Rozdział X
( już dziesiąty! Chyba jakaś rocznica powinna być, nie?)
Krzyki.
Krzyki pełne zawodu.
Jęki cierpienia.
Rozpacz w oczach.
Smutek w spojrzeniu.
Annabeth nie mogła już tego wytrzymać. Nie wiedziała ile już spada, a wciąż nie widziała końca otchłani. Jeżeli tak miało wyglądać bycie martwym, jeżeli miała całą wieczność spadać w ciemność…
Chciała tylko trochę spokoju. Żeby wszystko po prostu … Umilkło.
Ale zamiast tego wszystko się nasiliło. Czuła każdy ból, jakby był jej własnym. Każdy jęk . Każde cierpienie.
W końcu sama zaczęła krzyczeć, nie mogąc przestać.
Nie mogąc przestać.
Niech wszystko ustanie.
Zamilknie.
Niech wszystko przestanie.
Niech wszystko zamilknie.
Zamilknie.
Zamilknie!
Nagle poczuła ostry ból, silniejszy niż wszystkie pozostałe razem wzięte.
Otworzyła oczy i zaczęła przeraźliwie wrzeszczeć.
A potem runęła w jasność.
Gdy otworzyła oczy, wciąż krzyczała. W jednej chwili znowu poczuła, że ma ciało, że leży na czymś co miało kształt.
Odetchnęła. Może w końcu umarła? Może jej prośby zostały wysłuchane.
Usłyszała czyjeś głośne kroki, a po chwilę zobaczyła niewyraźną postać. Natychmiast się podniosła, nabierając jednocześnie drogocenny tlen. Zmrużyła oczy i dopiero wtedy rozpoznała postać.
– Alfa? – Co tu robił Wojownik Chaosu? Rozglądnęła się ze strachem. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że siedzi na łóżku, koło którego stał… parawan? Znajdowała się w jakimś półotwartym pomieszczeniu, a z daleka widziała gwiazdy na czarnym niebie. – Co się dzieje?
Ku jej zdziwieniu chłopak zaklął siarczyście. Może on był martwy i wściekał się, że ona też?
– Czy ja …? Czy ja umarłam?
Na twarzy Alfy pojawił się smutny półuśmiech. Uśmiechnęła się w duchu. Czyli umarła. Mogła wreszcie odpocząć, mogła… Ale wtedy chłopak pokręcił głową.
– Nie. Nie umarłaś.
Zamarła. Poczuła, jak coś ściska ją w środku, a jej ciało ogarnia żal. Nie umarła. Nie umarła, nie umarła, nie umarła, nie…?
– Nie? – powtórzyła cicho. – Nie?
– Nie.
Chłopak usiadł koło niej, a ona dopiero teraz zarejestrowała, że jest bez kaptura.
– Ale… Przecież… Wpadłam w otchłań. Wpadłam w otchłań! – Powtórzyła bezsensownie. – Sama się tam rzuciłam! Mogłam wybrać życie, mogłam wybrać te obrazy, albo mogłam wybrać śmierć i wybrałam śmierć! – Zaczęła szybko oddychać, poczuła, jak kręci jej się w głowie.
Alfa patrzył na nią uważnie.
– Annabeth, posłuchaj…
– Nie! – krzyknęła, trzęsąc się. – Skoczyłam w tą otchłań, skoczyłam w śmierć i otoczyły mnie te krzyki i ból, i te spojrzenia i umierałam i ja… To miała być kara, to miała być kara i teraz miałam odpocząć, miałam… – Zaczęła się plątać, rozpaczliwie próbując przywołać to, co już zniknęło.
– Annabeth!
Zamarła, słysząc srogi ton chłopaka. Wpatrywał się w nią ze złością, ale po chwili wyraz jego twarzy zmienił się na bardziej miękki. Usiadł przy niej i chwycił ją za ramiona.
– Posłuchaj. Musisz mi dokładnie opowiedzieć, co widziałaś, a ja wszystko ci wyjaśnię. Dobrze? – Jego spojrzenie przewiercało ją na wylot i zdołała tylko skinąć lekko głową. – Dobrze. – Zdjął dłonie z jej ramion.
