Kiedy następnego dnia szóstka herosów stawiła się na treningu, od razu zauważyli, że profesor jest jakiś nie swój. Gdy Rozi spytała czy coś się stało, on machnął ręką i wytłumaczył się niewyspaniem.
– Nie macie się czym martwić. Później zdrzemnę się jeszcze trochę i będzie dobrze – dodał. – A teraz do roboty! Dzisiaj trenujemy w parach. Jack przeciwko Michaelowi, Jamie z Ginny, a Eva razem z Rozi. No, szybciej! – popędzał ich, przechadzając się w te i z powrotem. – Przyjąć pozycje! Pojedynek trwa dopóki przeciwnik nie upadnie na ziemię. Uwaga… Zaczynajcie!
I tak walczyli, zmieniając co jakiś czas partnerów. Staruszek z dumą zauważył postępy. Syn Aresa już nie walił na oślep, ale stosował profesjonalne cięcia, uniki, pchnięcia i bloki. Jack stał się mistrzem trudnych sztuczek oraz zmyłek. Doskonale opanował te, które pokazał mu profesor i teraz wymyślał własne. Jamie przestał się bać używać miecza. Mężczyzna długo tłumaczył mu, że broń nie zawsze zabija i dotkliwie rani. Chłopak w końcu to zrozumiał, dzięki czemu stał się naprawdę dobrym szermierzem. Z Rozi miał najwięcej problemów. Częściej to ona uczyła profesora, niż on ją. Choć musiał przyznać, iż jej kopnięcia z kolana były naprawdę imponujące. Zwłaszcza, kiedy łączyła je z umiejętnością panowania nad roślinami. Zadawała wtedy wspomniany cios, wyczarowywała niezwykle silny bluszcz, którym wiązała ręce przeciwnika i posyłała go na ziemię. To robiło wrażenie. Eva strzelała z łuku jak na idealną córkę Apolla przystało. Jak dotąd spudłowała tylko dwa razy. Nie chybiła ani do obiektów stojących, ani ruchomych. Do tego była bardzo szybka. Naciągała cięciwę trzy razy na sekundę. Nawet kiedy musiała przy tym biec albo uskakiwać. Ginny również doskonale opanowała strzelanie z łuku. W zasadzie bez problemu dorównywała Evie. Nie była tak szybka, ale trafiała za każdym razem. Córka Ateny poprawiła się również w walce sztyletem. Jej ciosy zawsze były przemyślane. Reagowała błyskawicznie, nie dając szans przeciwnikowi. Była naprawdę dobra. Profesor patrzył na nich wszystkich, obserwując ich zmęczone ale radosne twarze. Od czasu do czasu, któreś z nich, ocierało sobie pot z czoła. „I ja mam im to teraz zepsuć? Te błogie chwile beztroski?” – pomyślał. „Zwłaszcza, że jutro jest… No właśnie!”
– Herosi! Przerwijcie na chwilę, proszę.
Półbogowie opuścili broń. Odwrócili się do opiekuna, wszyscy z zainteresowaniem oraz ufnością w oczach. Profesor poczuł uczucie satysfakcji. Dokonał tego czego chciał. Był dla nich nie tylko nauczycielem, ale również przyjacielem. Uśmiechnął się szeroko do podopiecznych i powiedział:
– Moi drodzy! Nasze treningi wreszcie zaowocowały. Staliście się prawdziwymi wojownikami. Takimi z krwi i kości. Z duszy i serca. Pasji i wiary. A lepszych wojowników nie znajdziecie. Dlatego uważam, że zasłużyliście na nagrodę.
Na twarzach uczniów pojawiły się różne uczucia: zadowolenie, wzruszenie oraz zaskoczenie.
– Jutro w nocy, wydarzy się zjawisko zwane przeze mnie „spektaklem świetlistych punktów”.
Eva uniosła brew.
– Ma pan na myśli noc spadających gwiazd?
– E… tak. Dokładnie.
Herosi zaśmiali się cicho. No cóż, nie wszyscy są poetami.
– W każdym razie. Zapraszam was, moi drodzy, na jutrzejsze przedstawienie. Spotkajmy się na tamtym wzgórzu – wskazał ręką na pagórek – myślę, że najlepszą godziną będzie dziesiąta. Pasuje? – spojrzał pytająco na herosów. Przyjaciele pokiwali ochoczo głowami. Już się napalili do tego pomysłu.
