Tej nocy Annabeth spędziła wiele godzin, po prostu patrząc się na domek Posejdona. Nie weszła, nie zapukała. Po prostu stała.
I było jej z tym dobrze. Odczuwała dziwny spokój, jakby nienaturalny. Cały żal, wściekłość, niedowierzanie i wszystko inne co się w niej kłębiło po prostu… wyparowało.
W końcu wróciła do swojego domku i usiadła przed biurkiem z wszystkimi jej zapiskami i dokumentami.
Nie wiedziała ile tak siedziała, ale gdy zegar na biurku wskazał ósmą, wstała, zdeterminowana, by ujawnić prawdziwą tożsamość Alfy.
Dopiero, gdy szła do Wielkiego Domu, dotarło do niej, jak wielkie to ma znaczenie. Chłopak oszukał ich wszystkich, manipulował nimi, drwił z nich. Z każdą chwilą jej gniew rósł, a ona nie mogła się doczekać, gdy w końcu znajdzie mu ujście.
Ale najgorsze w tym wszystkim było to, że była tego pewna. Wszystkie czynniki potwierdzały jej teorię, każdy nawet najmniejszy szczegół.
Alfa twierdził, że ma ponad tysiąc lat. Wtedy nie widziała żadnego połączenia pomiędzy nim, a Percy’m bo, zawsze wyobrażała sobie tego drugiego, jako siedemnastolatka, ale przecież ona sama w tym roku skończyła tysiąc trzy lata!
Alfa wcześniej był półbogiem, który odszedł z obozu, bo bogowie go zdradzili. Pasowało! W końcu, co jak co, ale Percy mógł się poczuć zdradzony… Na chwilę jej pewność siebie została zastąpiona wstydem, który jednak bardzo szybko się ulotnił. Wszystko zasłaniało jej, jak na ironię losu, poczucie zdrady, której dopuścił się wobec niej chłopak, nie zdradzając kim tak naprawdę jest.
A mogła się domyśleć! Był przyjacielem Page, którego poznała poza obozem. Annabeth dobrze wiedziała, że Page rzadko wychodziła ze schronienia. A przecież, gdy była mała i przybyła do obozu, ciągle opowiadała o tym, jak jej wielki brat, uratował ją przed atakiem smoka.
A na dodatek Alfa wyraźnie ciepło się odnosił się w stosunku do Thalii i Nica, których teoretycznie rzecz biorąc, nie powinien wcześniej w ogóle znać!
– Annabeth? – usłyszała za sobą. Odwróciła się napięcie i jak na zawołanie zobaczyła Thalię, Nica, Page i Grovera. To właśnie satyr do niej zawołał. Jej dawny przyjaciel natychmiast do niej podbiegł i ku jej zdziwieniu chwycił ją w objęcia.
– Grover? – zapytała powoli. – Czy coś się stało?
Satyr odsunął ją od siebie na odległość ramienia i zaśmiał się nerwowo. – Czy coś się stało? Nie wiedzieliśmy czy jeszcze żyjesz!
– Naprawdę?
Zaraz wokół niej stanęli pozostali półbogowie. Thalia przez chwilę wpatrywała się w nią w uwagą, po czym ostentacyjnie odwróciła głowę, jakby udawała, że córki Ateny wcale tam nie ma. Nico miał nieprzenikniony wyraz twarzy, a Page, która stała najbardziej na uboczu lekko się uśmiechała.
-Oczywiście, że tak! Och, Annabeth! – Grover znowu mocno ją objął. Niezręcznie poklepała go po plecach, a na jej twarz wpłynął delikatny uśmiech. Chyba odzyskała przyjaciela. – Alfa wczoraj pojawił się z tobą w sali tronowej, i powiedział, że zaatakowała cię jakaś krzyżówka!
– Och. No tak. – Annabeth pokiwała głową. Była tak pochłonięta myślą o Alfie będącym Percy’m, że całkowicie zapomniała o ataku potwora. – Mówił coś jeszcze?
– Tak. – Po raz pierwszy odezwał się Nico.
– A konkretnie?
– Powiedział, że to czy wrócisz zależy od ciebie samej. Że to ty wybierzesz czy wolisz życie lub śmierć. – Odparł spokojnie, jakby była to najnormalniejsza rzecz na świecie.
Annabeth poczuła, jak na jej twarz wypływa rumieniec. – Och. Jak widać wybrałam życie. – mruknęła, nie patrząc na nikogo.
