Kolejny rozdział opowiadania oraz wstęp dla przypomnienia gdyż minął juz rok od ostatniej publikacji. Jak zwykle dedykacja jest dla poległych wówczas aliantów podczas Bitwy o Atlantyk oraz naszych czytelników.
Od autorek: Wydażenie to miało miejsce naprawdę. Bitwa o Atlantyk była jedną z największych i zdecydowanie najdłuższych kampanii II wojny światowej, w której Niemcy zatopili ok. 1125 okrętów alianckich. Niemieckie okręty podwodne nazywane były „wilczymi stadami”. W tym opowiadaniu nagniemy odrobinę fakty i oczywiście damy kilku herosów 😉 .
BITWA O ATLANTYK była to najdłuższa kampania II wojny światowej, trwająca od 3 września 1939 roku do kapitulacji Niemiec 7 maja 1945. Okres od połowy 1940 roku do 1943 był momentem najważniejszym, kulminacyjnym. Miejscem rozegrania kampanii były m.in.: Ocean Atlantycki, Morze Północne, Morze Irlandzkie, Zatoka Meksykańska, Ocean Arktyczny. Bezpośrednią przyczyną wybuchu tego konfliktu były niemieckie roszczenia terytorialne, jednak po długich walkach, zwyciężyli alianci (Wielka Brytania, Stany Zjednoczone, Francja i inni sojusznicy, w tym Polska). BITWA O ATLANTYK toczyła się przy pomocy okrętów podwodnych, ciężkich okrętów nawodnych, a także poprzez stawianie pól minowych i poprzez lotnictwo. Wojna na wodach Atlantyku przyniosła ogromne straty obu stronom, jednak wysiłek, jaki alianci włożyli w walkę, opłacił się.
Suzann i Boginka
***
W 1942 roku z Kanady wypłynął konwój 42 okrętów jako eskorta do Europy. „Wilcze stado ” dostało rozkaz zniszczenia jej. Zastosowana przez nie taktyka ataku ze wszystkich stron nocą okazała się zabójczo skuteczna i w kilka dni zniszczyła 15 kanadyjskich okrętów, ponosząc przy tym niewielkie straty. Z 42 okrętów do portu przeznaczenia dopłynęło tylko 27, a ta liczba pewnie zmniejszyłaby się jeszcze bardziej, gdyby nie pomoc Królewskich Sił Powietrznych z Islandii.
***
Alexandra Schwarz, Jonatan Collins, Sir William Scott.Trzy, tak różne osoby, trzy zupełnie inne światopoglądy. Tak różne, a jednak te same. Nigdy nie będący zgodni, zagorzali wrogowie. Co może łączyć syna Posejdona, Zeusa i córkę Hadesa? Jednak coś takiego było. Byli niepokonani, mieli wielkie ambicje zgaszone w zarodkach i żadne z nich nigdy nie godziło się z przegraną.
***
– Podpułkownik Jonatan Collins melduje się do admirała Ray’a Haggins’a!
– Spocznij chłopcze. Nie ma sensu żebyś tak sterczał. Siadaj, musimy porozmawiać.
Dziewiętnastoletni żołnierz Marynarki Wojennej przez chwilę stał niezdecydowany po środku bogato zdobionego salonu, lecz widząc surowy wzrok siwowłosego mężczyzny, usiadł naprzeciw niego. Admirał, skąd nikąd ojciec chrzestny Jonatana, westchnął.
– Chłopcze, nie chciałem tego robić, ale niestety muszę. Jesteś ostatnim wyszkolonym synem Posejdona, który nadaje się do tego zadania…
Młodzieniec ożywił się, w jego oczach pojawiły się wesołe błyski, a na ustach łobuzerski uśmieszek. Stary admirał ciągnął dalej:
-… dlatego też awansujesz na pułkownika. Wysyłam cię wraz z konwojem do Europy. Uważajcie na „wilcze stada” i szpiegów. Macie dotrzeć do portu za wszelką cenę! Gdy znajdziecie się w strefie działań Królewskich Sił Powietrznych, będziecie bezpieczni, ale do tego czasu musicie walczyć o każdy statek… – w jego stalowoszarych oczach, jak ocean podczas sztormu, zwykle zimnych i nieprzyjaznych, pojawiły się łzy. – Przeżyj Jonatanie. To jest dla mnie najważniejsze. Za wszelką cenę przeżyj.
