, a smutek był widoczny na jego twarzy tak widocznie, że człowiekowi chciało się
płakać.
– To znaczy, że ja umrę na tej misji, tak? Jak to się stanie? Chejronie, odpowiedz! – zażądałam.
– Nie mogę Ci powiedzieć, bo wtedy przepowiednia o twojej śmierci, na pewno się spełni i…- zaczął, ale ja nie pozwoliłam mu dokończyć.
– Jest co raz lepiej! Predykcja o moim zgonie? Co jeszcze, ja się pytam? Bo mam wrażenie, że się dowiem, że… – stwierdziłam.
– Uspokój się, Lily. To chyba jasne, że ja i Ann nie dopuścimy do twojej… do twojego końca!- krzyknęła Elene, głosem nieznoszącym sprzeciwu.
Jej głos odbił się w lesie graniczącym z obozem, ze zdwojoną siłą. Nagle poczułam, że robi mi się duszno. Zieleń drzew mnie przytłaczała. Miałam wrażenie, że pochylają się w
moją stronę i szepcą: „Twój koniec…sss…twój…”. Czy byłam wtedy aż tak zmęczona, czy miałam zwidy? Szczerze mówiąc, to nie wiem. Oprócz upiornych drapaków, z których
wychodziły nimfy –jeszcze bardziej nie przyjemne, zresztą- była też Ziemia. Posiadałam wrażenie, iż się w nią zapadam. Głębiej, niżej, dalej. Coraz mniej powietrza. Mój przeraźliwy
krzyk… A może nie mój? Bliżej środka ziemi. Gaja? Nie wiedziałam wtedy i do teraz pojęcia zielonego o tej sprawie nie posiadam. Odcięty dopływ tlenu. Czy już się duszę, czy umieram?
Czyli to jest ten koniec? Fajnie to brzmi, ale uwierzcie mi na słowo, wcale takie nie jest.
***
Opowiem wam teraz o pewnym fakcie, o którym wcześniej nikomu nie powiedziałam. Ma on związek moim trafieniem do Obozu. Wiecie…?
To wcale nie było tak jak każdy sobie wyobraża. Zwykła, szara heroska trafiająca do domu dla półbogów za pomocą przyjaciół, czy z satyrem. Tak naprawdę, to o tym, że jestem półkrwi,
dowiedziałam się mając… w dziesiąte urodziny. Jednakże, tak naprawdę usłyszałam o tym od taty. Nie mówił tego, oczywiście, bezpośrednio do mnie, ale do mojej macochy.
Pewnego dnia siedziałam w moim pokoju robiąc pracę domową z matematyki. Średnio lubiłam ten przedmiot, choć bardzo dobrze mi z niego szło. Nagle poczułam jak jakiś głosik w mojej głowie
nakazuje mi zejść na dół. Wiem, pewnie pomyślicie sobie, że jestem dziwna, ale… to moja matka podpowiadała mi co mam zrobić. Artemida poleciła mi przemieścić się do kuchni. Tak też
zrobiłam. Przeszłam do pomieszczenia jadalnego bardzo ostrożnie, żeby nie obudzić małych potworów. Wtedy na pewno mój plan spaliłby na panewce, a ja wybiegłabym z krzykiem z domu i
bałabym się pokazać na oczy, mojemu ojcu, przez przynajmniej tydzień. Na szczęście zeszłam po schodach bez większych przeszkód i usiadła w kuchni przy drzwiach do salonu. Natychmiast moim
wyczulonym słuchem wyznaczyłam źródło dźwięku.
-… nie możemy tego dłużej przed nią ukrywać. Przed Annabeth również. W te wakacje trzeba ją będzie tam wysłać…- stwierdziła podniesionym głosem macocha.
– Dajmy jej jeszcze jeden rok dzieciństwa. Proszę… To nie dużo. Nie chcę popełnić tego samego błędu, co przy mojej starszej córce. Życie półbogini jest trudne. Szczególnie kiedy jest
się córką kogoś tak ważnego jak ona- pobrzmiewał głos mojego ojca. To było dla mnie za dużo. Wybiegłam cicho łkając, by rozkleić się maksymalnie w moim łóżku.
– Nie płacz, kochanie. Nie ma o co. – Po tych słowach podniosłam głowę i sprawdziłam kto do mnie mówi. Nie ukryłam zaskoczenia.
– Kim jesteś?- zapytałam nieznaną i zdecydowanie nieziemską istotę. Bogini promieniowała blaskiem, jakiego moje oczy nie widziały wcześniej. Była piękna, a zarazem zwyczajna. Rude włosy
spływające wdzięcznie do ramion, zielone oczy koloru mchu, o kształcie migdałów. Morska tunika, która wyglądała, jakby była utkana z wody. Oczywiście nie mam namyśli tego, że było przez
nią wszystko widać. Myślę tutaj raczej o tym, że miała kolor jak morze.
– Widzę, że zainteresowała Cię moja sukienka. Prezent od ojca chłopaka twojej siostry.- Najwyraźniej zauważyła moją nie rozumiejącą niczego z jej słów minę, bo dodała: -Prezent od
Posejdona, mojego przyjaciela. Ja nie mogę Ci powiedzieć jak się nazywam, ale muszę Ci coś dać- przerwała na chwilę i podała mi złotą kopertę.- Nie otwieraj tego, przed swoimi
dziesiątymi urodzinami. Są tam instrukcje co masz zrobić tego dnia. – Zakończyła.
– Mamo? Czemu mam to otworzyć dopiero wtenczas?
– Sama się niedługo dowiesz. Jest jeszcze jedna rzecz: kiedy spotkasz osobę o imieniu Chejron, przekaż jej, że masz siedemdziesiąt pięć procent krwi olimpijczyków. Będzie wiedział o co
chodzi.
– Zaczekaj…!- zawołałam, ale jej już nie było. Zniknęła tak szybko jak się pojawiła.
***
Wtedy właśnie zemdlałam zadławiona ziemią.
CDN
Podobało się? Pozdrawiam,
Annabeth1999.
Poznałam nowe słowo! Predykcja. Jeeeej.
Baardzo dziękuję za dedyczkę, nie spodziewałam się. Siedemdziesiąt pięć procent? Może być ciekawie… Haha, z tuniką mnie rozwaliłaś. Przezroczysta… Dla chłopaków, awrrrrr.
Literówek nie znalazłam prawie w ogóle, chyba była tylko jedna. Albo żadnych. Starość nie radość, nie pamietam…
Owszem, podobało się, czekam na ciąg dalszy, który ma się pojawić nie długo. I ma być długi. Ponieważ to było za krótkie.
O, i brakowało paru przecinków.
Dzięki, Ello. 😀
Czytałam fragmenty, ale w całości jest jeszcze lepsze *.*
Zgubiłaś tylko gdzieś parę przecinków i napisałaś ZA KRÓTKIE :(.
Poza tym, dziękuję za dedyczkę :*
Pytasz czy się podobało? No oczywiście! Wspaniała notka. Czekam na następny rozdział i dzięki za dedyczke.
Świetne!!! Niestety miałam cała masę testów i nie czytałam poprzednich części (ale zamierzam to nadrobić) :-).
A po drugie – TO NIE FAIR!!!!! Oddawaj talent! Mnie jeszcze nigdy nie naszła jakakolwiek wena twórcza!!!
A co do opka to genialne!!!! ^^