Z dedykacją dla Olishii, za nieziemskie obrazki i Mosqui (nie wiem czy dobrze to odmieniam) za „Alfa i Omega”, naprawdę wciągające opowiadanie. Miłego czytania dość przygnębiającego jak na mnie opka.
Siedziałam z podkulonymi nogami, po raz setny wybierając numer tego bezdennego kretyna. Wsłuchałam się w rytm sygnałów. Znałam go zdecydowanie lepiej niż bym chciała. W końcu, kiedy nadzieja w moim sercu krzyczała „Nie rozłączaj się! Zaraz odbierze!”, rozbrzmiał syntetyczny głos sekretarki, uprzejmie oznajmujący, że niestety numer nie odpowiada. Powoli odsunęłam komórkę od ucha i patrząc tempo w wyświetlacz, powoli nacisnęłam czerwoną słuchawkę. Spojrzałam na godzinę wypisaną w górnym rogu obrazka przedstawiającego krwawnik w pełni rozkwitu. Była szósta. Czas się zbierać, pomyślałam. Za pół godziny zaczynał się mój dyżur.
Powoli wstałam i ostrożnie, żeby nie obudzić przyrodniego rodzeństwa, uszykowałam się do wyjścia. Nie za bardzo myślałam nad tym, co robię. Skupiałam się, o ile można to nazwać skupieniem, bo w mętnej toni mojego zmęczonego umysłu nie można było zauważyć żadnego wątku przewodniego, raczej na tym, iż zmarnowałam kolejną noc. Od kilku miesięcy dzwonię, a on nie odbiera. Strąciłam już rachubę czasu, nie liczyłam nieprzespanych nocy. Ostatnio w ogóle nie przejmowałam się czasem. Zdawał się on być jakimś abstrakcyjnym, odległym pojęciem, niedotyczącym mnie w żadnym calu swojego istnienia. Codziennie stawałam o szóstej, szłam do szpitala, opiekowałam się pacjentami, starając się wyglądać pogodnie i rześko, bo to w końcu to ja mam się martwić o nich, a nie na odwrót. Spędzałam tam całe dnie, co jakiś czas wpadając do kuchni, żeby przygotować coś do jedzenia moim podopiecznym. Kiedy ktoś przychodził mnie zastąpić, uśmiechałam się i szłam sprawdzić, co tam z obozowym zielnikiem. W końcu wracałam do domku, robiłam na szydełku z półgodziny i szłam się umyć. Tylko pod prysznice pozwalał sobie czasem się rozkleić. W środku czułam pustkę i ból, więc to logiczne, że nie mogłam udawać przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu. Jednak zanim pokazywałam się ludziom, zawsze najpierw brałam się w garść. Nie byłam słaba i nie chciałam, żeby mnie za taką brali. Dlatego zawsze czekałam aż całe moje rodzeństwo zaśnie, zanim zaczynałam do niego dzwonić. Tyle, że on nie odbierał. Nie mogłam przestać, musiałam być pewna, że on wie. Dlatego zarywałam kilka nocy w tygodniu, tyle, na ile starczyło mi sił.
Weszłam do lecznicy z uśmiechem na ustach. Omiotłam ją wzrokiem i zatrzymałam go na śpiącej Tatianie, córce Asklepiosa, która najczęściej obejmowała nocne dyżury.
– Witam kochani!- powiedziałam dziarsko.- Widzę, że przez noc nikogo nam nie przybyło?
Dziewczyna i dwóch chłopaków leżących na łóżkach kiwnęli energicznie głowami, na potwierdzenia moich słów. Córka boga lekarzy nie obudziła się jednak. Spojrzałam na nią współczująco. Dotknę lekko jej ramienia i powiedziałam spokojny, troskliwym głosem.
– Tati, pora wstawać, twój dyżur się kończył- dziewczyna powoli otworzyła oczy i poderwała się na mój widok.
– Przepraszam, że znowu przysnęłam, szefowo- mruknęła ze skruchą.
– Nie przepraszaj- uspokoiłam ją.- Przepracowujesz się. Masz nocne dyżury i jeszcze prowadzisz rehabilitacje ludzi ze złamaniami, żeby ci idioci szybciej wracali do pełnej sprawności. Ciągle mam wyrzuty sumienia, że zostawiam cię z tym wszystkim.
– Ale ty robisz trzy razy więcej!- upierała się.- W nocy jest spokojnie i jedyne, co muszę robić to pilnować, żeby żaden stąd nie wyszedł, co nie jest szczególnie trudne, ponieważ większość z nich nie może chodzić, jest nieprzytomna lub w śpiączce, i, żeby cię obudzili, gdyby komuś stało się coś poważniejszego. To ty bierzesz całą lecznicę, terapię pacjentów oraz dokumentacje, podnoszenie wszystkich na duchu, przygotowywanie posiłków i zielnik na siebie. Plus, pół swojego wolnego czasu spędzasz w kuchni lub na szukaniu lekarstwa dla Naszego Śpioszka!
