[Jane]
Dobra, może to nie był mój najlepszy dzień, bo nie pomogłam Emily ocalić reszty przed tym słoniem, ale ważne, że mojej przyjaciółce nic się nie stało. Było mi tak głupio, że przysporzyłam jej powodów do zmartwień- moimi połamanymi nogami, do tego przeze mnie musiała prosić Apolla o pomoc i jeszcze zjadłam jej tyle tych pysznych cukierków. Kurcze, jak ta dziewczyna musi mnie lubić i jakie ona ma wspaniale serce. Nie to, co Miranda. Ta nie zrobiła nic, żeby mi pomóc. Kiedy spadłam z tego słonia od razu usiadła daleko od nas i nawet nie spytała jak się czuję. Choć nie… Ona była tu… Tak, wepchnęła we mnie ambrozje… Nie, to nie w jej stylu… Ona myśli tylko o sobie. Może i dobrze, bo nie mam ochoty z nią gadać.
-Jane, mogłabyś spróbować wstać?- z rozmyślań wyrwał mnie głos taty Mika. Spojrzałam się na niego. Apollo stał nade mną i wyciągał w moja stronę rękę.
-Poradzie sobie-burknęłam i spróbowałam podnieść się na rękach. Nic. Uniosłam się kilka centymetrów i z powrotem klapnęłam na tyłek.
Bóg sztuki uśmiechnął się z zadowoleniem, że miał rację i znowu podał mi dłoń. Z niechęcią ją przyjęłam i wstałam. O dziwo nie upadłam. Zrobiłam wielkie oczy i zetknęłam na swoje nogi. Wrzasnęłam. Bandaże z łydek zniknęły. Jedyna pamiątką po nich, były tak porwane rurki, że teraz sięgały mi do kolan.
-Co Pan zrobił z moimi kochanymi spodniami?!
-Nic wielkiego. Zmieniłem je tak, że teraz są modne. W Chinach tak się je nosi. Napisałem o tym nawet haiku-odpowiedział mi spokojnie i już uniósł ręce szykując się do wygłoszenia następnego, jakże wspaniałego wierszyka, ale na szczęście Emily mu przerwała.
-Ta, jasne. Daruj sobie te bzdury.
Apollo spojrzał się na nią i już miał coś powiedzieć, ale właśnie obok niego stanął Mike i moja siostra.
-Tato…-zaczął chłopak, ale nie dokończył, bo bóg wciął mu się w słowo.
-O, dobrze, że jesteś synu, to doradzisz mi, w co zmienić te dziewczynę
.
-Nie będzie żadnego zmieniania-powiedziałam naburmuszona. Zdążyłam już tak porwać sobie spodnie, że teraz stały się gustownymi szortami. Jednak i tak miałam żal o nie, bo wiernie towarzyszyły mi przez dwa lata.
-Masz rację- rzekł Apollo odwracając się w stronę Mika i Miri. Widziałam jak jego oczy rozbłysły. Podszedł do syna i poklepał go po plecach.
-Widzę, że postanowiłeś powrócić do świata, co młody?- powiedział i kiwnął głową w stronę Mirandy ta zarumieniła się i skromnie wzruszyła ramionami jakby nic się nie stało. Pewnie znowu zrobiła coś wielkiego… O co im chodzi, ja się pytam? No bo Mike gdzieś sobie poszedł? Z nadzieja, że Emi mi coś wytłumaczy spojrzałam się na nią. Dziewczyn stała ze skrzyżowanymi rękoma i groźnie spoglądała na Miri.
-Drogie panie i szanowny panie kolego- rzekł bóg.- Na chwile was opuszczę, muszę pogadać z młodym. Postarajcie się w tym czasie nic nie wysadzić ani się nie pozabijać.
Nathan kiwnął głową i powoli podniósł się z ziemi. Patrzyłam jak Apollo i Mike odchodzą na tyle daleko, abyśmy ich nie słyszeli. Nastała długo cisza, która przerwała Emily.
-Myślisz, że mnie powstrzymałaś?- spytała Miri.
-Nie, ale odzyskałam to, na czym mi zależy.
Dobra… Załóżmy, że je rozumiem…
-Czyli siostra cię nie obchodzi? -Emily wykrzywiła usta w szyderczym uśmiechu. Powoli podeszła bliżej Mirandy, która stała spokojnie i nie była wcale zdenerwowana. Na pierwszy rzut oka, oczywiście. Kto jak kto, ale siostra bliźniaczka, która musiała znosić ja przez prawie szesnaście lat widzi, kiedy jest zdenerwowana. Można to poznać po tym, że Miri zawsze się czymś bawi jak jest niepewna i zdezorientowana. Najczęściej bawi się swoim warkoczykiem zaplecionym tak jakby pod włosami. Jednak są dni (prawie zawsze) kiedy panna ideał plecie sobie jednego dużego warkocza i nie ma dostępu do tego małego z koralikiem. Wtedy kreci na palcu te kosmyki, które zawsze jej uciekają na czoło czy ramiona albo skubie paznokcie. Czasem bawi się jakimś małym przedmiotem.