Annabeth przez sekundę wpatrywała się tępo w ścianę, po czym spuściła wzrok na własne dłonie i zaczęła mówić.
– Ja… nie pamiętam wszystkiego dokładnie, ale… na pewno najpierw był ogień, a potem pojawiły się takie obrazy.
– Jakie obrazy?
– No… – Dziewczyna urwała, czując, jak rumieniec wpływa na jej twarz. – To nie do końca były obrazy, bardziej… wizje. Byli na nich różni ludzie, właściwie to wszyscy byliśmy na plaży. Wszyscy śmiali się, cieszyli, rozmawiali. Wszyscy byli … – urwała, a po chwili na jej twarzy pojawił się smutny uśmiech.
– Jacy byli? – Chłopak naciskał na nią.
– Szczęśliwi. Byli szczęśliwi.
Alfa przez chwilę wpatrywał się w nią, a wyraz jego twarzy były nieodgadniony.
– No co?
– Nic. – Wzruszył ramionami. – Co było dalej?
– Ja… uznałam, że… Że oni symbolizują życie. Byłam tego pewna, ale… – urwała, nie chcąc dokańczać, nie chcąc pokazać, jak bardzo żałosna była.
– Chciałaś umrzeć.
Podniosła szybko głowę i spojrzała na Alfę.
Chłopak nie wydawał się być z tego powodu zły, zawiedziony, czy chociaż smutny. Patrzył na nią z pewnego rodzaju ciekawością, i z … współczuciem? Zupełnie, jakby było mu przykro, że jednak nie umarła.
– Tak. Chciałam umrzeć. Cofnęłam się o krok i wtedy zalała mnie ciemność. Wpadłam w jakąś otchłań i otoczyły mnie krzyki, jęki, i ból, i … – urwała, nie chcąc przywoływać wspomnienia. – Byłam pewna, że to śmierć. A potem się obudziłam. Co to wszystko znaczy? Czemu nie umarłam? Przecież rzuciłam się w śmierć, prawda?
Alfa pokręcił głową.
– Nie. Rzecz w tym, że nie.
– Czyli…?
Alfa westchnął.
– Nam ludziom, wydaje się, że życie jest drogocenne. I jest. Problem tkwi jednak w tym, że życie teraz, życie jako człowiek, jest tak naprawdę niewiele warte.
– Co masz na myśli? – zapytała Annabeth, przeczuwając do czego zmierza chłopak.
– Mam na myśli to, że otchłań, w którą się rzuciłaś, symbolizowała życie. Była pełna cierpienia, bólu, niesprawiedliwości. Zakładam, że tylko gdzieniegdzie dostrzegłaś radość.
Annabeth pokiwała głową, oszołomiona.
– A te obrazy, które widziałam. Tych ludzi, to szczęście. To była… śmierć?
Wojownik pokiwał głową.
Przez chwilę oboje siedzieli w ciszy. W pewnym momencie Alfa wstał i zaczął wychodzić ze szpitala.
– Alfa…? – Dobiegł go głos dziewczyny.
Odwrócił się i spojrzał na nią wyczekująco.
– Tak?
– Skąd… Skąd ty o tym wiesz? Czy domyśliłeś się tego wszystkiego, gdy miałeś podjąć decyzję?
Wpatrywała się w niego niepewnie, ale jego odpowiedź miała mieć dla niej duże znaczenie. Alfa przez parę sekund stał w milczeniu.
– Moi przyjaciele w pewnym momencie zaczęli masowo umierać przez zatrucie jadem Krzyżówki. Gdy stało się to i mnie, byłem zdeterminowany, by przeżyć. Pamiętam, że Chaos odwołał wtedy wszystkie operację, a Wojownicy czuwali przy mnie cały czas. – Uśmiechnął się delikatnie, przywołując wspomnienie. – I przetrwałem. Aż w końcu zapadłem w ostatnią fazę choroby. Przede mną także pojawiły się podobne obrazy, jak u ciebie. I miałem zamiar w nie wkroczyć, miałem zamiar wrócić. Ale wtedy… Pomyślałem sobie o tych wszystkich, którzy umarli. Zdałem sobie sprawę, że tak naprawdę nie mam do czego wracać. Miałem przez całą wieczność być w służbie u Chaosu, bez szans na rezygnację? – Pokręcił głową, jakby z niedowierzaniem. – Zrozumiałem wtedy, że nie chcę tak żyć. Zdecydowałem się umrzeć. –Umilknął na chwilę. – I zrobiłem to samo co ty. Gdy się obudziłem, żywy, a nie martwy, zrozumiałem.
