Jeśli czekaliście na dalszą część, to nie musieliście czekać zbyt wiele ;). Toszkę inaczej opisałam wygląd niektórych potworów, ale opisuję je tak jak ja sobie wyobrażam xD. Koniec jest chaotyczny, ale jest to tak jakby, wspomnienie tego, co zapamiętała tamtego dnia ;D. Dedykuję to dla sandry11, Elli, Melii, niewidzalnej22, Chione i reszty blogowiczów, która to czyta :).
Patrzyłam się z otępieniem na świstek papieru i to jedno, jedyne zdanie, które wytrąciło mnie z równowagi. Tata? On zginął! Czy na pewno…? Stałam w kropce. Niewiedza nie dawała mi spokoju. Byłam na skraju choroby psychicznej.
Nie długo zacznę gadać do ściany o moim żywym-martwym ojcu- pomyślałam, a ktoś wszedł do mojej kajuty, nawet nie próbując tego ukryć. Obróciłam się na pięcie i stanęłam twarzą, w twarz z nieznajomą kobietą.
– Nieładnie tak podssssłuchiwać- wysyczała mi do ucha, a ja zaczęłam się cofać krok za krokiem. Serce biło mi jak dzwon. Starałam się ukryć przerażenie w moich oczach, ale na próżno. Palce, które nadal ściskały papier pobielały, a w pomieszczeniu temperatura spadła, o dobre kilka stopni. Po pierwsze na statku nie było żadnej kobiety, pomijając mnie i Samantę. Po drugie ta tutaj nie była zwyczajnym człowiekiem.
Jej włosy… syczały? Nic dokładnego nie dało się o niej powiedzieć. Głowę obwiązała czarną, jedwabną chustą , pozostawiając niewielki otwór na oczy, które miała z niewyjaśnionych powodów zamknięte. Jedynym kawałkiem ciała, który nie został zakryty czarną suknią i chustą były jej pomarszczone dłonie. Wyglądały jak suszone śliwki, z kawałkami drewna zamiast paznokci. Wzdrygnęłam się na samą myśl, o tym ile ten stwór musi mieć lat.
-Przedstawienie czas zacząć- kobieta zatarła ręce i zaczęła powoli otwierać oczy. Syk nasilił się jeszcze bardziej, a ja usłyszałam odgłos rozrywanego materiału. W ostatniej sekundzie po mojej prawie rozległ się krzyk.
– Nie patrz jej w oczy!- Eric wbiegł z hałasem do pomieszczenia, a ja odskoczyłam w tył, obracając się w locie.
– Ach, ty plugawy ssssynu Hermessssa, jak śśśśśmiesssssz mi ssssię ssssssprzeciwiać, po tym co zrobiłeśśśśś!- monstrum mówiło tak jakby zamiast normalnego języka, używało jakiegoś gadziego, którego prawie nie dało się odróżnić od nieskończonego ,,s’’. Za mną tajemnicza nieznajoma chyba próbowała pokonać chłopaka, bo odgłosy szamotaniny narastały coraz bardziej, a marynarz zaczął gadać coś po dziwnym języku.
Pamiętając o przestrodze Erica nie patrzyłam w jej stronę. Zielone światło, które wokół siebie wytwarzała oświetlało całą podłogę odbierając mi całą odwagę. Nie miałam pojęcia kim jest i kiedy skończą się te halucynacje, ale coraz bardziej nie podobała mi się ta sytuacja. Nie wiedziałam co zrobić. Zaczęłam się czołgać na oślep w kierunku drzwi, ale nagle moją czaszkę przeszył przeraźliwy ból. Uniosłam lekko wzrok i przekonałam się, że na mojej drodze do wolności stanęło rzeźbione biurko. Obróciłam głowę w lewo i spojrzałam na komiczno-dramatyczną scenę.