Również teraz niby od niechcenia, gniotła w dłoniach sznurek wystający z kaptura szarej bluzy.
-Siostra jest dla mnie najważniejszą osobą na świecie. I nie próbuj mi wmówić, że tak nie jest, bo w mojej głowie nie namieszałaś- ucięła krótko.
-To co zamierzasz zdobić?- zaśmiała się jej w twarz Emi.- Ojć, nie wiesz? Jakie to przykre- dziewczyna zrobiła współczującą minę i zacmokała kręcąc głową.
-Dziewczyny, co się tu dzieje? Mogę wiedzieć, czego nie wie, moja kochana siostrunia?-zapytałam podchodząc i stając obok Emily. Ta spojrzała się z satysfakcją na Miri.
-Już nic nie poradzisz, skarbie. Ja już ja mam. Potrzebowałam jej i dostałam.
„Potrzebowałam jej”? Czy ja już gdzieś tego nie słyszałam? Ktoś mnie potrzebował kiedyś, chyba…
-Nie, nie całkiem-wyszeptała Miranda. Emily zaśmiała się tylko i popatrzyła się na mnie uśmiechając się miło.
-Jane, weź pomysł jakąś liczbę od jeden do miliona i powiedz ja Nathanowi.
Zdziwiłam się, ale posłusznie odeszłam od nich na kilka kroków i stanęłam obok Nathana, który właśnie znalazł te wspaniałe cukierki. Uśmiechnęłam się do niego. Jakoś wydawał mi się dość fajny. Tylko szkoda, że mało mówił. Choć ostatnio trochę z nim pogadałam. Nawet go lubiłam. Nie, nie podobał mi się. No może troszkę… Pff… Zostawmy temat.
-Chcesz?- spytał i podał mi torebkę zanim on sam się poczęstował.
-Jasne- uśmiechnęłam się.-Nie potrafisz bez nich żyć, co?
-Potrafię- powiedział spokojnie.
-Ta, jasne.
-Możemy się założyć, że do przybycia do celu nie zjem ani jednego- powiedział i wrzucił je do plecaka.-Możemy się założyć o coś, co wymyślimy jak już wygram- uśmiechnął się.
-Dobra- uścisnęłam jego dłoń. Nie wiem, po co się założyłam, ale olać to. -A, przysłała mnie Emily, żebym ci powiedziała jakąś liczbę.
Kiedy wróciłam do dziewczyn obie kłóciły się w najlepsze.
-Eee…już jestem?- powiedziałam. Obie zamilkły a Emi spojrzała się na mnie.
-Szybciej się nie dało? Mniejsza o to- znów uniosła dumnie głowę i zwróciła się do mojej siostry.- Liczba, która powiedziała Jane to…
-Jane, musisz poćwiczyć nad matmą-przerwała jej Miri. -Tysiąc pięćset sto dziewięćset to nie jest liczba- uśmiechnęła się do Emily, która stała nadal z otwarta buzia jakby wciąż mówiła.
-Ale zawsze coś, nie? -odpowiedziałam. Nagle poczułam coś w rodzaju tęsknoty. Zawsze, kiedy na lekcji pani, kazała mi podać jakąś przykładową liczbę podawałam tą. I zawsze odpowiadałam tak jak teraz, kiedy nauczycielka się na mnie złościła. Spojrzałam się na Miri. Moja siostra zawsze wiedziała jak do mnie trafić. Uśmiechnęłam się w duchu jednak szybko się skarciłam- ona tylko znów udowadnia, że jest lepsza.
-Dobra, nie wiem jak wy, ale ja wolę już iść- powiedziałam i ruszyłam w stronę Apolla. Właśnie tłumaczył coś synowi i kiedy zobaczył nas uśmiechnął się szeroko.
-No, widzę, że promieniejesz już zdrowiem.
-Tak, nadal się złoszczę o te spodnie- odparłam.
-No weź, nie obrażaj się śliczna.
-Tylko bez „śliczna”, błagam- powiedziałam. Nagle podbiegła do mnie Emily i stanęła obok mnie a za nią w naszą stronę zmierzała Miranda i Nathan.
-Możemy już jechać?- spytała Emi Apolla.
-Tak chodźcie- westchnął bóg.