– A teraz do domu. Czas zjeść drugie śniadanie.
Przy stole panował przyjemny gwar. Cała szóstka przekrzykiwała się nawzajem, podając sobie od czasy do czasu powidła albo grzanki. Właściwie, trudno było stwierdzić o czym tak właściwie rozmawiają. Przechodzili z tematu na temat, tak szybko i płynnie, że każdy kto oglądałby to z boku, dostałby zawrotu głowy. Pod nogami właścicieli, przechadzając się pod stołem krążyły uradowane whippety, którym raz po raz, czyjaś ręka podsuwała smakołyki. Czasem był to plasterek żółtego sera, okruch grzanki z masłem albo kawałek jabłka. Nagle do jadalni weszła gospodyni. Przyjaciele mimowolnie wyprostowali się na krzesłach i zaczęli mówić ciszej. Widok panny Macready zawsze tak na nich działał. Kobieta podeszła do nich i powiedziała oschłym głosem:
– Listy – po czym położyła na stole kilka kopert i wyszła. Pierwsza sięgnęła po nie Ginny.
– Ten jest dla mnie – odłożyła sobie pierwszą kopertę. – Ten do Evy… Te dwa do Jacka… i… Ten dla Jamiego.
Cała czwórka wpatrywała się w koperty z tęsknotą. Dopiero teraz odczuli, jak brakuje im rodzin. Eva zerknęła na Miśka. Nie wydawał się być zawiedziony brakiem listu. Chłopak wyczuł jej spojrzenie i puścił jej oczko. „Czyli faktycznie się tym nie przejął. Jest równie irytujący jak zawsze” – odetchnęła z ulgą. Córka Chloris też nie wyglądała na smutną lub zawiedzioną. Po prostu dalej jadła swoją grzankę, nie okazując żadnych uczuć. Odbiorcy listów schowali je do kieszeni. Każdy z nich zamierzał je odczytać później.
Jack siedział nad jeziorkiem razem z nieodłącznym Hige. Właśnie skończył czytać listy od mamy i siostry. Oparł się plecami o pień drzewa wzdychając tęsknie. Bezwiednie sięgnął do kieszeni. Ku jego zaskoczeniu wyczuł tam śliski papier, który okazał się być tą tajemniczą fotografią. Całkiem o niej zapomniał. Obejrzał zdjęcie jeszcze raz. Zaczął dostrzegać pewne podobieństwo pomiędzy kobietą a profesorem. Konkretnie, oboje mieli długie, ostre nosy. Gdy przyjrzał się bliżej, stwierdził, że są prawie identyczne. Zerknął na drugą stronę. W lewym górnym rogu dało się zauważyć bardzo blady oraz niewyraźny napis. Przez dobre dziesięć minut próbował się doczytać, przeklinając w duszy swoją dysleksję. W końcu przeczytał te kilka wyrazów:
„Grecko-rzymscy kuzyni. J i M. ”
Jack otworzył szeroko oczy. „Grecko-rzymscy!” Czuł jak w głowie kotłuje mu się od nadmiaru myśli. „Czyli, że… rzymscy herosi… istnieją? I… bogowie również?” Zerwał się na nogi i ku zdumieniu Hige, popędził w stronę domu.
– Ginny! – zawołał, widząc idącą w stronę sadu córkę Ateny. Dziewczyna odwróciła się zaskoczona i posłała mu szeroki uśmiech.
– Stało się coś? Jesteś jakiś podekscytowany – przyjrzała się chłopakowi podejrzliwie. Ten jedynie pokręcił głową i odpowiedział:
– Później ci wyjaśnię. Posłuchaj, znasz jakieś książki o… rzymianach, bogach rzymskich… właściwie o wszystkim co związane z Rzymem? – Ginny uniosła brwi w geście kompletnego zdziwienia.
– Tak, znam. Znajdziesz je w dziale piątym w bibliotece, ale… Jack. Po co ci to?
– Przykro mi, nie mam teraz czasu na wyjaśnienia. Obiecuję, że ty wszystkiego dowiesz się pierwsza. Słowo – syn Posejdona już zrobił parę kroków do posiadłości. – A i jeszcze… bardzo mi pomogłaś – pod wpływem impulsu, nachylił się i musnął ustami jej policzek. Potem odbiegł w stronę domu. Ginny odprowadzała go wzrokiem, dopóki nie zniknął za drzwiami. Przygryzła wargę i nie mogąc przestać się uśmiechać, skierowała się w stronę sadu, gdzie od początku zmierzała.
