Jednoczęściówka, którą od dawna chciałam napisać i jestem ciekawa czy komuś przypadnie do gustu :P. Dedykuje ją Rachel, ( pewnie mnie nie pamiętasz, ale też byłam na pierwszym turnusie OH. Ważne, że ja pamiętam cb xD) ponieważ to jest o tobie (o twoim niku, ale to szczegół). Może ktoś wydobędzie z niej jakiś ukryty morał xD.
Trzydziestolatka ubrana w pomarańczowy, długi do kolan płaszcz, z licznymi kieszeniami i zielone kozaki na gigantycznym obcasie, szła ulicą w stronę ponurego, bardzo starego budynku. W ręku trzymała obszerną, czerwoną torbę. Na jej twarzy było tak dużo makijażu, że gdyby ktoś dotknął różowego policzka, to w warstwie kosmetyku zniknęłaby mu prawie połowa paznokcia. Oczu nie można było opisać dokładniej, gdyż tęczówki co chwilę zmieniały barwę. To brązowe, to fioletowe, to różowe. Usta były na pewno operacyjnie zmienione, gdyż ich rozmiar stał się dwukrotnie większa od normalnych, dużych warg i zachowywały one purpurowy kolor, pomimo zetknięcia się z mokrą chusteczką. Nosa praktycznie nie posiadała, ponieważ został on zmniejszony do nienaturalnych rozmiarów. Purpurowe, farbowane włosy opadały idealnymi falami na ramiona. Koło ucha oprócz tatuaża w kształcie ptaka miała jeszcze obowiązkową do przeżycia ,,słuchawkę’’, która dostarczała sztucznego tlenu. Przez ,,pomocne’’ wynalazki i zanieczyszczenia w powietrzu nie było już prawdziwego. Wszystkie rośliny wyginęły, a wody zmieniły się w niezmierzone ścieki. To wszystko było dziełem właśnie takich postępowych ludzi jak pani Gertruda Shirley. Kobieta powoli ściągnęła skórzane rękawiczki ukazując tipsy koloru niedojrzałej pomarańczy i wcisnęła guzik z obrazkiem środka transportu. Kabina zjechała na dół w ciągu kilku sekund, a trzydziestolatka najwyraźniej nie zadowolona z powodu ,,długiego’’ postoju wsiadła do windy. Kiedy znalazła się w środku natychmiast wyciągnęła swojego różowego iphona.
– Część kochanie- cmoknęła do telefonu.- Właśnie jadę na piętro czternaste aby zebrać informacje o tej starej dziwaczce. Czekaj na mnie za pół godzinki z limuzynką na dole.
Rozłączyła się.
– Jak ja nie cierpię tego egoistycznego durnia- mruknęła pod nosem w chwili, kiedy automatyczne drzwi rozsunęły się, a ona wysiadła stukając obcasami o czystą podłogę. Na ścianach bloku wisiały liczne realistyczne obrazy . Pośrodku marmurowej podłogi korytarza, rozpościerał się czerwony dywan, jak dla jakiejś Hollywoodzkiej gwiazdy. Wnętrze było zadbane i o dziwo nie zniszczone wszechobecnymi graffiti tworzonymi przez wandali.
– Ale rudera. Pewnie mieszkają tu tylko starcy i biedacy. O matko święta! Nie mają nawet chodników do transportu! Jak ja się muszę poświęcać….- z tymi słowami kobieta ruszyła ku mieszkaniu z numerem dwieście dwanaście. Energicznie zapukała w drewno swoimi chudymi jak śmierć palcami. Z pokoju dobiegł odgłos kroków. Staruszka delikatnie uchyliła drzwi, lecz kiedy zobaczyła trzydziestolatkę szybko je zatrzasnęła. Prawie jej się to udało, lecz stopa dziennikarki utrudniła szczelne zamknięcie.
– Mówiłam, że nie udzielę wam żadnego wywiadu- prawie wywrzeszczała w twarz wścibskiej egoistki, ale ta nie zważając na jej słowa wepchnęła jej się do mieszkania.