***
Młody lotnik stojący nad brzegiem oceanu przypominał posąg. Gdyby nie szalik unoszący się z wiatrem, cała postać byłaby idealnie nieruchoma. Tylko on to potrafił, tylko on potrafił zmienić się w posąg i sterczeć na tym klifie godzinami. Jego koledzy z Dywizjonu wiedzieli, że w takich chwilach myślał o niej. Kim była? Skąd pochodziła? Czy jeszcze żyła? Tego nie wiedzieli…
William był postacią zagadkową. Nikt nie wiedział o nim ponad to, co on sam o sobie mówił. A mówił niewiele… Gdy się zdenerwował całe niebo się zachmurzało i znikąd pojawiały się gromy i błyskawice. Na szczęście rzadko wyprowadzał się z równowagi, bo w przeciwnym razie nikt nie zdołałby się długo utrzymać w powietrzu… Był dziewiętnastoletnim synem Zeusa. Nie krył tego faktu, bo i tak niedługo wyszłoby wszystko na jaw… Nie był jedynym herosem w oddziale. Jego najlepszy i jedyny przyjaciel, który wiedział o nim nie wiele więcej, niż reszta, był synem Apolla.
Dumna twarz uniesiona zawsze w górę, długie blond włosy i to przeszywające, stalowe, wręcz władcze spojrzenie… Nic dziwnego, że Zeus darzył go takimi względami, syn był jego młodszą kopią…
Posąg poruszył się nagle, po czym cicho powiedział:
– Już czas… Wyruszyli…
***
Godzina 23:43, port lotniczy u wybrzeża Kanady.
Zaczął padać drobny deszcz po za tym noc była spokojna i głęboka. Jednak o żadnej ciszy nie ma mowy… Zakłócały ją nerwowe krzyki oraz różne rozkazy, słyszalne na całym nadbrzeżu. Wszyscy ludzie byli bardzo podenerwowani i bardzo się spieszyli. Nieraz ktoś przebiegł tuż obok, ale nikt nie zwrócił uwagi na dziwny cień, który się przemieszczał z jednego miejsca na drugie. Sunął po ścianach okrętów różnej wielkości, nie zwracając uwagi na nic, jakby to zamieszanie nie robiło na nim żadnego wrażenia. Jednak w pewnej chwili zatrzymał się. Nie daleko stał wysoki młodzieniec, dobrze zbudowany. Szpakowate włosy sterczały mu na głowie, a w oczy miał w kolorze morza. Ubrany był po wojskowemu, tylko stopień go wyróżniał od innych młodych żołnierzy. Widać było spokój na jego twarzy, nawet można by było pomyśleć, że jest z czegoś… zadowolony?
Podbiegł do niego jakiś niski i garbaty oficer, zasalutował mu.
– Okręty oraz ludzie są gotowi, sir.
– Dobrze, niedługo wypływamy. Możesz odejść.
– Tak jest, sir.
Cień jednak po chwili przebiegł dalej, a gdy znalazł się w ciemnym zaułku, zamiast niego widać było dziewczynę, która na oko miała 18 lat. Odznaczała się dość niezwykłą urodą. Jej mleczno biała skóra połyskiwała na tle księżyca, a jej długie hebanowe włosy lekko powiewały na wietrze. Spojrzenie jej szarych oczu mroziło w miejscu , a czerwone usta przypominały kolor krwi. Ubrana była w ciemną skórzaną kurtkę, podarte jeansy oraz w wojskowe buty połyskujące czernią.
Zawróciła i pobiegła w kierunku plaży, gdzie czekał na nią oddalony o 10 mil od brzegu okręt podwodny. Gdy dotarła do wody, odwróciła się w kierunku portu i spojrzała na kabinę dowództwa. Uśmiechnęła się pod nosem.
– Jeszcze się spotkamy synu Posejdona, obiecuję ci to – wyszeptała i nagle znikła.
W cieniu pokładu siedział na metalowym krześle barczysty mężczyzna. Nie było widać jego twarzy, ale emanowała od niego silna aura straszliwej i potężnej mocy. Reszta osób, którzy stali na baczność wokół niego uważali by go czymś nie zezłościć. Tylko jedna dziewczyna klęczała naprzeciwko siedzącego.
– Dziękuję ci Alexandro. Teraz wiem jakie zamiary ma Zeus… Myśli, że jest wstanie za pomocą tych okrętów ocalić swe nędzne transportowce… Nawet nie wie, na co mnie jeszcze stać! – powiedział donośnym głosem nie znoszącym sprzeciwu.
– Tak ojcze – odpowiedziała blada dziewczyna.
– Idź moje dziecko i dalej ich obserwuj, chcę być na bieżąco w postępach ich działań.