Gdy prawie doszła do jabłoni Apple, usłyszała głosy Miska i Evy. Zatrzymała się i rozejrzała w poszukiwaniu drogi powrotu. Nagle poczuła delikatne szarpnięcie za ramię. Odwróciła się i ujrzała uśmiechniętą od ucha do ucha Plum. Driada położyła palec na usta i wskazała na swoją śliwę. Półbogini zrozumiała. Wdrapała się na szerszą gałąź i z całych sił starała się nie podglądać. Za to Plum, zupełnie się nie krępowała.
Misiek znalazł Evę, gdy ta siedziała wśród krzaków porzeczek i z zapałem rysowała pracujących satyrów. Tony i Chris, od kiedy herosi przyłapali ich bez przebrań, odpuścili je sobie. Całymi dniami przechadzali się po sadzie doglądając roślin i rozmawiając z pewną driadą (Tony). Teraz obaj trzymali w ustach piszczałki i wygrywali skoczną melodię, dzięki której truskawki robiły się większe i jeszcze bardziej czerwone. Syn Aresa stał trochę z tyłu obserwując skupioną dziewczynę. Nagle odłożyła ołówek i nie odwracając się powiedziała:
– Długo będziesz tak stać… – zerknęła przez ramię – czy raczej się dosiądziesz?
– Nie byłem pewien czy mi wolno – Misiek posłał jej delikatny uśmiech, po czym usiadł koło niej. Córka Apolla dodała kilka detali i spytała:
– Nie spodziewasz się listu od wuja? – Misiek wydał jej się zaskoczony tym pytaniem.
– Nie – przeciągnął ostatnią literę, przekrzywiając głowę – On… nie jestem typem, który wysyła listy. Raczej takim, który poklepie po ramieniu i da jakąś… męską radę – uśmiechnął się ironicznie. – Właściwie zachowuje się bardziej jak kuzyn niż wujek. A tak właściwie to… czemu pytasz? – spojrzał na nią z radosnym błyskiem w oczach. Eva zamrugała zakłopotana. Jednak natychmiast przyjęła swój zwyczajny wyraz twarzy.
– Tak sobie. Nie wolno? – Misiek uśmiechnął się do niej, widocznie rozbawiony. Nie potrafiła powstrzymać się, żeby nie zrobić tego samego. Patrzyli na siebie, wreszcie ttak, jak chciała Eva. Bez tej próby poderwania jej, ze strony Michaela, i nagany oraz poirytowania od niej samej. Nagle usłyszeli za sobą szelest i coś z cichym „ał”, spadło na ziemię. Odwrócili się i zobaczyli zawstydzoną Plum.
– Wcale was nie widziałam! – wrzasnęła, po czym zamieniła się w fioletową mgiełkę. Eva pokręciła głową i wróciła do rysowania.
Jack siedział w bibliotece i z zapałem przeglądał ogromne tomiska. Rozi, która zajrzała tam na chwilę, ujrzawszy pochłoniętego czytaniem bruneta, wyszła pospiesznie. Mówiła później do Jamiego:
– Jeszcze nigdy nie widziałam, żeby chłopak, a w dodatku dyslektyk czytał tak szybko i zachłannie.
Rzeczywiście, Jack dosłownie pochłaniał kolejne książki. Przejrzał już skróconą historię Rzymu, opis kultury i tradycji, osiągnięcia, ale nigdzie nie było słowa o rzymskich półbogach. Dopiero, gdy zostały mu trzy książki znalazł interesujące go informacje. Pochylił się nad książką i zaczął zagłębiać się w treść.
W tym samym czasie, pustym korytarzem prowadzącym do gabinetu profesora, niespiesznie kroczyła wysoka postać. Zakryta była bladoniebieskim płaszczem, który nałożony był na białą sukienkę z krótkim rękawem. Postać była szczupła, miała małe dłonie o długich, zręcznych palcach. Stąpała cicho, lekko, zupełnie jak po śnieżnym puchu. Nie było widać jej twarzy, całą zakrywał kaptur. Wystawał z niego jedynie pukiel długich, lśniących czarnych włosów. Dziewczyna podeszła do drzwi i zapukała.
