Po uświadomieniu sobie jak krótki jest tamten wpis, uznałam, że to będzie prolog. Więc teraz pierwszy rozdział. Trzy razy dłuższy i w końcu jakieś opisy. Od razu ostrzegam, że moje opowiadanie pisze po przeczytaniu dwóch pierwszych rozdziałów Domu Hadesa Z INTERNETU. Nie wiem czy są prawdziwe, ale i tak próbuje się w nie jakoś wpasować i tak dalej. Nie zabijajcie mnie za błędy i powtórzenia, ale pisałam to o pierwszej i drugiej w nocy.
Z dedykacją dla mojej wirtualnej bliźniaczki asi_48 – za to, że mnie nie zabiła i ma jeszcze większego świra na punkcie Leo niż ja :D.
Tykanie zegara było pierwszą rzeczą, którą usłyszałam. Otworzyłam leniwie oczy i zaczęłam się rozglądać po otoczeniu. Nie powiem, że nie spodobał mi się widok, który ujrzałam. Znalazłam się z powrotem w obozowym domku numer jedenaście. Domek Hermesa. Siedziałam na moim starym łóżku, ale widać było, że jest już zajęte przez innego obozowicza. Wkoło niego walały się różne „pożyczone” rzeczy – od świeżych ręczników zaczynając, a na najnowszej obozowej broni kończąc. Wstałam powoli i od razu schyliłam się, by zajrzeć pod łóżko. Znalazłam tam od groma papierków po cukierkach, zapomniany naszyjnik przyjaźni, skrzydlate trampki z oderwanymi skrzydełkami. Westchnęłam. Dokładnie tak wyglądało sprzątanie w tym domku, dlatego zawsze podczas inspekcji mieliśmy najniższe notowania. Odnalazłam tam coś jeszcze – stary, potargany album. Wyciągnęłam go ostrożnie z pośród tych wszystkich śmieci i powoli podniosłam się na nogi. Odłożyłam znalezisko na łóżko i podeszłam do przeciwległej ściany. Zatoczyłam palcem małe kółko, tuż ponad listwą. Ku mojemu zdziwieniu skrytka nadal tam była. Wszyscy obozowicze doskonale wiedzieli, że takową mamy, ale nikt nie szukał nigdy w tak oczywistym miejscu. Kawałek wyblakłej tapety zwinął się powoli w rulon i ukazał otwór wielkości pudełka po butach. Włożyłam do niego rękę i momentalnie odczułam zimno. Wyciągnęłam stamtąd jeszcze chłodną puszkę Pepsi. Otworzyłam ją i usłyszałam ten przyjemny dźwięk uciekającego gazu.
Podniosłam głowę na zegarek wiszący na ścianie. Dochodziła siódma. O tej godzinie wszyscy kończyli już kolację lub zaczynali śpiewać obozowe piosenki, grzejąc się przy wiecznie płonącym ognisku. Usiadłam wygodnie na łóżku i popijając zimny napój, zaczęłam przeglądać album. Mój album. Dziwne. Przez ten domek, w ciągu tych kilku miesięcy, przetoczyło się zapewne wielu herosów, ale nikt go nie zauważył.
Pierwsze zdjęcie przedstawiało mnie i Luke’a uśmiechających się prosto w stronę obiektywu. Dokładnie pamiętam dzień w którym je zrobiłam.
Siedzieliśmy spokojnie pośrodku lasu mocząc nogi w przepływającym strumyku. Był to ten czas, w którym Luke zaczął już myśleć nad przyłączeniem się do Tytanów. Choć dzieliło mnie od niego około osiem lat, zawsze rozmawiał ze mną jak równy z równym. Nasz domek właśnie zdobył sztandar, ale on był jakiś przybity. Na pocieszenie zawsze przychodziliśmy tutaj i jedliśmy ciastka ukradzione z obozowego magazynu. Tym razem też tak było. Zwierzył mi się, że miewa jakieś dziwne sny i nie wie co oznaczają. Oboje wiedzieliśmy że takie wizje to dla półbogów normalka. Zapewniłam go wtedy, że będzie lepiej. On lekko się uśmiechnął i wyciągnął z torby aparat.
– Gdyby coś się ze mną stało, pamiętaj, że zawsze byłaś jedną z moich najlepszych przyjaciółek. – powiedział mi po jakimś czasie, wpatrując się w niebo.