– Nie byliśmy tego tacy pewni. – W końcu odezwała się Thalia. Annabeth natychmiast podniosła wzrok i napotkała powściągliwe spojrzenie dziewczyny. Była Łowczyni po prostu patrzyła na nią w skupieniu, ale Annabeth wyczuwała coś jeszcze. Może lekki strach? Żal…? – Grover był przekonany, że czułaś się tak samotna, że postanowiłaś się zabić. – Dodała beznamiętnie. Annabeth spojrzała po kolei na każdego, ale wszyscy mieli taki sam wyraz twarzy.
– Zrozumieliśmy, że… Nie ma co chować dawnych uraz. Percy zniknął … – Głos Grovera załamał się na chwilę, a oczy Thalii ściemniały – Ale już czas byśmy o tym zapomnieli i poszli dalej. W końcu on i tak nigdy tu już nie wróci, a ty… Jesteś naszą przyjaciółką, pomimo wszystkiego. I nie chcemy stracić też ciebie.
Annabeth przez chwilę stała nieruchomo. Nie wiedziała co ma powiedzieć.
Spojrzała pytająco na Nica. Usta zadrgały mu w czymś, co można było uznać za półuśmiech, i już wiedziała, że on jej wybaczył. Page kiwnęła głową zachęcająco, a Grover wpatrywał się w nią błagalnie. Jedynie Thalia pozostała niewzruszona i nie wykonała żadnego ruchu, mającego świadczyć o to, że zgadza się ze zdaniem reszty. Ale także nie zaprzeczyła.
– Jasne. – Uśmiechnęła się w końcu słabo Annabeth. – Tęskniłam za wami.
Ku jej zdziwieniu Nico objął ją niezręcznie, a zaraz po nim Page, z którą córka Ateny nigdy przecież nie była blisko.
– Właśnie szliśmy do Wielkiego Domu – powiedział Grover, gdy w końcu znowu zaczęli iść.
– Naprawdę? – Zdziwiła się Annabeth. – Po co?
– Jest narada. Nie wiedziałaś? – Nico spojrzał na nią podejrzenie. – Przecież szłaś w tamtą stronę.
Teraz cała czwórka wlepiała w nią spojrzenie.
– Ja .. Chciałam się zobaczyć z Chejronem.
– Och. Chciałaś z nim o czymś porozmawiać? – zapytał się zaciekawiony Grover.
Annabeth zawahała się. Mogła im teraz wszystko powiedzieć. Mogła im powiedzieć o Alfie i o jej przypuszczeniach na temat jego prawdziwej tożsamości. Mogła im powiedzieć, że wszystkich ich oszukał, że wcale nie był taki wspaniały
– Zrozumieliśmy, że… Nie ma co chować dawnych uraz. Percy zniknął … Ale już czas byśmy o tym zapomnieli i poszli dalej. W końcu on i tak nigdy tu już nie wróci, a ty… Jesteś naszą przyjaciółką, pomimo wszystkiego. I nie chcemy stracić też ciebie.
– Nie. – Skłamała. – Chciałam się po prostu zapytać, co się działo, gdy byłam… niedysponowana. O niczym innym nie chciałam rozmawiać.
Gdy w końcu doszli do Wielkiego Domu i weszli na spotkanie, Anbaeth została wylewnie przywitana przez większość jego członków. Nie była na to w najmniejszym stopniu przygotowana, ale ucieszyła się. W myślach przyznała rację Alfie. Jednak miała tu przyjaciół.
Gdy wszyscy już usiedli i upewnili się, ze córka Ateny jest cała i zdrowa, a Chejron poinformował ich, że czekają jeszcze tylko na Alfę, Annabeth zerknęła na Thalię.
Córka Zeusa wydawała się być z całego towarzystwa najbardziej niezadowolona. Siedziała w kącie z rękami założonymi na rękach i nie odzywała się do nikogo. Podczas gdy cała reszta zasypywała Annabeth wieściami dotyczącymi planu Alfy, ona jedna nie robiła nic. Zachowywała się zupełnie, jak wtedy gdy obydwie dziewczyny wciąż były ze sobą skłócone.
A może wciąż jesteśmy?, zapytała się siebie Annabeth. W końcu Thalia nie odezwała się do niej ani słowem, nie wykonała żadnego gestu w jej stronę, nie zrobiła właściwie niczego, co miałoby sugerować, że jej wybaczyła. Po prostu cały czas milczała.
Annabeth zagryzła wargi. Musiała się uporać z (nie)istniejącą przyjaźnią z córką Zeusa, problemem Alfy/Percy’ego i na dodatek nadchodzącą wojną.
Normalka.
I właśnie wtedy przez drzwi przeszedł Alfa, ubrany w czarny kaptur.
Annabeth natychmiast zaczęła dokładnie analizować każdy jego ruch, porównując go z tymi, zapamiętanymi wcześniej u Percy’ego.
