Moje nowe opowiadanie J Po długiej przerwie dostałam natchnienia, a że mam ferie… Nic nie stało na przeszkodzie.
Enjoy it.
Sandringham rok 1925.
Dwóch mężczyzn stało przed posterunkiem policji. Starszy miał około pięćdziesiąt lat, stał wyprostowany z niezadowoloną miną. Jego surowe i bystre czarne oczy, utkwione były w zamknięte już drzwi. Drugi był wysokim, dobrze zbudowanym dwudziesto-siedmiolatkiem o brązowych oczach i włosach. Obaj trzymali pod pachami mundury.
– Nadal nie rozumiem dlaczego to zrobiłeś.
Młodszy uśmiechnął się lekko i pokręcił głową.
– Już się nie nadaję do tej roboty Reece.
– Chyba masz rację – mężczyzna po chwili przytaknął. – Strasznie miękki się zrobiłeś.
– Dlatego się nie nadaję.
Stali tak jeszcze chwilę wspominając czasy służby. Wreszcie Reece odwrócił się i powiedział:
– No… tu nasze drogi się rozchodzą Albercie.
Brunet pokiwał głową.
– Będzie mi cię brakowało stary skąpcu.
Pięćdziesięciolatek zrobił urażoną minę.
– Żeby wytykać mi moje wady w takiej chwili! Zero sentymentalności.
Oboje wybuchnęli śmiechem i padli sobie w objęcia.
– Trzymaj się Reece.
– Na razie Albercie.
Puścili się, po czym odeszli w swoje strony.
Młody mężczyzna szedł powoli w stronę domu. Zajmował trzypokojowe mieszkanie nad opuszczoną piekarnią. Minął kilka przecznic rozmyślając o swojej przyszłości. „Najpierw znajdę pracę, z czegoś przecież muszę żyć.”
Z rozmyślań wyrwało go cichutkie gaworzenie. Obejrzał się wokół zaniepokojony. Po chwili dojrzał pod drzewem dziwne zawiniątko. Podszedł do niego zaintrygowany. Spojrzał na nie, rozdziawił usta i przetarł z niedowierzaniem oczy.
Mały chłopiec o dużych niebieskich oczach patrzył z dołu na twarz Alberta. Mężczyzna, wciąż zszokowany podniósł dzieciaka.
– Skąd ty się tu wziąłeś?
Bobas mógł mieć zaledwie rok. Uśmiechał się bezzębnymi dziąsłami wyciągając rączki.
– Ładna ci heca – mruknął brunet. Nagle dostrzegł na ziemi białą kopertę, schylił się po nią, a po chwili wahania rozerwał i wyciągnął z niej list. Z początku szargały nim wyrzuty sumienia, ale te rozwiały się, gdy zagłębił się w treść pisma. Kiedy skończył czytać spojrzał na dzieciaka, bogaty w nową wiedzę.
– Jeśli to prawda… – wyszeptał. Po chwili chwycił małego wygodniej i zabrał go do domu.
***
Piętnaście lat później
Szczupły, przeciętnego wzrostu szesnastolatek szedł zadowolony prawie pustą ulicą. Spod blond czupryny błyskały wesołe niebieskie oczy. Chłopak miał prosty nos, łagodne rysy twarzy i ujmujący uśmiech. Na białą koszulę miał narzucony granatowy bezrękawnik. Oglądał się cały czas za siebie, raz po raz wołając:
– Adamai do mnie! Pospiesz się!
Na te słowa piękny biszkoptowy whippet o białej kufie i brązowych oczach, biegnie jak szalony za swoim panem. Po czym zatrzymuje się i znów zaczyna obwąchiwać wszystko dookoła. I tak kilka razy aż dotrą do centrum miasteczka. Wtedy Adamai grzecznie ustawia się koło nogi chłopaka i radośnie drepce.
– Dobry piesek – nastolatek pogłaskał psa po głowie i skierował się do piekarni na rogu.
W środku, jak zwykle panował przyjemny gwar. Gdy się tu wchodziło po raz pierwszy, mówiło się jedynie „rety”. Ponieważ z całą pewnością nie był to zwykły sklep z pieczywem. Stały tu miękkie fotele, kilka stolików i długa drewniana ława, wszystko po to, żeby można było usiąść, napić się herbaty i pogadać o niczym. Ludzie chętnie tu przychodzili, chleb był naprawdę najwyższej jakości, a i rozmowa z właścicielem była czystą przyjemnością.
