Napisałam to z bardziej dziecinnego punktu widzenia (przynajmniej narrator mówi językiem, którym posługuje się główna bohaterka). Jestem prawie pewna, że to wynik podkradania młodszej siostrze książki Chylińskiej. Być może Was zanudzę, tak, że przestaniecie czytać już po kilku pierwszych akapitach, ale być może (tylko być może) akurat Wam się spodoba taka odmiana. Nie przedłużam już – do roboty! Czytajcie 😀
Mała Teo z przyjemnością zbiegła po schodach do małego saloniku. Pomieszczenie wyłożone było bukową podłogą przykrytą grubym, białym dywanem. Wokół małego drewnianego stolika stała czerwona sofa i dwa fotele tego samego koloru, a centralnym punktem wcale nie był telewizor, tylko kominek (z czego Teo bardzo się cieszyła – pokój miał swój „klimat”)
Ośmiolatka usiadła w fotelu w pozycji zapewniającej jej widok na drzwi wejściowe do domu i czekała. Obok niej przeszedł ojciec śpiesząc się na drugą zmianę w biurze.
– Dziś znowu zostaniesz na wieczór z dziadkiem Jasonem – powiedział zarzucając sobie na ramiona kurtkę z futerkowym kożuszkiem (bardzo miłą w dotyku – dziewczynka wielokrotnie sprawdzała) – Tylko nie spodziewaj się go zbyt szybko, pewnie znowu się spóźni. Wiesz, że dziadek jest wyjątkowo roztrzepany. Postaraj się go nie zamęczyć – uśmiechnął się znacząco i wyszedł
Dziewczynka wpatrywała się w drzwi. Obserwowała. Czekała. Po jakimś czasie była już tak zniecierpliwiona, że zaczęła liczyć. Sto. Dwa sto. Trzy sto. Zanim dotarła do czwartej setki, usłyszała ciche kroki dobiegające z dworu i drzwi się otworzyły. W progu stanął niewysoki starzec z włosami koloru siwo-białego i niezwykle żywymi niebieskimi oczami.
– Przepraszam za spóźnienie – wypowiedział swoje zwyczajowe powitanie i energicznym ruchem rzucił brązową kurtkę na wieszak.
– Wybaczam ci – odparła zgodnie ze stałym scenariuszem ośmiolatka, po czym oboje zaśmiali się cicho – Dziadku, wiesz co to za dzień?
– Oczywiście, że wiem, młoda damo – poniedziałek, dzień opowieści.
Te trzy słowa były właściwie sekretnym hasłem tych dwojga. Oboje rzucili się do przysuwania foteli bliżej kominka, a gdy efekt był zadawalający (dzisiejsza suma brzydkich rys na podłodze wynosiła zaledwie pięć), Teo popędziła do kuchni, gdzie, jak co poniedziałek, przygotowała pyszne kanapki z plasterkami banana i herbatę z miętą i cynamonem.
– Więc o czym dzisiaj będziesz mi opowiadał? –zapytała niecierpliwie dziewczynka
– O mojej siostrze. O Thalii.
Ogień przyjemnie trzaskał w kominku, a oczy starca zasnuły się mgłą. Teodora myślała, że po raz pierwszy będzie musiała namawiać swojego dziadka do opowieści, ale po chwili odchrząknął i zaczął.
– Była piękną dziewczyną. Była niezwykle dzielna. Żeby chronić swoich przyjaciół, wdała się w beznadziejną walkę. Potwory ją otoczyły. Choć posiadała niezwykłe umiejętności, chociaż walczyła niezwykle dobrze, nie dała rady tak wielu przeciwnikom. To nie było uczciwe, ale życie nie jest uczciwe. W końcu jej ojciec, Zeus zlitował się nad nią i zamienił…
– W drzewo. A konkretniej: sosnę. Dziadku, opowiadałeś to już! – poskarżyła się ośmiolatka
– To znaczy, że jednak słuchasz tego, co mówię. Ale ta historia ma ciąg dalszy. Kiedy Percy Jackson powrócił z wyprawy po złote runo, Thalia na nowo stałą się człowiekiem. Myślę, że to wiadomość o zdradzie Luke’a skłoniła ją do dołączenia do Łowczyń Artemidy.
Naprawdę zawiodła się na przyjacielu, który był dla niej kimś więcej niż tylko przyjacielem. Kochała go. A kiedy tak okropnie ją zawiódł, nawalił i schrzanił sprawę, zaczęła służyć Pani Łowów. Odpowiadała jej tamtejsza zasada „Żadnych chłopaków”. Łowczynie uważały płeć przeciwną za totalnych gno… – Jason przerwał w ostatniej chwili przypominając sobie, że mówi do ośmiolatki – Hm, nie sądziły o facetach zbyt dobrze. W każdym razie, pod czujnym okiem Artemidy moja siostra szybko stała się przewodniczącą Leśnych Łuczniczek. Wiesz co robią Łowczynie? Biegają po lesie, tropią i zabijają potwory rozwodząc po drodze o beznadziejności chłopaków – Teo zachichotała pod nosem – Thalia była naprawdę dobra w mordowaniu potworów. A w strzelaniu z łuku wśród Łowczyń nie miała sobie równych. Zresztą wszyscy obozowicze Obozu Herosów, nie wspominając już o Obozie Jupiter nie umieli tak strzelać, jak ona to potrafiła. Ze swoim oddziałem Łowczyń bardzo pomogła w wojnie z Kronosem. Ogólnie była bardzo pomocna we wszystkich wojnach…
Nawet za bardzo pomocna… Bo kiedy Obóz Jupiter napadał na Obóz Herosów, jeden taki głupek, Travis Hood, wpadł na pomysł poproszenia Łowczyń o pomoc. Wysłali iryfon i Thalia stawiła się przed bitwą razem ze swoim oddziałem Leśnych Łuczniczek. Niektóre pochowały się na drzewach, inne stanęły na ziemi i stamtąd strzelały do Rzymian. Moja siostra oczywiście wystawiła się na największe niebezpieczeństwo – ze swoim łukiem, a także mieczem, którym posługiwała się jako jedna z nielicznych Łowczyń, stanęła do otwartej walki. To nie byłoby w jej naturze, gdyby zrobiła coś mniej ryzykownego. Siała spustoszenie. Rzymianie cofali się na jej widok, a mówiłem ci, że zwykle tego nie robią – Jason uśmiechnął się do wnuczki, ale uśmiech szybko spełzł z jego twarzy – Tylko jeden żołnierz Rzymski był w stanie pokonać Thalię – w jego oku coś błysnęło. Jakieś silne uczucie, którego Teo nie mogła jednak odczytać – Reyna.