Ogromny stwór z kilkunastoma wężowymi tułowiami zamiast włosów i świecącymi, zielonymi oczami ze średnicami zmienionymi w dwie wąziutkie kreski, syczał oburzony na, odwróconego do niego tyłem chłopaka , który uderzał go na oślep moją książką od historii. Gdyby nie moje przerażenie, zapewne w tej chwili tarzałabym się ze śmiechu i nawet przez myśl by mi nie przeszło aby mu pomóc. Jednak ta chwila różniła się od innych.
Dobra raz się żyje, pewnie i tak niedługo zginę- pocieszyłam się w duchu i podniosłam się na nogi.
Błagam zajmij ją na chwilę, potrzebuję tylko kilku sekund żeby go znaleźć, proszę- modliłam się w duchu o jeszcze jedną minutę albo może mniej. Zaczęłam nerwowo przestawiać papiery na moim biurku i przeklinać siebie w myślach, że nie posprzątałam tego, kiedy miałam wolne popołudnie. Czasu ubywało, a mi się zdawało, że jestem jeszcze dalej od znalezienia go niż byłam na początku.
– No do jasnej ciasnej, gdzie to jest!- wywrzeszczałam na cały głos, co było dość nieprzemyślane. Zepchnęłam wszystko z biurka na podłogę i zobaczyłam czerwoną ciecz spływającą mi po palcach. Usłyszałam cichy brzęk i uśmiechnęłam się szeroko. Schyliłam się szybko po srebrny grzebień, o cholernie ostrej krawędzi . Spojrzałam w lustro i spostrzegłam dziwny szczegół na szyi stwora. Kiedy strzępki chusty opadły na podłogę, nie dało się tego zauważyć, lecz w tym momencie, gdy kobieta była zajęta bronieniem się przed marynarzem (,któremu swoją drogą dobrze szło rozpraszanie jej uwagi), widziałam wyraźnie ciemną kreskę, zbyt równą, aby była ona zwykłym zadrapaniem, i zbyt grubą aby zrobiła to przez przypadek (np. zacięła się kartką papieru). Spojrzałam po raz kolejny na tak niepozorny przedmiot.
Kiedy dostałam go na dwunaste urodziny, bardzo zdziwiłam się dlaczego on ma aż tak naostrzone krawędzie, i dlaczego wygrawerowane są na nim greckie litery. Nadal tego nie rozumiem, ale w tej chwili nie przyda mi się ta wiedza.
– Is! Pomóż mi…- dobiegł do mnie błagalny krzyk chłopaka. Odwróciłam się na pięcie i nie zważając na rady spojrzałam w ich kierunku. Kobieta usiłowała zmusić go do otworzenia oczu, ściskając go i wbijając mu swoje pazury, z taką siłą w ramiona, że jego ręce powoli zaczęły sinieć od utraty za dużej ilości krwi.
– Nigdy nie zwyciężycie, rozumiessssssssz?- nie miałam czasu na radykalne myślenie. Podbiegłam do niej i uderzyłam ją w tę dziwną bliznę, a jej głowa…. odpadła? Reszta ciała nieznajomej rozpadła się w śmierdzący, żółty pył, który powoli zaczął się rozpływać się w powietrzu. Nie chciałam wiedzieć dlaczego tak się stało i co oznaczają te durne majaki.
Dotknęłam mojej głowy w miejscu, w którym zderzyła się ona z biurkiem, a pod opuszkami wyczułam rosnącego guza. Zakręciło mi się w głowie i zatoczyłam się na bok. Poślizgnęłam się na jakiejś lepkiej cieczy, przeleciałam kilka centymetrów ślizgając się po podłodze i rąbnęłam z całą siłą w lustro. Odłamki szkła pokaleczyły moją skórę na rękach, a statkiem porządnie zatrzęsło. Ledwie żywy Eric pociągnął mnie w stronę drzwi.