– Tak ojcze.
– A i jeszcze jedno Alexandro. Szczególnie zwracaj uwagę na syna Posejdona. Coś czuję, że może nam sporo przysporzyć kłopotów tak jak inni potomkowie tego przeklętego Wodorosta. Mam racje?
– Tak ojcze – tym razem odpowiedzieli wszyscy tu zebrani.
– W takim razie moje drogie dzieci wiecie co macie robić. Nie zawiedźcie mnie.
– Tak ojcze – odpowiedzieli chórem.
Alexandra wstała i usunęła się w cień tak jak reszta jej rodzeństwa.
– Dla Wielkiej Brytanii nadszedł koniec – mężczyzna uśmiechnął się, a zaraz potem zaczął się śmiać. Echo śmiechu roznosiło się po całym pokładzie i nie cichło.
C.D.N
Bitwa o Atlantyk
Rozdział 1
Rok 1942, gdzieś nad ranem.
Konwój liczący 42 najróżniejsze okręty wypłynął z Ameryki Północnej na Basen Północno Atlantycki. Na głównym okręcie dowodzenia, wspaniałym niszczycielu eskortowym stał młody chłopak. Patrzył się na linie horyzontu w oddali. Wiatr mierzwił jego dość długie ciemne włosy. Wyglądał jakby zatopił się we własnym świecie. Jego myśli błądziły gdzieś po innych orbitach. Nawet nie dostrzegł cięgle chrząkającego komandora. Nie był on człowiekiem niskim z całą pewnością. Odznaczał się wręcz postawną budową ciała oraz sporym tatuażem który wiódł się od dłoni po całej muskularnej ręce, aż pod brodę.
– Ekhm… Kontradmirale*… Słyszycie mnie? – zapytał się poraz wtóry mocno basowym tonem.
– Och… Komandorze wybaczcie mi, zamyśliłem się na chwilkę. Czy coś się stało?
– Na razie nic, ale miałem przekazać, że wieczorem wypłyniemy na Atlantyk.
– Hmm… Utrzymujemy niezłe tępo…
– Tępo nam nie pomoże, gdy zauważą nas U-booty, kontradmirale.
– Fakt, ale z tak pesymistycznym nastawieniem jak u ciebie, drogi towarzyszu, nie będziesz mógł jasno oceniać sytuacji.
– Tak jest, sir.
– Po za tym, mało prawdopodobne jest to, że U-booty nas dorwą. Przecież wypłynięcie naszego konwoju jest ścisłą tajemnicą. Naprawdę nie wydaj mi się, żeby ktokolwiek nas zaatakował.
– Nigdy nic nie wiadomo, narazie według radarów jest spokojnie.
– No widzicie – uśmiechnął się. Co jeszcze bardziej ukazywało jego dziecinną stronę i optymistyczne nastawienie.
– Zawsze lepiej być przygotowanym, sir. Przezorny zawsze ubezpieczony.
– Nie ma co się martwić za bardzo. Jedyne co nam może przeszkodzić to jakaś kara boska – zaśmiał się.
– Proszę nie wywoływać wilka z lasu, sir – mruknął komandor. – Teraz wybaczcie, ale wracam do punktu dowodzenia, sir – zasalutował i odszedł.
– Heh… Z pomocą ojca powinno pójść wszystko gładko – powiedział do siebie. Odwrócił się z powrotem w stronę burty nie dostrzegając, że ktoś go obserwuje.
***
– Tak jest, konwój za około 3 godziny wypłynie na ocean. Potwierdzam naszą lokalizacje – powiedziała dziewczyna przez iryfon do jakiegoś mężczyzny w hitlerowskim mundurze.
– Czekaj w takim razie na dalsze rozkazy, Alexandro. Wkrótce się odezwę z dalszymi rozkazami od ojca.
– Tak jest.
Połączenie się zakończyło. Dziewczyna była całkowicie poirytowana.
– Ech… Ten młokos, syn Posejdona jest taki pewny siebie… Aż mam ochotę rozjaśnić mu trochę w tej jego pustej głowie – powiedziała do siebie i kopnęła w kibel, czarnym wojskowym butem.
– Ten dzieciul za bardzo buja w obłokach. Mam nadzieje, że pod koniec tej całej misji będę miała okazję pięknie go skopać, jeśli wpierw przeżyje to co dla niego szykuję. Jak ojciec mógł nakazać mi obserwować takiego… – zabrakło jej słów i ponownie walnęła w kibel, z którego woda ochlapała jej buty. Dziewczyna jeszcze bardziej się zirytowała.