Dziewczyny okrążały się w milczeniu. Zaatakowały w tym samym momencie. Metal zazgrzytał: srebro o niebiański spiż, niebiański spiż o srebro. Zwodziły się długi czas. Przewidywały swoje ruchy zupełnie jakby same były rodzeństwem. Uchylały się i parowały uderzenia. Były sobie całkowicie równe. Tylko szczęście lub pech mogły zaważyć nad wynikiem tego pojedynku – Jason nieświadomie pochylił się nad wnuczką, a następne słowa wyszeptał – Fortuna sprzyjała Reynie.
Thalia poległa ugodzona ciosem pierś.
Wiesz jakie jest święte zwierze Artemidy?
Teo przełknęła ślinę. Nawet nie zauważyła, że zaschło jej w gardle.
– Łania.
Starzec pokiwał wolno głową.
– W pojedynku Thalia była niesamowicie skupiona, prawie nic nie mogło odciągnąć jej uwagi od przeciwnika. Ale „prawie” robi różnicę. Był nią ryk łanii. Na pole walki wparowało święte zwierze Artemidy. Thalia rozproszyła się słysząc ten znajomy dźwięk i odwróciła głowę.
Wtedy Reyna wykonała cięcie.
Można więc powiedzieć, że to nie Fortuna, czy Tyche odwróciła się od mojej siostry, tylko jej pani. Artemida.
Po pliczku Teodory spłynęła łza.
– Ale Thalia przecież dobrze jej służyła. Świetnie strzelała z łuku, tropiła potwory i w ogóle – ośmiolatka zająkała się pod naporem emocji
– Myślę, że Artemida zorientowała się, że jej Łowczyni żywiła do pewnego chłopaka uczucie inne niż niechęć. Do Luke’a. Pamiętasz, „STOP chłopakom” i tak dalej… Leśna Pani ją ukarała.
Po policzku Teodory spłynęła druga łza. Trzecia. I czwarta.
– Ale przecież w trakcie tej bitwy leciałeś na pokładzie „Argo II” w poszukiwaniu Wrót Śmierci… – odezwała się wreszcie – Skąd o tym wszystkim wiesz?
– Koszmary męczą mnie do dzisiaj – powiedział grobowym tonem
Chce mi się płakać!
Dobrze to przedstawiłaś, ale mam nadzieję ,że Riordan zlituje się nad Thalią i jej nie zabije. Poza tym Luke, już nie żył, więc nie mogła się w nim kochać. Ale i tak bomba!
A i sory, że tak wytykam mam nadzieję, że cię nie uraziłam, bo mi się podobało.
Niee, mnie nie tak łatwo urazić. Wiem, że Luke już nie żył, ale Thalia dalej żywiła do niego jakieś uczucia. Co z tego, że pośmiertnie? Artemida czuwa 😀
Świetne! Chcę więcej historyjek dziadka Jasona!
Haha, dziadek Jason! Biedna Thalia… ;( hlip, hlip…
Zabiję Artemidę! A tak ją lubiłam…
Znalazłam chyba dwa błędy, ale tak się wciągnęłam, że zapomniałam 😀 Możliwe też, że w ogóle ich nie było Świetne opko!
Mam tylko parę uwag ogólnych. Po pierwsze Reyna walczyła cesarskim złotem, a nie niebiańskim spiżem. Po drugie zamiast nawiasów stosuj myślniki, bądź przecinki, ponieważ przez nadmierne używanie nawiasów praca traci na wartości (tak mi kiedyś powiedziała pani od polskiego 😉 ) Więcej uwag nie mam. Generalnie to świetne opowiadanie, więc napisz jeszcze coś o dziadku Jasonie!
_________________________
I added cool smileys to this message… if you don’t see them go to: http://s.exps.me
Zresztą wszyscy obozowicze Obozu Herosów- zjadłaś ,,z’… czepiam się szczegółów- bardzo drobnych szczegółów, ale taka już moja natura :P. Bardzo miło mi się czytało to opko, bo stworzyłaś w nim atmosferę z dziecinnej opowieści… Ahhh przypomniało mi się, że miałam podobny zwyczaj z moim dziadkiem…. 😛 czekam na kolejne opka 😀
Opko cudowne.!! Aż się łezka zakręciła w oku :'(. Che więcej opowiadań w takich klimatach *.*
Dziadek Jason… Genialne. Jedyna uwaga to ta do miecza Reyny, że był on z cesarskiego złota. Klimat jest i to wspaniały. Jednym słowem boskie. Ciekawe, czy napiszesz część z udziałem dziadka Leo… Ogólnie to super pomysł, uwielbiam takie opis z przypuszczeniem przyszłości XD