– Cześć tato! – krzyknął chłopak zaglądając do pomieszczenia z piecem. Albert stał przy nim pilnując czasu na zegarku.
– Cześć Jamie. Zaniosłeś te papiery jak cię prosiłem?
– Jasne. – blondyn porwał ze stołu bułkę z makiem i ugryzł kawałek. – Andersonowie się pytają czy chcesz więcej mąki, bo mają na zbyciu.
– Nie, nie trzeba – mężczyzna machnął ręką, po czym chwycił szpadel i wyciągnął z pieca bochenki chleba. Jamie postał jeszcze chwilę przeżuwając powoli. Lubił patrzeć jak tata pracuje. Ta piekarnia była jego marzeniem. Sam ją wyremontował i sprawił, że przychodziły tu tłumy. Szesnastolatek odwrócił się, zawołał psa, po czym pobiegł na górę – do mieszkania. Wszedł do swojego pokoju i odruchowo włączył radio.
Wojska niemieckie posuwają się wciąż do przodu. Czyżby nadchodził koniec Francji? I najważniejsze, czy Wielka Brytania ma się czego obawiać?
Zdenerwowany Jamie, szybkim ruchem wyłączył odbiornik. Wojna. Tylko o tym się teraz mówi. Ludzie trzęsą się ze strachu. Nie wiedzą co robić. A on… On nie czuł wojny. Poprawka. Nie rozumiał wojny. W głowie mu się nie mieściło jak można tak bezlitości i bez żalu mordować ludzi. Wzdrygnął się ze zniesmaczenia. Położył się na łóżku, twarzą do materaca, po chwili dołączył do niego Adamai. Chłopak zamknął oczy i wspomnienie dzisiejszego ranka zajęło jego myśli.
Szedł z psem w stronę rzeki płynącej koło rezydencji królewskiej. Miał zamiar popływać jak co dzień, a potem zanieść Andersonom papiery od ojca. Kiedy znaleźli się na miejscu, whippet zaczął węszyć w powietrzu i strugać w skupieniu uszami. Odwrócił głowę ku zaroślom, warknął, po czym wydał z siebie ostrzegawczy szczek.
– Co tam masz piesku? – Jamie podszedł do pupila. Nagle z traw wyłoniło się długie, gadzie cielsko. Wąż był ciemnozielony, miał żółte ślepia i, co zdumiało Jamiego, wieniec czerwonych kolców wokół głowy .
– Ale dziwadło – chłopak zmarszczył czoło pochylając się ku zwierzęciu. Wtedy gad otworzył paszczę i wypluł język ognia.
– Aaaa! – blondyn odskoczył. Strach pojawił się w jego oczach. Adamai szczeknął kilka razy, ale nie zbliżył się do stworzenia. Ten jednak zainteresował się psem. Powoli posunął swe cielsko w jego stronę, a trawa wokół węża uschła i zżółkła. Whippet obnażył kły, stwór syknął znów plując ogniem. Uniósł się na ogonie, rozdziawił pysk…
– Nie! – wrzasnął Jamie wyciągając rękę w stronę gada. Ku jego przerażeniu wystrzeliły z niej jasne, niebieskawe pioruny, tylko tak mógł to określić. Promienie trafiły w stwora, który momentalnie rozpadł się w pył. Chłopak dyszał mając szeroko otwarte oczy. Oglądał dłoń ze wszystkich stron. Wyglądała jak zawsze. Zacisnął powieki, przełknął ślinę i pomyślał : „Na pewno ci się zdawało, coś takiego jest niemożliwe. A wąż z pewnością wystraszył się i uciekł.” Uspokoiwszy się, pogłaskał zdenerwowanego psa, po czym uciekł z miejsca zdarzenia.
Albert ścierał stoliki uśmiechając się do siebie. „Kolejny udany dzień, na szczęście wojna nas jeszcze nie dopadła.” Jakby specjalnie, na przekór jego myślom, z oddali rozległ się dźwięk alarmu. Ludzie wypadli z domów na ulice. Jamie zbiegł z góry zaniepokojony hałasem. Razem wyszli na zewnątrz. Przejechał wóz policyjny, potem wojskowy samochód. Oba pędziły przed siebie. Kobiety załamywały ręce, mężczyźni zaczęli szeptać: „zaczęło się.” Wtedy nad ich głowami przeleciały trzy bombowce. Wszyscy wstrzymali oddech. Jakaś staruszka wybuchnęła płaczem i zawodziła: „wojnę mamy, wojnę.”