Cóż, trudno to było nazwać mieszkaniem, gdyż był to ogromny apartament. Na ścianach widniały kolorowe plamki i przeróżne obrazy oraz fotografie. Niektóre bardzo stare, inne całkiem nowe. W oczy rzucały się dwa szczególnie wyróżnione zdjęcia. Na jednym była ładna, ruda dziewczyna pokazująca znak pokoju i obejmująca czarnowłosego, chłopaka z łobuzerskim uśmiechem i zielonymi jak morska toń oczyma. W tle widniały plakaty, z których wynikało, że oboje starali się pomagać innym. Drugie zaś było zbiorem kilku poprzyklejanych do siebie fotografii, które razem tworzyły zdjęcie grupowe bardzo wielu nastolatków ubranych w pomarańczowe koszulki z napisem ,,obóz herosów’’ oraz dwóch wyróżniających się postaci: tej samej dziewczyny co na poprzednim i centaura.
Oburzona staruszka już otwierała usta, żeby coś powiedzieć, ale kobieta była szybsza.
– Zrób mi herbatę i poczęstuj mnie mandarynkami, ale pamiętaj, że ma być pozbawiona tłuszczu, odpowiedz mi na pytania i będziesz miała święty spokój do końca życia, jasne?
Staruszka zmierzyła zielonymi oczami Gertrudę od stóp do głowy i najwidoczniej dała za wygraną, gdyż gestem kazała paniusi usiąść w fotelu, a sama włączyła czajnik z wodą i przyniosła owoce.
– A więc Pani Rachel Elizabeth Dare z wielu źródeł dowiedziałam się, iż jest Pani innego wyznania niż wszyscy w tym kraju. Ponoć wieży Pani w Greckich Bogów. Jaką ma Pani pewność, że oni istnieją ?
– A jaką Pani ma pewność, że ten wasz Jezus chodził po wodzie?- niemłoda dama odpowiedziała pytaniem na pytanie, a widząc konsternacje na twarzy kobiety dokończyła.- No właśnie żadną
– W takim razie czy był ktoś kto zachęcił panią do tej wiary?- dziennikarka spojrzała na nią podejrzliwie, a staruszka przelotnie zerknęła na dwa zdjęcia
– Nie, nikt mnie do tego nie namówił.
-To dlaczego pani w to wierz?- zniecierpliwiona trzydziestolatka skreśliła coś w swoim zeszycie .
– A czy wszystko musi mieć uzasadnienie? Czy zna Pani uzasadnienie na to, że ubiera się Pani kompletnie bez gustu? W niektóre rzeczy się po prostu wierzy lub się je wykonuje machinalnie, a poza tym czy czytała Pani kiedyś naprawdę dobrą książkę?
-Yyyyy książkę? Co to jest…
– Ech tego się spodziewałam, że wyrosła z was wszystkich banda grubych świrów komputerowych lub anorektyczek pozbawionych gustu. A film?
– Ach tak wiele- dziennikarka się nagle ożywiła .- Kocham oglądać filmy.
– No więc jeśli bohater przeżywa cierpienie, smutek, radość to…. wczuwasz się w jego historię, prawda?
– Och prawda, prawda przy tytaniku ryczałam non stop.
– A więc nie zastanawiała się Pani wtedy czy to naprawdę się zdarzyło,racja?
-Faktycznie,…. ale nadal nie rozumiem o czym pani mówi…
– Człowieku zapisz w tym swoim durnym zeszyciku, że nie wierzę w żadnych greckich bogów, i że nie udzieliłam wywiadu, a teraz won!- zdenerwowana staruszka wypchnęła zszokowaną kobietę za drzwi i zamknęła zamek na klucz.
– Co za bezczelność nawet herbaty mi się napić nie dała!- usłyszała głos w korytarzu.- Dziwak zawsze pozostanie dziwakiem, nieważne co się stanie.
Rachel usłyszała głośne TUP, TUP, TUP… DZYŃ i odetchnęła z ulgą. Nareszcie ta baba sobie poszła! Nareszcie mogła przestać wymyślać jakieś fałszywe odpowiedzi. Siedemdziesięcio siedmio latka podeszła do lustra.