– Jeszcze pokażę wszystkim na co mnie stać – warknęła i otworzyła z rozmachem drzwi od kabiny. Wtedy usłyszała zbliżające się głosy. Natychmiast zmaterializowała się jako cień. Uff… całe szczęście… jeszcze trochę, a zostałabym nakryta – pomyślała. Zaraz później przeszedł chłopak, którego po części obwiniała, za pobyt na tym statku.
– Jestem pewny, że coś słyszałem, kontradmirale – odezwał się do chłopaka jakiś żołnierz z piechoty morskiej.
– Ja również – odpowiedział mu.
Zatrzymali się. Rozejrzeli się w około, ale zobaczyli jedynie otwarte drzwi do kabiny ubikacyjnej oraz ich własne cienie rozświetlane przez światło z okna pomieszczenia.
– Hmm… To dziwne… Jestem pewien, że coś słyszałem, w dodatku czuję się jakby ktoś mnie cały czas obserwował – powiedział znowu.
– Ale nikogo tu nie ma, sir. To dziwne…
Chłopak odwrócił się i spojrzał na jego własny cień na ścianie. Cały czas czuł się jakby ktoś mu się przyglądał. Już miał podejść do ściany i zbadać czy może nie ma na niej jakiś otworów, gdy żołnierz go powstrzymał.
– Kontradmirale, powinniśmy iść już. Porucznik na nas czeka, by omówić sytuację.
– Tak, oczywiście. Już idę – powiedział i niechętnie poszedł dalej za mężczyzną, nadal odwracając się za siebie.
Może, on nie jest w cale taki ociemniały, jeszcze trochę a wyczułby mnie materialnie, pomyślała dziewczyna, wciąż ukryta w cieniu chłopaka.
***
– Hej, Will, wejdź do środka – usłyszał za sobą głos syna Apolla. Nie odpowiedział mu i wszedł. Niebo o barwie jego uczu kotłowało się od chmur na zewnątrz widoczne przez wielkie okno w gabinecie.
– Rozumiem, ojcze. Ale ja nic nie mogę zrobić… Bariera… Ciemność… Irys… – powiedział.
Cayan podszedł do niego i przyłożył chłodną dłoń do jego czoła, patrząc mu przy tym w oczy. William miał rozszerzone źrenice.
– Znowu brałeś jakieś ziółka od Aley’a? – zapytał, lecz nie uzyskał odpowiedzi.
– Mój przyjaciel… Mój wróg… Mój brat… – usłyszał po kilku minutach.
Blondyn o turkusowych oczach odsunął się z westchnieniem i zrezygnowaniem na twarzy.
– Will, ja rozumiem, że tobie się wydaje, że rozmawiasz z ojcem…
– Nie rozumiesz… – odpowiedział mu zachrypniętym głosem syn Zeusa. – On mnie słucha…
– Twój ojciec ma wojnę na głowie i w dodatku z niebyle kim. Nasz świat się wali. Myślisz, że mógłby sobie pozwolić na rozmowę z jakimś herosem?! Poza tym nie możesz brać tych ziół, zrujnujesz sobie przez to życie… Ona by tego nie chciała…
– Ona nie żyje – powiedział krótko i umilkł. Syn Apolla spojrzał na niego z współczuciem.
– Powinniśmy się ruszyć. Pójdziemy się napić, zapomnimy o wszystkim, jakby nic nas nie dotyczyło – powiedział i złapał Willa pod rękę.
w cale – wcale
Doskonale pamiętam te opko. Było jednym z tych, które bardzo mi się spodobały, i których nie zapomnę. Kiedy więc zobaczyłam tytuł myślałam, że spadnę z krzesła. Nie róbcie nigdy więcej takich przerw! Bo was znajdę… nie wiem jak, ale jakoś xD
Wow. Genialne opko i genialny pomysł 😉 już lubię Williama 😀
racje – rację
a poza tym bezbłędne, świetne, cudowne – musiałam napisać coś pozytywnego 😀 i w ogóle wooooow, aż mi przez was przymiotników brakuje, no 😀
Och. Piszcie szybko cd, ok?
[szczęka jej opadła na podłogę]
[kuca i ją powoli zbiera]
[rozsypała się jej]
[ZEBRAŁA!!!]
No dobra, teraz zabieram się do komentowania: To. Było. Świetne!
Proooszę, zróbcie to dla Marty (czyli mnie^^) i napiszcie CD…
Pamiętam to opko! 😀 myślałem że tamto to jednoczęściówka Ale to jest fajne jejku <3 kocham