A kim jest Nasz Śpioszek? Pamiętacie jeszcze jednego z moich braci, który zwalił się na głowę i zapadł w śpiączkę? To właśnie on. Leki, które mu dawałam nie podziałały. Nic nie działało, a uwierzcie, że próbowałam wszystkiego. I nie tylko ja. Próbował każdy, kto zna się na leczeniu w stopniu większym niż pierwsza pomoc i przyjeżdża na Obóz. Na marne.
Tak wiec, Nasz Śpioszek stał się stałym lokatorem mojej lecznicy eksperymentalnej. Z podkreśleniem na przymiotnik „eksperymentalna”. Kiedy skończyły mi się pomysły, zaczęłam szukać. Grzebałam zarówno w starych zwojach, jak i najnowszych książkach medycznych. Jego sprawa spędzałam mi nie jeden raz sen z powiek, kiedy tylko znalazłam coś, co jak miałam nadzieję, zadziała. Ale za każdym razem okazywało się, że się mylę. Nie przestawałam jednak o tym myśleć. Nie mogłam tak po prostu zostawić pacjenta jak zużytą chusteczkę. Musiałam walczyć tak długo, aż nam obu starczy sił. Nawet, a raczej w szczególności, kiedy to nic nie dawało.
– A ostatnio wzięłaś na siebie też bycie ambasadorką nimf na Obozie i wyszydełkowanie firanek domkowi Demeter, a co najmniej trzy razy w tygodniu bierzesz mój dyżur- kontynuowała Tatiana.- Już w ogóle nie spotykasz się ze swoimi przyjaciółmi, tą od on Hekate i synem jednej z Mojr. Nie chodzisz na ogniska i często omijasz posiłki. Zdecydowanie za często. Schudłaś i to sporo. Wyglądasz jak żywy trup. Niedługo sama będziesz tu pacjentką.
Posłałam jej smutny uśmiech. Nie odezwałam się jednak ani słowem. Nie miałam niczego do powiedzenia. Jej argumenty były całkowicie słuszne, ale nie mogłam nic z tym zrobić. Nie umiałam.
Wtedy Tatiana poruszyła temat, którego za żadne skarby nie chciałam poruszać.
– Od czasu Tego wydarzenia w ogóle o siebie nie dbasz- mruknęła, już zdecydowanie ciszej, bo znudzeni pacjenci ze zniecierpliwieniem spijali każde słowo z jej ust, uznając naszą pogawędkę za niezwykle interesującą.- Widać po tobie, że co rano bierzesz pierwsze ciuchy z brzegu i się w nie wbijasz. Wiesz, co ty w ogóle mas zna sobie? Przecież nienawidzisz zestawienia turkusu z czerwienią angielską! Twoje włosy ledwo się trzymają w koczku, a twój kitel wygląda jak wyjęty psu z gardła. Poza tym, od jakieś miesiąca cały czas chodzisz niewyspana, nie wiem, jakim cudem jeszcze nie pomyliłaś ziół, które podajesz pacjentom. Nawet ty musisz kiedyś odpocząć.
– Tati, uwierz, że nie mogę- szepnęłam. Poczułam, że maska, którą tak skrzętnie pielęgnowałam, przestawiającą zadowoloną z życia mnie, lekko pęka, jak moich oczach pojawia się ten cholerny smutek.- Tylko dzięki pracy jeszcze się jakoś trzymam, ok? A teraz pójdę po śniadanie dla naszych podopiecznych, dobrze?
Dziewczyna kiwnęła wolno głową, przetrawiając powoli moje słowa.
Po półgodzinie wróciłam uśmiechnięta od ucha do ucha, niosąc koszyk pełen jedzenia. Tati wyszła bez słowa, patrząc na mnie zatroskanym wzrokiem. Rozdałam jedzenie, zagadując przy tym do pacjentów, dopytując się o ich samopoczucie i usiadłam przy biurku, żeby zająć się papierami i poszukiwaniami sposobu na Naszego Śpioszka.
***
Popołudniu, po rozdaniu obiadów, znowu siedziałam za biurkiem, na wpół przytomna. Nie zasnęłam tylko dzięki herbacie z dodatkiem pewnego lekko pobudzającego korzenia rosnącego w cały lesie rozciągającym się wokół Obozu. Skrobałam długopisem, kreśląc starannie litery, żeby nie popełnić błędu. Dzień był niezwykle spokojny. Nie żebym narzekała, ale chyba nawet za spokojny.