Przyjrzała się swojej zniszczonej przez lata twarzy, rozpuszczonym, długim, siwym włosom, w których dało się dostrzec nitki rudych włosów, pomarszczonym dłoniom, ubraniu tym samym co zawsze nosiła – poszarpanym i poplamionymi farbami jeansach i bluzce z krótkim rękawem. Zielonym oczom i prawie niewidocznym piegom- jedynym co pozostało niezmienne.
Wszystko w jej życiu się zmieniło. Cała rodzina umarła, przekazała duch wyroczni delfickiej nowej śmiertelniczce, była teraz uważana za dziwaczkę, a może po prostu nią się stała….. Percy i Annabeth polegli w bitwie z Gają, podobnie jak większość jej znajomych. Satyrowie żyli tylko w mitach, bo nie mogli istnieć bez natury. Za to ona… ona czasami odwiedzała obóz, ale teraz robiła to bardzo rzadko. Każdy zakątek w tamtym miejscu przypominał jej jak kiedyś było, i jak już nigdy nie będzie.
Zamknęła oczy, a w wyobraźni zobaczyła swoją młodość i siebie samą. Energiczna optymistka zbierająca pieniądze na biednych, narzekająca na zanieczyszczony świat. Gdyby wtedy wiedziała w jakim śmietniku będzie mieszkała na starość doceniłaby drzewa, rośliny, morze i czyste powietrze. Widziała także pozbawiony technologii, stary, dobry obóz herosów. Sprawdzanie czystości, kawały dzieciaków od Hermesa, ogniska, bitwy o sztandar, zamieszanie z przepowiedniami. Ile by oddała żeby znaleźć się tam jeszcze raz, z tymi ludźmi.
W tym momencie nie było dla niej ważne czy to był tylko sen, czy był to wymysł jej wyobraźni. To właśnie tam była szczęśliwa. To co przeżyła było wszystkim co miała. Mogło to się nie wydarzyć naprawdę. Tego obozu mogło nie być. Bogowie mogli nie istnieć. Ona mogła być chorą psychicznie babcią, ale wierzyła z całych sił w tę historię, bo najważniejsze dla niej było mieć w co wierzyć. Mieć o czym marzyć i o czym śnić. Wiara to nie szaleństwo… Wiara to nadzieja. Nadzieja, że jesteśmy kimś więcej, że nie poddamy się tak łatwo. Nadzieja, że jutro będzie lepsze….
Świetne. Nic dodać, nic ująć ^^
Tytaniku – Tytanicu
Ciekawe, ciekawe. Chyba troszkę chaotyczne, ale fajne. Prawie się popłakałam (ale nwm, czy to z powodu opka, bo mam zapchany nos i łzy mi samoistnie lecą z oczu)
Tam na początku powinna być data 2073 ( nie skopiowała mi się)
Podłączam się do komentarza carmel, nic dodać, nic ująć 😉
Coś niesamowitego się dzieje na tym blogu. Od 3 lat nie miałam żadnej dedykacji, a w tym miesiącu aż dwie <3
I o matko pamięta mnie ktoś jeszcze z obozu herosów. Czuję się zaszczycona. Znaczy się … pokój w którym mieszkałam mnie pamięta. Muszą, nękam ich czasami, ale ktoś jeszcze.
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA
Powrót na ziemię… ok… co do opowiadania … zastanawiające. No wiesz o co mi chodzi. Fakt, że za kilkanaście lat Ziemia może wyglądać tak i ludzie będą "tacy". Zostawia człowieka z wieloma myślami na końcu. No i Percy zginie ? Takie w sumie byłoby radykalne zakończenie Riordana bo wszystkie te happyendy… nie to, że się czepiam, ale nawet jak spadli do tartaru to i tak każdy wie, ze wrócą cali i zdrowie jak zawsze 😉
Składam pokłony za dedykację 😉 Jeszcze raz ogromne dzięki
Świetne :D. Tylko, jak powiedziała Ella, troszkę chaotyczne, ale chrzanić to ;).
Super, ale właśnie: Percy zginął? To nie w stylu Riordana. Ale poza tym opowiadanie naprawdę świetne.