– Potem przez setki lat próbowałem umrzeć, ale nie potrafiłem. Zaprzepaściłem swoją jedyną szansę. Ale najbardziej dobijał mnie fakt, że wszyscy moi przyjaciele, którzy umarli, chcieli wrócić, przez co źle wybrali i umarli
Zaśmiał się z pogardą.
– Wychodzi na to, że my, którzy chcieliśmy umrzeć, będziemy musieli na zawsze tkwić w tym świecie, a tym, którzy pragnęli życia, zostało ono odebrane. Ironiczne, prawda?
Annabeth przez pewien czas nie patrzyła na chłopaka, aż w końcu zdobyła się na odwagę i uniosła wzrok. Chciała się zapytać go o coś jeszcze, o coś co nurtowało od dłuższegp czasu.
– Czy kiedyś… gdy byłeś w obozie, byliśmy przyjaciółmi?
– Dlaczego pytasz? – zapytał zaciekawiony.
– Odpowiedz. – nalegała dziewczyna.
– Raz. – wzruszył ramionami.
– A… – Głośno przełknęła ślinę. – Czy teraz też nimi jesteśmy?
Wpatrywała się w niego oczekująco, niemalże z nadzieję. Ale chłopak pozostał niewzruszony.
– Wciąż masz tutaj przyjaciół Annabeth. Może o tym nie wiesz, i może oni temu zaprzeczą, ale masz. Martwili się o ciebie dzisiaj.
– Nie odpowiedziałeś.
Spojrzał na nią bez wyrazu.
– Masz tu przyjaciół, ale ja nie jestem jednym z nich. I nigdy nim już nie będę.
Po czym odwrócił się napięcie, i zostawił ją samą z myślami.
Annabeth obudziła się zlana potem. Przez jej głowę przewijały się wspomnienia ostatnich dni, i dopiero teraz zdawała się widzieć związek pomiędzy nimi. A nie chciała.
Uniosłam głowę i zobaczyłam, że Alfa siedzi pochylony nade mną, a spod jego rąk spływa coś na kształt wodnistej, niebieskiej energii. Zmarszczyłam brwi.
– Czy to jest woda? – I nie czekając na jego odpowiedź dodałam – Jesteś synem Posejdona?
Annabeth pokręciła głową. Nie. Przecież zaprzeczył. A to nie była woda. Nie skłamałby… prawda?
– To po co mnie leczysz, skoro i tak umrę? – zapytałam spokojnie i nie czekając na odpowiedź, otworzyłam oczy. Wpatrywał się we mnie nie ze strachem, smutkiem czy żalem. Wpatrywał się we mnie z pewnością w oczach.
Nie odpowiedział, tylko powrócił do uzdrawiania mnie. Westchnęłam, ale zamknęłam oczy.
– To nie była twoja wina. – powiedział.
– Słucham? Skąd wiedziałeś, że… – urwałam, nie chcąc kończyć tego zdania.
– Domyśliłem się. Nie było to zbyt trudne. Po za tym… Znam cię.
Prychnęłam, czego chwilę później pożałowałam, gdyż wywołało to falę bólu.
– Poznaliśmy się wczoraj..
– Nie do końca.
Otworzyłam oczy.
– Nie do końca? – powtórzyłam.
– Page wcale nie skłamała Annabeth. – spojrzał na mnie przeciągle, a mnie oblał rumieniec. – Zanim trafiłem do Chaosu, byłem jednym z półbogów żyjących w obozie. A potem zbuntowałem się. Nie chciałem dłużej służyć bogom, uważałem, że nie zasługują na to bym poświęcał dla nich życie swoje i swoich bliskich. – spojrzał mi w oczy. – Wciąż tak uważam.