Wtedy do lecznicy wparowała Resa, czarnowłosa córka Hadesa, jedna z najwredniejszych dziewczyn w Obozie. Praktycznie wykopała drzwi zawiasów i wkroczyła do pomieszczenia. Na rekach trzymała chłopaka. Była nieprzytomny, a w brzuchu miał przerażającą, krwawą dziurę. Mój wzrok w ułamku sekundy przeanalizował stan chłopaka. Był przemoczony do suchej nitki i blady jak papier. Poza tym, rozpoznałam w nim syna Posejdona, Aleksa, najlepszego przyjaciela Jego.
-Na łóżko z nim- rzuciłam. Resa posłusznie ułożyła nieprzytomnego chłopaka na ja bliższym łóżku.- A teraz biegnij po Willa, grupowego domku Apollina. Przyda się. Tylko wróć razem z nim.
Dziewczyna potulnie obróciła się i wybiegła.
Wtedy zaczęła się walka o życie Aleksa.
***
Kilka godzin później wymieniałam woreczek krwi w kroplówce syna Posejdona. Tatiana dwukrotnie przychodziła, żeby mnie zastąpić, ale odprawiałam ją z kwitkiem. Wiedziałam, że musiałam być przy nim, kiedy się obudzi. Priorytetem na tą noc okazała się rozmowa z Aleksem. To było bardzo ważne.
I wtedy chłopach otworzył oczy. Nie nagle, jak łapczywy wdech tonącego, ale powoli, jakby wcale nie chciał ujrzeć świata. Zamarłam w bezruchu z opuszkami palców na powierzchni plastikowego worka. Ten stan nie trwał długo. Niewiele myśląc, gwałtownym ruchem zasłoniłam parawan, odgradzając łóżko syna Posejdona od reszty lecznicy.
– Pamiętasz jak się nazywasz?- spytałam.
– Aleks Żeglarczyk- powiedział powoli.
– Jak się czujesz?- rzuciłam.
– Brzuch i głowa bolą mnie jakby przebiegła po mnie Pani O’Leary- burknął.
– To dobrze- oparłam.
Spojrzał na mnie krzywo. W zamian zgromiłam go wzrokiem i stanęłam z założonymi rękami. Z ledwo trzymającym się kokiem, pogniecionymi i zabrudzonymi krwią ubraniami oraz podkrążonymi oczami i szarą cerą prześwitującymi spod na wpół rozmazanego makijażu, którym codziennie je maskowałam, musiałam wyglądać albo przerażająco, albo żałośnie, bo gniew powoli spłyną z twarzy chłopaka.
– Co ty sobie myślałeś?- spytałam. Nie krzyczałam, nie miałam na to sił. Był to szept, na tyle głośny, by mój rozmówca usłyszał, ale na tyle cichy, by nie zrozumiał go nikt inny, przepełniony zimną wściekłością. Chłopak wyglądał jakby ktoś właśnie przyłożył mu łopatą.*
– O… O co ci chodzi?- zająknął się.
– Dobrze wiesz, o co- syknęłam.- Resa wszystko mi opowiedziała, kiedy byłeś nieprzytomny. Wiem o waszej przechadzce i o tym, że spadłeś na skały, do morza. I wiem o tym, że celowo pozwoliłeś, żeby to ci się stało- tu wskazałam bandaż na jego brzuchu.- Wiem, że woda nie pozwala dzieciom Posejdona zostać śmiertelnie rannymi, jeżeli same o to nie poproszą- ostatnie słowa wypowiedziałam pochylona nad twarzą chłopaka. Powoli wyprostowałam się, usilnie próbując się uspokoić.- Wiec, co masz na swoją obronę? Jaki miałeś powód, żeby sobie tego życzyć?
– Nie zrozumiesz- powiedział powoli, niechętnie, odwracając ode mnie wzrok.
– Jeżeli nie spróbujesz wyjaśnić, to na prawdę możesz być tego pewny- odparowałam tonem surowym jak marchewka wyrwana prosto z ziemi. Choć do samej składni mogłam się bardziej przyłożyć.
– Po kolei wszystkie osoby, na których mi zależy albo giną w niewyjaśnionych okolicznościach, albo umierają- wyszeptał.- Chyba mam prawo być przygnębiony.
– Nie, nie masz- rzuciłam mu prosto w oczy. Przez chwile pojawiło się w nich zaskoczenie, a potem wściekłość.
– Jak to „nie masz”?- spytał, jak dla mnie trochę za głośno.- Jesteś robotem bez serca, że mówisz coś takiego?