– Proszę – Na to słowo, przekręciła gałkę i weszła do środka.
Syn Posejdona skończył czytać. Na twarzy pojawił mu się rumieniec. Przejechał dłonią po brązowych i wyciągnął zdjęcie. Ono nadal skrywało tajemnicę, ale teraz przynajmniej rozumiał co oznacza to „grecko-rzymskie”. Uśmiechnął się chytrze i schował fotografię. „Czyli są też rzymianie, tak?” – pomyślał odchylając się na krześle. „Według tej książki ze spotkań greków i rzymian nie wychodzi nic dobrego… Ciekawe czy to prawda?”
Profesor patrzył na swojego gościa z niemałym zaskoczeniem.
– Nie spodziewałem się twojej wizyty pani.
Bogini uśmiechnęła się drwiąco.
– Wiem o tym, profesorze. Przyszłam tu do ciebie z dwóch powodów – spojrzała na staruszka oczami zimnymi jak lód – Chyba wiesz z jakich.
Syn Hermesa posmutniał i kiwnął głową. Dziewczyna podała mu złożoną na poł kartkę.
– To pierwsza sprawa. Zamówienie od mojego ojca – profesor wziął papier i odczytał tekst.
– Tak… bez problemu to ode mnie dostanie. Niech zgadnę – spojrzał wymownie na boginię – ból głowy spowodowany rozdwojeniem jaźni? – dziewczyna potwierdziła skinięciem głowy. – Ja na szczęście nie mam tego problemu – dodała chłodno. – Jednak, chciałabym się zająć drugim powodem mojej wizyty…
Syn Posejdona w końcu postanowił się ruszyć. Opuścił bibliotekę i skierował się do gabinetu profesora. „Ciekawe czy mi to wszystko wyjaśni?”
– Jeszcze im nie powiedziałeś!? A zwłaszcza jemu!? – dziewczyna była załamana. – Profesorze, trzymanie ich w niewiedzy jest… jest… no sam pan wie!
– Wiem. Emm… Wiesz co moja droga, ja pójdę po te leki dla twojego ojca, a jak wrócę to dokończymy dobrze? – nie czekając na odpowiedź wyszedł na zaplecze. Bogini pokręciła z dezaprobatą głową i odwróciła się do okna.
Jack zatrzymał się przed drzwiami. Odetchnął głęboko, po czym zapukał do drzwi. Nie usłyszał odpowiedzi, ale postanowił wejść. W gabinecie panował dziwny ziąb. Nigdzie nie dostrzegł profesora. Zamiast niego, przy oknie stała wysoka, ciemnowłosa, kobieca postać. Dziewczyna odwróciła się i zmierzyła Jacka chłodnym spojrzeniem. Brunet wzdrygnął się, mimo swojej woli. Oczy nieznajomej były intensywnie niebieskie, wręcz nienaturalnie. Nagle dziewczyna straciła zainteresowaniem jego osobą. Odwróciła się i powiedziała sama do siebie:
– Nie ty nim jesteś.
Jack uniósł brwi.
– Niby kim nie jestem? I… tak właściwie co ty tu robisz? Kim jesteś? Gdzie…
– Strasznie dużo gadasz herosku – przerwała mu bogini, nie patrząc w jego stronę. – Na większość z tych pytań nie musisz znać odpowiedzi, więc… nie mam zamiaru ci ich udzielać.
To wytrąciło Jacka z równowagi. Jakaś obca kobieta panoszy się w gabinecie profesora, zachowuje się jak u siebie w domu i jeszcze tak go spławia!? Poczuł jak wzbiera się w nim gniew, a na wodzie w szklance na stole, pojawiły się kręgi. Dziewczyna zauważyła to zjawisko.
– Więc synek Posejdona, tak? – powiedziała, patrząc w końcu na bruneta.
– Owszem. A pani kim jest? – zapytał gniewnie. Nieznajoma zaśmiała się i poslała mu mrożące krew w żyłach spojrzenie.
-Ty akurat powinieneś to wiedzieć.
Nagle ujrzał wizję, przedstawiająco jego incydent z zimy. Zobaczył jak pęka lód. Jak wpada do lodowatej wody i kilka przerażających minut później, wypływa na powierzchnię.