Można było powiedzieć, że mieli ten sam chód. Z naciskiem jednak na „można”, bo córka Ateny zbytnio nie pamiętała, jak chodził jej były chłopak. W końcu nie było to coś do czego przywiązywała zbytnio wagę.
Ale mieli podobną budowę ciała. Prawie ten sam wzrost. Alfa wydawał się być minimalnie niższy.
– Przepraszam za spóźnienie, ale musiałem załatwić coś ważnego. – oznajmił chłopak i szybko usiadł koło Chejrona. Głos. Mieli podobny głos. Co prawda Alfy był bardziej basowy, niż barytonowy Percy’ego, ale wciąż.
– Mój drogi, może zdjąłbyś ten okropny kaptur z głowy. – zasugerował stary centaur. – Będzie nam łatwiej się porozumiewać.
Alfa zamiast zaprotestować, jak większość spodziewała się, że zrobi, zdjął z głowy czarny kaptur. Oczom zgromadzonych ukazała się ta sama w twarz co wcześniej. Czarne włosy, niebieskie oczy. Nic nadzwyczajnego.
Annabeth zaklęła w duszy. Całkowicie zapomniała o tym, że przecież Alfa już raz pokazał jej swoją twarz.
Ale wtedy w nią uderzyło. Przecież Percy mógł zmienić swój wygląd. Po za tym… Przyjrzała się bliżej twarzy Alfy i ze zdumieniem coś na niej rozpoznała.
Nos. Chłopak miał dokładnie taki sam nos jak Percy. Annabeth nie miała co do tego cienia wątpliwości, bo dobrze pamiętała, że Percy nos odziedziczył po ojcu, a w końcu dziewczyna spędziła wiele godzin na projektowaniu posągu boga.
Gdy dziewczyna przyglądnęła się bliżej Wojownikowi dostrzegła inne podobieństwa. Obaj chłopcy mieli równie pełne wargi, i taką samą linię szczęki. Z każdą chwilą Annabeth widziała coraz więcej Percy’ego w Alfie.
To musiał być on. Nie było innej opcji.
– Czy dokonaliście selekcji? – Dobiegł ją głos Percy’ego/Alfy.
– Tak.
-Ustanowiliście też, który bóg będzie walczył, z którym herosem?
– Tak. Zeus z…
– Nie musisz mi mówić. – Przerwał mu Wojownik. – Ważne żebyście wy wiedzieli co i jak. A teraz… Plan bitwy.
Jeśli do tej pory ktoś go nie słuchał, to właśnie zaczął.
– Nie wiemy dokładnie, jak działają bariery ochronne obozu, teraz gdy potwory się przez nie przedarły, ale moi ludzie dowiedzieli się, że najsłabszy jest fragment przy sośnie Thalii. Tam prawdopodobnie zjawi się Gaja z armią. Gdy tylko wkroczą do obozu zaatakujcie. Pamiętajcie macie ich tylko zająć. Oczywiście możecie ich zabić, ale nie poświęcajcie się dla tego. Rozumiecie?
Zgromadzeni pokiwali głową.
– Ja w tym czasie pokonam Gaję. Gdy tytani i giganci spostrzegą, że ich matka poległa, poddadzą się, lub zaczną uciekać. Wygrana będzie nasza.
Nie uszło uwadze Annabeth, że Alfa/Percy był bardzo pewny siebie. Nie było żadnych wątpliwości co do tego, że był przekonany o ich wygranej. Annabeth nie była pewna czy to dobrze czy źle.
– No dobrze, ale jak masz zamiar sprawić, że się tutaj pojawią? Wyślesz im zaproszenie, czy co?
Twarz chłopaka nie wyrażała żadnych emocji.
– Już wysłałem. O ile się nie mylę, są już przy barierze.
– CO?!
Wszyscy zebrani natychmiast rzucili się do wyjścia i wybiegli na zewnątrz przekonani, że zaraz zobaczą armie potworów z tytanami na czele.
Ale nikogo takiego nie było. Natomiast wszędzie dało się dostrzec obozowiczów, którzy pałętali się bezczynnie po obozie, nie mając pojęcia co ze sobą zrobić i Wojowników Chaosu pomiędzy nimi.
Annabeth zmarszczyła brwi. Z Wielkiego Domu spokojnie wychodził Alfa w ogóle nie wyglądając na zdenerwowanego.
– Jesteś pewien? – Spojrzała pytająco na chłopaka. Ten jednak nie odpowiedział, tylko wbił wzrok w jakiś punkt na horyzoncie. Annabeth podążyła za jego spojrzeniem i dostrzegła coś wielkiego zbliżającego się w ich stronę.