– A ty moim. – odpowiedziałam automatycznie. To była prawda. Był jednym z moich nielicznych przyjaciół. Nic więcej.– A teraz chodź. – powiedziałam podnosząc się z trawy i podając mu rękę. – Pośpiewamy sobie obozowe piosenki.
Chwycił ją, a ja pomogłam mu wstać. Otrzepał się z ziemi i podał mi swoje ramię. Powoli zaczęliśmy zmierzać w stronę ogniska. Nawet z tej odległości słychać było fałszowanie dzieci Aresa i stłumione śmiech córek Afrodyty.
To był dzień tuż przed jego ucieczką.
Następne zdjęcie przedstawiało Nico.
Uchwyciłam chwilę, kiedy biegł wskazaną przeze mnie drogą. Wiem, że nie powinnam, ale pokazałam mu którędy pobiec, by uciec z Obozu, a jednocześnie nie zgubić się w magicznym lesie. Później pomagały mu zaprzyjaźnione ze mną driady. Jednakże byłam pewna, że mnie nie pamięta. Było zbyt ciemno, by mógł dostrzec moją twarz.
Na trzecim zdjęciu byłam z Lee Fletcherem. Zabrał mnie na nocną przejażdżkę latającym rydwanem zaprzężonym w dwa majestatyczne pegazy. Świętowaliśmy wtedy jego urodziny. Gdy krążyliśmy nad Wielkim Domem po rozgwieżdżonym niebie, spytał czy nie chciałabym zostać jego dziewczyną. Ze szczęścia skakałam tak wysoko, że prawie wypadłam z rydwanu. Chwycił mnie w ostatniej chwili i przytulił mocno do siebie. Wścibski ktoś (moim zdaniem to była Wyrocznia) z Wielkiego Domu zrobił nam wtedy zdjęcie. Znalazłam je dopiero po tygodniu, kiedy zakradłam się na strych pooglądać trofea dawnych herosów.
Na ostatnim zdjęciu widnieli wszyscy obozowicze, ubrani w pomarańczowe koszulki. Dzieci Afrodyty podklejały do swoich cekiny i różnego rodzaju ozdoby. Koszulki domku numer pięć naznaczone były licznymi rozdarciami. Nie dało się nie zauważyć kolorowych plam z farby na ubraniu Rachel. Jedynie Chejron i Pan D. ubrani byli w koszulki z napisami „Imprezowe Kucyki”. Centaur uśmiechał się szeroko w stronę obiektywu, co było niezwykłym widokiem, ponieważ na co dzień był naprawdę surowym nauczycielem. Bóg wina stał z założonymi rękami, a po jego minie można było wywnioskować, że nie robi tego z własnej woli. Reszta obozowiczów odpoczywała spokojnie, wygłupiała się lub stała nieśmiało gdzieś z boku. W tle widniały świeżo dobudowane domki bóstw.
Ze wspomnień wyrwała mnie kobieta, która pojawiła się na łóżku tuż obok. Podniosłam na nią wzrok. Widać było na pierwszy rzut oka, że cierpi na rozdwojenie jaźni.
Raz siedziała przede mną kobieta w luźnym, jasnym peplosie. W tali przepasana była kawałkiem złotego materiału, który błyszczał, jak prawdziwe złoto, dzięki promieniom słońca wpadającym przez okno. Długie, czarne włosy upięła w wysoki koński ogon, a na nogi włożyła proste sandały. Wszystkiego dopełniały różnego rodzaju bransolety w ciepłych kolorach. Wyglądała tak oszałamiająco, że nie mogłam wypowiedzieć ani słowa. Gdy moje oczy przyzwyczaiły się do jej widoku, zaczynała lekko falować i zmieniła się w inną osobę.
Wyglądała trochę starzej. Miała na sobie nowe buty turystyczne i plecak przerzucony przez ramię. Wystawał z niego z tuzin broszur i mapa jakiegoś miasta. Jej ciemne jeansy idealnie pasowały do granatowej koszulki z ciemnozieloną sową nadrukowaną na środku. Włosy nadal pozostały upięte, ale nie wyglądały tak pięknie jak w poprzedniej postaci.