Czarnowłosa uśmiechnęła się chłodno.
– Gdybyś się nie uratował… Żyłbyś sobie w moim pałacu – powiedziała rozmarzonym tonem.
– Kim ty jesteś? – spytał jeszcze raz, tym razem gniewnie. Kobieta zmrużyła oczy.
– Jestem Chione, bogini śniegu i lodu.
Jack otworzył oczy ze zdumienia.
– Bogini?
– Nie bądź taki zdziwiony – Chione przechyliła głowę. – Teraz faktycznie żałuję, że wtedy nie zginąłeś. Byłbyś moim ulubieńcem.
Jack dotknął miecza. Strumień wody wystrzelił w stronę twarzy czarnowłosej. Bogini pstryknęła palcami, a woda zamieniła się w płatki śniegu. Spojrzała na chłopaka wzrokiem pełnym pogardy i złości.
– Nikt ci nie powiedział, że lepiej nie denerwować bogów? No cóż, właśnie całkiem nieźle zalazłeś mi za skórę – jeszcze raz pstryknęła palcami.
– Aaaa! – Jack upadł na kolana, ściskając głowę obiema rękami. Jeszcze nigdy nie czuł takiego zimna. Myślał, że zamarza mu mózg. Igiełki lodu atakowały jego zmysły, nie potrafił zebrać myśli. Jedyne co mógł zrobić to wrzeszczeć z bólu. Chione patrzyła na niego z góry.
– Powinno cię to czegoś nauczyć synalku Posejdona. Przekaż profesorowi, żeby przesłał leki dla mojego ojca pocztą Hermesa. Po tych słowach zniknęła.
– Chione, przykro mi, ale jednak nie znalazłem tych łez smoka… – staruszek pojawił się w drzwiach zaplecza. Całkiem zaskoczony, nie ujrzał bogini śniegu, ale jęczącego z bólu chłopaka.
– Bogowie, Jack! – profesor rzucił się żeby pomóc uczniowi. – Co ty tu… Jak? O! – nagle urwał wpatrując się we włosy chłopaka. Powoli, kosmyk po kosmyku, zaczęły one zmieniać kolor. Wtedy ból ustąpił. Chłopak westchnął z ulgą i spojrzał na zdziwioną twarz profesora.
– Proszę pana? Czemu pan tak na mnie patrzy? – profesor bez słowa podał mu lusterko, które leżało na biurku. Jack spojrzał na swoje odbicie. Najpierw otworzył szerzej oczy, a potem przełknął ślinę. Jego włosy były całkowicie białe.
Jack ma nauczkę – na Chio trzeba uważać! Raz zapomniałaś myślnika, ale tak to spoko. Bardzo mi się podoba.
PS. Opisz dokładnie minę Giny jak zobaczy Jacka. Bo jej wyraz twarzy będzie bezcenny xD
Hahaha, wyobrażam sobie jej minę 😀
Pochylił się nad książką i zaczął zagłębiać się w treść.- taki błąd, niebłąd, ale jednak lepiej brzmiałoby gdybyś napisała jeszcze ,,jej”
Przejechał dłonią po brązowych i wyciągnął- głodna jesteś? Zjedz obiad, a nie słowo :P. Domyślam się, że zapomniałaś napisać ,,włosach”
Opko jak zwykle powala i nwm dlaczego nie zauważyłam poprzedniej części xD. Jestem strasznie ciekawa CD i na serio uśmiecham się jak głupia gdy myślę o minie Giny, kiedy go zobaczy :D. Już nie czytaj tego komenta, tylko pisz CD 😀
o.O prawdziwy Jack Mróz 😀
zaskakująca ci wyszła ta część, a ja wciąż nie kumam, co skrywa profesor… Hah, spotkanie z wściekłą Chione rzeczywiście mało przyjemne. Chociaż mogłaś bardziej opisać uczucia Jacka i ból.
Boreasz ma jakieś rozdwojenie jaźni? XD
Myślę, że Ginny się spodoba Jack, w nowej fryzurce 😉
ttak – tak
resztę błędów wymieniła nasza Hestia 😀 A Jack w nowej fryzurce musi wyglądać fajnie 😀 A opko już sama wiesz jakie, możesz poczytać wcześniejsze komentarze, do których dopisuję się po stokroć 😉