Po tygodniu stało się to oficjalne. Hitler przejął Francję i czeka aż Wielka Brytania podda się sama. Oczywiste było, że to nie nastąpi. Zaczął się nabór do wojska. Zdumiewająca ilość ochotników pragnie bronić Anglii. Z Sandringhamu też znaleźli się chętni. Całe miasteczko szykuje ich do wyjazdu. Jamie nie mógł tego znieść. Nie potrafił się przyzwyczaić do przejeżdżających pojazdów wojskowych, pełnych ubranych w mundury żołnierzy. Zaczęły się godziny policyjne. Musiał się wymykać żeby pobiegać z psem. „Błagam żeby to nie trwało wieczność” – mówił sobie co wieczór.
Kolejny miesiąc był zdecydowanie najgorszym w całym życiu Jamiego. Prawie w co drugą noc wszyscy musieli się kryć w schronach. Zazwyczaj były to fałszywe alarmy, ale emocje wszystkich i tak sięgały zenitu. Podczas jednej z takich akcji, kiedy siedzieli razem z Albertem w piwnicy czekając na odwołanie alarmu, czterdziesto-pięciolatek zaczął:
– Jamie… dostałem nakaz.
Chłopak podniósł głowę. Nawet pies uniósł łeb i łypnął swoimi inteligentnymi oczami.
– Proszę cię, nie mów, że musisz iść do wojska.
Albert wydawał się zaskoczony i uspokajająco zamachał ręką.
– Nie skąd, nie chodzi o to. Widzisz… wszyscy poniżej osiemnastego roku życia mają zostać wywiezieni poza obszar bombardowania. Gdzieś, gdzie jest bezpieczniej, czyli… najprościej mówiąc na wieś.
Szesnastolatek otworzył szerzej oczy. W zasadzie mógł się tego spodziewać. Westchnął i podrapał się po głowie.
– To konieczne? – spytał z nadzieją w głosie. – Wolałbym zostać z tobą, tutaj.
– Wiem, ale muszę się dostosować do rozkazów. Też nie chcę się z tobą rozstawać. – w oczach Alberta zebrały się łzy. – Pamiętam cię jak byłeś taki malutki, był z ciebie taki uroczy brzdąc. – mężczyzna rozczulił się na dobre. Jamie pokręcił z rozbawieniem głową. Podszedł do ojca i poklepał po ręce.
– Będzie dobrze tato. Jestem pewien. Po chwili dodał:
– Ale będę mógł zabrać Adamaia, co nie?
Notka od autorki:
Przez kilka kolejnych rozdziałów pojawiać się będzie taka notka. Otóż jeśli macie problem z dokładnym wyobrażeniem sobie postaci, zamieszczam tu linki do zdjęć, obrazów, na których wzorowałam się kreując głównych bohaterów.
I tak, Jamie to przerobiony Albus rysowany przez Burdge:
http://burdge-bug.deviantart.com/art/HP-next-generation-fun-171334401 (przypominam Jamie ma blond włosy i niebieskie oczy)
Zaś Adamai:
http://www.lazarus-whippet.net/index_pl1.html (wiem, że na zdjęciu widnieje suczka, ale chyba to nie jest problemem ;))
bezlitości- bez litości
poza tym super! Pisz dalej!
Extra. Zdaje mi się, że Jamie to te malutkie dziecko, które zostało znalezione na drodze? A może nie? Jeśli tak to powinni – eń mieć z pięćdziesiąt jeden lat, a jeśli nie to oddaję honor ^^
Po pierwsze: to ja Kira, z przyczyn o których długo by mówić, założyłam to konto, którego będę używać do pisania komentarzy itp.
Po drugie: Tak, Jamie to ten znaleziony chłopczyk i już wyjaśniam sprawę z wiekiem. Albert znalazł go kiedy miał rok, a cała akcja dzieje się piętnaście lat później, więc Jamie ma szesnaście lat, nie pięćdziesiąt jeden 😉
Mieszasz czasy. Ambitny temat 😉
zapowiada się ciekawie ^^
Może być spoko. Czekam na cd, bo jest obiecujące.
Dopiero teraz zauważyłam mój błąd. Wkleiłam zły link jeśli chodzi o zdjęcie Adamaia. Jeśli ktoś jest zainteresowany to proszę: https://lh3.googleusercontent.com/-YaEBqd3D4ZA/UOwWNpgMuYI/AAAAAAAAD2M/HhkQeVDbWyQ/s800/P1070113.JPG
Wooohooo! Świetnie dobrany czas, fajnie opisany klimat, uczucia – wszystko!