Te dwie zupełnie różne osoby łączyła tylko jedna rzecz – przenikliwe, szare oczy. Pierwsza para patrzyła na ciebie z wyższością, ale czuć było bijące od nich ciepło. Druga, rozkojarzonym wzrokiem, biegała po całym pokoju i chłonęła każdy jego element. Wtedy byłam już pewna. Obok mnie siedziała bogini mądrości i strategii wojennej w swoich dwóch postaciach : Ateny i Minerwy.
Kobieta w końcu skupiła się i przybrała postać greckiego odpowiednika. Pochyliła się nad albumem i postukała palcem w ostatnią fotografię.
– Pamiętam doskonale to zdjęcie. Moje dzieci były takie szczęśliwe budując te domki, że musiałam tam z nimi być. – powiedziała przyglądając się uważniej zdjęciu. Wskazała palcem dziewczynę w wieku około trzynastu lat. Była do niej uderzająco podobna. Mogła to być którakolwiek dziewczyna z domku Ateny, ale wokół niej rozpościerała się typowa dla bogów aura. Dziwne, że wcześniej tego nie zauważyłam.
– Ateno… – powiedziałam ostrożnie, żeby nie urazić bogini. – Czemu zawdzięczam twoją wizytę?
– Na pytania będzie czas za chwilę. Najpierw herosko, powiedz mi czy pamiętasz coś z czasu po wojnie z Tytanami?
– Yyym… wygraliśmy bitwę, a Rachel została nową wyrocznią Delficką. Wszyscy nieokreśleni zostali uznani. Wszyscy oprócz mnie. Po wejściu na teren Obozu poszłam nad jezioro. Chciałam w spokoju odpocząć nad wodą. – podrapałam się w głowę próbując przypomnieć sobie co działo się dalej. – Usiadłam na trawie i droczyłam się z najadami. Potem… ja… ja… – spojrzałam w osłupieniu na boginię i powiedziałam zrezygnowana. – Ja nie pamiętam. Ocknęłam się tutaj kilka godzin temu. Wiem tylko, że jestem tu przez Herę.
– Dobrze. To i tak sporo. Cofnijmy się trochę wstecz. Kiedy, po wygranej wojnie z tytanami, herosi opuścili już Olimp wszyscy bogowie rozpoczęli obradę. W połowie dyskusji Apollo zniknął gdzieś. Myśleliśmy, że znowu wybył podrywać śmiertelniczki grą na lirze, ale wrócił po jakimś czasie z informacją, iż mamy nową wyrocznię Delficką. Powtórzył nam, znaną ci dobrze, Przepowiednię Siedmiorga. Wiedzieliśmy że to plan Hery. Królowa bogów nie chciała nam jednak powiedzieć , którzy to będą herosi. Uznała tylko, że ta siódemka półbogów jest razem bardzo potężna. Sądziliśmy, że nie mamy się o co martwić, ale zdradziła nam, że w jej plan posiada pewną lukę – ich misja może się nie powieś kiedy zaginie dwójka z nich.
Wysłuchałam uważnie bogini popijając moją, całkowicie odgazowaną już, Pepsi. Powtórzyłam sobie to wszystko jeszcze raz w głowie i zapytałam.
– Ale jak to się ma do mnie?
– Doszliśmy do wniosku, że herosi potrzebują pomocy. Ponieważ bogowie nie mogą bezpośrednio wtrącać się w misję swoich dzieci, twoja matka zaproponowała, że pomoże im jedno i jej pociech. Wybrała ciebie. Hera niechętnie się zgodziła i zstąpiła do obozu. Bogowie rzadko się tam pojawiają, ale wszyscy obozowicze byli tak zmęczeni bitwą, że nie zauważył jej nikt prócz ciebie. Zabrała cię na Olimp, a my wszystko ci wyjaśniliśmy. Gdy tylko dowiedziałaś się kto jest twoją matką z radością się zgodziłaś. Warunek był taki, że nie mogłaś nic pamiętać, bo to zdemaskowałoby twój pobyt na statku. Zmodyfikowaliśmy też wspomnienia obozowiczów tak aby nikt cię nie pamiętał. Wiedzą o tym planie jedynie Chejron i Dionizos.