-Zaczekaj na mnie na pokładzie, muszę jeszcze coś załatwić- nie maiłam siły ani ochoty się z nim sprzeczać. Ruszyłam przed siebie, ale natychmiast zderzyłam się z drzwiami. Od potwornego smrodu oczy mi łzawiły i zaczęło kręcić mi się w głowie. Nie rozumiałam niczego od chwili, gdy przeczytałam słowa na tej przeklętej kartce. Kołysanie statkiem nie pomagało mi w przezwyciężeniu podwójnego widzenia. A może to nie statek się kołysze, tylko ja zachowuje się jak pijana. Jeśli to prawda, to czemu kredens jeździ po pokoju i rozwala się o ściany, i czemu jakaś brązowa masa biegnie prosto na mnie?
Pies zderzył się ze mną, a ja wyleciałam na korytarz ściskając go ze strachu tak mocno, że prawdopodobnie będzie na mnie obrażony do końca dnia. Nie widziałam, kiedy zwierze weszło do pokoju, jednak mam wrażenie, że posłużył się moim ciałem jako poduszką. Jęcząc i klnąc (prawdopodobnie na głos, bo straciłam kontrole nad tym, co myślę oraz mówię) doczołgałam się do stromych schodów. Moje rozmyślanie nad tym, jakim cudem zdołam pokonać tą przeszkodę, przerwał nagły dotyk na mojej ręce. Starałam się przybrać minę pt. ,,wszystko gra, o mnie się nie martw’’, ale mam delikatne wrażenie, że mi nie wyszło… Eric pociągną mnie do góry tak abym uniosła się na tyle, żeby mógł mnie przenieść na górny pokład bez większych dla mnie szkód. W połowie schodów, pies wyskoczył z mojego uścisku, a ja powoli traciłam świadomość, o ile już jej nie straciłam. Z trudem kojarzyłam fakt, bo potrafiłam się skupić prawie wyłącznie na bolącej czaszce i reszcie mojego nieszczęsnego ciała.
Kaban zaczął wściekle ujadać, a ja wciąż nie wiedziałam o co im chodzi. Nagle chłopak zrzucił mnie ze swojej ręki (jakkolwiek by to nie zabrzmiało), a ja strzępkami świadomości pojęłam dwie rzeczy. Pierwsza: przed nastolatkiem stało kilkanaście zielonych kobiet, pokrytych łuskami i z wodorostami zamiast włosów. Druga: podczas upadku po raz trzeci uderzyłam się w to samo miejsce i leżałam na pokładzie nucąc.
Lewo,prawo,burta, ster.
,, Ja mam kufel, a ty chleb.
Morski potwór mówi coś,
lecz ja być głupi ktoś.
Żagle, maszt i załoga nasza,
niech się stanie wola nasza.”
Haha, świetna piosenka Hestio. Dzięki za dedykacje. Wysyłaj kolejne części!
żywy/martwy, nie żywy-martwy
Ogromny stwór z kilkunastoma wężowymi tułowiami zamiast włosów i świecącymi, zielonymi oczami ze średnicami zmienionymi w dwie wąziutkie kreski, syczał oburzony na, odwróconego do niego tyłem chłopaka , który uderzał go na oślep moją książką od historii – straaaasznie długie zdanie 😀
jeśli robisz nawias, nie stawiaj przecinka
nie stawiamy ww. przecinka przed spójnikami jak ‚i’!
maiłam – miałam
kontrole – kontrolę
tą przeszkodę – tę przeszkodę
podciągną – podciągnął
Tyle krytyki ode mnie 😀 A opko jak zwykle ma ten swój marynarski klimat 😀 pisz szybciutko ciąg dalszy 😛
A i dzięki za dedyczkę 😀
Hahaha genialna piosenka 😉 dziękuje za dedyczkę, nie spodziewałam się 😀
I krytyka:
Dobra, raz się żyje… – przecinek
Chłopaka, który uderzał go na oślep… – bez spacji po chłopaka
I w piosence jest powtórzenie słowa nasza, lepiej by było z innym rymem, chociaż marynarze to niewyksztalceni ludzie…
Podobało mi siem 😛 niech żyje morze!
No rąbnięta Pani marynarz, raczej nie wie co śpiewa xDDD
Ludzie, jakie chaotyczne! ale stworzył oto fany klimat, więc podoba mi się 😀