-Eee, tato, może byś zmienił ten samochód w coś, co nas pomieści? Tak jak zrobiłeś kilka lat temu, kiedy miałeś przetransportować łowczynie, Percy’ego, rodzeństwo di Angelo i Thalie.
-A skąd ty o tym wiesz?- spytał bóg.
-Kiedyś Thalia mi o tym mówiła -wzruszył ramionami Mike. Dziwne uczucie jak ktoś rozmawia o osobach, które stały się wręcz legendą a ja nawet ich nigdy nie widziałam. Tylko Percy’ego.
-Thalia! Ona to była wspaniała.
-Panie Apollo…-przerwała mu Miri.- Przepraszam, ale robi się powoli zimno.
-A racja-powiedział Apollo. -Możesz mi mówić tato- powiedział mojej siostrze i puścił do niej oko. Obydwoje- Miranda i Mike zrobili się czerwoni. Apollo nacisnął coś na pilocie do auta. Ferrari zamigotało i rozbłysło. Odwróciłam odruchowo głowę. Kiedy znów spojrzałam na drogę, na której jeszcze kilka sekund temu stało ferrari, teraz stała czarna limuzyna. Apollo zakręcił kluczykami na palcu i wyszczerzył do nas swoje idealnie białe zęby.
-Wow- tylko tyle zdołałam z siebie wykrztusić. Moi przyjaciele stali z wytrzeszczonymi gałami. Dość cenny widok. Pierwsza otrząsnęła się Emily.
-No, całkiem nieźle- prychnęła.- Nathan, rusz się po plecaki. Jane, idziemy- powiedziała i pełnym gracji krokiem podeszła do samochodu.
-A może ja pomogę Nathanowi? -spytałam.
-Nie, chodź tu natychmiast.
Podeszłam do niej. Emily otworzyła tylne drzwi i usiadła na środku siedzenia ustawionego tyłem do kierunku jazdy. Zajęłam miejsce po drugiej stronie przy oknie. Zaraz za mną wsiadła Miri i usiadła naprzeciwko mojej przyjaciółki, obok mnie a Nathan zajął miejsce obok niej.
-Mogę poprowadzić?- usłyszałam głos Mika. Po nim nastała cisza a zaraz chłopak znów się odezwał.- A no tak, już wsiadam- powiedział i zajrzał do środka. Z braku wolnych miejsc koło Miri usiadł po lewej stronie Emi. Ta uśmiechnęła się do niego uprzejmie. Nie rozumiem Mika. Zamiast się do niej uśmiechnąć, powiedzieć coś miłego wymownie spojrzał się w sufit.
-Całe przedszkole zapakowane?- zajrzał do nas Apollo. – Synuś i synowa są, Pan Kolega jest, pyskata jest…
-Ej! -zaprotestowałam.
-Dobra, wszyscy są.
-A mnie policzyć to nie łaska?- spytała Emi.
-Miałem nadzieję, że jak cię nie wymienię to znikniesz ale niestety…-tu przerwał i z westchnieniem wskazał na nią.- Nadal tu jesteś.
-Ha-Ha-Ha, bardzo śmieszne- Emily skrzyżowała ręce i naburmuszyła się.
Apollo zatrzasnął drzwi. Po chwili ruszyliśmy. Nie lubię wysokości, więc wolałam nie odsuwać przyciemnianej szyby. Zamiast tego ubawiłam się setnie, przyglądając się dziewczyną. Siedziały naprzeciwko siebie i zachowywały się jak na słabej, amerykańskiej komedii. Co jedna poprawiła włosy, druga robiła to samo i starał się zrobić to lepiej. W końcu Miranda przestała robić cokolwiek, tylko patrzyła się na Mika, który z błyskiem w oczach wyglądał przez okno. Jakoś nie zazdrościłam mu, bo sam fakt, że „jadę na słońcu” był dość przerażający.
-Kto chce cukierka?- zapytała Emi, wyciągając mały woreczek z kieszeni. Wzięłam jednego, ale poza mną nikt. Biedna Emily, widać, że chce być miła i umilić nam podróż a pozostali mają ją w poważaniu.
-Nikt?- dziewczyna uniosła zdziwiona brwi.-Nawet ty?- wyciągnęła cukierki w stronę Nathana. On jednak pokręcił tylko głową.
-Nie, założyłem się z Jane, ze nie zjem ani jednego, aż nie dojdziemy do celu.
-Co?!- spytała.
-Coś nie po myśli, co?- wyszczerzyła się Miri. Co ona ma do Emily?!
-A ty?- zapytała Mika.
– Eee… Nie, mam chorobę lokomocyjną- uśmiechnął się niezręcznie.- Wiesz, cukier źle działa na mnie i do tego siedzę tyłem do kierunku jazdy.