– To potwory! – Krzyknęła. Alfa zmarszczył brwi, a po chwili wyraz jego twarzy zmienił się diametralnie.
– Nie. To nie potwory. To woda.
I rzeczywiście. To co Annabeth wcześniej uznała po prostu za harde potworów, okazywało się być wielką falą wody, która zbliżała się do nich w zastraszającym tempie.
– Zaleje obóz! – Rozejrzała się spanikowana. – Gdzie są dzieci Posejdona?
Nikt się nie ruszył. Wszyscy stali, jak zamrożeni.
– LUDZIE CO JEST Z WAMI?! ZARAZ SIĘ WSZYSCY UTOPIMY!
Wywołało to nieco inny efekt, jaki chciała. Ludzie zaczęli krzyczeć i uciekać, tworząc Chaos. Annabeth z trudem przedarła się do Page.
– Page! Gdzie jest Daniel?! Niech powstrzyma tę falę!
– Nie wiem! Uciekł!
Annabeth poczuła, jak ogarnia ją wściekłość. Typowy Daniel! Naprawdę jeśli wszyscy przez niego zginą, to ona wytropi go i zabije!
– Ją ją powstrzymam. – Dobiegł dziewczynę głos Page
– Ty?
– Zapomniałaś chyba, że też jestem dzieckiem Posejdona.
– Ale…
– Annabeth, mam prawie tysiąc lat. I nie zamierzam dać zginąć moim przyjaciołom.
I zanim Annabeth mogłaby ją powstrzymać, pobiegła przed siebie i stanęła po środku chaosu, tuż przed zbliżającą się falą. Rozpostarła dłonie, ale nic się nie wydarzyło.
Fala wody w końcu przedarła się przez bariery ochronne i zaczęła spływać ze wzgórza, zatapiając drzewa i porywając wszystko na swojej drodze.
Do Page dołączyli jej bracia i siostry i wszyscy stanęli w podobnej pozycji co ona, wytężając wszystkie siły. Woda prawie niewidocznie zwolniła.
Co teraz poczniecie herosi? Wyzywacie mnie do walki, a nie jesteście w stanie sobie poradzić z czymś takim, jak mała fala?
Wszyscy obozowicze zamarli, jak jeden mąż. Nikt już nie krzyczał ani nie biegał. Od śmierci dzieliło ich parę sekund i jedyną rzeczą, którą zdawali się słyszeć był ryk potężnej fali, która otoczyła ich i już zalewała, już pochłaniała, już…
I nagle wszystko się zatrzymało. Wszystko.
Woda stanęła, tworząc wodny mur otaczający ludzi. Energia buzowała w nim i wręcz błagała o wypuszczenie, o uwolnienie…
Page i jej rodzeństwo przez chwilę wpatrywało się w zdumieniu w mur wody, stojący milimetry przed nimi, ale Annabeth już wiedziała, że to nie oni byli jego sprawcą.
Był nim Alfa stojący za nimi. Z jego czoła spływały krople potu,a twarz zmarszczona była w wysiłku. Nogi drżały mu i wyglądał, jakby zaraz miał upaść i zemdleć.
Ale wtedy zacisnął mocniej ręce i zamknął oczy, a fala wody zaczęła się powoli cofać, centymetr po centymetrze. Teraz wszyscy skupili na nim swój wzrok.
Nagle coś zaczęło się zmieniać. Chłopak zaczął rosnąć, a włosy wydłużyły mu się. Twarz zrobiła się bardziej owalna, czoło zmniejszyło się.
Woda zaczęła wsiąkać w ziemię.
A więc dobrze Percy Jacksonie. Przyjmuję wyzwanie. Przybędę o zmierzchu.
Chłopak otworzył zielone oczy, a Annabeth zdała sobie sprawę, że patrzy w twarz byłego chłopaka.
– Percy?
Och mówiłam Ci kiedyś jak bardzo uwielbiam Twoje opowiadania? Jeśli nie to teraz mówię 😛 (piszę -.-). Ta część należy do jednej z moich ulubionych 😀 W tak wrednym momencie to zatrzymałaś… Zła Ty….
Ojeju! Ale super! Przysyłaj szybko kolejną część!
Niebiańskie…. (sorry, ale się zawiesiłam i nie wiem co powiedzieć)
AAAAAAAAAAAAAAAAAA!!! PERCY POWRACA!!!! <3 <3 <3 KOCHAM, kocham, kocham twoje opko 😀 Nie mogę się doczekać co dalej :DDDD
Jednym słowem: Cudo 😀 Czekam na kolejną część.!! Chyba się nie doczekam 😛