Spuściłam wzrok z bogini, by zwrócić go na album leżący na moich kolanach. Jeszcze raz dokładnie przyjrzałam się zdjęciu. Wszyscy widoczni na nim obozowicze nie pamiętali mnie. Ci którzy mogli mnie kojarzyć – już dawno nie żyli. Wierzyłam w każde słowo Ateny, ale byłam całkiem rozdarta. Wiedziałam, że to mój obowiązek i sama się na to zgodziłam, ale z drugiej strony chciałam mieć przyjaciół. No i trochę się bałam.
– Skąd wiedzieliście, że będę odpowiednia? – zapytałam po chwili.
– Och. Twoja matka nigdy się nie myli moja droga. Mama świetną intuicję.
Wysiliłam umysł, by przypomnieć sobie jakąś nieomylną boginię. Do głowy przychodziła mi jedynie Atena, ale tak mądra bogini nie mówiła by o sobie w trzeciej osobie. Zrezygnowana czekałam na to co jeszcze powie.
– Wiem, że jest to ogromna odpowiedzialność, ale jestem pewna, że dasz sobie z nią radę. Mało osób byłoby na tyle odważnych, by wziąć na siebie taki ciężar. Ja i twoja matka chciałybyśmy ci to jakoś ułatwić, więc mam dla ciebie prezent.
Wyciągnęła przed siebie dłoń, a ja ujrzałam w niej naszyjnik. Chwyciłam go delikatnie i zapięłam sobie na szyi. Gdy to zrobiłam zalśnił słabym blaskiem, które zaraz zgasło. Na długim, złotym łańcuszku wisiał wisiorek w tym samym kolorze. Przedstawiał on gałązkę oliwną z cienkimi listkami i dwoma szmaragdami imitującymi oliwki.
– To nasza ulubiona roślina. Symbolizuje zwycięstwo, honor i sprawiedliwość. – rzekła przyglądając się wisiorowi.
– Jest przepiękny. – powiedziałam z zachwytem w głosie.
– I bardzo niebezpieczny.
– Jak niby naszyjnik może być niebezpieczny?
– W niewłaściwych rękach może stać się śmiertelną bronią. Jest to zarazem miecz jak i klucz do naszej wygranej. Spróbuj zerwać go z szyi.
Zrobiłam jak kazała. Złapałam za naszyjnik i szybkim ruchem zerwałam go. Wisiorek w mojej ręce nabrał ciężaru i dopasował się do mojej dłoni. Łańcuszek złączył się na końcach i pogrubił kilkakrotnie. Po chwili trzymałam w dłoni obosieczny spiżowy miecz z rękojeścią owiniętą skórą w szmaragdowym kolorze. Był idealnie wyważony. Na płaskim jelcu wyryte było jedno słowo : νίκη.
– Zwycięstwo. – przeczytałam grecki napis. Przejechałam po nim palcem i miecz powrotem zmienił się w naszyjnik. – Dziękuje… pani.
– Proszę. Używaj go godnie. – powiedziała wstając łóżka i prostując pozginany peplos. – A teraz musisz się obudzić. Czekają na ciebie twoi nowi przyjaciele.
Obraz zaczął się rozmywać. Siedziałam spokojnie mocno zaciskając rękę na wisiorku. Miałam w swoim życiu wystarczająco wiele snów, żeby wiedzieć, że nawet gdybym kurczowo trzymała się peplosu Ateny, nic by to nie zmieniło. Świat zaczął wirować, a ostatnie co zobaczyłam to bogini machająca do mnie ręka na pożegnanie.
Niby długi, ale wciąż za krótki 😀 dłuuuugga ta rozmowa jak na Atenę i nawet była dziwnie przjazna… Czekam na CD
Fajne ^^ Atena pewnie była przyjazna, bo ta dziewczyna jest ważna. Na początku pomyślałam, że jej mamą jest Temida, ale teraz wiem, że to Nike, albo jak kto woli Wiktoria.
przedstawiało Nico. – przedstawiało Nika (wiem, że dziwnie wygląda, ale Riordan tak odmieniał 😛 )
-nie powieś – a co to, samobójczyni? xD chodziło ci o „nie powieść”?