-Choć, możemy się zamienić- zaproponował Nathan. W ten sposób chłopaki zamienili się miejscami, Emily się na nas o raziła, Miranda przez cala podróż się wymądrzała i dogryzała Emi, a ja powstrzymywałam się, żeby nie wyrzucić mojej kochanej siostry i przez okno.
******************************************************************
Dobra, mam nadzieję, że się podobało. Jeszcze nigdy nie opisywałam światu oczami omamionej osoby i mam nadzieję, że w miarę to wyszło. Jakbyście mogli mi coś doradzić… Co mogłabym napisać, albo czego nie. Wiem jest mało opisów i opisu uczuć, ale to celowe, bo Jane przestaje zwracać na to uwagę. teraz dla niej liczy się tylko to co powie Emily. Jeszcze raz sooorkaaa z a błędy ;p
Hhmm, to wyglądało, jakby Jane czasami miała wciąż swoje zdanie. Raz czy dwa napisałaś Miri zamiast Mike…
Hehe, zakład i Nathan wolny! Zrobisz z niego i Jane parę?
Jasne, że się podobało 😉 synuś i synowa, hahah
Tak, Jane ma swoje zdanie, bo chciałam pokazać, że dziewczyna jest w miarę silna i nie daje się tak zagiąć całkowicie. No i pozostaje jeszcze jeden fakt, dla którego nie uległa jeszcze na 100% Emi, ale nie mogę na razie powiedzieć ;p
Właśnie się zorientowałam, że coś się rozwaliło z odstępami i czasem są one zbyt duże, choć nie powinny… Dziękuję
Chyba już wiesz co sądzę o tym opku :D. A więcej błędów nie znalazłam :).
O mamciu, cudowne! Zawsze lubiłam Apolla, ale teraz lubię go jeszcze bardziej XD Wiesz, może tego nie wiesz, ale jak to się czyta to mam się poczucie, że autor, tu- autorka, ma plan na zakończenie- na następne pięćdziesiąt rozdziałów. Czuje się, tak, jakby każde słowo było przemyślane. Kocham to!!! Pan Kolega, mnie rozwalił. Synuś i synowa też. Pyskata też XD
Miło mi, że tak myślisz. Pan Kolega, to zasługa Moniki, która zaczęła na mnie mówić pani koleżaneczko ;p
Boże, beznadzieja. Żenujące, nudne, nic ciekawego, badziewie, już ja bym lepiej napisała, nigdy więcej nie zerknę na te bzdety i ogólnie to możesz już usunąć to co napisałaś dalej. A teraz zastanów się ile w tym prawdy, pani koleżaneczko <3 Czekam na CD :***** Dzięki za dedyczkę 😀
hahaha, też cię kocham <3
No kurde!!! znów po czasie komentuje oki ważne, że komentuje. Co do pisania na tablecie to uwież, że jest tu mało błędów xD. Co do pomysłów to jak dla mnie powinna być katastrofa ^^ np. zderzenie z innym rydwanem, czy pegaz który wylądował na masce. Nie wiem co chcesz napisać, a więc nie będę nalegać 😉 jeśli chcesz kogoś odmamić to może on np. usłyszeć głos swojego boskiego rodzica…. czy coś 😛 W obozie wyklętych ( jakoś tak… ) musi być jakiś przypał nwm jaki, ale jakiś musi xD. Się więcej nie wtrącam i mam nadzieję, że trochę pomogłam (i że to przeczytasz, ale o to mniejsza xD)
Tak, przypał musi być i jest w planach. Problem polega w tym, że nie mam pojęcia jakiego rodzaju ma być to przypał :/ dziękuję Ci baaardzo za pomoc i rady- postaram sie dostosować na tyle, żeby nie zmienić planu, jaki już mam. 😀
A więc przypał hymmm 😛 może naprzykład być, że oni tacy z mieczami i wgl wpadają do obozu (w sensie bliźniaczki i reszta), a tamci na karaoke grają xD, albo np. że któryś z nich się tak podnosi, uśmiecha jak psychopata i się śmieje ,,Hejo bro” xD, albo… że na początku Apollo przetransportował ich do jakiegoś innego obozu np. stowarzyszenie różowych herosów 😛 Ja durnych pomysłów mam duuuuuużo i jeszcze trochę :D. Tylko musisz wybrać jakiś do twojego planu pasujący 😛
hah, karaoke jest dobra. To znaczy, nie wykorzystam tego jako główny przypał, ale wcisnę (może) gdzieś w trakcie ;D Dziękuję bardzo za pomoc ;p
Nie ma za co :*