– Więc odszedłeś. – dokończyłam.
– Tak. Page poznałem w zupełnie innych okolicznościach. – dodał, widząc malujące się na mojej twarzy pytanie.
Wszystko pasowało. Czemu wszystko musiało pasować?
Nie wierzyła. Nie chciała wierzyć.
Ale wtedy pojawił jej się w głowie obraz z poprzedniej nocy, obraz który dopiero teraz jej się przypomniał.
– Nie każ mi wygłaszać melodramatycznych przemówień, Mądralińska. Wiesz, że nie jestem w nich dobry.
Kolejne westchnięcie pełne bólu, które raniło mnie w równym stopniu, co jego.
– Wiesz, gdybym mógł mógł cofnąć czas, zrobiłbym to. Gdybym był w stanie zapomnieć o wszystkim, wróciłbym. Ale nie potrafię. Starałem się, uwierz mi. Naprawdę się starałem. Ale po prostu nie potrafię.
Kolejny śmiech, tym razem zgorzkniały.
– No i zobacz Mądralińska do czego doprowadziłaś. Robię się przez ciebie strasznie sentymentalny.
Mądralińska… Tylko on jeden ją tak nazywał. Tylko on jeden.
Czarne, wzburzone włosy, jakby czesane wiatrem opadały na twarz mężczyzny, która pełna była ostrości, ale jednocześnie łagodności. Radości i cierpienia.
Nie. Nie, nie, nie…
Jego oczy grały główną rolę w tej bajce. Miały barwę zieleni, barwę morza, i takie też były. Nieuchwytne, nieprzewidywalne, pełne niespodzianek. Ich spojrzenie miało w sobie tyle magnetyzmu, że mogłam w nich utonąć. Chciałam w nich utonąć.
Mężczyzna uśmiechnął się do mnie i ścisnął mi dłoń z powrotem, a ja od razu poczułam się bezpiecznie.
Ale nagle w jego oczach pojawiło się przerażenie. W jednej chwili cofnął swoją dłoń i rzucił się w głąb jaskini.
Annabeth zerwała się szybko z łóżka i wybiegła ze szpitala. Nie wiedziała, gdzie idzie, a w głowie kłębił jej się natłok myśli.
Przecież Alfa nie mógł być nim. To wszystko było bezsensu, przecież on nigdy nie zrobiłby czegoś takiego, nie oszukałby jej. Nie byłby w stanie przy niej udawać, nie przy niej, przecież ona znała go! Przecież byli przyjaciółmi, byli …
– Czy kiedyś… gdy byłeś w obozie, byliśmy przyjaciółmi?
(…)
– Raz. – wzruszył ramionami.
– A… – Głośno przełknęła ślinę. – Czy teraz też nimi jesteśmy?
(…)
Spojrzał na nią bez wyrazu.
– Masz tu przyjaciół, ale ja nie jestem jednym z nich. I nigdy nim już nie będę.
Podniosła wzrok. Stała przed domkiem numer trzy.
Genialne, świetne i dopisz sobie wszystkie pozytywy. Nie mogę się doczekać następny rozdziałów. Pisz szybko CD.
Niektóre opowiadania sprawiają ,że pragnę czytać jeszcze i jeszcze. Twoje jest jednym z takich. Z niecierpliwością czekam na CD.
Super! Weź spróbuj napisać na jutro kolejną część!
Kocham, kocham, kocham, kocham… ^^
Wciągnęło mnie jak mało, które tu opowiadanie. Wszystko ma sens, wszystko trzyma się kupy i jeszcze regularnie wysyłane są kolejne części.
Czy ty, aby jesteś człowiekiem? : o
Pierwsza po autograf, a najlepiej napisz go na wakacjach, w które musimy się spotkać^^. Tym razem się uda :P. Kocham część, ale ty widziałaś już za dużo takich komentarzy… Wysyłaj CD 😉
Och, normalnie biję pokłony. Jak ty znajdujesz czas, żeby tyle pisać? W dodatku tak dobrze? Jestem zdecydowanie zazdrosna.
Nie wiem co napisać, geniuszu nie da się zdefiniować. Kocham, kocham, kocham <3