I to są właśnie błędy, które znalazłam ja, ale jestem pewna, że Hestia coś tam jeszcze znajdzie 😛
Opko jest fajne 😉
Riordan z całą pewnością tak nie odmieniał. To robota tłumaczy, bo w języku angielskim na pewno nie odmienia się przez przypadki tak jak w języku polskim.
osz Ty
Mam odwalić ciężką robotę?… ech fakt znalazłam trochę więcej, ale tylko trochę… zaraz skomentuję normalnie 😛 tylko zauważyłam tu mój nick
Nie czytałam pierwszej części, ale chyba przeczytam. Gdzieś na początku jakieś zdanie nie miało za bardzo sensu w zestawieniu z późniejszymi, ale okej. Masz problemy z przecinkami, choć nie są one aż tak uciążliwe jak u niektórych.
Jeśli chodzi o te pierwsze rozdziały z „Domu Hadesa” to od razu Ci powiem, że to z całą pewnością są fanficki.
Hmmm, robi sie ciekawie, się jest ciut pogmatwane. Co do rozmowy z Ateną, to była dziwnie przyjazna i bohaterka nie wydawała sie zbytnio zdziwiona sprawami o których sie dowiedziała. Przyjmuje to z kamienna twarzą, jakby to była codzienność. Brakuje opisu uczuć, ale jest bardzo fajne. Ciekawe kto jest jej matką…Nike? Nie wiem. Pisz szybko CD
1) Mama świetną intuicję- albo mama ma, albo mam 😉
2) Na długim, złotym łańcuszku wisiał wisiorek- chyba lepiej byłoby ,,zawieszony był…” 😛
3) To nasza ulubiona roślina. Symbolizuje zwycięstwo, honor i sprawiedliwość. – rzekła przyglądając się wisiorowi.= nie powinno być po ,,sprawiedliwość” kropki, tak jak tu po ,,piękny”: – Jest przepiękny. – powiedziałam z zachwytem w głosie~ czyli albo wypowiedz bohaterów kończysz kropką i po myślniku jest duża litera, albo ciągniesz ją dalej (nie stawiasz kropki przed myślnikiem) i po myślniku jest mała litera
okk (tak piszę zamiast ,,ok” [to ma prawa autorskie 😛 żeby nie było]) tyle błędów, a opko wyszło bardzo ciekawe 😉 jak już wszyscy wiedzą ja jestem niedobra i wymieniam wszystkie błędy jakie zobaczę :P. Robię to dla dobra przyszłych pisarek i pisarzy xD. Pomysł dobry, a ja jak zwykle czekam na CD ;D
Zapowiada się naprawdę dobrze. Czekam na drugi rozdział 😀
Zapowiada się GENIALNIE 😀 Kiedy CD?
Opko jest świetne, jednak czepialska Chione wyniuchała parę błędów:
– Czasem gubisz przecinki ;).
– „Mama świetną intuicję.” – chyba „Mam świetną intuicję” :P.
– Powieś – zjadłaś „ć” na końcu. Powieś i powieść to dwa zupełnie inne słowa.
– „Gdy to zrobiłam zalśnił słabym blaskiem, które zaraz zgasło.” – blask to rodzaj męski, a nie nijaki. A więc – „Który zaraz zgasł.” 😉
Ogólnie opowiadanie bardzo mi się podoba i niecierpliwie czekam na CD.
Wirtualna bliźniaczka ;3
Nie zabiłam Cię i raczej tego nie zrobię. Chociaż widząc tych parę błędów miałam ochotę Cię udusić. Kiedyś na gg popracujemy nad opisami ;D Gdyż je uwielbiam i będziesz mi pisała dwie strony bez dialogu ^^
Robi sie coraz ciekawiej, ale nie mogę się doczekać mojego kochanego mężulka, który zapewne będzie mnie zdradzał XD
W każdym razie pisz, pisz, pisz, bo fajny pomysł wymyśliłaś (stworzyć historie w 5 minut na gg gadając z bliźniaczką – so sad ;____; Dlaczego ja tak nie umiem? ). Pomysł wymyśliłaś. Znowu gadam jak idiota ;< I w dodatku nie na temat. ;p
Tak więc do poprawy się do mnie zgłosisz, kiedy chcesz (aczkolwiek nie zawsze będę mogła od razu odpisać). Przy okazji mogę pomóc Ci sprawdzać błędy. 😉 Zachowuję się jak nadopiekuńcza starsza siostra… ;o
Dziękuje za dedykacje,
Wirtualna siostrzyczka – Riva <3
Bardzo fajne