– Po pierwsze, nie wrzeszcz, bo pobudzisz mi pacjentów, a nie chcesz, żeby słuchali tej rozmowy- odparłam zza zaciśniętych zębów.- Po drugie, na tym obozie nie ma osoby, która rozumiałaby cię lepiej, więc przestań się zachowywać jak dziecko. Sama mam problemy, ok? Z przyjaciółmi nie widziałam się od wieków, rodzina sypie mi się do końca, a Ten Idiota nie odbiera komórki i nie odpowiada na e-maile! W dodatku, ten mój głupi, przyrodni brat leżący łóżko obok nie chce się obudzić i nie mogę znaleźć dla niego lekarstwa do cholery!- tu zrobiłam pauzę, żeby otrzeć łzy spływające po twarzy i wziąć głęboki wdech, na uspokojenie. Kontynuowałam już spokojnym szeptem.- Nie mogę spać, bo boje się myśli, które nachodzą mnie przed snem. Boję się myśleć nad czymkolwiek, co dotyczy mnie, moich uczuć i mojego życia. A to wszystko dlatego, że nachodzą mnie bardzo dziwne pomysły, nad którymi w życiu nie chcę się zastanawiać. Ty też tak masz, co nie? Dlatego zabroniłeś wodzie się ratować- nie patrzyłam już na niego z gniewem w oczach, ale z nadzieją. Z nadzieją, że się przyzna mi rację.
I ku mojej wielkiej uldze, jego oczy się zaszkliły i powoli skinął głową.
– Więc powiem ci jak ja uciekam przed tymi myślami- szepnęłam, z nieobecnym wzrokiem utkwionym nad jego głową.- Kładę się spać, kiedy zasypiam na stojąco, tak by nie miały czasu przybyć. Pomagam każdemu, kto poprosi, żeby mieć zajecie dla rąk i umysłu. Bo odkryłam, że kiedy życie traci sens dla ciebie samego, możesz jeszcze sprawić, żeby ten sens nadali ci inni. Możesz być im potrzebny, wtedy zaczynają pilnować, żebyś nie miał głupich myśli- mój wzrok zogniskował się znowu na oczach Aleksa.
Wyraz jego twarzy był dziwny, nie do opisania, ale odpowiedział z chłodną determinacją.
– Spróbuję wszystkiego, żeby pozbyć się tych myśli.
– Dobrze- stwierdziłam.- W takim razie dopilnuję, żebyś w lecznicy miał zajęcie, później też zawsze przyda się para rąk do pomocy mi czy Tatianie, jeżeli będziesz się nudził- westchnęłam i odsłoniłam parawan. Wtedy do głowy wpadła mi dzika myśl.- Mam już dla ciebie pierwsze zadanie, o którego realizację poproszę cię, jak tylko stąd wyjdziesz- twarz chłopaka lekko się ożywiła.- Nadal utrzymujesz kontakt z Syriuszem, synem Tanatosa?
– Tak- odparł zdziwiony.
– Chcę, żebyś się go spytał, dlaczego, do jasnej cholery, nie odbiera telefonu.
*Jeżeli ktoś nie wie jak wygląda mina takowej osoby, to łatwo ją porównać do miny człowieka, który dostał w skroń z rozpędzonej metalowej rury. A jeżeli znajdzie się w śród czytelników taki szczęściarz, który nie zna geniusza, który wpadłby na pomysł zarzucenia sobie na ramię rury i obrócenia się gwałtownie bez sprawdzenia, czy nikogo niema w pobliżu, to mogę wyznać, że mina takowej ofiary jest całkowicie oderwana od rzeczywistości, bo przez kilka minut, sama osoba niema z tym światem nic do czynienia.
Tylko pod prysznice pozwalał sobie czasem się rozkleić. – Tylko pod prysznicem pozwalała sobie czasem się rozkleić.
w śród – wśród
Opko bardzo fajne. Niezwykle mi się spodobało. Mam nadzieje, że będziesz częściej przysyłał takie opka.
W sumie nawet „pozwalałam”. Dzięki za komentarz. 😀 Następna cześć będzie w tylko trochę pogodniejszej tonacji, więcej nie zdradzę, ale później bohaterka się troszkę pozbiera.
Ups! Sorry… . Na swoje usprawiedliwienie powiem, że szkoła mnie wykończyła na maxa.
O.o następna część! Podziwiam cię za ten pomysł, o dziewczynie, no zwyczajnej… zresztą nieważne, chcę po prostu powiedzieć, że BAARDZO mi się podobało
Bardzo fajny i oryginalny pomysł. Widać, że pisząc to dużo się nastarałaś. Oby tylko tak dalej :*
Błędów nie widziałam, a jeśli jakieś były to wymienili je moi poprzednicy. Pisz więcej!
Buziaczki
Chione
Dzięki 😀 Części tego opowiadania nie miały być zbyt długie, wiec mogę je pisać nawet w dwa dni, jak mam humor.
PS „Alicja w Krainie Czarów” Burtona jest świetna 😀 Fajny obrazek